Akceptuję i chcę ukryć komunikat Fly4free.pl korzysta z technologii, takich jak pliki cookies, do zbierania i przetwarzania danych osobowych w celu automatycznego personalizowania treści i reklam oraz analizowania ruchu na stronie. Technologię tę wykorzystują również nasi partnerzy. Szczegółowe informacje dotyczące plików cookies oraz zasad przetwarzania danych osobowych znajdują się w Polityce prywatności. Zapoznaj się z tymi informacjami przed korzystaniem z Fly4free.pl. Jeżeli nie wyrażasz zgody, aby pliki cookies były zapisywane na Twoim komputerze, powinieneś zmienić ustawienia swojej przeglądarki internetowej.



Napisz nowy temat Odpowiedz  [ 19 posty(ów) ] 
Autor Wiadomość
#1 PostWysłany: 09 Wrz 2019 14:13 
Moderator forum

Rejestracja: 08 Lis 2011
Posty: 988
Loty: 124
Kilometry: 370 562
Na początku był początek...

Córka zjeździła z nami kawał świata, aż została nastolatką i stwierdziła, że wyjazdy na wakacje ze "starymi" są passe. I nie jeździła, poza kierunkami północnymi. Do Norwegii poleciała, a jej wielkim marzeniem była Islandia. Zrodził się więc taki chytry plan, że na 18 urodziny dostanie voucher na wyjazd na wyspę ognia i lodu.
Załącznik:
Voucher Islandia.jpg
Voucher Islandia.jpg [ 581.45 KiB | Obejrzany 12861 razy ]

Prezent okazał się trafiony, a ja rozpocząłem misję wyszukiwania tanich biletów. Był styczeń 2018, daliśmy sobie czas na realizację vouchera do końca 2020. Ponieważ w grę wchodziły tylko terminy wakacyjne, to nie było prosto, ale udało się. W 2019 we wrześniu zakupiłem bilety na sierpień 2020. Chyba jeszcze nigdy nie kupiłem biletów z takim wyprzedzeniem, ale raz, że miałem nóż na gardle (bo termin na zrealizowanie vouchera się zbliżał), a dwa, że cena była korzystna.
3 x Wrocław - Reykjavik + 5 x bagaż nadawany (10kg) na tej trasie kosztował (Wizz z WDC) 1270 PLN. Dlaczego 5 x bagaż? Bo 2 bagaże (w dwie strony) były przewidziane na nasze rzeczy, a jeden na żarcie. ;)
Tak to jakoś wyglądało...
Załącznik:
Kolejka.jpg
Kolejka.jpg [ 122.47 KiB | Obejrzany 12861 razy ]

Dużo tego...

Rok czekania na wyjazd szybko minął, może dlatego, że nie czekaliśmy bezczynnie, tylko zajęliśmy się różnymi ciekawymi sprawami, jak na przykład szkoła (bleee...), praca (bleeee....) grudniowy wyjazd do Norwegii ( :D ) czy styczniowy na Seszele ( 8-) ). W tak zwanym międzyczasie pojawiła się akcja bookingu z kuponami wkładanymi do gazet i krótka wizyta w pobliskim kiosku ruchu pozwoliła nam zaoszczędzić prawie 1000 PLN na kosztach noclegów.

Miałem też sporo czasu, żeby przygotować plan wyjazdu. Żeby zrobić to dobrze, najpierw trzeba poznać oczekiwania uczestników.
Córka - W zasadzie było jej wszystko jedno co będziemy robić, bo Islandia jest cudna w całości i w każdym jej małym fragmencie. Bardzo chciała jedynie zobaczyć zorzę, ale wszyscy zdawaliśmy sobie sprawę, że szanse na to są znikome.
Żona - Numerem jeden był lodowiec, a w szczególności lodowe góry pływające po jakiejś wodzie oraz skrzyżowanie kaczki, pingwina i tukana, czyli maskonury.
ja - No wiadomo, ja jestem do spełniania marzeń kobiet mojego życia. ;) A tak dla siebie, to chciałem zobaczyć gejzer. Tylko proszę mi tu bez Zygmunta Freuda... :lol:

Uznałem, że najlepszym sposobem aby spełnić powyższe konieczne będzie wynajęcie auta i objechanie wyspy dookoła. Ponieważ nie miałem zamiaru zbytnio się oddalać od drogi nr 1, a już zupełnie odpuściłem wszystkie drogi z "F" w nazwie, to uznałem, że wynajmowanie jakiegoś 4x4 to przesada, a jakieś autko z segmentu C będzie w sam raz. A jak wszyscy wiedzą, wynajęcie auta na Islandii to nie jest tania rzecz. ;) Poobserwowałem ceny i ciągle najkorzystniej wypadały autka z EconomyCarRentals. Renault Megane za ok. 2.000 PLN za tydzień. Wynajem w ECR ma jednak tę wadę, że nie wiesz co (a dokładniej: "nie wiesz z jakiej wypożyczalni...") kupujesz, dopóki nie kupisz. W zeszłym roku, w USA, miałem szczęście w "losowaniu" i trafiłem Alamo, na którym mi właśnie zależało. W tym roku na Islandii miałem pecha i trafiłem na FairCar. Wypożyczalnie ta, wbrew nazwie, wcale nie jest "Fair". W wielu miejscach w internecie, również i na forum f4f, można wyczytać, że dziwnie często udaje im się zauważyć usterki na oddawanym aucie dopiero po jakimś czasie od zwrotu auta, gdy wynajmujący nie ma najmniejszej szansy się bronić. I za te usterki ściągają później z karty straszne pieniądze. Szanse na uznanie jakiejkolwiek reklamacji marne. Wakacje to nie jest czas, który powinno się spędzać na zamartwianiu się o ewentualny niespodziewany i nieuzasadniony wzrost kosztów, skorzystałem więc z opcji darmowego anulowania złożonej w ECR rezerwacji i wynająłem auto z mającej świetne opinie Blue Car Rental. Toyota Auris za ok. 2.400 za tydzień. W cenie był już całkiem niezły pakiet ubezpieczeń, a jako szczęśliwy posiadacz polisy icarhireinsurance wkładem własnym się nie martwiłem.
Załącznik:
Auris.JPG
Auris.JPG [ 308.28 KiB | Obejrzany 12861 razy ]

Uprzedzając fakty - auto okazało się być nówką w świetnym stanie, "przygód" żadnych nie mieliśmy, a z wynajęciem i zwrotem auta nie było żadnego problemu. Przy okazji chciałbym podziękować @Artycjusz. Jego obszerne i ciekawe wpisy bardzo mi pomogły w podjęciu decyzji dotyczących wynajmu auta, a także w planowaniu pewnych innych aspektów wyjazdu.

Mamy bilety, noclegi, auto i spakowane bagaże, to co dalej? To...

Lecimy!

Dojazd do Wrocławia bez przygód. Samochód zostawiamy na parkingu lotniskowym. Minimalna różnica w cenie w stosunku do "prywatnej inicjatywy" przegrała z komfortem wynikającym z braku konieczności dojeżdżania. Krótki spacer, nadanie bagażu bez problemu. Dozwolone 10 kg/osobę wykorzystane z dokładnością do 100g :D Jeden z plecaków, z uwagi na dużą ilość wystających pasków, został nadany jako niestandardowy, oczywiście bez dodatkowych opłat.
Na lotnisku spodobały nam się bardzo te fotele, zwłaszcza w wersji "leżącej".

Image

W saloniku świetny makaron z suszonymi pomidorami. Wejście na Diners Club.
Lot, jak lot. Nieodmiennie zadziwiają mnie jedynie ludzie, którzy kupują w samolocie perfumy czy zegarki. Ale ponieważ m. in. dzięki temu mamy tanie bilety, to chwała im. Nich kupują nawet i samochody. :D
Już pierwsze widoki na Islandię w zasadzie pozwoliłyby odhaczyć jeden z punktów wycieczki - lodowiec, ale Żona uparła się, że jednak nie. Niby, że za daleko. Nie jest łatwo kobiecie dogodzić... ;)

Image

Lotnisko w Keflaviku bardzo ładne i nowoczesne. Do tego bardzo dobrze oznakowane. Nie sposób się pomylić i wyjść na przykład na Krecie czy Madagaskarze. :lol:

Załącznik:
Wyjście.jpg
Wyjście.jpg [ 196.8 KiB | Obejrzany 12861 razy ]


Darmowym autobusem podjeżdżamy pod wypożyczalnię. Na upartego można iść na pieszo, nie jest daleko. Odbieramy Aurisa, seria zdjęć "na wszelki wypadek" i jedziemy w kierunku pierwszego noclegu. Wyspę będziemy objeżdżać w kierunku zgodnym z ruchem wskazówek zegara. Poszukiwania niedrogich kwater po trasie sprawiło, że na pierwszą nockę wybrałem Akra Guesthouse w miejscowości Akranes. Nocleg dla 3 osób, ze śniadaniem ok. 450 PLN.

Tu mała dygresja - wszystkie ceny będę podawał w PLN, bez uwzględniania różnych metod optymalizujących wydatki, takich jak, wspomniane już kupony od booking.com czy programy pozwalające na cashback kilku procent poniesionych kosztów. Wydaje mi się, że tak będzie bardziej czytelnie.


Załącznik:
Trasa dzień 0.JPG
Trasa dzień 0.JPG [ 55.94 KiB | Obejrzany 12861 razy ]

W Akranes nie ma zbyt wiele atrakcji, a co za tym idzie, zbyt wielu turystów.
Z atrakcji na google znalazłem latarnię morską (a nawet dwie) i wrak kutra rybackiego. Natura zaserwowała nam trzecią atrakcję - niesamowity zachód słońca. :)
Najdroższa nie czuła się za dobrze, więc tylko z córą udaliśmy się na "zwiedzanie" atrakcji.

Image

Centrum informacji turystycznej. Czemu trzymają słońce w domu? Nie mam pojęcia... Jest latarnia stara i nowa (działająca). Na zdjęcia załapała się tylko ta nowa, bo stara nie chciała ładnie zapozować z zachodzącym słońcem. :)

Image

Image

Image

Image

Nasza czarodziejska kulka, którą wierni czytelnicy znają z relacji o Seszelach była z nami. Mimo ograniczonej wagi bagażu :)

Image

Image

Ile to się trzeba z obróbką napracować, żeby stara łajba w kiepskim świetle bajkowo na zdjęciu wyglądała :lol:

Image

Akra Guesthouse to pensjonat w prywatnym, piętrowym domu. Jedna łazienka na kilka pokoi to minus, ale za czystość i pyszne śniadanie dwa duże plusy. Zresztą była druga łazienka, awaryjna, na parterze. Tylko bez prysznica. Zasadniczo obiekt mogę polecić. Największe zaskoczenie - możliwość płacenia kartą, i to Dinersem. :)
Jemy kolację i idziemy spać.
Co do tej kolacji - nasz dodatkowy, spożywczy, bagaż zawierał wielki, wiejski chleb, z gatunku tych, co po tygodniu są równie smaczne, jak pierwszego dnia, kilka konserw, jakieś chińskie i knorrowskie dania, gotowe po zalaniu wrzątkiem, duże i dobre musli oraz trochę słodyczy. Dokładając do tego świetne śniadania, które mieliśmy każdego dnia w hotelach dało się na tym przeżyć i nie było źle.
Kolejny dzień zaczynamy od drobnych zakupów (mleko do musli i szczoteczka do zębów). Jak się później okazało szczoteczka (moja) jednak była w bagażu, tylko się schowała. Tak to jest, jak się ma za dużo bagaży. Trzeba latać z podręcznym, to się człowiek nie zamota. :lol:
Zaopatrzenie robiliśmy niemal wyłącznie w Bonusie. Taka ichnia Biedronka, tylko, że świnka.

Image

W tym momencie przechodzimy do właściwej części naszego wyjazdu. A właściwie, to przejdziemy, jak napiszę kolejną część.
_________________
Moje relacje:
<USA - Roadtrip z namiotem na dachu>; <Seszele Luksusowo? Budżetowo? Panie, a nie można obu? Można!>,
<Islandia - lodowe góry i maskonury.>, <Ej, ale będzie widać góry? - Kirgistan Kazachstan>
<Wuchta problemów - Hong Kong, Filipiny>
Góra
 Profil Relacje PM off
23 ludzi lubi ten post.
 
      
Majówka w USA: Seattle + Bozeman lub Missoula od 2639 PLN Majówka w USA: Seattle + Bozeman lub Missoula od 2639 PLN
Urlop nad Gardą za 1031 PLN. Loty do Włoch z Katowic, noclegi przy jeziorze i auto Urlop nad Gardą za 1031 PLN. Loty do Włoch z Katowic, noclegi przy jeziorze i auto
#2 PostWysłany: 09 Wrz 2019 15:20 

Rejestracja: 20 Lis 2014
Posty: 3354
złoty
Brawo ! Mam nadzieję ze moje córki tez będą chciały ze mną jechać na Islandię.
Zapisuję się do wątku.
Góra
 Profil Relacje PM off  
      
#3 PostWysłany: 11 Wrz 2019 14:19 
Awatar użytkownika

Rejestracja: 31 Gru 2014
Posty: 0
Loty: 74
Kilometry: 88 055
"...Był styczeń 2018, daliśmy sobie czas na realizację vouchera do końca 2020. Ponieważ w grę wchodziły tylko terminy wakacyjne, to nie było prosto, ale udało się. W 2019 we wrześniu zakupiłem bilety na sierpień 2020..." to kiedy byliście na tej Islandii? Po za tym relacja ciekawa, czekam na dalszą część relacji. Wybieram się na Islandię w przyszłym roku - 2020:)
Góra
 Profil Relacje PM off
4 ludzi lubi ten post.
marcinsss uważa post za pomocny.
 
      
#4 PostWysłany: 11 Wrz 2019 15:53 
Moderator forum

Rejestracja: 08 Lis 2011
Posty: 988
Loty: 124
Kilometry: 370 562
anapinio"...Był styczeń 2018, daliśmy sobie czas na realizację vouchera do końca 2020. Ponieważ w grę wchodziły tylko terminy wakacyjne, to nie było prosto, ale udało się. W 2019 we wrześniu zakupiłem bilety na sierpień 2020..." to kiedy byliście na tej Islandii? Po za tym relacja ciekawa, czekam na dalszą część relacji. Wybieram się na Islandię w przyszłym roku - 2020:)

Jedyny, który przeczytał uważnie. Ewentualnie jedyny, któremu chciało się skomentować.
Oczywiście namieszałem. Bilety kupione we wrześniu 2018 na sierpień 2019.
_________________
Moje relacje:
<USA - Roadtrip z namiotem na dachu>; <Seszele Luksusowo? Budżetowo? Panie, a nie można obu? Można!>,
<Islandia - lodowe góry i maskonury.>, <Ej, ale będzie widać góry? - Kirgistan Kazachstan>
<Wuchta problemów - Hong Kong, Filipiny>
Góra
 Profil Relacje PM off  
      
#5 PostWysłany: 11 Wrz 2019 16:46 

Rejestracja: 12 Lip 2018
Posty: 193
Właśnie chciałem pisać, że chyba wehikuł czasu był w użyciu ;) Pisz, będę czytał, bo za Islandią już mi się tęskni :D
Góra
 Profil Relacje PM off  
      
#6 PostWysłany: 12 Wrz 2019 12:26 
Moderator forum

Rejestracja: 08 Lis 2011
Posty: 988
Loty: 124
Kilometry: 370 562
Zachód zawiódł.

Tego dnia mieliśmy ponad 400 km do zrobienia, kilka mocno polecanych w internetach miejsc i na koniec... nie było efektu WOW!

Może mieliśmy zbyt wysokie oczekiwania? To było tydzień po powrocie z Kirgistanu, a Kirgistan mocno podniósł poprzeczkę. Ale to dopiero w kolejnej relacji.
Może pogoda nam troszkę zepsuła wrażenia? Może jakieś takie zmęczenie?
No nie wiem... Żeby Was nie zniechęcić do czytania dalszych części, od razu powiem, że w kolejnych dniach efekt WOW! się pojawił. I to wielokrotnie, ale na razie taka trasa...
Załącznik:
Trasa dzień 1.JPG
Trasa dzień 1.JPG [ 82.14 KiB | Obejrzany 12363 razy ]

Jak widać zachód wyspy z wyskokiem na półwysep Snæfellsnes. Przed wyjazdem kombinowałem na różne sposoby, żeby zahaczyć jeszcze o fiordy zachodnie, ale nijak mi się to czasowo nie zgrywało. Pierwszy przystanek spontaniczny. Był drogowskaz na jakieś baseny termalne (Landbrotalaug). No to skręcamy. My, "starzy" jakoś ochoty na kąpiele nie mieliśmy, ale córka stwierdziła, że zamoczy nogi z widokiem, na jakiś wulkanik.

Image

Image

Image

"Jak tu teraz zamienić ciepłą wodę na zimne glany?" :lol:

Kolejny przystanek już według rozkładu jazdy. Ölkelduvatn - źródło naturalnej GAZOWANEJ wody mineralnej. Woda bardzo kiepska w smaku, z powodu bardzo wysokiej zawartości żelaza (1000 razy więcej, niż "normalna" woda). Z powodu tego żelaza cała okolica zardzewiała. Źródło znajduje się na prywatnym terenie, ale właściciel udostępnił je do "zwiedzania", w zamian prosząc o wrzucenie "grosika" do wiszącej przy parkingu puszki. Smak kiepski, ale podobno zdrowa. I bąbelki faktycznie były.

Image

Następny punkt programu, to nasz pierwszy większy wodospad na Islandii - Bjarnarfoss. Wysoki na 79 metrów. Ładny.

Image

Image

Tu widać skalę, tylko trzeba zauważyć ludzi na zdjęciu. ;)
A jak już woda spadnie z góry, to jej się przestaje spieszyć.

Image

Kawałek dalej mamy widok na Snæfellsjökull – wysoki na 1446 m stratowulkan, którego szczyt przykryty jest lodowcem. A właściwie widok, na kawałek stratowulkanu.

Image

Nie był tak uprzejmy, żeby nam się zaprezentować w całej okazałej okazałości. A szkoda, bo to celebryta wśród wulkanów. Snæfellsjökull został rozsławiony przez Juliusza Verne w powieści "Podróż do wnętrza Ziemi". Główni bohaterowie schodzą do wnętrza Ziemi właśnie poprzez Snæfellsjökull.

Za to czarny kościółek w Búðakirkja nam się pokazał w pełnej krasie...

Image

ale tylko z jednej strony. Z drugiej strony był remont. :lol:

Image

W sumie nic dziwnego, że remontują. To w końcu najstarszy drewniany budynek na Islandii (z 1703 roku).
Z racji remontu nie było szans na jakąś ciekawszą sesję fotograficzną z kościółkiem, to idziemy na krótki spacer na pobliską plażę.

Image

Image

Image

Na plaży podobno można czasami spotkać foki. Nam się nie udało.
W drodze powrotnej za to, udało się zrobić jeszcze kilka zdjęć kościółka. Z daleka nie widać, że trwa remont. :)

Image

Image

No to jedziemy dalej. W góry. A dokładnie, to w te góry widoczna za kościółkiem. Przejazd przez góry bez większych emocji. Droga głównie asfaltowa, tylko w najwyższych partiach były fragmenty szutrowe. Za to widoczność paskudna. Było po drodze kilka punktów widokowych, ale obejrzeć mogliśmy co najwyżej owce.

Image

Jak widać nie ma rasizmu na Islandii.
I tak dojeżdżamy do głównego punktu programu przewidzianego na ten dzień. Niestety, chmury dojeżdżają razem z nami. I nie chcą odjechać.

Image

Image

Wodospad Kirkjufellsfoss oraz góra Kirkjufell to chyba najbardziej znany "widoczek" z Islandii. Czekaliśmy ponad godzinę na poprawę warunków, ale się nie doczekaliśmy. Zjedliśmy sobie za to obiad - musli z mlekiem i wyruszamy dalej. Z nudów Asia się trochę filtrami w tablecie pobawiła i oto jej wersja Kirkjufell. Taka jesienna, zainspirowana zdjęciami jednej znanej instagramerki, u której nawet w środku wiosny może być jesień, bo jej pasuje do outfitu. :lol:

Image

Jedziemy dalej i pogoda już po chwili się zmienia. Znane powiedzenie mówi: "Jeżeli podoga na Islandii/ w Norwegii Ci nie odpowiada, to poczekaj 15 minut", ale mam swoją teorię. Pogoda zmienia sie nie co 15 minut, tylko co 15 kilometrów.

Image

Image

Tu chyba też przerwa obiadowa. :)
Nic zbytnio ciekawego po drodze już nie było, a godzina późna, więc bez przystanków jedziemy do hotelu. Pod koniec dnia natura przygotowała nam jednak niespodziankę. To chyba miała być rekompensata za zepsute chmurami widoki. Bo chmury, to potrafią również być piękne. I rzucać piękne cienie.

Image

Image

Image

Image

Nocka w hotelu Huni, do którego idealnie pasuje określenie "pośrodku niczego". Cena - 601 PLN. Nie wiem, jak to się stało, ale nie mam z tego hotelu żadnego zdjęcia. :shock: Hotel bardzo fajny. Jak wszystkie na Islandii wzorcowo czysty. Jest to spory obiekt, ma własną salę gimnastyczną i basen (oraz jakuzzi) ogrzewany geotermią. W obsłudze dwoje bardzo sympatycznych Polaków.
Tu pierwszy raz spotykamy się z tym, że CIEPŁA woda z kranu śmierdzi siarkowodorem. Zimna na szczęście jest normalna.
Dostaliśmy darmowy upgrade do pokoju z łazienką :) Skorzystaliśmy z basenu wspólnie z grupą Czechów. Zjedliśmy rano pyszne śniadanie i wyruszyliśmy w drogę powrotną. Ale tylko kawałek, bo pominęliśmy jedną atrakcję, której pomijać się nie powinno... CDN
_________________
Moje relacje:
<USA - Roadtrip z namiotem na dachu>; <Seszele Luksusowo? Budżetowo? Panie, a nie można obu? Można!>,
<Islandia - lodowe góry i maskonury.>, <Ej, ale będzie widać góry? - Kirgistan Kazachstan>
<Wuchta problemów - Hong Kong, Filipiny>
Góra
 Profil Relacje PM off
9 ludzi lubi ten post.
 
      
#7 PostWysłany: 18 Wrz 2019 14:07 
Moderator forum

Rejestracja: 08 Lis 2011
Posty: 988
Loty: 124
Kilometry: 370 562
Północ daje radę!

Według google maps, z hotelu Huni do naszego następnego noclegu mieliśmy 143 kilometry. No ale nie jesteśmy na wyścigach. Udało mi się zrobić z tego ponad 270. Głównie dlatego, że na początku dnia cofnęliśmy się nieomal o 50 km, żeby pojechać do Hvítserkur.
Załącznik:
Trasa dzień 2.JPG
Trasa dzień 2.JPG [ 79.21 KiB | Obejrzany 11635 razy ]

Do Hvítserkur jedzie się drogą szutrową i do wyboru są dwa warianty: z lepszą nawierzchnią i z lepszymi widokami. Oczywiście wybraliśmy widoki.

Image

Image

Image

Auris dała radę, choć było kilka ciekawszych momentów. 8-)
Okolica zrobiła się wreszcie taka islandzka, a uroku dodawały jej stada owiec. Bardzo spodobały nam się te dwa maluchy, które w ciągu kilku minut próbowały wydoić matkę i chyba wszystkie "ciotki" obecne na pastwisku. Bez względu na kolor "ciotek". :)

Image

Image

Jak ktoś dojedzie w te okolice transportem publicznym, to pewnie dane mu będzie dojść na dół tą ścieżką. Zmotoryzowani jadą kawałek dalej i parkują na darmowym parkingu. Z parkingu można iść w dwie strony. Gdy pójdziesz w lewo, to dojdziesz do Hvítserkur.

Image

Image

Hvítserkur znaczy "biała koszula". Łatwo chyba się domyśleć, skąd się na skale wzięła ta "biała koszula". Dla mniej domyślnych - mewy czy inne rybitwy ją "utkały". :lol:
Idąc z parkingu w prawą stronę najpierw jest widok na Hvítserkur z innej perspektywy. Od tej strony wygląda zaskakująco mało atrakcyjnie.

Image

Ale nie po to się tu idzie. Tylko po to:

Image

Pewnie nie widać, bo za daleko. Teraz lepiej?

Image

Image

Image

Spędziliśmy chwilę podglądając foczki. Głównie leżały, ale czasami szły do wody popływać i pewnie co nieco przekąsić. W pewnym momencie przypłynęło też kilka delfinów, ale nie było szansy na zdjęcie.
Pomijając zwierzęta, sama okolica też wygląda ciekawie. Takie "domki teletubisiów".

Image

Image

Oprócz fok i delfinów jest tam również sporo wodnego tkactwa ptactwa.

Image

Image

Nie znam się, ale wydaje mi się, że to rybitwy.
Tu za to znam się trochę bardziej, i jestem pewien, że to koń. Co prawda niektórzy mówią, że kuc, ale wikipedia twierdzi, że jednak koń.
Zatem dwa konie. Jeden przystojny i jeden zmęczony. :lol:

Image

Image

Kolejną, zaplanowaną na ten dzień atrakcją był wodospad Reykjafoss.

Image

Image

Image

Pozwolę sobie zacytować opis tego miejsca z zamkniętej grupy na FB:
Cytuj:
Małeńki raj.
Mam z tym wodospadem piekne wspomnienie poranka i dobrych kilku godzin poszukiwan. Musielismy niemal wlamac sie na czyjas farme (co bylo calkowicie dozwolone, jak sie okazalo) by po przejsciu ledwie kilku kilometrow, uslyszec a potem zobaczyc to cudo! Co piekniejsze, malo osob wie gdzie jest; jak sie tam dostac... dlatego mielismy tam swoj maly raj; jednak nie tylko dzieki wodospadzie - zaraz obok niego ukryte jest gorace źródlo. Nie wyobrazacie sobie jak wspaniałym jest zagłuszanie ciszy przez wodospad, idealnie ciepla woda, piekny widok na doline i... jakby tego bylo malo - przyszedl deszcz. Uwielbiam plywac podczas burzy - jednak to! To zacisze, nasza samotnosc, bliskosc potegi i cieplo sprawily, ze sie zakochalam. Jakbym jeszcze nigdy, na zadnej wysokosci i w zadnym miejscu nie byla tak bliska natury.


Tak...
Poszukiwania tego "ukrytego raju" i drogi dojazdu do niego trwa jakieś 2 minuty. Na mapie. Bo w rzeczywistości nic nie trzeba szukać. Jest przygotowany duży parking dla turystów, z którego do wodospadu prowadzi szeroka ścieżka. Jakieś 600-700 metrów. Po drodze kilka furtek czy bram, które trzeba sobie otworzyć i za sobą zamknąć. Standard. Choć niektóre patenty na zamknięcia ciekawe.
No i sam wodospad faktycznie ładny.

Image

Image

Image

Niewysoki. Około 20 m. Nazwa Reykjafoss oznacza "dymiący wodospad".
Kiedy szliśmy do wodospadu, z drugiej strony rzeki, widzieliśmy jakąś parę, która robiła sobie sesję zdjęciową z tym wodospadem. Kiedy przyszliśmy, to właśnie odchodzili. Chwilę później znalazłem okulary przeciwsłoneczne. Na szczęście odchodząca para zatrzymała się po drugiej stronie rzeki by zrobić jeszcze kilka zdjęć, bo okazało się, że to były ich okulary. Oczywiście wrócili po nie.

Asia tymczasem wreszcie wyjęła Pentaxa, zatem teraz będzie trochę islandzkiej flory.

Image

Image

Image

Image

Image

Image

Image

Na nocleg dzisiaj jedziemy do Akureyri. Miasto to powinno się właściwie nazywać "Zawsze drugie". Jest drugim (po Reykjavíku) co do wielkości miastem na Islandii (ponad 18.000 mieszkańców), ma drugi co do wielkości (po Reykjavíku) uniwersytet, drugie co do wielkości (po Reykjavíku) lotnisko, drugi co do wielkości (po Reykjavíku) port, drugi co do wielkości (po Reykjavíku) szpital...
Kurde, oni chyba się nie lubią z tym Reykjavíkiem. :oops:
No ale jedno trzeba im przyznać - mają największy na Islandii browar. :)
I tylko 60 km do koła podbiegunowego.
I piękne góry dookoła.

Image

W Akureyri nocowaliśmy w Guesthouse AkurInn (577 PLN) i troszkę dałem ciała, bo standardowo wklepałem adres obiektu w nawigację i... No właśnie... Dojechaliśmy, a tu zamknięte.
Ale jest domofon. Dzwonię. Domofon, a połączenie ewidentnie telefoniczne. Po dłuższej chwili odzywa się damski głos i zaczyna mi tłumaczyć, że recepcja jest, ale zupełnie gdzieś indziej. W hotelu "Akureyri", kilkaset metrów dalej. Wtedy mi się otworzyły jakieś zapadki w głowie, że faktycznie, kilka dni temu, dostałem maila pod tytułem "Check-in instructions for Guesthouses Hrafninn & Akurinn", ale nawet się za bardzo w niego nie wczytywałem, bo przecież zameldować się to ja umiem. :lol:
Dalszy proces zameldowania oczywiście bez żadnych problemów. Jak się okazało, śniadanie również będziemy mieli w tym hotelu. A hotel, nie powiem, taki już trochę lepszy (i znacznie droższy).
Ale do naszego też nie można się przyczepić. Troszkę tylko kontrastował wystrój pokoju w stylu Ludwika któregoś tam ze wspólną łazienką o rozmiarach 1,5 na 1,5 metra. :lol:

Jak się okazało, zupełnie przypadkowo, wstrzeliliśmy się w islandzki długi weekend. W pierwszy poniedziałek sierpnia przypada Święto Kupców (Frídagur verslunarmanna), które jest świętem państwowym i dniem wolnym od pracy. Weekend przed tym świętem, zwany "Verslunarmannahelgina" jest na Islandii okresem, który wielu mieszkańców wykorzystuje na podróżowanie po kraju, a w wielu miastach i miasteczkach organizuje się festyny i inne atrakcje.
Oczywiście w Akureyn również zorganizowano obchody tego święta, zapewne drugie co do wielkości (po Reykjawiku). :lol: Były karuzele, lody, występy zespołów muzycznych i nawet fajerwerki.

Po pierwszym dniu było lekkie rozczarowanie.
Nie że ta Islandia jest brzydka, tylko że nie aż tak piękna, jak miała być.
Drugi dzień zdecydowanie poprawił nam humory. Było bardzo dobrze, a przecież największe atrakcje dopiero przed nami.

I przed Wami...
_________________
Moje relacje:
<USA - Roadtrip z namiotem na dachu>; <Seszele Luksusowo? Budżetowo? Panie, a nie można obu? Można!>,
<Islandia - lodowe góry i maskonury.>, <Ej, ale będzie widać góry? - Kirgistan Kazachstan>
<Wuchta problemów - Hong Kong, Filipiny>
Góra
 Profil Relacje PM off
12 ludzi lubi ten post.
 
      
#8 PostWysłany: 19 Wrz 2019 13:18 
Moderator forum

Rejestracja: 08 Lis 2011
Posty: 988
Loty: 124
Kilometry: 370 562
Najdłuższy dzień cz. 1

Google maps się bardzo rozwinęła, od kiedy ostatnio zaglądałem w "Moje miejsca". Wiedzieliście, że w historii można już takie ładne mapki zobaczyć?

Załącznik:
Trasa dzień 3.JPG
Trasa dzień 3.JPG [ 79.29 KiB | Obejrzany 11507 razy ]


Z możliwością filtrowania, wyszukiwania i w ogóle fajne. Chyba, że ktoś jest przewrażliwiony na punkcie swojej prywatności, ale to powinien dawno już telefon wyrzucić.
Dla mnie opcja bardzo przydatna, bo nie muszę od nowa tej trasy rysować i jeszcze się zastanawiać, czy gdzieś się nie pomyliłem. Dzięki tej historii wiem również, że tego dnia przejechałem 503 kilometry, a w czasie całego wyjazdu 2.444. Był to najdłuższy dzień zarówno pod względem ilości przejechanych kilometrów, jak i czasu spędzonego w samochodzie.

Już na początku atrakcja. jedyne takie miejsce na całej Islandii. Płatny tunel! :lol: Wreszcie coś, czego mieszkańcy Rejkiawiku zazdroszczą mieszkańcom Akureyn. Tyle, że pewnie nie za bardzo. W okolicy Rejkiawiku też był płatny tunel, nawet dłuższy, ale od 28 września 2018 jest bezpłatny. Tak że ten...
Opłatę w wysokości 1500 ISK za osobówkę (około 50 PLN), wnosi się bardzo prosto przez stronę http://www.tunnel.is Przed wjazdem stoi tablica przypominająca o konieczności wniesienia opłaty. Tunel oczywiście można objechać i zaoszczędzić 50 PLN kosztem dodatkowych ok. 16 km.

Porzućmy tę wątpliwą atrakcję i jedźmy dalej. Kolejny punkt programu to Wodospad Bogów (Goðafoss).

Image

Nazwa nie pochodzi od tego, że się tam jacyś bogowie pojawili, wręcz przeciwnie. Jak głosi legenda, gdy cała Islandia przechodziła z pogaństwa na chrześcijaństwo, ich ówczesny władca, o wdzięcznym imieniu Þorgeir Ljósvetningagoði Þorkelsson w symbolicznym geście wrzucił tu do wody posągi pogańskich bóstw. Myślę, że warto tu dodać, jako ciekawostkę, że działo się to w okrągłym roku 1000. Tak, tysięcznym.

Image

Czemu wybrał akurat ten wodospad? W polskiej Wikipedii nie jest to wyjaśnione. Ani specjalnie wielki, ani bardzo ładny... Wszędzie daleko... No jakiś powód pewnie miał.
Zastanawiam się też, jak się ten wodospad nazywał wcześniej. :) Wiecie o co chodzi? To jak z Władysławem Warneńczykiem...

Image

Szału ten wodospad nie robi, ale że jest przy samej drodze, to warto się zatrzymać.

Kawałek dalej, podobno przepiękne, jezioro Mývatn. W promieniach słońca woda podobno ma piękny, turkusowy kolor a w okolicach jeziora jest mnóstwo ptactwa wodnego. Samych kaczek podobno 150 tysięcy.
Podobno...
Bo w czasie deszczu jezioro ma kolor szarobury, a ptactwo jest, ale bez przesady. Jezioro Mývatn więc nas nie zachwyciło, a że plan napięty, to nie czekaliśmy na zmianę pogody. Ale podobno warto tam spędzić więcej czasu...

W okolicy jeziora znajdują się też bardzo aktywne sejsmicznie tereny i z tym związane są kolejne atrakcje. Po krótkiej wizycie w Gestastofa Umhverfisstofnunar (czyli takim centrum informacji turystycznej skrzyżowanym z mini muzeum) jedziemy do jaskini Grjótagjá. Jaskinia malutka i cała zalana wodą, no i właśnie ta woda...

Image

Image

Nie dość, że ładna, to jeszcze ciepła. Kiedyś służyła okolicznym mieszkańcom jako łaźnia (jakim kurna okolicznym mieszkańcom???). Obecnie jest zakaz kąpieli, co nie przeszkadza niektórym moczyć w niej nóg.
W jaskini kręcono sceny "Gry o tron"
W okolicy można również zobaczyć ciekawe formacje skalne.

Następny przystanek - Blue Lake. Mamy w Koninie piękne Turkusowe Jeziorko, mają i na Islandii. To znaczy oni mają w sumie chyba trochę więcej takich...

Image

Jego istnienie jest związane z działającą obok elektrownią geotermalną. Wg tabliczek ostrzegawczych rozstawionych gęsto dookoła, woda zrzucana do jeziora ma ok. 100 stopni C.

Image

Image

Image

Image

Ujęcie z trochę większej odległości. Przy okazji gorące podziękowania do islandzkich chmur za brak słońca, kolorów i co za tym idzie, zepsucie kolejnych zdjęć. :(
Jedziemy dalej bardzo malowniczym odcinkiem drogi i dojeżdżamy do miejsca, zwanego Hverir.

Image

Image

Wspominałem, że w hotelu Huni ciepła woda śmierdzi siarkowodorem. W kilku następnych hotelach również, ale to wszystko jest niczym zapach fiołków, jaśminu i konwalii w porównaniu z odorem, jaki unosi się tutaj. Smród jest nieprawdopodobny i do tego stopnia uciążliwy, że moja wspaniała żona zaprojektowała i wykonała prototyp podręcznej, turystycznej maski przeciwsmrodowej.

Image

Image

Skuteczność podobno na zadowalającym poziomie, może tylko nad estetyką trzeba troszkę popracować i będzie hicior. :lol:
Hveriri, oprócz smrodu ma do zaoferowania trochę błotnych wulkanów i ciekawych formacji skalnych.

Image

Image

Ja to jednak ubogie mam słownictwo i nieciekawe skojarzenia. Smród mi najbardziej utkwił... A można przecież tak:
Cytuj:
Hverir to obszar geotermalny na którym można utwierdzić się w przekonaniu o zupełnie nieposkromionym życiu wewnętrznym Ziemi. Energia wyzwalana przez Ziemię przyjmuje przeróżne formy i objawia się w bardzo urozmaicony sposób. A więc znaleźć tu można ziemskie piekiełko z polami krwiożerczo gorących źródeł, ogromne zgromadzenia fumaroli, parujące i syczące bezecnie szczeliny skalne, niestrudzenie wrzące potoki oraz szaleńczo bulgoczące, błotniste sadzawki.
Wkoło kratery i unoszące się kłęby pary, która wydobywa się z gruntu z nieprawdopodobną szybkością, a z niektórych głębin wydobywają się jej nierealnie duże ilości. Wszystko tu syczy, dudni, bulgoce i kipi, a czyni to pośród gleb naznaczonych cudownymi kolorami. Płomieniste czerwienie, piekielne oranże, intensywne żółcienie – barwy te zdają się pochodzić wprost z palety Matisse’a czy innego fowisty.

Cytat ze strony Bite of Iceland/ z którą nie jestem w żaden sposób związany i przed chwilą mi przypadkowo w google wyskoczyła. Ale opis ciekawy. :) No może te "bezecne szczeliny skalne" to już za daleko...

Wizytę w tym "piekiełku kończymy zdjęciem błotnego krateru...

Image

...żeby płynnie przejść do kolejnego punktu wycieczki, również krateru. Trochę ładniejszego moim zdaniem.

Image

Krater Viti. Ładny. Można chwilkę pospacerować. I najważniejsze - nie śmierdzi. :lol:

Image

Image

Image

Z tego wyjazdu mamy (z Asią) wyjątkowo dużo wspólnych zdjęć. Dzięki temu, że była z nami córka, która je robiła. Inna opcja to statyw i samowyzwalacz. Takie sobie rozwiązanie, córka lepsza. O dronie to nawet nie wspomnę.
No i jest jeszcze kolejna możliwość - poprosić o zdjęcie przypadkowego przechodnia. Czasami efekt jest bardzo dobry, ale przeważnie cyk i nóżka ucięta. I tak dobrze, że nie głowa.

Image

Z racji tego, że dzień był długi, to i wpis się długi zrobił. Zakończę zatem w tym miejscu, choć tego dnia jeszcze wiele się wydarzyło.
_________________
Moje relacje:
<USA - Roadtrip z namiotem na dachu>; <Seszele Luksusowo? Budżetowo? Panie, a nie można obu? Można!>,
<Islandia - lodowe góry i maskonury.>, <Ej, ale będzie widać góry? - Kirgistan Kazachstan>
<Wuchta problemów - Hong Kong, Filipiny>
Góra
 Profil Relacje PM off
11 ludzi lubi ten post.
 
      
#9 PostWysłany: 23 Wrz 2019 10:31 
Moderator forum

Rejestracja: 08 Lis 2011
Posty: 988
Loty: 124
Kilometry: 370 562
Puffinki są słodkie!

Jak muffinki. Ale o tym za chwilę. Ciąg dalszy długiego dnia.

Opuszczamy okolice jeziora Mývatn. Czy ja już pisałem, że Mývatn oznacza "jezioro komarów" lub "jezioro muszek"? Nie pisałem. Zatem piszę i czujcie się ostrzeżeni. My natomiast udajemy się w stronę kolejnego wodospadu. Tym razem Dettifoss. Można tam dojechać z dwóch stron:
- od wschodu szutrową drogą nr 862 (w zimie raczej nieczynna)
- od zachodu nowiutką asfaltówką (podobno czynna cały rok)
Tym razem wybieramy łatwiejszy dojazd. Duży, wygodny parking a z niego około kilometrowy spacer przez bardzo ciekawą okolicę.

Image

Dettifoss robi duże wrażenie. Bo jest duży. Ilość i szybkość z jaką przewalają się tam setki metrów sześciennych wody na sekundę oraz hałas, jaki przy tym powstaje sprawiają, że człowiek zaczyna się czuć malutki. Ilość wody oczywiście zależy od pory roku i opadów, przeciętnie jest to ok. 200 m3/sek. Niagara jest 12 razy większa (2.400 m3/sek). Ciekawy jestem wrażeń osób, które widziały oba wodospady - który robi większe wrażenie swoją mocą?
Dettifoss został doceniony przez Ridleya Scotta i zagrał całkiem ważną rolę ;) w jego filmie Prometeusz.
W odległości krótkiego spaceru jeszcze jeden wodospad - Selfoss. Podobno też wart odwiedzenia. My odpuściliśmy - gonił nas czas.

Image

Image

Image

Z Dettifoss mamy ponad 200 km do kolejnej atrakcji, i to najważniejszej tego dnia. Godzina jest w miarę wczesna, więc damy radę. Droga, w sporej części szutrowa, wiedzie przez przepiękne rejony. Właśnie tak sobie Islandię wyobrażaliśmy. Niestety, pogoda też islandzka. Chwilami nawet się przejaśnia i wygląda błękitne niebo, ale głównie mamy chmury i to na bardzo niskim pułapie. Myślę, że około 100 metrów. Przełącz, przez którą przejeżdżamy w końcowym odcinku ma ponad 400 metrów, więc zapowiada się ciekawie. :)

Image

Image

Image

Przejazd przez te góry faktycznie był "ciekawy". Przy pięknej pogodzie byłby zapewne zapamiętany jako "wspaniały i z pięknymi widokami". Niestety, jadąc w chmurach, widok mieliśmy tylko na najbliższe kilkadziesiąt metrów drogi przed nami i kilkadziesiąt metrów przepaści obok drogi. Do tego mżawka przechodząca chwilami w ulewę, śnieg na poboczu i śliskie błoto na drodze. :) Wrażenia były być może nawet większe, niż byłyby z podziwiania widoków.

A po co my się tam pchamy?
Dla maskonurów!
Angielska nazwa: Atlantic puffin, łacińska: Fratercula arctica (braciszek arktyczny).

Image

Image

Image

Skrzyżowanie kaczki, pingwina i tukana. Przezabawnie wygląda w locie (zwłaszcza z rybą w dziobie), choć podobno tym śmiesznym lotem potrafi pokonywać ogromne odległości. Świetnie nurkuje - do kilkudziesięciu metrów. Mieszka w norach, które sam sobie najczęściej wykopuje. Do 2 metrów głębokości! I ma sympatyczną mordę. Znaczy się dziób.

Jak go nie kochać?

Image

Image

Image

Image

Być może pamiętacie, że maskonury były jednym z najgłówniejszych punktów programu naszej wycieczki. Zrobiłem dość dokładny research i wyszło mi, że miejsc, w których można oglądać maskonury na Islandii jest całkiem sporo, ale do większości z nich trzeba dopłynąć łodzią, bo są to albo wyspy, albo klify niedostępne od strony lądu. Takie miejsca, z racji kosztów, od razu skreśliłem. Z tych, które zostały, Höfn Borgarfirði Eystri miało zdecydowanie najlepsze opinie. Teraz mogę potwierdzić - całkiem zasłużenie.
Nie bardzo potrafię sobie wyobrazić lepsze miejsce do podglądania tych ptaków. Nie dość, że są na wyciągnięcie ręki, to jeszcze są przyzwyczajone do widoku ludzi z aparatami. W dodatku zbudowana jest cała infrastruktura dla podglądaczy. Są pomosty, po których można chodzić i domek dla fotografów (za symboliczną opłatą, samoobsługowy - przygotujcie drobne).
Można je tu oglądać w okresie lęgowym - od połowy kwietnia do połowy sierpnia. Podobno na tej malutkiej wysepce gniazduje ok. 10 tysięcy par, ale jakoś nie chce mi się w to wierzyć. Jest ich dużo, ale chyba nie aż tyle.

Image

Image

Image

Z ciekawostek o maskonurach warto wspomnieć o ich dość spartańskim podejściu do wychowywania młodych. Dopóki młode są młode, to oboje rodziców przynosi im żarcie do norki. Kiedy rodzice uznają, że młode są już wystarczająco duże, żeby sobie radzić samemu, to po prostu przestają przylatywać. Taki maskonurzy nastolatek siedzi jeszcze kilka dni w norze w nadziei, że ktoś się nim zajdzie, po czym, nie mając wyboru, rzuca się sam na głęboką wodę. I to dosłownie.

Brutalne, ale widocznie działa, skoro gatunek nie wyginął.

Image

Image

Image

Świetne miejsce, niestety znowu pogoda nam pokrzyżowała szyki. To, że nie było słońca do zdjęć, to jeszcze nie było takie najgorsze. Gorsze było to, że po kilkunastu minutach zaczęło padać i padało coraz bardziej. Życie. Ale maskonury zaliczone.

Przygotowując się do wyjazdu widziałem m. in. film z Gordonem Ramseyem, na którym to filmie łapał on (wraz z jakimś tubylcem) maskonury w coś podobnego do siatki na motyle (tylko większego), a następnie przyrządzał z nich jakąś potrawę. Niby kurczaczki też są sympatyczne i regularnie je jem, ale jakoś sobie nie wyobrażam jedzenia tych ptaków...
Jak przed chwilą sprawdziłem, Islandia jest obecnie jedynym miejscem na świecie, gdzie wolno polować na maskonury. Sezon trwa od 1 września do 25 kwietnia, ale jak pisze organizator tych "wycieczek" jedyny okres, gdy warto to robić to 10-25 kwietnia. Łódka zabiera 2 myśliwych i przeciętnie w ciągu dnia są oni w stanie zastrzelić 50-100 ptaków. Kilkudniowa "wycieczka" all inclusive (broń, amunicja, noclegi, jedzenie, transport na miejscu) to koszt 3.900 euro. Ja to jednak nie rozumiem myśliwych.

Edit: Tak sobie teraz pomyślałem, że w kontekście powyższego tytuł niniejszego fragmentu relacji może być troszkę mylący...


Image

Image

Image

Trochę żałowaliśmy, że nie mieliśmy noclegu gdzieś w tej okolicy, ale niestety ceny były nieakceptowalne.

A na ostatnim zdjęciu z okolicy to oczywiście nie maskonur tylko... no w sumie nie wiem co. Ale ewidentnie też pozował. Tak sobie dołożyliśmy do tego historię, że bezgłośnie wołał do przejeżdżających (nielicznych) turystów:
- Ej, zaczekajcie... Ja też chcę być sławny... Wszyscy tylko te maskonury i maskonury, a ja też chcę być w internetach....
No to niech ma!

Image

Na nockę jechaliśmy do Neskaupstaður, do pensjonatu Við lækinn (co po ludzku oznacza "Nad potokiem"). Potok faktycznie był, tuż za oknem, mimo, że pensjonat w samym centrum miasta

Zarówno cała droga z Höfn Borgarfirði Eystri do Neskaupstaður, jak i okolice samego miasteczka bardzo ładne. Warto zjechać te kilka kilometrów (no, może trzydzieści kilka :lol: ), żeby tu zanocować. Tym bardziej, że pensjonat bardzo fajny, a cena, jak na tę okolicę, znośna (ok. 567 pln).

Image

Image

Image

Idziemy wcześnie spać, bo jutro kolejny długi dzień.

Strumyk cicho szemrał za oknem, a ja przed snem mogłem jeszcze podziwiać zorzę polarną, bez wstawania z łóżka. :)

Załącznik:
Zorza.JPG
Zorza.JPG [ 41.49 KiB | Obejrzany 11139 razy ]
_________________
Moje relacje:
<USA - Roadtrip z namiotem na dachu>; <Seszele Luksusowo? Budżetowo? Panie, a nie można obu? Można!>,
<Islandia - lodowe góry i maskonury.>, <Ej, ale będzie widać góry? - Kirgistan Kazachstan>
<Wuchta problemów - Hong Kong, Filipiny>
Góra
 Profil Relacje PM off
6 ludzi lubi ten post.
micnur uważa post za pomocny.
 
      
#10 PostWysłany: 23 Wrz 2019 11:01 
Awatar użytkownika

Rejestracja: 09 Sty 2013
Posty: 1409
Loty: 167
Kilometry: 304 855
złoty
Miłośnikom ptactwa i maskonurów polecam klify Látrabjarg we Fiordach Zachodnich.
http://przegladislandzki.pl/tour/127-latrabjarg
Góra
 Profil Relacje PM off  
      
#11 PostWysłany: 25 Wrz 2019 13:03 
Moderator forum

Rejestracja: 08 Lis 2011
Posty: 988
Loty: 124
Kilometry: 370 562
Tu jest Islandia!

Dzień czwarty. 232 kilometry i absolutnie żadnego miejsca z etykietką "Atrakcja turystyczna! Musisz to zobaczyć!!!" Żadnych wulkanów, wodospadów, lodowców, gorących źródeł, miast....

Czy się nudziliśmy?

Nic a nic!

Załącznik:
Trasa dzień 4.JPG
Trasa dzień 4.JPG [ 77.09 KiB | Obejrzany 10883 razy ]


Od rana wszystko zapowiadało, że będzie to wspaniały dzień. Śniadanie, jak wszystkie na Islandii, było świetne a za oknem, na niebie było więcej niebieskiego, niż chmur. Po wczorajszym, długim dniu, dzisiaj miało być na dużym luzie i bez planu. To znaczy plan był, ale jego jedyny punkt zakładał, żeby przed wieczorem dojechać do kolejnego noclegu.

Jak się okazało, przez cały dzień jechaliśmy przez cudowne miejsca. Dokładnie tak sobie wyobrażałem Islandię, zanim tu przyjechaliśmy. Góry, morze, surowa, północna przyroda i niewiele śladów cywilizacji.
Dzisiaj to będzie taka bardziej fotorelacja. Popatrzcie...

Image

Image

Image

Image

Image

Image

Na początku dnia miałem tankowanie. Nie pierwsze i nie ostatnie, ale jest okazja opisać procedurę tankowania na Islandii - może się komuś przyda.
Za każdym razem tankowałem samoobsługowo. Wygląda to w sumie tak samo, jak na polskich stacjach samoobsługowych. Udostępniasz kartę, podajesz PIN, wskazujesz swoje stanowisko, rodzaj paliwa i określasz ile maksymalnie może Ci z karty pobrać. Ja za każdym razem, dla wygody, wybierałem "Full tank". Powodowało to zablokowanie na karcie jakiejś większej kwoty, ale po kilku dniach zmieniała się ona w tą właściwą.
Muszę tu też napisać, że w tym przypadku Revolut się nie sprawdził. Dwie próby skończyły się odrzuceniem transakcji (przez Revolut) jako podejrzanej. Świetnie natomiast spisywała się Curve. :D
I jeszcze jedna ciekawostka - przez cały wyjazd nie miałem w ręku islandzkiej gotówki. Cały wyjazd był bezgotówkowy. :) Początkowo miałem zamiar wypłacić trochę koron z bankomatu, ale pierwszy nocleg spowodował, że zmieniłem plan. Jeżeli na typowej kwaterze domowej, nasza gospodyni, pani zdecydowanie w starszym wieku, wyjęła z szuflady terminal i przyjęła płatność Dinersem, to oznacza, że wszędzie się da zapłacić kartą. Jak się okazało, nawet w samoobsługowej toalecie przy parkingu, przy którejś z atrakcji na wejściu były kołowrotki z terminalami kart płatniczych. :) Lepsza była chyba tylko Sedona, gdzie w kościele obok puszki na datki był terminal.
Trzeba jednak uważać - trzem sympatycznym turystkom z Chińskiej Republiki Ludowej kołowrotek w toalecie nie chciał przyjąć płatności kartą i sytuacja wydawała się być dość... podbramkowa... :lol: Uratowałem je, informując, że jest druga, bardziej tradycyjna, toaleta w restauracji obok.

Image

Image

Image

Image

Kolejna obserwacja dnia - wiele gór posiadało bardzo wysokie stożki piargowe. Mimo tego, że na dole było dość trawy i innej zieleniny, to miejscowe owce wdrapywały się, czasami naprawdę wysoko, na te kupy kamieni. Nie wiem, czy było tam coś bardziej smacznego czy pożywnego niż na dole, czy tylko była to, często spotykana i wśród ludzi, chęć zajęcia wyższego stanowiska. A zwłaszcza wyższego i lepszego, niż sąsiad. :lol:
To, że właziły, to ciekawostka, ale większą ciekawostką musiało być jak schodziły. Nie było nam dane zobaczyć, ale w wielu miejscach widzieliśmy ślady, jakby coś, wielkości owcy, zjechało z góry na sam dół po kamieniach.

Odkryciem dnia była natomiast ta plaża. Hvalnes Nature Reserve Beach. Długa na jakieś 10 kilometrów, szeroka na kilkaset metrów i cała z kamieni. Rozgrzane słońcem kamienie były świetne do chodzenia, siedzenia czy leżenia na nich. Już dla samego odgłosu chodzenia po nich warto się tam zatrzymać. Jedynym minusem tego miejsca był, zupełnie niewidoczny na zdjęciach, niesamowicie silny wiatr. Normalnie aparat z ręki wyrywał. :D

Image

Image

Image

Image

Image

Image

Kolejnym bonusem do pięknej martwej natury dookoła, była żywa natura w postaci setek łabędzi. W życiu na raz tylu łabędzi nie widziałem.

Może powinniśmy się zatrzymać, ale był strach, że zadziobią. :lol:

Image

Image

Image

Image

Image

Czy ta góra powyżej nie przypomina wam jakiejś tajskiej świątyni?

My tu gadu, gadu, a nadeszła pora obiadu. Musli z mlekiem w takich okolicznościach natury smakuje wyśmienicie. Zresztą chleb z Polski z konserwą turystyczną także nieźle.
Ale z mieszaniem tych obu "potraw" trzeba uważać, o czym przypomina stojący obok znak. :lol:

Image

Image

Image

Image

Image

Image

Image

Image

Image

Nasz kolejny nocleg jest najdroższym w czasie całego wyjazdu. I na pewno najbardziej luksusowym.
Na zdjęciu powyżej stołówko-recepcja, gdzie na śniadanie jedliśmy m. in przepyszny skyr waniliowy. Podobno wg przepisu babci właścicielki, ale kto wie, czy nie był z najbliższej Świnki (czyli tutejszej Biedronki). Zwracam uwagę na flagę, na której kiedyś był zapewne napis "Hotel", ale miejscowe wiatry troszkę go skróciły.

Noclegi w tym obiekcie są w domkach. Pomimo tego, że domki stoją bardzo blisko siebie i mają dużo przeszklonych powierzchni, to ich wzajemne położenie sprawia, że ma się tam wystarczająco dużo prywatności. W zasadzie innych gości widzieliśmy wyłącznie na stołówce i tylko samochód przy każdym domku świadczył o tym, że jest komplet. Nic dziwnego. Było to najtańsze miejsce w promieniu ok. 200 kilometrów. Czyli najdroższe i najtańsze w jednym.
Jedyne 906 PLN za nockę ze śniadaniem dla 3 osób. W innych okolicznych obiektach cena nierzadko przekraczała 2.000.

Image

Image

Image

Image

Gdy tylko weszliśmy do naszego domku, od razu zacząłem szukać sterowania ogrzewaniem, bo było bardzo gorąco. Znalazłem grzejnik elektryczny na ścianie, ale był wyłączony. Pomyślałem sobie, że może mają jeszcze jakieś ogrzewanie podłogowe czy coś, może z jakiegoś źródła geotermalnego... Ale jak to wyłączyć. Jak wyczerpałem wszystkie możliwości i przeszukałem wszystkie kątki to w końcu poszedłem zapytać właściciela. Uśmiał się i powiedział, że tego się nie da wyłączyć, bo to świecące dziś cały dzień słońce w połączeniu z dużymi oknami tak nagrzało. Ale dodał, że mam się tym nie martwić. Zaraz się ochłodzi. :lol:
Faktycznie, w nocy było chłodniej, ale cieplutkie puchowe kołdry i grzejnik, który zaczął działać, gdy był potrzebny sprawiły, że noc była komfortowa.

I dobrze. Bo następny dzień będzie znowu bardzo intensywny.
_________________
Moje relacje:
<USA - Roadtrip z namiotem na dachu>; <Seszele Luksusowo? Budżetowo? Panie, a nie można obu? Można!>,
<Islandia - lodowe góry i maskonury.>, <Ej, ale będzie widać góry? - Kirgistan Kazachstan>
<Wuchta problemów - Hong Kong, Filipiny>
Góra
 Profil Relacje PM off
10 ludzi lubi ten post.
 
      
#12 PostWysłany: 02 Paź 2019 12:30 
Moderator forum

Rejestracja: 08 Lis 2011
Posty: 988
Loty: 124
Kilometry: 370 562
"Baaan-hofff!!!"

Nie, na Islandii nie ma dworców kolejowych. Są za to lodowce.
Właśnie wzdłuż największych islandzkich lodowców wiodła trasa piątego dnia naszej wycieczki. Mapa trasy z premedytacją w wersji satelitarnej, żeby było wyraźnie widać największą atrakcję tego dnia - lodowiec Vatnajökull.

Załącznik:
Trasa dzień 5 455.JPG
Trasa dzień 5 455.JPG [ 80.44 KiB | Obejrzany 10061 razy ]


Lodowiec Vatnajökull (Vatna = woda; jökull = lodowiec) ma powierzchnię ok. 7.800 km2, czyli niemal tyle, co całe województwo opolskie. Inaczej, stosując popularną w telewizji jednostkę miary, ma powierzchnię jak 1.092.437 boisk piłkarskich. :lol: Średnia grubość lodu to 400-500 m, a w najgrubszych miejscach niemal kilometr. Najwyższy punkt lodowca jest na wysokości 2100 (szczyt Hvannadalshnjúkur), najniższy to 300 m poniżej poziomu morza.
Towarzyszył nam już od samego rana.

Image

Image

Vatnajökull jest największym lodowcem w Europie pod względem objętości i drugim, pod względem powierzchni. W związku z tym, że pod lodowcem znajduje się wiele aktywnych wulkanów, to topi się on bardzo intensywnie i wypływa z niego wiele rzek. Zdarzają się tez sytuacje, że taki wulkan pod lodowcem się uaktywnia i wtedy mamy do czynienia z jökulhlaup (powodzią glacjalną). Ogromna ilość wody pochodząca z nagle roztopionego przez wulkan lodowca zmierza do oceanu niszcząc po drodze wszystko. Powodzie glacjalne mogą się również pojawić bez wybuchu wulkanu. Jeśli woda z jakiegoś obszaru topniejącego lodowca nie ma odpływu, to tworzy się tam jezioro. Jezioro może też powstać, gdy rosnący zimą lodowiec zamknie koryto strumienia/rzeki. W takich jeziorach woda zbiera się, aż uzbiera się jej tyle, że swoim ciężarem (czy na skutek innego zjawiska) znajdzie sobie drogę ujścia.
Wulkany, trzęsienia ziemi, powodzie, huraganowe wiatry, ulewy - i tak się powoli żyje na tej wyspie...

Pierwszą i najważniejszą atrakcją dnia miała być laguna Jökulsárlón. Nazwa w dosłownym tłumaczeniu oznacza "laguna rzeki lodowcowej" - ta islandzka kreatywność w wymyślaniu nazw...

Image

Image

Image

Image

Miała być, ale czy była największą? Nie wiem.
Na pewno jest to przepiękne miejsce i nie wolno go pomijać planując wyjazd na Islandię. W planach było wydanie milionów na wycieczkę zodiakiem (taki ponton z silnikiem) po lagunie. Ostatecznie jak nie zodiakiem to amfibią. W internetach wyczytałem, że nie ma sensu rezerwować wcześniej, bo można kupić na parkingu, jak się przyjedzie... Bzdura. Zwłaszcza w szczycie sezonu. Wycieczki zodiakami organizują dwie firmy i w obu usłyszałem, że najbliższe wolne terminy to za 2-3 tygodnie. Ale jak chcę, to mogę poczekać, może ktoś z osób, które wykupiły rezerwację się nie zjawi...
Taaa... czyli duży kłopot.
Co prawda laguna oglądana z brzegu też jest ładna, ale plany były inne...

Image

Image

Image

Image

Z kronikarskiego obowiązku - wycieczka zodiakiem to koszt około 300 PLN za osobę, amfibią "tylko" 200. Troszkę później dowiedziałem się też, że jak się ma wystarczającą ilość czasu, to można na pieszo podejść całkiem blisko czoła lodowca idąc wzdłuż laguny. Może to byłoby jakieś wyjście...

Image

Image

Image

Image

Znalazłem jednak inne wyjście - obok Jökulsárlón jest drugie, podobne miejsce: Fjallsárlón. Nie tak słynne, choć podobno równie piękne. Za to tańsze.
I mieli bilety.
Kupuję zatem te bilety przez internet na najbliższą wolną godzinę, a pozostały czas spędzamy na spacerach wzdłuż lodowej laguny. Doszliśmy aż do "Diamond beach", ale szału tam nie było. Prawdopodobnie byliśmy po złej stronie rzeki, bo po drugiej stronie było więcej osób i wyglądało, że mają co fotografować.

Image

Image

Image

Image

Opuszczamy Jökulsárlón i jedziemy na Fjallsárlón. Całe 10 minut. To znaczy byłoby 10 minut, gdyby nie jakiś dzban. I oczywiście nie mam tu na myśli "naczynia gospodarczego o szerokim zastosowaniu, zwykle służącego do przenoszenia (przechowywania) płynów lub drobnoziarnistych materiałów sypkich." tylko człowieka. Niestety, kierowcę.
Na Islandii większość mostów ma jeden pas ruchu. Nie wiem dlaczego. Może taniej jest takie mosty odbudowywać po powodziach. Nie mi oceniać, czy to mądre rozwiązanie. Nawet jeżeli coś jest głupie, ale działa, to nie jest głupie.
Zasad działania takiego mostu jest prosta - kto dojedzie pierwszy, ten ma pierwszeństwo. Przez cały wyjazd nie miałem z tym żadnego problemu, no chyba, że problemem nazwiemy sytuację, gdzie dwóch uprzejmych podjechało równocześnie i nie było wiadomo, kto ma jechać pierwszy. Ale to był pikuś, w porównaniu z dzbanem, którego spotkaliśmy obok Jökulsárlón.
Musicie wiedzieć, że na tym moście jest spory ruch. Czasami trzeba chwilę poczekać, aż wszyscy z naprzeciwka przejadą. A dzbanowi się czekać nie chciało. Może bał się, że mu lodowiec stopnieje, zanim dojedzie... Tyle się ostatnio mówi o tych topniejących lodowcach...
No w każdym razie dzban wraz z rodziną i wielką przyczepą kempingową wjechał na most, pomimo tego, że były na nim już 3-4 samochody jadące z przeciwnej strony. A ja wśród nich. Dzban z przyczepą oczywiście się z mostu nie wycofa. Może nie umie? A te 3-4 samochody też mają problem, bo za nimi momentalnie pojawiły się jakieś kolejne auta, za chwilę również autokar...
Ostatecznie wszyscy się wycofywali, żeby dzban mógł przejechać. Chwilę to trwało. W nagrodę dzban gdy mijał "wycofane" samochody, zebrał kilka soczystych wiązanek w kilku różnych językach.

Zdjęć dzbana nie mam, mam za to zdjęcia Fjallsárlón. Mam nawet zdjęcie mnie, gdy robię zdjęcie Asi robiącej zdjęcie Fjallsárlón. Taka incepcja. :lol:

Image

Napisałem, że nie wiem, czy Jökulsárlón było największą atrakcją, bo się nie mogę zdecydować. Czy Jökulsárlón z brzegu, czy Fjallsárlón z brzegu i z pontonu. Oba piękne.
Parking przy Fjallsárlón znacznie mniej zatłoczony, niż przy Jökulsárlón. Infrastruktura też wygląda lepiej, bo przy Jökulsárlón to raczej takie budy tylko były, a tu proszę jakie ładne budynki...

Image

W tym największym znajduje się restauracja, ale nic więcej Wam o niej nie napiszę. Nawet nie wchodziliśmy. ;)
W pozostałych są toalety i przebieralnie. Bo żeby pójść na pływanie pontonem, trzeba się odpowiednio ubrać. Odpowiednio ubrany człowiek wygląda tak:

Image

:lol:
Byliśmy co prawda całkiem nieźle przygotowani. Mieliśmy własne kurtki zimowe, czapki, szaliki, rękawiczki... Tylko kapoków nam brakowało. Mimo tego dostaliśmy jeszcze dodatkowo ich "kurteczki".

Image

"Kurteczki" te ważą ładne kilka kilogramów, ale trzeba przyznać, że świetnie chronią przed deszczem czy wiatrem. Tym bardziej, że deszczu nie było a wiatr był taki raczej umiarkowany jak na tutejsze możliwości.
W tych ciuszkach czekał nas teraz kilkuminutowy spacer, bo trzeba było pokonać morenę czołową lodowca. "Taką górkę", dla tych, co geografię mieli dawno, albo wcale. ;)
Fjallsárlón ze szczytu "takiej górki" wygląda tak:

Image

Tu nie tylko aparat nie daje rady, ale i ludzkie oko nie ogarnia. Zdziwiony, jak długo później płynęliśmy, sprawdziłem, jakie tam są odległości. Z tego miejsca do czoła lodowca (w wodzie) jest około 2 km, a do widocznego na zboczu serduszka około 4 km. A wydaje się to takie małe i tak blisko...
Po zajęciu miejsc w pontonie, okazuje się, że ma on jednak wady, w stosunku do amfibii. W amfibiach jest więcej miejsca na jakieś zmiany pozycji, w pontonie siedzi się na burcie, a co za tym idzie:
1. Łatwo zmoczyć pewną część ciała i nieprzemakalna kurtka przed tym nie ochroni... :lol:
2. Siedzi się tyłem do najlepszych widoków, a widoki z przodu zasłaniają ci, którzy siedzą na drugiej burcie.


Image

Image


Na pierwsze lekarstwa nie znalazłem.Na to drugie szybciutko znaleźliśmy sposób. Ja usiadłem po jednej stronie pontonu, dziewczyny po przeciwnej i kiedy jedna "burta" chciała zrobić zdjęcie, to dawała sygnał, a druga "burta" robiła głęboki skłon w przód. System działał całkiem nieźle, a sygnał zapożyczyliśmy ze znanego skeczu kabaretu Neonówka (o niemieckich siatkarkach). Myślę, że to wyjaśnia tytuł tego odcinka. :lol:
W każdym razie już można było robić zdjęcia, tylko te dziwne spojrzenia współpasażerów pontonu... :lol:
Podpływamy na kilkaset metrów do krawędzi lodowca. Liczyłem, że będziemy bliżej, ale niestety względy bezpieczeństwa...

Image

Image

Troszkę się przy okazji wycieczki o lodowcach dowiedziałem.
Na przykład kwestia koloru. Mocno sprasowany i czysty lód wewnątrz lodowca jest jest niebieski. Dopiero odłupany, wystawiony na działanie słońca, gdy zacznie topnieć zmienia kolor na biały. Na zdjęciu powyżej ładnie widać, gdzie niedawno oderwał się spory kawał lodu. Wg przewodnika było to kilka dni temu. Dla uzmysłowienia sobie skali - krawędź lodowca ma ok. 100 m wysokości. Musiało nieźle "chlupnąć". Może z tym bezpieczeństwem wcale aż tak bardzo nie przesadzają...
Zaciekawiły mnie też niemal idealnie okrągłe dziury w lodowcu czy pływających górach lodowych.

Image

Image

To po prostu ślady po rzekach czy strumieniach.
Zastanawiam się tylko, czy najpierw był strumień, a wokół niego tworzył się lód, zostawiając mu trochę miejsca, czy też odwrotnie. Strumień wydrążył sobie takie koryto w lodowcu, który już istniał. Ktoś coś?

Image

Na zakończenie pamiątkowe zdjęcie przy zodiakach. Jeszcze w kwestii odległości - te dwie malutkie czarne kropki powyżej mojej głowy, to kolejne zodiaki. :)
Ponieważ po pływaniu nie mieliśmy jeszcze dość lodu, to postanowiliśmy podejść do jeziora jeszcze raz, z trochę innej strony. Zrobić kilka zdjęć i zjeść trochę lodu. :)

Image

Image

A na zakończenie zdjęcie z przesłaniem. Napis na tableciku brzmi: "Never stop dreaming!"
Ja wiem, że to oklepane, ale tak to działa... :)

Image

I tym optymistycznym akcentem rozstajemy się z lodowcem. Teraz będziemy go już oglądać wyłącznie z daleka.

Ponieważ strasznie długi się ten wpis zrobił, to tu zrobimy przerwę. Dalsza część tego dnia będzie w kolejnym wpisie.
_________________
Moje relacje:
<USA - Roadtrip z namiotem na dachu>; <Seszele Luksusowo? Budżetowo? Panie, a nie można obu? Można!>,
<Islandia - lodowe góry i maskonury.>, <Ej, ale będzie widać góry? - Kirgistan Kazachstan>
<Wuchta problemów - Hong Kong, Filipiny>
Góra
 Profil Relacje PM off
10 ludzi lubi ten post.
 
      
#13 PostWysłany: 03 Paź 2019 15:13 
Moderator forum

Rejestracja: 08 Lis 2011
Posty: 988
Loty: 124
Kilometry: 370 562
Poruszamy się dalej wzdłuż wschodniego wybrzeża wyspy. Okolica nadal malownicza i klimatyczna. Normalnie wygląda na przykład tak...

Image

... ale w pewnym momencie wjeżdżamy w strefę "brudnego" powietrza. Nie jest to raczej chmura czy mgła, bo wygląda troszkę inaczej. Może to pozostałość burzy piaskowej, ale to by się jakiś pył chyba osadzał na aucie, a nie stwierdziłem. No nie wiem, co to było.

Image

Na szczęście po kilku kilometrach wszystko wróciło do normy.
Kolejny planowany postój mamy przy Fjaðrárgljúfur - niewielkim, ale ładnym kanionie.

Image

Image

Image

Niedługi spacer tą ścieżką i kilka punktów widokowych po drodze. Dla turystów przygotowano mały parking. Za mały, bo samochody stały również wzdłuż drogi dojazdowej. Dysponując autem terenowym można podjechać na drugi parking, który jest bliżej punktu widokowego.
Przy parkingu są toalety, ale w kiepskim stanie.
Tam ogólnie jakiś problem z tymi toaletami jest... Albo z turystami... Nigdzie więcej takich znaków nie widziałem.

Image

Image

Zostawiamy to miejsce i jego tajemnicze problemy. ;)

Po drodze mamy znowu widok na lodowiec, ale tym razem to już inny lodowiec - Mýrdalsjökull. Jest to czwarty co do wielkości lodowiec na Islandii, ale za to pod nim znajduje się wulkan Katla, jeden z najbardziej aktywnych wulkanów na Islandii. Wybucha średnio 2 razy na 100 lat, a że ostatnia duża erupcja miała miejsce w 1918, to nic dziwnego, że w gazetach i internetach można co chwilę przeczytać, że lada moment je*nie.

Za Wikipedią:
Cytuj:
12 października 1918 roku ok. godz. 13:00 doszło do dużego trzęsienia ziemi, po którym nastąpiła powódź lodowcowa – jökulhlaup. Erupcja trwała przez 1500 godzin, wyrzucając 0,5 km³ magmy bazaltowej i uwalniając 8 km³ wody i lodu. Płynąca woda oderwała od lodowca bloki o średnicy 40–60 m, które zniosła do morza. Powódź zalała ok. 370–400 km² sandru Mýrdalssandur, a prędkość zalewu szacowana jest na 10–15 m/s. Naniesiony materiał utworzył pas nowego lądu pomiędzy Kötlutangi a Vik o szerokości 2 km.


A wygląda tak niewinnie...

Image

Image

Image

Image

Image

My jedziemy na chwilę do cywilizacji, na zakupy. Do miasteczka Vík í Mýrdal, co przetłumaczone oznacza "zatoka bagiennej doliny" :shock:

- Ej, gdzie mieszkasz?
- W Zatoce bagiennej doliny.
- ...


No dobra, może niepotrzebnie się czepiam. W Polsce też mamy kilka niezłych nazw miejscowości.

Ponieważ "Świnki" (Bonus) tam nie było, to zatrzymujemy się przy Krononie. Wokół mnóstwo wielkich terenowych aut, autokarów i setki turystów, głównie z Chin. Zatoka bagiennej doliny jest punktem początkowym wycieczek na lodowiec, a poza tym w okolicy też jest sporo innych, ciekawych miejsc. Na przykład plaża Reynisfjara. Choć widać ją z parkingu przy Krononie (w linii prostej 2 km), to żeby do niej dojechać, trzeba zrobić 12 km. Ale droga ładna.

Image

Reynisfjara
Według wielu opinii najpiękniejsza czarna plaża na Islandii.
No nie wiem. Ładna, ale nasza plaża sprzed kilku dni (ta z czarnych kamyczków) bardziej mi się podobała. No i nie było na niej miliona turystów.

Za to bardzo mi się podobały formacje skalne pochodzenia wulkanicznego tuż przy plaży. Szkoda, że chyba jednak nie udało mi się oddać ich niezwykłości na zdjęciach...

Image

Image

Image

Image

Image

No ale nie ma się co rozsiadać, bo nocka się zbliża, a przed nami jeszcze 150 kilometrów i kilka atrakcji po drodze. Następną w kolejności atrakcją jest półwysep Dyrhólaey. Znowu - w linii prostej 2 km, do przejechania 20 km.

Image

Ostatni odcinek jest oznaczony jako "tylko dla aut o napędzie 4x4", ale przy dobrej pogodzie można śmiało wbijać zwykłą osobówką. W deszczu, a zwłaszcza gdy jest śnieg czy lód raczej odradzam.

Miejsce piękne. Świetny widok na plażę, na której byliśmy chwilę wcześniej, ładne łuki skalne, stuletnia latarnia i maskonury.

Image

Image

Image

Image

Image

Image

Właśnie tutaj było nasze rezerwowe miejsce na zobaczenie maskonurów, gdyby z tym podstawowym coś nie pykło. Dobrze, że "pykło", bo tam warunki są nieporównywalnie lepsze. Tu mamy możliwość obserwowania ptaków ze szczytu klifu i, przeważnie, z dużej odległości. Tam mieliśmy ptaki na wyciągnięcie ręki i wszędzie dookoła.
Ale i tak warto tu przyjechać.

Przed nocą zdążyliśmy jeszcze dojechać do wodospadu Skógafoss. Ładny, duży... Jaki duży, to widać dopiero na drugim zdjęciu albo jak się przeczyta, że ma 60 m wysokości.

Image

Image

Nie zdążyliśmy za to do dwóch innych wodospadów, które bardzo chcieliśmy zobaczyć - Seljalandsfoss i Gljúfrafoss. Nie zdążyliśmy, ale czy na pewno ich nie zobaczymy? 8-)

W hotelu, do którego tak się śpieszyliśmy, spędzimy AŻ dwie nocki, zatem będzie jeszcze czas go opisać, w kolejnej części.
_________________
Moje relacje:
<USA - Roadtrip z namiotem na dachu>; <Seszele Luksusowo? Budżetowo? Panie, a nie można obu? Można!>,
<Islandia - lodowe góry i maskonury.>, <Ej, ale będzie widać góry? - Kirgistan Kazachstan>
<Wuchta problemów - Hong Kong, Filipiny>
Góra
 Profil Relacje PM off
7 ludzi lubi ten post.
 
      
#14 PostWysłany: 05 Paź 2019 13:39 
Moderator forum

Rejestracja: 08 Lis 2011
Posty: 988
Loty: 124
Kilometry: 370 562
Złoty Krąg = Islandia w pigułce?

Hotelem, w którym spędziliśmy aż dwie noce jest Vatnsholt. Miejsce z ciekawą, choć niedługą historią. W 2005 roku islandzka rodzina postanowiła się przenieść z miasta na wieś i kupiła starą, mocno zniszczoną farmę pośrodku niczego. Zaczęli ją remontować rękoma 4 polskich robotników, ale wszystko zaczęło się komplikować, gdy w 2008 roku wybuchł wulkan...
Z historią obiektu można się zapoznać na ich stronie (jest całkiem ciekawy film z angielskimi napisami) lub jadąc na miejsce, z wyłożonych obok recepcji albumów.
Hotel był zdecydowanie najtańszym naszym noclegiem (358 PLN/noc za 3 osoby ze śniadaniem) i do tego tej taniości nie było nigdzie widać. Pokoje były (jak wszystkie na Islandii) bardzo czyste i do tego ciekawie urządzone. Była duża restauracja (na 300 osób) oraz trochę mniejsza sala rozrywkowa z bilardem, TV (oraz kolekcją kilkuset płyt DVD). Był plac zabaw dla małych dzieci, wygodny parking oraz mnóstwo zwierząt dookoła. Koty, psy, konie, kozy, owce, kruk i nasza ulubienica - gadająca papuga żako.

Image

Papuga mieszkała w klatce w sali rozrywkowej, ale klatka była przeważnie otwarta, a papuga często wyruszała na spacery po obiekcie. A czasami nawet latała. :) No i, jak to żako, gadała, gwizdała i wydawała inne pocieszne odgłosy.

W hotelu przemiła, uczynna i kompetentna obsługa. Noclegi na dwie noce zamawiałem jako dwie oddzielne rezerwacje, żeby móc skorzystać z dwóch kuponów z bookingu. System rezerwacyjny nie miał szans tego połączyć w jedną i okazało się, że mamy dwa noclegi, ale w dwóch różnych pokojach i nie bardzo da się to zmienić, bo w pokojach z większą ilością miejsc, niż dwa mają komplet. OK, pogodziliśmy się z myślą, że trzeba będzie po śniadaniu opuścić pokój, a po powrocie ze zwiedzania od nowa się rozlokować w innym, ale przy śniadaniu niespodzianka. Hotel skontaktował się z czteroosobową rodziną, która miała przejąć nasz pokój i zaproponował im w tej samej cenie dwie dwójki. Oni się zgodzili, a my mogliśmy zostać "u siebie". Co prawda przed śniadaniem już się spakowaliśmy, mimo to jednak doceniam fakt, że hotel tak o nas zadbał :D
W restauracji dostępny był ekspres z darmową kawą/czekoladą oraz herbata, a pani z recepcji sama zaproponowała, że jeżeli chcemy zjeść kolację z własnych produktów, to możemy skorzystać z sali rozrywkowej, gdzie były duże, wygodne stoły.
Ogólnie hotel polecam BARDZO!

Zostawmy już ten hotel i zajmijmy się znowu naszym podstawowym zajęciem na Islandii - jeżdżeniem Aurisem od atrakcji do atrakcji. Tego dnia zrobiliśmy 279 kilometrów. Celem były główne atrakcje Złotego Kręgu, ale na pierwszy ogień idą pominięte wczoraj Seljalandsfoss i Gljúfrafoss. Musimy spory kawałek wrócić, ale to nie pierwszy raz...

Załącznik:
Trasa dzień 6 279.JPG
Trasa dzień 6 279.JPG [ 74.26 KiB | Obejrzany 9500 razy ]


Przy wodospadach ciężko zaparkować, znajdujemy miejsce dopiero kawałek dalej, przy drodze, bo parking pełen. Pierwszy jest Gljúfrafoss. Asia robi sobie klimatyczne zdjęcie sam na sam z wodospadem...

Image

No dobra, kto był, ten wie... Z tym "sam na sam" to nie do końca... Tak wygląda kolejka do wodospadu i ludzie wchodzą tam małymi grupkami, po kilkanaście osób. :)

Image

Image

W czasie podziwiania kolejki dalszy ciąg kursu języka islandzkiego: Gljúfra - wąwóz, czyli Gljúfrafoss = wodospad w wąwozie. Funkcjonuje też inna nazwa, bardziej poetycka: Gljúfrabúi, czyli "ten, który żyje w wąwozie".
Trudność dojścia do wodospadu jest uzależniona od poziomu wody. My trafiliśmy idealnie, bo wody było dość dużo (czyli wodospad był dość okazały), ale na tyle mało, że skacząc po kamieniach dało się przejść suchą nogą.

Tuż obok znajduje się Seljalandsfoss. Ładny i znany głównie z tego, że można sobie "pod niego" czy może bardziej "za niego" wejść.

Image

Image

Ludzi tłum. Najbardziej rzucają się w oczy chińskie nastolatki, które w perfekcyjnych kreacjach i z perfekcyjnym makijażem robią sobie setki zdjęć i filmików, zapewne na potrzeby jakiegoś chińskiego Instagrama. Żeby wejść za wodospad, trzeba dać się najpierw zmoczyć, więc te wszystkie perfekcyjne stroje i make-upy są ukrywane pod pelerynami czy parasolami.
No i oczywiście nie mam pojęcia, ile mają lat te Chinki. Jak chyba większość Europejczyków mam problemy z określaniem ich sieku i umownie dzielę je na "nastolatki" (tak pewnie do ok. 30 lat), "ciotki" ((30-50) i" babcie".

Image

Image

Ogólnie, jak widać, świetnie się bawię rozgryzając islandzkie nazwy. Tutaj nazwa mnie pokonała. Seljalandsfoss, bo na rzece Seljalandsa. Nazwa rzeki z kolei oznacza "sprzedany ląd" czy jakoś tak... ("sell land" po angielsku, nawet brzmi podobnie). Nie udało mi się jednak dowiedzieć, kto i co dokładnie sprzedał, że było to aż tak ważne, żeby rzekę nazywać... Ktoś coś..?
Za to dowiedziałem się, że rzeka ta wypływa z lodowca Eyjafjallajökull. Brzmi znajomo? Chociaż brzmi to może nie najlepsze słowo, bo czy ktoś jest w stanie to wymówić (poza moją córką, bo ona akurat potrafi)? Powiedzmy zatem: "Czy ta nazwa wygląda znajomo?"
To właśnie pod lodowcem Eyjafjallajökull znajduje się wulkan o tej samej nazwie, który zatrzymał ruch lotniczy w Europie w 2010 roku.

Żegnamy piękny wodospad i ruszamy na Złoty Krąg, żeby zobaczyć...

Image

... oczywiście kolejny wodospad. Gullfoss :lol:
Gullfoss znaczy "złoty wodospad". Dlaczego "złoty"? Może dlatego, że na "Białej rzece" (Hvítá). Moim zdaniem "Biały wodospad" pasowało by bardziej. Albo tęczowy.
Chociaż tęczowy może lepiej nie... Jeszcze by się jacyś debile znaleźli, którzy by go chcieli podpalić...

Image

Image

Image

Pogoda nam tego dnia dopisywała. Niebo, nie dość, że niemal bezchmurne, to jak już jakieś chmurki się pojawiały, to były ozdobę, nie przeszkodą...
Kilka słów o Złotym Kręgu.
Po islandzku: Gullni hringurinn. To trasa turystyczna, wymyślona tak, aby było atrakcyjnie, a jednocześnie dało się to zrobić w jeden dzień z Rejkiawiku. Na trasie trzy najważniejsze atrakcje:

    Þingvellir National Park, który pominęliśmy. Wydaje mi się, że miejsce jest ważne dla Islandczyków z powodu tego, czym jest (styk płyt tektonicznych) oraz co się tu wydarzyło (o czym zresztą mówi sama nazwa parku narodowego: þing – „parlament, vellir – równina). Dla nas wydawało się być mało interesujące.

    Gullfoss - tu właśnie jesteśmy

    Haukadalur - dolina, w której znajdują się gejzery. Tak, moje "must see" na Islandii też będzie za chwilkę zaliczone.

Image

Image

Parking, który widać na zdjęciu jest przeznaczony dla osób niepełnosprawnych. Główny parking znajduje się na górze i jest dużo większy. A i tak trudno wolne miejsca znaleźć.
No to tęcza na szczęście i jedziemy do kolejnej atrakcji, doliny gejzerów.

Na początku wyjaśnijmy sobie jedną, podstawową sprawę: Nie jest łatwo zrobić zdjęcie gejzera, a zwłaszcza nakręcić film. Trzeba uwzględnić wiele parametrów, takich jak położeni słońca, kierunek wiatru, ludzi, którzy koniecznie będą chcieli wejść w kadr oraz wyczuć moment, kiedy gejzer wybuchnie. Asia przygotowała taki 15-to sekundowy film instruktażowy...



Jak już mamy omówioną praktykę, to przejdźmy do teorii. :lol:
Co to jest gejzer każdy wie, ale nie każdy wie, że samo słowo "geysir", które się przyjęło na całym świecie, pochodzi z języka islandzkiego i oznacza "wybuch".
W dolinie Haukadalur znajdują się dwa najbardziej znane gejzery: Geysir oraz Strokkur. Strokkur jest bardzo wdzięczną do oglądania atrakcją, bo "strzela" co kilka minut na wysokość do ponad 30 metrów słupem wody o średnicy ok. 3 metrów. Znajdujący się tuż obok Geysir, który kiedyś potrafił wyrzucać wodę na 170(!!!) metrów w górę, w XX wieku bardzo się uspokoił i teraz wydaje z siebie tylko małe, kilkumetrowe "pyknięcia" kilka razy do roku. Nie czekaliśmy, aż "pyknie". Strokkur jest wystarczająco atrakcyjny.

Image

Image

Image

Image

Image

Ładnie go widać z daleka. Na wzgórzu, z którego podziwialiśmy gejzer napotkaliśmy jeszcze jedną islandzką atrakcję. Niestety, zapewne niedługo zniknie, niewielu jest dane ją zobaczyć. Nie wspominają o niej też żadne przewodniki. Tą atrakcją są, widoczne poniżej na zdjęciu: "Niezłe śruby". Po islandzku: "góð skrúfa"

Image

Ale o co chodzi?
W naszej rodzinie, na jakieś nietypowe i niezbyt mądre działania czy osoby zwykło się mówić właśnie "niezłe śruby". Dodatkowo, w czasie naszego wyjazdu mieliśmy często głupawkę, polegającą na nadużywaniu tego zwrotu. Nic zatem dziwnego, że jak zobaczyliśmy ten widok, to śmiechom nie było końca. :lol:
Drugim nadużywanym, "głupawkowym" zwrotem podczas tego wyjazdu było słowo "bynajmniej". Czy zawsze używaliśmy go zgodnie z przeznaczeniem?
Bynajmniej. :lol:
Im gorzej, tym lepiej. :lol:

Wracamy do hotelu. Ostatni nocleg na Islandii poprzedziły: przepiękny zachód słońca i kolacja z resztek polskiego chleba oraz ostatniej konserwy turystycznej. Chleb nadal smaczny. W czasie kolacji trochę pogadaliśmy z papugą, ale tego dnia była mniej rozmowna.

Asia porobiła trochę zdjęć okolicy, przy czym okazało się, że okolica składa się głównie z koni.

Koń srokaty:
Image

Koń siwy jabłkowity
Image

Koń romatnyczny
Image

Koń nieromantyczny :lol:
Image

Podsumowując ten dzień chciałbym się odnieść do twierdzenia, że "Złoty Krąg" to Islandia w pigułce. Zgadzam się z tym, ale jedynie w takim sensie, w jakim możemy mówić o jedzeniu w pigułkach. Myślę, że nie ma obecnie problemu w przygotowaniu pigułkowej diety, na którą będą się składały odpowiednie ilości białka, tłuszczu, węglowodanów, witamin, mikroelementów i co tam jeszcze człowiekowi do życia potrzebne. I takie pigułki zaspokoją podstawowe potrzeby żywieniowe, będą wygodne w użyciu, a może nawet tanie (choć nie na pewno). Tylko jak to się ma do pierogów, bigosu, sernika czy innego pad thai?

Dzień zakończył się pięknym zachodem słońca, więc i ja tak zakończę. Kolejna część będzie częścią ostatnią.

Image
_________________
Moje relacje:
<USA - Roadtrip z namiotem na dachu>; <Seszele Luksusowo? Budżetowo? Panie, a nie można obu? Można!>,
<Islandia - lodowe góry i maskonury.>, <Ej, ale będzie widać góry? - Kirgistan Kazachstan>
<Wuchta problemów - Hong Kong, Filipiny>
Góra
 Profil Relacje PM off
7 ludzi lubi ten post.
kasiak80 uważa post za pomocny.
 
      
#15 PostWysłany: 10 Paź 2019 13:06 
Moderator forum

Rejestracja: 08 Lis 2011
Posty: 988
Loty: 124
Kilometry: 370 562
Koniec i bomba, kto nie "Lubi" ten trąba! :lol:

Dzień ostatni. 357 kilometrów, nie licząc tego, co samolotem i co później w Polsce. :)
Załącznik:
Trasa dzień 7 357.JPG
Trasa dzień 7 357.JPG [ 78.01 KiB | Obejrzany 8734 razy ]

Wylot mieliśmy dopiero o 18:45, więc była jeszcze chwilka, żeby spokojnie sobie pojeździć...

Najpierw jedziemy do stolicy. Pewnie fajnie byłoby spędzić tu 2-3 dni albo choć kilka godzin, jednak na Islandii jeszcze fajniej, moim zdaniem, jest spędzać je gdzieś z dala od miasta. Byłoby mi szkoda każdej godziny spędzonej w mieście, zamiast na łonie natury, zatem przez centrum Reykjaviku przejeżdżamy, zatrzymując się tylko na światłach. :) Troszkę pokręciliśmy się po uliczkach w centrum i "zaliczyliśmy" w przelocie wszystkie główne punkty miasta.
Kusiło mnie, żeby przyjechać wcześniej i wejść do Perlan, żeby zwiedzić tamtejsze muzeum oraz sztuczną grotę lodową ale dziewczyny zdecydowanie nie chciały.

Image

Image

"Po drodze" na lotnisko pojechaliśmy jeszcze zobaczyć słynną Blue Lagoon oraz ludzi, skłonnych zapłacić ponad 200 PLN za wykąpanie się w basenie. W cenie: wejście, drink powitalny, maseczka z błota oraz (uwaga!) możliwość skorzystania z ręcznika. To pakiet podstawowy (najtańszy). Za full wypas (2.500 PLN) jest prywatna przebieralnia, jakieś grubsze SPA i drinki do oporu. Nie skorzystaliśmy. Może gdyby te drinki najpierw dawali, za darmo i w dużych ilościach, a później namawiali na zakupy...

Image

Image

Image

Korzystając z tego, że nadal mamy trochę czasu, nie jedziemy prosto na lotnisko, tylko nadrabiamy kilometrów i objeżdżamy półwysep Reykjanes od południa. Dużo pól lawowych. W okolicy Grindavík ciekawe obiekty dla kogoś, kto się interesuje krótkofalarstwem (anteny jakieś czy coś... ;) ).
Kawałek dalej Miðlína - troszkę na siłę stworzona atrakcja turystyczna - "Most między Europą a Ameryką". W sumie nic ciekawego, w dodatku płyty tektoniczne oddalają się od siebie o 2 cm rocznie, więc za jakieś 200 lat im się ten most zawali. Jak ktoś jednak chce zobaczyć, to nie ma na co czekać... ;)

Image

Teraz już prosto do miasta Keflavik. Musieliśmy wysłać pocztówkę, więc trzeba było znaleźć pocztę. Musiałem też zadbać o auto - zatankować i trochę umyć. Na Islandii na niektórych stacjach benzynowych i przy marketach dostępne są stanowiska do bezpłatnego opłukania auta (czyli wąż z wodą). W wypożyczalni sprawnie i bez problemów. Oględziny trwały jakieś 20 sekund. :lol: Bardzo polecam Blue Car Rental.

Na lotnisku kombinacje, żeby z 3 nadawanych bagaży zrobić 2. Udało się.
Małe problemy i duże nerwy przy boardingu. Pani się nie spodobał Asi plecak i trzeba było go wepchnąć w stojak. Nie było łatwo, ale udało się.
Lot bez przygód. Znowu nam wylosowało miejsca obok siebie. :)

I to już. Koniec.

Trzeba by to jakoś podsumować.
Wyjazd był przede wszystkim prezentem dla córki. Prezent trafiony, córka bardzo zadowolona.
Główne cele Asi (maskonury i lodowiec) również zaliczone.
Wyjazd ogólnie bardzo udany. Islandia piękna jest i basta.
W mojej opinii mając tydzień można spokojnie planować objechanie jej dookoła. Mając mniej czasu sugerowałbym jechać na wschód, co najmniej do Vik, jak się uda, to do Jökulsárlón albo i jeszcze dalej.
Do jeżdżenia po głównych drogach (nawet przyjmując, że niektóre główne to szutrówki) w zupełności wystarczy zwykłe auto, nie jest konieczne 4x4.
Płatności: świetnie działają Curve, Revolut (za wyjątkiem stacji benzynowych) i Diners. Jak już wcześniej pisałem, wyjazd był bezgotówkowy i nie miałem islandzkich koron w ręku ani razu.
Namioty i kampery - na południu widać dużo miejsc przygotowanych do tej formy turystyki, na północy zdecydowanie mniej, ale są. Bardzo popularne są campervany (auta z namiotem na dachu).
Widziałem trochę rowerzystów, ale wyglądało, że bardzo się męczą. Silne wiatry chyba skutecznie zmniejszają "fajność" tego sposobu podróżowania.

Koszty - wszystko płacone kartami, więc łatwo było podsumować. Największe:
Noclegi - 3.950,89 PLN (z tego booking powinien oddać 900 za "pocztówki", na razie oddał połowę)
Wynajem auta - 2.520,63 PLN
Bilety lotnicze - 1.279 PLN
Reszta na obrazku.
Załącznik:
Koszty.JPG
Koszty.JPG [ 80.76 KiB | Obejrzany 8734 razy ]

Wychodzi niecałe 3.400 PLN na osobę.
Objechaliśmy wyspę dookoła całkiem niezłym i wygodnym autem, spaliśmy w bardzo dobrych warunkach, nikt nie był głodny i jeszcze na pływanie pontonami wystarczyło. :) Jak dla mnie, to cena jak najbardziej do przyjęcia. Przy 4 osobach koszt jednostkowy byłby niższy o jakiś 500 PLN (koszty auta, ubezpieczenia, paliwa rozkładały by się na 4, noclegi też byłyby odpowiednio tańsze).

Zapraszam do zadawania pytań.
I do czytania kolejnej relacji, tym razem z Kazachstanu i Kirgistanu. Mam nadzieję, że już wkrótce zacznę ją pisać. :)

Image

Image

Image

Image

Image

Image

Image

Image

Image

Image

Załącznik:
To jest ostatnie zdjęcie xD.JPG
To jest ostatnie zdjęcie xD.JPG [ 114.63 KiB | Obejrzany 8734 razy ]
_________________
Moje relacje:
<USA - Roadtrip z namiotem na dachu>; <Seszele Luksusowo? Budżetowo? Panie, a nie można obu? Można!>,
<Islandia - lodowe góry i maskonury.>, <Ej, ale będzie widać góry? - Kirgistan Kazachstan>
<Wuchta problemów - Hong Kong, Filipiny>
Góra
 Profil Relacje PM off
11 ludzi lubi ten post.
2 ludzi uważa post za pomocny.
 
      
#16 PostWysłany: 15 Paź 2019 20:50 
Awatar użytkownika

Rejestracja: 22 Mar 2015
Posty: 261
Loty: 30
Kilometry: 88 684
niebieski
Bardzo fajna relacja :), wszystko opisane przystępnie i na wesoło, mnóstwo przydatnych informacji, a do tego piękne zdjęcia :)! Och jakbym chciała zobaczyć te wodospady, bezkresne łąki i czarne plaże, a do tego lodowiec! Nie wspomnę już o maskonurach, które również znalazłyby się na mojej top liście :)! Nocleg w domkach ekstra, wyglądało że był z nich świetny widok, bajka :)! Dobre podsumowanie na koniec, jejka, jaka ta Islandia droga :shock: :roll: !

Gratuluję nominacji do relacji miesiąca i czekam na relację z Kirgistanu :)
Góra
 Profil Relacje PM off  
      
#17 PostWysłany: 15 Paź 2019 21:46 
Moderator forum

Rejestracja: 08 Lis 2011
Posty: 988
Loty: 124
Kilometry: 370 562
Dzięki! Widzę, że trafiłem w Twoje gusta. To jak coś, to masz gotowy plan. :)
A pierwszy odcinek z Kazachstanu już jest... 8-)
_________________
Moje relacje:
<USA - Roadtrip z namiotem na dachu>; <Seszele Luksusowo? Budżetowo? Panie, a nie można obu? Można!>,
<Islandia - lodowe góry i maskonury.>, <Ej, ale będzie widać góry? - Kirgistan Kazachstan>
<Wuchta problemów - Hong Kong, Filipiny>
Góra
 Profil Relacje PM off
Bubu69 lubi ten post.
 
      
#18 PostWysłany: 22 Paź 2019 18:34 
Awatar użytkownika

Rejestracja: 25 Wrz 2014
Posty: 2869
niebieski
Mega, super zdjęcia. Bardzo fajna wyprawa.
_________________
Image
Góra
 Profil Relacje PM off  
      
#19 PostWysłany: 03 Lip 2020 20:16 

Rejestracja: 27 Mar 2014
Posty: 4038
złoty
Bardzo fajna i praktyczna relacja. Szkoda, że ją dziś odkryłem, gdy za 30h moj pobyt na Islandii dobiegnie końca ;) Jednak czasem lubię jakieś niespodzianki, a jak się wszystko wcześniej przeczyta, to o niespodzianki trudniej. Jednak widzę, że nic mnie nie ominęło.

Ogólna przestroga dla wybierających się na Islandię. NIE tankować na stacjach OB, nawet, gdy się nie ma paliwa!
Wczoraj tankowałem na dwa razy i za pierwszym razem wyciściło mi całe konto ISK 15000, a za drugim podejściem całe w euro, blisko 60. Początkowo myslalem, że fraud, jednak osoby z innej stacji przekonywały, że tak się zdarza i za kilka dni kasę prawidłowo rozliczy. Ogólnie zablokowało prawie 10 razy więcej, a ja dodatkowo kartę.
Dziś nie mając wyboru zatankowałem ponownie w innym miejscu na OB ii zapłaciłem inną kartą, gdzie nie miałem limitu i zablokowało ponad 200€, równo dziesięciokrotność.
Osoby, które nie mają dużego zapasu na kartach mogą mieć trochę zepsuty wyjazd przez te praktyki.
Góra
 Profil Relacje PM off
2 ludzi uważa post za pomocny.
 
      
Wyświetl posty z poprzednich:  Sortuj według  
Napisz nowy temat Odpowiedz  [ 19 posty(ów) ] 

Wszystkie czasy w strefie UTC + 1 godzina (czas letni)


Kto jest na forum

Użytkownicy przeglądający to forum: Brak zarejestrowanych użytkowników oraz 2 gości


Nie możesz zakładać nowych tematów na tym forum
Nie możesz odpowiadać w tematach na tym forum
Nie możesz edytować swoich postów na tym forum
Nie możesz usuwać swoich postów na tym forum
Nie możesz dodawać załączników na tym forum

Przeszukaj temat:
  
phpBB® Forum Software © phpBB Group