Wstęp Ponieważ relacja z Budapesztu chyba się nieźle przyjęła, a ja aktualnie mam trochę wolnego czasu, to pójdę za ciosem i wrzucę coś nowego. Początkowo chciałem napisać tylko o wyjeździe do Estonii, na Łotwę i Litwę, ale jako że miesiąc wcześniej byłem też w Szwecji, a wszystko będzie się obracało wokół podobnej tematyki, postanowiłem połączyć to w jedno. Ostrzeżenie: jeżeli nie interesujesz się piłką nożną, to czytając tę relację narażasz się na śmierć z nudów i zero pożytecznych informacji. Ale kto nie ryzykuje… (w trakcie pisania postaram się podmienić zdjęcia na takie lepszej jakości, na razie mam tylko wersje instagramowe)
Część I: Szwecja Jeśli czytałeś opis wyprawy do Budapesztu, to pewnie pamiętasz, że od zawsze planowałem tam pojechać, ale jakoś nigdy nie było odpowiedniej okazji. No i z Malmö było dokładnie tak samo. W tamtym roku nastawiałem się na wyjazd na Ligę Mistrzów, ale bilet po normalnej cenie ogarnąć było nie sposób, więc sobie odpuściłem i czekałem na kalendarz Allsvenskan 2015. I od razu po opublikowaniu wiedziałem, że początek sierpnia to mój czas – Malmö grało z IFK Göteborg, a trzeba wiedzieć, że to dwie najbardziej utytułowane drużyny w Szwecji i ten mecz jest czymś w stylu starego dobrego Widzew – Legia, tylko w nieco innej rzeczywistości. Plan – jak to u mnie – zmieniał się kilkukrotnie. Najpierw chciałem lecieć na jeden dzień i wracać przez Kopenhagę, a tu masz – Ryanair się obraził na Duńczyków. Później pomyślałem o rozszerzeniu wypadu także na Sztokholm, gdzie następnego dnia miały odbyć się derby AIK – Djurgården, ale głupio byłoby wpadać do tak fajnego miasta tylko na jeden dzień, a na więcej niestety nie mogłem sobie pozwolić. Zdecydowałem się więc na pozostanie w Skanii i inne derby – Hässleholmu, w czwartej lidze.
Sobota, czyli dzień wyjazdu, zaczęła się idealnie – rano spóźniłem się na mecz mojego klubu, później prawie spóźniłem się na ślub bardzo dobrego kolegi (23 lata, a taka tragedia…), a wieczorem spóź… no dobra, tym razem byłem na czas, by spędzić nockę w podroży z Łodzi do Gdańska w komfortowych, polskobusowych warunkach. Później nocnym na lotnisko, lot krótszy niż podróż nocnym i jakoś przed 8 byłem na miejscu. Mecz o 15, musiałem jeszcze spotkać się z hostem z Airbnb, żeby zostawić u niego rzeczy (swoją drogą polecam, gość w Szwecji oferuje ceny na poziomie Mołdawii, jak wklepiecie w wyszukiwarkę, to nie sposób nie znaleźć), ale i tak było sporo czasu na szeroko rozumiane zwiedzanie. Relacji z Malmö pewnie już tu trochę było, więc nie będę zanudzał, bo moja trasa niczym nie różniła się od tych robionych przez większość turystów. Ale tak chociaż skrótowo: na pewno polecam Västra hamnen, na pewno polecam oba rynki. Bardzo fajne są dwa parki w centrum (Kungsparken oraz Pildammsparken) i to w zasadzie tyle. Jak ktoś szybko chodzi, to w 2 godziny może wszystko dokładnie ogarnąć.

Po rozpoznaniu terenu pojechałem do mieszkania słynnym przegubowym autobusem linii 5 i nie chcę tu namawiać do złego, ale jeżeli jesteś pod koniec wyjazdu i z finansami ciężko, to możesz zaryzykować jazdę na gapę, bo kierowcy to zupełnie nie obchodzi (ale pamiętaj, że mówimy tylko o tej 5), zwłaszcza że większość pasażerów (zwłaszcza wieczorami) pewnie w życiu nie słyszała o czymś takim jak bilet. Nie, pani premier Kopacz, w Szwecji nie ma żadnych stref szariatu, a na Rosengårdzie mieszkają sami rodowici Szwedzi. Ale wracając do kwestii biletowych: tu wszyscy (oczywiście z pominięciem wyżej wymienionych) jeżdżą na tych różnych smartcardach, więc kupno jednorazowego to spory problem. Kierowca nie sprzedaje, w kioskach nie ma, możesz zrobić to jedynie w punkcie informacyjnym na dworcu albo w automatach. Trzeba tylko wiedzieć jak, bo to raczej zupełnie nielogiczne, żeby wybierać trasę z Malmö do Malmö, a tak trzeba. I 22 korony w plecy. No dobra, bo odbiegłem od tematu. Pojechałem do mieszkania, zostawiłem rzeczy i trzeba wychodzić. Zanim mecz, to do centrum handlowego Triangeln na obiad i spotkanie z mieszkającym w Szwecji znajomym, z którym byłem wcześniej umówiony. Co do jedzenia, polecam restaurację Favourite Roast, całkiem rozsądne ceny jak na panującą tu rzeczywistość. Jeśli ktoś wpadnie, to przekażcie pozdrowienia dla obsługi. Po polsku oczywiście, bo to swoi ludzie.
13:30, czas ruszać na stadion. A tak naprawdę na trzy stadiony, bo po drodze były jeszcze dwa inne godne uwagi. Pierwszy to Malmö IP, na którym obecnie gra tylko żeńska drużyna FC Rosengård. To jednak historyczny, najstarszy obiekt w mieście, przed 1958 dzielili go ze sobą derbowi rywale, czyli MFF i IFK (Malmö, nie Göteborg). Ten drugi klub obecnie gra w IV lidze, ale swego czasu był nawet w ćwierćfinale Pucharu Europy. Malmö IP straciło na znaczeniu przy okazji szwedzkiego mundialu, gdy nieopodal wybudowano dużo większy Malmö Stadion. Na nowym obiekcie rozegrano cztery mecze MŚ 1958, a także trzy ME 1992. Niestety, o ile na pierwszy stadion nie było najmniejszego problemu z wejściem, na trybuny drugiego wbić się nie udało. Nawet jakoś z zewnątrz nie zrobiłem fotki, a szkoda.

Wszystkie poboczne punkty planu zaliczone, czas więc na ten główny. Od 2009 MFF swoje mecze rozgrywa na Swedbank Arenie. Pomimo nowości, obiekt jest dość klimatyczny, to się ceni. Przed spotkaniem chciałem jeszcze znaleźć w pobliżu bankomat, bo według znajomego na stadionie nie można płacić kartą, ale w promieniu kilometra żadnego nie było. A terminale oczywiście były, niestety, bo wydałem 50 koron na najdroższe piwo w życiu. Przynajmniej całkiem niezłe, jak na stadionowe warunki. Wchodzę na trybuny na 30 minut przed pierwszym gwizdkiem i szok, bo już jest niesamowicie głośno. Wiedziałem, że fani MFF to zdecydowana czołówka w tej części Europy, ale tego się nie spodziewałem. Po drugiej stronie stadionu całkiem liczna ekipa z Göteborga, zabezpieczona zaledwie niewielką grupą ochroniarzy – nic zresztą dziwnego, skoro przed meczem ludzie w szalikach IFK spacerowali sobie przed stadionem.

Zaczęło się spotkanie i bardzo fajne flagowisko. Co do dopingu, to gospodarze głośniejsi, ale przyjezdni nie odpuszczali i też ogólnie dawali radę. Po bramkach ultrasi MFF zaprezentowali kilka rac, niestety we wstrętnym północnym stylu – przy odpalających stali strażacy, którzy dbali o to, żeby nic złego się nie stało. Pirotechnika mogła być ponadto prezentowana tylko w wyznaczonych miejscach. Masakra, swoją drogą zupełnie inny obraz można było zobaczyć dzień później w Sztokholmie. Nieco więcej spontaniczności po stronie gości, spłonęły nawet jakieś barwy MFF, ale ilość przygotowań do całej akcji była prześmieszna – kilku chłopaków z IFK przykryło się czarnym płótnem, jeden założył kominiarkę, odpalił racę, podłożył ogień pod szaliki i znów myk pod płótno. Brawa przynajmniej za kreatywność. Z kronikarskiego obowiązku napiszę, że, Malmö wygrało 2:1, co nieco rozzłościło przyjezdnych, którzy chwilę poszarpali się z kimś w swoim sektorze.

Jako że godzina wczesna, udaję się w stronę plaży i idąc trochę na około (nieopodal świetna willa Zlatana Ibrahimovicia) wracam na dworzec, skąd mam imigrautobus do mieszkania. Jutro wielkie derby Hässleholmu. |