Otóż nie. Kredyt a depozyt czy konto to nic innego jak produkt wiążący umową dwie strony na warunkach określonych przez ową umowę(i regulamin do niej podpięty).
Tutaj bank popełnił błąd - nie skonsultował regulaminu z prawnikiem (albo ma kiepskich prawników) - więc regulamin nie mówił tego co wydawało się że mówi marketingowcom tworzącym promocję. Bank uznał że prawem kaduka może olać klientów i zapisy regulaminu. Po wrzawie w mediach bank rakiem się wycofał, ale wciąż uważając że to jest wina klientów (list od prezesa) iż Ci nie rozumują dokładnie tak jak marketingowiec tworzący regulamin promocji.
Gdyby bank ustami swojego prezesa nie implikował że jestem idiotą nie potrafiącym zrozumieć prostego regulaminu - to nie chciałoby mi się bawić w reklamacje czy arbitra. Ba, gdyby chociaż jakoś uznał swój błąd i przesłał oprócz tabletu (który należał mi się w myśl regulaminu jak psu buda) jakieś pismo z przeprosinami - też bym olał sprawę. Bo jestem leniwy
Ale nie, bank posłał z ponad miesięcznym opóźnieniem tablet, olał moje obie reklamacje (a się chwalił na stronie wewnętrznym standardem 30 dni na ich rozwiązanie). Więc zaryzykowałem te 20 zł u arbitra, a konto które miało szanse być moim głównym - jest pierwszym do zamknięcia. Zgodnie z regulaminem promocji of course.
