Akceptuję i chcę ukryć komunikat Fly4free.pl korzysta z technologii, takich jak pliki cookies, do zbierania i przetwarzania danych osobowych w celu automatycznego personalizowania treści i reklam oraz analizowania ruchu na stronie. Technologię tę wykorzystują również nasi partnerzy. Szczegółowe informacje dotyczące plików cookies oraz zasad przetwarzania danych osobowych znajdują się w Polityce prywatności. Zapoznaj się z tymi informacjami przed korzystaniem z Fly4free.pl. Jeżeli nie wyrażasz zgody, aby pliki cookies były zapisywane na Twoim komputerze, powinieneś zmienić ustawienia swojej przeglądarki internetowej.



Napisz nowy temat Odpowiedz  [ 78 posty(ów) ]  Idź do strony 1, 2, 3, 4  Następna
Autor Wiadomość
#1 PostWysłany: 10 Gru 2014 15:14 
Site Admin
Awatar użytkownika

Rejestracja: 13 Sty 2011
Posty: 7799
Wstęp

O tym by pojechać na Filipiny marzyłem od jakiegoś czasu. Marzenie to było na tyle silne że w tym roku po raz pierwszy postanowiłem jechać na wakacje nie tam gdzie będzie promocja – a konkretnie na Filipiny i nigdzie indziej. W końcu kto nie widział tych zdjęć rajskich plaż – jeszcze nieznanych dla masowego turysty i przez to nie zepsutych? Dodatkowo piękne rafy koralowe, krystaliczne morze, liczne atrakcje (tarasy ryżowe, jaskinie, wodospady, tropikalne lasy) – i to wszystko za niewielkie pieniądze. Brzmi jak raj. I właśnie w raju przyszło mi spędzić miesiąc czasu – ale było jeszcze lepiej niż to sobie wyobrażałem :D Nie wiedziałem bowiem wtedy jeszcze o największej zalecie Filipin – zamieszkujących je najmilszych ludziach na świecie :)

Na Filipiny przylecieliśmy korzystając z promocji Cebu Pacific – dość regularnie oferują oni przeloty na trasie z/do Chin poniżej 200zł RT. Jako że były to nasze ostatnie długie wakacje w życiu (studenckie czasy się właśnie skończyły..) - postanowiliśmy najpierw spędzić miesiąc czasu w Chinach, a potem stamtąd udać się na Filipiny, również na miesiąc. O tym jak dostaliśmy się do Chin, co się tam wydarzyło i dlaczego tak bardzo potrzebowaliśmy po nich odpocząć możecie przeczytać w tej forumowej relacji w-poszukiwaniu-shangri-la-czyli-miesiac-w-chinach,215,56293 Tu jednak będzie tylko i wyłącznie o Filipinach :)

A więc zaczynajmy relację! Nie będzie ona prowadzona w formie dziennika, opisująca wydarzenia krok po kroku – w końcu ile można by pisać "Dzień 15. Jest cudownie, leżymy na rajskiej plaży, w wolnych chwilach oglądamy rafy koralowe jakich niewiele jest na świecie (znów prawie wpłynąłem na żółwia morskiego, nie mogło by ich być trochę mniej?), na wieczór mamy zaplanowany rum Tanduay, jak zawsze po 4zł za 0,7l" :P :D Natomiast postaram się by relacja była praktyczna i dokładnie opisująca czekające na podróżnych atrakcje :)

Bo każdy raj ma swoją Manilę

Swoją podróż zaczęliśmy od stolicy Filipin, Manili, miasta które na wszystkich blogach podróżniczych opisywane jest bardzo krótko - „omijać” ;) I nie jest tak opisywane bez powodu. Skupię się więc w tej części relacji na poradach praktycznych jak przetrwać w tym mieście kiedy już ze względów logistycznych musimy je odwiedzić.

Na Filipiny przylecieliśmy na lotnisko Clark – znajdujące się tuż przy dużej amerykańskiej bazie wojskowej koło miasteczka Angels, 80km od Manili. Loty z/do Clark na trasach międzynarodowych często są tańsze niż z/do Manili, zaś dostać tam się nie jest trudno – przy mniejszym budżecie warto więc rozważyć tą opcję. Pierwszą rzeczą po przylocie która może interesować podróżnego jest zaopatrzenie się w niezbędne środki płatnicze. Na Filipinach używane jest peso filipińskie (skrót PHP, w relacji będę pisał po prostu P). 100P to około 7zł. Niestety każdorazowe wyjęcie gotówki z bankomatu obarczone jest prowizją w wysokości 200P. Nie byłby to problem gdyby nie fakt że dodatkowo nie można wyjąć za dużo gotówki naraz – maksymalnie 10000P czyli raptem 700zł. Warto więc rozważyć wymienianie gotówki w kantorach. Z lotniska najtaniej do miast można dostać się komunikacją publiczną. Na Filipinach takową rolę spełniają twory o nazwie jeepey.
Image
Pojazdy te jeżdżą praktycznie non stop bez żadnego rozkładu jazdy. Jeżdżą jednak na konkretnych trasach. Czasami trasa wypisana jest na boku pojazdu, czasami jej główne punkty są wypisane na tabliczce za przednią szybą, czasem zaś określa ją tylko kolor pojazdu (tylko w największych aglomeracjach miejskich mają one numery). Punkty na trasie wyznaczają nie ulice ale najczęściej nazwy centrów handlowych/sklepów (Filipińczycy zostali w sporym stopniu zamerykanizowani i uwielbiają centra handlowe, w Manili znajduje się kilka z największych centrów handlowych na świecie). Aby zatrzymać jeepeya wystarczy zamachać ręką. Potem wsiadamy tylnym wejściem i skuleni posuwamy się do końca. Do pojazdu wejdzie tyle osób ile wejdzie, panuje tam niesamowity ścisk, ale wszyscy ludzie są życzliwi i mili – nikt się nie obrazi jeśli przypadkowo komuś nadepnie się na nogę czy nie będzie miał pretensji że do tego małego pojazdu wchodzisz z dużym plecakiem. Opłata za przejazd najczęściej przekazywana jest z ręki do ręki w kierunku kierowcy, rzadziej większe pojazdy mają swojego krzykacza/zbieracza pieniędzy który jeździ stojąc na tylnym zderzaku i trzymając się dachu. Opłatę najlepiej dawać wyliczoną – koszt przejazdu zwykle oscyluje od kilku do kilkunastu peso, kierowca może mieć problem z rozmienieniem większych kwot (raz gdy nie miałem mniejszych pieniędzy niż 200P Filipińczycy po prostu za mnie zapłacili za przejazd, bo powiedzieli że kierowca nie miałby jak rozmienić – i zrobili to z uśmiechem :) ). Często też nie wyda od razu Wam reszty – będziecie musieli poczekać aż takowa się uzbiera – nie należy się tym stresować, tu naprawdę bardzo rzadko ktokolwiek będzie chciał Was oszukać. Aby zatrzymać pojazd należy zastukać monetą w dach, ew w przypadku naszym poprosić o to kogoś (na Filipinach prawie wszyscy mówią po angielsku, jest to tutejszy język urzędowy, problemów z komunikacją więc nie będzie, a każdy chętnie nam pomoże – powie gdzie i kiedy wysiąść oraz zatrzyma dla nas pojazd).
Image
Tyle ogólnie o jeepeyach. Wracając do wydostania się z lotniska Clark. Z drogi można złapać za 50P jeepeya jadącego bezpośrednio do dworca Dau, jednak jest to wersja „luksusowa”, dla turystów. Lokalna ludność pojedzie za 12P do "main gate" które mieści się tuż przy SM (ważny skrót – warto zapamiętać – SaveMore, to sieć supermarketów i centrów handlowych – często używane są jako punkty orientacyjne). Dalej przesiadamy się w jeepeya za 8P do dworca Dau. Jeepeye jeżdżą non stop, czasowo więc wyjdzie takie rozwiązanie tak samo (około 20-30 min). Z dworca Dau za około 114P jeżdżą co chwila (co 10-15min) autobusy do Manili, przejazd zaś zajmuje im w zależności od korków i miejsca w którym wysiadamy od 1,5h wzwyż.

I tu docieramy do Manili jako takiej. Nie jest to miasto w precyzyjnym tego słowa znaczeniu, a raczej gigantyczna aglomeracja miejska składająca się z 16 miast, o populacji 12 milionów ludzi! Gdy więc poprosimy na dworcu o bilet do Manili – nikt nas nie zrozumie. Musimy nasze zapytanie sprecyzować – powiedzieć że np. chcemy dostać się do Pasay (miasto/dzielnica w której znajduje się lotnisko). Manila jest aglomeracją ogromną, chaotyczną, brudną i pozbawioną atrakcji turystycznych. A jednocześnie miejscem gdzie ogromna bieda Filipińczyków bije po oczach i przeraża. Bo Filipiny są bardzo biednym krajem. Nie zwrócimy na to uwagi na rajskich wysepkach (no ew ponarzekamy że do jedzenia wciąż mamy do wyboru ryż z ryżem, czemu nie mogli by nam ugotować czegoś porządnego? no nie mogli by bo sami jedzą w ten sposób, na nic innego ich nie stać) gdzie fakt że ktoś posiada bambusową chatkę nad morzem a by zjeść cokolwiek musi codziennie wypłynąć na połów ryb nie będzie dla nas rażący. Natomiast w Manili gdy zobaczymy dzieci bawiące się w toczenie starej opony
Image
ludzi grzebiących w śmieciach
Image
czy to jak podróżują lokalsi
Image
będziemy wstrząśnięci. To tu spotkałem jedynych żebraków na Filipinach. To tu przestępczość jest wysoka, należy więc mieć się na baczności (a zwłaszcza uważać na swoje kieszenie). Jednocześnie zdając sobie sprawę z tej biedy tym bardziej docenimy niesamowitą pogodę ducha cechującą ten naród, to jak mili, sympatyczni i pomocni są dla wszystkich – w tym przyjezdnych, których nie traktują jak chodzące worki z pieniędzmi i nie próbują oszukać na każdym kroku. Być może dlatego że nie zostali skażeni jeszcze masową turystyką.

Wiedząc że wszyscy odradzają zatrzymywanie się w Manili na dłużej niż jest to konieczne – i tak spróbowałem odszukać jej nieliczne zabytki, miałem bowiem kilka godzin do mojego następnego lotu. Wybraliśmy się do historycznej dzielnicy Intramuros. Jest to pozostałość dawnej odgrodzonej murami hiszpańskiej kolonii, najstarszych zabudowań miejskich w Manili. Niestety w wyniku intensywnych walk podczas II Wojny Światowej pomiędzy Amerykanami i Japończykami w 1945 roku dzielnica ta została prawie całkowicie zrównana z ziemią i sprawia bardzo przygnębiające wrażenie. Wciąż w niej odnajdziemy oazy spokoju i piękna – takie jak katedra, fort (wstęp jedynie 50P dla studentów) czy kościół św. Augustyna.
Image
Image
I to w zasadzie koniec miejskich atrakcji oO Polecam natomiast po przyjeździe zacząć cieszyć się tutejszymi cenami :) Wystarczy wejść do pierwszego lepszego 7eleven (co ważne przy tamtejszych upałach - klimatyzowanego! :) ) i zamówić gigantyczne lody czekoladowe w waflu cukrowym za.. 15P (trochę ponad 1zł :P). Jeśli jest to dla nas za drogo na ulicy kupimy świeży sok z kokosów z dodatkiem cukru za.. 8P (56gr!) I nikt nie będzie chciał od nas innej ceny niż ta która obowiązuje Filipińczyków :D (czy to naprawdę Azja ?) Niechlubny wyjątek jak zawsze będą stanowić (dziwnie nieliczni) taksówkarze i ludzie związani z transportem. Jeśli wsiądziemy do pustego jeepeya to kierowca może zaśpiewać nam zawyżoną cenę (np. 30P, podczas gdy opłata wynosi 12P – taka sytuacja zdarzyła nam się tylko raz) – jednak wystarczy poczekać pół minuty aż wsiądzie jakiś Filipińczyk – od razu nam powie prawdziwą cenę i jeszcze nakrzyczy na kierowcę że próbował nas oszukać. Tak samo nie należy wierzyć osobom które mówią nam że nie ma transportu publicznego na lotnisko w Manili i zaraz zaoferują nam taksówkę – owszem nie ma jeepeyów na samo lotnisko, są jednak na rondo przy lotnisku z którego w 2min dojdzie się piechotą na sam terminal. O tym fakcie również poinformował nas Filipińczyk który widząc że chcemy wsiąść do taksówki zapytał się gdzie chcemy dojechać i czy nie chcemy na lotnisko dojechać taniej, jeepeyem – zaprawdę cudowni ludzie :) Kosz jeepeya łapanego w Pasay z skrzyżowania EDSA i Taft – 8,5P od osoby. Poruszając się po Manili warto też korzystać z metra – choć drogie jak na tamtejsze warunki (ok 30P, różnie w zależności od ilości stacji), przynajmniej trasa przejazdu jest nam znana ;)

I to by było w zasadzie tyle jeśli chodzi o wstęp/porady praktyczne dotyczące Manili. Już w następnym odcinku zawitamy w raju – będzie on bowiem o Palawanie! :)
_________________
Image
Góra
 Profil Relacje PM off
18 ludzi lubi ten post.
3 ludzi uważa post za pomocny.
 
      
Urlop w Tajlandii: Ko Samui i Bangkok w jednej podróży z Warszawy za 3247 PLN (z dużym bagażem) Urlop w Tajlandii: Ko Samui i Bangkok w jednej podróży z Warszawy za 3247 PLN (z dużym bagażem)
Tanie loty w grupie Lufthansy: Włochy, Chorwacja, Grecja i Hiszpania z Polski od 411 PLN Tanie loty w grupie Lufthansy: Włochy, Chorwacja, Grecja i Hiszpania z Polski od 411 PLN
#2 PostWysłany: 10 Gru 2014 16:26 
Awatar użytkownika

Rejestracja: 06 Maj 2011
Posty: 523
Loty: 125
Kilometry: 137 396
niebieski
Super - na pewno w przyszłości skorzystam z wszelkich uwag. Czekam na Palawan :)
_________________
Image
Góra
 Profil Relacje PM off  
      
#3 PostWysłany: 10 Gru 2014 17:29 

Rejestracja: 08 Wrz 2013
Posty: 5
Fajna relacja, zresztą jak zawsze :) Czekam na dalszą część :D
Góra
 Profil Relacje PM off  
      
#4 PostWysłany: 10 Gru 2014 17:42 

Rejestracja: 02 Lut 2012
Posty: 17
Relacja super, jak bedą tanie bilety lecę :)
Góra
 Profil Relacje PM off  
      
#5 PostWysłany: 10 Gru 2014 18:54 
Awatar użytkownika

Rejestracja: 10 Kwi 2011
Posty: 1418
niebieski
Naprawdę podziwiam - pierwszy raz na Filipinach a obczaiłeś wszelkie najtańsze opcje, nieznane nawet wielu podróżującym Filipińczykom.
Nawet Manila w Twoich wspomnieniach to miejsce super przyjazne.
Ale dobrze, że wspomniałeś o złodziejach i oszustach - bieda robi swoje.
Zdarzają się nawet fałszywi taksówkarze.
Niektóre ulice w centrum miasta bywają niebezpieczne, jeśli brak ludzi i pełno slumsów wokół, może trafić się przygoda z bandą dzieci / nastolatków - otaczają ofiarę, krzyczą daj money a starsi penetrują kieszenie.
Tak gwoli uzupełnienia, w Clark jest też bezpośredni autobus Philtranco do Pasay - kosztuje wprawdzie 350 pesos, ale można zaoszczędzić sporo czasu. Za to taksówka do Angeles kosztuje 500P - naganiacze nazywają to "Limousine Taxi", żeby jakoś usprawiedliwić zdzierczą cenę.
Bo Jeepney za 12P do Clark Base jest osiągalny nie z samego lotniska, trzeba przejść ze 300m.
A żeby zatrzymać Jeepneya, można spróbować po filipińsku "PARA" (stop) lub "PARA PO" (PO jest zwrotem grzecznościowym wyrażającym szacunek, nie zaszkodzi go użyć, mówi się np. SALAMAT PO (dziękuję), O PO (tak).
Angeles ma swoją czerwoną ulicę, pełno tam panienek.
Kiedyś Amerykanie mieli tam 20.000 żołnierzy, ale wulkan Pinatubo zniczczył bazę w 1991.
Amerykanie wyjechali, ale do dzisiaj wracają do swoich dziewczyn, napędzając ten biznes.
Góra
 Profil Relacje PM off
Koala22 uważa post za pomocny.
 
      
#6 PostWysłany: 16 Gru 2014 17:12 
Site Admin
Awatar użytkownika

Rejestracja: 13 Sty 2011
Posty: 7799
Palawan – Filipiny w miniaturce

Wiele osób które były na Filipinach, na pytanie które miejsce wybrać jeśli dysponujemy ograniczoną ilością czasu, odpowiada – Palawan. Ta stosunkowo duża wyspa powoli staje się miejscem kultowym dla turystów. Nie bez powodu. Czy wiecie jak wyglądało tajskie Phi Phi 20 lat temu nim przybyły hordy turystów? Możecie dowiedzieć się przylatując na Palawan – musicie tylko to zrobić teraz – nim globalizacja dopadnie i ten piękny zakątek Filipin.
Image
Na Palawan przylatujemy do stolicy wyspy, Puerto Princesa (dalej w relacji występujące jako PP). Lotnisko usytuowane jest w zasadzie prawie w centrum tego miasteczka. Dlatego wydostanie się z niego jest wyjątkowo łatwe i tanie. Należy zignorować (nielicznych) naganiaczy wewnątrz budynku oraz (nie tak licznych) właścicieli tuk tuków (na Filipinach nazywanych tricyklami) przed wyjściem z terminalu i przejść dystans 50m do wyjścia z terenu lotniska – znajdziemy się na jednej z głównych miejskich ulic. Tu wystarczy zamachać na pierwszy przejeżdżający tricykl i za kwotę 16P (tyle zapłaciłem za dwie osoby; tricykl powinien kosztować 7-10P od osoby) można dojechać do centrum miasta czyli „Capitol”.

Niewiele da się dobrego powiedzieć o filipińskich miastach jako takich, jednak PP jest jednym z wyjątków potwierdzających regułę. Spokojne, bezpieczne, niezatłoczone, niehałaśliwe. Uchodzi podobno za najczystsze i najbardziej zielone miasto na Filipinach, ale z tym bym nie przesadzał ;) (albo inaczej – to tylko dowodzi jak źle na ogół wyglądają miasta na Filipinach ;) ) Tu w zasadzie powinienem skończyć opis bo nie ma co się w PP zatrzymywać na dłużej. Czasami jednak ze względów logistycznych możemy utknąć w PP na odrobinę dłużej. Na nocleg polecam Ancieto's Pension jako najtańszą a przyzwoitą opcję – 400P za pokój z wifi i klimą, ale z łazienką na korytarzu. Przedstawię też w skrócie listę lokalnych atrakcji (w subiektywnej kolejności atrakcyjności zaczynając od najciekawszych). PP oferuje promenadę miejską (baywalk) z shake'ami mango za 15P (jestem wielkim wielbicielem mango, a te filipińskie są chyba najlepsze jakie jadłem :D), wycieczki na nocne podziwianie świetlików (cena podobno 500P, nie sprawdzałem), ciekawą kolonię karną Iwahig (gdzie z więźniów zrobiono farmerów – nieco poza miastem), farmę krokodyli (obecnie ni to rezerwat przyrody ni to zoo – nieco poza miastem) czy namiastkę island hoppingu w zatoce Honda (z opisów w internecie wynika że w żaden sposób nie umywa się do El Nido, nie ma więc po co tracić tu pieniędzy). W skrócie – poza shakami i może świetlikami nic wartego rozważenia ;) Jeśli więc nie musicie tu zostawać – wyjeżdżajcie stąd jak najszybciej, szkoda czasu. Piękno Palawanu zawiera się bowiem w nieskażonej ludzką ręką przyrodzie. By ją odnaleźć musimy udać się w głąb wyspy.

Palawan jest najbardziej znany ze swojej Podziemnej Rzeki (Cabayugan) – znajdującej się w Puerto Princesa Subterranean River National Park przy wiosce Sabang (80km od PP). Ta 8 km długości podziemna rzeka, płynąca przez jaskinię długości 24km, uznawana jest za najdłuższy tego typu twór na świecie (choć niedawno odkryto dłuższą podziemną rzekę w Meksyku), czym zyskała sobie miejsce na liście światowego dziedzictwa UNESCO. Ponadto wymieniana jest jako jeden z siedmiu nowych cudów świata natury (czymkolwiek one by nie były ;) ). Celem wizyty w tym miejscu jest oczywiście 1h wycieczka łódką po samej rzece (łódką można pokonać ok 4,3km długości rzeki). Odwiedzić rzekę można na dwa sposoby – łatwy i tani ;) Łatwy jest prosty do przewidzenia – wykupujemy zorganizowaną wycieczkę w jednym z biur podróży. Najtaniej podobno daje się wytargować cenę 1200P od osoby. Mamy załatwiony wstęp, transport, i liczne postoje po drodze na pseudo atrakcje typu dodatkowo płatny zjazd na linie ;) ale nie musimy martwić się o nic – opcja szybka i wygodna. Druga opcja to wziąć sprawy z swoje ręce. Po pierwsze musimy zdobyć zgodę na wejście na teren parku – permit – za kwotę 250P do uzyskania w City Coliseum w PP (dojedziemy tam za 20P tricyklem, biuro czynne jest od 8 do 16). O permit trzeba się starać na 2-3 dni przed planowaną wizytą. Mimo że to jedyny oficjalny sposób, niektórzy podróżni donoszą że permit można też uzyskać na przystani w Sabang na zwiedzanie następnego dnia (a czasami nawet tego samego dnia jeśli przyjedzie się do Sabang z samego rana, jeszcze przed zorganizowanymi wycieczkami). Gdy mamy już pozwolenie musimy dojechać do Sabang. W tym celu bierzemy jeepey za 13P od osoby (lub tuk tuka za 50P – za cały pojazd, nie od osoby) do "New Market"/San Jose (dworzec jeepeyów/autobusów z/do PP – jeśli chcemy udać się dokądkolwiek będziemy wyruszać stąd). Potem bierzemy busa/jeepey'a za 150P do Sabang (dojazd choć w teorii możliwy w 1,5h zajmuje ok 3h) – między 7 a 14 są 4 połączenia. Można też spróbować dojechać całkowicie na własną rękę - wynajętym skuterem (maksymalnie 350P za wypożyczenia na dzień). W samym Sabang możemy wziąć łódkę za 100P od osoby płynącą do wejścia do jaskini lub przejść się 5km szlakiem Monkey trail, co zajmuje ok 1,5h – po drodze spotkamy małpy i warany. Na koniec musimy jeszcze zapłacić 40P opłaty środowiskowej na przystani, zarejestrować permit i otrzymać boat number – gdy nadejdzie nasza kolej wsiadamy na łódkę. Voila! Nie takie trudne, co? Łączny koszt samodzielnej wycieczki to ok 660P – ale jaka satysfakcja ;)
Ok, ok, wszystko ładnie opisałeś Washington ale gdzie są zdjęcia? Zdjęć nie będzie bo osobiście podziemnej rzeki nie odwiedziłem! Czytałem w internecie wiele opinii że to miejsce to tak zwane tourist trap – miejsce znane z bycia znanym, sztucznie wyprodukowana atrakcja turystyczna. Nie żeby się nie podobała ludziom którzy ją odwiedzili. Ale podobno sama rzeka i jaskinia to nic specjalnego, ludziom w sumie bardziej się podobały warany paskowane, małpy, jazda bezdrożami i ogólnie pojęte poczucie przyrody. Wszystkich tych rzeczy miałem okazję już doświadczyć, jeśli chciałbym odwiedzić podziemną rzekę to dla jej wyjątkowości a nie całej otoczki ;) Nie potwierdzę więc ani nie zaprzeczę tej tezie. Na Palawanie miałem ograniczony czas, postanowiłem więc go nie marnować na tą atrakcję. Osobiście mam zawsze w podróży oprócz planu zwiedzania A, plany awaryjne: B, C i D, i jednym z nich było odwiedzenie podziemnej rzeki – postanowiłem więc w swojej relacji o niej mimo wszystko napisać.

Nie będę jednak nadużywał więcej Waszej cierpliwości pisaniem o miejscach nie wartych odwiedzenia i opiszę to które musicie odwiedzić. Jest to oczywiście El Nido – wyjątkowy zbiór przepięknych wysepek krasowych wyrastających wprost z krystalicznie czystego morza, oferujących wszystko to co chcielibyśmy znaleźć nad morzem – piękne rafy, bezludne bajeczne plaże i oszałamiające krajobrazy. Jeśli widzieliście już to wyjątkowe połączenie wapiennych skał i błękitnej wody w tajskiej prowincji Krabi czy wietnamskiej zatoce Ha Long – nie martwcie się, tu dopiero zobaczycie jak to powinno wyglądać naprawdę :) Zacznijmy jednak od początku – od dojazdu. I tu możliwości są dwie. Można to zrobić w sposób niewłaściwy lub publicznym autobusem Cherry ;) Do El Nido jeżdżą prywatne vany które nie dość że są droższe (500P najtaniej, cena może być wyższa w zależności od braku naszych umiejętności negocjacji – aż 750P), to oferują mniej więcej tyle miejsca co ma kurczak na kurzej fermie, nie są szybsze (jadą teoretycznie 2h krócej, ale najpierw będą zbierały po całym mieście gości hotelowych/lotniskowych – przez 1,5h!) i nie wiesz nigdy kiedy naprawdę odjadą (osoby próbujące sprzedać Ci bilet będą oczywiście mówiły że „już” „teraz” „zaraz” „natychmiast” „jak tylko kierowca przyjdzie” „czekamy na ostatnie osoby” itd. - w praktyce odjazd może być np. za 2h). Niestety jadąc do El Nido wybrałem tą formę transportu ze względu na późny przylot na wyspę (po 17) - miałem do dyspozycji już tylko nocny publiczny autobus o 22 (nieklimatyzowany – co nie jest problemem wieczorem, ani w sumie przy otwartym oknie również za dnia - za 300P; klimatyzowane kosztują 450P) dojeżdżający dopiero o 5 rano (autobusom publicznym podróż 270km z PP do El Nido zajmuje ok 7h). Van miał odjechać o 18 i dojechać o 23 (vanom w teorii podróż ta zajmuje 5h) – w El Nido oczywiście byliśmy o 1:30 :/ Nigdy więcej! Szczególnie że w drugą stronę jechałem nocnym połączeniem publicznym autobusem – spało się bardzo wygodnie. (autobusów nie trzeba rezerwować, wystarczy pokazać się na dworcu odrobinę wcześniej)
Kolejną kwestią jest znalezienie noclegu. Możemy oczywiście zatrzymać się w samym miasteczku El Nido, które choć oferuje wiele osobom lubiącym dobrze zjeść, napić się i pobawić, to jednak jest zatłoczone, hałaśliwe i nie posiada porządnej plaży – w zasadzie w mojej opinii nadaje się jedynie jako wygodny punkt wypadowy na wycieczki. (z dworca autobusowego musimy skierować się w prawo i wybrać się na 10min spacer – lub oczywiście wziąć tricykla, jednak choć lokalsi jeżdżą za maks 10P, od nas mogą chcieć kierowcy kilka razy więcej) Polecam zamiast tego nocować w Corong Corong (10min drogą na lewo od dworca). Tam znajdziemy nie tylko najtańsze bambusowe chatki (ceny od 400P za noc, polecam Tay Joe), w stylu tych uwielbianych przez backpackersów z rzekotkami pod dachem
Image
ale spokojną plażę
Image
którą będziemy mieli niemal na wyłączność, jak również w niedalekiej odległości (10-15min spacerem plażą idąc w lewo) jedną z najładniejszych plaż w El Nido - Marimegmeg.
Image
Image
Oczywiście można się też zatrzymać bezpośrednio na tej plaży w Las Cabanas
Image
ale ceny już nie będą takie przyjazne.
Poza leniwym plażowaniem,
Image
możemy zająć się na miejscu zbieraniem kokosów ;)
Image
Takowego kokosa prosto z drzewa (ważne by nie leżał w wodzie zanim go znajdziemy – wtedy wnętrze może być zepsute) należy najpierw obrać z włóknistej skorupy (można ją po prostu oderwać rękoma, ale nie jest to łatwe zadanie) a następnie gdy zostanie nam już tylko twarda łupina – kamieniem rozbić ją, uważając by nie uciekło nam mleczko kokosowe – mniam :)

Po tym całym rozłupywaniu kokosów chwilę wytchnienia możemy znaleźć w obserwacji zachodów słońca – a te w El Nido są przepiękne! O ile tylko nie przeszkodzą nam chmury (na Filipinach byłem poza sezonem czyli teoretycznie w porze tajfunów – nie wiem czy w sumie padało choć kilka dni)
Image
któregoś bardziej przejrzystego dnia ujrzymy takie oto widoki!
Image
Image
Widząc tak cudowne pejzaże namalowane przez naturę – człowiek od razu ma ochotę wychillować. Najlepiej nad szklaneczką czegoś mocniejszego ;) Nie martwcie się – jesteśmy na Filipinach, tu butelka 0,7l rumu Tanduay jest tańsza niż butelka coli! Tak czy inaczej za taki oto piękny zestaw
Image
nie zapłacimy więcej niż 8zł. Kostki lodu weźmiemy oczywiście (nie, nie z lodówki) ze sklepu który przypadkiem może okazać się czyjąś prywatną chatą – wystarczy popytać w okolicy kto ma lód. (zaznaczając tylko że chodzi nam o lód w kostkach, bo jak się okazało – w Corong Corong inne osoby handlują połaciami lodu do np. przechowywania żywności a inne kostkami do drinków). Z napojami alkoholowymi możemy eksperymentować (wszystkie są tanie i smaczne)
Image
jednak nic nie pobije oryginalnego ciemnego 80% rumu Tanduay z colą (i ew limonką).
Czemu nie piszę nic o podstawowej wakacyjnej rozrywce jaką jest jedzenie? Niestety Filipiny nie są znane na świecie z najlepszej kuchni. Szczerze mówiąc wiele osób uważa ją za bardzo słabą. Ja pozostanę dyplomatą i określę ją jako umiarkowaną ;) Choć znajdujemy się nad morzem nie znajdziemy tu za wiele miejsc oferujących moje ulubione owoce morza – są one po prostu za drogie dla przeciętnego Filipińczyka. Za to w pysznych rybach możemy przebierać i mamy niemal gwarantowany do nich ryż. Jak i do każdego innego posiłku, łącznie ze śniadaniami ;) Więcej o filipińskiej kuchni możecie przeczytać tu jedzenie-na-filipinach,1035,53308#p466989 Wspomnę tylko że w samym Corong Corong poza sezonem ciężko jest znaleźć choć jedno otwarte miejsce serwujące posiłki oO Dlatego my chodziliśmy na spacery (20-25min piechotą) do El Nido, które oferuje dużo więcej możliwości obiadowych. Na śniadania kupowaliśmy produkty w lokalnym markecie (w Corong Corong są 2, oba całkiem dobrze zaopatrzone).

No dobra, ja tu o plażach i alkoholizowaniu się a w końcu w ten piękny zakątek świata ludzie przybywają w jednym celu – by pomiędzy cudownymi wapiennymi wysepkami popływać na kajaku bądź łódce, zatrzymując się w co piękniejszych miejscach. Mowa oczywiście o tzw. island hopping'u, a nie ma lepszego miejsca by go uprawiać niż archipelag Bacuit (bo taką nazwę nosi 45 wysepek rozsianych dookoła El Nido). Nie jest to najtańsza rozrywka bo całodniowa wycieczka łódką będzie nas kosztować ok 800-1000P (łącznie z posiłkami, ale bez opłaty środowiskowej – ta kosztuje 200P za 10dni pływania po wysepkach Bacuit) – ale jest warta każdego peso!:) Ja osobiście polecam wycieczkę C (lokalsi ujednolicili nazwy najpopularniejszych tras wycieczek – trasa C jest najdroższa ale najładniejsza; oczywiście mając więcej gotówki można wynająć własną łódkę i ułożyć trasę taką jaka nam się tylko zechce).
Zacznijmy więc! Brocząc przez krystaliczną wodę wsiadamy do łódki.
Image
A następnie chłoniemy piękne widoki.
Image
Od czasu do czasu zatrzymujemy się
Image
by odwiedzić ukryte piaszczyste śnieżnobiałe plaże
Image
lub jeszcze bardziej ukryte laguny.
Image
Cały czas bacznie obserwujemy podwodne rafy, kolorowe ryby
Image
Image
i inne podwodne stwory.
Image
Raz napotykamy nawet kapliczkę (co prawda nie podwodną ;) )
Image
Jednak bądźmy szczerzy – to ta cudowna woda i świetnie komponujące się z nią skały sprawią że nie zapomnimy tych widoków nigdy :)
Image
Jeśli dysponujecie większą ilością czasu a otwarte wody nie są Wam straszne, za to cenicie sobie wolność i romantyzm - wypożyczcie kajak, koszt całodniowego wynajmu powinien wynieść 400-500P.

Oczywiście El Nido oferuje znacznie więcej podróżnym. Dobrym pomysłem może okazać się wypożyczenie skutera (za 400-500P za dzień) i odkrywanie wybrzeża na własną rękę. Szczególna warta odwiedzenia jest znajdująca się nieco dalej na północy Nacpan Beach – najładniejsza ze wszystkich plaż w El Nido (popularnością cieszy się też plaża Duli – obu niestety nie udało mi się odwiedzić bo zaplanowałem je na ostatni dzień pobytu – i jak na złość był to jeden z nielicznych dni na Filipinach kiedy padało). Osoby bojące się jazdy skuterem mogą wynająć tricykl z kierowcą na cały dzień za 900P.
Na koniec pozostaje nam ostatnia rzecz - nurkowanie. Wokół mnóstwo pięknych raf, w internecie można poczytać opinie wielu zadowolonych osób o nurkowaniu na Palawanie – jednak my choć jesteśmy zapalonymi nurkami nie skorzystamy. Po pierwsze martwi nas to jak lokalna ludność traktuje rafy w El Nido. Podczas island hoppingu łodzie rzucają kotwice bezpośrednio na rafy zaś ludziom wysiadającym do wody nie mówią nie by nie stawać na koralach, ale by założyć buty bo korale mogą poranić stopy! :/ Od kogoś w centrum nurkowym w El Nido usłyszałem że wiedzą o problemie i im też to się nie podoba, jednak ludzie na Filipinach są zbyt ubodzy by martwić się o stan środowiska – najpierw martwią się o to czy będą mieli co dzisiaj zjeść.. Drugi powód jest jednak dużo bardziej prozaiczny – Filipiny to raj nurkowy, ale my mamy ograniczony budżet więc mamy zamiar nurkować tylko w najlepszych miejscach ;) Dlatego opuszczamy piękny i błogi Palawan i udajemy się w kierunku Boholu.

CDN
_________________
Image
Góra
 Profil Relacje PM off
12 ludzi lubi ten post.
sko1czek uważa post za pomocny.
 
      
#7 PostWysłany: 16 Gru 2014 18:58 

Rejestracja: 27 Lis 2013
Posty: 360
Loty: 124
Kilometry: 227 163
niebieski
miałem lecieć przez Pekin do Australii w październiku, ale chyba właśnie zmieniłem zdanie. Super relacja.
Góra
 Profil Relacje PM off  
      
#8 PostWysłany: 17 Gru 2014 23:22 
Awatar użytkownika

Rejestracja: 15 Paź 2014
Posty: 1039
srebrny
Świetna relacja i bajeczne zdjęcia! :) Mogę spytać czym robione? :)
_________________
Moje relacje:
Włochy - Liguria / Indonezja / Malmo+Kopenhaga / Dublin / Sri Lanka+Malediwy / Maroko / Amsterdam / Kaukaz / Wyspy Owcze
i: https://www.instagram.com/ola.javv/
Góra
 Profil Relacje PM off  
      
#9 PostWysłany: 17 Gru 2014 23:34 
Awatar użytkownika

Rejestracja: 06 Maj 2011
Posty: 523
Loty: 125
Kilometry: 137 396
niebieski
Co tam kokos, bicek jak się patrzy! :)
_________________
Image
Góra
 Profil Relacje PM off  
      
#10 PostWysłany: 27 Gru 2014 02:28 
Site Admin
Awatar użytkownika

Rejestracja: 13 Sty 2011
Posty: 7799
Bohol – E.T. i Czekoladowe Wzgórza to nie wszystko

Nie planowaliśmy odwiedzić Boholu jako takiego. Gdy można wybierać spośród 7000 wysp i wysepek Filipin - znajdzie się niejedno miejsce atrakcyjniejsze niż Bohol. Jest on jednak atrakcyjnie położony obok miasta Cebu (jednego z większych miast filipińskich oraz ogromnego węzła komunikacyjnego – zarówno morskiego jak i lotniczego) a także niedaleko takich klejnotów Filipin jak wyspy Apo czy Siquijor (na które najszybsza droga promowa może przebiegać właśnie przez Bohol). Skoro więc i tak mieliśmy tamtędy przejeżdżać postanowiliśmy zatrzymać się na kilka dni i sprawdzić czy nie potraktowaliśmy Boholu niesłusznie pomijając go w naszych planach.

Jako nasz ośrodek wypadowy wybraliśmy stolicę wyspy – Tagbilaran. Najpierw musieliśmy jednak do niej dotrzeć z lotniska w Cebu. Oczywiście można zamówić po prostu taksówkę z lotniska do promów ale wysilając się odrobinę można skorzystać z znacznie tańszej komunikacji miejskiej. Należy wziąć żółtego jeepeya (w Cebu nazywane są one czasem multicab'ami, niech nazwa Was nie zmyli) za 8P który dowiezie nas do minimarketu SM. Tak przechodzimy ok 30m do głównej ulicy i łapiemy kolejnego jeepeya, tym razem do Park Mall – taka przejażdżka wyniesie nas 10P. Spod Park Mall możemy już bezpośrednio dostać się do centrum czy na dworzec autobusowy (jeepey 01K). Niestety by dojechać do przystani skąd odchodzą promy na Bohol (Pier 1) czeka nas jeszcze jedna przesiadka (nie pamiętam gdzie, ale uczynni Filipińczycy jak zawsze pomogą i powiedzą w którym miejscu się przesiąść), oba kursy kosztują po 8P. Wydamy więc sumarycznie 34P na osobę. Choć taka podróż może wydać się nieco zagmatwana to nie zajmuje więcej niż 45min. Na przystani promowej mamy możliwość kupienia biletów od kilku firm, dwie zasługują na szczególną uwagę. Najprościej i najszybciej dostaniemy się z firmą Ocean Jet – kursują często (co 2h), biletów nie trzeba kupować z wyprzedzeniem, kurs zajmuje 2h i kosztuje 500P. Dla tych z mniejszym budżetem dostępne są bilety po 220P w firmie Lite – ale ma ona tylko 3 kursy dziennie i trwają one długo (4h). W terminalu promowym po raz kolejny przekonujemy się jak bardzo Filipiny różnią się od innych azjatyckich państw. Pamiętacie jak wspomniałem że na Filipinach poza kilkoma żebrakami w Manili nie spotkałem ich nigdzie indziej? Być może dlatego że tu mimo biedy ludzie nie oczekują specjalnego traktowania, w końcu większości z nich żyje się ciężko. I zamiast żebrać na ulicach niepełnosprawni są przyuczani do pracy masażystów czy muzyków i swe usługi oferują podróżnym.
Image
Z przystani promowej do wybranego przez nas hotelu w Tagbilaran tricykl powinien kosztować maks 10P/osoby. Tylko z wybraniem hotelu będzie ciężko, a nawet bardzo ciężko. Większość turystów nie zostaje w Tagbilaran, tylko kieruje się od razu na niedaleką wysepkę Panglao (dużo ładniejszą, ale gorzej skomunikowaną). Dlatego nie ma tu dużej bazy noclegowej. Wszystkie miejsca są albo bardzo drogie albo tak obrzydliwe że wychodziliśmy z nich nie pytając się o cenę. Jedyne przyzwoite miejsce z przyzwoitymi cenami znajduje się naprzeciwko Nisa Traveller's Inn (które kiedyś uchodziło za najtańszy dobry hotel w mieście, teraz uchodzi tylko za dobry ;) ), po drugiej stronie ulicy (nazwy nie pamiętam) – za 450P można dostać pokój wielkości łóżka bez okien, bez łazienki, ale z klimą. Niestety ostatni wolny pokój został wynajęty minutę przed naszym przyjazdem (widzieliśmy jak dziewczyny się dopiero do niego wprowadzają), musieliśmy szukać więc dalej. Ostatecznie stanęło na hotelu mieszczącym się tuż koło szpitala – z wifi, klimą, łazienką, za jedyne 500P. Haczyk? Było tam tak brudno że zanim zdecydowaliśmy się tam zostać przeszliśmy jeszcze raz całą okolicę licząc na to że nie zauważyliśmy jednak jakiegoś przyzwoitego miejsca noclegowego :/ (nie mamy problemów z nocowanie na dworcach/lotniskach/w szopach/namiotach/na trawnikach pod gołym niebem – ale grzyb na ścianach, karaluchy i popsuty sedes to nie najbardziej zachęcające połączenie na świecie..) Problem z znalezieniem noclegu w Tagbilaran to nie jedyny problem tego miasta. Jak większość dużych miast na Filipinach – jest ono brudne, zatłoczone, hałaśliwe i ogólnie sprawia przygnębiające wrażenie. Ogólnie polecał bym je omijać z daleka. Jest tylko jedno ale. Stanowi najlepszy punkt wypadowy. A w okolicy jest co zwiedzać.

Na początek możemy odwiedzić małe stworki przypominające tytułowego bohatera jednego z filmów Spielberg – E.T. (podobno Spielberg został zainspirowany właśnie tymi zwierzętami przy tworzeniu swojego filmu) Mowa o trasier'ach lub po polsku – wyrakach. Te miniaturowe naczelne są wyjątkowe z wielu względów. Są jedynymi małpami prowadzącymi wyłącznie drapieżny tryb życia. Brzmiało by to może i strasznie gdyby nie były wielkości zaciśniętej pięści ;) Dodajmy do tego długie i cienkie palce jak u żaby, gigantyczne oczy (nie ma gatunku ssaków o oczach z większym stosunkiem średnicy gałki ocznej do obwodu głowy) oraz silne nogi pozwalające skakać im na 6m - i otrzymamy kosmitę jak się patrzy :) Choć kiedyś zamieszkiwały bardzo wiele lasów równikowych na świecie, obecnie można jest spotkać tylko na paru wyspach na Filipinach i w Indonezji. Tarsius syrichta to zagrożony wyginięciem gatunek spotykany na Boholu. Niestety nie tylko środowisko jego życia, jakimi są lasy deszczowe, jest nieustannie niszczone ale również są one nagminnie łapane i ku uciesze turystów przetrzymywane w niewoli – gdzie bardzo szybko giną. Niechlubną sławę zyskała na tym procederze miejscowość Loboc. Jeśli więc chcecie zobaczyć wyraki – omijajcie Loboc z daleka. Zamiast tego wybierzcie się do Tarsier Sanctuary. Jest to rezerwat przyrody zarządzany przez fundację mającą na celu ochronę tego gatunku. Tam to możecie zobaczyć wyraki w ich naturalnym środowisku, na wolności. A widok stanowią bardzo ciekawy :)
Image
Niestety jako istoty nocne większość dnia spędzają przesypiając w cieniu drzew – ciężko więc je dobrze uchwycić na zdjęciu (nie można używać lampy błyskowej ze względu na ich wrażliwe oczy). O trasierach opowiadają nam wolontariusze pracujący w fundacji (wśród których znalazła się również jedna Polka – serdecznie pozdrawiamy). Poza wyrakami w lesie można spotkać też innych przedstawicieli królestwa zwierząt – ten wyglądał na wypchanego ale to podobno jego strategia przetrwania – w razie zagrożenia udaje nieżywego ;)
Image
Do sanktuarium można dojechać w prosty sposób. Najpierw z centrum łapiemy jeepey'a do dworca Dao (koszt 8p). Potem przesiadamy się w bus do Sikatuna (wysiadamy po drodze, osoba sprzedająca bilety powie nam w którym miejscu – koszt 20P). Tu warto powiedzieć coś o lokalnych busach. Są one mniej więcej jak każde inne rozklekotane autobusy w Azji ale zamiast 2 rzędów po 2 siedzenia, mają one 2 rzędy po 3 siedzenia – i „mnóstwo” miejsca dla osób stojących pośrodku. Dodatkowo bilety na przejazd kupuje się od „konduktora” który przeciska się między ludźmi i za pomocą dziurkacza wybija skomplikowany system dziurek w kawałkach papieru tworząc w ten sposób bilety ;) Z głośników leci dobra, anglojęzyczna muzyka, pojazd zaś podskakuje na wertepach – słowem – jest klimat :)
Image
Sanktuarium jest czynne od godziny 9 do 16, wstęp kosztuje 50P. Niestety nie mogliśmy doczekać się autobusu powrotnego (kursują one na tej trasie co 1-2h) więc pracownicy rezerwatu poradzili łapać nam stopa – sami czasem tak wracają do domu. Po 15min siedzieliśmy na pace filipińskiego pickupa z 3 Koreańczykami którzy też postanowili zabrać się z nami :) I znowu – zwykle w biedniejszych rejonach świata autostop jest zjawiskiem nieznanym – osoby posiadające samochód oczekują pieniędzy za podwiezienie nieznajomych. Na Filipinach również nie znają tego zwyczaju ale tu po prostu chętnie pomogą. Co innego że prywatne auta stanowią bardzo rzadki widok co czyni stopowanie trudną formą podróżowania po Filipinach.

Kolejną atrakcją którą warto odwiedzić są słynne Czekoladowe Wzgórza. Są to regularne, stożkowate wapienne twory (powstałe z raf koralowych) znajdujące się pośrodku wyspy w liczbie 1268 wzgórz. Mają one od 30 do 100m wysokości, porasta zaś je trawa która w sezonie suchym zmienia barwę na brunatną – stąd ich nazwa. Co ciekawe we wzgórzach nie ma żadnych jaskiń – być może dlatego że według legendy nie są to żadne wapienie a łzy olbrzyma Arogo płaczącego po swojej ukochanej Aloya ;)
Image
W zasadzie Czekoladowe wzgórza są atrakcją słynną dla swojej sławy ;) Owszem, krajobraz wygląda bardzo ciekawie i ładnie bo stożki rozciągają się po horyzont a kształt mają niezwykle regularny, ale w moim mniemaniu nie zasługują na aż taki rozgłos. Będąc jednak na Boholu warto je zobaczyć.
Image
By je zobaczyć wystarczy z dworca Dao złapać autobus jadący do miejscowości Carmen. Przejazd zajmie ok 1,5-2h i kosztuje 55-60P (w zależności czy uda Wam się wytłumaczyć że nie jedziecie do samego Carmen, a wysiadacie odrobinę wcześniej – konduktor powinien wiedzieć gdzie znajduje się punkt widokowy). Wstęp na punkt widokowy kosztuje 50P. Można śmiało wejść na niego o własnych siłach, zajmie nam to raptem 15min (alternatywnie motocykl zażyczy sobie aż 20P za podwiezienie – no ale jest to cena pod turystów). Wracamy łapiąc autobus wprost z drogi – te na szczęście kursują dość często, wystarczy na nie zamachać, a dowiozą nas z powrotem do Dao. Gdzie możemy przed udaniem się z powrotem do miasta odwiedzić wielkie centrum handlowe (tych na Filipinach nie brakuje :P ). W supermarkecie zaopatrzymy się w suszone manga, świeże owoce i tani, dobry alkohol a także.. posłuchamy mszy świętej! To nie pomyłka – staliśmy sobie spokojnie w kolejce do kasy gdy o 17 rozległ się dźwięk z głośników wzywający ludzi do modlitwy. I wszyscy porzucili swoje aktualne zajęcia, wyprostowali się i zaczęli się modlić :) Dodajmy jeszcze że to nie była niedziela :P Nie możemy w końcu zapominać że Filipiny są jedynym azjatyckim krajem gdzie większość osób jest wyznania katolickiego, w dodatku głęboko wierząca (to w końcu na Filipinach na wyspie Luzon odbywają się słynne na cały świat wielkanocne pasje – gdzie wierni odtwarzają w krwawy sposób drogę krzyżową Jezusa – biczują się i pozwalają przybijać do krzyży; dla równowagi można dodać że wysepka Bantayan z miejscowością Santa Fe znana jest z nadanego na okres Wielkiego Tygodnia odpustu przez co staje się miejscem zjazdu setek Filipińczyków chcących świętować Wielkanoc nieco bardziej frywolnie ;) ).

Niektórzy mogli by pomyśleć że to już koniec atrakcji jeśli chodzi o Bohol. Nic bardziej mylnego. W końcu mówimy o Filipinach – czyli tysiącach wysp otoczonych wysepkami pośród krystalicznego morza i raf koralowych. I tak Bohol również otaczają piękne małe wysepki na które warto się udać. Większość turystów zna wyspę Panglao, znajdującą się tuż obok Tagbilaranu, połączoną z Boholem mostem, z znajdującą się na niej plażę Alona. Swego czasu była to jedna z ładniejszych plaż, teraz niestety jest już bardzo turystyczna i zatłoczona (również w wodzie z powodu licznych łodzi). Nadal oferuje niezłe snorkle z brzegu (choć w sporej odległości, trzeba odpłynąć jakieś 75m) i dobrą bazą nurkową. Jej głównym atutem jest jednak możliwość wybrania się z niej na wycieczki – na nurkowania, snorkling albo obserwacje delfinów – na wysepki Balicasag i Pamilacan. Dla chętnych organizowany jest nawet island hoping (np. na Virgin Island, jest to jednak namiastka tego co można poczuć na Palawanie).

My jednak unikamy miejsc zatłoczonych i turystycznych, na celownik wzięliśmy więc mało znaną wysepkę Cabilao, znajdującą się z innej strony Boholu. Dostanie się do niej transportem publicznym jest nieco kłopotliwe, jednak warte zachodu :) Najpierw udajemy się na dworzec Dao. Stamtąd łapiemy busy jadące w kierunku Loon. Musimy dogadać się z kierowcą że chcemy dostać się na Cabilao, wysadzi wtedy nas na odpowiednim skrzyżowaniu – koszt dojazdu to 30P. Z skrzyżowania jeśli mamy duże szczęście (my w pierwszą stronę mieliśmy) łapiemy jeepeya za 10P do przystani na połączonej z lądem wysepce Sandingan (jeepeye te jeżdżą jedynie kilka razy dziennie). Jeśli szczęścia nie mamy musimy zdać się na motocykle (chętni kierowcy czekają na podróżnych od razu na skrzyżowaniu) który za ten sam 5km dystans weźmie 25P od osoby. W przystani zaś czekają małe łódeczki. Jeśli szczęście wciąż nam sprzyja (tak jak nam sprzyjało w pierwszą stronę) na miejscu będzie wystarczająca liczba chętnych lokalsów do popłynięcia na Cabilao i po załadowaniu wszelkich zapasów wypłyniemy w 15 minutową podróż płacąc jedyne 20P od osoby.
Image
(łódki te odpływają gdy są pełne – jeśli chętnych jest za mało kapitan łódki zaoferuje wypłynięcie pod warunkiem zapłacenia za puste miejsca – w końcu białego bogatego człowieka stać na to; nikt nas jednak nie zmusza do przystania na tą propozycję – wystarczy porozmawiać z innymi pasażerami czy wspólnie chcą te koszty pokryć; może być jednak tak że będą woleli poczekać - Filipińczycy wiodą nieśpieszne życie :))

Na Cabilao nie ma innego środka transportu niż bardzo nieliczne motory – nie ma zresztą dróg z prawdziwego zdarzenia z których te motory by mogły korzystać ani nie mają one za bardzo kogo wozić, wyspa ta wygląda na prawie bezludną ;) Dostanie się z jednego końca wyspy na drugi kosztowało nas 25P (cena zawyżona, lokalsi pewnie jeżdżą za mniej, ale jak to na wysepkach – paliwo trzeba przywieźć z lądu, to też kosztuje, nie targowaliśmy się więc nawet). Pojechaliśmy w okolicę najładniejszych raf koralowych – niedaleko latarni morskiej (północno-zachodni kraniec wyspy). Zsiadamy z motoru, kierowca odjeżdża i... zostajemy sami. Wokół żywego ducha (poza jedną łódeczką na morzu). Ale co będziemy narzekać jeśli zostaliśmy porzuceni na takiej plaży
Image
zaś w wodzie czekały nas takie rafy
Image
Image
Image
By do nich się dostać trzeba odpłynąć kawałek, jakieś 100m. Znajdują się na nieco za dużej do snorkli głębokości (2,5-3m), pięknych barw i różnorodności nie można im jednak odmówić. Najładniej wyglądały korale na ścianie opadającej na głębokość ponad 20 metrów – oj jak żałowałem że nie mam na sobie sprzętu nurkowego. Podobno miejsce to oferuje świetne nurkowania z rewelacyjną fauną makro. My mieliśmy niewielki budżet więc nie zdecydowaliśmy się (na tą jednak kosztowną przyjemność), nasze plany nurkowe były dość dokładne i nie poddawały się spontaniczności.
Zmęczeni słońcem i wodą chwilę pobuszowaliśmy po okolicy. Jak to na Filipinach – znaleźliśmy boisko do kosza (koszykówka to narodowy sport, boiska do gry są wszędzie, w nieważne jak odludnych miejscach).
Image
Te toalety zaś nas rozbroiły ;)
Image
Przy tych oto przybytkach odkryliśmy szkołę - z której to dzieci wracały właśnie do domu. Uratowani! Po jedno z dzieci tata przyjechał motorem, uzgodniliśmy więc że potem po nas wróci by zawieźć nas z powrotem na przystań. To był bardzo potrzebny dzień, z dala od zgiełku Tagbilaranu. Jeśli ktoś poszukuje świętego spokoju – Cabilao może być idealnym miejscem na zatrzymanie się nawet na kilka dni (na wysepce jest kilka hoteli połączonych z centrami nurkowymi).

Tym oto sposobem zostaliśmy wbrew naszym planom 3 dni na Boholu. Nadszedł jednak czas by ruszyć dalej, czas na wyspę co do której mieliśmy największe nadzieje na tym wyjeździe. Czy słusznie? O Apo dopiero w następnym odcinku ;)

CDN
_________________
Image
Góra
 Profil Relacje PM off
3 ludzi lubi ten post.
2 ludzi uważa post za pomocny.
 
      
#11 PostWysłany: 27 Gru 2014 19:39 

Rejestracja: 03 Maj 2012
Posty: 277
Fajna relacja!
Góra
 Profil Relacje PM off  
      
#12 PostWysłany: 27 Gru 2014 20:49 

Rejestracja: 10 Lip 2013
Posty: 88
Loty: 274
Kilometry: 806 939
Oczywiście to Boracay - prawdziwy raj.
_________________
Image
Góra
 Profil Relacje PM off  
      
#13 PostWysłany: 27 Gru 2014 22:00 
Site Admin
Awatar użytkownika

Rejestracja: 13 Sty 2011
Posty: 7799
olajaw napisał(a):
Świetna relacja i bajeczne zdjęcia! :) Mogę spytać czym robione? :)


Większość zdjęć wykonana Nikonem D5100 z standardowym kitowym szkłem. Zdjęcia podwodne zrobione Canonem Powershot D10 (ich jakość mnie nie zadowala.. powoli szykuję się do wymiany sprzętu, nastąpi to chyba nawet przed wymianą obiektywu do lustrzanki)

bartas8891 napisał(a):
Za ten domek co masz na zdjeciu na Las Cabanas placilem 1000PHP ze sniadaniem (2 osoby) , ale poza sezonem.Cena wydaje mi sie mala. (...)
To chyba jest najtansze miejsce na nocleg na Las Cabanas. Z innej beczki miales spotkanie z dobermanami ?? (plaza 30min kajakiem od Las Cabanas)


To dobra cena jeśli na nią pozwala nasz budżet :) najfajniejsze miejsce z tych z rozsądną ceną w okolicach El Nido.
Inna sprawa że przy 2 miesięcznej wycieczce każda oszczędność się liczy i nas na te domki nie było stać, celowaliśmy w noclegi za maks 400-500P. (prosta matematyka - przykładowe 10zł oszczędzone dziennie na osobę na wyjeździe we dwoje przez 60 dni to 1200zł mniej kosztów)
O prywatnej plaży z psami o której wspominasz czytałem, ale nie miałem nieprzyjemności jej odwiedzić ;)
_________________
Image
Góra
 Profil Relacje PM off
olajaw lubi ten post.
 
      
#14 PostWysłany: 28 Gru 2014 05:46 

Rejestracja: 11 Lut 2013
Posty: 21
Loty: 125
Kilometry: 265 458
Jeśli chodzi o oszczędności to SuperCat z Cebu do Tagbilaran jest nieco tańszy - 400p.

Nam się śpieszyło na ostatni prom i zabraliśmy taxi z lotniska do portu. Licznik wskazal dokladnie 250p.
Góra
 Profil Relacje PM off  
      
#15 PostWysłany: 28 Gru 2014 13:47 
Site Admin
Awatar użytkownika

Rejestracja: 13 Sty 2011
Posty: 7799
SuperCat po pierwsze odpływa z innej przystani niż reszta firm (Pier 4), po drugie ma tylko 3 kursy dziennie, a po trzecie też kosztuje już 500P :P O opcji tej wiedzieliśmy i ją wykreśliliśmy na początku ;)
_________________
Image
Góra
 Profil Relacje PM off
jobi lubi ten post.
 
      
#16 PostWysłany: 28 Gru 2014 13:50 
Awatar użytkownika

Rejestracja: 10 Kwi 2011
Posty: 1418
niebieski
Mam nadzieję, że dowie się o Tobie Lonely Planet i zwerbuje do dostarczania informacji - sporo by zyskali na takim dealu ;-)
Jak Ty to robisz? To nawet lokalesi nie wiedzą połowy tego, co Ty :roll:
Góra
 Profil Relacje PM off
2 ludzi lubi ten post.
 
      
#17 PostWysłany: 29 Gru 2014 11:19 

Rejestracja: 11 Lut 2013
Posty: 21
Loty: 125
Kilometry: 265 458
@Washington
A nie zgodzę się z Tobą. 2 dni temu brałem prom SuperCat, który odpływał z terminalu OceanJet i kosztował faktycznie 400p. Wiem, że wygląda to nieco dziwnie, ale nawet wygrzebałem bilet, żeby to sprawdzić ;).
Dzięki wielkie za dużo przydatnych informacj nt Boholu
Góra
 Profil Relacje PM off  
      
#18 PostWysłany: 29 Gru 2014 16:12 
Site Admin
Awatar użytkownika

Rejestracja: 13 Sty 2011
Posty: 7799
jobi napisał(a):
Mam nadzieję, że dowie się o Tobie Lonely Planet i zwerbuje do dostarczania informacji - sporo by zyskali na takim dealu ;-)
Jak Ty to robisz? To nawet lokalesi nie wiedzą połowy tego, co Ty :roll:


Dzięki :) Ogólnie staram się jak najlepiej przygotować do każdej wycieczki bo im więcej wiesz tym mniej jesteś zależny od innych osób (a więc i mniej podatny na bycie naciągniętym) i tym więcej możesz oszczędzić - jestem uzależniony od podróżowania więc nie chcąc zmniejszyć liczby wyjazdów muszę ograniczać budżet :P Zawsze staram się mieć wypisane co, gdzie, skąd, za ile, jak długo, jak często/o których godzinach. Czytam więc LP, wikitravel (koniecznie angielskie), nasze forum ;) , tripadvisor'a i duuużo googluje (co prowadzi często na różne blogi podróżnicze).
Przy czym najważniejsza zasada to "don't take no for an answer" ;) Jeśli na jakimś blogu ktoś nawet tylko wspomni że słyszał o czymś od kogoś że da się taniej a tymczasem nie opisuje tego LP czy wikitravel - to nie przyjmuje że ta informacja jest nieprawdziwa lub że może kiedyś tak się dało ale już na pewno nie ma takiej opcji - tylko szukam informacji do skutku. W internecie jest naprawdę wszystko ;) Tak samo na miejscu - jeśli w swoich notatkach mam napisane że np. powinien kursować jakiś busik a nikt nic nie wie na miejscu - to nie znaczy że ten busik nie kursuje tylko że te osoby które pytałem akurat mogą nie wiedzieć bo po prostu nigdy nie korzystały z tego połączenia (lub nie chcieć powiedzieć bo to szkodzi ich interesom :twisted: ).

Dlatego też postanowiłem w tej relacji zawrzeć więcej informacji praktycznych - mam nadzieję że przydadzą się :)

Moonraker napisał(a):
2 dni temu brałem prom SuperCat, który odpływał z terminalu OceanJet i kosztował faktycznie 400p.


To zwracam honor, ja opierałem się na informacjach z ich strony internetowej - jak widać te nie zawsze są aktualne ;)
_________________
Image
Góra
 Profil Relacje PM off
jobi lubi ten post.
 
      
#19 PostWysłany: 02 Sty 2015 11:54 
Awatar użytkownika

Rejestracja: 15 Paź 2014
Posty: 1039
srebrny
Czekamy czekamy na ciąg dalszy :) i kolejną dawkę świetnych zdjęć :)
_________________
Moje relacje:
Włochy - Liguria / Indonezja / Malmo+Kopenhaga / Dublin / Sri Lanka+Malediwy / Maroko / Amsterdam / Kaukaz / Wyspy Owcze
i: https://www.instagram.com/ola.javv/
Góra
 Profil Relacje PM off  
      
#20 PostWysłany: 08 Sty 2015 20:33 
Awatar użytkownika

Rejestracja: 27 Kwi 2014
Posty: 975
niebieski
No i powie taki gość, że jakość zdjęć podwodnych go nie zadowala i zaczynasz patrzeć na swoje z niechęcią. :lol:
W mojej opinii zdjęcia super. Zaczynam znów mieć apetyt na Filipiny.
_________________
Image
Góra
 Profil Relacje PM off
2 ludzi lubi ten post.
 
      
Wyświetl posty z poprzednich:  Sortuj według  
Napisz nowy temat Odpowiedz  [ 78 posty(ów) ]  Idź do strony 1, 2, 3, 4  Następna

Wszystkie czasy w strefie UTC + 1 godzina (czas letni)


Kto jest na forum

Użytkownicy przeglądający to forum: Brak zarejestrowanych użytkowników oraz 1 gość


Nie możesz zakładać nowych tematów na tym forum
Nie możesz odpowiadać w tematach na tym forum
Nie możesz edytować swoich postów na tym forum
Nie możesz usuwać swoich postów na tym forum
Nie możesz dodawać załączników na tym forum

Przeszukaj temat:
  
phpBB® Forum Software © phpBB Group