Autor: | Washington [ 14 Sty 2015 21:13 ] |
Temat postu: | Re: Filipiny – czyli miesiąc w raju |
Apo – czyli raj dla Robinsonów <3 Apo to bardzo mała wysepka (nie mająca nawet kilometra kwadratowego powierzchni) znajdująca się niedaleko południowego końca wyspy Negros i stolicy prowincji Dumaguete. Jej wyjątkowość tkwi w otaczającym ją rezerwacie morskim, stanowiącym dom dla 650 gatunków ryb i 400 gatunków korali! Nic dziwnego że wśród turystów stała się znana jako miejsce gdzie można naprawdę podziwiać piękno morskiego świata. Wiele osób przypływa na nią podczas wycieczek nurkowych/snorklowych i odpływa tego samego dnia. W końcu co można by robić na tak mikroskopijnej wysepce? Mogę im tylko współczuć – rezygnują bowiem z najpiękniejszego klejnotu Filipin ![]() Dostanie się na Apo nie stanowi wyzwania, czas potrzebny by tam dotrzeć zależy jednak od naszego szczęścia/zasobności portfela. Najpierw musimy dostać się na wyspę Negros, do miasta Dumaguete. Jest ono dobrze skomunikowane z pobliskimi wyspami archipelagu Visayas. Prom z Boholu firmy OceanJet jest niestety dość kosztowny (700P) ale płynie jedynie 2h i kursuje 2-3 razy dziennie (2 kursy poranne są pewne, wieczorny gdy my byliśmy był zawieszony; w związku z tym w porcie należy się stawić najpóźniej przed 10!). Dużo tańsze połączenie oferuje firma autobusowa Ceres z Cebu (jest to połączenie typu RORO – przejazd autobusem który potem jest ładowany na prom) i zapłacimy za nie jedynie 205P(bus płatny na dworcu)+70P(prom płatny na miejscu). Autobusy kursują często (jakieś 8 razy dziennie) ale jazda nimi zajmuje sporo czasu (chyba 5h jeśli mnie pamięć nie myli). Jeśli przypłynęliśmy promem musimy z portu wziąć tricykla do stacji autobusowej – nie powinien kosztować więcej niż 10P od osoby. Tam łapiemy autobus jadącego do Malatapay (25P, jakieś 30-40min jazdy) – jak zawsze warto sprecyzować gdzie chcemy się dostać i napomnieć że chodzi nam o łódki odpływające na Apo. Do Malatapay jeżdżą również jeepeye z bliżej nieokreślonego miejsca w centrum miasta (za jedyne 15P) – przejeżdżają one tą samą drogą więc możemy je złapać też przy dworcu. Właśnie z jeepeya skorzystałem wracając z Apo i był to jeden z dwóch razów na Filipinach kiedy zostałem oszukany – tym razem przez samego siebie ![]() ![]() ![]() ![]() Po wylądowaniu zostaliśmy poproszeni o zapłacenie 100P podatku, w wolnej chwili, jeśli nie mamy nic przeciwko ![]() ![]() oraz 3h prądu dziennie – przez tyle działa generator prądu na wyspie. A także śniadanie robione palniku podgrzewanym chrustem i siedziska na przyjemnie zacienionym tarasie. Innymi słowy – można poczuć się naprawdę jak Robinson. Tylko że on nie wylądował w tak wspaniałym miejscu ![]() Bo na Apo jest co robić! Można wylegiwać się na rajskiej plaży - od głównej plaży przed boiskiem do koszykówki kierujemy się w lewo po skałkach i po 5min osiągamy miniaturową prywatną plażę ![]() Podczas tygodniowego pobytu tylko raz spotkaliśmy jedną osobę na niej ![]() ![]() Można snorklować, poznając setki żółwi morskich. I słowo setki używam nieprzypadkowo. Po wejściu do wody (zarówno z głównej plaży przy Chapel reef jak i tam gdzie mieściła się nasza prywatna plaża czyli na Katipanan reef) już po przejściu kilku kroków można potknąć się o żółwia albo dwa – dosłownie! Żółwie są wszędzie, a każdy z nich jest wspaniały. Ale nie samymi żółwiami człowiek żyje – rafy są równie wspaniałe ![]() tylko uważajmy na terytorialne trigger fish'e. Mogą kąsać, tak samo jak trujące gigantyczne (ponad 1,5m) węże morskie! Na szczęście trzymają się one zazwyczaj w głębszych rejonach i nie gustują w towarzystwie. Jeśli dopisze nam szczęście zobaczymy również bumphead parotfish'e – te dorastające prawie 1,5m ryby robią wrażenie! (marna jakość zdjęcia, ale na głębokości 18m nie dociera już tak wiele światła) Oczywiście snorkle to tylko namiastka tego co podwodny świat odkryje przed osobami które założą na siebie butlę z tlenem. Na nurków czekają niezapomniane wrażenia, jeden z najpiękniejszych raf na Filipinach (o ile nie najpiękniejsze), a także w południowo-wschodniej Azji. Szczególnie polecam miejsca Rock West (przepiękne twarde i miękkie korale) i Coconut (najciekawsze miejsce na wyspie - tyle ryb że czujesz się jak w akwarium). Nurkowania są technicznie łatwe (spokojnie można je odwiedzić z OWD), choć w kilku miejscach występują prądy, i bardziej zaawansowane osoby na pewno je bardziej docenią. Nurkować na wyspie można z całymi 2 firmami - u Maria i z Liberty - prowadzone są one przez brata i siostrę. Ja polecam Liberty - po pierwsze są tańsi dla fun divów (1000 peso za nurkowanie vs 1150 u Maria, choć chyba kursy mają droższe), a po drugie mają możliwość płacenia kartą. Do niedawna głównym powodem dla którego bym polecił to miejsce był instruktor Michał (którego serdecznie pozdrawiam!) - nasz rodak (profesjonalny nurek i super sympatyczna osoba nie tylko pod wodą ![]() Jeśli zmęczy nas ciągłe pluskanie się w wodzie (choć to niemożliwe w naszym wypadku) lub po prostu poszukujemy urozmaicenia możemy udać się na spacer, choć widoki nas wodą nie są tak piękne jak te pod ![]() Na końcu czeka nas podniszczona altanka gdzie można odpocząć chwilę przed powrotem. Trasa zajmuje w jedną stronę ok 45min. Druga trasa wiedzie na latarnię morską i to jest już dłuższa wyprawa (ok 3h jeśli odwiedzimy wszystkie 3 wioski znajdujące się na wyspie – zacząć proponuję przy schodach na górę prz Liberty's a wrócić trasą przy lagunie). Nie jest może jakoś super malownicza, ale można po drodze popodziwiać szczyt filipińskiej myśli architektonicznej ![]() ![]() czy porządnie zmęczyć się wspinając wśród wzgórz pokrytych palmami. My niestety mieliśmy również okazję obserwować tragedię – krowa zaplątała się w linkę którą była przywiązana na wzgórzu i skręciła sobie kark. Czemu piszę o tragedii? Krowa dla biednych mieszkańców wyspy to prawdziwy majątek (tylko 2 osoby na całej wyspie mogą krowami się poszczycić), na szczęście udało nam się znaleźć właściciela szybko a wypadek zdarzył się niedawno – mięso się jeszcze nie zepsuło, mógł je sprzedać i odrobić trochę straty. Bo mięso na Filipinach to też luksus. Raz spotkaliśmy na plaży tatę świętującego urodziny syna kozą – raz do roku można pozwolić sobie na rozpustę! (koza zostaje najpierw pozbawiona sierści przez opalenie liśćmi palmowymi) I dlatego nie spodziewajmy się za wiele od kuchni na Apo. W zasadzie jedyne miejsce oferujące prawdziwe posiłki w rozumieniu zachodnich turystów to Liberty's, posiłki zaś nie są tanie (jak dla Filipińczyków, zachodni turysta nie zbankrutuje) a do wyboru jest to co akurat w kuchni im jeszcze zostało (pizze zmieniały skład dość często ![]() a prąd pojawia się nieco częściej niż raz dziennie (resort ma własny generator) – można podładować elektronikę. My próbowaliśmy żywić się jeszcze u naszej gospodyni, ale najczęściej mieliśmy do wyboru sam ryż z warzywami (a w zasadzie warzywem ![]() Niestety zamiast łowić ryby wolał on raczyć się rumem ![]() ![]() 80P (wersja dark – 80%).. Richi łowić ryb nie lubił, za to lubił śpiewać i grać na gitarze przy rumie, a jak już się napił to obiecywał mi że zabierze mnie jutro rano na połów ryb i będzie wreszcie ryba na obiad. I tym oto sposobem pewnego razu poszedłem nauczyć się polować na ryby przy pomocy kuszy ![]() ![]() Z kuszą w ręku zanurzamy się pod wodę i zalegamy na dnie nieruchomo. Inaczej ryby się spłoszą i nie podpłyną. Leżymy tak przez kilkanaście lub kilkadziesiąt sekund czasami na naprawdę dużej głębokości (kilkunastu metrów – czy to możliwe bez wyhodowania skrzeli?) i gdy ujrzymy w końcu swoją ofiarę w odpowiedniej pozycji – BACH! Upolowana. By zdjąć ją z harpuna przegryzamy rybę zębami by następnie nadziać ją przy pomocy gwoździa na linkęprzez skrzela.(lapu lapu, najlepsza w sosie słodko kwaśnym ![]() Linka z przyczepionym korkiem unosi się na powierzchni, my zaś powiększamy sukcesywnie swoją kolekcję. Czynność powtarzamy tyle razy aż nakarmimy całą rodzinę ![]() Mam nadzieję że udało mi się Was przekonać do najpiękniejszego z klejnotów Filipin ![]() CDN |
Autor: | lia [ 14 Sty 2015 22:58 ] |
Temat postu: | Re: Filipiny – czyli miesiąc w raju |
fajna relacja, zgadzam się z twierdzeniem, że Filipińczycy to najmilsza nacja z jaką miałam kontakt, mango jest najlepsze na świecie, plaże fantastyczne, spędziliśmy 3 tygodnie w cenie kilkukrotnie niższej niż oferowane przez biura podróży, bo jest tam b. tanio, a rum chyba również najtańszy na świecie. |
Autor: | michal24 [ 20 Sty 2015 23:55 ] |
Temat postu: | Re: Filipiny – czyli miesiąc w raju |
Przede mną za kilkanaście dni podróż życia a tu trzeba zbierać nową kasę na następną wyprawę... Czekamy na nowy wpis. |
Autor: | Foggia [ 04 Lut 2015 22:16 ] |
Temat postu: | Re: Filipiny – czyli miesiąc w raju |
Mam pytanie do autora, odnoście Palawan (El Nido) i Apo island. Mając 6 dni na spędzenia czasu wśród przyrody pięknych rajkich plaż z ładniejszym snoorkiem i widokami pod wodą , którą destynację Pan by polecił ? |
Autor: | Washington [ 04 Lut 2015 23:12 ] |
Temat postu: | Re: Filipiny – czyli miesiąc w raju |
Na forum nie ma żadnych Panów ![]() 6 dni to mało czasu; z jednej strony uważam że Apo + Siquijor są fajniejsze, z drugiej trochę więcej czasu może zejść na transport, a i tak masz go mało. Więc El Nido nie było by głupim rozwiązaniem. Mam nadzieję że ułatwię Ci decyzję wrzucając kolejne wpisy z Filipin (te niestety prawdopodobnie pojawią się dopiero za 3 tygodnie, mam teraz nawał roboty) |
Autor: | Pado [ 18 Lut 2015 14:41 ] |
Temat postu: | Re: Filipiny – czyli miesiąc w raju |
Fajna relacja! |
Autor: | catqbat [ 19 Lut 2015 00:27 ] |
Temat postu: | Re: Filipiny – czyli miesiąc w raju |
Dużo istotnych informacji, na pewno skorzystam ![]() |
Autor: | k4te [ 25 Lut 2015 22:24 ] |
Temat postu: | Re: Filipiny – czyli miesiąc w raju |
Super relacja, bardzo dużo przydatnych informacji, czekam niecierpliwie na resztę, choć pewnie nie załapię się przed swoim wylotem ![]() Btw. tak coś mi się zdaje, że ta Polka w fundacji to moja koleżanka która właśnie tam siedzi, mały ten świat ![]() |
Autor: | Washington [ 07 Mar 2015 00:13 ] |
Temat postu: | Re: Filipiny – czyli miesiąc w raju |
Siquijor – magiczna wyspa czarowników dla osób lubiących przygody Wyspa Siquijor. Kiedyś odstraszała przybyszów opowieściami o czarach i czarnoksiężnikach, dziś mimo magicznych krajobrazów mało który turysta ją odwiedza. Dlaczego jest to błąd postaram się Wam pokazać w kolejnej części mojej relacji. Najpierw jednak parę słów praktycznych porad. Na Siquijor najlepiej dostać się promem z Dumaguete – kosztuje on raptem 120P i obsługiwany jest przez firmę GL Lines. Kursuje kilka razy dziennie i płynie ok 1h. Mowa o kursie do miasteczka Siquijor, promy kursują również do miasteczka Larena (rzadziej; ponadto miasteczko to jest bardziej oddalona od głównych atrakcji). Po Siquijrze należy poruszać się tylko w jeden sposób – skuterem bądź motorem. Tak jest najtaniej (wynajęcie motoru kosztuje 250P/dobę, pełen bak paliwa pozwalający objechać niemal całą wyspę - 180P), najbardziej bezproblemowo (wszędzie dojedziemy, o każdej porze dnia) i najfajniej! ![]() ![]() (Inna sprawa że nigdy w życiu nie jechałem na motorze, w dodatku z manualną skrzynią biegów – miałem tylko niewielkie doświadczenie z automatycznymi skuterkami. W skrócie – było wesoło, na szczęście bez wypadków ![]() Co jeść na Siquijorze? Z tym jest problem. Jako że nie jest to turystyczna wyspa, Filipińczycy jadają zaś zazwyczaj w domu, brakuje na niej knajpek. Można powiedzieć, że nie ma ich prawie wcale. Mogę polecić tylko jedno miejsce - pizzerię (kilka kilometrów za San Juan, jadąc na wschód, po lewej stronie). Jest ona jednak tak fantastyczna, że więcej lokali nie potrzeba. Przyjeżdżaliśmy do niej na śniadania, obiady oraz kolacje:P Za 180P otrzymamy pizzę którą dwie osoby się najedżą, a jest ona tak przepyszna, że niejeden Włoch mógłby się na Siquijorze uczyć jak przyrządzać pizzę ![]() Gdzie warto się zatrzymać? My wybraliśmy Lorna's End of The World (400P za noc) w okolicy San Juan, które oferuje jedne z najlepszych snorkli i piękną plażę. Dostaliśmy bardzo duży pokój z własną łazienką, wifi, oraz takie widoki z tarasu ![]() Niestety pogoda na Siqijorze niezbyt nam dopisała. Był to jedyny czas podczas naszego pobytu na Filipinach kiedy często było pochmurno, wietrznie, zaś w nocy czasem padało. Przez to nanosiło na naszą plażę dużo glonów, więc nawet ani razu się na niej nie wykąpaliśmy. Nic nie szkodzi – rozrywek mieliśmy aż nadto, a innych plaż nie brakowało! Jedną z głównych atrakcji jest jaskinia Cantabon. Nie odwiedza się jej dla pięknych widoków (choć ciekawych formacji skalnych jest trochę) ale by się zmoczyć, ubrudzić i po przeciskać! Rozrywka w sam raz dla osób lubiących przygody ![]() (można zabrać aparat do jaskiń, ale robicie to na własne ryzyko ![]() By odwiedzić jaskinię trzeba się zarejestrować w miasteczku i wynająć przewodnika (nie da się odwiedzić na własną rękę jaskini. gdyż jest po prostu zamknięta). Na szczęście koszt nie jest wygórowany – 600P za dwie osoby (ta sama cena obowiązuje chyba dla grup do 4 osób, potem o ile pamiętam rośnie). Polecam! Nie jest to jedyna rozrywka dla osób lubiących spędzać czas aktywnie. Są jeszcze wodospady Cambugahay (wstęp darmowy, parking przy wodospadach 10P – można też zostawić samopas nasz pojazd, ale w tym rejonie były raportowane kradzieże, o czym sami Filipińczycy wspominają ze wstydem). Na pierwszy rzut oka po prostu ładny wodospad z jeziorkiem w którym można popływać. Ale ma też autentyczną lianę która pozwoli poczuć nam się jak Tarzan i poskakać do wody ![]() Tej zabawy nie da się mieć dość ![]() (uwaga, skacząc upewnijcie się że robicie to bezpiecznie, jest tam dość płytko – maksymalnie 2m głębokości, miejscami koło metra!) Ale to nie koniec atrakcji dla odważnych, oj nie ![]() Na plaży znajdują się zjeżdżalnie, ale lata swej funkcjonalności mają za sobą (urwane lub odpadające fragmenty mówią nam o tym dobitnie). Za to 10m wysokości skocznia nadaje się do użytku jak najbardziej ![]() Jak tu nie skorzystać? ![]() (pamiętajcie by przed skokiem sprawdzić dno; najlepiej skakać daleko, przy samych skałach, jest dość płytko, jakieś 2m, dalej jest dużo głębiej) Niedaleko znajduje się też druga najładniejsza plaża (może nawet ładniejsza, bo w pełni naturalna i darmowa) - Kagusuan. Niestety i w tym rejonie notowano kradzieże, a znajduje się ona na dużym odludziu, zaś motor należy zostawić na górze klifu, co dodatkowo zwiększa niepewność co do pozostawionej maszyny. Widoki jednak wszystko wynagradzają ![]() Nie trzeba jednak jechać na specjalne plaże by znaleźć piękne miejsca na Siquijorze. Te bezimienne są równie wspaniałe. Jeśli panie zmęczy aktywny wypoczynek można wysłać je do autentycznego filipińskiego lumpeksu ![]() ![]() Mieliśmy odwiedzić jeszcze kilka miejsc (m. in. plażę Paliton czy posnorklować przed hotelem Coco grove gdzie rafy podobno są najlepsze), ale w końcu dowiedzieliśmy się dlaczego wrzesień określany jest na Filipinach miesiącem tajfunów ![]() CDN |
Autor: | Washington [ 01 Maj 2015 15:06 ] |
Temat postu: | Re: Filipiny – czyli miesiąc w raju |
Polując na rekiny O wysepce Malapascua nie będę się rozwodził, zawitaliśmy tam bowiem w jednym konkretnym celu. By zanurkować oko w oko z ponad 4m rekinami z rodzaju kosogonowatych. Spotkanie z nimi na Malapascua, cytując naszego divemastera, jest „100% sure but not guarantee” ![]() Nie bez znaczenia jest fakt że została dość ciężko uszkodzona przed paru laty przez tajfuny. Jeśli jednak nurkujecie – nie powinniście jej omijać. Poza wielkimi rekinami odnajdziecie tu ładne rafy w sanktuarium morskich węży przy wyspie Gato czy dobre nocne nurkowania/ nurkowania makro w okolicach latarni morskiej. Z powyższych powodów wpis ten będzie miał charakter czysto praktyczny. Jak dojechać? Z północnego dworca w Cebu regularnie (co 30min) odjeżdżają publiczne busy do miejscowości Maya. Zanim się do niej udamy warto zaopatrzyć się w gotówkę – w bliższej i nieco dalszej okolicy, a także na samej wyspie, nie ma bankomatów (choć są terminale płatnicze z centrach nurkowych, za prowizję wypłacające gotówkę). Bus kosztuje 163 peso i jedzie ok 4h. Najlepiej dojechać do Maya przed 16:30. Po tej godzinie nie odpływają na Malapascua'e łódki i będziecie zmuszeni zanocować przy przystani (tak jak byliśmy i my). Opcji noclegowych praktycznie nie ma. Poza jednym (i jak na Filipiny bardzo drogim!) guesthousem żadne inne miejsce się nie reklamuje. Jest jednak jeszcze jedna nieoznaczona noclegownia przy głównej drodze. Najlepiej po prostu zapytać się o nią miejscowych – tam spotkamy co prawda nieco spartańskie warunki, za to za cenę 300 peso/noc. Nam z powodu późnej godziny dotarcia (przed północą) znalezienie jej nastręczyło nie lada trudności – nie było po prostu kogo o nią zapytać, na ulicach było pusto. Rano już bez większych problemów możemy wsiąść na łódkę płynącą na wyspę z nadbrzeża przy dworcu autobusowym. Niestety, jako że na wyspę pływają głównie osoby zamożniejsze, które mogą pozwolić sobie na nietani sport jakim jest nurkowanie, ludność lokalna stara się wykorzystać ten fakt. Łódka nie powinna kosztować więcej niż 80P od osoby. Jeśli brakuje pasażerów lokalsi mają w zwyczaju dzielić się po równo opłatą za wolne miejsca. Jeśli jednak kapitan zobaczy białego (a więc bogatego) turystę – będzie wmawiał mu że musi koszt ten pokryć całkowicie z własnej kieszeni Na szczęście na wyspie pozostały jeszcze przyzwoite osoby, jedna z pasażerek ochrzaniła właściciela łódki za takie zachowanie i powiedziała nam żebyśmy nie przepłacali (i tak nie zamierzaliśmy, ale ładnie z jej strony ![]() Gdzie zatrzymać się na wyspie i co jeść? Jeśli szukamy najtańszego miejsca to wybór jest bardzo prosty – należy zatrzymać się blisko głównej wioski, u BB's. Za 300 peso dostaniemy do swojej dyspozycji schludny domek z łazienką, musimy się jednak liczyć z występującym okresowo brakiem prądu. Tuż obok BB's jest knajpka Gings z najtańszym jedzeniem na całej wyspie. Za kilkadziesiąt peso dostępnych jest większość potraw, nie są one jednak super smaczne. Czasami warto przejść się do restauracji przy kompleksach nurkowych, oferują one bowiem dość tanią pizzę w dodatku do darmowego wifi ![]() Inną opcją jest oczywiście wykupienie noclegu wraz z pakietem nurkowym (i czasami wyżywieniem) – oferty te mogą być najatrakcyjniejsze dla osób które chcą więcej nurkować i mają nieco wyższe wymagania. Myślę, że warto też nadmienić o lokalnej piekarni w głównej wiosce (a w zasadzie cukierni) – oferuje ona fantastyczne wręcz pączki (za śmieszną cenę kilku peso). Nurkowania Z kim warto nurkować? Na to pytanie ciężko mi odpowiedzieć. Podczas mojego pobytu firma Sea Explorers świętowała okrągłe urodziny. Z tej okazji oferowała super atrakcyjne ceny – pojedynczy fun dive za 800 peso. Normalnie jednak jest jedną z droższych opcji – jest to bowiem duża baza, z nowoczesnym sprzętem. Divemasterów w niej polecam (zabawni, profesjonalni), ale jej popularność wiązała się z przemiałem jak w fabryce i dużymi grupami pod wodą. Podczas gdy przy obserwacji rekinów nie stanowi to problemu, nocne nurkowania w takich warunkach stanowczo odradzam! Na co dzień najtaniej wychodzi nurkowanie z zblazowanym (jak na nasz gust zbyt) Danem, który prowadzi jednoosobową firmę (mieszczącą się zresztą tuż obok BB's). Główną atrakcją jest oczywiście nurkowanie na Monad Shoal. Aby zobaczyć rekiny trzeba wstać przed świtem i wypłynąć łodzią o 5 rano. Schodzimy na 25-30m i nieruchomo zalegamy na dnie przy stacji czyszczącej. Jest to miejsce do którego rekiny przypływają w celach higienicznych – w zamian za wyjadanie pasożytów z własnej skóry łaskawie wyzbywają się swojej agresji. Dzięki temu my możemy cieszyć się takimi widokami ![]() Nie jest rzadkością zobaczenie kilku tych ogromnych bestii podczas jednego nurkowania. Drugim nurkowaniem na którym byliśmy było nocne nurkowanie. I mimo, że zobaczyliśmy sporo (m.in. najbardziej kolorową rybę świata - mandaryna, koniki morskie, kraby i różnego rodzaju dziwne bezkręgowce), to był to jeden wielki koszmar. Sześciu nurków na jednego divemastera, słabo działające latarki, no i Chinka. Jeśli choć raz nurkowaliście z Chińczykami to wiecie o co mi chodzi – totalny brak pływalności, kopanie wszystkich wokół płetwami, pchanie się do podwodnych atrakcji odstraszające ryby – a to wszystko przy posiadaniu własnego, mega wypasionego sprzętu.. Z nocnego nurkowania zdjęć nie mam, ale dla osób które nie wiedzą jak wygląda mandaryn – mówimy o takiej piękności ![]() ![]() Inne atrakcje? Tak jak pisałem wcześniej, wyspa nie grzeszy nimi. Może jednak poszczycić się całkiem ładną plażą Bounty Beach, przy której mieści się większość centrów nurkowych (podobno była ona dużo ładniejsza, ale została zniszczona przez wcześniej wspomniane tajfuny) Wpływ na moją ocenę być może miał fakt nie plażowej pogody która panowała podczas naszego pobytu. Czy jest coś jeszcze do roboty na Malapascua? Oferowano nam niejednokrotnie wycieczki snorklowe (miejsc do popływania z rurką we własnym zakresie z brzegu niestety nie ma) ale słyszeliśmy że okoliczne rafki do najlepszych na Filipinach nie należą. Nie skusiliśmy się, nie mogę więc potwierdzić ani zaprzeczyć (najlepsze miejsce to podobno Coral Garden; inne znane to Lapus Lapus i Dakit Dakit; ogólnie wycieczkę przy kilku osobach da się wynegocjować za 200 peso od osoby). Na wikitravel wyczytaliśmy zaś, że warto udać się na oglądanie zachodu słońca na latarnię morską. Nie wiem kto zamieścił tą informację, ale musiał być bardzo zdesperowany w poszukiwaniu atrakcji na wyspie ![]() Pożegnanie z Visayas Nasz pobyt na Malapascu'a był krótki ale bardzo satysfakcjonujący. Rekiny wielorybie na Filipinach występują sezonowo, a kosogonowate przez cały rok. Mimo iż nie są tak ogromne, swoją krwiożerczą naturą dostarczają wystarczająco wrażeń ![]() CDN |
Autor: | olir1987 [ 01 Maj 2015 20:41 ] |
Temat postu: | Re: Filipiny – czyli miesiąc w raju |
ehhh kupiłam bilety na koniec roku ale nici z moich filipin tym bardziej jestem zaciekawiona dalszą częścią relacji!!!! ![]() |
Autor: | Washington [ 02 Maj 2015 14:54 ] |
Temat postu: | Re: Filipiny – czyli miesiąc w raju |
Coron, czyli Palawan w miniaturze Jeśli czegoś żałuję jeśli chodzi o mój pobyt na Filipinach to właśnie tego, że na Coron mogłem spędzić tylko 1 dzień! Planowałem 3 dniowy pobyt (i tak za krótki!) ale na skutek przełożenia lotu byłem zmuszony zadowolić się jednym dniem i wykorzystać go do maksimum. Coron, a w zasadzie Busuanga (gdyż tak nazywa się największa wyspa tego położonego na północy Palawanu archipelagu), to miejsce z wielu powodów wyjątkowe. Charakteryzuje się tymi samymi pięknymi krasowymi krajobrazami co El Nido - wysepek wynóżających się wprost z krystalicznej wody. Oferuje tym samym cudowny islandhopping oraz niesamowite snorkle. Jednocześnie jest to jedna z najlepszych destynacji nurkowych na świecie! W 1944 amerykańskie naloty niedaleko zatoki Manili zmusiły japońskie okręty do schowania się przy Busuanga, gdzie rzekomo miały być one bezpieczne, poza zasięgiem amerykańskich samolotów. Że jest inaczej, przekonano się 24 września, gdy 120 bombowców i myśliwców osłony, wykonując lot na odległość 350 mil, doszczętnie zniszczyło prawie całą flotę (najprawdopodobniej ofiarą bombardowań padło 18 statków). Choć dziś jest to jedynie historia, 14 wraków spoczywających na przystępnym głębokościach (od kilkunastu do ok 40m) przyciąga nurków z całego świata. 130 metrowe japońskie giganty oferują jedne z najlepszych nurkowań wrakowych na świecie. Dodajmy do tego krystalicznie czyste słodkowodne jeziora, lasy namorzynowe, cudowne krajobrazy z gór czy możliwość kąpieli w gorących źródłach – i zapragniecie zostać tu jak najdłużej ![]() Jak dostać się na Coron? Najlepiej, najłatwiej i często najtaniej (już od 60zł w jedną stronę) – samolotem. Wyspa połączona jest z Manilą oraz Cebu. Rozkład lotów (jak to w wyspiarskich, mało cywilizowanych państwach) lubi się często zmieniać. Zapewnijcie sobie odpowiedni zapas czasu, szczególnie w przypadku lotów łączonych. Jeśli nurkujecie warto mieć również na uwadze odstęp czasowy który powinien minąć między nurkowaniami a lotem (choć szczerze mówiąc w przypadku nurkowań rekreacyjnych, bezdekompresyjnych – sugerowany odstęp 24h jest zdecydowanie na wyrost). By dostać się z lotniska do miasta trzeba zdać się na monopol vanów wożących pasażerów za 150 peso od osoby (zawsze gdy czytam że nie ma innej opcji odzywa się we mnie buntownicza nuta mówiąca "jasne że jest, po prostu jeszcze nikt o niej nie napisał" – ale nie tym razem ![]() Można również dostać się do Busuanga drogą morską. Oficjalnie łódka wypływa raz w tygodniu, z PP na Palawanie. A to i tak tylko przy sprzyjających warunkach atmosferycznych, kursy bywają często odwoływane. Gdzie nocować? My wybraliśmy Coron Backpacker Guesthouse. Było to najtańsze miejsce jakie udało nam się znaleźć – mimo niskiego sezonu kosztowało 500 peso. Za tą cenę dostaliśmy dwuosobowy pokój z wiatrakiem, wifi oraz ładną przestrzeń wspólną z kuchnią. Pociesza natomiast fakt że tyle samo kosztuje pokój w wysokim sezonie, właścicielka po prostu jest nieczuła na negocjacje ![]() Nieco przerażający widok? Być może, ale bardzo klimatyczny ![]() Jedyną miejską atrakcją jest punkt widokowy znajdujący się nad miastem – góra Tapyas (wejście od boiska do koszykówki, jakieś 30-40min pod górę – przy dobrej pogodzie widok musi być niezły, przy tak pochmurnej jak miałem okazję być szkoda pamięci na karcie ![]() Największą atrakcją jest oczywiście wysepka Coron – posiadająca dwa krystalicznie czyste jeziora, Barracuda i Cayangan (wstęp osobno płatny odpowiednio 100 i 250 peso), z występującą w wodzie termokliną. Nie wspominając o pięknych plażach i zatoczkach (Banol Beach, Twin Lagoon). Jeśli chcemy nacieszyć się cudownymi snorklami powinniśmy udać się do Siete Pecados (wstęp 100 peso, miejsce "rozsławione" przez lokalną telenowelę ![]() ![]() ![]() Jeśli nie nurkowałeś na Coron to tak jakbyś nie wiedział co to nurkowania wrakowe. I gwarantuję że je pokochasz. Ze względu na głębokości, by w pełni docenić wraki należy mieć AOWD lub ten dziwny twór zwany Adventure deep dive. Nurkowania należą do odrobinę bardziej wymagających (głębokość, penetracja wraków, niewielka widoczność – maks 10m, obecne prądy), ale te wrażenia.. Możliwość eksploracji 4 różnych poziomów kilku różnych ładowni, pośród gigantycznych płaszczek, ryb krokodyli czy skrzydlic – masakra ![]() ![]() ![]() Z kim warto nurkować? Zdecydowanie polecam Fun&Sun - są najtańsi (2750 peso za 3 nurki, 2900 z obiadem), mają największą i najnowocześniejszą łódź nurkową, załoga dive masterów jest bardzo zabawna (ale profesjonalna) - no i mieliśmy całą łódź i 2 masterów tylko dla siebie ![]() Jeśli wrócicie wcześniej z nurkowań – może warto zażyć wieczornego relaksu w gorących źródłach Maquinit? (150 peso wstęp) Tego również nie było dane nam sprawdzić. Ledwo zaczęliśmy cieszyć się pobytem na Coron - już musieliśmy ją opuszczać.. Jedno jest pewne – jeśli wrócimy kiedyś na Filipiny, na pewno zawitamy ponownie na Coron! Tymczasem nasza wycieczka powoli zbliżała się do końca. Pozostało nam odwiedzić ostatni rejon Filipin. Bez plaż i podwodnych raf, za to pełen pięknych tarasów ryżowych, ciekawej kultury i niezwykłych jaskiń. W następnej (i ostatniej) części – północny Luzon! |
Autor: | Washington [ 18 Maj 2015 12:42 ] |
Temat postu: | Re: Filipiny – czyli miesiąc w raju |
Tajemnica rozwiązana! Wiemy gdzie podziali się wszyscy naciągacze z Filipin! Jeśli znudziły się Wam wszystkie ochy i achy przeczytane w tej relacji wyrażone w stosunku do pięknych raf, kryształowej wody i cudownego pisaku na plażach.. a także gościnności i braku zepsucia Filipińczyków – możecie odetchnąć z ulgą. Nie znajdziecie na ich w tej części relacji ani słowa. Na ostatnie kilka dni udaliśmy się w rejon kompletnie ich pozbawiony. W kraju gdzie obecnych są tysiące pięknych wysepek, ta największa z nich, Luzon, nie zwraca szczególnej uwagi turystów. To na niej mieści się niechlubna stolica Filipin - Manila. Jeśli jednak podejmiemy wysiłek wydostania się poza tą okropną metropolię odkryjemy, że północny Luzon oferuje nam strome zbocza pokryte tarasami ryżowymi, których widok oszołamia. Nie będzie jednak łatwo ani przyjemnie. Jak się tam dostać? Po pierwsze należy przetrwać spotkanie z Manilą ![]() Z Manili w rejon tarasów ryżowych (do Banaue) kursują dwie firmy, odjeżdżając z okolic Uniwersytetu św. Tomasza (UST) w Sampaloc. Obie oferują nocne połączenia, co stanowi wielką oszczędność czasu, jeśli nawet nie wygody. Mowa o firmach Florida i Ohayami. Przejazd ten zajmuje 8h, kosztuje 450 peso. My wybraliśmy firmę Ohayami, mieliśmy dość napięty plan następnego dnia i chcieliśmy dojechać jak najwcześniej – pierwszy kurs odjeżdża u nich o 21, a więc 2h wcześniej niż u konkurencji. Dostępność biletów jest różna, najlepiej nie przychodzić tuż przed odjazdem w celu zakupu biletów, widzieliśmy turystów którzy próbowali tego dokonać i część z nich musiała zostać na miejscu. Najpierw trzeba jednak odnaleźć odpowiedni dworzec autobusowy. A tych w okolicy jest co najmniej kilka, każda firma ma swój własny. Ten nas interesujący znajdziecie tu 14.607217, 120.994631 . Na mapie dojście do niego wygląda prosto, z poziomu filipińskiej ulicy takie proste już nie jest, nam jednak za cenę licznych poszukiwań i odrobiny stresu udało się to bez pomocy żadnego tricyklarza. Sam przejazd upływa szybko (choć autobusy do najwygodniejszych nie należą), dalej jest jednak tylko gorzej. Jako że sen mam lekki obudziłem się gdy nad ranem do autobusu wsiadła 3 mężczyzn. Po dosłownie kilku minutach zaczęli budzić wszystkich białasów i informować, że zbliżamy się do Banaue, że zaraz będziemy wysiadać. Zaspane ofiary oczywiście przyjęły wszystko bez zarzutów, w końcu czym jeden Filipińczyk różni się od drugiego, to na pewno pomocni współtowarzysze podróży. Bus zatrzymuje się przed "oficjalną" informacją turystyczną. Pada hasło – "koniec podróży" – i potulne białasy wychodzą prowadzeni przez naciągaczy. Oczywiście zanim udadzą się gdziekolwiek muszą uiścić "opłatę klimatyczną" za pobyt w Banaue. Potem zaś co będą się trudzić szukaniem noclegu bądź organizacją wycieczki do tarasów ryżowych – w informacji turystycznej wszystko im zostanie powiedziane (i sprzedane). Oczywiście dziwnym trafem żaden z Filipińczyków (pod koniec trasy już nielicznych) nie wysiada pod agencją turystyczną. Gdy i nas oszuści próbują wyciągnąć z autobusu tłumaczą że autobus zaraz zawraca i te osoby to już są pasażerowie jadący w drugą stronę ![]() Co jak co, ale nikt nie będzie mi mówił że nie dam rady dostać się gdzieś na własną rękę ![]() która podwiozła nas połowę trasy. (na powyższym zdjęciu widać również zebrany ryż, jeśli zastanawialiście się jak wyglądają formy pośrednie między tym co znajdujemy na talerzu a zieloną trawą wystającą z błota ![]() jednak na te naprawdę wspaniałe musimy jeszcze poczekać. Powodzenie nas nie opuszcza, kolejnym transportem który zatrzymuje się by nas zabrać jest wynajęty przez amerykańskich turystów jeepey jadący dokładnie w kierunku Batad. Dla nas znalazło się jeszcze miejsce na dachu ![]() Co jednak jest tak wyjątkowego w tej małej wiosce, liczącej niespełna 1500 mieszkańców, że zadaliśmy sobie tyle trudu by ją odwiedzić? Położona w niedostępnych górach Cordillera, oferuje prawdopodobnie najlepszy widok na mające ponad 2 tysiące lat tarasy ryżowe na zboczach Ifugao. Zbudowane przez ludy Igorot praktycznie bez użycia narzędzi zostały docenione przez UNESCO umieszczeniem na liście światowego dziedzictwa. Powiada się że gdyby ułożyć poziomo wszystkie stopnie okolicznych tarasów jeden za drugim okrążyły by one połowę naszego globu. Do nas bardziej przemówiły jednak te oto widoki ![]() Będąc w wiosce warto przejść się po tarasach i przyjrzeć się im z bliska (nie zawsze jest to łatwa droga!) oraz odwiedzić pobliski wodospad Tappiya – podobno da się w nim kąpać, jednak jak dla mnie robili by to tylko samobójcy oO (być może gdy są mniejsze opady kąpiel odświeżająca kąpiel jest możliwa – my napotkaliśmy rwący strumień; tak czy inaczej warto się przejść, choć napocicie się po drodze co niemiara – przygotujcie się na 2h sauny) W wiosce można zamieszkać w kilku miejscach, my zatrzymaliśmy się u dziadka kierowcy ciężarówki który podwiózł nas na stopa ![]() Następnego dnia wstajemy wcześnie rano. Publiczny jeepey odchodzi z przełęczy ok 9 (warto się upewnić pytając gospodarza, w różne dni odjeżdżają o różnych godzinach). Publiczny jak publiczny.. Miejsca mamy standardowe, z lokalsami na dachu. Ceny standardowej jednak nie mamy. Choć lokalsi płacą 50 peso, od turystów wymagane jest 150. I nic nie dadzą żadne przekonywania. "Jesteście bogatsi, musicie zapłacić więcej" :/ W Banaue, które powoli zaczynamy nienawidzić, oczywiście podczas szukania publicznego transportu do Sagady, próbują nas naciągnąć na wszelkie sposoby. Że nie ma publicznego transportu, że kosztuje więcej niż kosztuje, że musimy wynająć prywatny transport. Gdy szukamy śniadania – podobnie, głupi hotdog kosztuje 3 razy więcej niż gdziekolwiek indziej na Filipinach. No trudno, te widoki warte są odrobiny nerwów! Z ulgą wsiadamy do jeepeya (publicznego ![]() W Bontoc szybka przesiadka w kolejny transport (45 peso) i w 3h jesteśmy u celu. Sagada na szczęście z powrotem okazuje się bardzo przyjazna dla turystów. Znajdujemy miłe lokum za 400 peso (bodajże był to Yellow house – wifi i ciepła woda!). Po co tu przyjechaliśmy? W Sagadzie również znajdują się ładne tarasy ryżowe, jednak największą atrakcją są tutejsze jaskinie i ciekawe zwyczaje pogrzebowe. Jeśli bowiem jesteś w związku małżeńskim oraz posiadasz wnuki możesz liczyć że Twoje ciało spocznie ułożone niczym embrion w trumnie wyciętej z pojedynczego kawałka drewna. Trumnie którą musisz najpierw własnoręcznie wydrążyć. Trumnie która zawiśnie na klifie. Lud Igorot w ten sposób chciał sprawić by zmarli znaleźli się jak najbliżej nieba. Tradycja ta sięga 2000 lat. Choć dziś większość osób jest wyznania chrześcijańskiego, jeszcze do niedawna mieszkańcy Sagady wierzyli w animalizm. Praktyki te ukrócili w dużej mierze Amerykanie. Nawet jeśli nie interesują Was ciekawostki etniczne, na pewno spodobają się Wam tutejsze jaskinie. Najbardziej znane z nich to Lumiang i Sumaging, znane pod nazwą "cave conection" – obie jaskinie są bowiem połączone siecią tuneli, której przejście wymaga niemałej ekwilibrystyki i 4h czasu! Rozrywka zdecydowanie nie dla otyłych (niektóre szczeliny przez które trzeba się przeciskać są bardzo małe!) ani bojących się wody czy też ciemności. (drogę rozświetla jedynie alkoholowa lampa trzymana przez przewodnika) Ale za to jakie wrażenia! W końcu mało kto pływał w prywatnym podziemnym basenie ![]() Do jaskiń można udać sie jedynie z przewodnikiem – oświetla on drogę i służy w niektórych momentach za ludzką drabinę (dosłownie – każe niekiedy wspinać się po sobie). Dodatkowo nasz przewodnik zabawiał nas całą drogę, pokazując co bardziej pikantne kształty skał (z powodów obyczajowych nie będę zamieszczał zdjęć ![]() ![]() Z powodu bardzo napiętego planu to był koniec naszej wizyty na północnym Luzonie. W drodze powrotnej w Banaue znowu próbowano nas zgarnąć z autobusu i zmusić do zapłacenia haraczu (mimo że tylko przejeżdżaliśmy tranzytem!). Przez cały pobyt na Filipinach zastanawialiśmy się gdzie podziali się wszyscy naciągacze, oszuści i zepsuci pieniędzmi ludzie których w Azji uświadczysz bez liku, a na Filipinach brak. Teraz wiemy to już na pewno – wszystkich zsyłają do Banaue. Przez 2 dni które tam spędziliśmy próbowano nas oszukać więcej razy niż przez cały miesiąc w pozostałych miejscach. Mimo to myślę że mając więcej czasu warto odwiedzić ten rejon, jest on wyjątkowy. I to był w zasadzie również koniec naszej przygody z Filipinami w ogóle. Ostatniego dnia, który wypadł ze względów logistycznych znów w nieszczęsnej Manili, zamiast kulturalnie posiedzieć w w kinie (śmiesznie tanie seanse, w dodatku po angielsku) lub pobuszować po ogromnych centrach handlowych my nie odpuszczaliśmy do samego końca - odwiedziliśmy wulkan Taal. Jest to wulkan-wyspa, na jeziorze, znajdującym się na wulkanie-wyspie, znajdującym się na jeziorze, znajdującym się na wyspie, znajdującej się na morzu! Dodajmy do tego że jest drugim najbardziej aktywnym wulkanem na Filipinach, i otrzymamy miejsce godne odwiedzenia. Nie powiedziałbym jednak że jest to miejsce które trzeba zobaczyć, jest ładnie, ale raczej do odwiedzenia przy okazji, mając ok 6-8h wolnego w przesiadce w Manili (wszystko zależy od korków, a te są okropne na obrzeżach Manili – warto mieć nawet 10h wolnego by się nie stresować). Jakbyście mimo to chcieli się tam dostać - autobusy do Tagaytay jeżdżą z Pasay (dworzec na rogu edsa i taft, ten taki w głębi centrum handlowego), nie jeżdżą już za to z Cubao jak kiedyś tylko z Baclaran spod Coastal. Wysiada się w Olivarez. Potem trzeba wziąć tricykl, od 80 peso, co przy dwóch osobach wychodzi taniej niż jeepey (niby te do Taal kosztują od osoby 35 peso, ale nie odjeżdżają z miejsca w którym się wysiada z autobusu, najpierw trzeba dojechać innym jeepeyem do nich). Normalnie tricykle kosztują 200 peso na tym dystansie, ale kierowcy mają znajomych którzy mają łódki - dlatego zawiozą po cenach dumpingowych ![]() ![]() No dobrze, ale gdzie zdjęcia z samego wulkanu, na który można popłynąć łódką? Nie ma, gdyż nie starczyło nam już na tą atrakcję pieniędzy ![]() ![]() I myślę że to stanowi dobre podsumowanie całej naszej wycieczki w cudownych Filipinach. Filipiny, mimo biedy ich mieszkańców, są przepięknym miejscem gdzie (prawie) wszędzie spotkamy tylko i wyłącznie miłych, przyjaznych, uczynnych i nie skażonych pieniędzmi ludzi. Być może wynika to z ich pogody ducha, którą muszą przeciwstawiać codzienności, być może jednak wynika też z jeszcze niewielkiego zainteresowania turystów tym wyspiarskim rajem i może niestety się to w najbliższej przyszłości zmienić. Dlatego nie zastanawiajcie się – jedźcie tam już teraz! KONIEC |
Autor: | elwirka [ 18 Maj 2015 13:08 ] |
Temat postu: | Re: Filipiny – czyli miesiąc w raju |
Bardzo dobra relacja. Ale przecież wrzesień to pora deszczowa na Filipinach, a ty nam tu jakieś plażowe foty rozświetlone słońcem wrzucasz?! Rozjaśniałeś w FotoSzopie?!;-) |
Autor: | jawamdam [ 21 Maj 2015 11:16 ] |
Temat postu: | Re: Filipiny – czyli miesiąc w raju |
a jak wygląda wynajęcie samochodu na Palawan? chcę w jak najszybszy sposób przejechać z PP do El Nido |
Autor: | Washington [ 21 Maj 2015 12:21 ] |
Temat postu: | Re: Filipiny – czyli miesiąc w raju |
Niestety nie wiem, tak jak napisałem podróżowałem busem .Nie wydaje mi się jednak żeby wynajęcie znacząco skróciło czas podróży - dystans jest relatywnie niewielki, to drogi są słabe. |
Autor: | TadekNow [ 21 Maj 2015 12:23 ] |
Temat postu: | Re: Filipiny – czyli miesiąc w raju |
Washington przepiękna relacja, nic dodać nic ująć ![]() |
Autor: | kasia0001 [ 22 Maj 2015 06:52 ] |
Temat postu: | Re: Filipiny – czyli miesiąc w raju |
Hej! Super relacja, pierwsza która mi się na maksa spodobała o Filipinach! ![]() |
Autor: | kasia0001 [ 22 Maj 2015 06:54 ] |
Temat postu: | Re: Filipiny – czyli miesiąc w raju |
kasia0001Hej! Super relacja, pierwsza która mi się na maksa spodobała o Filipinach!Niestety nie uda mi się napisać prywatnie, Obecnie jestem w Chinach i miałam plan lecieć za miesiąć właśnie na Filipiny, tylko ta pogoda! Na każdym portalu całkowicie odradzają lipiec, myślisz, że warto się tym sugerować? |
Autor: | Japonka76 [ 22 Maj 2015 09:28 ] |
Temat postu: | Re: Filipiny – czyli miesiąc w raju |
@Washington nie bądź wiśnia, pokaż te zdjęcia skał ![]() ![]() |
Strona 2 z 4 | Wszystkie czasy w strefie UTC + 1 godzina (czas letni) |
Powered by phpBB © 2000, 2002, 2005, 2007 phpBB Group http://www.phpbb.com/ |