Akceptuję i chcę ukryć komunikat Fly4free.pl korzysta z technologii, takich jak pliki cookies, do zbierania i przetwarzania danych osobowych w celu automatycznego personalizowania treści i reklam oraz analizowania ruchu na stronie. Technologię tę wykorzystują również nasi partnerzy. Szczegółowe informacje dotyczące plików cookies oraz zasad przetwarzania danych osobowych znajdują się w Polityce prywatności. Zapoznaj się z tymi informacjami przed korzystaniem z Fly4free.pl. Jeżeli nie wyrażasz zgody, aby pliki cookies były zapisywane na Twoim komputerze, powinieneś zmienić ustawienia swojej przeglądarki internetowej.



Napisz nowy temat Odpowiedz  [ 88 posty(ów) ]  Idź do strony Poprzednia  1, 2, 3, 4, 5  Następna
Autor Wiadomość
 Temat postu: Re: Do serca Australii
#41 PostWysłany: 26 Lis 2018 22:11 
Awatar użytkownika

Rejestracja: 12 Maj 2014
Posty: 145
niebieski
Relacja pierwsza klasa! Naprawdę wciąga i świetnie się czyta! ???
I na wspominki bierze, bo równo 4 lata temu też tam się przewinęłam-ekspresowo 26-28.11.2014 :)
Oprócz samego Uluru, podobało mi się w Kings Canyon-warto połazikować w górę (ale trzeba było wyjechac prawie w nocy, by być wcześnie na szlaku, bo z uwagi na ekstremalne temperatury wtedy-zamykali trasę ok. 11 ? ).
Pozdrawiam i czekam na ciąg dalszy! :)
_________________
Image
Góra
 Profil Relacje PM off
adamkru uważa post za pomocny.
 
      
First minute: loty w sezonie do Bangkoku i Chiang Mai z Warszawy od 2806 PLN. Dużo terminów First minute: loty w sezonie do Bangkoku i Chiang Mai z Warszawy od 2806 PLN. Dużo terminów
Wycieczka do Bolonii za 953 PLN. Loty z Warszawy + 4 noclegi w hotelu Wycieczka do Bolonii za 953 PLN. Loty z Warszawy + 4 noclegi w hotelu
 Temat postu: Re: Do serca Australii
#42 PostWysłany: 27 Lis 2018 09:15 
Awatar użytkownika

Rejestracja: 18 Mar 2014
Posty: 111
Loty: 199
Kilometry: 415 361
Uluru - serce Australii - PLEASE DO NOT CLIMB

Na początek odpowiem Wam na pytanie, którego jeszcze nikt nie zadał ale na pewno nie jeden miałby ochotę. Czyli czy Uluru rzeczywiście jest magiczne?
Zatem od razu odpowiadam. Nie wiem. Bo nie wiem co to dokładnie znaczy :-)
Uluru jest po prostu… Fascynujące. Wspaniałe. Ogromne. Czerwone… wyglądem przypomina powierzchnię Marsa z fotografii NASA. Zresztą są tu też inne podobieństwa choćby to, że podobno na Marsie nie ma życia. Na Uluru też nie ma. Nie ma na niej krzaczków, drzew, roślin… jest góra. Wielka, ogromna… dużo większa niż sobie ją wyobrażałem. Majestatyczna. To dobre określenie! Góra Król Australii i najświętsze miejsce mieszkających na wyspie Aborygenów.
Według wierzeń stąd właśnie pochodzi ich świat, kultura, tradycje… góra nie jest tylko zwykłą górą. To raczej taki aborygeński Watykan!

Image

Please do not climb! To nie ostrzeżenie. To rada i prośba miejscowej ludności. Tabliczki z informacjami są w każdym teoretycznie możliwym do wejścia miejscu. Wszystkie broszury, mapy, bilety zawierają tą prośbę.
Co więcej, są miejsca dookoła góry z informacją o sekretnym i świętym miejscu. I prośbą by w tym miejscu nie robić zdjęć. To nie groźba, to prośba. Nikt tego nie sprawdzi. Tu chodzi o szacunek! Szacunek dla góry, szacunek dla ludzi, szacunek dla natury i stworzenia…
Informacja mówi, że pewne fragmenty nie powinny być nagrywane oraz fotografowane. One są po to by tu przyjechać i zobaczyć je z bliska na własne oczy.

Image

Image

Oddaję im mój szacunek i w miejscach sekretnych nie filmuję, nie fotografuję, a już tym bardziej nie wspinam się na górę. Co jest święte niech świętym pozostanie :-)

Wczoraj przy lądowaniu trafiłem na wichurę piaskową. Założyłem więc, że nic ciekawego już się tego dnia nie wydarzy. A jednak. Powiało. Co miało wywiać wywiało. Po południu była już piękna pogoda. No to zabrałem sprzęty i pojechałem zobaczyć górę z bliska. Tak na spokojnie, dookoła. Obczaić punkty widokowe. Kupić bilet do rezerwatu. Bilet kosztuje 25AUS od osoby za 3 dni. Trzeba go mieć każdorazowo przy wjeździe do parku. Skanuje się kod biletu za każdym razem podobnie jak na szlabanie w supermarkecie.

Image

Tego dnia wróciłem jeszcze raz pod górę. Tym razem wiedziałem już dobrze co i jak i gdzie powinienem pojechać na zachód słońca :-)
Czy wschód czy zachód ogląda się ze specjalnie przygotowanych miejsc. Jest ich kilka w parku. Zdziwiłem się nawet, że nie było aż tak dużo ludzi jak sobie wyobrażałem wcześniej, że będzie. A może to dlatego, że parking był duży i przyjazny. Parkuje się samochody przodem do góry wzdłuż drogi. Nikt więc nikomu nie przeszkadza. Jak ktoś chce może nawet z samochodu oglądać zachód. Ale to wariat musi być.
Bo gdy pogoda jest piękna, gdy słońce czerwone, i góra czerwona i kolory się zmieniają, wtedy właśnie…. stałem sobie, patrzyłem i głęboko wciągałem powietrze… żeby ta chwila jak najdłużej trwała. No i czyste było, wolne od smogu. Taki przy okazji detox płuc sobie robię tutaj ;-)

Image

Image

Troszkę inaczej było dzisiaj rano na wschodzie słońca. Ludzi jak sardynek podczas połowu. Ciężko było znaleźć miejsce. Nie tylko dla samochodu ile dla sprzętu i siebie samego. Ale zanim słońce pokazało swoje pierwsze promyki i to mi się udało.

Image

Po wschodzie słońca wszyscy wyszli z „kina” jakby ich coś goniło. Nie wiem. Może się spieszyli do lokalnej biedronki (bo dzisiaj nie sobota) ;-) Ja zostałem. Zszedłem do samochodu… zrobiłem sobie suche mini śniadanie. I kiedy wszyscy już pojechali na co długo nie trzeba było czekać… zostałem zupełnie sam. Na dużym parkingu nie było poza mną żadnego człowieka. Oczywiście o muchach nie wspominam bo to jasne jest, że od wczoraj mi towarzyszą i na gapę jeżdżą :-)

Image

Wtedy miałem wrażenie, że w całej Australi jestem tylko ja i Uluru… Taki mój mały duży świat. Relaks dla ducha. Tak sobie leżałem na klapie bagażnika dzisiejszego poranka i rozmyślałem… w zasadzie to o wszystkim i o niczym. Było mi po prostu dobrze :-)
Uwaga techniczna: na wschód słońca należy się dobrze ubrać. Spodnie mogą być krótkie. W nogi nie jest zimno. Ale góra musi być porządna! Bluza, kurtka, czapka. Jakbyście jechali późną jesienią na Kasprowy. Nie wiem ile turystów po tym poranku leży teraz chorych. Ale co drugi trząsł się z zimna w samej koszulce będąc. Wszyscy było tylko uzbrojeni w aparaty. Od razu po kilka. Pewnie na wypadek jakby się szybko klisza skończyła w tym pierwszym ;-)

Po wschodzie odwiedziłem ośrodek kultury. Tam się dowiedziałem co nieco o górze o plemieniu Aborygenów.
I postanowiłem, że wybiorę się na szlak pieszy dookoła góry. Wszystko dobrze ale w pośpiechu zapomniałem zabrać z pokoju krem do opalania. No i nie miałem wyboru. Musiałem wrócić po krem. Gdybym tego nie zrobił teraz pisałbym ze straży pożarnej obłożony pianką przeciwpożarową. Bo w szpitalu pewnie by nawet nie pomogli.

Długość szlaku to prawie 11km. Szacowany czas 3.5 godziny. Ja go zaczynałem o 10:30. Czyli tuż przed południem. Słońce w samej górze, nie ma się gdzie schować, po prostu pali… ale widoki. Widoki i ścieżka taka, że choćbym miał później spędzić czas w tej remizie strażackiej to i tak chyba warto ;-) W każdym bądź razie żyję i mam się dobrze. Droga zajęła mi 2 godziny dość szybkim tempem. Tyle, że do takiej drogi trzeba się wcześniej przygotować. I mój instynkt samozachowawczy chyba mi w tym pomógł. Rzeczy absolutnie krytyczne na ten szlak: dobre, rozchodzenie buty, okrycie głowy, krem do opalania przed i w trakcie drogi, woda + elektrolity.
Rzeczy ważne ale bez nich można przeżyć to dodatkowo siatka na głowę przeciw owadom i…. i tyle :)
Cała reszta wg uznania :-)

Image

Image

Image

Image

Image

Image

Image

Image

Image

Image

Image

Image

Image

Image

Image

Góra zrobiła na mnie przeogromne wrażenie! Cieszę się, że jeszcze dzisiaj nie muszę wracać :-) Mam tutaj jeszcze jedną noc w tym samym hostelu. Więc plan mam taki, że jeszcze dzisiaj pojadę pod troszkę mniejszą górę Kata Tjuta oddaloną 50km od Uluru. A jutro wybiorę się ponownie na wschód słońca ale tym razem przyczaję się z aparatem od punktu z którego obserwuje się zachody :-)

Taka mi jeszcze w między czasie przyszła myśl do głowy. Tutaj albo masz samochód albo korzystasz z wycieczek. A to na wschód słońca, a to na zachód. A to tu, a to tam. Taka wycieczka na tak jeden zachód lub wschód słońca z biurem kosztuje - uwaga - 50 AUS od osoby! Ja dałem za traktor 80 Euro! Gdzie tu sens, gdzie logika? :-) Podróżując samochodem jestem też trochę kotem, mam własne ścieżki. Nie muszę się z nikim umawiać na żadną godzinę. Jak mam ochotę to jadę. A jak mam ochotę pojechać w lewo to jadę w lewo. Dla tych co się może troszkę boją (miałem takie pytania). W Australi jeździ się jak w UK po lewej stronie. Na początku może to i jest przez chwilę dziwne. Ale ta dziwność mija z każdą przejechaną minutą :-)

Image

Na koniec już tylko powiem szybko, że udało mi się dzisiaj spotkać z kangurem. Może w troszkę inny sposób niż bym sobie tego życzył. Ale lepsze to niż być w Australii i nie widzieć kangura ;-) Jak mówi pradawne polskie przysłowie „przez żołądek do serca” :-) A ja lubię kangury ;-)

Image

Image
Góra
 Profil Relacje PM off
23 ludzi lubi ten post.
 
      
 Temat postu: Re: Do serca Australii
#43 PostWysłany: 27 Lis 2018 09:58 
Awatar użytkownika

Rejestracja: 26 Wrz 2012
Posty: 1520
Loty: 619
Kilometry: 992 187
srebrny
Ciekawa jest Twoja relacja, taka osobista, doskonale się czyta.

Pomyśl sobie, że w Uluru nie zawsze jest tak samo. Podczas mojej wizyty, na przełomie maja i kwietnia chmury co chwila zakrywały słońce i nawet popadał deszcz. Nie przypominam sobie żadnego roju much.
Tak czy siak, miejsce jest przepiękne.
Góra
 Profil Relacje PM off
adamkru uważa post za pomocny.
 
      
 Temat postu: Re: Do serca Australii
#44 PostWysłany: 28 Lis 2018 01:14 

Rejestracja: 22 Lis 2018
Posty: 2
Kiedy będzie nowa relacja? Czekam z niecierpliwością :)
Góra
 Profil Relacje PM off
adamkru uważa post za pomocny.
 
      
 Temat postu: Re: Do serca Australii
#45 PostWysłany: 28 Lis 2018 05:28 
Awatar użytkownika

Rejestracja: 18 Mar 2014
Posty: 111
Loty: 199
Kilometry: 415 361
Pojedynek (nie)nażarty - nie próbujcie tego w domu

Wygląda na to, że nie tylko ja polubiłem Uluru. Ono też nie chce mnie wypuścić ;-) Właśnie się dowiedziałem, że mój lot do Sydney zaplanowany na 12:30 jest opóźniony o prawie 1.5h.

No to mam przynajmniej chwilę czasu, którą mogę poświęcić na część dalszą mojej przygody.

Zacznijmy jednak od tego co wydarzyło się wczoraj. Jak sobie wczoraj postanowiłem wsiadłem do traktora i pojechałem do bliźniaczej dla Uluru góry, a może raczej nieokiełznanej formy skalnej. O ile Uluru jest dość powiedzmy „płaskie” to Kata Tjuta zupełnie „postrzelone”. Jeśli powiemy, że Uluru jest królem. To Kata Tjuta jest królową. Co zresztą można dostrzec na zdjęciach;-)

Image

Image

Kiedy tam dojechałem słońce było już bardzo nisko. Na tyle nisko, że wystraszeni turyści umknęli zostawiając mi pod opiekę całą królową. Zostawiłem samochód na pustym parkingu i udałem się do wnętrza. Jakkolwiek to teraz zabrzmi ale było fantastycznie ;-) Droga w jedną stronę zajęła mi ok 30 minut idzie się raczej wyznaczoną ścieżką, raczej bo czasami tej ścieżki nie ma i wtedy idzie się na czuja. Kiedy tak sobie szedłem, słońce jeszcze troszkę oświetlało mi drogę, wiatr hulał delikatnie w gór prześwicie i słychać było tylko odgłosy jakiś zwierząt. Nie wiem jakich. Może wilki, może kangury, a może jacyś ludożercy. Chudy jestem to pewnie dlatego trzymało się to towarzystwo ode mnie z daleka. Ja też żadnego obcego ciała tam nie spotkałem. Ale w drogę powrotną udałem się już dość żwawo, żeby się nie okazało, że słońce zajdzie, a ja zostanę gdzieś na tej ścieżce posługując się jedynie gwiazdozbiorem. O ile w Polsce bez problemu rozpoznam duży wóz na niebie tak tutaj dużego wozu nie ma. Nie wiem też jak wygląda gwiazda arktyczna. Zszedłem jednak w ostatniej chwili zanim zapadła noc. Samochód otwierałem jak już było ciemno. Przyjaźnie ciemno. Może to naiwne ale czułem się tak bezpiecznie spokojny :-)

Image

Image

Image

Niespokojny byłem w drodze do hostelu. Od ilości wrażeń, słonka, snu… zasypiałem za kierownicą. Czułem jakby te 50km przerodziło się nagle w 500. Nigdy jeszcze w życiu tak bardzo nie byłem zmęczony jadąc samochodem. Ratowałem się czym mogłem… wodą, świeżym powietrzem, szczypaniem, mówieniem na głos do samego siebie… na szczęście dojechałem. Resztkami sił wziąłem prysznic i zanim zasnąłem zdążyłem jeszcze poznać moich nowych współlokatorów. Para z Kanady i dziewczyna z Norwegii. I tu taka ciekawostka. Opowiadam tej parze z Kanady gdzie byłem dzisiaj, co widziałem… i chłopak pyta się mnie „...ile tych gór tutaj jest w okolicy?” Na co mu dość precyzyjnie opowiedziałem o Uluru o Kata Tjuta i z teorii znając o innych… i on pyta tak: „...która z tych gór to Uluru?” Wtedy padłem. Fizycznie i „psychicznie” i tak aż do rana sobie smacznie spałem :-)

Rano wstałem znowu o 5. I znów się udałem na wschód tego samego słońca, które już wczoraj widziałem. Ale z innej strony. Od zachodu. Czyli zupełnie po przeciwnej stronie niż wszyscy :-) Od zachodu wychodzi słonko zza góry, od wschodu (tam gdzie byłem dzień wcześniej) słonko świeci na górę. Taka w tym różnica. Między innymi dlatego 2 noce spędziłem tutaj przy Uluru. To było w planie od początku :)

Image

Image

A cóż zrobić z tak miło rozpoczętym dniem? Podjechałem pod Uluru żeby się z nią pożegnać. Przy okazji znalazłem ścieżkę w miejsce gdzie znajduje się maleńke jezioro wewnątrz góry. Nad którym rosną drzewka, na drzewach siedzą ptaki, w trawie węże, a ja na ławeczce. Podobno na tej samej ławce, w tym samym miejscu oddawał się medytacjom Dalajlama ilekroć przebywał w Australii. To chyba najlepsze też określenie uczucia jakie temu miejscu towarzyszy.

Image

Image

Image

Image

Image

Image

Image

Jako że godzina już późna czas było wracać żeby się spakować. Okrążyłem jeszcze samochodem górę dookoła w poszukiwaniu wyskakującego na drogę kangura. „Niestety” nie upolowałem żadnego.

W hostelu spakowałem się i zostały mi 2 rzeczy których nie mogłem już ze sobą wieźć dalej. To były 2 tzw „chińskie” zupki. Musiałem zjeść obie. Sprawdzić która będzie lepsza.

Urządziłem więc pojedynek! Tajlandia - Korea. Do wygrania tani bilet do kraju zwycięzcy.

Zupa numer 1 wyprodukowana w Korei. Napis po koreańsku na opakowaniu mówił, że będzie wspaniale smakowała i że w życiu nigdy lepszej nie jadłem.

Image

Zupa numer 2 wyprodukowana na Tajlandii. Napis w języku tajskim mówił, że to prawdziwa tajska zupa. Dokładnie taka jaką można zjeść prosto z ulicznego garnka Bangkoku.

Image

Wszedłem do kuchni, zagotowałam w garnku wodę. Otworzyłem wieczka. Zupa koreańska zawierała w środku jedną saszetkę ze świeżymi, prosto z koreańsiego pola warzywami.

Za to zupa numer 2 miała tych saszetek kilka. W jednej świeże warzywa, w drugiej owoce, w trzeciej świeże mięso.

Image

Zalałem obie, odczekałem, wymieszałam…
I w ten sposób powstało moje śniadanie. Walka pomiędzy dwoma przyzwoitymi krajami.

Image

Niestety. Moje śniadanie okazało się nieprzyzwoite. Nie dałem mu rady w całości. Breja została.

Image

Trudno było mi się zdecydować, które danie było lepsze. Dlatego oba zajmują ostatnie, gdzieś w okolicach nieskończoności miejsce ;-)
Przynajmniej stolik na którym jadłem nie był czysty. W zasadzie mogę śmiało przyznać, że był brudny bardzo. Obie zupy pasowały więc do niego jak trzeba.

Na koniec powiem jeszcze, że poznałem dzisiaj parę Polaków z Polski ale mieszkających od kilku miesięcy w Melbourne. Jak się okazało nawet przylecieliśmy tutaj tym samym samolotem z Sydney. Przesympatyczna para! Jako, że mój samolot jest opóźniony spędziliśmy super miło i przyjemnie czas wypełniając go pogaduchami :-)

Czekam już sobie na samolot. Tym razem Virgin Australia. Jestem spełniony pobytem w tym miejscu. Lecę do Sydney zrelaksowany i z bananem na buzi :-)
Góra
 Profil Relacje PM off
14 ludzi lubi ten post.
 
      
 Temat postu: Re: Do serca Australii
#46 PostWysłany: 28 Lis 2018 10:04 
Awatar użytkownika

Rejestracja: 18 Mar 2014
Posty: 111
Loty: 199
Kilometry: 415 361
Z lotu ptaka

Pilot powiedział, ze mamy opoznienie z powodu bardzo złej pogody w Sydney. Zimno i pada.
A tu tak przepięknie. Zmęczenie daje mi o sobie znać. Ale to z powodu braku wystarczającej ilości snu i jedzenia. Na jedno i drugie nie mam czasu :-)

Samolot Virgin Australia, ledwie 3 letni jeszcze pachnie nowością. W środku ładny i kolorowy.

Image

Image

Image

A największą niespodzianką jest poczęstunek w cenie biletu. Wszystko było tak pyszne… wszamałem co dali, zebrałem okruszki i wylizałem opakowania:-) W zasadzie można w nie pakować ponownie takie czyste ;-)

Image

Jedzenie na pokładzie to najlepsze co dzisiaj jadłem. Bo poza śniadaniowym pojedynkiem jadłem głównie wodę.
Na pokładzie dostałem również herbatę. Zdziwiłem tym samym panią stewardessę, że bez mleka. Niestety cytrynki nie miała ;-) Jako ciekawostka Virgin jako jedyna linia jak do tej pory, które znam nie używa plastikowych łyżeczek (ok, w niektórych są metalowe. Np SQ). Te są drewniane, ładne i wyglądają „drogo” ;-)

Image

Mam tez ze sobą 1,5l wody. Na tym lotnisku nikt się o to nie czepia. Nawet jest informacja, ze jeśli chodzi o wode to oni są „wyluzowani” :-)

I jeszcze jedna ciekawostka której w sumie sam nie do końca rozumiem. Samolot B737-800. Układ standardowy 3x3. Jest biznes klasa i siedzenia zaraz za biznesem oznaczone jako VirginX (tak samo jak awaryjne). Te siedzenia maja więcej luzu na nogi.
W biznesie lecą 2 osoby na 8 możliwych. W VirginX (łącznie z awaryjnym) siedzą również 2 osoby na 30 możliwych(takie miejsce to koszt 65AUS)
I teraz… do połowy samolotu wszyscy siedzą pojedynczo. Ja jestem jednym z nich. Mam miejsce 7F.
Od połowy do końca ludzie siedzą w większości po 3 osoby. Od połowy samolotu do końca zapełnienie w okolicach 80-90%
Co ciekawe ja z automatu tez dostałem miejsce coś w okolicach 20go któregoś. Tyle, ze nie lubię jak mi takie rzeczy automatem wpadają i zmieniłem na stronie na 7F. Mogę się nawet położyć co właśnie kilka osob przede mną i za mną zrobiło :-)

Był jeszcze jeden powód zmiany miejsca. Sprawdziłem wcześniej kierunek startu samolotu i trzymałem kciuki żeby się wiatr tego dnia nie zerwał. Po to by z góry raz jeszcze sobie popatrzeć na piękna górę Uluru :-)

Image

Image

Image

Image

Dzisiaj nocuję już w hotelu. Pobyt mam opłacony punktami Avios z promocji 9k mil z góry za bilet Iberii.
W zasadzie to cieszę się na myśl o hotelu. Jakoś nie jestem typem i fanem hosteli. No ale czasami jak trzeba to trzeba.

Może zainteresować przyszłych oblatywaczy fakt, że samolot wyposażony jest w WiFi. Bezpłatnie dostępne na lotach krajowych. Osobiscie kilka razy próbowałem się połączyć ale o ile zapiąłem się routera to już strony www nie dało się otworzyć. Ale może ktoś będzie miał więcej szczęścia.

Image

Pozdrowienia z Sydney. Pogoda jak na zdjęciach z okna samolotu.

Image

Image
Góra
 Profil Relacje PM off
16 ludzi lubi ten post.
 
      
 Temat postu: Re: Do serca Australii
#47 PostWysłany: 29 Lis 2018 07:19 
Awatar użytkownika

Rejestracja: 18 Mar 2014
Posty: 111
Loty: 199
Kilometry: 415 361
Sydney & extraordinary storm

Jak już wiecie dotarłem wczoraj do Sydney z informacją od kapitana, że pogoda jest zła. Pilot miał rację. Była zła. Ale nie spodziewałem się, że aż tak. Wiało jak w „kieleckiem” ;) Wiało tak, że musiałem trzymać głowę żeby mi nie urwało. Oczywiście dowiedziałem się o tym dopiero jak wysiadłem w centrum z pociągu. Nie chciałem dojeżdżać pociągiem pod sam hotel bo lubię jak mnie nogi niosą. Wysiadłem więc, wyszedłem, google mówił, że w 20 minut będę w hotelu. Google nie przewidział, że 20 minut to ja będę stał pod witryną sklepową wpatrując się w jakieś rzeczy, którymi normalnie w życiu bym się nie zainteresował. Ale poza witryną nie było dobrze. Pod zresztą też nie bardzo. Wpadłem do hotelu, mokry jakbym przed chwilą wpadł do fontanny. Na szczęście nic mi nie urwało po drodze;-)

Image

I wtedy spadł na mnie grad dobrych wiadomości.

Ale po kolei. Pod samym hotelem już będąc sprawdziłem maile. Patrzę a tam informacja ze Scoot Airlines dotycząca mojego lotu do Singapuru. Moja oferta na aukcji ScootBiz Upgrade została zaakceptowana. Lecę biznesem z Sydney! Juuuuhu! :-)
Buzia zadowolona, choć mokra.

Wszedłem do hotelu Larmont Sydney by Lancemore w którym miałem opłacony punktami Avios pobyt na jedną noc. Wyglądałem tak sobie, delikatnie mówiąc „nieświeżo”. Zostałem jednak przywitany jakbym był w tym hotelu stałym gościem albo najlepszym znajomym obsługi. Otrzymałem (nawet o to nie prosząc) upgrade do pokoju Harbour View z widokiem i balkonem (standardowa cena takiego pokoju to ok 1500PLN). Na ostatnim, najwyższym piętrze hotelu. Z dedykowaną windą dla gości tego piętra! Dodatkowo 2 snacki z mini baru, WiFi, możliwość korzystania z siłowni, jogi 24h i nie wiem co tam jeszcze… dostałem też tak dużo uśmiechów i miłych słów, że ledwo mi się do plecaka mieściły :-)

Pokój był cudowny! Wyposażony perfekcyjnie w najlepszy sprzęt audio (Bose), TV oraz iPad. Kremiki, szamponiki, kapcie… no wszystko co tylko potrzebne.
I balkon. Duży balkon. Zdjęcia tego nie oddadzą więc może powiem tak, że był to jeden z najlepiej wyposażonych i przyjaznych hoteli i pokoi w jakich do tej pory spałem. A łóżko… łóżko było fantastyczne. Było tak wygodne, że spałem jak dziecko, a ran wcale mi się nie chciało wstawać...pościel bialutka i aksamitna… rewelacja!!!

Image

Image

Image

Image

Image

Tyle, że przecież byłem mega głodny. Nie będę tak siedział w hotelu mimo, że za oknem świat się kończy. Nałożyłem bieliznę termoaktywną, bluzę (mokrą ale jedyną), bezrękawnik, czapkę i wyszedłem za burtę.
Wiatr wiał w twarz, woda wlewała się do butów, znowu trzymałem głowę obiema rękami żeby mi jej nie zerwało. Nie wiem czy bez głowy pozwoliliby mi lecieć samolotem;-)
W tych oto okolicznościach trafiłem do włoskiej (wiem, że dziwacznie to brzmi) ale dobrze ocenianej restauracji. Kupiłem sobie kolację, wszamałem jak małpa kit i wróciłem do hotelu. No oczywiscie zahaczyłem jeszcze o supermarket i kilka ulic w celu rozpoznania terenu ;-)

Image

Image

Wiecie co jest cudowne o tej porze roku w Sydney? Jakaranda. To są niebieskie kwiaty, kwitnące na drzewach. Taki odpowiednik naszego polskiego bzu. Przepięknie wyglądają ulice w słońcu i tych właśnie niebieskich (a może fioletowych kwiatach). A jak one pachną… lubię się zatrzymać przy takim drzewku i po prostu zaciągnąć nosem. Głęboko w płuca :-)

Image

A wiecie czym się różni Sydney od Londynu? Ja uważam, że oba miasta są na pewno bardzo bliskimi kuzynami, a może nawet bliźniakami. Tylko o ile w Londynie przechodzenie na czerwonym świetle to oczywista oczywistość to już w Sydney to prawie przestępstwo. Do tego stopnia, że widziałem jak policjant stał na pasach, na środku drogi ale światło świeciło się czerwone. I mówi ten policjant do kobiety, że może iść. A ona mu na to „...ja wejdę na ulicę, a Ty mi mandat wystawisz. Nic z tego” :-)

Nie mniej jednak duch miasta jest niesamowity. Uwielbiam Sydney. Wspaniałe się tutaj czuję. Nawet jak wieje i pada. Tym bardziej, że to już historia :)
Ludzie są przesympatyczni. Czy to w hotelu, czy sklepie, czy na ulicy. Tacy otwarci i wyluzowani.

Image

Image

Image

Jest czwartek, godzina 16.00. Za 3h mam lot do Singapuru samolotem Scoot Airlines 787-9 Dreamliner. W klasie biznes. Siedzę sobie teraz na trawie, 100 metrów od Opery. Słonko świeci, wiatr ustał. Gdzieś w oddali na statku trwa niezła impreza.

Dzisiaj rano zdążyłem już odwiedzić centrum handlowe i pozwiedzać. Kupiłem parę drobiazgów do domu, a nawet torbę podróżną u chińczyka bo do podręcznego już się nie zmieszczę. A skoro lecę biznesem to mogę nadać choćby małego kangura do luku.

Image

Na śniadanie zjadłem dzisiaj prawdziwy australijski Beef Pie na balkonie mojego pokoju. Z widokiem na Harbour Bridge.

Image

Image

Czas zbierać się na lotnisko.
Bye bye Sydney. Będę tęsknił...
Góra
 Profil Relacje PM off
14 ludzi lubi ten post.
 
      
 Temat postu: Re: Do serca Australii
#48 PostWysłany: 29 Lis 2018 21:22 
Awatar użytkownika

Rejestracja: 18 Mar 2014
Posty: 111
Loty: 199
Kilometry: 415 361
ScootBiz dreamliner

Dotarłem do Singapuru. Już tylko dwa loty zostały przede mną do zakończenia tej przygody. Oba w biznesie. Jeden SQ na A380. Drugi LOTem.
A dzisiaj zaliczyłem ScootBiz dreamlinerem.

Zacznijmy więc od tego jak się kupuje taki lot? Po pierwsze należy kupić bilet w klasie ekonomicznej, w promocji. Jak najtaniej się da. Mój był stosunkowo tani bo kupiony prawie rok temu. Za przelot z Sydney do Singapuru zapłaciłem ok 350 PLN. Następnie na aukcji Scoota upgrade do ScootBiz składa się ofertę. Więc obstawia się cenę minimalną (w tym przypadku również ok 350 pln) i liczy na szczęście. Moja oferta złapała się. I dobrze. Bo gdybym miał dokupić tylko bagaż wyniosłoby mnie to przynajmniej połowę tego co dałem na aukcji. Ale czy ScootBiz to taka prawdziwa klasa biznes?
Tu zdania mogą być podzielone.

Image

Image

W moim przypadku wyglądało to tak. Dojechałem na lotnisko w Sydney pociągiem z Centrum. Z karty Opal ściągnęło mi za ten przejazd ok 4 AUS. Nie mam zielonego pojęcia dlaczego tylko tyle. W ten sposób na karcie zostało mi ponad 10AUS. Z czego się oczywiście cieszę, bo to widocznie po to bym kiedyś tu jeszcze wrócił ;-)
Na lotnisku kolejkę do odprawy na Scoota do Singapuru było widać z daleka. Jak chiński mur z kosmosu. I tutaj przydała mi się na pewno flaga klasy Biz. Mogłem załatwić temat bez żadnego czekania. Od razu po boarding pass ze stempelkiem z dużą literą T (czyli priorytet;-)

Niestety lotnisko w Sydney troszkę kuleje pod kątem saloników biznesowych na DC lub PP. Co najwyżej można zamówić dania z karty w jednej z kilku restauracji. Do wykorzystania jest wtedy 36AUS. Ja nie byłem głodny, bardziej by mi się przydał ten salonik żeby posiedzieć w spokoju z dala od tłumów więc z oferty barowej tym razem nie skorzystałem.

Jako że jednak byłem niedaleko bramki gdzie miała się zacząć odprawa zaciekawiła mnie jedna rzecz. Samolot którym miałem lecieć jeszcze nie wylądował. Na tablicach ogólnych był tylko numer bramki. A na tablicach bramkowych nie było jeszcze żadnych komunikatów. A ludzie ustawili się w kolejkę. I stali. Samolot przyleciał delikatnie opóźniony, a oni stali. Samolot był czyszczony, załoga się zmieniała, a oni stali. W tej kolejce. Długiej przez pół terminala. Stali tak ponad godzinę. Oczywiście nie ma nic złego w staniu. W samolocie się wysiedzą. Ale żeby tak w kolejce do nikąd? Każdy ma przecież miejsce numerowane.

Image

ScootBiz oraz rodziny z dziećmi mogły wejść na pokład „kolejką” priorytetową. No to wszedłem.

Image

Do samolotu przez rękaw i przez drugie drzwi. To znaczy, że po wejściu po prawej stronie widać klasę ekonomiczną. Po lewej i przez nią się przechodzi jest klasa scootsilience (troszkę jest tam więcej miejsca na nogi i nie mogą tam siedzieć dzieci do lat 12). Na załączonych zdjęciach.

Image

Image

Image

Image

Następnie wchodzi się do klasy ScootBiz. W moim przypadku wypełnienie Biz było w okolicach 95%.
Układ 2x3x2. Ja siedziałem z brzegu środkowej 3-ki (tak wybrałem)

Image

Jako drink powitalny woda.

Image

Od razu też podeszła stewardessa i sprawdziła czy się oby nie pomyliłem (np celowo) i czy to na pewno moje miejsce. A skoro się wszystko zgadza to od razu spytała co będę jadł i pił. Mogłem wybrać danie i napój z karty.

Siedzenie było znacznie szersze jak w klasie ekonomicznej. Oraz co dobre stoliki chowane były w podłokietnikach. To oznacza, że jakby nawet siedział ktoś obok mnie to nie musielibyśmy walczyć na łokcie o oparcie ;-) Zagłówek był, siedzenie dość mocno się rozkładało ale nie na płasko. Był też taki fajny podnóżek.. ale nie na stopy ale na łydki. Na 8h lotu siedzenie muszę przyznać było dość wygodne.

Image

Image

Image

Image

Image

Od razu po wystartowaniu wjechało jedzenie. Wjechało to może złe określenie. Zostało podane. Indywidualnie każdemu w tej klasie. Bez wózeczka jakim się z reguły posługują stewardessy. Poza zamówieniem które złożyłem jako deser była tabliczka porządnej czekolady!
I chyba ta czekolada była najsmaczniejsza z tego wszystkiego. Jedzenie bylo tylko dlatego dobre, że gorące. I tyle dobrego mogę o nim powiedzieć.

Image

Image

W klasie ScootBiz są jeszcze 2 dodatki dla pasażerów, które są normalnie płatne: gniazdko do ładowania telefonów (w eko płatne od 5-11 SGD) oraz dostęp do TV (11 SGD czyli 30 PLN). Zauważcie na zdjęciach, że nie ma tabletów w siedzeniach. System rozrywki wygląda tak, że ściąga się aplikację Scoot na telefon albo tablet, podłącza do wifi samolotowego i można w ten sposób zamawiać jedzenie, oglądać filmy, zobaczyć ile zostało do lądowania. System nie jest może jakoś super rozwinięty ale spełnia swoje zadanie. Filmy działają bardzo płynnie. Co do ilości filmów oraz ich „świeżości” to daleko im do innych tego typu systemów pokładowych. Można sobie przypomnieć jakiś film sprzed lat jak się akurat trafi ;-)

Image

Image

Lot mnie nie zmęczył. W zasadzie leciało mi się bardzo wygodnie ze względu na siedzenie. Jedzenie, rozrywka nie najwyższych lotów. Czy to zatem prawdziwa klasa biznes? Będę wiedział po kolejnym locie. Teraz nie mam jeszcze porównania ;-)

Jestem już w hotelu Grand Mercure Roxy. Nocuję wykorzystując punkty AccorHotels. A dodatkowo wpadnie mi dość sporo punktów za ten pobyt za zdobyte odznaki w Accor Places. Dostałem też voucher na drinka powitalnego, owoce w pokoju oraz upgrade do pokoju Ocean View na 13p.
I od razu późne wymeldowanie do godz 15.

Image

Image

Image

Już jest tutaj 3 rano. Śniadania nie mam to chociaż może pośpię na to konto :-)
Góra
 Profil Relacje PM off
13 ludzi lubi ten post.
 
      
 Temat postu: Re: Do serca Australii
#49 PostWysłany: 29 Lis 2018 22:10 
Awatar użytkownika

Rejestracja: 18 Sie 2011
Posty: 7369
HON fly4free
Dopiero teraz zacząłem czytać tą fajną relację, bo mnie ten biznes w Scoot zaintrygował. Tak na gorąco, po odcinkach o Sydney i Scoot, gratuluję fajnej wyprawy i lekkiego pióra :) Muszę przeczytać też wcześniejsze wpisy...
Listopadowe Sydney ozdobione chabrowymi płatkami kwiatów jest rzeczywiście urokliwe. Byłem z grubsza w podobnym czasie.
Ciekawe, czy z Mercure w Singapurze będziesz uderzał na miasto, czy tylko nocujesz? Będę chciał skorzystać z tego hotelu w czasie RTW. Przylecę do Singapuru ok. 16:00, a wylot będzie następnego dnia ok. 8:00. Jak oceniasz ten hotel na to, żeby wieczorem, już po zameldowaniu wyskoczyć z niego do centrum i wrócić na spanie? Punktami płaciłeś za całość, czy część?
Góra
 Profil Relacje PM off
adamkru uważa post za pomocny.
 
      
 Temat postu: Re: Do serca Australii
#50 PostWysłany: 30 Lis 2018 05:36 
Awatar użytkownika

Rejestracja: 18 Mar 2014
Posty: 111
Loty: 199
Kilometry: 415 361
@tropikey, dzięki za miłe słowa :-)

Jeśli chodzi o hotel to znajduje się on mniej więcej w połowie drogi pomiędzy lotniskiem, a miastem. Jest kilka opcji dotarcia do hostelu:
1. Lotniskowy shuttle bus (gratis). Odjeżdża co godzinę.
2. Autobus miejski. Przystanek jest zaraz pod hotelem. Koszt 2.50 SGD. Ale tutaj pamiętaj o posiadaniu gotówki i odliczonej kwoty. Więcej szczegółów we wcześniejszym odcinku mojej relacji :-)
3. Taxi. A dokładnie Grab.taxi czyli ich Uber. Ściągnij wcześniej aplikację. Jeśli będziesz miał internet to po prostu zamówisz. Jak nie będziesz miał to na lotnisku świetnie działa WiFi. Podłączysz się i zamawiasz. Koszt z lotniska pod drzwi hotelu ok 10 SGD (czyli niecałe 30PLN) I tyle samo z hotelu do centrum pod Marinę.

Ja zapłaciłem w całości punktami. Jedyne czego mi może brakuje to śniadanie. Ale o to zadbałem wyszukując w plecaku wszystko co miałem zjadliwe.

Image

Godzina 16 na przylot jest super. Spokojnie wyskakuj na miasto. O ile pamietam o 19 lub 20 zaczyna się pokaz świateł przy Marina Bay Sands (o tym tez znajdziesz w relacji :-)

Na lotnisku jest też przechowalnia bagażu jakbyś potrzebował. W odróżnieniu od innych przechowalni tutaj nie zdzierają. 8SGD za 24h.

Tak się zastanawiam dlaczego hotel był w promocji i myślę, że powodem mogą być ciężkie roboty budowlane za oknem. O ile teraz jeszcze widać troszkę ocean to za jakiś czas pewnie zostanie przysłonięty innym budynkiem. Nie jest cicho w pokoju. W nocy było. Spałem do 11 (prawie 7h) Troszkę odespałem.

Przenoszę się dzisiaj na kolejna noc do Ibis on Bencoolen. Ta sama sytuacja z opłaceniem punktami ale Ibis był pierwszy z promocją kiedy jeszcze myślałem, że jedna noc mi wystarczy ;-)

Jutro wracam do Polski. Mam lot SQ ok 9 rano. Teraz jest prawie południe wiec mam jeszcze trochę czasu na zwiedzanie :-)
Góra
 Profil Relacje PM off
5 ludzi lubi ten post.
tropikey uważa post za pomocny.
 
      
 Temat postu: Re: Do serca Australii
#51 PostWysłany: 30 Lis 2018 10:36 
Awatar użytkownika

Rejestracja: 08 Maj 2012
Posty: 1517
srebrny
Idź do pierwszego lepszego howker center na śniadanie, nie wcinaj rzeczy z kieszeni ;-) /klauzula sumienia kazała mi napisać ten post/
_________________
Image
Góra
 Profil Relacje PM off
Kasica88 lubi ten post.
adamkru uważa post za pomocny.
 
      
 Temat postu: Re: Do serca Australii
#52 PostWysłany: 01 Gru 2018 02:49 
Awatar użytkownika

Rejestracja: 18 Mar 2014
Posty: 111
Loty: 199
Kilometry: 415 361
@Akna :-) Dzięki ;-)
Góra
 Profil Relacje PM off  
      
 Temat postu: Re: Do serca Australii
#53 PostWysłany: 01 Gru 2018 03:08 
Awatar użytkownika

Rejestracja: 18 Mar 2014
Posty: 111
Loty: 199
Kilometry: 415 361
Singapur od zaplecza

Już chciałem wyjść z pokoju (jeszcze Mercurego), otwieram drzwi a tam…. na klamce wisi torba. Pomyślałem, że skoro taki byłem grzeczny to musi być od św Mikołaja. Zdjąłem, zaglądam.. w tym roku Mikołaj przyniósł mi Singapurską (ale po angielsku) prasę :-) Dobre i to. Lepsze niż rózga ;-)

Image

Image

Popijając welcome drinka na 4p, przy basenie sprawdziłem co słychać, po ile mają tu używane samochody i czy jest praca ;-) Po czym wyszedłem…

Złapałem Grab.taxi (bo tanie i żeby czasu nie marnować) i wskazałem kierunek do Ibisa. Muszę o tym wspomnieć bo tacy taksówkarze nie zdarzają się często. Pan był super wesoły, opowiedział mi o życiu, zakazach, podatkach w Singapurze. Wszystko co chciałem też wiedzieć. Wyśmiałem się po drodze jakbym z najlepszym kumplem jechał :)
Wiedzieliście o tym, że tu jest nakaz spuszczania po sobie wody w łazience? I ze po zrobieniu 2ki policja może wejść i sprawdzić, że zostawiliście po sobie czysty sedes? Jak brudy to kara. Np chłosty :-) To powinno również działać w Polsce. Jestem za! :-)
Takie pamięta zdanie pana taksówkarz i tutejszy dowcip zarazem. Pyta się mnie „czy uważam, że Singapur jest bogaty i czy jest dobrym miejscem do życia, czy ludziom żyje się dobrze?” Odpowiedziałem, że tak. Myślę, że właśnie tak jest. Na co on „To znaczy, że nie jesteś stąd” ;-)
Ja wiem, że kierowcy mają tą tendencję do narzekania. Ten był jednak dość przekonujący ale i to co mówił, wyglądało na szczere i co najważniejsze robił to z uśmiechem :)

Ibis jak to Ibis. Nie powala ale jest tani ;)

Image

Zostawiłem wiec szybko rzeczy. Zszedłem na welcome kawę i sio na miasto.
Jak wiecie lubię jak mnie nogi noszą w nowym miejscu. Ustawiłem azymut na chińską dzielnicę i wyszedłem z bunkra. Na dworze było pochmurno, słońca nie widziałem...ale było też tak duszno, że po dosłownie 5 minutach wyglądałem jak maratończyk na mecie. Szok.

Do chińskiej dzielnicy miałem ok 30 minut wg google. Spokojnie sobie szedłem, pot ze mnie lał się (nie mylić z kapał), troszkę przy okazji zmoczył mnie również deszcz. Ale i tak było przyjemnie. Od czasu do czasu wchodziłem do lodówki (czyli sklepów z klimatyzacją z dowolnym asortymentem) żeby dać się schłodzić.
To co na mnie zrobiło największe wrażenie na mojej trasie to zieleń, singapurska zieleń… miasto jest cudownie zielone. Zieleń to nie tylko trawniki, palmy i drzewa. Zieleń tutaj co całe budynki z zielonymi balkonami, tarasami, dachami… przejścia nad ulicą pięknie ozdobione kwiatami. Cudownie!

Image

Image

Image

Aż poczułem duriana. I inne różne zapachy, przeróżne, mieszankę wszystkiego. To znak, że doszedłem do granicy. Przechodząc przez ulicę właśnie wszedłem do Chin. No i się zaczęło… bary, pierdułki, bary, pierdułki, street food, ali express w oryginalnym wydaniu… Singapur już nie wyglądał na najczystsze miasto świata (chiciaż wciąż nie brudne). Po prostu inne. Po prostu chińskie.

Image

Image

W zasadzie to prawie od razu skierowałem swoje kroki do restauracji Hawker Chan - czyli restauracji kucharza, który na street foodzie dorobił się gwiazdki Michelin.
Za 3.50 SGD (ok 10 PLN) zamówiłem danie z gwiazdką - kurczaka z ryżem. I żeby sucho nie było świeżego kokosa :-)
Chyba nie da się zjeść tańszego dania z gwiazdką Michelin nigdzie indziej na świecie. Czy było dobre? Na pewno było niezłe. Jak nigdy nie jadam skórek z nogi kurczaka tutaj to była w zasadzie chyba najlepsza część :) Przy okazji poznałem kilka osób. Tutejszych i turystów. Naprawdę fajnie spędza się czas w tym miejscu. Wszyscy wiedzą po co tam przyszli. Wcinają, uszy się trzęsą. Widać dużo zabawy i uśmiechu :)
Przy okazji dostałem zaproszenie do L.A. Z oprowadzką do dolinie krzemowej od jednego z pracowników Facebooka :-) Kto wie, kto wie ;-)

Image

Image

Image

Image

Image

Skoro brzuch już był pełen pozostało połazić po Ali Expressie i poszukać jakiś atrakcyjnych (może nie do końca potrzebnych) rzeczy ;-)
No i pyyyyszne lody jadłem. Niepozorne, małe ale pyszne. Za 1 SGD :-)

Image

Image

Image

Image

Na koniec raz jeszcze zawitałem do gwiazdora Michelin, tym razem na kawałek świnki. Która moim zdaniem była jeszcze lepsza jak kurczak. A skóra to jakieś mistrzostwo świata było :)

Image

O godzinie 19 spotkałem przyjaciela brata mojego, który od lat ilu mieszka w Singapurze. Kiedy spytał czy chciałbym troszkę raz jeszcze dzisiaj zmienić klimat z dzielnicy luksusowej, biznesowej i zobaczyć troszkę jeszcze innego Singapuru od razu się zgodziłem :) Całe szczęście, że on też lubi chodzić.. zrobiliśmy kilka kółek aż w końcu dotarliśmy do dzielnicy Little India. Czyli Kolejny kraj w tym małym kraju. Spędziliśmy tam kilka godzin na łażeniu, jedzeniu i piwku :)

Image

Image

Image

Image

Image

Image

Image

Wróciłem do hotelu o 23. Myślałem, że zostawię rzeczy (torbę z suvenirami) i pójdę dalej w miasto. Jak się jednak okazało, po wypiciu jeszcze jednego welcome drinka po prostu wszedłem do pokoju i padłem. Cud że zdążyłem się rozebrać. Nie byłem pijany. Padłem ze zmęczenia po całym dniu a piwo tylko mi jeszcze w tym pomogło :)

Teraz jestem już ponownie na lotnisku. Aż ciężko mi uwierzyć, że to już ostatni dzień mojej podróży. Fantastycznej podróży. Siedzę właśnie w saloniku, a w zasadzie ogromnym salonie Singapore Airlines dla pasażerów Biznes Klasy :-)

Image

Bo jak już wiecie lecę dzisiaj prawdziwą biznes klasą. SQ do Londynu. Samolotem A380-800. Lot prawie 14h. I to będzie mój pierwszy raz :-)
Wspomnę jeszcze tylko ile kosztuje taka przyjemność. Bilet w jedną stronę z Singapuru do Warszawy przez Londyn to koszt bagatela 19k PLN! Ja za bilet zapłaciłem 67 MIL M&M + 207 PLN dopłaty :-) Taaa daaa :-)

Image

Śmigam pod bramkę. Żeby mi nie uciekł ;-)

Image
Góra
 Profil Relacje PM off
14 ludzi lubi ten post.
2 ludzi uważa post za pomocny.
 
      
 Temat postu: Re: Do serca Australii
#54 PostWysłany: 01 Gru 2018 09:17 
Awatar użytkownika

Rejestracja: 18 Sie 2011
Posty: 7369
HON fly4free
To która "mała" przypadła Ci bardziej do gustu - China, czy India? Jedyny raz, gdy byłem w Singapurze, poza lotniskiem (z 8 - 10 lat temu), nie dotarłem ani tu, ani tu. Tym razem czasu wystarczy pewnie tylko na jeden z tych rejonów, więc może pomożesz w wyborze :)
A biznes w SQ to miodzio. Będzie Pan zadowolony...

Wysłane z mojego P9 przy użyciu Tapatalka
Góra
 Profil Relacje PM off  
      
 Temat postu: Re: Do serca Australii
#55 PostWysłany: 01 Gru 2018 18:27 
Awatar użytkownika

Rejestracja: 18 Mar 2014
Posty: 111
Loty: 199
Kilometry: 415 361
@tropikey, to już będziesz musiał się zastanowić na co będziesz miał danego dnia ochotę. Jeśli chcesz zobaczyć Singapur jak z katalogu to Marina i dookoła hotelu w którym będziesz. Katong to podobno niezła dzielnica.
Jeśli chcesz niezłe zjeść i przy okazji np kupić ciuchy do podręcznego bo podczas RTW nie chce Ci się prać o zajrzyj do chińczyka.
Arabska + indyjska to z kolei jeszcze zupełnie inne doświadczenie.
Co komu pasuje. Pamiętaj tylko, ze po tym co zobaczysz Singapur już nigdy nie będzie taki sam ;-)
Góra
 Profil Relacje PM off
tropikey lubi ten post.
tropikey uważa post za pomocny.
 
      
 Temat postu: Re: Do serca Australii
#56 PostWysłany: 01 Gru 2018 18:38 
Awatar użytkownika

Rejestracja: 18 Mar 2014
Posty: 111
Loty: 199
Kilometry: 415 361
Singapore Airlines Business Class - latająca restauracja

Nooo…. tak to ja mogę latać. Choćby na koniec świata. Jakbym wiedział chociaż gdzie on jest. I czy w ogóle jest ;-) Kawał świata obleciałem, a końca nie widziałem. Z góry też go nie widać. Ale to tylko dobrze. Ziemia musi być okrągła bo jak inaczej byśmy robili RTW? :-) Choćby takimi samolotami jak ten :-)

Image

Aktualnie na wyświetlaczu widzę czas do lotniska LHR 1h22min. Nie wiem kiedy minęło te 12h. Szok.
Prawdą jest, że kiedy zamięszczę ten wpis to już będzie z LHR. W Londynie czekam ok 3h (o ile dobrze pamiętam) na przesiadkę na samolot LOTu do Warszawy. Wiec na pewno odwiedzę salonik Singapur Airlines.

Póki co to parę słów, wrażeń na gorąco.
Zacznijmy od tego czym lecę. Jest to samolot A380-800. Jeden z 19 we flocie SQ. Aktualnie największy pasażerski samolot na świecie. SQ jest również pierwszą linią na świecie która zaczęła latanie na tych maszynach. Wcześniej niż Emirates!
Samolot jeśli się nie mylę jest 8 letni. Do tego jest ogromny, ma 2 pokłady (coś jak pociągi piętrowe) i przeogromne 4 silniki. Robią wrażenie!
Naprawdę moim marzeniem było przelecieć się tą właśnie maszyną :-)

Image

Jak się leci… łagodnie i szybko, cicho (naprawdę cicho) i z pełnym brzuchem. Obsługa bardzo mocno dba tutaj o to by nikt głody nie siedział i na pewno nikt głodny pokładu nie opóści. Ledwo samolot wystartował zaczęło się serwowanie pierwszych dań. Wyjąłem stolik na którym zaraz pojawił się lśniąco biały obrusik. Jak u mamy na niedzielnym obiedzie. Na stoliku zastawa. Nie to że widelec i nóż. Kilka widelców, kilka noży… od którego tu teraz zacząć? ;-) I zaraz potem jedzenie.
Bardzo smaczne. Gorące, dobrze upieczone. Bez potrzeby doprawiania.
Po kilku godzinach podobna sytuacja. Tylko, wtedy już z winkiem. Do wyboru australijskie z winnicy niedaleko Adelajdy) oraz francuskie. Może dlatego, że właśnie z Australii wracam własnie to australijskie smakowało mi lepiej. Oczywiście nie po jednym łyku się o tym przekonałem ;-)
To co następnie wjechało na stół to musiało być robione przez jakiegoś Master Chefa. Szczególnie to mięsko na patyku z potrawką. Niby proste a jednak Mniam przez duże M! :-)

Image

Image

Image

Image

Image

Image

Image

Image

Image

Właśnie podeszła do mnie stewardessa z pytaniem co takiego ciekawego robię. Zaciekawił ją telefon, który leży na poduszce. To taki mój trzymak. Na stoliku klawiatura bezprzewodowa. Więc opwiedziałem jej jaki to ze mnie podróżnik, gdzie byłem i pokazałem co piszę. Poinformowałem również, że właśnie opisuję część dotyczącą tego właśnie lotu. Mogę śmiało powiedzieć, że była w szoku. Oczywiście spytała czy jestem zadowolony, a po moim potwierdzeniu poprosiła by wysłać do firmy która ją zatrudnia mój pozytywny feedback na temat tego lotu i obsługi :-) Przy okazji też od razu zaproponowała czy mi czegoś nie potrzeba. A mi własnie było potrzeba orzeszków i kawy :-) Tak o to siedzę teraz sobie z kawą i orzeszkami i pisze dalej ;-)

No to teraz troszkę technicznych elementów: na pokładzie dla pasażerów biznes klasy jest dostępne WiFi (30 MB). Bez problemu połączyłem się siecią, poinformowałem rodzinę gdzie jestem a nawet wykonałem kilka połączeń - przez messengera i przez VoWiFi :-) Oba jakościowo eleganckie.
Telefon również można podłączyć do sieci komórkowej dosdostępnej na pokładzie. Tylko za to opłatę już pobiera operator w którym mamy aktywny numer. I tylko u niego można sprawdzić opłaty.

Na pokładzie jest oczywiście system rozrywki. Działa sprawnie (obejrzałem kilka filmów) ale moim skromnym zdaniem jest już troszkę leciwy. Tutaj dodam, że niektóre samoloty SQ mają już zmienioną biznes klasę na nową. Ta którą lecę jeszcze jest w wersji pierwotnej.
A jaka jest między nimi różnica poza systemem pokładowym. No własnie siedzenia. I tutaj dochodzimy do rzeczy iście najważniejszej. W samolocie którym lecę siedzenia są bardzo wygodne. W układzie 1x2x1. Ja mam miejsce 15A przy oknie, a w zasadzie to przy 2-ch oknach :-) Siedzenie jest miękkie, szerokie, bardzo szerokie. Ma podnóżek na łydki oraz tak powiedzmy stołeczek na stopy żeby nie trzeba było ich trzymać na podłodze ale w miarę możliwości leżeć. Leżeć na płasko się niestety nie da. Chyba, że ktoś jest malutki, bardzo malutki ;-) Jednak ten podnóżek, na max rozłożone siedzenie i 2 duże, miękkie poduchy sprawiają, że można naprawdę dobrze wypocząć i się przespać :-)

Image

Image

Image

Image

Image

Z rzeczy dodatkowych każdy otrzymał zestaw kosmetyków w maleńkiej kosmetyczce, opaskę na oczy, kocyk, kapcie i skarpetki. A do oglądania filmów są duże, wygodne słuchawki Bose (lekko zmodyfikowane na potrzeby samolotowe)

Image

Image

Image

Właśnie lądujemy w Londynie. Minęło ponad 13h.
Podsumowując to czuję się trochę tak jakbym wcale nie był w samolocie ale w domu, w wygodnym fotelu, przed telewizorem, po dobrym obiedzie. To chyba najlepiej oddaje klasę klasy biznes :-)

Image

Image

Jestem wypoczęty, porządnie najedzony, zrelaksowany, zadowolony. Przede mną jeszcze jeden odcinek tego biletu. Lot na trasie LHR-WAW (również biznes). Ale już teraz mogę powiedzieć, że to było zdecydowanie najlepiej wydane 207 zł na bilet w całej mojej lotniczej karierze ;-)
Góra
 Profil Relacje PM off
15 ludzi lubi ten post.
brzemia uważa post za pomocny.
 
      
 Temat postu: Re: Do serca Australii
#57 PostWysłany: 01 Gru 2018 23:19 
Awatar użytkownika

Rejestracja: 18 Sie 2011
Posty: 7369
HON fly4free
kurczę, nawet long kongi Ci podali :) Mi to się nigdy jeszcze w samolocie nie przytrafiło. Zazdroszczę, bo to jeden z moich ulubionych owoców (na wszelki wypadek dodam, że chodzi mi o te brunatne, niepozorne kulki :D )
Góra
 Profil Relacje PM off  
      
 Temat postu: Re: Do serca Australii
#58 PostWysłany: 01 Gru 2018 23:21 
Awatar użytkownika

Rejestracja: 18 Mar 2014
Posty: 111
Loty: 199
Kilometry: 415 361
Podali kilka. Ale jak zobaczyłem jakie są pyszne od razu poprosiłem o świeżą dostawę i ilość wg uznania :-)
I taki talerzyk za chwilkę wylądował na stoliku :-)
Góra
 Profil Relacje PM off  
      
 Temat postu: Re: Do serca Australii
#59 PostWysłany: 01 Gru 2018 23:23 
Awatar użytkownika

Rejestracja: 18 Sie 2011
Posty: 7369
HON fly4free
No to szkoda, że będąc w Kuala Lumpur nie kupiłeś sobie całej tej wielkiej kiści, którą widać na jednym ze zdjęć...
My obżeraliśmy się tym w Tajlandii (nie raz...).
Góra
 Profil Relacje PM off  
      
 Temat postu: Re: Do serca Australii
#60 PostWysłany: 01 Gru 2018 23:28 
Awatar użytkownika

Rejestracja: 18 Mar 2014
Posty: 111
Loty: 199
Kilometry: 415 361
Kupiłem w KL ale chyba niepotrzebnie już wyłuskane. Ze skórką smakowały mi o wiele bardziej :) A może w sumie bardziej dlatego, że tamtymi zmieniałem smak po durianie ;-)

Ale faktycznie pyszne są te owoce. Coś jak liczi. Przy dobrych wiatrach liczi można kupić nawet w biedronce za milion złotych ;)

Image
Góra
 Profil Relacje PM off
2 ludzi lubi ten post.
 
      
Wyświetl posty z poprzednich:  Sortuj według  
Napisz nowy temat Odpowiedz  [ 88 posty(ów) ]  Idź do strony Poprzednia  1, 2, 3, 4, 5  Następna

Wszystkie czasy w strefie UTC + 1 godzina (czas letni)


Kto jest na forum

Użytkownicy przeglądający to forum: Brak zarejestrowanych użytkowników oraz 1 gość


Nie możesz zakładać nowych tematów na tym forum
Nie możesz odpowiadać w tematach na tym forum
Nie możesz edytować swoich postów na tym forum
Nie możesz usuwać swoich postów na tym forum
Nie możesz dodawać załączników na tym forum

Przeszukaj temat:
  
phpBB® Forum Software © phpBB Group