| Forum strony Fly4free.pl https://www.fly4free.pl/forum/ | |
| Być jak kurczak - Tajlandia byc-jak-kurczak-tajlandia,215,58661 | Strona 5 z 8 |
| Autor: | Poochaty [ 07 Gru 2014 13:37 ] |
| Temat postu: | Re: Być jak kurczak - Tajlandia |
Małe pytanko: czy w tych mniej turystycznych rejonach, w autobusach, pociągu... spotykałaś turystów z dzieciakami? | |
| Autor: | pestycyda [ 07 Gru 2014 20:29 ] |
| Temat postu: | Re: Być jak kurczak - Tajlandia |
Poochaty napisał(a): Małe pytanko: czy w tych mniej turystycznych rejonach, w autobusach, pociągu... spotykałaś turystów z dzieciakami? Tak, dzieci w różnym wieku, czasem nawet w nosidełkach. Na wyspach wielokrotnie napotykałam taki widok - rodzina, dwa skutery, na jednym tata z dzieckiem, na drugim mama. Wydaje mi się, że nie masz się czego obawiać, ale wszystko jest kwestią indywidualną. Sam najlepiej znasz własne dziecko i wiesz, czy wytrzyma długą podróż w pociągu/autobusie. Wg mojej oceny warunki w Tajlandii sprzyjają podróżom z dziećmi. I dużo ludzi z nimi podróżuje. peterjab napisał(a): Taki pstryczek (malutki) - dlaczego piszesz dworzec pociągowy a nie kolejowy? To i tak jest duży postęp Pytusia84 napisał(a): Bardzo mi miło...Poważnie...Dziękuję i pozdrawiam:) Kolejny poranek przyniósł mi wyjątkową niespodziankę ![]() Niestety, tylko takie zdjęcie. Teraz już zawsze na pierwszego papierosa na balkonie będę wychodziła z aparatem O godzinie 9.00 byliśmy umówieni w recepcji z kierowcą z Elephants World. Zamówiliśmy dwudniowy pobyt - w cenie jest dojazd, nocleg, wszystkie posiłki. 4500 THB. Może to i dużo, ale ośrodek jest prowadzony przez organizację non-profit i wszystkie opłaty są przeznaczone na utrzymanie tego miejsca. Pobyt jednodniowy to koszt 2000 THB. W mailu poproszono nas o przywiezienie małych, zielonych bananów, w miarę możliwości. Przelecieliśmy rano całą ulicę i z ekscytacji wykupiliśmy prawie cały zapas Kierowca przyjechał trochę spóźniony (zaczęliśmy się już nawet nieco denerwować, czy aby na pewno wszystko dobrze zrozumieliśmy). Minivanem podjechaliśmy jeszcze pod dwa hotele (po rodzinę z dzieckiem - i ze znanym nam już panem od bananów ![]() ![]() Jedziemy... ![]() ..i jedziemy... ![]() a wokół takie widoki Ośrodek zajmuje olbrzymi, zróżnicowany teren. Z dwóch stron jest zamknięty naturalną granicą - rzeką Kwai. W sierpniu na terenie Elephants World mieszkało 11 słoni w różnym wieku. Dziś jest już ich 12. Samo funkcjonowanie ośrodka opiera się o dwie grupy ludzi - Tajów, którzy tam pracują (choć trudno to określać "pracą", raczej miłością, 24-godzinną służbą, stylem życia...), głównie jako mahouci oraz wolontariuszy z różnych krajów, którzy zajmują się przede wszystkim turystami - oprowadzają ich, opowiadają o ośrodku i dbają o bezpieczeństwo. Wszyscy mieszkają na terenie ośrodka - mahouci z rodzinami - i żyją, jak w wielkiej komunie. Po przyjeździe podzielono nas na mniejsze grupki (pod ośrodkiem stało już kilka innych minivanów), w zależności od języka, którym dany turysta się posługiwał. Każdej grupie przydzielono przewodnika. ![]() Sam plan zwiedzania jest bardzo mądrze przemyślany. Zaczyna się od karmienia słoni z takiego podestu. To doskonały sposób na oswojenie się i nawiązanie pierwszego kontaktu. Słonie są jednak ogromnymi zwierzętami i w pierwszym momencie można czuć się przy nich nieco, hmm...nieswojo ![]() ![]() ![]() ![]() ![]() ![]() ![]() Turyści dostają kosz z jedzeniem dla konkretnego słonia i właśnie jego karmią. Choć jest to trochę utrudnione, bo słonie podkradają sobie nawzajem smakołyki ![]() Trudno, dziś będzie sto tysięcy zdjęć, ale po prostu muszę... ![]() ![]() ![]() Po karmieniu idziemy na przechadzkę ![]() ![]() Rozstaw oczu słonia uniemożliwia mu zobaczenie człowieka, jeśli ten stanie na wprost niego. Należy więc podejść z boku i upewnić się, że nas zauważył. W innym wypadku słoń może się przestraszyć, a chyba nikt nie chciałby się znaleźć w pobliżu przestraszonego słonia Słonie mieszkające w ośrodku są w większości stare, często mocno schorowane, po latach pracy dla człowieka. Tu przeżywają zasłużoną emeryturę, zgodnie z hasłem ośrodka "Where we work for elephants, and the elephants not for us". I wiecie co? Bardzo chciałam opisać ten dzień w taki sposób, żeby każdy, kto to przeczyta, poczuł magię tego miejsca i zapragnął natychmiast tam pojechać, żeby pomóc. Żeby każdy zobaczył, jak cudowni ludzie tam pracują i jak wspaniałą pracę wykonują. I nie potrafię ![]() To jedna z niewielu na świecie kobiet mahoutów. Amerykanka, która pracowała tu kiedyś jako wolontariusz. Wróciła do swojego kraju i po jakimś czasie powróciła do Elephants World ponownie. Tym razem jako "very very long-term volunteer"...Mieszka ze swoim słoniem w chatce nad rzeką i jest po prostu szczęśliwa....Niedawno do Elephants World w taki sam sposób powrócił też pewien Brytyjczyk...To miejsce i te zwierzęta mają w sobie niesamowitą magię... ![]() To dwoje najlepszych przyjaciół ![]() A to najmłodszy mieszkaniec ośrodka - siedmioletni Johnny. Jest trochę niesfornym nastolatkiem w okresie dojrzewania i trochę się awanturuje ![]() ![]() ![]() Każda z grup turystów ma trochę inny plan zwiedzania, w niektórych miejscach grupy wymieniają się rotacyjnie, w innych - działa tylko jedna grupa. ![]() Kiedy nasza grupa rozsadzała bambusy, ![]() inna przygotowywała posiłek dla słoni. Jednym z zadań było przygotowanie tabletek dla słoni. Nie było to takie proste ![]() ![]() ![]() Podejrzliwe spojrzenie synka jednego z mahoutów ![]() Nie wszystkie arbuzy trafiły do słoni Pomimo zachowania wszelkich środków ostrożności, udało się nam dopiero za trzecim razem ![]() ![]() Dopiero oglądając to zdjęcie, uświadomiłam sobie, dlaczego Tajowie często dziwnie się nam przyglądali ![]() ![]() ![]() Dzienny pobyt w środku trwa od 10.00 do 16.00. W połowie jest przerwa na obiad. Samoobsługowy bufet, jedzenie bardzo dobre, wszystko przygotowane przez mieszkających na terenie ośrodka kucharzy. ![]() Główny budynek, centrum ośrodka. Miejsce do jedzenia, sklepik, szatnia... Po posiłku dalszy ciąg pobytu. ![]() ![]() Pracownicy ośrodka starają się, aby słonie wykonywały jak najwięcej takich aktywności, jak na wolności. Jedną z nich jest samodzielne szukanie jedzenia. Na dosyć dużym terenie ukrywają więc różnorodne owoce - nabijają je na gałęzie, chowają za drzewami... Słonie wyglądają na bardzo zadowolone, gdy coś znajdą ![]() ![]() Kolejne zadanie dla grup, to przygotowywanie kulek ryżowych dla słoni. ![]() ![]() ![]() Jedni pracują, inni drapią się po brzuchach ![]() ![]() To jeden z najsmutniejszych słoni w ośrodku ![]() Słoniowy plac zabaw. Czasem można się wepchnąć, jak jest wolny ![]() ![]() ![]() Wielka przyjaźń synka mahouta z synkiem turystów ![]() Różnice w wychowywaniu ![]() W końcu nadeszła wyczekiwana przez wszystkich chwila - kąpiel ze słoniami. Dostaliśmy wiaderka, szorstkie skórki z jakiegoś owocu i rozpoczęliśmy wielkie mycie ![]() ![]() ![]() ![]() ![]() ![]() I całe szorowanie na nic O 16.00 wszyscy turyści są odwożeni do swoich hosteli. Ośrodek opustoszał i jak do tej pory było cudownie, tak teraz zrobiło się bajecznie. Zostanie tam na noc, to jeden z naszych najlepszych pomysłów. Dopiero w takim momencie można w pełni docenić miejsce i warunki, jakie tam panują. Olbrzymie przestrzenie, spacerujące swobodnie słonie, odgłosy dżungli...Nie da się tego opisać słowami... ![]() ![]() Nasz bungalow. ![]() Widok z tarasu. ![]() Rzeka Kwai. A wieczór, no cóż, standardowo ![]() W ośrodku nie ma prądu, więc wieczorami trzeba sobie radzić tak C.d.n. Wiem, rozpędziłam się ze zdjęciami, ale strasznie zależy mi na tym, żebyście zobaczyli i może choć trochę poczuli, jak tam jest...Bo jest baśniowo... | |
| Autor: | jobi [ 07 Gru 2014 20:50 ] |
| Temat postu: | Re: Być jak kurczak - Tajlandia |
Kurczak, jesteście mega pozytywni, wspaniale chwytasz otoczenie i zbierasz gwiazdki - w jedną i w drugą stronę. Jeździj jak najwięcej i pisz. Pięknie dziękuję. | |
| Autor: | jekaterina [ 08 Gru 2014 00:27 ] |
| Temat postu: | Re: Być jak kurczak - Tajlandia |
fantastyczna relacja! pomyśleć, że do tej pory nie ciągnęło mnie do tajlandii. powinnaś dostawać od hodowców darmowe bilety za robienie dobrego pr-u;) | |
| Autor: | olir1987 [ 08 Gru 2014 09:31 ] |
| Temat postu: | Re: Być jak kurczak - Tajlandia |
tego mi brakowało takiego megaaaaa opisu elephant world. twierdzisz że nie oddasz tego słowami a właśnie to zrobiłaś!!! brawo! | |
| Autor: | popcarol [ 08 Gru 2014 09:39 ] |
| Temat postu: | Re: Być jak kurczak - Tajlandia |
Super! Byłam na nie i nie pojechalismy tam, teraz żałuję.. następnym razem na pewno nadrobimy:) pozdrawiam!!! | |
| Autor: | kspr [ 09 Gru 2014 12:07 ] |
| Temat postu: | Re: Być jak kurczak - Tajlandia |
Odnośnie wątku słoniowego, mogę również śmiało polecić Elephant Nature Park w okolicach Chiang Mai. http://www.elephantnaturepark.org/ Naszą relację z rezerwatu możecie znaleźć pod https://gdziesakasperki.wordpress.com/2014/11/24/z-wizyta-u-sloni/ . Zapraszam! | |
| Autor: | Poochaty [ 09 Gru 2014 22:28 ] |
| Temat postu: | Re: Być jak kurczak - Tajlandia |
Genialna relacja.. tylko trochę wkurza oczekiwanie na ciąg dalszy | |
| Autor: | pestycyda [ 11 Gru 2014 21:35 ] |
| Temat postu: | Re: Być jak kurczak - Tajlandia |
jekaterina napisał(a): powinnaś dostawać od hodowców darmowe bilety Bardzo mi się ten pomysł podoba Przepraszam, że to tyle trwa i dziękuję za wszystkie miłe słowa Podczas wieczornej imprezy umówiliśmy się (nieopatrznie ![]() Najpierw trzeba było podjechać kawałek na skuterach (podwozili nas mahout i jeden z kucharzy). To już była wyższa szkoła jazdy Na terenie Elephants World żyje dosyć dużo psów (chyba z kilkanaście). I większa część z nich postanowiła nam towarzyszyć w wyprawie ![]() Kucharz wrócił do ośrodka, a my ruszyliśmy. ![]() Droga nie należała do najłatwiejszych, na co duży wpływ miał wcześniejszy wieczór ![]() ![]() ![]() ![]() ![]() Było warto. ![]() Widoki przepiękne, a i trochę wysiłku się nam przydało ![]() ![]() Według naszego przewodnika, to był "szczęśliwy dzień dla psów" ![]() Podczas wspinaczki niezbyt można było się czegoś chwycić :/ Po zejściu postanowiliśmy wrócić do ośrodka na piechotę. Mahout odjechał na skuterze, a psy zostały :/ ![]() ![]() Na szczęście psy znały drogę lepiej od nas ![]() Po szybkim śniadaniu (znów samoobsługowy bufet i znów bardzo smaczne jedzenie), zaproponowano nam kolejną atrakcję. Przed przyjazdem kolejnych turystów, słonie są wyprowadzane na coś w rodzaju pastwiska, pod samą dżunglą. Każdy mahout odbiera torbę smakołyków dla swojego słonia, którymi karmi go po drodze i nagradza. ![]() Nam się trafiła torba pełna dyń. Dla Johnny'ego ![]() ![]() ![]() ![]() ![]() ![]() Johnny jest trochę niecierpliwym słonikiem i sam się częstował podczas drogi ![]() ![]() Przepraszam, dziś też więcej zdjęć, ale to był dla mnie bardzo emocjonalny dzień. Nie wstydzę się przyznać, że gdy stałam przy pastwisku i obserwowałam słonie, to poleciała mi łza. No dobrze, parę ![]() ![]() ![]() ![]() Według mnie, wycieczka na pastwisko, to jeden (z wielu) powodów, dla których warto zostać w Elephants World na noc. Nie ma możliwości zobaczenia/przeżycia tego, jeśli przyjeżdża się tu na jednodniowy pobyt. Ponieważ zbliżała się 10.00, czas przyjazdu kolejnych turystów, poinformowano nas, że tego dnia, możemy robić, co chcemy. Albo dołączyć do którejś z oprowadzanych przez wolontariuszy grup, albo swobodnie poruszać się po ośrodku, oczywiście z zachowaniem zasad bezpieczeństwa. Wybraliśmy to drugie, znaleźliśmy sobie doskonały punkt obserwacyjny i cały dzień przyglądaliśmy się życiu ośrodka i ich mieszkańców. I tym sposobem dowiedzieliśmy się, że : 1. W czasie gdy niektóre słonie towarzyszą grupom zwiedzających, inne, razem ze swoimi mahoutami, po prostu sobie miło spędzają czas. ![]() Czasami, gdy któryś mahout zbytnio zagada się z kolegą, to bawią się w chowanego ![]() No, to może nie był najlepszy pomysł ![]() Widać dużo większe doświadczenie w zabawie 2. Podkradają liście z drzew, nie przeznaczonych dla nich. Jak opowiadali pracownicy - to dla nich istna plaga, nic nie mogą wyhodować na dłużej, bo te ....tfu, chciałam napisać "małe" ![]() 3. W ogóle generalnie kradną, ale są dosyć sprytne ![]() Za tym budynkiem znajduje się składowisko trzciny cukrowej. Trzej mahouci, stojąc ze swoimi słoniami przed budynkiem, rozmawiali o czymś wybitnie interesującym. Słonie natychmiast wykorzystały okazję 4. Uwielbiają się bawić na swoim placu zabaw. ![]() ![]() Po tej zabawie opona już nie wisiała. Leżała na ziemi - tak mocno słoń naciągnął sznurek. 5. Mahouci kochają muzykę i swoje słonie. Niesamowite jest to, że śpiewają swoim słoniom, niektórzy nawet grają im na gitarach. ![]() 6. Słonie robią sobie różne wycieczki z kumplami (tylko wtedy idą takim trochę szybszym krokiem, a za nimi najczęściej po chwili biegnie jakiś mahout. Z krzykiem ![]() 7. Oprócz tego, że mieszkają tu słonie, życie toczy się, jak w każdej innej wiosce. ![]() 8. Nie wiem, kto ma więcej zabawy, podczas kąpieli - słonie czy mahouci ![]() ![]() Ulubiona zabawa mahoutów - oblewanie wodą swoich kumpli. Z miski i znienacka ![]() ![]() ![]() ![]() ![]() Smutno i trudno było opuścić to miejsce, pełne magii, ciepła, spokoju i , ech, niech będzie, myślcie sobie, że jestem sentymentalna, ale to jest miejsce, w którym człowiek czuje się kompletny.... ![]() A to tajski chłopiec, rysujący kredkami kupionymi w Polsce przez Polaków, a wyprodukowanymi w Chinach. Życie bywa dziwne ![]() ![]() Cóż mogę dodać - ośrodek boryka się z różnymi problemami, głównie natury finansowej. Jeśli ktoś będzie w pobliżu - odwiedźcie to miejsce, Wasze pieniądze posłużą dobrej sprawie. Szczerze polecam ![]() Po 17.00 odwieziono nas nie do Kanchanaburi, tylko do jakiejś mniejszej miejscowości, skąd o wiele szybciej można było dostać się do Bangkoku. Faktycznie, po 10 minutach (i 110 THB za bilet) odjechaliśmy do Bangkoku. Bus jechał ok. 2,5 godziny. Taksówką (150 THB) podjechaliśmy do hostelu Jane (dzień wcześniej zamówiliśmy tam mailem dwie noce). W Bangkoku mieliśmy jeszcze pewne nierozwiązane sprawy i chcieliśmy to załatwić raz i na zawsze C.d.n. | |
| Autor: | olajaw [ 12 Gru 2014 14:23 ] |
| Temat postu: | Re: Być jak kurczak - Tajlandia |
Twoje relacja jest jak bardzo dobry serial - czekamy na kolejne odcinki z niecierpliwością Kiedy następny sezon? | |
| Autor: | asiasz [ 12 Gru 2014 15:15 ] |
| Temat postu: | Re: Być jak kurczak - Tajlandia |
Koleżanko Pestycydo! Lojalnie Cię uprzedzam że przez Ciebie staję sie bardziej nerwowa: ciągle wchodzę na forum i szukam, czy już jest ciąg dalszy relacji. Jak za chwilę będę musiała udac się do terapeuty z tym problemem, to Ci wyślę rachunek, bo to przez Ciebie będzie. Pisz Kobieto, bo cudnie to robisz | |
| Autor: | matmax3 [ 12 Gru 2014 15:39 ] |
| Temat postu: | Re: Być jak kurczak - Tajlandia |
Więcej!!!!:D Relacja Bomba | |
| Autor: | olir1987 [ 15 Gru 2014 09:34 ] |
| Temat postu: | Re: Być jak kurczak - Tajlandia |
a zadam pytanko, dlaczego niektóre słonie maja łańcuchy? | |
| Autor: | pestycyda [ 15 Gru 2014 10:36 ] |
| Temat postu: | Re: Być jak kurczak - Tajlandia |
Łańcuch ma Johnny, bo jest w okresie dojrzewania, czyli bardzo niespokojny i zaczepny (o czym świadczy jego trąba). Jak mówili pracownicy, słucha tylko swojego mahouta, więc gdy ten od niego odchodzi, dla bezpieczeństwa wszystkich (ludzi, innych słoni i samego siebie) jest przypinany na łańcuchu (ale dosyć długim). Tylko on nosił łańcuch, żeby szybko mahout mógł go przypiąć, gdyby wydarzyło się coś niespodziewanego. Widziałam też słonia przypiętego łańcuchem przy placu zabaw (chyba jest nawet na zdjęciu), gdy mahout musiał gdzieś iść. Niektóre słonie śpią w czymś w rodzaju stajni - myślę, że na noc też są tam przypinane. Jak podkreślali pracownicy, to jednak duże, silne i dzikie zwierzęta. Każdy z nich ma inny charakter i przeszłość, co może wpływać na ich zachowanie i stopień oswojenia. olajaw napisał(a): Ale niestety zapowiada się już finał sezonu czyli ostatni odcinek... I, jak w serialu, będą zwroty akcji | |
| Autor: | pestycyda [ 16 Gru 2014 00:58 ] |
| Temat postu: | Re: Być jak kurczak - Tajlandia |
Do powrotu do Polski zostały nam 4 noce. I wszystkie planowaliśmy spędzić w Bangkoku, u Jane, a całe trzy dni poświęcić na zwiedzanie tego wielotwarzowego miasta. Postanowiliśmy tym razem okazać się zdrowym rozsądkiem i nie oddalać zbytnio od lotniska, żeby w dzień odlotu nie zorientować się, że np. jesteśmy 200 km od Bangkoku i nie ma mowy, nie zdążymy na samolot ![]() Jakoś od samego początku, podczas powtórnego (a właściwie potrzeciego ![]() Po szybkim prysznicu poszliśmy coś zjeść. Ponieważ gotówka się nam skończyła, kolega poszedł do bankomatu, a ja zostałam nad niedojedzonym Pad Thai (90 THB) i czekałam, aż będziemy mogli zapłacić. Po dłuższym czasie kolega wrócił, lekko blady, i oznajmił, że nie może wybrać pieniędzy z bankomatu :/ Trochę to nas zbiło z tropu (no dobrze, to eufemizm ![]() Na szczęście istnieje różnica czasu pomiędzy Polską i Tajlandią. I na szczęście wynosiła ona 7 godzin, więc kiedy wykręcaliśmy numer do Polski o 21.00, to dodzwoniliśmy się do banku o 14.00 Więc nic dziwnego, że późnym wieczorem musieliśmy odreagować ten stres Kolejnego poranka myśl oplotła nas już jak winorośl ![]() Szybko wzięliśmy tuk-tuka do Świątyni Leżącego Buddhy (80 THB - widać rząd nie uznaje jej za aż taką atrakcję, żeby dopłacać ![]() Wejście do świątyni - 100 THB. W cenie jest butelka wody. ![]() Faktycznie, jest olbrzymi. I faktycznie, z powodu filarów podtrzymujących strop, nie da się zrobić zdjęcia całemu posągowi. ![]() Jest w tym posągu olbrzymia magia, którą odczuwa się pomimo olbrzymiej ilości turystów. ![]() U obsługi świątyni, za 20 THB można zakupić miseczkę pełną drobnych monet. Wzdłuż ściany ustawiona jest duża ilość miseczek, do których wrzuca się te monety - po jednej. Istnieje przesąd, który mówi, że jeśli będziesz miał taką ilość monet, że idealnie starczy ci na wrzucenie do każdej miseczki - będziesz miał szczęście. My mieliśmy za dużo (po przejściu całej ściany, sporo nam zostało), więc natychmiast stworzyliśmy nową wróżbę - zawsze będziemy mieć dużo pieniędzy ![]() Kolejny dowód na genialną logistykę - w siatce, którą pożycza się przed wejściem, mam własne buty ![]() W prawie każdym miejscu można kupić takie płatki złota, ![]() które nakleja się na wybrany posąg. Kompleks, w którym znajduje się Leżący Budda, jest olbrzymi. Na pewno nie udało się nam zwiedzić całego, choć bardzo się staraliśmy. ![]() ![]() ![]() ![]() ![]() ![]() ![]() ![]() Szkolna wycieczka. ![]() Pod kompleksem stali sprzedawcy pamiątek. Zainteresowaliśmy się malutkimi figurkami, jednak gdy pan powiedział, że kosztują 100 THB, uznaliśmy, że to za drogo. Wtedy pan z zaciekawieniem (słuchał naszej rozmowy po polsku) zapytał : "Jesteście Rosjanami, prawda?". Gdy usłyszał, że Polakami, rozpromienił się i sprostował : "Eee, to nie, to te figurki kosztują 50 THB" ![]() Po wyjściu z kompleksu, powłóczyliśmy się trochę ulicami. Liczyliśmy, że może trafimy na Flower Market na wodzie. Mieliśmy mapkę, wiedzieliśmy mniej-więcej, gdzie iść. Odbyliśmy kilka pouczających rozmów - "Tak, zaprowadzę was na przytań dla miejscowych, tam bardzo tanio, nie tak, jak dla turystów, tylko 3000 THB i będziecie mieli łódkę" ![]() Nie wiem, co to jest. Nie próbowaliśmy, choć trochę kusiło Trafiliśmy za to na prawdziwy targ dla miejscowych, gdzie wszyscy się dziwnie patrzyli, gdy usiedliśmy do posiłku. ![]() A później, jakoś tak, trafiliśmy na przystań tramwaju wodnego i, ponieważ akurat jakiś przypłynął, wsiedliśmy ![]() Bilet - 15 THB. Tu niestety znowu poczuliśmy się prawdziwymi kurczakami, bo pani kontrolerka ciągle nas przestawiała w inne miejsce - ewidentnie ustawialiśmy się źle. Za czwartym razem była już nawet trochę zirytowana naszą tępotą w dziedzinie zajmowania miejsca w tramwaju wodnym ![]() ![]() Bardzo miło się płynęło W końcu wysiedliśmy przy drugim brzegu - tym, na którym znajduje się nowoczesna dzielnica Bangkoku. ![]() Celowaliśmy w nią, ponieważ chcieliśmy wybrać się na zakupy pamiątkowo-prezentowo-ubraniowe. A ponieważ naczytałam się na forum, że najlepiej to zrobić w Siam Paragon, chcieliśmy się właśnie tam dostać. Po godzinie (i zrobionych jakichś 7 km na nogach, poboczem autostrady:/ ![]() ![]() Z przystani tuk-tuk do Siam Paragon (100 THB). Jednak na miejscu nastąpiła pewna, hm, konsternacja ![]() Nie wiem, jakoś sobie wyobrażałam, właściwie to nawet nie wiem, dlaczego, że to będzie olbrzymi targ. I w dodatku pod dachem ![]() Chyba jednak nie ma tu mojego wymarzonego olbrzymiego targu Wprawdzie zajrzeliśmy do galerii handlowych, ale szybko wyszliśmy. Nie o takie zakupy nam chodziło. Nie chcieliśmy kupować markowej elektroniki, ani ciuchów. Szczerze mówiąc, niektóre firmy ubraniowe, które miały tam swoje sklepy, znałam tylko z kolorowych magazynów. Zdecydowanie tam nie pasowaliśmy. Nie pasowały też nasze portfele. Trochę smutno mi się zrobiło, ale gdy zaczynało się ściemniać, na uliczkach wokół centrów handlowych, ustawił się targ. Wprawdzie nie taki, jak wymarzyłam, ale dobre i to ![]() Niesamowite rozwiązania logistyczne - kilka poziomów chodników. Tuk-tukiem wróciliśmy na naszą ulicę (180 THB) i od razu poczuliśmy się bardziej swojsko ![]() Siedząc przy lodówce, pełni zapału opracowywaliśmy plan na jutrzejszą wizytę u krawca. "Hm, to może, żeby zaoszczędzić, powiemy kierowcy tuk-tuka, że bardzo chcemy jechać do fashion, tylko, że kolega nam podał adres, bo był bardzo zadowolony i chcemy jechać właśnie do tego, bo chcemy tam coś kupić, a jemu się to opłaca, bo dostanie talony na benzynę i ftedy bnas zafiezie sa dwaiścia batóf....... C.d.n. | |
| Autor: | mashacra [ 16 Gru 2014 01:26 ] |
| Temat postu: | Re: Odp: Być jak kurczak - Tajlandia |
No właśnie z niepokojem patrzę na te zmiany Ja się pytam gdzie się podział starszy kurnikowy? Gdzie są karteczki?.... Podejrzewam, że to długotrwały dostęp do 7eleven tak Was zmienił Czekam, czekam, czekam.... | |
| Autor: | pestycyda [ 20 Gru 2014 22:03 ] |
| Temat postu: | Re: Być jak kurczak - Tajlandia |
mashacra napisał(a): No właśnie z niepokojem patrzę na te zmiany Nie martw się, znając nas, to nie są zmiany na zawsze Kolejnego poranka pożegnaliśmy się z Jane i rozpoczęliśmy operację pod nazwą "odbiór ekstra-świetnego-prawie firmowego garnituru" I mogę powiedzieć tylko tyle - nie znam się na tych męskich fatałaszkach, ale kolega był absolutnie zachwycony (a ze względu na zawód, naprawdę się na tym zna) (nie, nie jest krawcem Przypomnę - 7000 THB, garnitur, 2 koszule i krawat. Dodatkowo garnitur dostaliśmy zapakowany w ochronny pokrowiec. Kolejną taksówką (120 THB) podjechaliśmy pod Victory Monument, gdyż stąd odchodzą busy do Ayutthaya. Bilet - 60 THB, czas trwania podróży - ok. 2 godziny. ![]() Dzień wcześniej zarezerwowaliśmy przez booking.com dwie noce w hotelu (992 THB), więc szybko zostawiliśmy bagaże i pobiegliśmy zwiedzać miasto. Tym razem, na podstawie kolejnej podprowadzonej mapki, zorganizowaliśmy sobie pieszą wycieczkę "Największe atrakcje Ayutthaya" Czasem jednak nasze atrakcje trochę się rozmijały z uwzględnionymi na mapce ![]() ![]() Coś w rodzaju omletu zrobionego z jajecznicy (?). Bardzo smaczne - 100 THB. ![]() Wat Mahathat, zniszczona przez wojska birmańskie w XVIII w, następnie totalnie rozgrabiona przez poszukiwaczy skarbów (jak i cała Ayutthaya) w XX w. ![]() To dosyć duży kompleks, w którym wrażenie robią zwłaszcza posagi pozbawione głów. ![]() ![]() ![]() Czasem same głowy, czasem ktoś spróbował dopasować znalezione głowy do torsów. Częsty widok, to posągi, które są zupełnie niedopasowane - tors, na którym postawiona jest głowa, znacznie różniąca się wielkością. Budzi szacunek taka tajska dbałość i starania o to, żeby jak najmniej głów leżało po prostu na ziemi. ![]() A takie zwierzątka biegały po drzewach Jedno z najczęściej fotografowanych drzew, od tyłu ![]() Legenda głosi, że jest to dowód na wielkość Buddhy. Po zniszczeniu kompleksu wszystko musiało wyglądać strasznie - same ruiny, poobcinane głowy posągów, zniszczone, rozgrabione. Po jakimś czasie, razem z korzeniami drzewa, spod ziemi wyszła jedna z zaginionych głów - w odpowiedniej, pionowej pozycji. ![]() Jeśli ktoś chce się sfotografować przed drzewem, musi spełnić parę warunków - m.in. być odpowiednio ubrany i nigdy-przenigdy głowa fotografowanego nie może się znaleźć powyżej głowy Buddhy - w efekcie wszystkie zdjęcia robi się kucając. Niestety, ponieważ nasza wycieczka zaczęła się dosyć późno, w wielu miejscach zastawaliśmy zamknięte drzwi. ![]() Do niektórych kompleksów udało się nam wejść, ale trochę się pogubiliśmy z ich nazwami. ![]() ![]() ![]() Ten kompleks wywarł chyba na mnie największe wrażenie. Takie ofiarne koguty (tak przypuszczam) w różnych wielkościach, można było zakupić wszędzie wokół. ![]() ![]() ![]() ![]() Ofiarne pakiety dla mnichów. Gdy człowiek je przegląda, dociera do niego, że mnisi faktycznie nie mają nic ponad to, co zostanie im ofiarowane. Ten fakt prowokuje do zastanowienia się nad wszechobecnym konsumpcjonizmem. ![]() ![]() ![]() ![]() Dużo osób zwiedzało zabytki Ayutthayi na skuterach lub rowerach - to bardzo dobry pomysł. Wprawdzie odległości pomiędzy poszczególnymi świątyniami nie są jakieś olbrzymie, ale posiadanie środka komunikacji znacznie oszczędza czas. Niestety, ok. godz. 18.00 zaczęło padać (nasz czwarty deszcz w porze deszczowej I stało się coś bardzo dziwnego - jak do tej pory nawet nie musieliśmy pomyśleć o tuk-tuku, a już się koło nas jakiś zjawiał, tak teraz gdzieś poznikały ![]() Otóż, nie wiem, czy tak jest w całej Tajlandii, ale wiem, że to istnieje w Ayutthayi, podczas deszczu obowiązują trochę inne zasady Pogodziliśmy się w końcu z naszym przeznaczeniem i ruszyliśmy do hotelu na piechotę. Gdzieś w połowie drogi, jakiś wyjątkowo litościwy Taj się zatrzymał sam z siebie (choć kolega mówił, że mocno namawiała go jadąca z nim kobieta - podobno wskazywała nas głową i pokrzykiwała na kierowcę Jeszcze szybkie zakupy w 7-eleven (wstyd przyznać, ale dopiero tu odkryliśmy w pełni możliwości tego sklepu - 10 - 13 THB, bierzesz z półki chińską zupkę z makaronem w kubku, otwierasz, w środku składany widelczyk, zalewasz wrzątkiem ze sklepowego automatu i już pod kasą możesz jeść. W dodatku bardzo smaczna). W hotelu rozgrzewająca kąpiel i już-już mieliśmy się zabrać do naszego ulubionego sposobu spędzania wieczorów, gdy kolegę zebrało na zwierzenia. Ale takie dosyć dziwne :/ Okazało się, że od paru dni bardzo bolą go mięśnie i kości. Ponieważ jest w trochę innym rozmiarze, niż Tajowie, wiązał to z niewygodną dla niego podróżą autobusem z Krabi do Bangkoku. Ale nie sadzę, żeby ta podróż mogła spowodować dreszcze, których po chwili dostał :/ na zmianę z mocnymi potami. Zmierzył temperaturę - przez 40 minut skoczyła mu o 2 stopnie, do prawie 40 :/ Nie było się nad czym zastanawiać - najpierw jedna tabletka malarone, po zastanowieniu druga. Uprzedzając pytania - po przyjeździe zrobiliśmy sobie prywatnie testy na malarię (wynik negatywny). Natomiast wiedza i podejście lekarzy w Polsce właściwie zasługują na osobnego posta, tfu, nawet osobny temat (Jeden z wielu odbytych dialogów. Absurdalnych - Dzień dobry, mam pilne skierowanie do lekarza chorób zakaźnych. - Może się pan zarejestrować na 15 stycznia 2015 r (rozmowa odbyta w sierpniu 2014!) - Ale widzi pani, mam na skierowaniu napisane - pilne. - Ale ja panu recepty nie wypiszę! Kolega, już nieco zdenerwowany - Mam podejrzenie malarii. Każdy kolejny dzień bez leczenia, może doprowadzić do śmierci. Pani, trochę stropiona (albo to moje pobożne życzenia ![]() C.d.n. | |
| Autor: | pestycyda [ 25 Gru 2014 13:52 ] |
| Temat postu: | Re: Być jak kurczak - Tajlandia |
Kolejnemu porankowi towarzyszył lekki niepokój o zdrowie kolegi. Na szczęście okazało się, że temperatura spadła, a i samopoczucie się poprawiło. Uznaliśmy więc, że nie musimy zmieniać naszych planów i spokojnie możemy jechać do Lop Buri. Bardzo chcieliśmy zwiedzić to osławione Miasto Małp, choć właściwie nie wiedzieliśmy, czego się możemy po nim spodziewać. Szybkie śniadanie w 7-eleven (kolejny zachwyt zupkami za 10 THB i podgrzewanymi przez ekspedientki tostami - 22-37 THB) i ruszamy - bus do Lop Buri to koszt 80 THB. ![]() Zazwyczaj nasza wyobraźnia przed dojazdem na miejsce mocno pracuje, więc nic dziwnego, że ten widok nas zaskoczył. Gdzie te małpki? Miały być "wszędzie" ![]() Po długich staraniach udało się nam wypatrzeć pierwszą Potem już poszło szybko ![]() ![]() ![]() ![]() ![]() Sprzedawcy z przyświątynnych sklepików dokarmiają małpki, żeby te z kolei przywabiły turystów. Widok jest niesamowity. Małpy nie są wygłodzone, więc mogą trochę wybrzydzać. Gdy sprzedawczyni podawała im małe jogurty w plastikowych buteleczkach, jeden ze starszych samców za każdym razem bardzo dokładnie oglądał otrzymany produkt, a następnie odrzucał go ze złością Młodsze makaki jawajskie są bardzo skore do zabawy i trzeba uważać na ich figle To stanowiło jednak tylko wstęp do atrakcji, które jeszcze na nas czekały ![]() Po przeciwnej stronie torów znajduje się najbardziej znany w Lop Buri kompleks -Świątynia Małp. Już podchodząc w jej okolice, widać coraz większe grupy makaków. ![]() Na terenie kompleksu małpy są dokarmiane przez pracowników - turyści oczywiście zachwyceni Wejście do Świątyni Małp kosztuje 50 THB i jest dosyć, hmmm, spektakularne ![]() Po sprzedaniu biletu, z budki wychodzi pan, uzbrojony w wielki kij. Tym kijem wali w drzwi świątyni, starając się wypłoszyć wszystkie małpy ze środka ![]() ![]() Przy wchodzeniu czułam się jak Indiana Jones Trzeba wykorzystać odpowiedni moment i szybko wejść, pan wtedy zamyka metalową kratę (zostawiając zawiedzione makaki na zewnątrz) i można zwiedzać. ![]() W środku jest dosyć ciemno i trochę mało widać. Światło dają tylko umieszczone co jakiś czas, okratowane wykusze okienne, przez które zaciekawione małpki obserwują, co też te dziwne dwunogi robią w środku. W dodatku - w "ich" środku ![]() Zamiana miejsc - tym razem ludzie w klatce ![]() A to inni mieszkańcy świątyni. Przy wychodzeniu taka sama procedura - pan wali w drzwi, otwiera kratę, ludzie wychodzą, małpy wchodzą ![]() Na mnie chyba największe wrażenie wywarło zwiedzanie kompleksu od zewnątrz, a właściwie obserwacja zachowań makaków. I czasami, niestety ludzi :/ W sieci można znaleźć mnóstwo ostrzeżeń, że makaki są groźne, że gryzą, że niebezpieczne itp., zdjęć ugryzień i ran. Nie chcę tu uogólniać i mówię tylko o Lop Buri. Owszem, te z kompleksu pewnie mogą ugryźć człowieka, ale mam wrażenie, że turyści, którzy zachłysnęli się ogromem atrakcji, zatracają pewnego rodzaju poczucie realności i wydaje im się, że to nie żywe stworzenia, tylko pluszowe zabawki. To są żywe zwierzęta, trochę bardziej może oswojone, a raczej przyzwyczajone do obecności człowieka, ale jednak żywe, dzikie zwierzęta, którymi rządzi instynkt. I nikt nie może im tego mieć za złe. ![]() Parę obrazków - do grupki małpich matek z dziećmi podchodzi turystka w wielki kapeluszu i ciągnie jedną z małpek za ogon :/ A potem z krzykiem odskakuje, bo "małpka chciała na nią skoczyć". Szczerze mówiąc, ja bym wtedy ugryzła. ![]() Kolejny turysta, schodząc z obsadzonych przez makaki schodów, "zyga" (tak to się chyba mówi? ![]() Makaki żyją tam jak w stadzie i jak w stadzie widać hierarchię. Jeśli wszystkie małpki schodzą z drogi olbrzymiemu samcowi, to wiadomo, że z drogi muszę mu zejść i ja. Jeśli matka niesie na sobie malutkie dziecko, to do niej nie podchodzę, bo logiczne jest, że będzie go bronić. Przepraszam, może trochę mnie poniosło z przemyśleniami, ale naprawdę zasmuciło mnie zachowanie niektórych zwiedzających, zwłaszcza, że to oni pewnie będą wylewać swoje żale w sieci. ![]() ![]() ![]() Rozbroił mnie sposób matek na upilnowanie swoich trochę starszych, skorych do dalszego odchodzenia dzieci Bardzo chętne do zabawy są natomiast makakowe nastolatki ![]() Lubią mieć swoje prywatne pojazdy... ![]() ...i prywatne place zabaw ![]() Najbardziej lubię tę, która kurczowo trzyma się nogi i tę, która biegnie, żeby dołączyć do koleżanek ![]() Ufff, zdążyła ![]() ![]() Odwiedzając Świątynię Małp, trzeba pamiętać, że to jest jednak ich świątynia, a my jesteśmy tam tylko gośćmi. W samym mieście, makaki są faktycznie "wszędzie". Na ulicach, dachach, słupach... ![]() ![]() ![]() ![]() Widać, że miejscowi bardzo je szanują. Częsty widok, to podjeżdżający samochód, z którego Tajowie dokarmiają siedzące przy ulicy małpy. ![]() Ponieważ mają w tym duże doświadczenie, opracowali specjalną, bezpieczną dla siebie, a właściwie dla swoich samochodów, technikę karmienia z uchylonego okna samochodu wypada porcja jedzenia, kierowca szybko zasuwa szybę i odjeżdża dalej. Tam cała procedura od początku ![]() ![]() Miłość do ukradzionego keczupu nie trwała długo. Coś w butelce nie spasowało porywaczowi, więc odrzucił ją ze złością. Trafiła prosto w głowę kolegi Podekscytowani obserwacją makaków, w Lop Buri nie zwiedzaliśmy większej ilości miejsc. Trafiliśmy jeszcze do czegoś w rodzaju domu handlowego, tam szybki posiłek - 70 THB. ![]() Następnie deser w cukierni, gdzie, nie wiem czemu, wzbudziliśmy wielkie zainteresowanie ![]() Skorzystaliśmy z sytuacji i poprosiliśmy o zdjęcie również naszym aparatem ![]() Powrotny bus do Ayutthayi kosztował 120 THB, bo podobno był szybszy, jednak jakoś nie odczuliśmy różnicy w czasie trwania podróży ![]() Jednak faktycznie był "inny" - jechał po prostu do Bangkoku, więc wysiedliśmy nie na "naszym" przystanku w mieście, tylko przy autostradzie. Okazało się, że zaraz obok jest olbrzymi kompleks handlowy City Park. ![]() Warto było odwiedzić - ceny bardzo przyzwoite, oprócz sklepów, na środku było coś w rodzaju targu (Tak! Wreszcie targ pod dachem! Trafiliśmy też do ogromnej jadłodajni. Dobra chwila minęła, nim zorientowaliśmy się, o co chodzi. Pośrodku stała budka, w której otrzymywało się kartę elektroniczną i decydowało o tym, ile chcemy na nią wpłacić pieniędzy. Później z taką karta człowiek przechadzał się pomiędzy wielką ilością lad z różnymi kuchniami. Wybierając danie, płaciło się z karty. Po wszystkim odnosiło się kartę do budki i otrzymywało resztę. Wyszliśmy stamtąd opchani po dziurki w nosie, a wydaliśmy po 75 THB. Baaardzo polecam Spod City Park podjechaliśmy do centrum busem (20 THB). Przy czym nie był to zwykły bus Kąpiel i wycieczka na Night Market. Trochę padało, więc targ nie był tak okazały, jak pewnie zazwyczaj, ale mimo wszystko, warto było ![]() ![]() ![]() Tu wreszcie odważyliśmy się kupić osławionego duriana. Wrażenia - hmmm, no...takie....wieloznaczne ![]() ![]() C.d.n. | |
| Autor: | pestycyda [ 27 Gru 2014 18:35 ] |
| Temat postu: | Re: Być jak kurczak - Tajlandia |
Ostatni dzień w Tajlandii chcieliśmy wykorzystać na maksa Zostawiliśmy bagaże w hotelu i wyruszyliśmy na poszukiwanie miejsca, w którym mogłabym zakupić upominki, charakteryzujące się paroma cechami : miały być oryginalne, ciekawe, typowo tajskie i niedrogie (to była wyjątkowo pożądana cecha I, jakoś tak, wylądowaliśmy w miejscu, które nieszczególnie te warunki spełniało Natomiast mogę się pochwalić, że wypróbowałam nową technikę negocjacyjną Najpierw wybieramy sobie parę rzeczy i pytamy po kolei o ich ceny. Im więcej, tym lepiej. Staramy się zapamiętać ceny jednostkowe (co się oczywiście nie udaje Ja - Ile ta koszulka? Pani - 200 THB. Ja (usilnie próbując sobie przypomnieć, ile kosztował drugi, upatrzony wcześniej T-shirt) - A ile zapłacę, jak wezmę jeszcze tę? Pani (usilnie próbując sobie przypomnieć, jaką cenę podała mi wcześniej) - Hmm...350 THB? Ja (zastanawiając się, czy to się opłaca) - Aha. A jak dodam tę sukienkę? Pani (coraz bardziej skonsternowana) - Chwileczkę. (Woła na pomoc męża - ten przychodzi z kalkulatorem Ja (usilnie myśląc - czemu my nie wzięliśmy kalkulatora i : cholera, ile ta sukienka kosztowała wcześniej:/ i ile teraz będzie w takim razie kosztować :/ Itp. itd. Kolejny punkt na mojej liście zakupów, to przyprawy, więc jedziemy na targ. ![]() ![]() ![]() W Ayutthayi olbrzymi targ znajduje się obok miejsca, skąd odjeżdżają busy. Poszczególne grupy produktów sprzedawane są w różnych jego częściach. Jest więc "targ przyprawowy", "targ owocowy" itp. W którymś momencie, doszliśmy do części, która mnie pozytywnie zaskoczyła :/ ![]() Pomimo świadomości, że jesteśmy w Tajlandii, pomimo świadomości, co tutaj się jada, moją pierwszą myślą było : "O, ale fajnie, można sobie tu kupić zwierzątko domowe " :/ ![]() ![]() ![]() ![]() Dowiedzieliśmy się, że ostatni bus do Bangkoku odjeżdża o 18.30. Zostało nam więc jeszcze trochę czasu, żeby pojeździć po Ayutthayi. ![]() ![]() ![]() Niestety, po drodze, przez przypadek zobaczyliśmy coś, co nam zepsuło humor. ![]() Smutne, straszne wrażenie, zwłaszcza, jeśli cały czas ma się w głowie obraz miejsca, w którym słonie są naprawdę szczęśliwe. ![]() Oprócz cyrkowych występów słoni, można też było sobie zamówić przejażdżkę na słoniu. Po rozgrzanym asfalcie, pomiędzy samochodami, w zgiełku, hałasie i spalinach...I dużo turystów z tego korzystało.... A teraz zamknijcie oczy i powiedzcie "pływający targ". Co widzicie? Łódki na wodzie, wypełnione towarem? To zupełnie tak, jak my W końcu postanowiliśmy spróbować ostatni raz i jakoś dokładniej przyjrzeliśmy się ignorowanym wcześniej zabudowaniom, koło których wielokrotnie przejeżdżaliśmy (w końcu nie były "łódkami na wodzie", prawda? ![]() Floating Market ![]() ![]() ![]() Czasem jakaś łódka też się trafiła ![]() ![]() Ta zdecydowanie nie wygląda mi na "floating" ![]() ![]() ![]() Chyba nigdy nie widziałam naraz tylu ryb. Ponieważ czas coraz bardziej naglił, pojechaliśmy oddać skuter, zabraliśmy bagaże i podeszliśmy do miejsca odjazdu busów. I wtedy zauważyliśmy wspaniały sklepik, z szyldem - wszystko za 20 THB Ostatnim busem wyjechaliśmy z Ayutthayi (60 THB). (Zdecydowanie było to bardzo rozsądne. Wylot 2.25 z Bangkoku, a nie mieliśmy żadnego planu B ![]() Stamtąd tramwajem powietrznym na lotnisko (z jedną przesiadką. Bilety 15 i 45 THB). ![]() I tak nasza podróż dobiegła końca. Trochę (mam przynajmniej nadzieję ![]() Dziękuję wszystkim, którzy dobrnęli do końca tej przydługawej (chodzi o ilość, a także o czas trwania - to aż wstyd pisać przez prawie dwa miesiące:/ | |
| Autor: | wojtkow [ 27 Gru 2014 18:50 ] |
| Temat postu: | Re: Być jak kurczak - Tajlandia |
Żal że ta relacja już się skończyła. Mam nadzieje, że wkrótce pojedziesz gdzieś na kolejną wyprawę i znowu uraczysz nas opisami potyczek kurczaka z hodowcami | |
| Strona 5 z 8 | Wszystkie czasy w strefie UTC + 1 godzina (czas letni) |
| Powered by phpBB © 2000, 2002, 2005, 2007 phpBB Group http://www.phpbb.com/ | |