| Forum strony Fly4free.pl https://www.fly4free.pl/forum/ | |
| Być jak kurczak - Tajlandia byc-jak-kurczak-tajlandia,215,58661 | Strona 3 z 8 |
| Autor: | Fiki [ 14 Lis 2014 22:53 ] |
| Temat postu: | Re: Być jak kurczak - Tajlandia |
Ta relacja wymiata | |
| Autor: | krasnal [ 14 Lis 2014 23:31 ] |
| Temat postu: | Re: Być jak kurczak - Tajlandia |
Uwielbiam tę relację - pokazuje, że można podróżować nie oglądając każdego grosza z dwóch stron i robiąc g*oburzę z byle powodu. Cytuj: Przeżyłam chwilę grozy, bo moja się odkleiła i gdzieś upadła. Gdy zaczęłam jej szukać (z pomocą innych turystów), najpierw znaleźliśmy niebieską. I kwadratową Obudziłabyś się we własnym łóżku. Z czerwoną zostałaś w matriksie. | |
| Autor: | gosiagosia [ 14 Lis 2014 23:41 ] |
| Temat postu: | Re: Być jak kurczak - Tajlandia |
Przeglądałam posty i zobaczyłam ten. "Ale głupi tytuł" mruknęłam pod nosem. Głupio mruknęłam Celujesz w plecak | |
| Autor: | pestycyda [ 18 Lis 2014 00:08 ] |
| Temat postu: | Re: Być jak kurczak - Tajlandia |
krasnal napisał(a): Obudziłabyś się we własnym łóżku. Z czerwoną zostałaś w matriksie. W takim razie cieszę się, że zostałam przy czerwonej Bardzo Wam dziękuję za doping. Aż się zarumieniłam Ponieważ nasza wycieczka z TIT dobiegała końca kolejnego dnia (jeszcze tylko podwózka do Krabi i dalej, kurczaku, radź sobie sam ![]() ![]() W autobusie jechał z nami pasażer na gapę - ewidentnie bez naklejki, chyba, że to na skrzydłach, to bilet permanentny ![]() 12.30 to nienajgorszy czas, żeby się trochę rozejrzeć i znaleźć jakiś dojazd na Koh Lantę. Jeszcze w autobusie parokrotnie pytałam kierowców, czy jedziemy do centrum Krabi (nie wiem, jakoś sobie tak to wyobrażałam, że dojedziemy do olbrzymiego autobusowego dworca, nowoczesnego, z pięcioma informacjami turystycznymi itp ![]() Kierowcy oczywiście przytakiwali - tak, wysadzimy was w centrum ![]() Więc chyba nietrudno sobie wyobrazić, że troszkę się zdziwiłam I naprawdę nie można sądzić po pozorach - obsługa profesjonalna (jak to w Tajlandii), szybka i konkretna. Nie minęło 5 min, jak mieliśmy już bilety na prom na Koh Lantę (350 THB sztuka) (w postaci, tak, tak - naklejek ![]() Z jednym tylko mieliśmy problem - nie mogliśmy się za nic dogadać, o której pojedziemy. Na każde pytanie dotyczące tematu, padała odpowiedź : Tu. Siedzieć. Czekać (swoją droga oni naprawdę mieli to niesamowicie ogarnięte. Doskonale się orientowali, kto, z wcale nie małej grupy turystów, jedzie w jakim kierunku, gdzie siedzi, kiedy trzeba po kogo podejść i podprowadzić go do jego środku transportu). ![]() Kurczak wzorcowo oznakowany ![]() Jedziemy na przystań promową w Krabi. Na Koh Lantę można się dostać na dwa sposoby - albo drogą wodną (promem turystycznym), albo drogą lądową, gdzie trzeba dojechać do wąskiego wodnego przesmyku i tam pojazdy wjeżdżają na platformę promową. Nas podwieziono do przystani promowej i wskazano mieszczącą się po drugiej stronie agencję, gdzie mieliśmy wymienić aktualne naklejki na inne. W agencji pan zadał nam dosyć trudne pytanie - jak zamierzamy się dostać z Saladan (miasteczko na Koh Lancie, tam dopływa prom) do naszego noclegu (który znajdował się prawie po drugiej stronie wyspy). No i muszę powiedzieć, że to było pytanie z gatunku tych bardzo trudnych ![]() Pad Thai - 90 THB, shake ananasowy - 40. Na przystań wróciliśmy trochę przed czasem, żeby się przypadkiem nie spóźnić. Było cicho i spokojnie. Turystów żadnych. Pan z agencji po przeciwnej stronie ulicy machał do nas i uśmiechał się. Generalnie - wszystko pod kontrolą. ![]() Sama przystań bardzo specyficzna - parę miejsc do siedzenia, wielki telewizor, i coś, co mnie mocno zaskoczyło - na jednym z siedzeń leżał sobie po prostu pilot do telewizora. Po chwili podszedł kręcący się tam Taj, zaczął przełączać programy (już sobie wyobrażam, jak długo leżałby taki pilot np. na dworcu w Polsce). Do Taja dołączyło dwóch kolegów, pewnie też czekali na prom, tak sobie miło siedzieliśmy i czekaliśmy, oglądając tajską wersję jakiegoś talent show. ![]() Jak można tak wyglądać ? I tak sobie sennie mijał czas, aż w końcu się zorientowaliśmy, że jest 16.30 :/ Poszłam do agencji zapytać się, dlaczego promu jeszcze nie ma, ale miły pan mnie uspokoił, że akurat dzisiaj prom się spóźni. Wróciłam i ponownie wpadłam w rytm przystani - sennie, talent show, Tajowie siedzący na przeciw się uśmiechają, my się uśmiechamy, w końcu skoro oni tez czekają, to wszystko jest ok. O 17.00, zachęcona tajskimi uśmiechami, podeszłam do nich i pytam, czy nie wiedzą, kiedy będzie prom. To ich wybiło z tego sennego nastroju, skonsultowali się ze sobą, atmosfera zrobiła się trochę nerwowa i w końcu, lekko zdenerwowani, mówią : dziś promu nie będzie (!!!) Nie no, straszne kłamstwo, przecież pan z agencji mówił, że będzie. Nie, oni wiedzą na pewno, promu dziś nie będzie. Nie ma turystów, nie ma sezonu - promu nie będzie! I już! Coś tam znowu ze sobą pokonsultowali i lekko stropieni zaoferowali pomoc - mogą nas podwieźć na skuterach do platformy promowej, bo platforma będzie. Za 100 THB Po kolejnej godzinie pod agencję podjechał pół-busik, pan nas do niego zapakował i pojechaliśmy w stronę platformy promowej. Przy czym pan z agencji do końca utrzymywał, że prom dzisiaj będzie. Tylko spóźniony ![]() Objechaliśmy chyba połowę Krabi, żeby zebrać kolejnych, czekających w różnych miejscach turystów (kolejny punkt za logistykę), aż w końcu dojechaliśmy do platformy. ![]() Kolejka do platformy promowej. ![]() Tu już trochę bliżej. Z dwóch stron ustawione były stragany i straganiki, bardzo dużo przekąsek wszelkiego rodzaju. Wśród sprzedających mnóstwo dzieci. Kupiliśmy od sympatycznego chłopca kawałki mango, elegancko pokrojone i zapakowane, do pakunku dołączona była jakaś mieszanka przypraw - słodka i pikantna zarazem (20 THB). ![]() Sama kolejka szła dosyć szybko, platforma pływała w jedną stronę i zaraz wracała (z resztą, o ile się nie mylę, były dwie). ![]() A to już Koh Lanta. Zupełnie inny klimat, niż w miejscach widzianych przez nas do tej pory. Ta część Tajlandii jest znacznie bardziej muzułmańska i z pewnością dużo mniej turystyczna (przynajmniej poza sezonem). ![]() Nasz busik odwoził po kolei wszystkich turystów. Wszyscy (oprócz nas oczywiście Pan kluczył jakimiś małymi uliczkami, skręcał, wjeżdżał, wyjeżdżał i w końcu podjechaliśmy miejsce, które sprawiło, że od momentu, gdy je zobaczyłam, modliłam się w duchu : Oby to było tu, oby to było tu ![]() Widoki z usytuowanej na górce restauracji naszego ośrodka. ![]() ![]() ![]() Nasze domki. ![]() ![]() Nasz bungalow. ![]() Nasza plaża. ![]() I nasza restauracja. Pisząc "nasza", wiem co robię Po plaży biegały takie cuda : ![]() ![]() No ten w tym momencie nie biegał I dodatkowy bonus - podobno na Koh Lancie są najpiękniejsze zachody słońca. ![]() ![]() Owszem, są. Jak dla mnie - raj... C.d.n. | |
| Autor: | pestycyda [ 18 Lis 2014 22:35 ] |
| Temat postu: | Re: Być jak kurczak - Tajlandia |
Kolejnego dnia obudziliśmy się tak zachwyceni miejscem, że domówiliśmy jeszcze dwa noclegi. Nie było z tym żadnego problemu. Ośrodek był zupełnie pusty. Plan był taki - dwa dni zwiedzamy Koh Lantę. Niezbyt uśmiechał się nam nocleg na Koh Phi Phi, bo naczytaliśmy się wcześniej, że to mocno zapchana turystami wyspa. Szczerze mówiąc, w ogóle nas tam nie ciągnęło. Ale z drugiej strony - być tak blisko i nie zobaczyć Maya Beach? Łyso jakoś. Więc trzeciego dnia płyniemy na Koh Phi Phi, żeby zobaczyć Maya Bay, ale na nocleg wracamy tutaj. A potem? Potem się zobaczy Porozmawialiśmy z panem z naszego ośrodka i okazało się, że oprócz innych zalet, załatwia też bilety na prom i nawet odwozi na przystań Jako stare wygi skuterowe, już zupełnie bez żadnych oporów wypożyczyliśmy skuter (250 THB, gazolina - 80 THB), podprowadziliśmy mapkę wyspy i w drogę ![]() Rzuciliśmy monetą i wyszło nam, że najpierw pojedziemy w prawo ![]() Nie odjechaliśmy zbyt daleko od ośrodka, gdy staliśmy się świadkami wyjątkowej scenki rodzajowej. Napadu na stację benzynową. Aż żałuję, że nie włączyłam kamery ![]() Bandzior sprawdza, czy nikt ich nie śledzi. Zwinny szykuje się do skoku życia Zatrzymaliśmy się przy przydrożnym straganie. Zatrzęsienie owoców - niektóre nam znane, ale większość nie ![]() Zdecydowaliśmy się na mangostan (15 THB). Przynajmniej widziałam te owoce wcześniej, na jakichś zdjęciach w sieci Droga ciągnęła się wzdłuż wybrzeża. Ocean to pojawiał się, to znikał. Co jakiś czas przy plaży widać było ośrodki - prawie puste. Wrażenie niesamowite. Kilometry pięknych, wyglądających na dzikie, plaż. Z rzadka tylko jakiś człowiek. Przy drodze gdzieniegdzie punkty widokowe, czasem jakaś restauracja, a raczej jej szkielet, na którym powiewały spłowiałe, nieaktualne plakaty. Pozasezon, pozaczas. Wrażenie niesamowite. Myślę, że ta wyspa nie zrobiłaby na mnie tak wielkiego wrażenia, gdybyśmy odwiedzili ją w największym sezonie turystycznym. A tak - no cóż, miłość od pierwszego spojrzenia ![]() ![]() ![]() Po jakimś czasie okazało się, że droga "na prawo" robi się coraz bardziej górzysta (na szczęście doskonale opanowałam bezpieczną jazdę na skuterze - zamknięte oczy i mantra : nie ma mnie tu, nie ma mnie tu W końcu dojechaliśmy do Parku Narodowego. ![]() Tu można było zostawić skuter i, po uiszczeniu stosownej opłaty, przejść jedną z tras trekkingowych. Odłożyliśmy sobie to na później, co jednak okazało się "wiecznym nigdy" i bardzo tego żałuję. Tutaj też powoli zaczynała kończyć się droga. Podjechaliśmy jeszcze kawałek i trzeba było zawrócić. ![]() ![]() Tym razem droga "na lewo", którą chcieliśmy dojechać do Lanta Old Town. Po drodze zaliczyliśmy jeszcze mały, miejscowy targ. ![]() ![]() A ten chłopczyk, nie uwierzycie, ciągle chciał nam DAWAĆ pieniądze ![]() A to już Lanta Old Town. Małe miasteczko z lekko sennym klimatem, rodem z westernów ![]() ![]() ![]() Mnóstwo restauracji i sklepików z pamiątkami. ![]() Typowa tajska pamiątka Jeśli będziecie kiedyś w Old Town, to nie koncentrujcie się na głównych zabudowaniach. Oprócz skręcenia w lewo (na uliczkę z Dzikiego Zachodu), skręćcie też w prawo. Tam znajdziecie mnóstwo pięknych, bardziej miejscowych klimatów. ![]() ![]() ![]() ![]() Miejsce jest naprawdę urokliwe. Jedyne, co smuci, bo przypomina o tragedii, to poustawiane co pewien czas tabliczki. ![]() Restauracja w turystycznej części. ![]() A tak w środku ![]() Postanowiliśmy tu zjeść - Pad Thai 100 THB, cola 30. Z restauracji wychodziło się na taras zbudowany nad wodą. I tu była główna atrakcja miejsca ![]() Najbardziej atrakcyjny stoliczek w całej restauracji. Jedyny stojący na wysuniętym kawałku podestu. Miejsce pożądane przez każdego turystę. Miał jednak jedną, niezauważalną na pierwszy rzut oka, wadę ![]() Po jedzeniu pojechaliśmy dalej. Znowu zbliżaliśmy się do nieprzejezdnej części drogi, ale od drugiej strony. Chcieliśmy odszukać wioskę Mokenów (określanych też jako "morscy cyganie" - jest to jednak nazwa błędna). ![]() ![]() Zbieranie kauczuku. ![]() ![]() Nie bylibyśmy jednak sobą, gdybyśmy trafili tam, gdzie planujemy ![]() Dzieci miały pomazane twarze czymś takim białym. Może ktoś wie, w jakim celu? My podejrzewamy, że jako ochrona przed słońcem, jednak ponieważ trafianie nie wychodzi nam za dobrze, to kto wie... Zawróciliśmy i okazało się, że wcześniej minęliśmy muzeum kultury Mokenów. ![]() ![]() ![]() ![]() Tablica w szkole znajdującej się na terenie muzeum. ![]() Cały czas miałam jednak niedosyt. Wydawało mi się, że gdzieś kiedyś czytałam, że można zwiedzić wioskę. Mieliśmy tu problem, bo samo muzeum zbudowane było na kształt wioski i nie wiedzieliśmy, czy to przypadkiem nie jest to. W końcu się poddaliśmy i postanowiliśmy wracać. I jakoś tak skręciliśmy z głównej drogi i trafiliśmy w takie miejsce. ![]() Zostawiliśmy skuter i przeszliśmy się kawałek. Czuliśmy się jednak trochę nieswojo nie wiedząc, czy to jest ta wioska do zwiedzania, czy ona w ogóle istnieje, a jeśli tak, to czy nie trzeba tu czegoś gdzieś zapłacić (dawno nikt nas nie naciągnął, więc od razu nam samopoczucie spada ![]() ![]() ![]() ![]() ![]() W samym środku wioski I sama teraz nie wiem - byłam w tej wiosce do zwiedzania, czy nie? Wróciliśmy do naszego ośrodka i tam spotkała nas przykra niespodzianka. Pan poinformował nas, że z powodu faktu, że to nie sezon, owszem, na Koh Phi Phi popłyniemy, ale jest tylko jeden prom powrotny na Lantę. O 11.30 :/ Nie ma szans, nie wyrobimy się do tej godziny z Maya Bay Jedynym pocieszeniem było, że znaleźliśmy tańszą alternatywę dla uzyskania miłego nastroju wieczorem (tajska whisky 170 THB w 7eleven - dla porównania piwo w naszej restauracji - 100 THB C.d.n. P.S. A teraz trzymajcie kciuki. Szykuję się do opisu jednego z najbardziej emocjonalnych dla mnie dni w Tajlandii i obawiam się, czy podołam. | |
| Autor: | olir1987 [ 19 Lis 2014 21:55 ] |
| Temat postu: | Re: Być jak kurczak - Tajlandia |
fajne te kurczaki;) | |
| Autor: | pestycyda [ 20 Lis 2014 23:28 ] |
| Temat postu: | Re: Być jak kurczak - Tajlandia |
Kolejnego dnia postanowiliśmy zwiedzić inną część wyspy i poszukać lasów namorzynowych. Chcieliśmy wynająć kajak i trochę pooglądać przyrodę z bliska. Szczególnie zależało mi na spotkaniu skoczka mułowego (odkąd wiele lat temu przeczytałam jakąś dziecięcą książeczkę i zobaczyłam go na rysunku, stał się moim bohaterem ![]() ![]() Początkowo oczywiście skręciliśmy nie tam, gdzie trzeba ![]() Tym razem służyły jako klatki dla dwóch małpek, których gumowe obroże z dość długimi sznurkami przymocowane były do palików tych chatek. Siedząca na werandzie domu Tajka, gestem zachęciła nas do podejścia do mniejszej małpki - starsza podobno była agresywna. Nie mam pojęcia, dlaczego były tam przywiązane. Jako zwierzątka domowe? Raczej nie była to atrakcja dla turystów, bo dom daleko od uczęszczanego szlaku. Nie wiem. Pocieszające było to, że małpki wyglądały na dosyć zadbane, miały dużo wody i jedzenia, a obroże były luźne (choć marne to luksusy w porównaniu do wolności). ![]() Mniejsza była rozkoszna ![]() I bardzo ciekawska ![]() ![]() Spędziliśmy dosyć dużo czasu bawiąc się z nią. W końcu trzeba było pojechać dalej. Zwłaszcza, że musieliśmy się rozejrzeć za gazoliną, mieliśmy jej już dosyć mało. ![]() Mówisz - masz Im bliżej do lasów namorzynowych, tym mniej cywilizacji. Pusta droga, wokół dżungla, gdzieniegdzie małe sklepiki umieszczone na tarasach mieszkalnych domów. Przejeżdżając przez te tereny zrobiliśmy dużą przyjemność miejscowym dzieciom ![]() A to miejscowa kura - rasa : "długonoga" Jadąc do lasów namorzynowych, prawie mielibyśmy też wypadek. I to wcale nie z powodu miernych umiejętności skuterowych(przepraszam, Marcin ![]() Zaczęliśmy się zbliżać do przystani. Poznałam po wodzie, której było coraz więcej Przed przystanią stała mała budka, w której czekał na klientów bardzo miły Taj. Z dzieckiem - chłopcem na oko sześcioletnim. Zapytaliśmy o kajaki - są, można wypożyczyć, 400 THB za godzinę. Ale jakoś tak się miło rozmawiało i nim doszło do jakiejkolwiek transakcji, rozmowa zeszła na tematy prywatne. Pan zapytał, czy mamy dzieci. Po naszej przeczącej odpowiedzi, stwierdził, że nie możemy płynąć na kajaku. Bo jest duże słońce, nieprzyjemnie, a poza tym, nic nie zobaczymy. Zaproponował longtaila. Właściwie nie zaproponował, tylko oznajmił, że koniecznie musimy popłynąć longtailem (godzina - 500 THB). Akurat tego dnia chyba wstałam lewą nogą, bo koniecznie koniecznie uparłam się na kajak. Jakoś tak wkręciłam sobie, że pływać po lasach namorzynowych muszę kajakiem, i już. Pan nie odpuszczał - nie pożyczy nam kajaka. Zaczęło się robić no może nie nieprzyjemnie, bo to za duże słowo, ale, hmm...uparcie? Pan nie odpuszczał, ja nie odpuszczałam. Zaczęłam się zastanawiać, o co w tym chodzi. Może nie ma żadnego? Może są zepsute? I wtedy przyjechał jakiś Amerykanin, który też chciał pożyczyć kajak. Pożyczył go bez problemu, wprawdzie próbował trochę negocjować cenę, ale pan był nieugięty. I wtedy nastąpiło coś, co mnie mocno zdziwiło - pan podszedł do mnie i na ucho powiedział, że jak weźmiemy longtaila, to obniży nam cenę do 300 THB (za 2 osoby), tylko ciiii, żeby Amerykanin nie usłyszał ![]() Pan się ucieszył i stwierdził, że w takim razie musimy chwilę poczekać, przy czym wsiadł na skuter i odjechał ![]() Po kilkunastu minutach wrócił pan. Chłopiec z radością do niego podbiegł, wyściskali się, jakby nie widząc co najmniej od tygodni - nie parunastu minut. W dodatku wyjaśniła się tajemnica odjazdu na skuterze - tato pojechał do sklepu po chrupki dla synka. Ech, widać było mocną, dwustronną miłość. W porządku, zakupy zrobione, więc możemy ruszać do longtaila. Najpierw długi, drewniany pomost. Idziemy we czwórkę - kapitan, chłopczyk i my. ![]() Do longtaila również wsiedliśmy we czwórkę. ![]() Płyniemy. Pierwsze minuty rejsu poświęcam na wyszukiwanie skoczków mułowych (nie śmiejcie się, w książeczce z dzieciństwa nie było napisane w jakim dokładnie miejscu występują. A ich nazwa jakoś mnie nie naprowadziła ![]() ![]() ![]() Kapitan podaje nam imię chłopca (nie byłam w stanie go dobrze wymówić, a nawet zapamiętać :/ i okazuje się być naprawdę doskonałym przewodnikiem, dbającym o to, żeby klienci byli zadowoleni. Pokazuje na co ciekawsze widoki, proponuje wspólne fotografie, możemy siadać za sterem. Ze szczególną uwagą dba o to, żeby chłopczyk się do nas coraz bardziej zbliżał. Co parę minut każe mu do mnie podchodzić i się przytulać. Kolega ma robić zdjęcia. Przytulamy się na rozkaz, ja coraz bardziej sztywniejąc, wyczuwam równie sztywne ciałko dziecka. Podskórnie zaczęliśmy się domyślać, do czego to zmierza. I teraz jedna kwestia, żebyśmy się dobrze zrozumieli - w powietrzu cały czas czuło się ogromną miłość, zarówno syna do ojca, jak i odwrotnie. Chłopczyk wykonywał polecenia ojca, bo mu ufał, kochał go. Natomiast sam z siebie był po prostu trochę nieśmiały i zawstydzony. Poza tym, obydwaj byli naprawdę niesamowicie sympatyczni i ciepli. ![]() Dla nas sytuacja robiła się coraz trudniejsza emocjonalnie. Właściwie najbardziej czego chciałam, to stamtąd uciec. Wiedzieliśmy, że nie będziemy mogli zrealizować nadziei ojca i (tak, to chyba właśnie było dla mnie najgorsze - nadzieja w jego oczach) trzeba będzie się zmierzyć z jego zawodem. Chłopiec nie umiał angielskiego, więc ojciec rozmawiał z nim po tajsku. Możecie wierzyć lub nie, ale ja wiem, co czułam. Nerwy miałam tak napięte, że pomimo braku znajomości języka, jakoś docierał do mnie sens ich rozmowy. "Poczęstuj ich chipsami" - chłopczyk sztywno, nienaturalnie wkładał nam chipsy do ust. "Przytul się do niej. To jest dla ciebie dobre" - chłopiec, cały wysztywniony dociskał swoje ciałko do mojego. I wreszcie doszło do wypowiedzi, której tak bardzo się bałam (to już po angielsku) : "To jest synek dla was. Weźcie go Europy..."................................................................................................................................................................................................................ ![]() Po naszych bełkotliwych próbach odpowiedzi, coś w rodzaju : tęskniłbyś przecież za nim, on za tobą, nie żartuj tak - uśmiechnął się smutno. ![]() Wpływamy w coraz mniejsze kanały - kapitan miał rację, na kajaku nie zobaczylibyśmy nawet połowy tego, co nam pokazywał. Przede wszystkim sami nie dopłynęlibyśmy tak daleko. ![]() Ponownie wpłynęliśmy na szerokie wody i ukazał nam się taki widok. ![]() Wodny świat ![]() Pływająca ferma ryb. Cały budynek zbudowany na pływakach. Okazało się, że w planie wycieczki jest zwiedzanie fermy. Robiła naprawdę niesamowite wrażenie - kilkupiętrowa, posiadała część mieszkalną, hodowlaną, a nawet własny basen. I zjeżdżalnię do niego ![]() ![]() ![]() ![]() Spędziliśmy tam trochę czasu, kapitan poszedł do swoich kolegów, którzy fermę prowadzili, nas natomiast oprowadzał chłopiec. ![]() Przy ponownym wsiadaniu do longtaila, zawalił się daszek. Przerdzewiałe podpórki wybrały akurat ten moment, żeby do końca się rozkraczyć. Kapitan był bardzo zawstydzony i robił wszystko, żebyśmy tego nie zauważyli. Próbował je dyskretnie podwiązać jakimiś sznurkami. Widać było ubóstwo, ale zarazem duży honor i to spowodowało, że było nam jeszcze bardziej przykro. Popłynęliśmy dalej. Kapitan zatrzymał łódź przy brzegu, wyłączył silnik i wtedy wszystko zaczęło dziać się bardzo szybko ![]() Atak nastąpił tak niespodziewanie (dla nas, bo kapitan wiedział, co robi ![]() Tego najbardziej agresywnego samca kapitan przegonił moim klapkiem ![]() Małpy były dosłownie wszędzie Po pierwszym zaskoczeniu, oswoiliśmy się z nimi na tyle, że również zaczęliśmy je karmić. ![]() Strasznie łakome ![]() ![]() Okruchy na pyszczku mnie rozbrajają ![]() Pojenie same na nas wymogły Gdy chrupki się skończyły, kapitan odpalił silnik i na ten znak, wszystkie małpy momentalnie wskoczyły do wody, żeby dopłynąć do zarośli. Musiały być przyzwyczajone do takiego karmienia i sygnału. ![]() A kapitan rozbroił mnie takim lokalnym patriotyzmem. "To było chyba lepsze, niż Monkey Beach na Koh Phi Phi, prawda?" - powiedział z dumą. Popłynęliśmy dalej, teraz już rozmowy i śmiechy na pokładzie towarzyszyły nam cały czas. Nastrój skrępowania zupełnie minął. Chłopiec się zupełnie otworzył, pokazywał wszystko, co mogło nas zaciekawić, buzia mu się nie zamykała. Kapitan kazał mu odliczać deski w pokładzie, gdy doszedł do właściwej, podniósł ją i zszedł do niby-piwniczki. Wyniósł stamtąd dwie wody mineralne. Dla nas. Na szczęście przestał nas traktować jak typowych klientów, więc gdy się z nimi podzieliliśmy, to nie oponował. ![]() Niestety, wycieczka zbliżała się do końca. Gdy spojrzeliśmy na zegarek, okazało się, że nie była to godzina (jak się umawialiśmy), tylko prawie trzy. ![]() Gdy zeszliśmy na pomost jakoś nie mogliśmy się rozstać. Kapitan pokazał nam hodowlę ryb przy przystani. ![]() ![]() A ponieważ zorientował się, że szczególnie interesują nas różnego rodzaju żyjątka, pokazywał, co tylko było możliwe. ![]() Dla mnie, niestety, wycieczka nie była pełna. Pomimo rozglądania się we wszystkich możliwych miejscach ![]() Przecież nazwa "mułowy" do czegoś zobowiązuje ![]() ![]() I jeszcze takie maluchy ![]() A tak rosną namorzyny. Dzięki kapitanowi jednego posadziłam. Dzięki kapitanowi prawie miałam też synka, więc został mi już tylko dom Na pomoście nasi przewodnicy (chłopczyk się już tak rozkręcił, że pokazywał nam prawie wszystko, co się rusza ![]() Najlepszy kapitan pod słońcem, Ha Loon. Zapłaciliśmy mu 500 THB (pomimo samowynegocjowanych 300), ale naprawdę się należało. Miał rację - kajakiem nie zobaczylibyśmy prawie nic. A kapitanem jest doskonałym. Sam wychowuje trzech synów, jedyne źródło utrzymania to właśnie te wycieczki. A poza sezonem, no cóż, naprawdę jest ciężko. Gdyby ktoś był w tamtych rejonach, to szczerze polecam. W razie potrzeby - służę numerem. C.d.n. P.S. Nie wiem, czy udało mi się przedstawić klimat tych chwil. Chciałabym tylko dodać, że kapitan chciał zapewnić synowi lepsze życie. I robił to, jak potrafił. nie myślał o paszporcie, problemach z adopcją itp. Byliśmy z Europy, więc możemy wszystko. Dla mnie to była prawdziwa miłość - taka, dzięki której nawet pozwoli odejść synkowi, jeśli będzie miał przez to łatwiej/lepiej. I jeszcze w kolejnych dniach naszej podróży, wieczorami, co jakiś czas padało pytanie : Może po niego wrócimy?......... | |
| Autor: | bakerlady [ 21 Lis 2014 19:21 ] |
| Temat postu: | Re: Być jak kurczak - Tajlandia |
pisz , pisz dalej, nie moge sie doczekać czy na końcu kurczak skonczy na rożnie ! | |
| Autor: | mashacra [ 21 Lis 2014 22:55 ] |
| Temat postu: | Re: Odp: Być jak kurczak - Tajlandia |
Myślę, że spokojnie można tu umieścić namiary na "kapitana". Chyba, że chcesz specjalnie ograniczyć krąg odbiorców | |
| Autor: | pestycyda [ 22 Lis 2014 15:14 ] |
| Temat postu: | Re: Być jak kurczak - Tajlandia |
bakerlady napisał(a): nie moge sie doczekać czy na końcu kurczak skonczy na rożnie ! Tak. ![]() Dzięki przyzwoleniu moderatora, podaję numer telefonu - 085 4777 062, Koh Lanta. Jeśli z jakiegoś powodu chętny nie będzie mógł się dodzwonić, wystarczy podjechać na przystań i zapytać o kapitana Ha Loon. Z całą odpowiedzialnością za słowa polecam. Piękna wycieczka, dostajemy na niej dużo więcej niż oczekiwaliśmy. Kapitan niesamowicie ciepły i przyjacielski, wiele rzeczy bez niego jest dla zwyczajnego turysty zupełnie niedostępna. Poza tym, z ogromnym entuzjazmem (nieproporcjonalnym wręcz do otrzymanych pieniędzy) i radością oprowadza po lasach namorzynowych. Z mojej strony tylko jedna prośba - gdyby ktoś skorzystał (a mam nadzieję, że tak), poproszę o informacje, co u niego słychać. I u chłopca... | |
| Autor: | Japonka76 [ 23 Lis 2014 11:43 ] |
| Temat postu: | Re: Być jak kurczak - Tajlandia |
Kurczak, nie kurczak, ale jesteś szalona | |
| Autor: | Natalia [ 23 Lis 2014 15:21 ] |
| Temat postu: | Re: Być jak kurczak - Tajlandia |
Fantastyczna relacja!! | |
| Autor: | lukste9 [ 23 Lis 2014 19:29 ] |
| Temat postu: | Re: Być jak kurczak - Tajlandia |
Bardzo mi sie podoba twoja relacje.Chce sie wiecej:D | |
| Autor: | serror [ 23 Lis 2014 19:42 ] |
| Temat postu: | Re: Być jak kurczak - Tajlandia |
Świetna relacja, wspaniale się czyta i ogląda zdjęcia | |
| Autor: | marcino123 [ 24 Lis 2014 21:47 ] |
| Temat postu: | Re: Być jak kurczak - Tajlandia |
Nie chcę marudzić, ale...całe forum odświeża Twoją relację w oczekiwaniu na ciąg dalszy | |
| Autor: | mashacra [ 25 Lis 2014 00:44 ] |
| Temat postu: | Re: Odp: Być jak kurczak - Tajlandia |
Nie ma co marudzić tylko trzeba czekać na mail z powiadomieniem o odpowiedzi w subskrybowanym temacie | |
| Autor: | pestycyda [ 25 Lis 2014 00:49 ] |
| Temat postu: | Re: Być jak kurczak - Tajlandia |
Japonka76 napisał(a): Kurczak, nie kurczak, ale jesteś szalona Hmm...Wolałabym "ale jesteś kobietą o olbrzymiej urodzie", no ale i taki komplement przyjmę Dziękuję bardzo serdecznie za wsparcie na wszystkie sposoby Dziś będzie króciutko, bo, niestety, praca Wracając z lasów namorzynowych, postanowiliśmy odwiedzić targ w Saladan. ![]() Niesamowite kolory, zapachy, gwar... ![]() To coś w drugim pojemniku, było jedną z najsmaczniejszych rzeczy, jakie jadłam. Niestety, nie wiem, co to było i na pewno nie jadłam tego w taki sposób jak należy (kupiłam trochę w woreczku, a następnie zjadłam na zimno pod stacją benzynową, przy pomocy widelca zakupionego tamże ![]() ![]() ![]() ![]() ![]() Chcieliśmy jeszcze wykąpać się w oceanie, więc podjechaliśmy na plażę. Nietrudno ją znaleźć, wystarczy skręcić w jakąkolwiek uliczkę odchodzącą od głównej drogi ![]() Plaża, faktycznie, piękna. ![]() ![]() Prawie pusta, prawie cała dla nas. Wzdłuż niej poustawiane bary, restauracje, restauracyjki... I właśnie to zrobiło na mnie największe wrażenie. To jest nie do uwierzenia, ale na okres pozasezonowy życie w nich zamiera w bardzo specyficzny sposób. Zamiast kolorowych, gwarnych miejsc, wszędzie stały puste, wyszczerbione "półbudynki". Właściwie tylko wylewki pod knajpki, czasem z jedną - dwiema ścianami. Gdzieniegdzie przekrzywiony szyld, trochę śmieci i wiatr, który hulał po tym jakby zapomnianym miasteczku. Dziwnie, trochę strasznie, ale klimat niesamowity. Jakby człowiek znalazł się na planie horroru o upadku ludzkości. ![]() ![]() Miejscowi wykorzystywali budynki w trochę inny sposób, niż zamierzał właściciel, ale to nikomu właściwie nie przeszkadzało. Swoją drogą, to naprawdę niesamowity pomysł - po sezonie składa się rzeczy, które mogą ulec zniszczeniu, a zostawia tylko to, co spokojnie przetrwa okres stagnacji. Potem do takiej wylewki dodaje się lampiony, ozdoby, leżaczki i poduszki (koniecznie poduszki - wszystkie knajpki miały dojście do oceanu i kawałeczek plaży - co więcej potrzeba?) i knajpa gotowa. I to nie byle jaka knajpa - z mega klimatem. ![]() Przypuszczam, że właścicielami większości są obcokrajowcy, którzy "nie-sezon" przeczekują w Europie np. I jakoś tak w głowie zalęgła mi się pewna myśl... W każdym razie klimat był, ech, nie do opisania. Wiem, że każdy ma inne potrzeby i wyobrażenia co do sposobu i miejsca spędzania wakacji, ale jak dla mnie - te miejsca są cudowne właśnie nie w sezonie turystycznym. ![]() Podest, który najprawdopodobniej za parę miesięcy stanie się knajpką, w której zdobycie miejsca będzie graniczyło z cudem Na plaży większość miejscowych, udało się też nam obejrzeć "fire show". Bez ognia Jeśli chodzi o kąpiel w oceanie, to, cóż, mogę powiedzieć tak - 50 % naszej wycieczki z niej skorzystało Myślę, że pan pojechał jednak do jakiegoś mechanika, bo trochę to długo trwało. Efekt - 400 THB w ośrodkowej restauracji ![]() ![]() Przepraszam - muszę...Przepiękne zachody słońca. ![]() ![]() Niebo zmieniało się z minuty na minutę. ![]() Zdjęcia mogą być, hmm, trochę rozmazane... Na szczęście w odpowiednim momencie pan przyniósł nam klucze i strój kąpielowy. I nie kazał nic płacić C.d.n. | |
| Autor: | pestycyda [ 25 Lis 2014 23:28 ] |
| Temat postu: | Re: Być jak kurczak - Tajlandia |
Poprzedniego dnia zapłaciliśmy panu za 2 bilety na prom Koh Lanta - Koh Phi Phi (350 THB każdy) i za taksówkę na przystań (100 THB w sumie). Zarezerwowaliśmy też nocleg na Koh Phi Phi przez booking.com (600 THB - dwuosobowy pokój w hostelu). Wyjazd spod naszego ośrodka był o 7.00 (w myślach przeklinałam wczorajszy wieczór Po dojechaniu na przystań, załatwieniu formalności (tym razem chyba nawet nie było naklejek), wsadzono nas na prom. ![]() Prom był wyjątkowo mały, ale, po raz kolejny, zachwyciła mnie organizacja i sprawność działania - plecaki na lewo, walizki na prawo. ![]() Podróż nie należała do końca do przyjemnych. Ocean był dosyć wzburzony, a prom - nieduży. Zostałam na pokładzie i namiętnie wpatrywałam się w punkt na widnokręgu (podobno skuteczny sposób, aby pozbyć się mdłości, a właściwie - nie dopuścić do ich wydostania się ![]() Na szczęście brzeg zaczął zbliżać się dość szybko. ![]() Na przystani Koh Phi Phi trzeba zapłacić podatek za sprzątanie wyspy. Niestety, nie pamiętam dokładnie ile, ale wydaje mi się, że było to ok. 100 THB od osoby. Nasz hostel mieścił się bardzo blisko przystani - właściwie, jak o główną część Koh Phi Phi chodzi, to wszystko jest bardzo blisko ![]() Malutkie, bardzo urokliwe uliczki. Turystów wprawdzie dużo więcej, niż w widzianych wcześniej przez nas miejscach, jednak nie była to aż taka ilość, jakiej się obawialiśmy. ![]() ![]() A to nasz hostel - jakieś 5 minut drogi od przystani. I w dodatku z elementem luksusu - pierwsza klimatyzacja podczas naszej podróży. Nie powiem - przydała się ![]() Wygląda, jakby się miał zaraz rozsypać Szybki prysznic i ruszyliśmy poszukać tego, po co przyjechaliśmy - czyli wycieczki na Maya Bay. Nie było to trudne. W każdym miejscu usytuowane były agencje i agencyjki, które oferowały przeróżne wycieczki (oczywiście z przeróżnymi cenami). Wybraliśmy najtańszą - 400 THB od osoby + 100 THB za wejście na Maya Beach (która mieści się na terenie parku). Dodatkowo w cenie wycieczki miało być snorkowanie, wizyta w Jaskini Wikingów, wizyta na Monkey Beach, oglądanie zachodu słońca, posiłek i owoce na pokładzie. Wyglądało to dosyć dobrze (he, he ![]() Była tylko jedna, malutka niedogodność. Ale przecież to zupełny drobiazg, nie zniechęci to tak wytrawnych podróżników, jak my O umówionej godzinie stawiliśmy się pod agencją. Otrzymaliśmy zgrabne naklejeczki i pani, jakimiś małymi, bocznymi uliczkami, doprowadziła nas do wybrzeża. Ale, ku naszemu zdziwieniu, nie była to przystań, tylko jakby "oceaniczne pobocze" ![]() Na przystani przycumowane były promy wycieczkowe i w którymś momencie przez megafon odezwał się głos, nawołujący spóźnionych turystów do natychmiastowego pojawienia się przy jednym z nich, bo właśnie zaczyna się wycieczka. Szwajcarzy momentalnie się poderwali i pobiegli na przystań (a był tam jednak kawałek Wróciliśmy więc na naszą grzędę i po chwili do brzegu zbliżył się wypełniony turystami longtail. Okazało się, że według tego pana nasze naklejki były OK. Nastąpiła wymiana turystów - oni wysiedli, my wsiedliśmy (dziwiło mnie tylko to, czemu oni są cali mokrzy ![]() Nasza wycieczka składała się z ok. 10 osób. I wszyscy dosyć szybko staliśmy się tak samo mokrzy, jak nasi poprzednicy. Nie mogę powiedzieć, że spod dziobu longtaila i wzdłuż burt pryskało, bo to byłoby kłamstwo ![]() Pierwszy przystanek - Monkey Beach. Podpłynęliśmy tam w czasie przypływu - plaży właściwie nie było. Trzeba było wysiąść z longtaila i brodzić po uda w wodzie. Nikomu to jednak nie zrobiło różnicy ![]() ![]() "Nasz" kapitan z Koh Lanty miał rację. To spotkanie z małpami zrobiło na nas dość smutne wrażenie. O ile się nie mylę, to w tle zdjęcia butelka po piwie, a małpka siedzi na kartonowym pudełku. ![]() Płyniemy dalej, aż nadszedł czas na "owoce na pokładzie" ![]() Kolejny przystanek - Jaskinia Wikingów. Wydaje mi się, że trochę się rozminęliśmy w rozumieniu zwrotu "zwiedzanie jaskini" ![]() Duża szansa, że oni mieli prawdziwe zwiedzanie jaskini. Wpłynęliśmy do jakiejś zatoczki, tam nasz pan zatrzymał łódź na trochę dłuższy postój. Niektórzy snorkowali (podobno było cudownie), inni robili zdjęcia. Wokół nas mnóstwo podobnych łodzi - pewnie nie był to taki tłok, jak w sezonie turystycznym, ale w tym miejscu naprawdę widać było turystów. ![]() ![]() Płyniemy dalej. ![]() Całkiem możliwe, że to Maya Bay. Niestety, nie wiem tego na pewno, bo pan nam nie powiedział W pewnym momencie łódź zatrzymała się na środku oceanu (no wiem, trochę naciągnęłam, że był to środek, ale staram się podciągnąć dramaturgię opowieści I teraz pora odkryć wszystkie karty Spróbujcie się wczuć w moje nastawienie : nie zależało mi na zwiedzaniu Koh Phi Phi, wcale nas tu nie ciągnęło. Przypłynęliśmy tu tylko dlatego, żeby zobaczyć Maya Beach. A teraz mam do wyboru - albo płynąć nie umiejąc pływać, albo do końca życia kojarzyć Koh Phi Phi z Jaskinią Wikingów widzianą z odległości Więc zrobiłam jedyną rzecz, jaką mogłam w tym momencie zrobić. Wściekłam się Za pierwszym razem trochę mi się nie udało. Kolega poinstruował mnie, że jak się położę na plecach w wodzie, to będzie mi łatwiej. Skończyło się to na rzuconym ze wściekłością : "Przewróć mnie na brzuch, bo na plecach mi nie idzie" ![]() Dopłynięcie nie równało się zakończeniu kłopotów. Trzeba było jeszcze złapać się siatki, umiejscowionej na ostrych skałach i wspiąć się do góry, na drewnianą platformę wysuniętą nad wodę. Nie było to łatwe - skały faktycznie ostre, a fale rzucały nas raz na skały, raz ponownie w głąb. ![]() Chyba nigdy się tak nie ucieszyłam na widok stałego lądu ![]() Droga na plażę. ![]() ![]() Coraz bliżej... I wreszcie ![]() Jedno trzeba przyznać - przypłynęliśmy tu o odpowiedniej porze. Obawiałam się, że ilość turystów utrudni podziwianie plaży, ale ludzi było naprawdę niewiele. ![]() ![]() ![]() Widoki, które uratowały panią z agencji ![]() Niestety, czas mijał za szybko i trzeba było wracać. I dopłynąć. Kusząca perspektywa Tym razem było jeszcze trudniej. Gdy weszliśmy na podest, zobaczyliśmy, że ocean jest usiany longtailami (to pewnie te wycieczki, które zwiedzały Jaskinię Wikingów ![]() ![]() Kolejni zwiedzający mieli gorzej. Sami to odczuliśmy, wracając. Zaczął się odpływ i nad powierzchnię wody wyszły bardzo ostre szczyty skał, które wcześniej aż tak bardzo nie utrudniały dotarcia. Szczerze mówiąc, zbyt bezpieczne to nie było. Dzięki pomocy Szwajcara wszyscy dotarliśmy (naprawdę, wielki szacunek. Chłopak podpływał z ludźmi do longtaila i wracał po kolejnych. Fale i warunki były niezbyt dobre, nawet dla doświadczonych pływaków). Trochę krwi się jednak polało - parę kolan i łokci miało bliskie spotkanie ze skałami. Myślę, że bez Szwajcara mogło być gorzej. Tym bardziej mi przykro, że jego żona z synkiem została na łodzi, a przecież na tę wycieczkę popłynęła w takim samym celu, jak my wszyscy - żeby stanąć na Maya Beach, najbardziej osławionej plaży... ![]() Nasz zadowolony z siebie pan. I jeszcze się bezczelnie pytał, czy nam się podobało Po powrocie z plaży, zgodnie postanowiliśmy, że teraz to my wszyscy się będziemy do niego nie odzywać ![]() ![]() C.d.n. | |
| Autor: | Mareckipl [ 25 Lis 2014 23:46 ] |
| Temat postu: | Re: Być jak kurczak - Tajlandia |
Jeden naprawdę twardy kurczak, samemu pływając niezgorzej nie wiem czy byłbym skłonny wyskoczyć z łodzi na środku akwenu | |
| Autor: | olus [ 26 Lis 2014 00:41 ] |
| Temat postu: | Re: Być jak kurczak - Tajlandia |
Wycieczka z przygodami, ale widzę tu jeden wielki plus. Mieliście zapewne rzadką okazję do zobaczenia Maya Beach nie zastawionej całkowicie łódkami. My robiliśmy podobną wycieczkę i postanowiliśmy popłynąć tam jak najwcześniej rano. Oczywiście umówiliśmy się na konkretną godzinę, ale jak to w Tajlandii, wypłynęliśmy prawie godzinę później. I tak mieliśmy szczęście bo połowa plaży nie była jeszcze zastawiona, chociaż turystów było już całkiem dużo. Jaskini też nie zwiedzaliśmy, chociaż była teoretycznie jednym z punktów wycieczki. Co ciekawe, w czasie kiedy tam byliśmy ta jaskinia była zamieszkana przez jakichś ludzi. Widać było, że się całkiem nieźle urządzili Szkoda, że nie zdecydowaliście się na wycieczkę obejmującą też Bamboo Island. Dla mnie to chyba najfajniejsze miejsce z całego dnia. Mała wysepka, którą można obejść dookoła. Po jednej stronie tłumy ludzi i łódek, ale wystarczy odejść kawałek dalej a tam biały piasek, skałki, lazurowa woda i pusto, wszystko tylko dla nas | |
| Strona 3 z 8 | Wszystkie czasy w strefie UTC + 1 godzina (czas letni) |
| Powered by phpBB © 2000, 2002, 2005, 2007 phpBB Group http://www.phpbb.com/ | |