Akceptuję i chcę ukryć komunikat Fly4free.pl korzysta z technologii, takich jak pliki cookies, do zbierania i przetwarzania danych osobowych w celu automatycznego personalizowania treści i reklam oraz analizowania ruchu na stronie. Technologię tę wykorzystują również nasi partnerzy. Szczegółowe informacje dotyczące plików cookies oraz zasad przetwarzania danych osobowych znajdują się w Polityce prywatności. Zapoznaj się z tymi informacjami przed korzystaniem z Fly4free.pl. Jeżeli nie wyrażasz zgody, aby pliki cookies były zapisywane na Twoim komputerze, powinieneś zmienić ustawienia swojej przeglądarki internetowej.



Napisz nowy temat Odpowiedz  [ 77 posty(ów) ]  Idź do strony Poprzednia  1, 2, 3, 4  Następna
Autor Wiadomość
#21 PostWysłany: 27 Gru 2015 23:38 
Awatar użytkownika

Rejestracja: 10 Kwi 2011
Posty: 1418
niebieski
Popieram.
Niestety tak wyglądają dzisiaj często atrakcje turystyczne - oczekujesz egzotycznych wrażeń a tu co krok zbiórka kasy na szczytne cele.
Pamiętam, że gdzieś w Tajlandii mieliśmy z córką oglądać małpki. Na miejscu małpek nie było, tylko ich imiona oraz niezwykle wygadany pan, opowiadający o żałosnym losie tych zwierząt i nakłaniający do "adopcji", czyli regularnych, miesięcznych wpłat na jego konto.
Może się odechcieć takich wrażeń. Z turystów robi się barany, szczekając na nich i pilnując, by trzymali się utartej ścieżki.
@Washington potrafi ich pięknie olać i brawa mu za to, że opisuje tu jak to robi.
Góra
 Profil Relacje PM off
Filek lubi ten post.
 
      
Wczasy na Rodos: tydzień w hotelu z wyżywieniem za 1840 PLN (wylot z Krakowa) Wczasy na Rodos: tydzień w hotelu z wyżywieniem za 1840 PLN (wylot z Krakowa)
Zbiór tanich lotów Ryanair od 118 PLN! Tylko świetne kierunki: Włochy, Chorwacja i Grecja z polskich miast Zbiór tanich lotów Ryanair od 118 PLN! Tylko świetne kierunki: Włochy, Chorwacja i Grecja z polskich miast
#22 PostWysłany: 27 Gru 2015 23:41 
Awatar użytkownika

Rejestracja: 12 Sty 2013
Posty: 631
Aha i biję pokłony nad wypożyczeniem rowerów! Nam się udało zejść jedynie do 60 rupii za dzień - wypożyczaliśmy też na 3 dni :)
Góra
 Profil Relacje PM off
Grzes830324 lubi ten post.
 
      
#23 PostWysłany: 28 Gru 2015 10:06 
Site Admin
Awatar użytkownika

Rejestracja: 13 Sty 2011
Posty: 7799
Eh, dla jednych za mało Januszowy, dla drugich za bardzo, i jak tu dogodzić wszystkim? :D

Z jednej strony @elwirka bagaż rejestrowany mieliśmy (12kg plecak na dwie osoby) - a co! w końcu raz w życiu ma się podróż poślubną (no w naszym wypadku dwa ale cii -> miesiac-miodowy-w-kazachstanie-i-kirgistanie,215,77956 )

Z drugiej strony @Kara do afrykańskich win owocowych też dojdziemy w tej relacji, jak przystało na porządnych Januszy - zapas alkoholu w postaci rumu skończył nam się 4 lub 5 dnia ;)

Jeśli chodzi o plażę Source d'argent - tak jak napisałem wszystkie plaże na Seszelach są darmowe. Dlatego też właściciele resortu L'Union oficjalnie pobierają opłatę za wstęp na plantację wanilii i za zobaczenie żółwi. Choć plantacji w drodze powrotnej nie oglądaliśmy, gdy dziewczyny zobaczyły żółwie - nie było opcji żeby nie podejść. @Meduzy Czułem się z tego powodu (że oglądam żółwie a nie zapłaciłem) źle.. przez kilkanaście godzin ;) - do czasu aż nie zobaczyłem żółwia następnego dni w czyimś ogródku, tuż przy drodze. Nikt za wstęp do ogródka opłat nie pobierał, żółw nie był też zamknięty w żadnym ogrodzeniu, można było sobie usiąść obok niego, zrobić zdjęcie. I nie był to ostatni dziki żółw którego spotkaliśmy. Nie miejcie więc żadnych wyrzutów sumienia i wbijajcie morzem - pobieranie opłaty za na siłę dorobione atrakcje jest zwykłym złodziejstwem.

Co do snorkli - żółwi morskich tym razem nie widzieliśmy (te zobaczyliśmy dopiero na Praslin; jednak podobno zdarzają się na Severe), za to kolega widział rekinka (chyba sporego black tipa), były płaszczki, ośmiorniczka. Korale są po prostu ok, ale ryb jest istne zatrzęsienie :) Rowery zaś wypożyczaliśmy mniej więcej tu: -4.349476, 55.829807

Wszystkim dziękuję za miłe słowa, postaram się już wkrótce opisać kolejne przygody Januszy :)
_________________
Image
Góra
 Profil Relacje PM off
9 ludzi lubi ten post.
 
      
#24 PostWysłany: 28 Gru 2015 23:23 
Site Admin
Awatar użytkownika

Rejestracja: 13 Sty 2011
Posty: 7799
„Jestem wesołym Januszem,
jestem wesołym Januszem,
pod górę pedałować muuszęę..
bo plaże zobaczyć chcę!”

Następny dzień postanawiamy spędzić tak jak spędzimy większość pozostałych dni na Seszelach – odwiedzając kolejne piękne plaże. Tym razem nasz wybór padł na aż 3 zachwycające miejsca: Grand Anse, Petit Anse i Anse Cocos. Położone są one na wschodnim brzegu wyspy, od strony oceanu. Z tego też powodu będą idealnym wyborem dla wszystkich miłośników dużych fal. Seszele swoich skarbów nie oddają łatwo, dostępu do nich broni więc szereg kolejnych wzgórz. Przez pierwsze z nich prowadzi dobrze utrzymana asfaltowa droga. Większość osób powinna poradzić sobie z nim nie zsiadając z roweru, mimo że w momencie jego pokonywania będzie Wam się wydawało że wzniesienie to nigdy się nie skończy. Gdy my wylewaliśmy hektolitry potu zawzięcie pedałując na niskich przerzutkach – mijające nas „mysony” w melexach śmiały się i gwizdały. Ten się śmieje kto się śmieje ostatni, wystarczyło że pomyślałem ile musieli wydać za podjechanie tych 3 km by cała złość na nich mi przeszła ;) Jeśli nawet jakieś negatywne uczucia zostały – bardzo szybko zniknęły na widok pierwszej z pięknych plaż - Grand Anse.
Image
Image
Jest ona niewątpliwie, zgodnie z nazwą, największa. Ale czy najładniejsza? By się o tym przekonać należy porzucić rower i zdać się na niezawodne nogi, udając się w kierunku północnym. Po odrobinie kluczenia wśród krzaków i pokonaniu kolejnej górki – naszym oczom ukazuje się kolejna plaża - Petit Anse.
Image
Image
Jednak prawdziwą gratkę dla miłośników zachwycających krajobrazów będzie stanowiła dopiero ostatnia z plaż - Anse Cocos. Na pierwszy rzut oka plaża jak plaża (z wyjątkiem tego że dostępne są na niej zacienione miejsca – rzadkość na Seszelach).
Image
Jednak na jej końcu czeka zatoczka otoczona przez fantazyjne kamienie, stanowiąca niepodważalny dowód na to, że na Seszelach co plaża to ładniejsza.
Image
Image
Prawdziwy hit zostawiliśmy sobie jednak na następny dzień – miejsce które w internecie było opisane jako „niemożliwe do zobaczenia bez wynajęcia przewodnika” a nawet wręcz „niebezpieczne w przypadku próbowania dotarcia na własną rękę” - musieliśmy się tam udać!

Porady rezydenta Janusz Travel:
Do Grand Anse dotrzecie bez najmniejszych problemów, dotarcie na nią z „centrum” La Digue zajmuje ok. 30min rowerem. Ścieżka prowadząca na Petit Anse i Anse Cocos (której przejście pieszo zajmuje ok. godzinę) nie jest jakoś wybitnie ukryta, ale jeśli chcecie się wspomóc dobrą mapą – polecam darmową aplikację maps.me Znajdziecie na niej nawet najmniejsze szlaki na Seszelach – także te nieistniejące ;) O tym jednak dopiero w kolejnych odcinkach.
Image
_________________
Image
Góra
 Profil Relacje PM off
15 ludzi lubi ten post.
 
      
#25 PostWysłany: 28 Gru 2015 23:37 
Awatar użytkownika

Rejestracja: 12 Sty 2013
Posty: 631
Janusz, czy to będzie Anse Marron? Będę mocno zazdrościł, jeszcze jak rzucisz mega fotki, bo nam nie starczyło czasu :)
Góra
 Profil Relacje PM off  
      
#26 PostWysłany: 29 Gru 2015 00:03 
Awatar użytkownika

Rejestracja: 01 Lis 2015
Posty: 1626
niebieski
Eeee... Takie puste te plaże... Parawanów nie dało się w Forclazie upchnąć? ;)
Góra
 Profil Relacje PM off
jobi lubi ten post.
 
      
#27 PostWysłany: 29 Gru 2015 00:09 

Rejestracja: 06 Lip 2011
Posty: 3574
złoty
Parawan jak parawan, ale reklamówka z biedronki na foci musi być ;)
Góra
 Profil Relacje PM off
2 ludzi lubi ten post.
 
      
#28 PostWysłany: 31 Gru 2015 15:54 
Site Admin
Awatar użytkownika

Rejestracja: 13 Sty 2011
Posty: 7799
„Jestem zawziętym Januszem,
jestem zawziętym Januszem,
dzielnie znoszę katuuszee..
bo był to mój pomysł!”

Anse Marron. Od początku wiedziałem, że muszę się tam udać. Wiele osób na blogach opisywało wycieczkę na tą plażę jako najlepszą rzecz która spotkała je na Seszelach, prawdziwą Przygodę przez duże P. Jeśli dodamy do tego wyzywające wpisy o niemożliwości dotarcia tam na własną rękę, o konieczności wynajęcia lokalnego przewodnika (koszt - jedyne 50 euro), o potrzebie posiadania dobrej kondycji, a nawet wręcz o niebezpieczeństwie czyhającym na turystów którzy zmitrężą zbyt wiele czasu na odnajdowaniu drogi i zostaną uwięzieni między skałami przez przypływ – od razu miejsce to wskoczyło na górę listy miejsc do odwiedzenia na Seszelach. Jednocześnie wreszcie mogłem przemycić do podróży poślubnej zakazane słowo na t – treking :) Skoro piszę te słowa, jedno już wiecie na pewno – przeżyłem ;) ale czy udało się dotrzeć Januszom do celu?

Nasze poszukiwania tajemniczej plaży Marron musiały poczekać. Ze względu na porę odpływu – zaczynał się on po południu – mieliśmy rano czas pójść raz jeszcze na snorkle na Anse Severe. Jakże inaczej wygląda to miejsce w pełnym słońcu. Snorkle na Severe są super, ale sami musicie przyznać – sama plaża też daje radę ;)
Image
Image
Podobno równie dobre snorkle czekają na malutkiej Anse Patates, dosłownie kawałek na północ od Severe. Niestety tym razem muszę zdementować tą wiadomość, fala jest tam większa, przez co widoczność w wodzie jest gorsza. Za to widoki są równie cudne.
Image
Poranne snorkle miały też inną korzyść, w postaci napotkania dzikiego żółwia. W czyimś przydomowym ogródku.
Image
To wszystko było jednak tylko sposobem na zabicie czasu w oczekiwaniu na odpływ. Gdy się on zaczął – wsiedliśmy niezwłocznie na rowery i po raz drugi dzielnie popedałowaliśmy na plażę Grand Anse. To z niej tajemnicza ścieżka prowadzi przez krzaki w kierunku Anse Songe i Grand l'Anse. Jeśli plaża Source d'Argent jest najpiękniejszą seszelską plażą, to niewątpliwie trasa na Grand l'Anse oferuje najpiękniejsze widoki na Seszelach. Zamiast silić się na poetyckie opisy – przedstawię na poparcie tej tezy niezbite dowody:
Image
Image
Image
Choć początkowo ścieżka jest łatwo widoczna i nie nastręcza żadnych trudności (pomimo konieczności przedzierania się odrobinę przez zarośla oraz przeskoczenia strumyka albo i dwóch) – w pewnym momencie, wraz z końcem plaży Grand l'Anse, urywa się gwałtownie.
Image
Do tego też mniej więcej miejsca doprowadzą nas mapy. Dalej zaczyna się Przygoda.
Na lewo – wzburzone morze rozbijające się o skały. Przed nami – ogromne głazy ułożone jeden na drugim, ciągnące się po horyzont. Po prawej – zwarta dżungla i bajora.
Z jednej strony opisy trasy w internecie sugerują przedzieranie się wśród skał pośród wody co sugerowało by pójście morzem, z drugiej – na maps.me jest zaznaczony króciutki fragment ścieżki idący w głąb lasu. Po naradzie postanowiliśmy się rozdzielić i sprawdzić wszystkie możliwe kierunki. Szybko okazało się, że należy uśrednić dostępne wskazówki i wybrać drogę na wprost – jako jedyna okazała się w jakikolwiek sposób dostępna (choć bynajmniej nie przystępna). Wspinając się na kamienie oraz przeczołgując pod innymi, z trudem bo z trudem, ale dało się przesuwać jakoś na przód. Co z tego, gdy nagle okazywało się że drogę nam zagrodził ogromny głaz którego nie dało się ominąć w żaden sposób – należało się wrócić i spróbować innej trasy. Istny labirynt. Podciągnąć się, wspiąć, przeczołgać, przedrzeć przez krzaki, o rzesz, znów ślepy zaułek. A to wszystko przy ogromnej wilgotności i temperaturze powietrza, z palącym słońcem nad głową. Po 30 minutach następuje bunt Januszy. Zrezygnowani siadają na plaży. Zobowiązuję się więc prowadzić dalsze poszukiwania samemu i w razie czego – wrócić i poprowadzić grupę. Po ok godzinie czasu, kilku zadrapaniach i hektolitrach wylanego potu – eureka! Bardzo okrężnym sposobem odnajduję ścieżkę – jak mogłem ją przeoczyć wcześniej? ;)
Image
Po pewnym czasie ląduję i w zapowiedzianej wodzie, przeciskając się między kamieniami.
Image
Gdy na horyzoncie widzę już cel wyprawy – postanawiam wrócić się po grupę. Trasa powrotna jest prosta jak drut – od tej strony jest niemal oczywista. Z entuzjazmem opowiadam grupie jaka to ścieżka jest banalna i że wystarczy wiedzieć gdzie należy się wspiąć a gdzie podczołgać po czym.. znowu się gubię! Wiem już mniej więcej gdzie iść, ale nie jestem w stanie odnaleźć łatwej drogi, prowadzę wszystkich trasą dla kozic górskich. Znajomi buntują się. A co gorsze – buntują mi żonę ;) Żona, która dzielnie znosiła moje niezbyt rozsądne pomysły przez tyle wypraw, tym razem (przy nad wyraz rozsądnym pomyśle) stwierdza że nie ma zamiaru złamać sobie nogi i żebym sam sobie szedł dalej. Co za niewdzięczność ;) Trudno, to ich ominie cała frajda. Oczywiście po dwóch minutach odnajduję właściwą drogę, ale tym razem już nikt mi nie wierzy :P dlatego na Anse Marron idę sam. Po ledwie 15min ukazuje mi się taki oto widok.
Image
Jest cudnie. Choć większość plaż na Seszelach jest odludna – ta jest całkowicie moja. Mam poczucie że odnalazłem ukryty skarb.
Image
Oczywiście są piękniejsze plaże na Seszelach. Ale w tym wypadku to droga była ważna, nie cel sam w sobie.

Porady rezydenta Janusz Travel
Samodzielne dotarcie na Anse Marron jest możliwe dla każdego, nawet z średnią kondycją fizyczną, ale za to z ogromną ilością samozaparcia.
Pierwsza połowa trasy jest łatwa, ścieżkę znajdziecie na maps.me. Rozpoczyna się ona w miejscu gdzie kończy się asfaltowa droga na Grand Ase a zaczyna droga gruntowa – w prawo, nieco pod skosem, wiedzie leśna dróżka. Nawet jeśli nie macie ochoty błądzić w labiryncie skał w poszukiwaniu Anse Marron – przejdźcie się nią i tak. Grand l'Anse jest cudowna.
Po dotarciu do końca plaży musicie wejść między skały, mniej więcej na wprost, ale kierując się lekko w stronę morza. Po dwukrotnym przejściu trasy w dwie strony :P uważam że kluczowym miejscem jest ta oto skała z rosnącą obok palmą:
Image
Należy się przeczołgać pod zaznaczonym strzałką nawisem skalnym. Od tego momentu trasa będzie całkiem prosta. Najpierw będzie prowadzić po skałach nad brzegiem morza, potem zaprowadzi nas między krzaki, by znów wrócić nad morze. W pewnym momencie może wydawać nam się że ścieżka wiedzie na dół, do morza, między skały. Błąd! Da się tam przejść górą (choć doszedłem do tego dopiero za trzecim razem), jest to o wiele łatwiejsze niż błądzenie w morzu. Z czego wynika że ostrzeżenia o przypływach mogących uwięzić między skałami to czysta ściema dla turystów w celu dodania dramatyzmu całej wyprawie. No ale gdy wydało się 50 euro oczekuje się odrobinę dramatyzmu ;)
_________________
Image
Góra
 Profil Relacje PM off
18 ludzi lubi ten post.
Raphael uważa post za pomocny.
 
      
#29 PostWysłany: 31 Gru 2015 18:49 

Rejestracja: 19 Mar 2014
Posty: 1707
Loty: 637
Kilometry: 1 066 169
srebrny
Washington weźcie mnie ze sobą następnym razem. Obiecuje,że przeniose protestantów na barana :lol:
_________________
Image
Góra
 Profil Relacje PM off
3 ludzi lubi ten post.
 
      
#30 PostWysłany: 06 Sty 2016 20:01 
Site Admin
Awatar użytkownika

Rejestracja: 13 Sty 2011
Posty: 7799
„Jestem zaradnym Januszem,
jestem zaradnym Januszem,
na pace stopuję bo muuszeę,
bo rozkład jazdy był zły”

Choć nie chcemy jeszcze opuszczać La Digue – musimy, czeka na nas prom. Planując naszą wycieczkę stwierdziliśmy, że najmniejszej z wysp poświęcimy najmniej czasu – i to był błąd. Czujemy niedosyt. Nie ma jednak tego złego co by na dobre nie wyszło, gdyż kolejny nasz przystanek to wyspa Praslin, ciesząca się nie mniejszą popularnością wśród turystów. Czy zasłużenie? Przekonajcie się sami.

Podróż promem z wyspy na wyspę przebiega sprawnie, szukanie naszego noclegu w położonej przy przystani promowej miejscowości Baie Sainte Anne już nieco gorzej. Z Seszelami jest ten mianowicie problem, że większość budynków położonych jest na wzgórzach. Jeśli więc nie wiemy gdzie dokładnie zlokalizowany jest nasz domek – trening kardio gwarantowany. Rezydent biura podróży Janusz Travel nie spisał się tym razem ;) Nie spisał się nawet podwójnie. Na pierwszy nasz cel wybieramy bowiem plażę Anse Lazio, na którą zamierzamy dojechać autobusem. Czekamy i czekamy, a autobus nie nadjeżdża. Czas umila nam przyglądanie się religijnym obyczajom Seszelczyków. Jest niedziela, wszędzie wokół gra wesoła muzyka – amerykański gospel znalazłby w Afryce godną konkurencję!
Image
Niemniej ile można czekać? Przecież sprawdziliśmy rozkład jazdy, czyżby aż tak duże miały na Seszelach autobusy opóźnienia? Po wnikliwej analizie okazuje się, że rozkład jest z roku 2007 ;) No cóż, godzinę na autobus nie będziemy czekać, łapiemy stopa, na Seszelach nie jest to trudne zadanie (nawet w większej grupie - jeździ tam dużo pickupów). Kierowca pierwszego auta jedzie tylko kawałek, ale proponuje nam powiezienie do jego ulubionej plaży. Czemu nie, odrobina spontaniczności nie zaszkodzi, co nie?

Plaża okazuje się średnia (jak na Seszele – w Europie zrobiła by furorę :) ), mając w perspektywie Anse Lazio (opisywaną jako najładniejsza na Seszelach - oczywiście w tych rankingach które nie przyznały pierwszego miejsca plaży Source d'Argent) nie zostajemy na niej nawet 10min. Czy dlatego jest ulubioną plażą naszego kierowcy bo znajduje się 30m od jego domu? Niemożliwe ;) Chcąc się z niej wydostać musimy cofnąć się spory kawałek do głównej drogi bądź pójść wzdłuż brzegu do miejsca gdzie droga przebiega nad morzem. Wybieramy drugie rozwiązanie. Przez co znów lądujemy w wodzie ;) (na szczęście tym razem maksymalnie do kolan). Przejście suchą stopą uniemożliwiają rosnące wokół namorzyny.
Image
Koniec końców, ku zdziwieniu sączących drinka turystów rozciągniętych na leżakach, wyłaniamy się z morza na „prywatnej” resortowej plaży. Jest dobrze! Wypasiony resort, znaczy się musi być obok droga – w końcu „bogole” nie lubią daleko chodzić :) Nie mija 5 minut, a my znów stoimy i łapiemy auta. A raczej dziewczyny łapią, panowie fotografują pobliską faunę.
Image
Następny stop okazuje się nad wyraz fortunny, kierowca zawozi nas nad samą plażę (celowo nadkładając drogi). A ta jest po seszelsku cudna. Oto Anse Lazio!
Image
Image
Po wyczerpującej sesji fotograficznej naszych modelek (cały czas mało im zdjęć! A potem nawet zadowolony z swojej roboty fotograf nie może nigdzie ich umieścić) możemy udać się do wody. A w niej, przy skałkach, czekają prawdziwe podwodne cuda.
Image
Image
Image
Image
Z plaży wracamy oczywiście stopem. Na autobus zwyczajnie nie chce nam się czekać ;) (no dobra, rozgryźliście nas, żal nam było 1,5zł na bilet :P )
Nasz Januszowatość zostaje nagrodzona – w chwili robienia zdjęcia zostajemy (ja z kolegą Januszem) zbombardowani z powietrza przez seszelską faunę, całe szczęście obiektywu nie trzeba było czyścić ;) Do naszego domku docieramy więc niezbyt czyści i niezbyt pachnący, ale za to gotowi na przygody kolejnego dnia!

Porady rezydenta Janusz Travel

Dostępny w internecie rozkład jazdy z 2007 roku (nowszych niestety nie ma) jest wbrew naszym początkowym doświadczeniom w miarę aktualny. Autobus przyjedzie czasem 10 min wcześniej, czasem 5 min później, ale godzina generalnie się zgadza.
Do Anse Lazio nie jedzie bezpośrednio na plażę żaden autobus, należy wysiąść w Anse Boudin, i ostatni kilometr przejść pieszo (pokonując po drodze wzgórze, a jak). Piękne rafki i skałki oferujące dużo ryb znajdują się na lewym (południowo-zachodnim) końcu plaży.
W Baie Sainte Anne teoretycznie jest kilka take away, praktycznie czynny jest tylko Coco Rouge – porcje kosztują 50-75 rupii, jedzenie jest niestety trochę gorsze niż w Tarosa, najsmaczniej zaś wychodzi fish&chips. Za to z sklepami nie ma problemu, jest większy wybór produktów niż na La Digue, z bogato rozwiniętą sekcją alkoholi (niestety ceny nie zachwycają).
_________________
Image
Góra
 Profil Relacje PM off
11 ludzi lubi ten post.
jobi uważa post za pomocny.
 
      
#31 PostWysłany: 06 Sty 2016 20:04 
Awatar użytkownika

Rejestracja: 03 Lut 2012
Posty: 302
Hiper! Tylko mam problem, padło strona druga a nie da się przerwać czytania!
http://spolecznosc.fly4free.pl/blog/165 ... le/?page=2
_________________
Image Image Image
Góra
 Profil Relacje PM off  
      
#32 PostWysłany: 07 Sty 2016 13:44 

Rejestracja: 05 Lut 2011
Posty: 169
niebieski
Szczerze? Wyprawa świetna, ale relacja żenująca! Poza tym ciekawe, czy macie zgodę Policjanta, którego zdjęcie wykorzystaliście do oklejenia własnych fotek, na publiczne wykorzystanie wizerunku? Jeśli nie, to proszę o usunięcie tych zdjęć. Panie adminie, wiem, że jesteś super i hiper w tanim podróżowaniu, ale warto mieć szacunek dla innych.
Góra
 Profil Relacje PM off
3 ludzi lubi ten post.
 
      
#33 PostWysłany: 07 Sty 2016 14:01 
Site Admin
Awatar użytkownika

Rejestracja: 13 Sty 2011
Posty: 7799
Cóż, osobiście jako autor relacji uważam że memy rządzą się swoimi prawami, nie każdego jednak muszą bawić (choć nie ma w nich z drugiej strony nic zabawnego jeśli głębiej zastanowić się nad tym zjawiskiem, polecam książkę Jacka Dukaja "Czarne Oceany") i jako moderator jednak zgadzam się z wnioskiem, dokonałem więc automoderacji
_________________
Image
Góra
 Profil Relacje PM off
Gaszpar lubi ten post.
 
      
#34 PostWysłany: 07 Sty 2016 14:10 

Rejestracja: 05 Lut 2011
Posty: 169
niebieski
Dziękuję. Memy memami, ale wszystko jest ok kiedy to dotyczy osób publicznych, znanych z mediów. Ten policjant był dzielnicowym gdzieś w Polsce i jakiś idiota bez jego zgody wykorzystał jego wizerunek. To była głośna sprawa, bo ten dzielnicowy miał jakieś załamanie przez to. W każdym razie dziękuję za moderację.


Ostatnio edytowany przez Kański, 07 Sty 2016 16:41, edytowano w sumie 1 raz
Cytowanie - nie cytuj całego postu poprzednika jeżeli zaraz pod nim odpowiadasz
Góra
 Profil Relacje PM off
Kara lubi ten post.
 
      
#35 PostWysłany: 08 Sty 2016 18:00 
Site Admin
Awatar użytkownika

Rejestracja: 13 Sty 2011
Posty: 7799
„Jestem ciekawskim Januszem,
jestem ciekawskim Januszem,
półdupki zobaczyć muuszeę..
dotknąć też je chcę!”


Zmęczeni pięknymi seszelskimi plażami? My też! Choć tylko odrobinę. Dlatego drugi dzień na Praslin postanowiliśmy spędzić w nieco bardziej urozmaicony sposób. Na pierwszy ogień poszło światowe dziedzictwo UNESCO rodem z Seszeli czyli rezerwat przyrody Vallee de Mai. Co jest takiego wyjątkowego w tym miejscu że wpisane zostało na listę WHS? Palmy. Ale nie byle jakie palmy, tylko Lodoicje Seszelskie, posiadające długie na 14m liście oraz największe na świecie kokosy (kształtem nieodparcie kojarzące się w pewną tylną częścią ciała). Palmy te występują tylko na dwóch seszelskich wysepkach, zagrożone zaś są wyginięciem. Ot taka ciekawostka. Musiałby mi jednak jeden z tych kokosów upaść na głowę żebyśmy zapłacili 20 euro od osoby za oglądanie owoców przypominających pośladki ;) Tym bardziej że da się je obejrzeć dziko rosnące za darmo. Jedynie część doliny Vallee de Mai objęta jest bowiem płatnym wstępem. Pozostałą część można zwiedzać do woli. My wybraliśmy jej fragment prowadzący do Glacis Noir, gdzie według jednego z francuskich blogów powinna się znajdować wieża pożarowa z której rozciąga się widok na okolicę, zaś po drodze powinniśmy móc zaobserwować różnych przedstawicieli seszelskiej fauny i flory, w tym sławetne Lodoicje. Cóż. Mimo naszych usilnych starań półdupkowatych orzechów nie zobaczyliśmy, niczym w tym kawale: „Widzisz las? Nie, drzewa mi zasłaniają”. Przy samej ścieżce palm nie było, zaś rozciągający się wokół niej las był bardzo gęsty i nie sposób było dojrzeć czy rośnie gdzieś tam charakterystyczna palma. Tzn. po drodze nawet jakieś palmy były - ale kształt zwisających dodatków kojarzył nam się raczej z czymś innym niż 4literami.
Image
Nie tylko kokosów nie znaleźliśmy, nie znaleźliśmy również wieży pożarowej (chyba się spaliła :P). Za to widok z góry był śliczny.
Image
W drodze powrotnej w pewnym momencie Grażynka wypatrzyła wśród zielonej gęstwiny duże palmy posiadające, ciężko stwierdzić z tej odległości, chyba duże kokosy. Tchnięty nową nadzieją postanowiłem zbadać ten temat i przedarłem się przez krzaki. Rzeczywiście, hen wysoko w górze, pośród gigantycznych liści, wisiały nie mniej wielkie kokosy. Na nic to jednak gdy warunki oświetleniowe nie pozwalają na zrobienie zdjęcia.. Nie będzie fotki na fejsa! I kiedy już zwątpiliśmy, wróciliśmy z szlaku i czekaliśmy na autobus na parkingu niedaleko wejścia do rezerwatu - rozległ się donośny chichot losu. Przecież te chrzanione palmy z ich nie mniej głupimi kokosami rosną na parkingu! (tu formy jeszcze niedojrzałe, bez charakterystycznej pośladkowości)
Image
Po raz kolejny okazało się że niejaki Anglik Ockham miał rację i najprostsze rozwiązania są najlepsze ;)
Przed udaniem się na kolejny punkt naszej wycieczki decydujemy się coś zjeść. Najsensowniejszym do tego miejscem wydaje nam się miasteczko Grand Anse. Z kolegą Januszem postanawiamy oszukać nieco nasze panie i mówimy im że do miasteczka jest rzut beretem – mamy bowiem ochotę na spacer, ile można na tych plażach siedzieć ;) Rzut beretem to to nie był, gdy nasz podstęp zostaje odkryty jesteśmy zmuszeni bardzo szybko zamienić spacer na stopa. Jak wiadomo jednak – przez żołądek do serca. Nasze winy zostają wybaczone wraz z pojawieniem się posiłku. I to nie byle jakiego – wprost z jarmarku!
Image
Zupełnym przypadkiem trafiamy bowiem na festyn (z jakiej okazji – nie dowiedzieliśmy się). Można więc się napić piwka i posłuchać muzyki.
Image
Można też wziąć udział w grach hazardowo-zręcznościowych.
Image
My wybieramy jednak golfa :)
Image
W tym celu stopujemy (planowaliśmy wziąć autobus, jednak stopowanie idzie nam szybciej) do resortu Constance Lemuria. Po drodze widzimy kolejne dzikie żółwie.
Image
Na wejściu do resortu pani z ochrony wyczuwa w nas Janusza (czy to niezbyt pachnące t-shirty nas zdradziły? A może jednak środek lokomocji którym dotarliśmy pod bramę?) i pyta się nas czy mamy pozwolenie na wejście i czy dzwoniliśmy wcześniej zarezerwować przepustkę. Oczywiście nic takiego nie uczyniliśmy, ale tak czy inaczej zostajemy wpuszczeni. Tak pięknych, rozległych i dobrze utrzymanych pól golfowych jeszcze nie widziałem (nie widziałem ich jednak wiele, tzn. żadnego nie widziałem wcześniej :P).
Image
W górę i w dół, w górę i w dół, nasza grupa powoli wędruje wśród przejeżdżających obok nas melexów i wózków golfowych. Nasz trud zostaje jednak wynagrodzony widokiem kolejnej z pięknych plaż - Anse Georgette.To ona stanowiła bowiem prawdziwy cel naszej wycieczki.
Image
Gdy my radośnie zażywamy kąpieli w morskiej wodzie – obok nas kolejne melexy dowożą wprost na plażę zamawiane przez gości przekąski i drinki. Służy do tego specjalny telefon ustawiony przy wejściu na plażę. „Janie, czy homar którego zamówiłem przed 10 sekundami jest już gotowy? - Ależ oczywiście Jaśnie Panie, już do Jaśnie Pana jedzie, sam szef kuchni osobiście go panu poda” :lol: Kiedyś tu wrócimy! Może nie jako goście, ale chociaż zatrudnić się do strzyżenia tych pięknych trawników :P

Tymczasem jednak musimy wrócić do rozrywek na miarę możliwości naszego portfela. Kolejny dzień przyniesie nam dowód na poprawność teorii względności (czasu i przestrzeni) oraz odpowiedź na pytanie „ile godzin można iść 2 km?” a także „czy afrykańskie wina owocowe są równie dobre jak ich nazwa?” :D A wszystko zaczęło się nad wyraz niewinnie,

Porady rezydenta Janusz Travel
Do Vallee de Mai jeżdżą autobusy nr 61 i 63. Palmy z ich sławnymi kokosami rosną tuż przy parkingu, nie musicie nigdzie wchodzić by je obejrzeć. Jeśli macie ochotę pochodzić trochę po naturalnym seszelskim lesie – nie płaćcie 20 euro za wstęp do rezerwatu tylko udajcie się ok 200m od parkingu w kierunku Baie Sainte Anne, po przeciwnej stronie drogi niż rezerwat jest ścieżka do Glacis Noir – wieży pożarowej która nie istnieje, liczy ona teoretycznie 1,4km (choć my przeszliśmy wg gps'u 2km). Nie jest to trasa wyjątkowo zachwycająca ale zawsze coś ;)
Do Anse Georgette jeżdżą wszystkie autobusy na wyspie, podwożąc nas pod sam resort Constance Lemuria. Resort ten umożliwia przejście przez swój teren dla nie-gości, teoretycznie pod warunkiem wcześniejszego zapytania o pozwolenie/zarezerwowania przepustki (chyba 20 osób dziennie może takową w teorii uzyskać). W praktyce ludzie pisali że nie było problemu z uzyskaniem pozwolenia z marszu, my to potwierdzamy. Przez teren resortu na plażę idzie się ok 40min co dobrze obrazuje rozległość tamtejszych pól golfowych.
_________________
Image
Góra
 Profil Relacje PM off
11 ludzi lubi ten post.
 
      
#36 PostWysłany: 08 Sty 2016 19:09 
Awatar użytkownika

Rejestracja: 05 Lip 2014
Posty: 1327
Loty: 104
Kilometry: 191 467
srebrny
Relacja ciekawa i obfitująca w przydatne szczegóły-porady.

Pytanie odnośnie rowerów na Seszelach: czy w trakcie wycieczki można je bezpiecznie zostawić rzucone gdzieś w lesie i iść na parę godzin na plażę nie narażając się na koszty odkupu skradzionych rowerów, czy też stosuje się tam rowerowo-złodziejską prewencję tj. łańcuchy, wiązania itp. utrudniacze?
_________________
Moje relacje: Bolonia & Trapani 2022Münster 2022
Góra
 Profil Relacje PM off  
      
#37 PostWysłany: 08 Sty 2016 19:46 
Site Admin
Awatar użytkownika

Rejestracja: 13 Sty 2011
Posty: 7799
Do roweru standardowo otrzymuje się zapięcie. Kradzież raczej nie grozi, ale po co kusić los? Ciężko może być tylko ze znalezieniem miejsca do przypięcia. My rowery przypinaliśmy do siebie nawzajem - 4 sztuki złączone razem stanowiłyby pewnego rodzaju wyzwanie dla potencjalnego złodzieja
_________________
Image
Góra
 Profil Relacje PM off  
      
#38 PostWysłany: 08 Sty 2016 19:58 
Site Admin
Awatar użytkownika

Rejestracja: 13 Sty 2011
Posty: 7799
„Jestem szczęśliwym Januszem,
jestem szczęśliwym Januszem,
przez jary oraz przez głuuszeę..
w deszczu przedzieram się!”

Zmęczone dniem wczorajszym (dużą ilością chodzenia) dziewczyny stawiają veto na wszelkiego rodzaju urozmaicenia i żądają plażowania na Lazio. Drogą konsensusu udaje nam się wynegocjować połączenie plażowania z obejrzeniem widoku z najwyższego wzgórza na Praslin o dźwięcznej nazwie Zimbabwe. Nic nie trzeba chodzić (no dosłownie kilkaset metrów) bo autobus wjeżdża prawie na sam szczyt . Potem zaś zejdziemy („droga prowadzi cały czas w dół, nie zmęczycie się nic a nic”) na plażę („i będziecie leżeć tam ile tylko chcecie”). Na takie warunki panie się godzą. Wyruszamy.

Pech towarzyszył nam od samego początku. Choć do tej pory na Seszelach nie padało ani razu (zdarzały się jedynie pochmurne dni) – w trakcie jazdy autobusem zrywa się potężna ulewa. No cóż, nic nie poradzimy, miał być punkt widokowy to będzie punkt widokowy. Po wyjściu z autobusu w strugach deszczu brniemy pod górę. A na górze okazuje się że żadnego punktu widokowego nie ma. Jest co prawda nadajnik telefoniczny z którego byłby świetny widok – jednak jest on solidnie ogrodzony (co nie było by nawet problemem, gdyby nie te wiszące wszędzie kamery..) Tak łatwo się nie poddamy. Jesteśmy wysoko, padać na chwilę przestało, obok zaś widzę wystające z gąszczu krzaków głazy. Widok z nich powinien być dobry, trzeba się tylko „odrobinę” przedrzeć przez zarośla :D
Image
Czy było warto (przy tej pogodzie) - nie wiem ;)
Image
I na tym mogłyby się w sumie zakończyć nasze kłopoty (i przygody) gdyby nie aplikacja maps.me. Jest ona bardzo przydatna na Seszelach, pokazuje wszelkie, nawet najmniejsze, ścieżki. Nawet te nieistniejące.. Z wzgórza Zimbabwe jakaś mądra i uczynna osoba wytoczyła trasę przez lasy (tak, te piękne lasy widoczne na zdjęciu powyżej) prowadzącą wprost na plażę Lazio. Naszą czujność powinien wzbudzić fakt że trasa ta naniesiona jest na mapę od linijki. Rzadko kiedy trasy trekingowe mają taki przebieg.. Wtedy ten fakt nie wydał nam się jednak istotny. Z góry nie wyglądało to najlepiej, ale trasa liczyła ok 2km. Nawet jakby była ciężka czy zachwaszczona to ile można iść 2km? Okazuje się że kilka godzin :D Prawda jest bowiem taka że żadnej ścieżki nigdy tam nie było ;)
Image
Ciężko mi oddać słowami ten trud i znój przez który przeszliśmy – trasa była stroma, prawie cały czas padał deszcz, gdy nie szliśmy po śliskich kamieniach to zsuwaliśmy się po mokrej ziemi bądź lądowaliśmy w gęstych krzakach.
Image
Image
Czasami wydawało nam się że idziemy jakąś ścieżką, ale zaraz okazywało się że kończyła się ona nieprzebytą gęstwiną której nie da się ominąć. Trzeba było wracać się pod górę bądź torować sobie drogę przez krzaczory z nadzieją że kiedyś jednak pojawi się jakieś przejaśnienie. Gdy po godzinie czasu docieramy na skalną polankę z punktem widokowym – załamujemy się. Przecież nie przebyliśmy nawet połowy drogi do plaży!
Image
W pewnym momencie, gdy przed wyjątkowo gwałtownym zrywem deszczu chronimy się pod liśćmi palm, kolega Janusz odkrywając w sobie ducha dokumentalisty kręci film i zadaje podchwytliwe pytanie mojej żonie - „Jak Ci się podoba wycieczka?”. Na szczęście żona została dobrze wyuczona jak ma mówić znajomym o naszych przygodach i bez chwili zastanowienia odpowiada „Jestem taka szczęśliwa”. Po upublicznieniu filmu za grę aktorską żona dostałaby niewątpliwie Oskara. Niestety całość filmu psuje szyderczy śmiech operatora kamery ;)
Mija kolejna godzina. Powoli wychodzi słońce. Do plaży niby się zbliżyliśmy, ale jak do niej dotrzeć - nie mamy pojęcia.
Na prawo krzaki.
Image
Na lewo krzaki.
Image
Wybieramy więc drogę na wprost, przez krzaki. Po kolejnej, trzeciej godzinie – płyną łzy radości! Dotarliśmy! (dokładny czas przejścia 2km: 2 godziny 42 minuty) Panie nagradzają się za swą dzielność leżeniem na plaży, panowie snorklowaniem.
Image
Image
Image
Wszyscy razem zaś chcemy się nagrodzić wspólnie wieczorem alkoholem. Tyle że tego dnia nawet ten punkt programu nie wyszedł nam dobrze – kończą się zapasy rumu. A ceny alkoholi w sklepach są nad wyraz niekorzystne. Z desperacją szukamy trunku z najkorzystniejszą ilością % w stosunku do ceny. Nieprzypadkowo odkrywamy w ten sposób afrykańskie wino owocowe. I muszę powiedzieć – zasada dotycząca polskich dobrych tanich win (że są dobre bo są dobre i tanie) znakomicie sprawdziła się i na Seszelach :)

Porady rezydenta Janusz Travel
Jeśli szukacie Przygody przez duże P – zapomnijcie o Anse Marron na La Digue. Wybierzcie się na trek z Zimbabwe (dojazd autobusem nr 62) na Anse Lazio. Na własną odpowiedzialność ;) Pomijając radość gubienia się wśród krzaków czekają Was też niezapomniane widoki
Image
_________________
Image
Góra
 Profil Relacje PM off
13 ludzi lubi ten post.
2 ludzi uważa post za pomocny.
 
      
#39 PostWysłany: 08 Sty 2016 20:15 
Awatar użytkownika

Rejestracja: 19 Gru 2012
Posty: 1987
Loty: 123
Kilometry: 110 954
niebieski
@Washington

Dawaj ten film ;)

Super relacja...bardzo lubię ten styl podróżowania i zwiedzania.
_________________
vivere militare est
Góra
 Profil Relacje PM off  
      
#40 PostWysłany: 08 Sty 2016 20:50 

Rejestracja: 20 Lis 2010
Posty: 172
Raphael napisał(a):
Pytanie odnośnie rowerów na Seszelach: czy w trakcie wycieczki można je bezpiecznie zostawić rzucone gdzieś w lesie i iść na parę godzin na plażę nie narażając się na koszty odkupu skradzionych rowerów, czy też stosuje się tam rowerowo-złodziejską prewencję tj. łańcuchy, wiązania itp. utrudniacze?


My rowery rzucaliśmy przy plażach nieprzypięte, ewentualnie gdzie dało się oprzeć o drzewa i nie zaginęły
Góra
 Profil Relacje PM off  
      
Wyświetl posty z poprzednich:  Sortuj według  
Napisz nowy temat Odpowiedz  [ 77 posty(ów) ]  Idź do strony Poprzednia  1, 2, 3, 4  Następna

Wszystkie czasy w strefie UTC + 1 godzina (czas letni)


Kto jest na forum

Użytkownicy przeglądający to forum: Brak zarejestrowanych użytkowników oraz 2 gości


Nie możesz zakładać nowych tematów na tym forum
Nie możesz odpowiadać w tematach na tym forum
Nie możesz edytować swoich postów na tym forum
Nie możesz usuwać swoich postów na tym forum
Nie możesz dodawać załączników na tym forum

Przeszukaj temat:
  
phpBB® Forum Software © phpBB Group