Autor: | yarwar [ 09 Cze 2013 14:56 ] |
Temat postu: | Bardzo długa podróż... |
Witam, Pewnego zimowego dnia, pod koniec 2012 roku wymyśliłem sobie, że wyjadę w długą podróż po różnych krajach świata. I tak też się stało… Pod koniec lutego 2013 wyjechałem z Polski w długą podróż, której końca nie znam. W planach mam zwiedzić jak najwięcej krajów w każdym z nich spędzając po kilka miesięcy tak aby chociaż trochę poznać jego kulturę i ludzi. Najpierw kilka dni spędziłem w Bangkoku, w hotelu i później poleciałem na Filipiny. Po ok. miesiącu dołączyła do mnie żona i na Filipinach przebywaliśmy blisko 3 miesiące po czym pod koniec maja przylecieliśmy do Kambodży, do Phnom Penh, gdzie aktualnie jesteśmy. Swoją relację zacznę od teraźniejszości, od dzisiaj, wszystkie poprzednie wpisy dostępne na blogu http://filipinyy.blogspot.com/ Zapraszam do lektury i komentowania ![]() |
Autor: | yarwar [ 09 Cze 2013 14:58 ] |
Temat postu: | Re: Bardzo długa podróż... |
Zakupy w supermarkecie Od kiedy mieszkamy w nowym miejscu - dzisiaj mijają właśnie 3 dni ![]() W mojej okolicy szybciej kupię prom kosmiczny niż bochenek chleba... Owszem zdarza się chleb ale jest to chleb w folii, tostowy, lekko słodki - cena 1,5$... Stosunkowo niedaleko nas jest duża piekarnia oraz supermarket wietnamski - widziałem jadąc kiedyś tuk-tukiem. Chcieliśmy się tam wybrać rano na większe zakupy. No więc wsiadamy do tuk-tuka i najpierw słownie tłumaczę mu gdzie chcemy jechać: V-I-E-T-N-A-M S-U-P-E-R-M-A-R-K-E-T, kapujesz? Kierowca: Tak, tak a gdzie to jest? Pokazuję mu na mapie, którą mi wyciągnął. Wsiadamy, jedziemy. Do tego supermarketu jaki i piekarni jedzie się bardzo ruchliwą, teoretycznie czteropasmową (praktycznie 168 pasów - ile się zmieści pojazdów obok siebie) ulicą. Jedziemy, jedziemy... dawno już minęliśmy ten supermarket (jest po drugiej stronie jezdni) i jedziemy dalej... Myślę sobie - może chłop nie ma jak tu zawrócić? Ale tak patrzę na niego a on jakoś tak niepewnie jedzie... Odwraca się i pyta się czy dobrze jedziemy... Trochę ciężko cokolwiek mu wytłumaczyć bo on ani w ząb po angielsku. Ujechaliśmy już ładny kawałek więc podałem inny znany mi adres Sorya supermarket - tam jest duże centrum handlowe. To zrozumiał i nas dostarczył... Przed zakupami poszliśmy jeszcze obok coś przekąsić. Po długich poszukiwaniach trafiliśmy w końcu na lokal i jedzenie godne naszego podniebienia. Tutaj pani przygotowuje na świeżo jedzonko: I od razu można konsumować. Aga jest w swetrze a ja w koszuli z długim rękawem bo wszystkie inne rzeczy w pralni i już zupełnie nie było co ubrać ![]() Tak mi się spodobała technologia podawania coli w puszce ze słomką, że musiałem to uwiecznić: W galerii handlowej poszliśmy tylko do spożywczego (zdjęć nie wolno robić ale kilka mi się udało). Musieliśmy kupić podstawowe produkty, jakieś mięcho, garnek no i coś tam coś tam jeszcze (wszystko wyszczególnione na rachunku na dole strony). Aga chciała zrobić rosół i zastanawialiśmy się - normalny czy czarny? To są małe kurczaki, rzekłbym pisklęta. A może jednak zupę rybną? A do zupy, wiadomo - Maggi musi być! W super promocyjnej cenie... Są też ziemniaki po 1,30$ za 800g (tak jest napisane na opakowaniu) - a tak przy okazji to ważyliśmy je na wadze obok - średnio miały 600 - 700g ![]() Jak ktoś strasznie potrzebuje to i wiśnie się znajdą - 29$ za kg. Z egzotycznych rzeczy - owoc smoka: Tak wygląda po przekrojeniu. Wygląda i prezentuje się ładnie ale w smaku jest jakiś taki... bez smaku. Ani słodki, ani kwaśny ani niedobry, ani dobry... Nasz najważniejszy zakup - boczek wędzony. Pysznyyyyy! (11,40$ za kg) Życie od razu stało się piękniejsze ![]() Zrobiliśmy zakupy i obładowani jak juczne konie wydostaliśmy się na zewnątrz. Tam usiadłem sobie na ławeczce a Aga pobiegła jeszcze na "ryneczek" dokupić trochę warzyw. Tak sobie siedząc włączyłem aparat i uruchomiłem nagrywanie. Kilka zwyczajnych chwil z Kambodży: Złapaliśmy tuk-tuka (znów się ciężko było dogadać) - pokazałem mu w aparacie adres gdzie mieszkamy i poprosiłem żeby zatrzymał się po drodze przy piekarni i supermarkecie wietnamskim. Niby pojął... Wsiadamy włączam mapę w telefonie i patrzę jak jedziemy (to jest naprawdę nieoceniona pomoc, kilka razy pobłądziłem i dzięki temu odnalazłem się). I co moje oczy widzą na mapie? Jedziemy źle! Dzięki mapom google udało mi się tak pokierować tuk-tukiem (znaczy się kierowcą tuk-tuka), że w końcu trafiliśmy i do piekarni i do wietnamskiego supermarketu. Supermarket fajny, obsługują Wietnamczycy, co chwilę dziękują za coś, nawet wózek za nami dziewczyna wiozła ![]() Piekarnia duża, w większości ciasta i torty. Torty - pięknie wyglądają, kolorowe, no ładne (zdjęć nie ma - wiadomo czemu). Normalnego chleba brak, są tylko bagietki więc je bierzemy. Nie my bo za nami po piekarni chodzą 2 dziewczyny - jedna z dużym talerzem a drugiej mówi się (lub pokazuje) co się chce i ona to nakłada na talerz i zanosi do kasy. Miła obsługa ![]() Pod dom zajechaliśmy z fasonem, kazałem tuk-tukowi podjechać pod samą windę bo zakupów masa. Zanim się rozliczyłem z kierowcą to wszystkie zakupy wniesione były do windy przez obsługę, mało tego pojechały z nami do mieszkania i pownosiły wszystko. Dla ciekawskich paragony z dzisiejszymi zakupami. Z lewej - piekarnia, po środku - wietnamczyk, po prawej - Lucky supermarket w galerii Sorya. |
Autor: | namteH [ 09 Cze 2013 15:56 ] |
Temat postu: | Re: Bardzo długa podróż... |
te dolary to amerykańskie czy jakieś ichniejsze? a jak ichniejsze to jaki to przelicznik ma? |
Autor: | yarwar [ 09 Cze 2013 16:03 ] |
Temat postu: | Re: Bardzo długa podróż... |
Dolary jak najbardziej amerykańskie. Tutaj funkcjonują równolegle 2 waluty - dolary i ich riele. 1 $ = ok. 4.000 rieli. Wszędzie można płacić zamiennie. I ciekawostka - z bankomatów wypłaca się dolary ![]() |
Autor: | Hubuus [ 09 Cze 2013 16:13 ] |
Temat postu: | Re: Bardzo długa podróż... |
Nawiązując do wypłacania dolarów z bankomatów - ostatnio słyszałem w radiu, iż w Polsce będzie można wypłacać Euro ![]() |
Autor: | Mixer [ 09 Cze 2013 17:20 ] |
Temat postu: | Re: Bardzo długa podróż... |
Ciekawa wyprawa,ale jakoś się nie mogę na tym blogu odnaleźć |
Autor: | yarwar [ 09 Cze 2013 17:31 ] |
Temat postu: | Re: Bardzo długa podróż... |
Dzięki. No taki format googlowego bloga jest niestety. Ciężko teraz mi to poprawić. Po prawej na belce jest archiwum (Poprzednie wpisy) - i tam są wpisy z poprzednich miesięcy. pozdrawiam, Jarek. |
Autor: | miszti [ 09 Cze 2013 21:47 ] |
Temat postu: | Re: Bardzo długa podróż... |
Świetna relacja ![]() ![]() ![]() |
Autor: | JIK [ 09 Cze 2013 23:12 ] |
Temat postu: | Re: Bardzo długa podróż... |
yarwar napisał(a): Z egzotycznych rzeczy - owoc smoka: Tak wygląda po przekrojeniu. Wygląda i prezentuje się ładnie ale w smaku jest jakiś taki... bez smaku. Ani słodki, ani kwaśny ani niedobry, ani dobry... Pitahaya! Pycha, powróciły wspomnienia z Chin ![]() |
Autor: | Antia [ 10 Cze 2013 01:14 ] |
Temat postu: | Re: Bardzo długa podróż... |
JIK napisał(a): yarwar napisał(a): Z egzotycznych rzeczy - owoc smoka: Tak wygląda po przekrojeniu. Wygląda i prezentuje się ładnie ale w smaku jest jakiś taki... bez smaku. Ani słodki, ani kwaśny ani niedobry, ani dobry... Pitahaya! Pycha, powróciły wspomnienia z Chin ![]() A ja jadlam je w wersji bialo czarnej z rozowa skorka. Ostatniego dzis po kolacji ![]() Wole mangostany. |
Autor: | yarwar [ 10 Cze 2013 05:12 ] |
Temat postu: | Re: Bardzo długa podróż... |
Jak dla mnie ten owoc też "bez szału" tyle, że ładnie wygląda. Odpowiedzi na pytania: - to będzie mam nadzieję stała rubryka ![]() @miszti - zaspakajając Twoją ciekawość: prowadzę normalny biznes związany z handlem, w Polsce, ale tak starałem się poustawiać wszystko, że wystarcza mi nadzór i kontakty przez internet aby wszystko mogło się kręcić bez mojego fizycznego pobytu w Polsce. |
Autor: | yarwar [ 10 Cze 2013 06:07 ] |
Temat postu: | Re: Bardzo długa podróż... |
Kilka spostrzeżeń na temat życia i ludzi w Kambodży. Nie wiem jak to możliwe ale najpopularniejszy pojazd (oprócz tuk-tuków i motorów) w Phnom Penh to.... Lexus! Naprawdę nie widziałem tylu Lexusów naraz i tak często. Oprócz tego normalnym widokiem jest też Hammer. Typowy pojazd kambodżański: Moim skromnym zdaniem tutaj jest się albo bardzo bogatym albo bardzo biednym. Zarobki w Kambodży to ok. 60$ więc nie mam pojęcia jak tutaj stać ludzi na cokolwiek, np. posiłek w knajpie to 4 - 6$ (i siedzą i jedzą). Fakt, że są też stragany uliczne z jedzeniem i tam jest dużo taniej - micha zupy, którą można się porządnie najeść to ok. 1$ - zależy z czym się zamówi. Uliczne jedzenie, wieczorem. Inna ciekawa rzecz stroje niektórych kobiet, niestety nie udało mi się jeszcze sfotografować - chodzą w pidżamach! Nie wiem czy to taka moda czy też może nie wiedzą, że to pidżama ![]() Przewody energetyczne to osobny temat na pracę doktorską. Tak jest chyba w całej Azji. Jak to działa? Nie mam pojęcia... Skąd wiadomo, który kabelek jest który? Leje deszcz i nic się z tym nie dzieje, może jakąś kosmiczną technologię mają... Są też i miłe akcenty (a właściwie jest ich całkiem sporo). Wybraliśmy się na Central Market (takie duże targowisko) tuk-tukiem a tu na nim takie coś (jak się dobrze przyjrzeć to orzełek ma niewłaściwie skierowaną głowę): To nasz kierowca, który nas dzielnie woził w poszukiwaniu mieszkania. W rękach trzyma ofertę wycieczek, tzn. gdzie może nas poobwozić. Na razie niestety nie mamy na to czasu. Bardzo sympatyczny człowiek a dodatkowo trochę mówi po angielsku - w razie jakby co dysponuję telefonem do niego ![]() Central Market - duże targowisko pod dachem i przy okazji stragany dookoła. Jest tam wszystko: bizuteria, ubrania, jedzenie, elektronika, gry i filmy na dvd za 2$ - wszystko pirackie oczywiście. Tutaj udało mi się kupić oryginalną (?) baterię do mojego aparatu, więc można przyjąć, że jest tu wszystko. Stragany na zewnątrz. Central Market, pod kopułą, wewnątrz. I nawet mi udało się coś tu kupić - zegarek ![]() Kilka stoisk. Wędzone ryby - pyszne! |
Autor: | yarwar [ 11 Cze 2013 10:29 ] |
Temat postu: | Re: Bardzo długa podróż... |
Mobilne sklepy Ogólne spostrzeżenie - wszyscy starają się tutaj handlować, czymkolwiek. Bardzo rozpowszechnione jest jeżdżenie ze swoim towarem - na rowerze, na motocyklu albo też specjalnie przerobionym tuk-tukiem do sprzedaży. Mobilne sklepy - to moja nazwa autorska ![]() Każda uliczka, nawet najmniejsza wprost kipi życiem. Nie sposób przejść bez usłyszenia kilku zaczepek, szczególnie od kierowców tuk-tuków i motocykli. Za każdym razem pytają się czy gdzieś podwieźć - nie są to jednak nachalne zaczepki. W większości przypadków wystarczy - thank you i dają spokój, chociaż niektórzy chcą sobie pogadać z białasem - przede wszystkim ci, którzy mówią choć trochę po angielsku. Sprzedawca kokosów. Pan maczetą rozwala kokosa, robi małą dziurkę (no chyba, że wyjdzie duża), włada słomkę i oddaje gotowy produkt do picia. U tego sprzedawcy można kupić - to co widać na zdjęciu, akcesoria sprzątające. Tu można zakupić pełnowartościowy posiłek - "coś" z jajkiem, ale na pewno na gorąco i na pewno można się najeść. Cena - prawdopodobnie 2.000 rieli, czyli 0,50$. Piszę prawdopodobnie ponieważ jest tu ogromny problem z porozumiewaniem się. Język angielski jest mało znany a na ichnich targowiskach w ogóle. Nie znają nawet zwrotu "how much?". Podchodzę, pytam się o cenę a pani rozgląda się dookoła szukając jakiegoś tubylca, który coś kuma w tym cudzoziemskim języku... Kantor wymiany walut. Jest ich tu bardzo, bardzo dużo. Kantory połączone są też z jakimiś sklepikami. Kurs wymiany dolarów różni się w zależności od dzielnicy ale jest bardzo zbliżony, groszowe sprawy. Przy wymianie nie ma obawy o jakieś kanty, wszystko odbywa się w atmosferze wzajemnego zrozumienia ![]() Na tym stoisku można zamówić sok z trzciny cukrowej. Widoczne na zdjęciu "badyle" to właśnie trzcina cukrowa, przepuszczane są przez maszynkę i wyciskany jest z nich sok. Wszystko dzieje się na naszych oczach. Budka z napojami. Ananasy. Zimne i fantazyjnie rzeźbione. Pyszne! Cena - 2.000 rieli (0,50$) za sztukę. Grilowana kukurydza, cena ta sama - 2.000 rieli - 0,50$ za sztukę. Świeżo krojone owoce o nazwie.... hmmm... khmmm... nie mam pojęcia ![]() Małe małże, które cały czas są podgrzewane, pod spodem jest palenisko. Bardzo dobre, jest z nimi kupe roboty przy jedzeniu jak kiedyś przy szprotkach ![]() A tak się odbywa produkcja lodu. Najpierw jest rąbany tasakiem i później kawałki wrzucane są do maszyny, która je rozdrabnia i wylatuje na dole do parcianego worka. Ślimaki - małe i duże, również grzeją się na ogniu. Cena bliżej niezidentyfikowana z uwagi na brak wspólnego języka ![]() |
Autor: | cichyy [ 11 Cze 2013 11:18 ] |
Temat postu: | Re: Bardzo długa podróż... |
lubię takie relacje. Czekam na więcej i zazdroszczę wakacji w czasie pracy ![]() |
Autor: | yarwar [ 11 Cze 2013 12:47 ] |
Temat postu: | Re: Bardzo długa podróż... |
cieszę się, że się podoba ![]() Tak się ułożyło w życiu - więc grzechem byłoby tego nie wykorzystać - więc korzystamy. pozdrawiam, |
Autor: | yarwar [ 13 Cze 2013 09:00 ] |
Temat postu: | Re: Bardzo długa podróż... |
Życie codzienne Zaczęła się pora deszczowa, prawie codziennie pada deszcz, chociaż pada to złe określenie - leje! I to porządnie, takie polskie oberwanie chmury, głównie po południu. Nie są to jakieś długotrwałe opady, ot 30 minut do godziny. Nie mogę stwierdzić żeby były to jakieś ożywcze opady, robi się nieco chłodniej i jeszcze bardziej parno. Temperatura w dzień to 33 - 36 stopni w nocy spada do 25 stopni, da się żyć - jest zdecydowanie chłodniej niż na Filipinach, przede wszystkim jest mniej słońca. Tak wygląda w tej chwili tak wygląda niebo nad nami A tak wygląda sytuacja jak spadnie deszcz: Generalnie pora deszczowa wraz z opadami deszczu nie przeszkadzają nam, można poobserwować fajne widoki... Ale jak wiadomo w czasie deszczu dzieci się nudzą ![]() W związku z tym, że teraz mamy dużo pracy i nie mamy jak zająć się zwiedzaniem (dopiero za jakieś 2 tygodnie) żyjemy jak "normalni Kambodżańczycy" ![]() Wstajemy rano, śniadanie, wyjście na zakupy i najpóźniej o godzinie 13 wracamy z powrotem, do pracy bo w Polsce jest wtedy godzina 8 rano a pracujemy według czasu polskiego. W wolnym czasie udaje się jednak sprawdzić tutejsze atrakcje. Na przykład wybraliśmy się na masaż - super sprawa i tylko 6$ za godzinę. Oprócz tego skorzystaliśmy z usług salonu kosmetycznego - manicure i pedicure. Tak, ja też ![]() Ciekawe doświadczenie... W salonie byliśmy sami i każdego z nas "obsługiwały" 3 dziewczyny. Cena 4$ za osobę. A tak wygląda efekt wizyty w salonie kosmetycznym: Moje paznokcie nie wyglądają tak okazale, nie zdecydowałem się na malowanie ![]() W czasie pracy zerkamy na telewizor ponieważ bardzo brakuje kogoś kto mówiłby po polsku. Niestety nie zabrałem ze sobą zbyt wielu polskich filmów, furorę zrobił u nas serial "Czterdziestolatek" - znam go już na pamięć ![]() Pod naszymi oknami przejeżdżają, przechodzą sprzedawcy jedzenia, zatrzymują się i czekają na klientów, moi ulubieni: Czasem schodzę na dół i kupuję jakieś jedzonko. Przeważnie nie wiem co to jest, nie ma się jak spytać bo nie mamy wspólnego języka ![]() Ostatni zakup za 3.000 rieli, ok. 0,75 $. Przypatrywałem się jak to jest przygotowywane. Podstawowy składnik to kiełki oraz pół zawartości zupki chińskiej. Do tego trochę (bardzo trochę) mięsa i przyprawy, olej, coś w kolorze mocno pomarańczowym i oczywiście jak zawsze chili. Wszystko jest smażone na żywo na stoisku, do tego dodane jest jedno jajko, też smażone. W smaku wychodzi to całkiem niezłe. Spacerując ulicami można spotkać kogoś ciekawego. Małpy nie są aż tak typowym widokiem jednak nikogo tu nie dziwią. Przeważnie krążą wokół miejsc gdzie jest jedzenie, restauracje, śmietnik i wyszukują sobie czegoś do jedzenia. Kilka dni temu będąc na targowisku niedaleko nas odważyliśmy się kupić tutaj mięso. Cena 30.000 rieli (7,50 $) za kg. Pieczony prosiak... Powiem uczciwie - r-e-w-e-l-a-c-j-a-! Smakuje bardzo podobnie jak polski prosiak z ogniska, nie wiem może i tak był zrobiony. Nie sądzę aby mięso było badane przez jakiekolwiek służby sanitarne a mimo to - żyjemy i mamy się dobrze. No i nie zapominamy oczywiście o codziennej porcji niezbędnych kalorii ![]() |
Autor: | 1bagietka [ 14 Cze 2013 07:33 ] |
Temat postu: | Re: Bardzo długa podróż... |
Pozazdrościć wyprawy. Wybieram się do Azji niedługo i do tej pory nie myślałam o Kambodży ani Filipinach ale widzę, że i tu można byłoby zerknąć, tylko nie wiem czy czasu wystarczy... Czekam na kolejne informacje i zdjęcia ![]() |
Autor: | Magaa [ 14 Cze 2013 11:21 ] |
Temat postu: | Re: Bardzo długa podróż... |
Swietna relacja, czekam na dalsze wpisy! Piszesz ze agielski tam raczej lezy, a jak z francuskim? Zdarzalo wam sie ze z powodu "bialosci" skory ktos probowal po fr mowic? Czytalam ze tam jezyk kolonialny praktycznie zaniknal, ciekawa jestem jak to jest w praktyce. BTW co ciekawe, zdjecie zielonych kokosow "otwieranych" maczeta, sok z trzciny cukrowej czy przewozne kramy wygladaja jak obrazki z dokladnie drugiego konca swiata - z Brazylii ![]() |
Autor: | yarwar [ 14 Cze 2013 22:41 ] |
Temat postu: | Re: Bardzo długa podróż... |
To prawda - angielski zdecydowanie "leży" a i po francusku nikt nie próbuje z nami rozmawiać. Widać też, że zaczyna się to zmieniać, dużo większa szansa na rozmowę po angielsku z młodymi ludźmi, starsze pokolenie praktycznie nie zna angielskiego. Próbowałem także po rosyjsku i też niekoniecznie ![]() |
Autor: | yarwar [ 17 Cze 2013 11:13 ] |
Temat postu: | Re: Bardzo długa podróż... |
Więzienie S-21 Tuol Seng i Pałac Królewski W sobotę w końcu ruszyliśmy się aby coś zobaczyć. Na początek więzienie S-21 i Pałac Królewski. Okazało się, że to słynne więzienie jest kilkanaście minut od nas, na piechotę. Postanowiliśmy przejść się tam. Mało kto chodzi tutaj piechotą, są tu wprawdzie czasem chodniki ale służą one głównie do parkowania samochodów i motorów, dlatego też ciężko poruszać się na nóżkach. Ale chcieliśmy się przejść a dodatkowo jeszcze potrzebny był nam bankomat - w kieszeni pozostało nam 700 rieli. I jak tu chodzić po chodniku? Po kilku minutach namierzyliśmy bankomat, który niestety też pobiera prowizję - 4$. No trudno - są tu też podobno bankomaty nie pobierające prowizji tylko nie udało mi się jeszcze ich znaleźć. Skoro jesteśmy już przy kasie można coś zjeść - Aga była głodna, ja zjadłem jajka w domu. ' Całkiem miła knajpa, więc siadamy. I tu pojawił się problem ponieważ dostaliśmy Menu o takiej treści: Smacznego! Na coś trzeba było się zdecydować a dodatkowym problemem był brak znajomości innego języka niż khmerski przez obsługę. Niestety, żadne z nas nie mówi jeszcze płynnie po kambodżańsku wobec czego przeszliśmy na język migowo-obrazkowy. W wyniku dłuższych pertraktacji Aga dostała prawie to co chciała: Zupa + piwo = 2 $. Koniecznie trzeba nauczyć się khmerskiego bo może w menu jest niższa cena? ![]() W knajpie dosiadł się do nas młody chłopak, który dobrze mówił po angielsku. Z tego co mówił to razem z ojcem prowadzą biuro, które pomaga w przedłużaniu wizy oraz zmianę wizy z turystycznej na biznesową. Byłoby fajnie - nie musielibyśmy jechać teraz do Bangkoku (to jeden ze sposobów na przedłużenie wizy - można wyjechać z Kambodży i za chwilę wrócić - dostaje się znowu wizę na 30 dni). Podróż do Bangkoku autobusem trwa 12 godzin, koszt - 18$. Dał mi swoją wizytówkę, w tygodniu zadzwonię - zobaczymy. Ruszyliśmy w kierunku więzienia S-21 (Tuol Sleng). Kilka faktów w dużym skrócie (bardziej szczegółowo można przeczytać w Wikipedii, TUTAJ): Więzienie działało w latach 1975-1979, zaadaptowano do tego celu szkołę, zostało zamordowanych w nim 17.000 - 20.000 ludzi, przeżyło tylko 12 osób. Służyło ono głównie do wymuszania zeznań torturami. Wejście do więzienia: Miejsce poboru opłat, kasa - wstęp 2 $. Moim zdaniem zwiedzanie tego więzienia nie jest najsympatyczniejszym zajęciem, widoki nie są zbyt miłe, ogólne wrażenie jest przygnębiające. Podobno całość została zachowana w takim stanie jaki zastała armia wietnamska podczas jego wyzwolenia. Z tym mogę się zgodzić - faktycznie nie widać aby cokolwiek było przy nim robione. Kilka zdjęć, a dla dociekliwych reszta w https://plus.google.com/u/1/photos/112995485347304050226/albums/5890108017309645041 Na terenie więzienia rosną sobie teraz takie owoce - ciężkie jak cholera. Po opuszczeniu tego miejsca wsiedliśmy do tuk-tuka, chwila negocjacji i ustaliłem cenę za kurs do Pałacu Królewskiego. Jest to spory kompleks budynków otoczony murem i strażnikami. Weszliśmy wewnątrz i tutaj Aga przypomniała sobie, że jest niestosownie ubrana, powinna mieć długie spodnie lub spódnicę. Ale nic, to - twardo idziemy do kasy, pewnie jakoś da się to załatwić. I rzeczywiście - jest wypożyczalnia spodni - koszt 1.000 rieli + 5 $ zwrotny depozyt. Wstęp na teren obiektu kosztuje 25.000 rieli lub 6,5 $ - lepiej mieć riele, dużo korzystniej to wychodzi - my niestety mieliśmy dolary. Aga w gustownych spodenkach, po prawej i lewej kasy. Na terenie jest kilkanaście budynków prawie do wszystkich można wejść jednak nie wszędzie można robić zdjęcia. Więcej zdjęć z kompleksu do zobaczenia w https://plus.google.com/u/1/photos/112995485347304050226/albums/5890112861613973473 Oczywiście w najważniejszym pomieszczeniu - zakaz robienia zdjęć i faktycznie siedzi wewnątrz na krzesełkach 6-ciu strażników i pilnują czy ktoś nie wyciągnie aparatu. Makieta świątyni Angkor.Też tam się oczywiście wybierzemy ale na to potrzeba kilku wolnych dni. Do każdej ze świątyń trzeba ściągnąć buty i w chodzi z gołymi syrkami ![]() W świątyni w której jest Budda wykonany w całości ze złota oczywiście zakaz robienia zdjęć. Jak na moje oko złoty Budda nie różni się od innych zrobionych z mniej szlachetnych metali. Święte źródełko, które jak wszystkie takie źródełka jest cudowne i jest dobre na wszystko ![]() I zakończyliśmy zwiedzanie Pałacu, odzyskaliśmy jeszcze depozyt za spodnie i opuściliśmy teren Pałacu. Podsumowując, więzienie - przygnębiające przeżycie ale nie wywarło na nas aż tak wstrząsającego wrażenia. Wydaje mi się, że na nas, Polakach nie robi to takiego wrażenia - widzieliśmy Oświęcim, Auswitz, oglądaliśmy filmy wojenne więc to więzienie jest kolejnym miejscem kaźni. Pałac Królewski - może jestem marudny ale jakoś tak również nas nie zaskoczył. Owszem, ładne budowle, ciekawe, inne niż w Europie ale... jakoś tak - bez szału. Wszędzie figurki Buddy, mniejsze lub większe, złote lub srebrne. Na początku jest ciekawie ale po chwili to powszednieje. Słowem, obie atrakcje - bez szału - ale to nasze subiektywne odczucie. Owszem, oczywiście warto zobaczyć lecz myślałem, że będzie to dużo większe przeżycie. Z Pałacu Królewskiego przeszliśmy się do naszej ulubionej knajpki - piwo za 0,5$ ![]() delikatnie i nagle jak nie lunie! A do domu mamy kawał drogi. Wynajęliśmy tuk-tuka, umówiłem się z nim, że zatrzyma się przy Night Market (chcemy kupić kurczaki z rożna) później się zatrzyma w centrum handlowym (musimy zrobić zakupy) no i na koniec dostarczy nas do domu. Za taką trasę, ok. 30 minut jazdy kierowca chciał 3 $ - nawet nie dyskutowałem ![]() Dla porównania kurczak z rożna kosztuje 5,5$. Jechaliśmy i lało niesamowicie, ulice zamieniły się prawie w rzeki nie w każdą można było wjechać. Kierowca kluczył objazdami aby dojechać do centrum handlowego. Tak wyglądają ulice podczas deszczu: Zakupy w galerii Sorya. Tak wygląda kupiony kurczak za 5,5$, dodatki są podwójne bo kupiliśmy 2 sztuki. A tak to cudo wygląda po przekrojeniu. Sympatyczna łapka, prawda? W smaku - jak dla mnie fatalne - nie smakował mi po prostu. W porównaniu z nimi polskie kurczaki z grilla to arcydzieło sztuki kulinarnej. Byliśmy głodni więc jednego zjedliśmy natomiast drugi wylądował w koszu. Nigdy więcej! |
Strona 1 z 4 | Wszystkie czasy w strefie UTC + 1 godzina (czas letni) |
Powered by phpBB © 2000, 2002, 2005, 2007 phpBB Group http://www.phpbb.com/ |