Autor: | gosiagosia [ 14 Lut 2015 19:06 ] |
Temat postu: | Australia czyli rzecz o miłości od pierwszego wejrzenia |
Zmienię trochę kolejność i zacznę od P.S. Właśnie się zorientowałam, że tytuł jest dość znamienny dla dzisiejszej daty. To nie jest zamierzone działanie to przypadek. TYTUŁEM WSTĘPU Marzec. Tak sobie siedzę i dłubię w Internecie po ulubionych stronkach. Chorwacja latem już zaplanowana, niedawno wróciłam z podróży więc nic nowego nie planuję….ale popatrzeć przecież nie zaszkodzi. Znacie to, prawda? Jaaasne, że znacie. ![]() ![]() No dobra – błyskawiczny research po stronach internetowych: wykresy pogodowe, gdzie deszczowo gdzie słonecznie, gdzie fajnie gdzie mniej fajnie, odkopanie wiadomości i decyzja zapada: Dublin - Melbourne, Perth – Dublin. Wypieki na twarzy – w jednym oknie strona brazylijskiej Expedii, w drugim tłumacz Google, w trzecim przelicznik reali. Kupione. Radość, radość….. podszyta odrobiną strachu bo to przecież … no, wiadomo co… No ale dobra. Z karty zdjęli. Na stronie Emirates bilety są, miejsca wybrane. Pozostaje mieć nadzieję. Mija miesiąc, potem drugi – można wziąć głęboki oddech. Przyszedł czas na kolejny etap. Internet furczy od przegrzania, godzinami siedzę i czytam, czytam…. Przechodzę wszystkie kolejne etapy planowania: euforia, frustracja i w końcu pragmatyzm. Bo nie da się wszystkiego zobaczyć. Nie przy sposobie podróżowania, który lubię najbardziej. Bo jakkolwiek szanuję decyzje ludzi, którzy robią RTW w 15 dni ( ba! podziwiam nawet) to wiem, że ja tak nie lubię. Ani nie lubią tego moi współtowarzysze. Lubię się „zadomowić” w podróży. Ostatecznie podróż zostaje złożona: 8.12. – wylot do Dublina 9.12 – wylot z Dublina 11.12 godz. 2:05 Melbourne 11.12 godz. 6:50 Melbourne – Launcheston (Tasmania) 14.12 Launcheston – Sydney 17.12 Sydney – Melbourne 19.12 Melbourne - Perth 19.12 – Perth – zachodnim wybrzeżem do Coral Bay 20.12 - 22.12 Coral Bay 23.12 – 27.12 Exmouth 27.12 – 30.12 podróż do Perth – wylot 22:05 31.12 godz. 11.20 – przylot do Dublina 01.01 godz.10.00 - wylot do Szczecina Uff – no to się narobiłam ![]() Dlatego przestrzegam chętnych do podróżowania po Australii – omijajcie termin Bożego Narodzenia szerokaśnym łukiem. Australijczycy gromadnie wyjeżdżają w czasie świąt i właściwie wszystkie lepsze (czyt. tańsze) miejscówki są pozajmowane. W maju! Na grudzień! Przesadzili. No wiem, fajnie mieć święta na plaży. ![]() Tak naprawdę to był to jeden z celów, jedno z marzeń, który właśnie udało mi się zrealizować… Porównywałam ceny i tak na serio to minimum 20 - 30% trzeba dodać. W przypadku wynajmu samochodów nawet do 100% w okresie świątecznym. Dużo. Z drugiej strony to był jedyny możliwy termin, w którym mogliśmy polecieć wszyscy. Żaden inny nie wchodził w rachubę. Czyli siła wyższa. A jak siła wyższa to nie ma co marudzić. Aaa! I jeszcze zaobserwowałam u siebie bardzo ciekawe zjawisko: na początku planowania podróży te ceny mnie zabijały - z czasem coraz bardziej przyzwyczajałam się do ich poziomu. Trochę może o sposobie naszego podróżowania. Nie podróżuję budżetowo i nie wstydzę się tego. Nie podróżuję też ekskluzywnie i też się tego nie wstydzę. Podróżuję tak, żeby było mi wygodnie ale nie za wszelką cenę. Podróżuję na poziomie średnim cenowo. Szanuję też ludzi, którzy lecą w ciemno – nic niezarezerwowane, wszystko znajdzie się na miejscu. Też tak czasem robię ale nie lubię tego. Powód jest bardzo prozaiczny: jak już gdzieś lecę to czymś najbardziej wartościowym jest dla mnie czas. A znacznie się on kurczy, kiedy trzeba szukać miejsc do spania. Oczywiście nie wszędzie się to sprawdza więc podróżowanie w ciemno też mam przerobione. Ale wolę mieć adres w garści wbić w nawigację/wsiąść do busa, dojechać, zostawić bagaż i w drogę. Tak wolę. Czyli muszę w taki sposób zaplanować podróż, by stała się marzeniem, a nie koszmarem ![]() Mam (a właściwie wszyscy mamy) taką dziwną przypadłość, że planując podróż zwracamy szczególną uwagę, żeby nie oddalić się zbytnio od jakiegoś zbiornika wodnego. Oddalenie na odległość większą niż 1 km powoduje dziwny niepokój, rozdrażnienie, skłonność do konfliktów wręcz frustrację ![]() NO TO WYRUSZAMY… DUBLIN Wyjazd o 7 rano ze stacji PKP w Szczecinie busem InterGlobus. Bilety kupione na Grouponie za niespełna 25 zł. Samolot mamy o 11:35, ok. 9:30 jesteśmy na lotnisku Schoenefeld. Mamy jeszcze czas na zakup obowiązkowego zaopatrzenia na wakacje – Bacardi ma świetną promocję ![]() Nocleg mamy zarezerwowany w Travelodge Dublin Aiport South 18 EU od osoby. Hotel bardzo przyzwoity, oferuje też transfer z i na lotnisko po 3EU/os. Bardzo dobry stosunek jakości do ceny, profesjonalna i miła obsługa. Doba hotelowa zaczyna się o 15 - my jesteśmy ok. 13 i pomimo, że na stronie hotelu widnieje informacja, że za wcześniejsze zakwaterowanie należy dopłacić – pokoje dostaliśmy od razu, bez dopłat. Plan był taki, że zostawiamy bagaże i ruszamy do miasta. Ale jak to bywa: plan planem a życie życiem. Dwie z nas mają objawy jetlaga giganta (?!) : nudności, ból głowy, krańcowe zmęczenie jak po stugodzinnej podróży. Pewnie jakiś wirus ale zaczynam mieć obawy o nasze samopoczucie w Australii… Nasze zwiedzanie rozpoczyna się więc zażyciem środków przeciwbólowych i głębokim, długim snem. Do centrum ruszamy, kiedy na zewnątrz jest już ciemno. Bilety do Temple Bar 2,80 EU/os. Kupujemy w autobusie –przyjmowane są tylko monety. Autobus nr 13 właściwie spod hotelu. O Dublinie nie czytałam zbyt dobrych opinii. Może w świetle dziennym wygląda inaczej, może gorzej. Nam nocny Dublin podobał się bardzo. Może sprawiła to atmosfera zbliżających się świąt ale ulice Temple Bar wyglądają przepięknie. Są oświetlone, pełne ludzi, wystawy jak z powieści Zoli. Zresztą cały Temple Bar ma dla mnie właśnie magię ubiegłego stulecia. Wczesnego stulecia. ![]() ![]() W końcu lądujemy w The Quays Bar. Panowie oczywiście zamawiają Guinessa - my pijemy irlandzki cydr. Atmosfera jest fantastyczna a staje się jeszcze lepsza kiedy zaczynają grać muzykę na żywo. Obiecujemy sobie, ze wrócimy tam na Sylwestra, w dzień powrotu z Australii. |
Autor: | adamp54 [ 14 Lut 2015 19:52 ] |
Temat postu: | Re: Australia czyli rzecz o miłości od pierwszego wejrzenia |
Fajnie, fajnie czekam na ciąg dalszy ![]() |
Autor: | Trentine [ 14 Lut 2015 20:03 ] |
Temat postu: | Re: Australia czyli rzecz o miłości od pierwszego wejrzenia |
ja również czekam, tym bardziej, że mam już bilety do Sydney na październik:) |
Autor: | dialam [ 14 Lut 2015 20:04 ] |
Temat postu: | Re: Australia czyli rzecz o miłości od pierwszego wejrzenia |
super się zapowiada ![]() ![]() ![]() |
Autor: | gosiagosia [ 15 Lut 2015 15:46 ] |
Temat postu: | Re: Australia czyli rzecz o miłości od pierwszego wejrzenia |
W PODRÓŻY Rano zamawiamy śniadanie w hotelu 6,5 Eu/os. Szwedzki stół, śniadanie bardzo dobre. Z obsługą hotelu umówiliśmy się już wcześniej mailowo, że zostawimy u nich na trzy tygodnie torbę z zimowymi rzeczami. Dzięki temu nie musieliśmy targać ze sobą ciepłych rzeczy do Australii. Nie wiem, czy zgadzając się na torbę zdawali sobie sprawę z jej wymiarów ale nie mrugnęli nawet okiem. Mili ludzie. Do Australii lecimy Emirates. Standard linii bardzo dobry. Wybaczcie, że bez zdjęć, bez dokładnych opisów ale dla mnie lot samolotem to tylko sposób na przemieszczenie się z punktu A do B. Ten lot był najdłuższy w moim/naszym życiu. Wylot o 13, lądowanie w Dubaju o 00:25, wylot o 3:00, lądowanie w Kuala Lumpur o 13:50, wylot o 15:30, lądowanie w Melbourne o 2 w nocy. Jesteśmy skołowani tą zmianą stref, nasze organizmy są trochę otumanione i nie wiedzą już chyba czy powinny spać, czy wstawać czy może tańczyć i śpiewać rocka ![]() ![]() I tu zaczyna się krótka seria naszych niepowodzeń. A najgorsze, że wszystkiemu winni byliśmy sami. Ku przestrodze. Cały proces wyjścia z lotniska trwał dość długo – godzinę. Przed przejściem przez szereg punktów kontrolnych wyrzucamy wszystkie produkty, które nam zostały po podróży. Do Australii nie wolno wwozić wielu rzeczy: produktów żywnościowych, drewna, nasion, roślin, skóry. Jeżeli chcesz je wwieźć musisz wypełnić specjalną deklarację (zresztą jeżeli nie chcesz to też musisz) http://www.evisastoaustralia.com/section06/customs.pdf My nie deklarowaliśmy nic oprócz leków – tak na wszelki wypadek – nie wiemy jakie leki są tam zabronione. Zostaliśmy przepytani o rodzaj leków i przepuszczeni z pieczątką. Uff… Takie wielkie uffffff bo już poza wszelkimi kontrolami okazało się, że Maja przemyciła jabłko. ![]() ![]() Przechodzimy na terminal krajowy bo stamtąd mamy lot do Launcheston. Na wielkiej tablicy jeden, jedyny lot świeci na czerwono napisem cancelled. Taaaak.... ![]() ![]() ![]() Nie jest to jednak zbyt przyjazne lotnisko do spędzenia kilku godzin. Rada nr 1: jak masz dużo lotów czy innych rezerwacji daj komuś zaufanemu hasło do swojego maila tak, żeby w takich przypadkach mógł za Ciebie podjąć decyzję. Gdybym tak zrobiła, na Tasmanii byłabym o 8 a nie o 14.30 i (co najważniejsze) mielibyśmy jeden dodatkowy dzień. I odwiedzilibyśmy Tahune Forest. Po otwarciu sklepów kupujemy na lotnisku starter za 40 $ w YesOptus – wersja 20-dniowa z codziennym doładowaniem Internetu 500 MB /dzień , nielimitowane rozmowy i sms-y. Pytamy, czy na Tasmanii jest zasięg (czytałam wcześniej, że tylko Telstra ma zasięg w niektórych miejscach dlatego wolę się upewnić) Pani potwierdza z pełną stanowczością. No więc proszę szanownej Pani – nie ma. Przynajmniej tam, gdzie mieszkaliśmy nie ma. I w wielu innych miejscach na Tasmanii też nie ma. Nie wspominając o Internecie, którego też nie było w wielu miejscach szczególnie w WA. Powiedziano nam później, że to faktycznie Telstra właśnie ma najlepszy zasięg w Australii. Ale potwierdzić nie mogę. Przy okazji tego długiego czekania z ciekawością obserwowałam proces „łapania” taksówek na lotnisku w Melbourne. Są dwa główne terminale tuż obok siebie: krajowy i międzynarodowy. Przed każdym z nich na chodniku są wytyczone miejsca oznaczone numerami. Przy każdym stoi pani lub pan porządkowy. Kolejka ustawia się za nimi. Taksówki przejeżdżają ciągle a Pan wskazuje im, żeby jechali dalej. Nie wiedziałam dlaczego wiec poszłam sprawdzić, gdzie lądują te taksówki, którym on z niewiadomych przyczyn nie pozwala zatrzymać się, mimo, że ludzie czekają.. I wyszło, że chodzi o sprawiedliwy podział miedzy terminalami i prawdopodobnie między innymi stanowiskami taxi na lotnisku bo pan porządkowy z terminala krajowego też odsyłał taksówki dalej. Bo gdyby wszystkie taksówki stawały przed terminalem międzynarodowym, który jest pierwszy to klienci z innych miejsc czekaliby do… długo by czekali. Wróćmy do moich obserwacji jednego punktu taxi. Na stanowiska przy ulicy wpuszczana jest taka ilość osób ile jest numerowanych miejsc i pan wskazuje taksówkom, że mogą podjeżdżać. Ustawiają się dokładnie po kolei przed numerowanymi miejscami. Jeżeli wśród oczekujących jest duża grupa lub grupa z dużym bagażem to pan ustawia ich na stanowisku obok siebie i wołając taksówki rysuje rękami w powietrzu znak prostokąta lub pokazuje na palcach ilość osób. Odpowiednio duży pojazd podjeżdża na wskazane stanowisko. Logiczne to, prawda? Po jakimś czasie okazuje się, że w Australii wiele rzeczy jest logicznych. W końcu doczekaliśmy się naszego lotu. Mając nadzieję, że wraz z końcem podróży skończą się nasze „nieszczęścia” wysiadamy w pięknej, słonecznej pogodzie na lotnisku Launcheston. Jestem szczęśliwa bo pogoda na Tasmanii jest okropnie kapryśna – ostatnie dni sprawdzania na mapach pogody były bardzo przygnębiające – deszcze i zimno. Mamy zarezerwowany Mitsubishi Outlander w Thrifty. Z kodem wyszło coś ok. 650 zł. Jeszcze nie zapłacone. Jak się okazuje: na szczęście nie zapłacone. Taaaak…. Kierowcą w Australii ma być mój mąż. Jeszcze kilka dni przed wyjazdem okazuje się, że jego międzynarodowe prawo jazdy gdzieś zginęło wyrabiamy więc nowe. Przy okienku Thrifty okazuje się, że rezerwacja jest, MPJ jest. Taaaak….. Brak tylko krajowego prawa jazdy. Zostało w domu. Co to oznacza? Że nie wypożyczą nam samochodu….. Kategoryczne nie. Próbujemy w innych wypożyczalniach Avis, Europcar… – wszędzie otrzymujemy odpowiedź negatywną. Nie myślcie sobie, że są niegrzeczni. Są bardzo mili, starają się pomóc, pan z Europcar dzwoni nawet do szefa. Brak zgody. Wstyd się przyznać – nerwy po kolei strzelają jak postronki każdemu z nas – oskarżenia, wyrzuty (głownie ja i mąż). Cała nasza podróż wisi na włosku - opierać się miała na podróżowaniu samochodem – na Tasmanii, w Viktorii i WA. Tasmania nie jest zbyt dobrze skomunikowana – do naszego domu w Binalong Bay mamy 200 km. Potem Great Ocean Road. Do tego Western Australia jest przewidziana na przejechanie ok. 4000 km i tam samochód mamy już opłacony z góry. W Thrifty właśnie. Dramat. Miły Pan z Europcar widząc naszą rozpacz podpowiada, żebyśmy poszli do Redspot Six „tylko tam możecie coś załatwić” – mówi – „tam szef jest w tej chwili”. Miał rację. Po wysłuchaniu naszych wyjaśnień wypożyczają nam Kię Carnival. Kosztuje nas to 460 zł więcej niż poprzednia opcja. Trudno. Gapowe. Przy czym wyższa cena nie wynika z tego, że chcą wykorzystać nasz problem – samochód jest po prostu wyższej klasy. Od razu napiszę jak poradziliśmy sobie dalej. Zadzwoniliśmy do domu, do Polski i poprosiliśmy o przesłanie prawa jazdy do wypożyczalni w Melbourne (po uprzednim skontaktowaniu się z wypożyczalnią i uzyskaniu ich zgody). Ta przyjemność kosztowała nas 319 zł. Prawo jazdy szybką przesyłką kurierską zostało dostarczone w ciągu 2 dni roboczych. Czekało na nas, kiedy wylądowaliśmy w Melbourne. Rada nr 2 Co najmniej dwie osoby muszą mieć komplet dokumentów pozwalających na poruszanie się w danym kraju. MPJ kosztuje tylko 30 zł na 3 lata i jest wyrabiane „od ręki” - przynajmniej w moim WK. Koniec rady. Jest po prostu zbyt oczywista, żeby ją rozwijać. TASMANIA O 15 zaczynamy swoją australijską przygodę. Wsiadamy do super wygodnego, super drogiego samochodu. Zmierzamy do Binalong Bay – tam zamieszkamy przez najbliższe 3 dni. W samochodzie co chwilę słychać „patrzcie tam, o ja! tam popatrzcie, Boże, jak pięknie”. Wydawałoby się - zwykła droga. Zauroczyła nas po kilkunastu kilometrach. Bo piękno Tasmanii polega na widokach: pusto, natura nienaruszona, soczysta zieleń, krowy i owce na zboczach. W tle góry. Brak samochodów, ludzi też właściwie nie widać. Po drodze mijamy małe wiejskie miasteczka. Brzmi jak opis wiejskiego landszafciku? I tak jest. Mądry był Tuwim kiedy pisał: Jaka to oszczędność czasu zakochać się od pierwszego wejrzenia… Bo już jesteśmy zakochani. I biadolimy, że mamy tak mało czasu na ten najmniejszy stan w Australii a jeden cały dzień rozpłynął się na lotniskach ![]() Krowy na Tasmanii. Nie śmiejcie się ale one jakieś inne są. Inne niż nasze mućki. Po pierwsze czyste i błyszczące. Po drugie ciekawskie bardzo. Kiedy podchodziliśmy do pastwiska wszystkie uciekały na bezpieczną odległość. Kiedy odchodziliśmy podążały całym stadem za nami. Kiedy odwracaliśmy się w ich stronę stawały, ustawiały się w szeregu i przyglądały się zaciekawione. ![]() ![]() Opiekę nad stadem sprawuje potężny byk. Kiedy próbowaliśmy podejść bliżej odstraszał nas rykiem. Krowy zresztą fascynowały nas przez cały pobyt ![]() No dobra – ja Wam tu o krowach a Australia czeka. Mamy mało czasu na dojazd bo po drodze musimy jeszcze zrobić zakupy w Świętej Helenie oddalonej od Binalong 11 km a sklepy zamykają o szóstej. Zresztą te zakupy to kolejne przeżycie. ![]() ![]() Kiedy dojeżdżamy do domu okazuje się, że jest uroczy jak cała Tasmania. Przeszklony salon z widokiem na morze i kominek – rzecz bardzo przydatna bo wieczory i noce na Tasmanii są chłodne nawet w lecie. Temperatura oscyluje w okolicach 10 °C z tendencją zniżkową. Ale najważniejsze jest położenie – w odległości kilkunastu metrów od pięknej białej plaży w Zatoce Ogni. Po plażach Zanzibaru nie spodziewałam się, że kiedykolwiek zobaczę takie piękne połączenia kolorów - ten biały piasek, turkusowe morze …. Bay of Fires to jedno z piękniejszych miejsc jakie widziałam w Australii. W komplecie z białym piaskiem i przepięknym kolorem wody otrzymałam jeszcze wielkie kolorowe głazy poukładane jak w przestrzennych puzzle. Plus intensywna zieleń. W zatoce po raz pierwszy ogarnia mnie to uczucie euforii, które pewno wszyscy dobrze znacie: po wielu miesiącach planowania, czytania i oglądania - mieć TO właśnie miejsce tuż przed oczami. Zresztą… niech przemówią zdjęcia. ![]() Wśród skał zdarzały się też smaczki typu "woow jakie to wielkie" ![]() ![]() Czytałam na blogach, że nazwa zatoki powstała od koloru skał pokrytych czerwonymi i pomarańczowymi porostami. To nieprawda. Nazwę zatoce nadał w XVIII wieku kapitan Furneaux, który płynąc tam zobaczył na wybrzeżu ogień rozpalony przez Aborygenów. Te porosty faktycznie dają całą gamę kolorów: od białych, żółtych przez ceglaste aż do ognistej czerwieni. Dużo zależy od pory dnia i naświetlenia. Sama zatoka ma kilkanaście kilometrów - przez te trzy dni ciągle odkrywaliśmy nowe widoki. Tu zejście do zatoki tuż koło naszego domu: I "nasza" cześć zatoki: Pierwszego dnia, wieczorem, już w domu, dostajemy jeszcze dawkę adrenaliny. Na tarasie obok drzwi wejściowych pojawia się takie stworzenie: Widzicie jego wielkość? Dom był pokryty deskami panelowym i Edward (z racji rozmiaru dostał własne imię) siedział na ścianie. Był wielkości rozwartej ręki. Wyobraźnia już podsunęła mi całe hordy pałętających się wokół nas pająków. I wiecie co? Edward był właściwie ostatnim pająkiem, którego widziałam. Nie licząc tego z ostatniego dnia pobytu w Australii, który - z racji niewielkich wymiarów (pudełko od zapałek najwyżej) - nawet nie zasłużył na chrzciny. Został po prostu przez litościwego Łukasza wyrzucony z domu (czy jak tam nazwać miejsce, w którym wtedy mieszkaliśmy) Nie wiem czy udało mi się dobrze go wyśledzić w internecie ale podejrzewam, że to Huntsman: pająk, który nie snuje sieci tylko poluje na zdobycz – zwierzątko właściwie nieszkodliwe dla człowieka. Druga sprawa, że będąc tam nic nie wiedzieliśmy o jego zamiarach w stosunku do nas, więc traktowaliśmy go z należnym mu respektem (głównie pytaniami żeńskiej części wycieczki przed wyjściem: „a Edward jest?” ) |
Autor: | gosiagosia [ 15 Lut 2015 21:30 ] |
Temat postu: | Re: Australia czyli rzecz o miłości od pierwszego wejrzenia |
Kolejnego dnia jedziemy do parku narodowego Freycinet. To tam znajduje się Wineglass Bay – zatoka, której zdjęcie pojawia się we wszystkich przewodnikach reklamujących Tasmanię i o której mówi się, ze jest jedną z najpiękniejszych zatok świata. Wjazd do parku kosztuje 22 $ za samochód osobowy bez różnicy ile osób w tym samochodzie siedzi. To chyba taki standard bo we wszystkich parkach, które odwiedzaliśmy cena była taka lub bardzo zbliżona. Co ciekawe wejście pieszo pojedynczej osoby kosztuje niewiele mniej – 11$. Jest jeszcze możliwość wykupienia karnetu na wszystkie parki na Tasmanii (56$). Na parkingu, gdzie zostawiamy samochód mamy pierwszą styczność ze zwierzakami Australii: na powitanie wychodzą (wykicuja?) urocze walabie. Niby dzikie bo nikt ich w klatce nie trzyma ale zupełnie nie boją się ludzi. Pozwalają się nawet pogłaskać i ciekawie zaglądają w aparat. Przy okazji – pozwólcie, że przedstawię Łukasza - to ten na zdjęciu z prawej ![]() ![]() Opinie czytane w Internecie na temat trasy do Wineglass Lookout bardzo zróżnicowane. Moim zdaniem szlak nie jest trudny. Mój mąż stwierdził, że dla emerytów ale przesadza jak zwykle. Wymaga to trochę wysiłku bo pnie się pod górę ale zdecydowanie warto. Dystans wraz z powrotem jest wyliczony na 2 km i 1h. Po drodze mijamy ogromne skały z różowo-czerwonego i szarego granitu. Widok na zatokę jest nagrodą. Ma idealny kształt i te kolory… Nie wiadomo czy swoją nazwę zawdzięcza właśnie temu kieliszkowatemu kształtowi czy krystalicznej wodzie. ![]() Decydujemy się zejść na dół do zatoki. Tu trasa jest trochę cięższa, bardziej stroma ale też nie jest to problem. No i na dole czeka kolejna nagroda. Piękna plaża i delfiny. No i pierwsze opalanie w Australii. Krótkie, jakieś pół godziny z filtrami 50 bo przestrogi o australijskim słońcu nie są przesadzone – 2 dni później przekonał się o tym Łukasz, który tego dnia zapomniał, że stopy też należy posmarować. W drodze powrotnej zajeżdżamy do Bicheno żeby zobaczyć Blowhole. To taka dziura w nadmorskich skałach, w którą wpływa woda i wybucha do góry tworząc wodny gejzer. Opisywane jako coś wartego zobaczenia. Może kiedy fale są większe wrażenia są bardziej spektakularne. My chyba nie trafiliśmy na odpowiedni moment. No bo ludzie mają zdjęcia np. takie: http://www.kuriositas.com/2013/06/the-b ... t-its.html a my mamy takie: ![]() Kolejny dzień poświęcamy na powłóczenie się po okolicznych lasach. Zaczynamy od St. Columba Falls wchodzimy na krótki szlak i nagle czujemy się jak bohaterzy Jurassic Park. Gąszcz drzew, olbrzymie paprocie. Spotykamy zwierzątko, które zna chyba każdy uczeń bo tak mocno było mu wbijane do głowy w parze z dziobakiem ![]() Potem już skręcamy samochodem gdzie popadnie prowadzeni przypadkowymi drogowskazami. Wszędzie jest pięknie: soczyście zielono, drzewa ogromne, woda w strumieniach przejrzysta, przyroda dziewicza. Dodatkowo, nie wiem czy wiecie ale na Tasmanii jest najczystsze powietrze na świecie. Przyrodniczy raj. W raju przedstawiam Dagę (po prawej) i Maję (po lewej) Nie bylibyśmy nami gdybyśmy nie wylądowali na plaży. Tym razem na tej przy naszym domu. Woda jest przeraźliwie zimna - ma może z 15 stopni. Żadna z nas nie decyduje się na kąpiel ale panowie nie odpuszczają. To ich pierwsza kąpiel w Australii nie ukrywają więc niepokoju przed wejściem do wody. Powiedzieli potem, że cały czas rozglądali się w obawie przed czającym się rekinem. Powiedzieli też, że nigdy wcześniej nie widzieli tak przejrzystej wody. Kiedy zapytałam jaka jest przejrzystość, ile metrów – powiedzieli „ nieskończona”. Ostatni spacer po plaży, w którym czas w końcu przedstawić siebie ![]() Następnego dnia z żalem opuszczamy Tasmanię. Z ogromnym żalem i poczuciem niedosytu. Miałam wątpliwości, kiedy układałam trasę wyjazdu, bo na temat Tasmanii czytałam też opinie w stylu: nic specjalnego. Nie wiem, nie mam pojęcia jak ta wyspa może nie zachwycać. Szczerze polecam ją każdemu, kto ceni piękno natury. Te ogromne przestrzenie, cisza i spokój sprawiają, że człowiek zwalnia tempo i czuje się jakby cofnął się w czasie. Na Tasmanii przejechaliśmy prawie 1000 km. Jeżeli wrócę tam ( a bardzo będę się starać ) to opcja z kamperem jest idealnym rozwiązaniem. |
Autor: | glasvegas [ 15 Lut 2015 21:44 ] |
Temat postu: | Re: Australia czyli rzecz o miłości od pierwszego wejrzenia |
Bardzo fajna relacja, zachecila mnie do odwiedzenia tej pieknej wyspy. Wpisuje ja zatem na liste ![]() |
Autor: | kimoh [ 15 Lut 2015 22:29 ] |
Temat postu: | Re: Australia czyli rzecz o miłości od pierwszego wejrzenia |
świetna relacja, do zwiedzania Australii i okolic nie trzeba mnie namawiać - jest to jedno z moich podróżniczych marzeń. Zazdroszczę Ci, że masz ekipę do zwiedzania, ja zawsze jeżdżę tylko z mężem, bo naszych znajomych trudno namówić na wyjazd dalej niż do Chorwacji ![]() |
Autor: | loterek [ 15 Lut 2015 22:35 ] |
Temat postu: | Re: Australia czyli rzecz o miłości od pierwszego wejrzenia |
Świetna relacja, fajnie że twoja ekipa nie ma "słomianego zapału" do podróży |
Autor: | gosiagosia [ 15 Lut 2015 22:54 ] |
Temat postu: | Re: Australia czyli rzecz o miłości od pierwszego wejrzenia |
Prawdę mówiąc ta "australijska ekipa" to moja naj-naj-bliższa rodzina ![]() ![]() Dziękuję Wam za miłe słowa dotyczące relacji. |
Autor: | catqbat [ 16 Lut 2015 19:06 ] |
Temat postu: | Re: Australia czyli rzecz o miłości od pierwszego wejrzenia |
Fajnie, chłonę teraz wszystkie australijsko - filipińskie relacje z racji niedawnej promocji ![]() |
Autor: | gosiagosia [ 18 Lut 2015 19:30 ] |
Temat postu: | Re: Australia czyli rzecz o miłości od pierwszego wejrzenia |
SYDNEY Lecimy Jetstar’em do Sydney. Na lotniskach w Australii odprawa odbywa się w automatach (również bagażu) ale jeżeli ta forma jest dla kogoś niewygodna można skorzystać z odprawy tradycyjnej. Ponieważ między poszczególnymi stanami też nie wszystko można przewozić (Maja – sprawdziłaś bagaż?, tak, sprawdziłam. To sprawdź jeszcze raz!!!!!! ) pod linkiem zamieszczam przewodnik, z którego wynika co można a czego nie można wwieźć ze stanu A do stanu B. http://www.quarantinedomestic.gov.au/whats-new.html W Sydney lądujemy o 11.00. O tym mieście napisano już wszystko, mamy więc dokładnie sprecyzowany plan. Mieszkanie wynajęłam na Airbnb. Jest w doskonałej lokalizacji tuż obok Hyde Park, rzut kamieniem od Darling Harbour - dobrze i wygodnie wyposażone. Widok z naszego okna... wysoooko ![]() Do mieszkania zawiózł nas shuttle bus -14 $ w jedną stronę. Od osoby. Czy można taniej? Można. Ale dłużej i zdecydowanie mniej wygodnie. Na tej stronie wszystko, co chcielibyście wiedzieć o komunikacji w Sydney, ale baliście się zapytać ![]() http://tp.transportnsw.info/nsw/XSLT_TR ... anguage=en Ponieważ shuttle bus'y jeżdżą tylko do hoteli i hosteli należy znaleźć hotel najbliższy miejscu, do którego chcemy dojechać i w rozwijalnej liście wybrać nazwę hotelu. http://www.airbussydney.com.au/ - to była najtańsza opcja tego rodzaju busów jaką znalazłam. No i transfery na lotnisko zaczynają o 5 rano a o takiej nieprzyzwoitej godzinie musieliśmy wyjechać 17 grudnia. Hotel do którego zawozi nas shuttle znajduje się dokładnie w miejscu gdzie mieszkamy – hotel na parterze, nasze mieszkanie na 22 piętrze. Dojeżdżamy więc prawie do windy ![]() W ogóle w Australii - znana z Polski teoria o wzroście cen wraz z wielkością miasta - nie sprawdza się. Jest dokładnie odwrotnie - im dalej od wielkich aglomeracji tym drożej. Potem wychodzimy na obiad i zwiedzanie miasta. Kolejka ludzi przed malezyjską knajpką „Mamak” przypieczętowuje naszą decyzję. Wybór był na tyle słuszny, że wracamy tam kolejnego dnia. Jedzenie pyszne w przystępnych cenach. http://www.mamak.com.au/ W Sydney, podobnie jak w Melbourne, jest darmowa możliwość transportu w centrum miasta: pomalowany na zielono autobus 555. Należy tylko pamiętać, że kursy kończą się o godzinie 18 w weekendy a w inne dni o 15:30. Tylko w czwartek do 21. To jest jego trasa: http://www.transportconnect.org.au/reso ... le_cbd.pdf Miasto jest już świątecznie przystrojone. Śmiesznie wygląda rząd plastikowych Mikołajów pływających w pełnym słońcu na wodzie Cockle Bay. W ogóle te ogromniaste mikołaje to główny element wystroju świątecznego. Przez 3 dni przemierzamy Sydney w różne strony. Nie może zabraknąć opery. ![]() O, z tego właśnie mostku: Royal Botanic Gardens i kookaburra na królewskim drzewie Sydneyskie oko: I fontanna na Darling Harbour. Ładna. Mural w dzielnicy The Rocks - najstarszej w Sydney. Niesamowite miasto. Tam jest po prostu wszystko w zasięgu reki. Jego rewelacyjne położenie sprawia, że rano możesz pić kawę w CBD, potem wykąpać się w morzu i za dwie godziny połazić po górach. Mogłabym tam zamieszkać ![]() ![]() Drugiego dnia naszego pobytu wybraliśmy się na wycieczkę…. po plażach rzecz jasna ![]() Cmentarz Waverley. Pierwszy pochówek odbył się tu w 1877 roku. Pogrzeby odbywają się tam nadal ale „miejscówka” z takim widokiem jest ponoć straaasznie droga. A tu ta najsłynniejsza plaża - Bondi. Nie zdawałam sobie sprawy, że jest taka długa. Tuż przy niej wybudowany jest basen, do którego ogromna fala co jakiś czas wlewa wodę. Pływanie na najbardziej skrajnym pasie może być więc nie lada wyzwaniem ![]() Kiedy wracaliśmy autobusem , mniej więcej kilometr od naszego mieszkania kierowca autobusu poinformował wszystkich, że „jest jakaś akcja policji i wszyscy muszą wysiąść” Po drodze okazało się, że wszystkie autobusy są opróżniane z pasażerów. W domu włączyliśmy telewizor – na wszystkich kanałach stale informacje o ataku terrorystycznym w Lindt Cafe na Martin Place. To ok.700 m od nas. W tym spokojnym, bezpiecznym, przyjaznym kraju, gdzie od ostatniego takiego zdarzenia w Sydney minęło 36 lat było to zdarzenie wzbudzające ogromne emocje. Następnego dnia przechodziliśmy obok Martin Pl. Zobaczyliśmy tłumy ludzi, ogromną ilość kwiatów złożonych na placu i 100-metrową kolejkę ludzi czekającą, żeby złożyć kolejne. W Sydney odwiedziliśmy też Fish Market. Powiem tak: takiego targu rybnego, z taką ilością, różnorodnością ryb i owoców morza nie widziałam jeszcze dotąd. A wszystko to czyściutkie, pięknie wyeksponowane. Tego dnia mieliśmy królewską kolację . A Wy macie przegląd cen ![]() Chinese Garden of Friendship – taki mały kawałek Azji w samym centrum miasta – wstęp 6$. Na ogół nie odwiedzam Zoo czy akwariów. Wolę 100 razy oglądać kolczatkę w jej naturalnym środowisku niż patrzeć przez kraty na białego tygrysa. Ale skuszeni wysokimi ocenami Sea Life w Sydney postanowiliśmy się tam wybrać. Bilety kupione na stronie internetowej są tańsze (28$) niż bezpośrednio w kasie (40$) Po przejściu akwarium moja opinia nie uległa zmianie. Nie lubię i już. Wolę jednego Nemo w morzu niż 50 za szybą. |
Autor: | Trentine [ 18 Lut 2015 20:16 ] |
Temat postu: | Re: Australia czyli rzecz o miłości od pierwszego wejrzenia |
Fantastyczna relacja, czekam na cd... |
Autor: | mayka [ 18 Lut 2015 22:25 ] |
Temat postu: | Re: Australia czyli rzecz o miłości od pierwszego wejrzenia |
Gosia, świetnie się czyta relację i miło wspomina (niektóre) miejsca, gdzie się (prawie) rozminęliśmy ![]() Czekam na ciąg dalszy ![]() I pozdrawiam również z Tfetfina ![]() |
Autor: | catqbat [ 19 Lut 2015 00:23 ] |
Temat postu: | Re: Australia czyli rzecz o miłości od pierwszego wejrzenia |
A co polecasz z rybnego targu? ![]() ![]() |
Autor: | glasvegas [ 19 Lut 2015 02:05 ] |
Temat postu: | Re: Australia czyli rzecz o miłości od pierwszego wejrzenia |
Ah te przepiekne Sydney. Wrocily wspomnienia, az sie lezka zakrecila. |
Autor: | gosiagosia [ 19 Lut 2015 18:00 ] |
Temat postu: | Re: Australia czyli rzecz o miłości od pierwszego wejrzenia |
Mayka - no wiem, czytałam:) Tobie Sydney nie przypadło do gustu. Ja za to zazdrościłam Kings Canyon. Dzięki za miłe słowa z tak bliska:) catqbat, co ja polecam? Krewetki, ryby, kalmary, przegrzebki... ![]() Ale na targu są też takie knajpki a raczej stoiska gdzie możesz kupić już gotowe przyrządzone dania. Np. talerz mix - wszystkiego po trochu. Tylko.... szczerze mówiąc były to najgorzej przyrządzone owoce morza jakie w życiu jadłam:( |
Autor: | gosiagosia [ 21 Lut 2015 15:35 ] |
Temat postu: | Re: Australia czyli rzecz o miłości od pierwszego wejrzenia |
MELBOURNE Po wylądowaniu na lotnisku Avalon załatwiamy formalności związane z wynajmem samochodu ( jak wspomniałam prawo jazdy już czeka - 319 zł ! ). Tym razem mamy Toyotę Camry. Na dodatek hybrydę. Nigdy nie jechałam hybrydą – trochę się czuję jak w melexie bo silnik spalinowy nie pracuje przy małym obciążeniu i w ogóle go nie słychać. Wielkie auto pali tylko 5 l/100 km. Luuuubię. Ledwo mieścimy się z bagażami, upychając je do maximum. Na szczęście bagaże to tylko trzydziestominutowy transport z i potem na lotnisko. Dwie kolejne noce spędzimy w domu polskiej rodziny, która 23 lata temu mieszkała w naszym mieście. W polskim domu stoi już choinka. Czas spędzony na rozmowach o Australii – bezcenny ![]() Wyruszamy do miasta zostawiając samochód na parkingu (16,80 $/doba) obok przystanku City Circle Tram – bezpłatnego, zabytkowego tramwaju, który wozi nas dookoła Melbourne a my wysiadamy przy kolejnych „atrakcjach” miasta. Melbourne jest zupełnie inne niż Sydney – zdecydowanie spokojniejsze, powiedziałabym: małomiasteczkowe. Myślę, ze jeden dzień w nim spędzony nie daje mi prawa do oceny tego miasta – szczególnie krzywdzącej. Nie na darmo przecież od 12 lat uznawane jest za najlepsze miejsce do życia na świecie. Jeżeli więc jestem zachwycona Sydney a Melbourne mniej to może po prostu nie miałam szansy poznać tego miasta. Kilka migawek z Melbourne. Uwagę zwracają niestandardowo pomalowane (ozdobione?) budynki. Poszliśmy też odwiedzić największy targ w Australii, Queen Victoria Market. Byliśmy ok. godziny szóstej. Tablica poinformowała nas, że w środę jest czynny do drugiej. Pomimo wszystko poszliśmy zobaczyć i ku naszej uciesze okazało się, ze w środy odbywa się tam Night Market - targ z jedzeniem. Na targu można kupić jedzenie z różnych stron świata: grecką musakę, chińskie sajgonki, tajskie nudle, kreolską jambalayę - naprawdę jest w czym wybierać. Nie jestem pewna w 100 % ale chyba potrawy kosztują 12 $ - przynajmniej tyle zapłacił każdy z nas a każdy wybrał coś innego. Porcje słuszne. No i jest busking czy zwyczajnie po polsku występy uliczne. Na YT znalazłam też krótki filmik – nie jest mojego autorstwa ale doskonale oddaje atmosferę miejsca. GREAT OCEAN ROAD Zadawałam pytania na forum o to czy w ciągu jednego dnia można przejechać tę drogę wraz z powrotem do Melbourne przed zachodem. No więc można. Ale gdybym miała komuś doradzać to zaproponowałabym żeby najpierw dojechać autostradą do Port Campbell przez Cressy (czyli górą) i rozpocząć wycieczkę od London Bridge. Można wtedy doskonale ocenić czas, który pozostał a najwspanialsze miejsca są właśnie w okolicy Port Campbell. To tam warto spędzić lwią część tego czasu. My mieliśmy ten jeden, jedyny dzień pogodowego pecha. Wyjechaliśmy o 7 rano i zapowiadało się na piękny dzień. Po pewnym czasie pogoda jednak zaczęła się drastycznie zmieniać: temperatura ok. 15 stopni, wiatr i zacinający deszcz czasem nawet dość rzęsisty. A i tak napiszę – warto było! Droga zaczyna się bramą - pomnikiem tuż za miejscowością Aireys Inlet. A potem wije się wybrzeżem wzbudzając achy i ochy i … żal, że bardziej ach i och byłoby w innych okolicznościach pogodowych. Przy czym: ja myślałam, że sama jazda samochodem dostarcza spektakularnych wrażeń. Owszem są takie odcinki. Ale tylko odcinki. Na ogół do tych najbardziej spektakularnych widokowo miejsc trzeba zatrzymać się i pójść na specjalnie przygotowane lookout. Nie chcę umniejszać znaczenia tej trasy ale oglądanie z okien samochodu Val d’Orcia albo nadmorskich dróg Chorwacji czy choćby przejazd przez austriackie góry w mojej opinii bardziej zasługuje na miano najlepszych tras samochodowych. Podkreślam: w mojej opinii. Jeżeli ktoś nie odwiedza Tasmanii (przed popełnieniem tego błędu absolutnie przestrzegam ![]() A po drodze do Lighthouse Otway spotyka nas największa niespodzianka. I niech ktoś mnie przekona do ZOO… ![]() Te urocze misie-nie-misie wiszą na drzewach i spokojnie dają się obserwować. Jest ich kilkanaście - czasem bardzo nisko. Jedyny ruch, który wykonują podczas naszego prawie godzinnego postoju to przekręcanie głowy, żeby lepiej zobaczyć człowieka z tym czymś czarnym przy twarzy. I pięknie pozują do portretów ![]() Potem już zostają najbardziej osławione widoki Wielkiej Drogi Oceanicznej. Wszystkie oglądamy tylko z góry, z punktów widokowych. Te cuda stworzone przez przyrodę są naprawdę monumentalne. W każdym miejscu można zejść na dół i wyobrażam sobie, że dopiero wtedy odczuwa się ich wielkość i potęgę. Wyobrażam, bo my nie zeszliśmy. Może gdybyśmy mieli czapki i kurtki ale te niestety zostały w ogromnej torbie w Dublinie. 12 Apostołów to zdecydowanie symbol drogi. Na ogromnym parkingu zostawiamy samochód i dochodzimy najpierw do tablicy wśród takich roślin okrywających skały kuszeni z daleka widokiem morza żeby w końcu dptrzeć do miejsca, który pierwszy raz w życiu zobaczyłam na tapecie komputera w Media Markt ![]() Potem pozostaje już cała reszta. Ledwo udaje nam się zrobić kilka zdjęć w przerwach kiedy deszcz przestaje padać. Do Melbourne wróciliśmy ok. 19. Nie mieliśmy już czasu na Wyspę Filipa i paradę pingwinów. Kolejny raz dosięga nas ból wyboru. Jak to wszyscy zawsze powtarzają: jest powód do powrotu ![]() |
Autor: | catqbat [ 21 Lut 2015 17:35 ] |
Temat postu: | Re: Australia czyli rzecz o miłości od pierwszego wejrzenia |
Koale <3! Pięknie, pięknie! |
Autor: | maxima [ 21 Lut 2015 18:29 ] | ||||
Temat postu: | Re: Australia czyli rzecz o miłości od pierwszego wejrzenia | ||||
Super:) też w 2014 spełniło się moje marzenie i byłam w Australii i też chcę tam wrócic ![]() ![]() a na Great Ocean Road miałam to samo! ![]() ![]() ![]() Obcowanie z fauną australijską polecam w QLD - Billabong koło Townsville - karmiłam tam kangury, trzymałam koale, wombaty, węże, żółwie, kuzuary i inne. Super przeżycie!!
|
Strona 1 z 6 | Wszystkie czasy w strefie UTC + 1 godzina (czas letni) |
Powered by phpBB © 2000, 2002, 2005, 2007 phpBB Group http://www.phpbb.com/ |