Akceptuję i chcę ukryć komunikat Fly4free.pl korzysta z technologii, takich jak pliki cookies, do zbierania i przetwarzania danych osobowych w celu automatycznego personalizowania treści i reklam oraz analizowania ruchu na stronie. Technologię tę wykorzystują również nasi partnerzy. Szczegółowe informacje dotyczące plików cookies oraz zasad przetwarzania danych osobowych znajdują się w Polityce prywatności. Zapoznaj się z tymi informacjami przed korzystaniem z Fly4free.pl. Jeżeli nie wyrażasz zgody, aby pliki cookies były zapisywane na Twoim komputerze, powinieneś zmienić ustawienia swojej przeglądarki internetowej.



Napisz nowy temat Odpowiedz  [ 25 posty(ów) ]  Idź do strony 1, 2  Następna
Autor Wiadomość
#1 PostWysłany: 11 Lut 2015 23:05 

Rejestracja: 02 Sty 2015
Posty: 28
Relacja ta powstała/je ponieważ dzięki fly4free udało nam się polecieć w styczniu do Argentyny. Postanowiłam, że nie jako „w zamian”, z podróży powstanie relacja, którą podzielimy się z innymi forumowiczami. Podróżowaliśmy w dwójkę – ja (Justyna) i Daniel. Była to nasza pierwsza podróż do Ameryki Południowej, wcześniej dość sporo podróżowaliśmy po Azji. Bilety kupiliśmy dzięki promocji: http://www.fly4free.pl/tanie-przeloty-do-buenos-aires/. Miałam lekkie obawy czy rezerwacja nie zostanie anulowana, tak jak to było przy lotach na Goa i w głowie układałam już treść pisma przedprocesowego do seat24, ale na szczęście się upiekło. Bilety kosztowały nas ostatecznie 405 euro od osoby. Wylot z Pragi 21 stycznia, powrót 9 lutego.

Nasza znajomość hiszpańskiego ograniczała się do podstawowych słów, oznaczających głównie nazwy figur w salsie. Jak się okazało był to spory problem. W naszym odczuciu bez znajomości języka hiszpańskiego w Ameryce traci się bardzo dużo. Miejscowi nie palą się do rozmowy po angielsku, jeśli nie znają go zbyt dobrze. Kraj ma niezwykle interesującą z punktu widzenia Europejczyków historię i przyrodę. Nie wiem jak innych ale mnie w szkole o Ameryce Południowej nie uczono praktycznie wcale. Jeżeli zatem planujecie wyjazd do Ameryki warto zmobilizować się do nauki języka a w związku z tym odpowiednio wcześniej zaplanować podróż. Planowanie z wyprzedzeniem jest tym bardziej istotne, że podróżowanie po Argentynie autobusami i samolotami jest bardzo kosztowne, w związku z czym warto zamawiać bilety z odpowiednim wyprzedzeniem, zwłaszcza w sezonie wakacyjnym.

Był to nasz pierwszy wyjazd, na który faktycznie było nas stać i ponieważ, również po raz pierwszy, musimy po nim wrócić do pracy, nie był to wyjazd budżetowy tylko wypoczynkowy. Jeśli chodzi o wydatki to wyglądały następująco (dla jednej osoby):

bilety Praga – Franfurt – Buenos Aires, Buenos Aires – Rio de Janeiro – Frankfurt – Praga – 405 euro
bilety autobusowe PB Warszawa – Praga – 8 zł
nocleg hostelu w Pradze – 230 koron (ok 37 zł)
transport z lotniska w BA na Floridę – 5 ARS (ok 1,5 zł)
taksówka Florida – Aeroparque – 80 ARS
bilet lotniczy BA – Puerto Iguazu – ok 500 zł
przejazd busem lotnisko Puerto Iguazu – miasto – 60 ARS
nocleg w Puerto Iguazu:
pierwsza noc: Nomads hostel– 225 ARS - pokój dwuosobowy ze śniadaniem- nie polecamy
Hostel Inn – ok 1300 ARS za dwie noce – pokój dwuosobowy ze śniadaniem – gorąco polecamy
przejazdy po Puerto Igauazu autobusem miejskim – 5 ARS
autobus miejski do Parku Iguazu – 50 ARS za autobus, lub ok 50-60 ARS za osobę w taksówce (przy 4 osobach)
bilety wstępu do Parku Iguazu – 260 ARS
Autobus Puerto Iguazu – Cordoba – Cama – 1090 ARS – przewóz: Zinger
Noclegi w Cordobie – Couchsurfing
przemieszczanie się po Cordobie – na piechotę
autobus Cordoba – Le Cumbre – 60 ARS
Noclegi w Hostelu La Cumbre – 150 ARS – dormitorium + śniadanie
bus La Cumbre – Cordoba – 72 ARS – dużo szybszy przejazd niż autobusem
*ewentualnie jeśli ktoś chce paragliding w La Cumbre – Cuchi Coral kosztuje 1200 ARS – nie skorzystaliśmy
autobus Cordoba – Mendoza – Cama - 650 ARS – przewóz: Plus Ultra
Busy w Mendozie – kiedy przyjechaliśmy 3,5 ARS po tygodniu – 4 ARS – płatność monetami lub kartą, jeśli monetami cena jest droższa
Noclegi w hostelach w Mendozie:
Empedrado Hostel i Hostel Suits - ok 500 ARS ze śniadaniem
po powrocie z gór nocowaliśmy w hotelach – koszt ok 900 ARS za noc ze śniadaniem
wycieczka po winiarniach – niezorganizowany wyjazd:
4,50 ARS bilet autobusowy do Maipu, 70 ARS rower, 60 ARS wine tasting w Domiciano, 30 ARS wycieczka i degustacja w LAUR (oliwa)
Bilet autobusowy Mendoza – Uspallata – 46 ARS
hostel Uspallata International – ok 500 ARS - niski standard ale świetne widoki (nie z okien :)
dzień: horseback riding po Andach i trekking – 700 ARS, następnego dnia wzrosło do 800 ARS, w tym lunch i woda
bilet autobusowy Uspallata – Mendoza – 46 ARS
paragliding w Mendozie – 900ARS z dojazdem
Przejazd Mendoza – Buenos Aires – Cama - 960 ARS
Noclegi w Buenos – u znajomych
rower na dzień w BA – 150 ARS
Wizyta w muzeum historii naturalnej – 15 ARS

Jeśli chodzi o jazdę stopem to spotkaliśmy parę, która przejechała od Porto Alegre do Mendozy w trzy dni, my stopa łapaliśmy tylko na krótkich trasach i mamy wrażenie, że chętniej zatrzymują się dla ludzi, którzy wyglądają na lokalnych. Z hostelu Uspallata do Uspallaty (7km) złapanie stopa na jedynej ulicy zajęło nam godzinę.

Jako że wylot do Buenos Aires był z Pragi, zaczailiśmy się na bilety z Polskiego Busa. W kilka godzin po rzuceniu nowej puli biletów kupiliśmy dwa bilety na trasę Warszawa-Praga za całe 8 zł. W autobusie pustki, można było spokojnie rozłożyć się na kilku siedzeniach i przespać. W Pradze byliśmy o 5 rano, mieliśmy ponad 14 godzin do wylotu, więc wcześniej zamówiliśmy nocleg w hostelu przy dworcu autobusowym Florenc (jakieś 300 m od peronów) A Plus Hotel & Hostel Prague - koszt: ok. 37 złotych za łózko w dormitorium (230 koron) wraz ze śniadaniem. Nie jest to super niska cena, podejrzewam, że spokojnie można znaleźć lepszy deal, zależało nam jednak na tym, żeby hostel był jak najbliżej dworca. Dormitorium oceniłabym jako dostateczny.

Podróż do Buenos Aires przebiegała bez problemowo. Z ciekawostek mogę jedynie polecić spędzić czas oczekiwania na samolot na lotnisku w Pradze w strefie chill out.

Po przylocie do Buenos udaliśmy się na przystanek lokalnego autobusu.
Ważne: w Argentynie za autobusy miejskie płacimy gotówką kierowcy (w mniejszych miejscowościach), monetami w automacie albo kartą pre paidową (najczęstsze rozwiązanie). Młodzi ludzie chętnie pomogą wam w autobusie i odbiją swoją kartę za wasz przyjazd. Przejazdy po mieście są bardzo tanie – od 2 ARS (np. za pociąg w Buenos Aires) do 5 ARS (np. w Puerto Iguazu). Ceny są dynamiczne, mniej więcej co 3 miesiące się zmieniają – oczywiście rosną w górę.

Jedna z dziewczyn czekających na przystanku na lotnisku zaproponowała, że użyczy nam swojej karty. Autobusem nr 8 dojeżdża się do Plaza de Mayo, podróż trwa ok 2,5 h, nasza dobiła niemal do 3 h. Autobusem tym dojechaliśmy do Floridy, czyli jednej z głównych ulic BA, na której bez problemu można wymienić pieniądze po czarnorynkowym kursie.

Ważne: ze względu na inflację, w celu ochrony rynku w Argentynie ustalony jest sztywny kurs ARS do innych walut. Jeśli przyjdzie wam do głowy wymieniać pieniądze według oficjalnego kursu to podróż po Argentynie będzie niesamowicie droga, nie wspominając o tym, że będzie jedynymi frajerami w kraju. W Argentynie ludzie masowo inwestują w dolary i euro, wszyscy oszczędzają w dolarach, mieszkania kupuje się tylko w dolarach, z tego też powodu pojawił się prężny rynek czarnorynkowej wymiany waluty po dużo korzystniejszych, nie sztywnych kursach. W momencie naszej podróży za 100 dolarów otrzymywaliśmy od 1200 do 1340 ARS, w zależności od miejscowości. Jak wymieniać pieniądze – w każdym turystycznym mieście można znaleźć ulicę, skrzyżowanie, itp. na którym znajdziemy ludzi otwarcie naganiających klientów do swoich quasi kantorów. Krzyczą wtedy „cambio, cambio”. Na Floridzie, głównym miejscu wymiany pieniędzy dla turystów w BA, nie da się ich nie zauważyć, jest ich dziesiątki. Sam rynek czarnorynkowej wymiany jest półoficjalny, kursy waluty można śledzić na stronie: http://www.dolarblue.net/ , kurs zmienia się w oparciu o opracowany algorytm i jest podawany nawet przez ogólnokrajowe gazety. Kiedy już wybierzecie swojego naganiacza i wynegocjujecie kurs wymiany, zostaniecie zabrani do „kantoru”. Może to być przeróżne miejsce. My wymienialiśmy głównie w sklepikach w galeriach handlowych, w których oficjalnie prowadzi się inną działalność. Jednak jeden raz byliśmy w miejscu, który wyglądał bardziej profesjonalnie niż wszystkie kantory w Polsce razem wzięte. Znajdował się w mieszkaniu obok Floridy, w którym można było oczekiwać na swoją kolej w poczekalni z fotelami, po pomieszczeniach przechadzali się ochroniarze, a w głównym pomieszczeniu znajdowała się szyba kuloodporna a pieniądze przekazywano przez szufladę w blacie. Na końcu zostaliśmy obdarowani wizytówkami. Pełny profesjonalizm. Po otrzymaniu pieniędzy przejrzyjcie je, sprawdźcie znaki wodne, nie wymieniajcie dużych ilości naraz (my wymienialiśmy po 300-400 USD). Pieniądze w poszczególnych miastach wymienialiśmy tu:

Buenos Aires – Florida
Cordoba – Plaza San Martin
Mendoza – av. San Martin pomiędzy ulicami Catamarca a Lavalle

Z Floridy złapaliśmy taksówkę na kolejne lotnisko, znajdujące się nad rzeką (spoiler alert – Buenos Aires nie leży nad morzem). Lotnisko Jorge Newbery jest bardzo ruchliwe, z uwagi na to, że podróżowanie samolotem poza granice Argentyny jest bardzo drogie dla Argentyńczyków (muszą płacić dodatkowy podatek - 35%), promowana jest turystyka wewnątrz kraju. Poza tym ze względu na odległości między miastami, ludzie decydują się często na podróże samolotem. Stąd na lotnisku panuje spory tłok. Warto o tym pamiętać przy planowaniu podróży z tego miejsca.

Z lotniska polecieliśmy do Puerto Iguazu liniami LAN. Według zapewnień znajomych samolot powinien był przed lądowaniem przelecieć dwa razy nad wodospadami. Niestety, mimo spędzenia przed oknem dwóch godzin lotu, wodospady nie zostały nam pokazane z góry. Być może inne linie lotnicze gwarantują takie bajery.

W Puerto Iguazu wylądujecie na lotnisku mniejszym od większości dworców autobusowych w Argentynie. Przy wyjściu będą oczekiwały co najmniej 4 busy prywatnych firm turystycznych, którymi można dojechać do samego miasta. Busy dowożą turystów pod same drzwi hosteli. Na pewno ktoś z pasażerów, przy odrobinie szczęście będziecie to wy, będzie jechał do Hostelu Inn, leżącego poza miasteczkiem przybytku ze wspaniałym basenem. Siłą rzeczy będzie to pierwsze miejsce w którym zatrzyma się wasz busik. Waszym oczom ukaże się ich turkusowy basen i pomyślicie „kurde.... ciekawe jak wygląda mój hostel”. Następnie pojedziecie dalej a oczom waszym będą ukazywać się coraz to mniej okazałe hostele. Mam nadzieję, że nie dojedziecie do miejsca, w którym znajduje się hostel, w którym planowaliśmy spędzić nasze trzy noce w Puerto Iguazu. Po zaparkowaniu jedna z Amerykanek parsknęła głośno śmiechem, a ja powiedziałam tylko „dios mio”.
Hostel ten może nie jest najgorszy. Aby wymienić kilka zalet – jest blisko dworca, jest tani, obsługa jest miła a śniadanie jedno z lepszych jakie dostaliśmy w hostelach w Argentynie. Jednak warunku w nim nie sprzyjają wypoczynkowi. Poniżej załączam widok z okna. Poza tym materace twarde jak udo małego Cygana. Nasz pokój był ciemny i przygnębiający a przez całą noc autentycznie dochodziły nas dźwięki kucia młotem w podziemiach Morii, że z poddasza. Mniej więcej co 30 sekund roznosił się naprawdę silny huk, do dziś nie rozgryźliśmy co to mogło być.

Także po jednej nocy podziękowaliśmy, stwierdziliśmy, że skoro po wakacjach mamy znowu wrócić do ciężkiej pracy to coś się nam od życia należy i zabukowaliśmy pokój w Hostel Inn. Miejsce jest świetne, otoczone zielonym lasem tropikalnym, w nocy nie dochodzą tam odgłosy walenia młotem, słowem raj na ziemi. Pokój w którym mieszkaliśmy miał, moim zdaniem, standard hotelowy. Oczywiście wielkim plusem hostelu jest ogromny basen, w którym można też grać w piłkę. Polecamy, polecamy i jeszcze raz polecamy. Jedyny minus hostelu to fakt, że nie mają dobrej stołówki i żeby zjeść coś innego niż mrożona pizzę trzeba pojechać do miasta. Autobusy kursują co mniej więcej pół godziny. Jeśli zaś chcecie dojechać do hostelu to kierowcy trzeba wyraźnie zaznaczyć żeby się przy nim zatrzymał. Z hostelu można też bezpośrednio dostać się na wodospady Iguazu. Autobus, który tam jedzie ma wyświetlony na froncie napis – CATARATAS. Koszt to 50 peso.

wydatki na jedzenie w Puerto Iguazu:
na targu – za dwie osoby zapłaciliśmy 120 ARS za dwa litrowe piwa, empanadas, ser, oliwki i inne tapasy. Można się najeść a na targu panuje świetna atmosfera.
Pizza – ok 120-150 ARS – jeśli ktoś lubi pizzę włoską to niech nie zbliża się do argentyńskiej pizzy.
Bocamora – za cały obiad dla dwóch osób (stek i ryba) ze świetnym winem i fajnym widokiem na zbieg dwóch rzek – 520 ARS

Ciąg dalszy nastąpi :)
_________________
www.zdalaodbiura.pl
Góra
 Profil Relacje PM off
4 ludzi lubi ten post.
 
      
Urlop na wyspie Kos: all inclusive w 4* hotelu od 2134 PLN. Wyloty z 4 miast Urlop na wyspie Kos: all inclusive w 4* hotelu od 2134 PLN. Wyloty z 4 miast
Wyspa Penang na 10 dni za 3969 PLN. Loty z 3 miast + 4* hotel Wyspa Penang na 10 dni za 3969 PLN. Loty z 3 miast + 4* hotel
#2 PostWysłany: 12 Lut 2015 11:58 
Awatar użytkownika

Rejestracja: 01 Lip 2014
Posty: 1436
srebrny
Hey fajna relacja jakbyscie mogli napisac o Mendozie szczegolnie jak dostaliscie sie w gory wiem ze kursuja tam jakies busy jestem ciekawy kosztow. Chwilowo jestesmy w Montevideo ale za pare dni bedziemy robic podobna trase tj. Mendoza a pozniej Puerto Iguasu. Z gory dzieki za wszelkie wskazowki.
Góra
 Profil Relacje PM off  
      
#3 PostWysłany: 12 Lut 2015 12:42 
Awatar użytkownika

Rejestracja: 27 Cze 2012
Posty: 3396
Loty: 67
Kilometry: 146 355
srebrny
Pisz pisz, ja lecę podobną trasę z tego samego deala za miesiąc.
Fajnie, że podajesz koszta, ale tutaj jedno dodatkowe pytanie - LAN do Iguazu to cena w jedną stronę, nie?
Góra
 Profil Relacje PM off  
      
#4 PostWysłany: 12 Lut 2015 15:36 

Rejestracja: 02 Sty 2015
Posty: 28
Tak z LAN do Iguazu jest w jedną stronę, jeśli chciecie lecieć to zamawiajcie juz bilety bo cena za autobus będzie podobna do ceny za samolot. O Mendozie napiszemy jak tylko się troche ogarnę, dopiero wczoraj wrócilismy po dłuuugiej podróży z 24 opóźnieniem bo samolot z BA do Rio de janeiro miał 4 godzinne opóźnienie :)
_________________
www.zdalaodbiura.pl
Góra
 Profil Relacje PM off  
      
#5 PostWysłany: 12 Lut 2015 15:53 
Awatar użytkownika

Rejestracja: 27 Cze 2012
Posty: 3396
Loty: 67
Kilometry: 146 355
srebrny
Rozważam jeszcze wynajem auta i szybką ucieczkę z BA, bo tam Europejczyk za kółkiem nie ma czego szukać, dlatego jeszcze nie ma decyzji o kupnie biletów. Czekam na ciąg dalszy.
Góra
 Profil Relacje PM off  
      
#6 PostWysłany: 12 Lut 2015 20:34 

Rejestracja: 22 Kwi 2010
Posty: 4
Odnośnie wymiany walut to dobry kurs wymiany to średnia pomiędzy kursem compra a venta dla kursy dolar green. Czyli jesli compra= 12 a venta=14 to dobry kurs na wymiane to 13.
No i nigdy sie nie zgadzajcie na pierwszy kurs jaki zaproponują. Najlepiej podejść do kilku osób i się targować

-- 12 Lut 2015 20:43 --

Niva napisał(a):
Rozważam jeszcze wynajem auta i szybką ucieczkę z BA, bo tam Europejczyk za kółkiem nie ma czego szukać, dlatego jeszcze nie ma decyzji o kupnie biletów. Czekam na ciąg dalszy.


Z tego co się orientowaliśmy to wynajem auta to dość droga sprawa a większość firm jeszcze sobie zastrzega limit kilometrów na dzień:/
Chociaż jak jedziecie w grupie 3-4 osoby to może to być dobra sprawa. Można się dostać do wielu ciekawych miejsc.
Góra
 Profil Relacje PM off  
      
#7 PostWysłany: 12 Lut 2015 20:58 

Rejestracja: 19 Paź 2012
Posty: 767
niebieski
czekam dalej na Twoją relację. My byliśmy tam w tym samym terminie.

Jak wróciliście 9.02 do Polski? ;-) My się przerzucaliśmy AlItalią przez Rzym do Warszawy.

Linie Aerolineas Argentinas to jedne z najmniej punktualnych linii na świecie. Akurat lecieliśmy nimi ta trasach: Buenos-Iguazu-Buenos oraz Buenos-El Calafate-Ushuaia-Buenos i wtedy było wszystko punktualnie i ok to niestety obsunął się lot powrotny z Buenos do Rio. I Lufthansa do FRA już odleciała...

Swoją drogą wtedy zrozumiałem potęgę tego portalu... z tej promocji skorzystało 30 pasażerów, z czego 24 Polaków :-)

Sytuacja była zabawna, ba linie argentyńskie nie zdawały sobie sprawę ze skali problemu. Dla nich opóźniony lot to coś normalnego. Do momentu aż wydrukowali listę osób, które dalej z Rio miały lecieć do Frankfurtu - wtedy było mega poruszenie. Jeden facet nam powiedział, że gdyby wiedzieli to opóźniliby jakiś inny lot lokalny i nas jak najszybciej przerzucili do Rio. No ale skąd mieli to przewidzieć? ;-) W końcu kto normalny leci do Frankfyrtu przez Rio skoro są bezpośrednie loty z Buenos ;-) Nie mogli zrozumieć jakim cudem aż 30 osób tak leci...

Zamieszanie było wielkie, bo teraz jest szczyt wakacji w Brazylii, a poza tym zaczyna się karnawał. Były tylko pojedyncze wolne miejsca w samolotach do Europy...
Góra
 Profil Relacje PM off  
      
#8 PostWysłany: 12 Lut 2015 21:40 
Awatar użytkownika

Rejestracja: 27 Cze 2012
Posty: 3396
Loty: 67
Kilometry: 146 355
srebrny
Tak, wypożyczenie auta nie jest najtańszą i bardzo budżetową opcją, wychodzi te 40-50 EUR na dzień, ale nie ma większego problemu ze znalezieniem opcji bez limitu kilometrów. Przykładowo przez easyterra małe autko z Sixta ma w cenie 50 EUR/dzień : Fire insurance, Liability insurance, All-Risk insurance (CDW), Theft protection (THP), Free cancellation, Unlimited Mileage, Full/full fuel policy. Wiadomo, dochodzą koszta benzyny, zdaje się cennej tak samo jak u nas mniej więcej. Ale człowiek nie jest uwiązany do autobusów i opóźniających się samolotów przynajmniej i można zjechać ze szlaku albo zatrzymać się tam, gdzie Ci się akurat spodoba. A że nasze plany jeszcze nie są w pełni zdefiniowane, to rozważam wszystkie opcje z tą włacznie.
Góra
 Profil Relacje PM off  
      
#9 PostWysłany: 12 Lut 2015 21:45 

Rejestracja: 02 Sty 2015
Posty: 28
Kilka zdjęć odnośnie poprzedniego wpisu:

Załączniki:
DSC_3642 (Small).JPG
DSC_3642 (Small).JPG [ 135.77 KiB | Obejrzany 13335 razy ]
DSC_3287 (Small).JPG
DSC_3287 (Small).JPG [ 147.02 KiB | Obejrzany 13335 razy ]
DSC_3647 (Medium).JPG
DSC_3647 (Medium).JPG [ 212.74 KiB | Obejrzany 13335 razy ]
DSC_3284 (Medium).JPG
DSC_3284 (Medium).JPG [ 233.23 KiB | Obejrzany 13335 razy ]
Bocamora 2 (Medium).JPG
Bocamora 2 (Medium).JPG [ 135.49 KiB | Obejrzany 13335 razy ]
bocamora (Large).jpg
bocamora (Large).jpg [ 131.01 KiB | Obejrzany 13335 razy ]
_________________
www.zdalaodbiura.pl


Ostatnio edytowany przez koreankazkatowic 14 Lut 2015 19:14, edytowano w sumie 2 razy
Góra
 Profil Relacje PM off  
      
#10 PostWysłany: 13 Lut 2015 00:51 

Rejestracja: 02 Sty 2015
Posty: 28
Po tam jak się już posililiśmy i przenieśliśmy do nowego legowiska wybraliśmy się tam gdzie każdy odwiedzający Puerto Iguazu trafić musi czyli nad wodospady. Muszę przyznać, że po obejrzeniu około tysiąca zdjęć każdej jednej ścieżeczki wodospadu z każdej możliwej perspektywy obawiałam się, że będę odrobinę rozczarowana po zobaczeniu ich na żywo. Na szczęście nic bardziej błędnego. Wodospady całkiem zasłużenie są uznawane za jeden z 7 cudów natury i powinno uzyskiwać wszystkie możliwe odznaczenia łącznie z orderem kawalera uśmiechu. Jak dla mnie jedno z najwspanialszych miejsc na ziemi i nawet tysiące turystów nie są w stanie zachwiać doskonałego doświadczenia obcowania z tak pięknymi okolicznościami przyrody – no może poza wizytą przy Garganta del Diablo, gdzie miałam ochotę wysadzić się w tłumie.

Przechodząc do rzeczy praktycznych: w Parku trzeba się troszeczkę nachodzić. Szlaki rozpoczynają się przy stacji Istnieją trzy główne szlaki: taki, idąc którym obejrzycie wodospady od dołu (z niego dochodzi się nad samą rzekę i można wsiąść na motorówkę podpływającą pod sam wodospad lub przewożącą ludzi na wyspę) – Circuito Inferior; taki którym przejdziecie w kierunku prawego górnego brzegu wodospadów - Circuito Superior; oraz taki który pozwoli wam przejechać kolejką na początek rozlewiska rzeki a tym samym na sam początek ścieżki prowadzącej w poprzek rzeki aż do Garganta del Diablo – czyli wąskiej części wodospadów w której znika ponoć połowa wody niesionej przez Iguazu. Ponadto w parku znajdują się też inne ścieżki, na których chyba możliwe jest na przykład wykupienie wycieczki quadem czy innym wehikułem – nie jestem pewna, ale istnieje chyba opcja wykupienia wycieczki po parku zawierającej w sobie zarówno przejazd motorówką pod wodospad jak i przepłynięcie przez kanion rzeki i rzeczony przejazd po dżungli pojazdem zmotoryzowanym. Form zwiedzania parku jest naprawdę mnóstwo; można też ponoć wypożyczyć rowery górskie w Sheratonie (hotel na terenie parku) ale ceny są chyba zaporowe. Część osób decyduje się na odwiedzenie wodospadów po brazylijskiej stronie, ale my ograniczyliśmy się do argentyńskiej.

My przeszliśmy przez Circuito Inferior i przejechaliśmy na Gargantę del Diablo. Na tyle starczyło nam sił :) Do parku można wrócić następnego dnia za połowę ceny, po uzyskaniu tzw stempelka, który jest faktycznie przypisaniem numeru waszego paszportu do biletu wstępu – żebyście przypadkiem nie odsprzedali biletu komuś innemu.

Circuito Inferior był jak dla mnie świetną zabawą. Widoki są pierwszej klasy, aczkolwiek ilość ludzi na szlaku jest ogromna . A szlaki jak to szlaki – wąskie, więc ciężko o prywatność na zdjęciach. Spotkania z całymi tabunami rodzin mogą też obrodzić w nowe znajomości. Nas z zupełnego zaskoczenia wziął półmetrowy chłopiec wyglądającego na potomka Geronimo w prostej linii, który z ciężkim akcentem powiedział do nas „ktulaje?”. Zanim pojęliśmy znaczenie jego słów cała rodzina tłumaczyła już po hiszpańsku, że pyta „która jest”. Stawiam 1 peso, że miał jakiegoś krewkiego dziadka z Polski.
Zafundowaliśmy sobie również przejazd motorówką pod wodospad. Przejazd kosztował 260 ARS i daje sporą dawkę adrenaliny. Przed wejściem zostaniecie zaopatrzeni w wodoszczelne torby na aparaty i portfele i kapoki.
Jeśli również zdecydujecie się na motorówkowe szaleństwo to pamiętajcie, że będzie taki moment kiedy zapytacie siebie „czemu jeszcze nie jestem mokry?”, ale to pytanie na pewno nie pozostanie zbyt długo bez odpowiedzi.

Ważne: Na Gargantę del Diablo należy jechać albo z pierwszym pianiem koguta albo tuż przed ostatnimi odjazdami kolejki – czyli ok 15.30 – 16.00. Wtedy turystów na kładce przy Gargancie będzie dużo mniej, co widać było po ilości osób dowożonych w tych godzinach na stację kolejki. My byliśmy tam ok 13-14.00 i panował tam tłok jak w Lidlu po rzuceniu Crocksów. Nic nie widać, zwłaszcza jak się jest wzrostu siedzącego psa, czyli mojego. Nikt nie chcę cię dopuścić do barierki, a każde zdjęcie będzie zawierało trzy elementy – wodę, tęczę i głowy Azjatów stojących przed wami. Jednym słowem koszmar.

Chodząc po parku spotkacie na pewno sporo egzotycznych zwierząt: małpy, papugi, duże jaszczurki i przede wszystkim coati, czyli przesympatyczne szopy z wielkimi pazurami. W parku można wykupić przechadzkę z przewodnikiem, który zabierze was w miejsca, w których najłatwiej spotkać kolorowe papugi i inne zwierzęta (a przynajmniej tak wieść gminna niesie).

W styczniu wyspa przy wodospadach była niestety nieczynna z powodu powodzi. Z daleka wyglądała jednak na absolutny must see.

W Parku jest oczywiście drogo. Warto zaopatrzyć się w prowiant na cały dzień. Wodę można pić z kranu (aczkolwiek ja miałam problemy z bólami brzucha przez ponad tydzień, ale nie wiem czy od wody).

Do i z Parku dojechaliśmy taksówką za 50 ARS od osoby, jechały 4 osoby. Autobus kosztuje tyle samo. Próbowaliśmy złapać stopa, bez żadnego skutku. Jeśli ktoś jedzie nad wodospad samochodem to albo jest to rodzina z dziećmi, albo taksówka. Wejście do parku jest w sporej odległości od głównej trasy.

Co ponadto można robić w Puerto Iguazu?
Część osób wybiera się na zakupy do Paragwaju, gdzie dużo taniej można kupić ubrania, elektronikę i prawdopodobnie wszystko inne też. Poza tym można wynająć kajaki i popływać po rzece (nasz kolega widział nawet krokodyla) czy wybrać się do Guira Oga. Jest to ośrodek zajmujący się zwierzętami, które ucierpiały na skutek spotkać z człowiekiem – potrącone przez samochód, pozostawione bez matki małe itp. W ośrodku są one przygotowywane do powrotu do natury. Bardzo szlachetna placówka ale nie posiadają teraz przewodników mówiących po angielsku więc trudno mi ocenić czy wizyta tam pozwoli na zgłębienie tematu (my jako głusi na hiszpański niewiele się dowiedzieliśmy).

Ponadto, o czym dowiedzieliśmy się na godzinę przed wyjazdem z Puerto Iguazu od sympatycznego właściciela restauracji Color, w odległości kilkunastu kilometrów od miasta znajduje się miejscowość Wanda, siedliszcze Polonii! W ogóle w okolicy roi się od Polaków, ponieważ w Misiones, czyli w prowincji Puerto Iguazu, istnieje bardzo duża mniejszość emigrantów z Europy Wschodniej. W Puerto Iguazu znajdziecie restaurację Zaraza (według naszych przypuszczeń polska) a właścicielem jednej z lokalnych firm przewozowych jest Pan Horiański.

Krótki przedsmak zdjęć, więcej dziś nie damy rady

Załączniki:
cataratas3 (Small).jpg
cataratas3 (Small).jpg [ 127.99 KiB | Obejrzany 13241 razy ]
cataratas2 (Small).jpg
cataratas2 (Small).jpg [ 68.94 KiB | Obejrzany 13241 razy ]
lizard2 (Small).jpg
lizard2 (Small).jpg [ 75.06 KiB | Obejrzany 13241 razy ]
lizard (Small).jpg
lizard (Small).jpg [ 67.06 KiB | Obejrzany 13241 razy ]
Komentarz do pliku: Widok na wodospady z Circuito Inferior
getwet (Small).jpg
getwet (Small).jpg [ 74.15 KiB | Obejrzany 13248 razy ]
Komentarz do pliku: Coati
cataratas (Small).jpg
cataratas (Small).jpg [ 71.25 KiB | Obejrzany 13248 razy ]
Komentarz do pliku: Coati
DSC_3290 (Small).JPG
DSC_3290 (Small).JPG [ 78.31 KiB | Obejrzany 13304 razy ]
Komentarz do pliku: Coati
iguazu2 (Small).jpg
iguazu2 (Small).jpg [ 101.85 KiB | Obejrzany 13304 razy ]
Komentarz do pliku: Coati
DSC_3638 (Small).JPG
DSC_3638 (Small).JPG [ 91.38 KiB | Obejrzany 13304 razy ]
_________________
www.zdalaodbiura.pl


Ostatnio edytowany przez koreankazkatowic, 14 Lut 2015 20:05, edytowano w sumie 1 raz
Góra
 Profil Relacje PM off
3 ludzi lubi ten post.
 
      
#11 PostWysłany: 14 Lut 2015 19:51 

Rejestracja: 02 Sty 2015
Posty: 28
CORDOBA I LA CUMBRE

Z Puerto Iguazu planowaliśmy udać się do Cordoby. Jest to dobry przystanek na drodze do Mendozy, która była naszym ostatecznym celem, ponadto przeczytaliśmy gdzieś, że w jej okolicach znajduje się Cuchi Coral, jedno z najlepszych miejsc do uprawiania parapente, czyli paraglidingu.
Poczuliśmy nagle, że jesteśmy chyba urodzonymi paragliderami i nasz pobyt w Cordobie planowaliśmy na mniej więcej 3 dni. Ale najpierw trzeba było kupić bilety autobusowe do Cordoby.

W Argentynie podróżowanie autobusem jest dużo wygodniejsze niż w Polsce. Bilety na trasy dalekobieżne oferowane są w trzech standardach – Semi Cama, Cama i Cama Total. Semi Cama to siedzenia rozkładające się do 120 stopni zaś Cama – 160. Cama Total to absolutny wypas w postaci siedzenia rozkładającego się do poziomu łóżka. Ponadto niektóre linie oferują też przejazdy exclusive, z barkiem alkoholowym. Poza tym w autobusie zwykle serwowane są posiłki, gwarantowana jest też poduszka i koce aczkolwiek radzę się o tym upewnić przy zakupie biletów. Na trasie Cordoba – Mendoza nie dostaliśmy ani jednego ani drugiego i mimo że była to nasza najkrótsza trasa to byliśmy po nim znacznie bardziej zmęczeni niż po krótszych trasach.
Ponadto w argentyńskich autobusach nie znajdziecie zwykłych wąskich siedzeń znanych z polskich autobusów. W argentyńskiej camie siedzicie na wspaniałym rozłożystym tronie, dzięki którym długa trasa może stać się całkiem znośna.

Z Iguazu do Cordoby przejechaliśmy z firmą Zinger. Przejazd trwał 22 godziny. Niestety, nie są to ekspresowe przejazdy, autokary zwłaszcza na początkowych etapach trasy zatrzymuje się na każdym możliwym dworcu i zgarnia ze sobą wszelkie możliwe osoby. Także analizując kolejne przystanki na naszej trasie mieliśmy trochę wrażenie, że nigdy nie wyjedziemy z prowincji a co dopiero mówić o dotarciu do Cordoby.

Był to już ten etap naszej podróży na którym wiedzieliśmy, że Argentyńczycy nie mówią po angielsku. Lekkie obawy zaczyna wzbudzać w nas pobyt w Cordobie. Przed wyjazdem dostaliśmy zaproszenie od niejakiego Juana, inżyniera robotyki z Cordoby, który zapewniał nas, że nie mówi po angielsku. My jednak mu nie wierzyliśmy i zakładaliśmy, że skoro jakoś rozszyfrował nasz profil i w dodatku wie że nie mówimy po hiszpańsku (mimo że dzielnie prowadziliśmy z nim korespondencję mailową z pomocą google translate) to jednak jakoś damy radę znaleźć wspólny jeżyk. Po tygodniu w Argentynie byliśmy prawie pewni że się po angielsku nie dogadamy.

Do Cordoby jednak dotarliśmy, ale w zasadzie nic ciekawego o niej nie powiemy. Szału ni ma. Miasto ma całkiem ładny park z dużym położonym na wzgórzach ogrodem zoologicznym i wypasionym basenem publicznym. Poza tym znajduje się tam surrealistyczne centrum sztuki którego dach stanowi skate park.

Nasz host Juan wrócił z pracy o 18 i wtedy też dane nam było w końcu umyć się po 22 godzinach w autobusie. Juan jest oczywiście twierdził, że po angielsku gadać nie umie, ale na szczęście nie była to do końca prawda, mimo że z prostymi zdaniami mógł bez problemu wytłumaczyć nam, że pracuje nad zsynchronizowaniem poruszania się satelit. Po bardzo trudnych początkach wypracowaliśmy jakoś system w którym on starał się mówić po angielsku, a my po hiszpańsku. Wyszedł z tego kawałek solidnego Spanglishu, aczkolwiek z żalem w sercu przyznajemy rację – bez hiszpańskiego w Ameryce Południowej dużo się traci.

Jak wspomnieliśmy o Cordobie dużo do opowiadania nie ma. Po pierwszym dniu postanowiliśmy więc pojechać do La Cumbre, skąd najłatwiej jest się dostać na Cuchi Coral. Miejscowość ta położona jest ok 90 km od Cordoby, co według Juana powinno zająć nam ok 2 godziny autobusem.
Rano zabieramy tyłek w troki, po drodze zahaczamy o cambio na Plaza San Martin i uciekamy na dworzec.
Tu słów kilka na temat dworca w Cordobie. Jest on wielkości małego lotniska. Miotaliśmy się po nim jak opętani w poszukiwaniu okienka numer 10 wciąż słysząc, że musimy przejść na Nueva Terminal. Nueva terminal, nueva terminal. Co to w zasadzie jest nueva terminal? Ano, dwie części dworca cordobiańskiego przedzielone są trasą szybkiego ruchu. Można się między nimi przemieszczać dzięki podziemnemu przejściu. Nie będę opowiadać naszych dalszych rozpaczliwych perypetii w poszukiwaniu okienka nr 10, w każdym razie ostatecznie udało nam się wsiąść do autobusu odjeżdżającego do La Cumbre o godzinie 11. Wsiedliśmy i pojechaliśmy.

Tuż za Cordobą rozpoczynają się malownicze góry, w których w wakacje mieszkańcy Cordoby szukają schronienia przed upałem. Klimat jest tu chyba faktycznie dużo bardziej znośny, było to jedyne miejsce w którym wieczorem musieliśmy założyć swetry (których zresztą nie mieliśmy, podobnie jak szczoteczki do zębów, ponieważ nie spodziewaliśmy się zostać w La Cumbre na noc i z dziecięcym optymizmem nie zabraliśmy ze sobą w drogę nic poza portfelami i aparatem).
Trasa autobusem dłużyła nam się bardziej niż 22 godziny w autobusie z Puerto Iguazu. Autokar zatrzymuje się na każdym jedynym możliwym przystanku przy drodze i wjeżdża na każdy dworzec autobusowy. Ponadto wbrew pozorom na górskich drogach panuje spory ruch (w końcu zjeżdża tam połowa populacji Cordoby) co powoduje tworzenie się korków. Zamiast 2 godzin droga zajmuje nam 4. Po przyjeździe do La Cumbre udajemy się wprost do punktu informacji pytać – gdzie to parapente? Oczywiście pani nas obsługująca po angielsku nie mówi i jest wyznawcą hiszpańskojęzycznego wyznania polegającego na tym, że w momencie gdy dowiadujesz się, że twój rozmówca nie mówi po hiszpańsku zaczynasz wszystko tłumaczyć jeszcze szybciej właśnie po hiszpańsku. Dowiedzieliśmy się że po parapente możemy iść do aeroklubu, który znajduje się na bliżej nieokreślonych obrzeżach miasta. W takim razie udajemy się w drogę, po drodze zahaczając o hostel La Cumbre, znajdujący się w starej angielskiej willi z pięknym widokiem na dolinę za miastem. Tam dowiadujemy się, że dziś parapente już nie będzie bo nadchodzi burza, ale jeśli chcemy spróbować jutro to kosztuje to 1300 ARS wraz z dojazdem.

Inflacja, inflacją, ale na taki wydatek gotowi nie jesteśmy. Postanawiamy zaczerpnąć wiedzy u źródła tj. w rzeczonym aeroklubie. Łapiemy więc stopa na trasie wyjazdowej i przejeżdżamy na trasę krajową. Tam zaczynamy poszukiwania aeroklubu. Po przejściu jednego kilometra na północ i 2 km w stronę cuchi coral, nie znaleźliśmy nic co można by było określić jako aeroklub. W końcu, przemiła lokalna rodzina zatrzymała się by w czystej angielszczyźnie powiedzieć nam, że aeroklub znajduje się 4 km stąd, możemy tam dotrzeć przechodząc po polach okolicznych farmerów ale i tak chłopaki już dziś nie latają. Tak więc zawróciliśmy do hostelu. Przy wjeździe na polną drogę znaleźliśmy ogłoszenia instruktorów paraglidingu wraz z numerami kontaktowymi na które zaczęliśmy wydzwaniać. Ceny okazały się podobne, 1200 ARS za lot. Stwierdziliśmy zatem, że póki co damy sobie spokój z lataniem i zobaczymy co przyniesie przyszłość.

Resztę dnia spędziliśmy na przechadzaniu się po miasteczku, które jest naprawdę ładne i godne polecenia. Jest dużo mniejsze od większości miasteczek położonych wokół sztucznego jeziora Lago San Roque, przez które przejeżdża się po drodze do La Cumbre.

W naszym hostelu, podobnie jak w całym miasteczku i prawdopodobnie całej Argentynie, najszczęśliwszymi istotami są psy. Argentyńczycy uwielbiają zarówno małe kajtki w typie Idefiksa jak i duże owczarki. Większość knajp specjalizuje się w mięsnych daniach z grilla (tzw. parilla). Są one okupowane nie tylko przez ludzi ale właśnie przez psy. Wiele takich miejsc ”adoptuje” psy, które całymi dniami koczują w ogródkach restauracji, gdzie po odejściu klientów bez skrępowania wskakują przednimi łapami na stół i wyjadają resztki wołowiny i kiełbasek z talerzy. Nie widziałam żadnego kelnera, który próbowałby przeszkodzić psom w jedzeniu prosto z zastawy. Pracownicy sami chętnie co kilkanaście minut je dokarmiają co powoduje powstanie specjalizacji – niektóre psy zazdrośnie strzegą swoich restauracji i nie pozwalają innym zwierzętom zbliżać się do stołów i grilla.

Po spędzeniu nocy w klimatycznym hostelu wracamy do Cordoby, tym razem busem, które zgodnie z tym co nam wcześniej mówiono okazały się dużo szybsze. o drodze mieliśmy okazję lepiej przyjrzeć się Lago San Roque a także napotkać na popularnych na drogach Cordoby kuglarzy, którzy tak jak europejscy zmywacze szyb, starają się zarobić swoją sztuką w czasie jednej zmiany świateł.
Po dwóch godzinach dotarliśmy do Cordoby, gdzie kupiliśmy nocne bilety do Mendozy, następnie wróciliśmy do Juana, aby się pożegnać i zdobyć kolejne szlify w nauce parzenia yerba mate.

Argentyna, jak pewnie wszyscy wiedzą, uwielbia yerbę. W moim odczuciu rytuału picia yerby nie da się porównać do picia herbaty w Europie. Jest to zjawisko większego kalibru. Ponoć nie we wszystkich prowincjach jest tak samo ale tam gdzie byliśmy było to zjawisko na skale masową.

Argentyńczycy mogą być często spotkani nosząc termosy z wodą, która powinna mieć 70-80 stopni (w zależności od naszych informatorów). Dzięki temu Argentyńczyk wychodząc z domu ma stały dostęp do swojego nektaru. A widać dostęp mieć musi bo piją go wszędzie, nawet w basenie, gdzie każdy Europejczyk na wakacjach delektuje się raczej drinkiem. No ale w końcu jezuici mieli ją pić jako zamiennik alkoholu więc może coś w tym jest.

Choć na opakowaniu yerby Rosamonte widnieje napis, że zalecana jest ona przez kardiologa, osobiście nie zalecałabym wypijać zbyt dużo na pierwszy raz. Daniel, mimo że yerbę pije na co dzień, dwa dni temu poszedł spać o 6 rano, ponieważ nie mógł zasnąć po jednym parzeniu.

Juan pokazał nam jak parzy swoją yerbę. Był w to oczywiście zamieszany termos, w który nalewa się wody i zabiera ze sobą, np. przed komputer, żeby przy dolewkach nie trzeba było broń boże ruszać się sprzed monitora. Oczywiście w Argentynie można również kupić czajniki z funkcją gotowania wody do dokładnie 80 stopni. Istnieją też dwa rodzaje mate (naczynie do yerby) – małe i duże. Duże są duże dlatego, że służą do dzielenia się z przyjaciółmi. Bo yerbą powinno się dzielić

-- 14 Lut 2015 20:00 --

Jeszcze kilka zdjęć z trasy i yerba i następnym razem dotrzemy już do Mendozy i Uspallaty

Załączniki:
yerba 5 (Small).JPG
yerba 5 (Small).JPG [ 66.82 KiB | Obejrzany 13241 razy ]
YERBA 3 (Small).JPG
YERBA 3 (Small).JPG [ 131.82 KiB | Obejrzany 13241 razy ]
YERBA 2 (Small).JPG
YERBA 2 (Small).JPG [ 63.86 KiB | Obejrzany 13241 razy ]
YERBA 1 (Small).JPG
YERBA 1 (Small).JPG [ 104.04 KiB | Obejrzany 13241 razy ]
W DRODZE 2 (Small).JPG
W DRODZE 2 (Small).JPG [ 100.35 KiB | Obejrzany 13241 razy ]
W DRODZE (Small).JPG
W DRODZE (Small).JPG [ 90.05 KiB | Obejrzany 13241 razy ]
LA CUMBRE 7 (Small).JPG
LA CUMBRE 7 (Small).JPG [ 122.88 KiB | Obejrzany 13247 razy ]
LA CUMBRE 6 (Small).JPG
LA CUMBRE 6 (Small).JPG [ 75.36 KiB | Obejrzany 13247 razy ]
LA CUMBRE 5 (Small).JPG
LA CUMBRE 5 (Small).JPG [ 80.42 KiB | Obejrzany 13247 razy ]
LA CUMBRE 4 (Small).JPG
LA CUMBRE 4 (Small).JPG [ 88.08 KiB | Obejrzany 13247 razy ]
LA CUMBRE 2 (Small).JPG
LA CUMBRE 2 (Small).JPG [ 158.23 KiB | Obejrzany 13247 razy ]
LA CUMBRE (Small).JPG
LA CUMBRE (Small).JPG [ 95.98 KiB | Obejrzany 13247 razy ]
CORDOBA S (Small).JPG
CORDOBA S (Small).JPG [ 101.2 KiB | Obejrzany 13247 razy ]
CORDOBA 4 (Small).JPG
CORDOBA 4 (Small).JPG [ 100.98 KiB | Obejrzany 13247 razy ]
CORDOBA 1 (Small).JPG
CORDOBA 1 (Small).JPG [ 76.43 KiB | Obejrzany 13247 razy ]
_________________
www.zdalaodbiura.pl
Góra
 Profil Relacje PM off  
      
#12 PostWysłany: 16 Lut 2015 23:31 

Rejestracja: 02 Sty 2015
Posty: 28
Przejazd z Cordoby do Mendozy do udanych nie należał. Relatywnie krótka trasa mająca zająć 13 godzin była wszystkim tym czym jazda autobusem być nie powinna. Rozpieszczeni przejazdem do Cordoby wyciągaliśmy już swoje chciwe ręce po kocyki i poduszki. Nic bardziej błędnego. Ku naszemu zaskoczeniu, mimo zapłacenia normalnej ceny za autobus nie otrzymaliśmy ani nic aby się okryć w nocy, ani jedzenia, które wydawało nam się już niejako standardem na argentyńskich drogach. Może byśmy to jakoś przeżyli gdyby nie fakt, że autobus wyposażony był w najgłośniejszy i najwyraźniej odrobinę niesprawny system chłodzenia, umiejscowiony dokładnie nad naszymi głowami. Jakby tego było mało sen z powiek spędzał film puszczony na cały regulator na telewizorze umieszczonym mniej więcej 1,5 metra od naszych twarzy. Jednym słowem podróż najprzyjemniejsza nie była.

Po dotarciu do Mendozy udajemy się na przystanek miejskiego autobusu i próbujemy dostać się na ulicę Patricias Mendocinas tysiąc dziewięćset coś tam. Dzięki uprzejmości miejscowych, którzy odbijają za nas swoje karty w autobusie, jedziemy w okolice av. Cordoba i stamtąd pieszo kierujemy się do hostelu.
Pierwsza rzecz która rzuca nam się w oczy w Mendozie to niesamowite szpalery drzew, które otaczają wszystkie ulice miasta, dając niezbędny cień. W końcu Mendoza to półpustynia. Dzięki symetrycznemu ułożeniu ulic, charakterystycznego dla niemal wszystkich argentyńskich miast w których byliśmy, tworzone są nieskończone tunele z drzew. I nie są to jakieś tam parkowe drzewa tylko prawdziwe kolosy.

Hostel Emperado jest godnym polecenia miejscem. Niedostatki pokoi są nadrabiane przez bardzo ale to bardzo przyjazną atmosferę. Świetnym pomysłem jest podawanie jajecznicy i naleśników na śniadanie co naprawdę jest ewenementem na skalę krajową. Pani która przyrządza te specjały jest stworzona dla swojej pracy i widać, że prawdziwą przyjemność sprawia jej codzienne serwowanie nam tych łakoci. Serdecznie ją pozdrawiamy gdziekolwiek jest!

Wizyta w tym hostelu, podobnie jak w innych miejscach świata ponownie uzmysławia nam małość Polskiej turystyki. Być może jestem ignorantką ale mam wrażenie że w Polsce ze świecą w ręku można szukać w Zakopanem miejsca noclegowe w którym na talerzu zostają ci zaprezentowane wszelkie atrakcje turystyczne na jakie możesz spożytkować swoje dutki aby po prostu dobrze się bawić w polskich górach. Czy to w Tajlandii czy w Argentynie już na wstępie jesteś zasypywany wiedzą o organizowanych lotach balonowych, trasach rowerowych, przejażdżkach konnych i degustacji win. Co więcej informacje te nie dotyczą jedynie atrakcji turystycznych w danym mieście ale są niejako promocją całej prowincji. Widać, że w miejscach tych turystyka uprawiana jest na skale przemysłową, co ma oczywiście swoje dobre i złe strony, ale świadczy o tym, że w Polsce z sektora turystycznego można by jeszcze sporo wycisnąć. Żałuję trochę, że nie wybraliśmy się nad Esteros del Iberia, to mogłoby być ciekawe porównanie z Biebrzą.

Jak już wspomniałam Mendoza jest fajna. Jednak nie spędzamy tam wiele czasu. Po pierwszym dniu spędzonym na odsypianiu i spotkaniu z Marcinem, himalaistą z Krakowa, który w naszym hostelu odpoczywa po zdobyciu Aconcagui, na którą wchodził jako przewodnik grupy chłopaków z Polski. Przechadzamy się również po okolicznych sklepach z „wyrobami lokalnymi” próbując oddzielić ziarna od plew i znaleźć coś co warto by przewieźć nad oceanem dla rodziny. Później wybieramy się na spacer na wzgórze zwycięstwa, z którego rozpościera się widok na wzgórza i stada ptaków.

W drodze powrotnej napotykamy pierzastego uciekiniera z zoo.

Następnego dnia wybieramy się na samodzielną wyprawę do winnic, bo w końcu wszystkie nasze zmysły atakowane są przez informację, że Mendoza to stolica malbeca. Cała okolica Mendozy otoczona jest winnicami, fabrykami czekolady i oliwy. My zdecydowaliśmy się na wyprawę do Maipu. Początkowo mieliśmy ambitny plan przejechania z Mendozy na miejsce rowerem bo to tylko kilkanaście kilometrów. Trochę jednak zaspaliśmy, rowery zostały już wypożyczone no i wylądowaliśmy w końcu w autobusie. Jak się okazało był to niezwykle dobry zbieg okoliczności.
Po przyjeździe do Maipu, posiłkując się ulotkami wypożyczalni rowerów rozdawanymi w Mendozie bez problemu dotarliśmy do jednej z nich. Nawiasem mówiąc winnice można zwiedzać albo samochodem albo na rowerze – samodzielnie lub w zorganizowanej wycieczce. Konno też.

Chwilę potem wyposażeni w nie najlepszej klasy rowery wyruszamy do pierwszej winnicy – Domiciano. Jest to duża i nudna winnica ale na szczęście ze świetnymi winogronami i równie świetnym winem. Po krótkiej wizycie postanawiamy zboczyć trochę z trasy którą zaproponowano nam w wypożyczalni rowerów i dzielnie pedałujemy na dokładnie przeciwległy kraniec wsi do fabryki oliwy Laur (ok 10km).

Jest cholernie gorąco i cholernie gorąco. Część drogi nie jest niestety obsadzona drzewami. Dla mnie była to trochę mordęga, podczas gdy w Polsce nie mam problemów z dużo dłuższymi dystansami. Po drodze mijamy jednak wiele uroczych miejsc no i sama fabryka oliwy okazała się być naprawdę interesującym miejscem. Co więcej, w czasie końcowej degustacji podają tam najlepsze duszone pomidory jakie dane mi było jeść, polecam! Ponieważ Mendoza to stolica nie tylko wina ale i szczęśliwych psów w fabryce spotykamy również uroczego psiaka o imieniu Oliwia.

Rowery wypożyczone do 19:00 więc szybko wracamy z powrotem gdzie czeka nas miła niespodzianka. W wypożyczalni czeka na nas porcja soku pomarańczowego dla orzeźwienia i darmowe wino domowej roboty. Przyjmujemy te hojne dary z wdzięcznością po czym wracamy do Mendozy, a po drodze planujemy gdzie by tu zjeść. Jednej rzeczy jesteśmy pewni - znowu jak co wieczór będziemy pierwszymi klientami w restauracji. Przez cały wyjazd nie byliśmy w stanie przestawić się na jedzenie w godzinach późniejszych niż o 20:30. Raz próbowaliśmy wyjść o godzinie 21:30, ale skończyło się to wielkim fiaskiem.

Następnego dnia udajemy się do Uspallaty, miejscowości położonej ok 100 km na północny zachód od Mendozy. Uspallata leży niezwykle zielonej dolinie Andów. Widok doliny robi kolosalne wrażenie w zestawieniu z kompletną pustynią otaczających ją gór. Fun fact: kręcono tu „7 lat w Tybecie”, ale było to tak dawno, że najstarsi górale z tego roku już nie żyją. Okolice roją od ciekawych formacji skalnych i jest to dobre miejsce, aby wyruszyć w dalszą drogę na Aconcaguę lub do granicy z Chile.

Trasa prowadząca z Mendozy do Uspallaty jest przepiękna i wiedzie wzdłuż wysuszonej o tej porze roku rzeki – jakże by inaczej – Rio Mendoza, na której można podziwiać zmagających się z wodą kajakarzy i tratwiarzy. Po drodze mijamy sztuczne jezioro w Posterillos, które trochę zachęca nas do zatrzymania się nad nim w drodze powrotnej i spróbowania kitesurfingu (never happend).

Hostel który mieszkamy znajduje się na samym początku zielonej doliny Uspallaty, 7 km od centrum miasteczka. Po przybyciu zastaliśmy hostel kompletnie pusty i byliśmy przekonani, że jesteśmy jego jedynymi gośćmi (na szczęście było tam kilka innych osób). W hostelu można coś zjeść tylko kiedy jest tam właściciel a i wtedy opłaca się to tylko jeśli jesteście absolutnie wykończeni (tak jak my byliśmy następnego dnia) ponieważ ceny proponowane za naszą kochaną milanesę (schabowy z mięsa wołowego) są takie same jak w eleganckich restauracjach. Do Uspallaty jeździmy autostopem.

Pierwszy dzień na peryferiach peryferii spędziliśmy na odpoczynku. Okolice hostelu i generalnie Uspallaty są przepiękne. Widok gór można określić jedynie jako dramatyczny i miło się na nie patrzy odpoczywając w cieniu drzew otaczających hostel. Następnego dnia mieliśmy wybrać się na całodniową przejażdżkę konną po górach wraz ze wspinaczką na 3200 m n. p. m.

Załączniki:
wino5 (Small).JPG
wino5 (Small).JPG [ 99.09 KiB | Obejrzany 13092 razy ]
wino4 (Small).JPG
wino4 (Small).JPG [ 108.43 KiB | Obejrzany 13092 razy ]
wino3 (Small).JPG
wino3 (Small).JPG [ 93.89 KiB | Obejrzany 13092 razy ]
wino2 (Small).JPG
wino2 (Small).JPG [ 35.72 KiB | Obejrzany 13092 razy ]
wino1 (Small).JPG
wino1 (Small).JPG [ 32.17 KiB | Obejrzany 13092 razy ]
papuga new (Small).JPG
papuga new (Small).JPG [ 58.96 KiB | Obejrzany 13092 razy ]
mendoza1 (Small).jpg
mendoza1 (Small).jpg [ 64.54 KiB | Obejrzany 13092 razy ]
mendoza 02 (Small).jpg
mendoza 02 (Small).jpg [ 91.11 KiB | Obejrzany 13092 razy ]
eagle (Small).jpg
eagle (Small).jpg [ 13.83 KiB | Obejrzany 13092 razy ]
_________________
www.zdalaodbiura.pl


Ostatnio edytowany przez koreankazkatowic, 18 Lut 2015 20:26, edytowano w sumie 1 raz
Góra
 Profil Relacje PM off  
      
#13 PostWysłany: 18 Lut 2015 18:41 

Rejestracja: 02 Sty 2015
Posty: 28
Następnego dnia o 9 rano czekamy na przybycie naszych koni. Kilka minut po dziewiątej pojawił się przydzielony nam na ten dzień gaucho z dwoma końmi, z których jeden zdecydowanie bardziej przypominał muła niż konia. Koniki nie mogłyby może szarżować bok w bok z Kasztanką ale miały cztery nogi, ogony i grzywy więc w sumie spełniały warunki problemu.
Nigdy w życiu nie siedziałam nawet na koniu nie mówiąc juz o jeździe. Bezimienny Gaucho nie mówił też po angielsku więc po wytłumaczeniu mu istoty sprawy przeszłam przyspieszony kurs jazdy konnej, po czym ruszyliśmy w trasę. O celu naszej podróży wiedzieliśmy tylko tyle, że jest to góra o wysokości 3200 m i to by było w zasadzie na tyle. Wkrótce przekroczylismy jezdnie i zaczęliśmy, a w zasadzie konie zaczęły, się wspinać.

Widoki były naprawde świetnie. Fanom westernów proponuje aby przed wyajzdem zaopatrzyli się w artybuty przynależne Johnowi Waynowi, bo na trasie poczuć się można jak prawdziwy kowboj. Wokół rozpościerały się widoki na dolinę Uspallaty i wysokie Andy.
Góry te są zupełnie inne od tych polskich. Nie uświadczysz tu ani drzewa ani trawy, a tym samym cienia, a przynajmniej nie w lato. Zamiast tego można podziwiac przeróżne kolory skał, które mogą być czerwone, zielone, czarne, piaskowe i bóg jeden wie jakie jeszcze.

Przez całą drogę towarzyszyły nam dwa psy - jeden czarny mały kundelek oraz taki jakiś na kształt charta. Oba dały świadectwo prawdziwej psiej wierności i wysportowania. Przez niemal całą trasę do podnóża gór wyglądały jakby miały zdechnąć tam gdzie stoją, próbując znaleźć cień pod każdym głazem.

Nasza trójka, konie, psy i jeden napotkany kondor stanowiły jedyne żywe istoty jakie napotkaliśmy w czasie całej podróży. Spodziewaliśmy się czegoś zupełnie odwrotnego, skoro wyciecki konne są reklamowane w co drugim hostelu, to raczej zakładaliśmy, że ich trasy są na tyle stadardowe, że na pewno napotkamy inne grupy po drodze. Byliśmy jednak na prawdziwej pustyni. Po ok 2,5 h dojechaliśmy do podnoża szczytu na który mieliśmy się wdrapać już na własnych nogach. Konie zostały lekko uwiązane a psy zostały w końcu napojone. W tym miejscu czarny piesek odpadł z wyścigu na szczyt i postanowił pozostać na dole wraz z końmi, a kto wie może taka była jego rola. Chart wybrał się z nami pod górę.

Mimo, że z chodzeniem po górach mam więcej doświadczenia niż z jazdą konno, wejście na górę było dla mnie katorgą. Mniej więcej co 20 kroków musiałąm się zatrzymywać, żeby złapać oddech, nie wiem czy było to spowodowane upałem czy zmianą wyskości, w każdym razie mój organizm nie wyrabiał, w przeciwieństwie do Gaucho, który szybkim krokiem maszerował wprost na szczyt. Daniel również trzymał się znacznie lepiej ode mnie. Natomiast chart magicznie odżył i ze zdwojoną prędkością wspinał się w górę.
Ścieżka po której wchodziliśmy raz jest kamienista, czasem znów wdrapujemy się po żwirze, na którym łatwo o łaszywy krok. Oczywiście nie mamy ze sobą butów do wspinaczki, bo po pierwsze Daniel ich nie ma a po drugie usłyszeliśmy radę, aby nie zakładać takich butów bo skończy się to tylko odparzeniem stóp. Ślizgamy się więc w naszych adidasach.

Kiedy w końcu, po co najmniej jednej chwili zwątpienia, dotarlismy na szczyt oczom naszym ukazał się oczywiście, może nie las, ale krzyż. Na szczycie, podobnie jak na całej drodze, było zupełnie pusto. I cicho jak na Stójle. A jeśli ktoś z was nie wie jak cich ojest na Stójle to w celach porównawczych proponuje wycieczkę do tj uroczej wioseczki na wschodniej rubieży Polski.

Ja opadłam z sił i przez kolejne 20 minut odzyskiwałam oddech. Od Gaucho dostaliśmy nasze racje żywnościowe. Nigdy nie jadłam tak powoli, ponowie zrzucam to na niedotlenienie i zmęczenie.

Na szczycie było naprawdę wspaniale, widok roztacza się na całą dolinę, Rio Mendozę a z oddali można podziwiać ośnieżony szczyt Aconcagui (na którą w Argentynie mówią A - kon - ka - ua). Po chwili nad naszym szczytem zaczął szybować sporej wielkości ptak, który został zidentyfikowany jako el condor. Imponujace stworzenie z nie mniej imponującą zdolnością do szybkiego przemieszczania się.

Po około pół godziny odpoczynku, posileniu się i kontemplacji zaczęliśmy schodzić w dół po wspomnianym już żwirze. Ponownie zajmuje nam to dużo więcej czasu niż Gaucho i psu, który niemal co chwila przystaje i podziwia widoki z kamieni wystających nad przepaściami. Powstała nawet teoria, że to nie wierność kazała psu iść z nami w góry tylko jego autentyczna miłość do wysokogórskich widoków. Po spędzeniu z nim dnia widzimy jak doskonale jest wytresowany. W sumie nie dziwi nas to, skoro Gaucho potraf wytresować nasze konie, tudziez muły, na tyle by reagowały nawet na jego gwizdy, to tym bardziej psa. Kiedy na jednym z przystanków zapytaliśmy czy możemy napoić psa, Gaucho pokręcił przecząco głową. Pies je i pije tylko to co on mu da. Pies nawet raz nie spojrzal na moje i Daniela jedzenie. Świetny zwierzak.

Kiedy docieramy na miesce,w którym pozostawiliśmy konie, jesteśmy już porządnie zmęczeni, przed nami jednak jeszcze bardzo długa droga do hostelu. Leniwym, chybotliwym krokiem wracamy na zachód. Wracamy inną drogą, tym razem przez coś na kształt starego kanionu. Widoki są piękne, ale zarówno my jak i konie jesteśmy już ledwo żywi. Kiedy po kolejnych 2 godzinach docieramy do hostelu jestem kompletnie wyczerpana. Miarowy krok konia/muła sprawił, że kręgosłup wbił mi się w tyłek. Teraz nareszcie wiem o czym pisał Sapkowski, że aby być posłańcem trzeba mieć złotą pamięć i żelazną rzyć.

W hostelu żegnamy się z naszymi czworonożnymi przyjaciółmi i z Gaucho po czym rzucamy się na piwo, a potem do snu. Rano praktycznie ze snu wyrwało nas trzęsienie ziemi.

Załączniki:
Komentarz do pliku: Góry zaczynające się tuż za granicami Mendozy
mendoza droga (Small).JPG
mendoza droga (Small).JPG [ 35.28 KiB | Obejrzany 13091 razy ]
Komentarz do pliku: Nasza dolina
uspallata1 (Small).JPG
uspallata1 (Small).JPG [ 55.92 KiB | Obejrzany 13091 razy ]
Komentarz do pliku: góry wokół hostelu
uspallata roga 2 (Small).JPG
uspallata roga 2 (Small).JPG [ 52.78 KiB | Obejrzany 13091 razy ]
uspallata droga 1 (Small).JPG
uspallata droga 1 (Small).JPG [ 65.65 KiB | Obejrzany 13091 razy ]
uspallata dolina1 (Small).JPG
uspallata dolina1 (Small).JPG [ 63.69 KiB | Obejrzany 13091 razy ]
uspallata 2 (Small).JPG
uspallata 2 (Small).JPG [ 117 KiB | Obejrzany 13091 razy ]
Komentarz do pliku: Posterillos (trasa Mendoza-Uspallata)
posterillos (Small).JPG
posterillos (Small).JPG [ 65.32 KiB | Obejrzany 13091 razy ]
_________________
www.zdalaodbiura.pl
Góra
 Profil Relacje PM off  
      
#14 PostWysłany: 18 Lut 2015 20:47 

Rejestracja: 02 Sty 2015
Posty: 28
A tutaj kilka zdjęć z konno-wspinaczkowego dnia

-- 18 Lut 2015 20:49 --

Droga w dół

Załączniki:
DSC_4442 (Small).JPG
DSC_4442 (Small).JPG [ 72.76 KiB | Obejrzany 13091 razy ]
DSC_4431 (Small).JPG
DSC_4431 (Small).JPG [ 109.47 KiB | Obejrzany 13091 razy ]
DSC_4420 (Small).JPG
DSC_4420 (Small).JPG [ 115.49 KiB | Obejrzany 13091 razy ]
DSC_4419 (Small).JPG
DSC_4419 (Small).JPG [ 64.08 KiB | Obejrzany 13091 razy ]
DSC_4417 (Small).JPG
DSC_4417 (Small).JPG [ 60.9 KiB | Obejrzany 13091 razy ]
DSC_4404 (Small).JPG
DSC_4404 (Small).JPG [ 34.06 KiB | Obejrzany 13091 razy ]
DSC_4388 (Small).JPG
DSC_4388 (Small).JPG [ 59.32 KiB | Obejrzany 13091 razy ]
DSC_4380 (Small).JPG
DSC_4380 (Small).JPG [ 79.75 KiB | Obejrzany 13091 razy ]
DSC_4375 (Small).JPG
DSC_4375 (Small).JPG [ 117.88 KiB | Obejrzany 13091 razy ]
DSC_4366 (Small).JPG
DSC_4366 (Small).JPG [ 72.44 KiB | Obejrzany 13091 razy ]
DSC_4364 (Small).JPG
DSC_4364 (Small).JPG [ 125.64 KiB | Obejrzany 13091 razy ]
DSC_4336 (Small).JPG
DSC_4336 (Small).JPG [ 92.72 KiB | Obejrzany 13091 razy ]
DSC_4323 (Small).JPG
DSC_4323 (Small).JPG [ 118.11 KiB | Obejrzany 13091 razy ]
DSC_4320 (Small).JPG
DSC_4320 (Small).JPG [ 86.86 KiB | Obejrzany 13091 razy ]
_________________
www.zdalaodbiura.pl
Góra
 Profil Relacje PM off  
      
#15 PostWysłany: 19 Lut 2015 16:29 

Rejestracja: 02 Sty 2015
Posty: 28
chester0 napisał(a):
Hey fajna relacja jakbyscie mogli napisac o Mendozie szczegolnie jak dostaliscie sie w gory wiem ze kursuja tam jakies busy jestem ciekawy kosztow.



Jeżeli chodzi o dojazd z Mendozy w góry to do Uspallaty jeżdzą autobusy kursujące z dworca, my jechaliśmy chyba z Expreso Uspallata. Na dworcu jest dobra informacja turystyczna, mówią tam po angielsku więc w razie czego powinni wam pomóc znaleźc inne autobusy. Gdybyście chcieli zatrzymać się w Hostel Internatioanl Supallata to trzeba powiedzieć kierowcy, że tam właśnie jedziecie. Wtedy on powie do was coś niezrozumiałego co prawdopodobnie oznacza, żeby przypomnieć mu za ok 2 godziny, jak będzie bliżej Uspallaty. Trzeba ich trochę pilnować bo moga o was zapomnieć.

Jeśli chodzi o koszty to jak pisaliśmy wyżej ok 45 ARS powinno wystarczyć za bilet w jedną stronę.
_________________
www.zdalaodbiura.pl
Góra
 Profil Relacje PM off  
      
#16 PostWysłany: 23 Lut 2015 13:43 

Rejestracja: 02 Sty 2015
Posty: 28
Następnego dnia budzimy się obolali kręgosłup wżyna nam się głęboko w niższe partie pleców. Jak wspominałam dla mnie było to pierwsze doświadczenie w jeździe na koniu/mule natomiast Daniel ostatnio jeździł na koniu w latach głębokiego gimnazjum. Jeśli i wy posiadacie podobne słabe doświadczenie w jeździe to delikatnie odradzam zamawiania wycieczki na cały dzień, zwłaszcza jeśli następnego dnia planujecie jakąś aktywność fizyczną
My po przejażdżce/trekkingu obudziliśmy się wyczerpani i niezdolni do dłuższych przebieżek. Dostaliśmy chyba tez lekkiego udaru. Check out był zaplanowany na 10:00 więc o 8 rano zaczęliśmy lekko przecierać powieki i zastanawiać się czy powinniśmy jechać dalej w stronę Aconcagui i Chile (w końcu jesteśmy już tak blisko oceanu) czy zabrać się z powrotem do Mendozy i w końcu trochę odpocząć. Postanowiliśmy, że zrobimy co Bóg rozkaże, rozstawimy się na dwóch przeciwstawnych pasach drogi i wsiądziemy do pierwszego samochodu, który się zatrzyma.
Tak sobie postanowiliśmy po czym usłyszeliśmy dźwięk znany nam z filmu Pojutrze i poczuliśmy jak cały dom trzęsie się w posadach. Krótkie bura-rum, chwila ciszy i znowu burrraa-rum. „Co to było?” Bogatsi o doświadczenia z puertoiguazkich hosteli wiemy, że budynki w Argentynie mogą wydawać różne dźwięki i że wcale nie musi to być koniecznie… „Trzęsienie ziemi, wstawaj, wychodzimy”.
Przy dźwiękach kolejnego burra-rum zdążyłam w jedną rękę złapać buty i w drugą sakiewkę z paszportem i pieniędzmi i szybkim krokiem wyszliśmy do jadalni gdzie okazało się, że nie tylko my nie przestrzegamy przepisów bhp w razie trzęsienia ziemi. Nikt bynajmniej nie leżał pod stołem ani nie przejmował się trzęsącymi się ścianami, wręcz przeciwnie właśnie podawano na stół gorącą kawę i rogaliki. Właściciel hostelu – Christian – odświeżył nam pamięć na temat trzęsień ziemi w tej części globu. Nikt już się nimi nie przejmuje bo są nagminne, to, którego doświadczyliśmy miało 6 stopni w skali Richtera i najwyraźniej nie zrobiło wrażenia na miejscowych. Przejęliśmy więc tą postawę życiową i również siedliśmy do śniadania.
Następnie, tak jak zaplanowaliśmy stanęliśmy po dwóch stronach trasy i zdaliśmy się na los. Pech chciał, że jedyne samochody, które się zatrzymywały jechały do Uspallaty, ostatecznie pokonaliśmy więc niechęć, dojechaliśmy do dworca i kupiliśmy bilety z powrotem do Mendozy. Po dwóch godzinach byliśmy z powrotem, znaleźliśmy w Internecie hotel z małym basenem, w którym wieczorem zaczęliśmy leczyć bolące kręgosłupy.
Kolejne trzy dni minęły nam na błogim nic nie robieniu, przerwane jedynie na moment przez lot na paralotni.
W Cuchi Coral się nie udało ale w Mendozie ceny są już znacznie bardziej przystępne. Za lot płacimy 900 ARS. Pani w biurze turystycznym powiedziała nam, że lot trwa ok. 25 minut. Prawda jest jednak taka, że długość lotu jest zależna od tego jakie warunki wiatrowe wam się trafią. Mój lot był znacznie krótszy i zupełnie inny niż lot Daniela, który załapał się na świetne warunki atmosferyczne i nie tylko latał przez dwa razy dłuższy czas ale również wzbił się wyżej.
Z hotelu odbiera nas instruktor paralotniarstwa, który zabiera nas na pobliską górę. Sam wjazd jest już sporą przyjemnością bo to prawdziwy off road po serpentynach. Po jakiś 20 minutach docieramy na szczyt i przygotowujemy do lotu. na pierwszy ogień idę ja, latamy oczywiście w tandemie. Po bardzo szybkiej lekcji wpojonej mi na 15 sekund od startu zaczynamy. Mam lekki mętlik w głowie ale rozkazy były jasne –kiedy mówi idź to idę, kiedy mówi biegnij to biegnę a kiedy mówi usiądź siadam. Banał.
Z tego wszystkiego najprostsze było chodzenie. Kiedy padła komenda biegnij okazało się, że moje nogi nie dosięgają do ziemi, więc odbijam się tylko na czubkach palców. Ale polecieliśmy. Lądowisko znajduje się u stóp góry na parkingu pomiędzy dwiema ulicami, na którym czasem gromadzą się lokalsi aby podziwiać lądowanie paralotni.
Po mnie przychodzi czas na Daniela, który jak już wspominałam trafił na świetny wiatr.

Po wszystkim pojechaliśmy z powrotem do miasta, kupiliśmy bilety do Buenos Aires i znowu się czilowaliśmy.
Jesteśmy już grubo ponad dwa tygodnie w Argentynie i mimo tego, że jesteśmy zadeklarowanymi mięsożercami mamy już serdecznie dosyć mięsa, które zdaje się być jedynym pokarmem dostępnym w Argentynie. Generalnie jeśli jesteście wegetarianami trzymajcie się lepiej z dala od tego kraju. Poza Buenos Aires i większymi miastami trudno jest o jedzenie, które nie chodziło kiedyś o własnych siłach po ziemi. Nasza koleżanka z Buenos Aires, rodowita Argentynka, której mama przyczyniła się do promocji wegetarianizmu w Argentynie opowiadała nam mrożące krew w żyłach historie o głodzie, jakiego doświadcza kiedy wyjeżdża na wycieczki do mniejszych miejscowości. Musi zabierać ze sobą sporo jedzenia aby pozostać w zgodzie ze swoją dietą. Mimo że wegetarianami nie jesteśmy to doskonale rozumiemy, że znalezienie czegoś co nie jest odpowiednikiem mięsnego jeża w Argentynie jest zadaniem heroicznym. Argentyńska kuchnia jest po prostu synonimem stylu życia gaucho, który po długim dniu na pampie wraca do swojego małego szałasu z ustrzelonym królikiem czy tez owcą, rzuca ją na ognisko/grilla i zjada. Żadnych sosów, śladowe ilości warzyw i przypraw. Taki styl jedzenia króluje do dziś, choć okazjonalnie przetykany jest pizzą populares, pastą i słodkimi bułeczkami.
Będąc w Mendozie znaleźliśmy dwie tanie jadłodajnie do których w porze lunchu zbiegali się pracownicy z okolicznych biur. Obie specjalizowały się w daniach wegetariańskich i to w nich zaopatrywaliśmy się w jedzenie przez ostatnie dwa dni. Jedna znajdowała się obok hotelu San Lorenzo na ulicy o tej samej nazwie, druga zaś w okolicach skrzyżowania av. Colon i Chile.
_________________
www.zdalaodbiura.pl
Góra
 Profil Relacje PM off  
      
#17 PostWysłany: 17 Maj 2015 14:04 
Awatar użytkownika

Rejestracja: 06 Lut 2014
Posty: 3072
Loty: 321
Kilometry: 481 404
platynowy
Bardzo fajna relacja. szkoda, że niedokończona :(
_________________
W "relacjach": Filipiny (2018), Armenia(2017), Argentyna(2016), Kazachstan (2016) i Maroko(2015).

Image
Góra
 Profil Relacje PM off  
      
#18 PostWysłany: 25 Cze 2015 23:24 

Rejestracja: 02 Sty 2015
Posty: 28
Czas chyba dopisać ostatni rozdział tej wycieczki, akurat jest leniwy okres w pracy, trzeba będzie coś z tym zrobić.

Na pierwszy ogień dorzucam kilka zdjęć z parapente

Załączniki:
DSC_4529 (Small).JPG
DSC_4529 (Small).JPG [ 47.54 KiB | Obejrzany 11951 razy ]
DSC_4517 (Small).JPG
DSC_4517 (Small).JPG [ 73.47 KiB | Obejrzany 11951 razy ]
DSC_4513 (Small).JPG
DSC_4513 (Small).JPG [ 55.14 KiB | Obejrzany 11951 razy ]
DSC_4502 (Small).JPG
DSC_4502 (Small).JPG [ 57.87 KiB | Obejrzany 11951 razy ]
_________________
www.zdalaodbiura.pl


Ostatnio edytowany przez koreankazkatowic, 25 Cze 2015 23:37, edytowano w sumie 1 raz
Góra
 Profil Relacje PM off  
      
#19 PostWysłany: 25 Cze 2015 23:33 

Rejestracja: 19 Paź 2012
Posty: 767
niebieski
nie zapomnij o przygodzie w Rio ;-)
Góra
 Profil Relacje PM off
koreankazkatowic lubi ten post.
 
      
#20 PostWysłany: 26 Cze 2015 00:35 

Rejestracja: 02 Cze 2012
Posty: 240
Loty: 8
Kilometry: 16 686
niebieski
mega wojaże!
Pisz, pisz jeszcze i koniecznie wrzuć więcej zdjęć!
Ja tymczasem dopisuje miejsca do listy must see :)
Góra
 Profil Relacje PM off  
      
Wyświetl posty z poprzednich:  Sortuj według  
Napisz nowy temat Odpowiedz  [ 25 posty(ów) ]  Idź do strony 1, 2  Następna

Wszystkie czasy w strefie UTC + 1 godzina (czas letni)


Kto jest na forum

Użytkownicy przeglądający to forum: Brak zarejestrowanych użytkowników oraz 1 gość


Nie możesz zakładać nowych tematów na tym forum
Nie możesz odpowiadać w tematach na tym forum
Nie możesz edytować swoich postów na tym forum
Nie możesz usuwać swoich postów na tym forum
Nie możesz dodawać załączników na tym forum

Przeszukaj temat:
  
phpBB® Forum Software © phpBB Group