Akceptuję i chcę ukryć komunikat Fly4free.pl korzysta z technologii, takich jak pliki cookies, do zbierania i przetwarzania danych osobowych w celu automatycznego personalizowania treści i reklam oraz analizowania ruchu na stronie. Technologię tę wykorzystują również nasi partnerzy. Szczegółowe informacje dotyczące plików cookies oraz zasad przetwarzania danych osobowych znajdują się w Polityce prywatności. Zapoznaj się z tymi informacjami przed korzystaniem z Fly4free.pl. Jeżeli nie wyrażasz zgody, aby pliki cookies były zapisywane na Twoim komputerze, powinieneś zmienić ustawienia swojej przeglądarki internetowej.



Napisz nowy temat Odpowiedz  [ 36 posty(ów) ]  Idź do strony 1, 2  Następna
Autor Wiadomość
#1 PostWysłany: 17 Sty 2015 01:09 
Awatar użytkownika

Rejestracja: 31 Sty 2012
Posty: 123
Wszystko rozpoczęło się pięknego sobotniego poranka w sierpniu kiedy to na stronie Fly4free pojawiła się informacja o promocji Iberii na loty do Brazylii. Nie namyślając się długo zadzwoniłem do koleżanki, której marzeniem był wyjazd do Ameryki Południowej. Po nocnej dyskusji, sprawdzeniu cen, analizie kalendarza, postanowiliśmy zakupić bilety na trasie Malaga-> Madryt-> Rio de Janeiro->Sao Paulo->Bruksela, za które zapłaciliśmy 1321 zł. A żeby tego było mało, zaplanowaliśmy nasz wyjazd na ...31 dni, chcąc zobaczyć Brazylię, Paragwaj, Chile oraz Boliwię :) Z racji tego, ze obecnie mija nam 4 dzień podróży będziemy się starać pisać w miarę na bieżąco, szczegółowo relacjonując każdy dzień pobytu. Niestety w związku z ograniczona ilością czasu, a także brakiem odpowiedniego sprzętu nie będziemy umieszczać zdjęć, co jednak uzupełnimy zaraz po powrocie. Podobnie jak to miało miejsce podczas moich ostatnich relacji:

Zjednoczone Emiraty Arabskie --> zea-abu-dhabi-dubaj-szardza-fudzaira,214,37568
Iran--> iran-2014-czyli-zmieniamy-stereotypy,214,52856

będę się starał przekazać wszelkie praktyczne informacje, które będą pomocne przy organizacji wyjazdu do w/w krajów Ameryki Południowej.

Zanim przejdziemy do meritum relacji, poniżej przedstawiamy plan przygotowań do wyjazdu:
-zakup biletów lotniczych: Warszawa- Malaga, Asuncion-Santiago-Lima, La Paz- Sao Paolo, Bruksela - Warszawa,
-zakup przewodników ( w szczególności polecamy przewodnik Pascala po Peru i Boliwii),
-szczepienia(jedynie żółta febra i tylko dlatego, że jest ważna przez 10 lat, a to zapewne nie ostatni nasz wyjazd),
-noclegi na Couchsurfingu,
-ubezpieczenie,
-wyrobienie legitymacji studenckiej ISIC,

Naszą podróż rozpoczęliśmy kiedy to 11.01 udaliśmy się PolskimBusem z Krakowa do Warszawy. Obiad w stolicy, dojazd do lotniska, a następnie o 19:50 wylot do Malagi. Z racji tego, ze na miejsce przylecieliśmy ok. 23, a lot do Madrytu zaplanowany był na 9:45 noc spędziliśmy na lotnisku. Dzięki idealnej miejscówie, a także kotletom schabowym z Polski, mogliśmy odpocząć i zregenerować siły przed przygodą życia.

Image

Następnego ranka pobudka, szybkie ogarnięcie i punktualnie ruszyliśmy w kierunku Madrytu. Dzień przed wylotem dokładnie sprawdziliśmy bilety i okazało się, ze na lotnisku w Madrycie musimy zmienić terminal, mając na przesiadkę jedynie godzinę czasu. Okazało się jednak, ze pomimo konieczności zmiany terminala i skorzystania z kolejki, na miejscu pojawiliśmy się 40 min przed odlotem.

Po wejściu na pokład samolotu, zajęciu miejsc, ruszyliśmy w ponad 11h podróż do miejsca, które znaliśmy jedynie z atlasów i przewodników. Rio de Janeiro - nadjeżdżamy! :))


Ostatnio edytowany przez Zeus 17 Lut 2015 16:36, edytowano w sumie 2 razy
Góra
 Profil Relacje PM off
2 ludzi lubi ten post.
 
      
Wycieczka do Tokio za 3943 PLN. Loty z dużym bagażem z Warszawy + 10 nocy w 4* hotelu Wycieczka do Tokio za 3943 PLN. Loty z dużym bagażem z Warszawy + 10 nocy w 4* hotelu
City break na Malcie za 909 PLN. Loty z Katowic i 5 nocy w hotelu dla pełnoletnich City break na Malcie za 909 PLN. Loty z Katowic i 5 nocy w hotelu dla pełnoletnich
#2 PostWysłany: 19 Sty 2015 14:23 
Awatar użytkownika

Rejestracja: 31 Sty 2012
Posty: 123
Lot przebiegł nam bardzo szybko i spokojnie, pomimo kilkukrotnych turbulencji. Na miejscu po raz pierwszy przeżyliśmy szok związany z upałami panującymi w tej części świata. O godzinie 22 temperatura na zewnątrz wynosiła ponad 32 stopnie. Dla sporej grupy osób stanowiliśmy pewnego rodzaju atrakcję, ponieważ ubrani byliśmy w stroje adekwatne do polskiego, a nie tropikalnego klimatu. A żeby tego było mało na lotnisku wysiadła elektronika, przez co byliśmy zmuszeni do ponad półgodzinnego oczekiwania w ekstremalnych warunkach, tj.gorącu i ciemnościach. Po naprawieniu awarii, szybkiej odprawie ruszyliśmy w kierunku postoju taksówek, ponieważ większość osób sugerowała nam wybór właśnie takiego środka transportu. Na szczęście po drodze zahaczyliśmy o informacje turystyczna, gdzie przeuprzejmy pan wytłumaczył nam jak dojechać w docelowe miejsce (Tijuca) zdecydowanie taniej, choć niekoniecznie szybciej. Dzięki temu wsiedliśmy do autobusu firmy BRT(koszt 3,5 reala za osobę), a następnie na uprzednio wskazanej stacji przesiedliśmy się do metra(koszt 3,5). Tam tez podeszła do nas brazylijska dziewczyna, która pomogła nam znaleźć docelową stację i przekazać cenne uwagi. Warto dodać, ze Vanessa była w wieku 24 lat, mając już dwójkę dzieci, w tym ...10,5 rocznego syna:) Po wyjściu z metra mieliśmy do pokonania ok. 2 km odcinek, który postanowiliśmy przebyć taksówką, ze względu na sporą ilość bagażów, a także ogólne zmęczenie. Około północy dotarliśmy do naszego hosta, który przez posiadanych ponad 200 pozytywnych referencji miał okazać się idealnym gospodarzem.

Niestety zawiedliśmy się na nim na całej linii.. Idea Couchsurfingu nie polega jedynie na udostępnianiu ludziom miejsca do spania, ale na spędzaniu z nimi w miarę możliwości wolnego czasu, wspólnych rozmowach, pomocy przy organizacji wyjazdu, itp. Nasz host zaoferował nam jedynie miejsce do spania, zupełnie nas ignorując i spędzając całe dnie w swoim pokoju. Na szczęście nasz pobyt trwał tam zaledwie dwie noce..

Dzień 2

Drugiego dnia umówiliśmy się z poznanym przez internet Couchsurferem, z którym mieliśmy się spotkać w Recreivo- miejscowości oddalonej o ok. 60 km od Rio. Zanim ruszyliśmy we wskazane miejsce, podeszliśmy pod słynną Maracanę, która okazała się być zgodnie z naszymi przewidywaniami zamknięta. Do Recreio pomimo wielu problemów ze znalezieniem autobusu, dotarliśmy ok.14:30. Warto wspomnieć, ze autobusy w Rio jeżdza kiedy chcą i jak chcą (próżno szukać jakiegokolwiek rozkładu jazdy). Ponadto jednorazowy przejazd kosztuje 3,40 reala.. bez względu na odległość trasy. Mimo wszystko dzięki pomocy przypadkowo poznanym brazylijczykom z Sao Paolo zameldowaliśmy się we wskazanym miejscu. Niestety w związku ze spora ilością turystów, a także rozładowanym telefonem, nie udało nam się spotkać Jacoba. Tym razem z pomoca przyszła nam jednak jedna z brazylijek, która wyczuła, że mamy drobne problemy. Użyczyła nam ona swój telefon , jednak mimo to nie udało nam się nawiązać kontaktu z Norwegiem, od 10 lat mieszkającym w Brazylii. Pozostały czas spędziliśmy na lokalnej plaży, a następnie udaliśmy się do pobliskiej restauracji typu "płacisz 10 reali i jesz ile chcesz". Smaczny obiad popijaliśmy brazylijskim piwem(warto wspomnieć, ze piwo na plaży można tam kupić już za 4 reale). W Recreio bardzo nam się podobało ze względu na różnorodne plaże, piękne widoki, niskie ceny, a także wysokie fale, przez co miejsce to uważane jest za raj dla surferów. Z racji długiej i meczącej podróży do Recreio zalecamy pozostać w Rio de Janerio i spędzić czas na równie pięknych plażach. W drodze do domu zatrzymaliśmy się na najładniejszej według nas plaży Ipanema, gdzie przez chwile zażywaliśmy kąpieli w ciepłych wodach Oceanu. Warto wspomnieć, że pomimo późnej pory ogromna ilość Brazylijczyków uprawia sport na plaży, zaś w knajpach tętni nocne życie Rio. Po powrocie do naszego pierwszego hosta od razu położyliśmy się spać i z niecierpliwością oczekiwaliśmy następnego dnia.

Dzień 3

Nazajutrz zaraz po zakupach i śniadaniu udaliśmy się do Tijuca Jungle- największej dżungli na świecie ulokowanej w samym centrum miasta.

Image

Po przyjeździe na miejsce rozpoczęliśmy spacer po wytyczonych ścieżkach, pijąc piwko i rozkoszując się bogactwem fauny i flory.

Image

Ogromne było nasze zdziwienie, kiedy niedługo po wejściu do dżungli, minął nas samochód z niemiecka flaga na zderzaku. Z racji tego, ze wyglądaliśmy jak typowi europejscy turyści (biała karnacja, plecaki, kapelusze), samochód zatrzymał się i wysiadł z niego mężczyzna w sędziwym wieku wraz z kobieta. Po krótkiej rozmowie okazało się, że mężczyzna jest emerytowanym przewodnikiem i oprowadza po dżungli swoją argentyńską znajomą. Równie wielkie jak poprzednio było nasze zdziwienie, kiedy mężczyzna zaproponował nam wspólne zwiedzanie, na co oczywiście przystanęliśmy. Dzięki temu dokładnie poznaliśmy historię parku, wypiliśmy Guarane w słynnej, dżunglowej restauracji, a następnie odwiedziliśmy wszystkie znane miejsca w Tijuca Jungle.

Image

Image

Późnym popołudniem zakończyliśmy pobyt w dżungli i umówiliśmy się z naszym gościem na wieczorne plażowanie. Następnie ruszyliśmy na poszukiwanie kantoru, ponieważ pozostało nam jedynie 4 reale. Niestety z racji tego, ze nie mieliśmy ze sobą żadnego dokumentu tożsamości, nie udało nam się rozmienić pieniędzy, przez co wpadliśmy trochę w konsternacje. Udaliśmy się jednak na plaże, gdzie rozkoszowaliśmy się przepięknym widokiem zachodzącego słońca.

Image

Następnie udało nam się zlokalizować niemieckiego przewodnika, który po raz kolejny wyciągnął do nas pomocna dłoń i wymienił nam pieniądze. A żeby tego było mało, to odwiózł nas na stacje metra, dzięki czemu zaoszczędziliśmy trochę czasu i udaliśmy się po bagaże do naszego hosta, ponieważ tego dnia przenosiliśmy się do Bruna i jego dziewczyny Renaty, u których mieliśmy spędzić 3 dni. Jak się później okazało był to naprawdę świetnie spędzony czas. Po przyjeździe do naszego go pierwszego hosta, spotkaliśmy dwie Francuzki, które miały u niego spędzić... tydzień czasu( powodzenia dziewczyny!).

Po zabraniu bagaży zamówiliśmy taksówkę i przyjechaliśmy do mieszkania Bruna i jego dziewczyny Renaty, z którymi od razu złapaliśmy świetny i życzliwy kontakt.

Image

Z racji tego, że na couchsurfingowym profilu Bruna wyczytaliśmy, że jest on smakoszem piwa przywieźliśmy mu z Polski nasz lokalny browar.

Image

Wieczór upłynął nam w milej, alkoholowej atmosferze (Bruno poczęstował nas piwem domowej roboty). W końcu mogliśmy się cieszyć ze świetnych hostów, a także własnego pokoju z klimatyzacją. Ponadto z niecierpliwością oczekiwaliśmy nastepnego dnia, kiedy to zaplanowaliśmy wyjazd na słynne Corcovado (posąg Chrystusa).


Ostatnio edytowany przez pawelgadek 14 Lut 2015 01:02, edytowano w sumie 4 razy
Góra
 Profil Relacje PM off
chris0o lubi ten post.
 
      
#3 PostWysłany: 21 Sty 2015 17:03 
Awatar użytkownika

Rejestracja: 31 Sty 2012
Posty: 123
Dzień 4

Kolejny dzień rozpoczęliśmy pobudką o 6 rano, celem jak najszybszego dotarcia do Corcovado. Po szybkim śniadaniu spakowaliśmy najpotrzebniejsze rzeczy i ruszyliśmy w kierunku metra. Z racji tego, że chcieliśmy zwiedzić jak najwięcej miejsc w Rio w możliwie jak najszybszym czasie, postanowiliśmy wybrać się na górę vanem, będącym zarazem najdroższą z możliwych opcji wjazdowych na (istnieje możliwość wyjścia piechotą (ok.3 h), jak również skorzystania z kolejki). Po wyjściu z metra na stacji Largo de Machado, udaliśmy do kasy, gdzie za 53 reale od osoby kupiliśmy wejściówki. Sam plac, na którym się znajdowaliśmy był miejscem przyjemnym na chwilę odpoczynku, jednak kręciło się tam sporo młodych, agresywnych osób, stąd byliśmy świadkami interwencji policji (do tej pory był to pierwszy i ostatni moment podczas naszego pobytu w Brazylii, kiedy to poczuliśmy się lekko niepewnie). Po zakupie biletów od razu wsiedliśmy do vana i ruszyliśmy w kierunku docelowego miejsca. Przejazd był stosunkowo krotki, trwał ok. 30 minut, także po niedługim czasie zameldowaliśmy się na górze.

Image


Image



Do przejścia pod sam pomnik pozostało nam jedynie kilkanaście metrów, także spokojnym krokiem, przy niesamowitym upale ruszyliśmy w jego kierunku. Samo miejsce nas jednak rozczarowało- mały plac, ogromna ilość turystów, ciężko znaleźć kawałek przestrzeni dla siebie, a co dopiero na zrobienie zdjęcia. Ale jak przyjechać do Brazylii i nie zobaczyć pomnika Chrystusa? To niczym przyjazd do Paryża i nie zobaczenie Wieży Eiffela.

Image

Po niedługim czasie ruszyliśmy w drogę powrotną i ... byliśmy świadkami wypadku. Znajdująca się zaraz przed nami ciężarówka z piwem przewróciła się na zakręcie i cała jej zawartość znalazła się ku naszej rozpaczy na drodze. Na szczęście nikomu nic stało, chociaż szkoda trochę złocistego trunku:)

Image

Następnie udaliśmy się w kierunku starego miasta, gdzie przechadzaliśmy się wąskimi uliczkami Rio, a także zwiedzaliśmy lokalne zabytki. Po południu zjedliśmy obiad w świetnej i taniej restauracji (koszt za 100g to ok. 3,2 reale, natomiast średnie ceny w innych restauracjach tego typu to ok.5,3 reale za 100g). Za obiad dla dwóch osób wraz z napojami zapłaciliśmy ok. 23 reale. Po krótkim odpoczynku w parku, ruszyliśmy w kierunku słynnej Copacabany, gdzie z dala od ludzi, pod palma, delektowaliśmy się piękną pogodą i zimnym piwkiem.

Image

Image

Pomimo tego, ze wiele osób odradzało nam tą plażę, tego dnia akurat wszystko nam się na niej podobało. Po powrocie do naszego hosta udaliśmy się na wspólną kolację, a następnie wzięliśmy udział w Couchsurfing meeting, czyli spotkaniu ludzi korzystających z tej formy podróżowania, którzy akurat w tym czasie znajdowali się w Rio. Na miejscu spotkaliśmy ponad 40 osób z całego świata, z którymi integrowaliśmy się do późnych godzin nocnych.

Image

Dzień 5

Z racji tego, ze nasz host Bruno wychodził do pracy o godz. 7 ponownie czekała nas bardzo wczesna pobudka, z której po imprezie niekoniecznie byliśmy zadowoleni. Tego dnia postanowiliśmy udać się ponownie w kierunku starego miasta, gdzie punktualnie o 9:30 rozpoczęło się, tzw. Free City Tour, czyli darmowe zwiedzanie miasta.

Image

Pomimo tego, że poprzedniego dnia widzieliśmy większość tych miejsc bardzo chcieliśmy poznać ich historie, stąd ponownie wyruszyliśmy tą samą trasą. Ponad 3,5 h zwiedzania miasta nie żałujemy i możemy je polecić każdemu. Młody przewodnik opowiadał nam historie w sposób niezwykle barwny, ciekawy i humorystyczny, stad czas zleciał nam bardzo szybko i przyjemnie. Ponadto spośród tłumu wyłowiliśmy turystę, który przypominał nam aktora Marva Mechantsa (znanego włamywacza z filmu Kevin sam w domu :) )

Image

Szczególnie w pamięci zapadły nam słynne Schody Selarona, które są dziełem artysty chilijskiego pochodzenia Jorge Selarona, który wyznał, że jego majstersztyk jest hołdem dla brazylijskich ludzi i mieszkańców Rio.
Schody Selarona stają się światową marką Miasta Bogów. Ich wizerunek przewija się w wielu popularnych czasopismach, gazetach, reklamach i filmach dokumentalnych. Ukazały się również w spocie promującym ofertę Rio de Janeiro na Igrzyska Olimpijskie 2016 oraz w teledyskach U2 i Snoop Dogg’a.

Image

Ponadto niezwykle ciekawą kompozycję stanowi Katedra pod wezwaniem św. Sebastiana, która kształtem przypomina ścięty, betonowy stożek.

Image

Następnie ponownie udaliśmy się na Copacabanę, tym razem zasiadając niedaleko wody. Niestety tym razem czas spędzony na tej plaży zupełnie nam się nie podobał ze względu na brak słońca, a także lokalnych sprzedawców, którzy non stop coś nam oferowali. Po powrocie do naszego hosta, wspólnej kolacji, udaliśmy się w kierunku Lapy (centrum rozrywki nocnego Rio), gdzie na dancingu stawialiśmy pierwsze kroki Samby, delektując się przy tym przepyszna Caipirinha.


Ostatnio edytowany przez pawelgadek 14 Lut 2015 01:15, edytowano w sumie 4 razy
Góra
 Profil Relacje PM off
2 ludzi lubi ten post.
 
      
#4 PostWysłany: 22 Sty 2015 13:56 
Awatar użytkownika

Rejestracja: 31 Sty 2012
Posty: 123
Dzień 6

Z racji tego, ze nasi hostowie zostali zaproszeni na wesele byliśmy zmuszeni opuścić ich mieszkanie. Pobyt u Bruna i Renaty bardzo nam się podobał- spędziliśmy razem sporo czasu, dzięki czemu mogliśmy bliżej się poznać, jak również zobaczyć jak wygląda codzienne życie Brazylijczyków. Dzięki rekomendacji znajomego z Polski udało nam się znaleźć nocleg u Nelsona, u którego nasz kolega nocował w zeszłym roku. Nelson, jego zona, a także dwójka ich małych dzieci okazali się niezwykle gościnną i pomocną rodziną. Razem z nimi spędziliśmy cudowne popołudnie, spacerując po wąskich uliczkach dzielnicy Santa Teresa i rozkoszując się wspaniałymi widokami (zdecydowanie polecamy! ) Wspólnie zjedliśmy również obiad w jednej z najstarszych restauracji tej części miasta, a następnie przy zimnym, brazylijskim piwku rozmawialiśmy na wiele różnorodnych tematów.

Image

Po kilku godzinach zgodnie z planem postanowiliśmy zwiedzić słynną Głowę Cukru (Pao de Asucar), pod którą podwiózł nas sam Nelson (warto dodać, że zdążył on wypić 4 piwa i jednego drinka :) ). Po zakupie biletów studenckich w cenie 31 reale od osoby, rozpoczęliśmy marsz pod pierwsza z gór (istnieje możliwość wyjazdu kolejką, jednak postanowiliśmy zaczerpnąć świeżego powietrza).
Pogoda tego dnia była idealna: temperatura wynosiła ok. 30 stopni, zaś niebo było bezchmurne. Po ok. 35 minutach zameldowaliśmy się na górze, po drodze mijając sporo turystów, jak również niezwykle oswojone małpy, które stanowiły nie lada atrakcję.

Image



Następnie wsiedliśmy do gondoli (na drugą górę nie ma możliwości wejścia piechotą) i po kilkunastu minutach zameldowaliśmy się na górze. Z racji tego, że była już stosunkowo późna pora, z niecierpliwością oczekiwaliśmy godzina popołudniowa, oczekiwaliśmy na zachód słońca.


Image

Image

Pobyt na górze przeszedł nasze najśmielsze oczekiwania, zaś widoki, które udało nam się zobaczyć były nie do opisania i na pewno na długo zostaną w naszej pamięci.

Image

Image

Image

Po powrocie do Nelsona pojechaliśmy na zakupy do jednego z supermarketów, po czym wspólnie przygotowaliśmy kolację w brazylijskim stylu. Około północy położyliśmy się spać, ponieważ następnego dnia czekał nas wyjazd do Foz do Iguacu, gdzie zaplanowaliśmy pobyt na jednym z najsłynniejszych na świecie kompleksie wodospadów.

Dzień 7

Następnego dnia wstaliśmy o 6 rano, ponieważ czekała nas 22 h podróż do Foz do Iguacu. Dzień wcześniej dzięki pomocy Nelsona udalo nam się zabukować bilety (dla Europejczyków jest to praktycznie niemożliwe, ze względu na konieczność wpisania jakiegoś numeru, którego nie posiadaliśmy). Pierwotnie planowaliśmy udać się na dworzec taksówką, ze względu na wczesną porę, sporą ilość bagażu, jak również niedogodne położenie względem stacji metra, jednak Nelson po raz kolejny pokazał swoją gościnność i odwiózł nas na terminal. Na miejscu przeżyliśmy lekkie zdziwienie, ponieważ dworzec autobusowy nie prezentował się za wybornie... Po odebraniu biletów punktualnie o wyznaczonej porze ruszyliśmy w stronę Foz.

Image

Niestety, tutaj zaczęły się drobne niedogodności, których dotychczas praktycznie nie doświadczyliśmy. Autobus, którym podróżowaliśmy nie posiadał klimatyzacji co przy temperaturze ponad 30 stopni było istną katorgą. W środku natomiast panował wystrój z lat sześćdziesiątych, pełno ludzi, smród, a także ...robactwo (około północy podreptał koło nas karaluch). W nocy natomiast temperatura w autobusie spadła niemiłosiernie i tylko dzięki kocowi, który przypadkowo wzięliśmy ze sobą do środka, jakoś udało nam się przeżyć. No nic, najważniejsze to przyoszczedzić trochę grosza (za autobus zapłaciliśmy 214 reale), ponieważ w tym czasie popularne na tym odcinku loty były stosunkowo drogie. Po wyjściu z autokaru, złapaliśmy busa i ruszyliśmy w kierunku lokalnego terminala. Tam, zgodnie z zaleceniami naszego nowego hosta wsiedliśmy w autobus i podążyliśmy w stronę przystanku Bulwar, na którym zgodnie z ustaleniami mieliśmy wysiąść. Warto wspomnieć, że w Brazylii nie ma żadnych rozkładów jazdy jak również nazw przystanków. O wszystko trzeba pytać kierowców i liczyć na pomoc lokalnych mieszkańców. Po wyjściu z autobusu rozpoczęliśmy poszukiwania domu naszego hosta, mając ze sobą jedynie adres i wskazówkę, że "dom znajduje się 5 minut drogi od przystanku". Niestety, błądziliśmy, szukaliśmy, pytaliśmy, jednak nikt nie wiedział jak nam pomóc. Po godzinie tułaczki z bagażami, zdecydowaliśmy się wsiąść do taksówki. Niestety, nasz kierowca po wskazaniu adresu nie za bardzo wiedział, w którą stronę ma ruszyć. Krążyliśmy więc po osiedlu pytając o drogę niekiedy tych samych osób. Na szczęście w jednej z restauracji wskazano nam drogę i mogliśmy ruszyć w kierunku naszego hosta. Jak się później okazało jego dom znajdował się przecznice dalej od przystanku Bulwar, czyli niecałe 5 minut drogi... No nic, widocznie nie wszyscy musza znać się na topografii miasta. Po przyjeździe na miejsce, przywitaniu z Fabiem Tomizawa ( jego ojciec jest Japończykiem, zaś mama Brazylijka), szybkim śniadaniu ruszyliśmy w stronę wodospadów. Ciekawostka jest fakt, ze Foz do Iguacu leży na granicy trzech państw Brazylii, Argentyny i Paragwaju, zaś wodospady można zwiedzać z dwóch stron: brazylijskiej lub argentyńskiej. Z racji braku czasu, a także ograniczonych finansów zdecydowaliśmy się na na druga opcję, która kosztowała nas 260 pesos od osoby. Z przystanku Bulwar w oczekiwaniu na busa, próbowaliśmy złapać stopa.

Image

W przeciągu 10 min zatrzymała się jedna osoba, która chciała nas zabrać na wodospady, ale po brazylijskiej stronie. W związku z tym byliśmy zmuszeni skorzystać z usług komunikacji miejskiej. Po przyjeździe na granicę, autobus zatrzymał się, zaś wszyscy pasażerowie zostali zobligowani do udania się na kontrolę paszportową. Po krótkim czasie wszyscy powróciliśmy do busa i ruszyliśmy w kierunku terminala. Po dojeździe na miejsce, zakupiliśmy bilety do Cataratas w wysokości 50 reali za dwie osoby w dwie strony i po 30 minutach zameldowaliśmy się pod wejściem na kompleks wodospadów. Po przejściu kontroli, ruszyliśmy za tłumem i początkowo zachwycamy się wszechobecnymi coati (odsyłam do google), które swobodnie przemieszczają się wśród turystów, wskakując nieraz do bagażów i kradnąc jedzenie.

Image

Po ok. 5 h pobytu w parku byliśmy pod ogromnym wrażeniem tego co mogliśmy zaobserwować. Niesamowite widoki, wspaniałe miejsca, pokaz siły natury - to wszystko można zaobserwować w Foz. Żadne zdjęcia czy filmy nawet w najmniejszym stopniu nie oddadzą piękna tego miejsca- tam po prostu trzeba być. Przed wyjazdem widzieliśmy sporo materiałów związanych z wodospadami, jednak nie przypuszczaliśmy, że zrobią one na nas aż tak pozytywne wrażenie.

Image

Image

Image

Image

Image

Image

Image

Image

Image

Image


Po wyjściu z wodospadów ruszyliśmy w kierunku terminala, po czym zatrzymaliśmy się w lokalnym supermarkecie, celem zrobienia kolacji. Jakie było nasze zdziwienie kiedy za dwa wina, makaron, sos do spaghetti, wodę, a także czosnek zapłaciliśmy ... ok. 20 złotych !

Image

Nie pozostało nam nic innego jak wrócić raz jeszcze do sklepu i zaopatrzyć się w jeszcze więcej produktów. Dzięki temu w końcu mogliśmy się poczuć jak lokalni baronowie i w znakomitych humorach wróciliśmy do domu naszego hosta. Na miejscu, po przyrządzeniu kolacji, siedzieliśmy z Fabiem i przy argentyńskim winie nawiązywaliśmy polsko-japońsko-brazylijskie relacje.


Ostatnio edytowany przez pawelgadek 19 Lut 2015 16:57, edytowano w sumie 7 razy
Góra
 Profil Relacje PM off
chris0o lubi ten post.
 
      
#5 PostWysłany: 24 Sty 2015 17:07 
Awatar użytkownika

Rejestracja: 31 Sty 2012
Posty: 123
Dzień 8

Następnego dnia postanowiliśmy wybrać się do Parku ptaków znajdującego się niedaleko brazylijskich wodospadów. Niestety tego dnia pogoda nam nie dopisała, ponieważ po raz pierwszy podczas pobytu w Ameryce Południowej byliśmy świadkami opadów deszczu. Nie przeszkodziło nam to jednak w spędzeniu wspaniałego czasu, gdyż mogliśmy zaobserwować z bliska zwierzęta, które dotychczas podziwialiśmy za ekranu telewizora(chociaż niektóre z nich widzieliśmy po raz pierwszy).

Image

Image

Image

Image

Image

Image

Najbardziej ucieszyło nas bliskie spotkanie z Tukanami, z którymi udało nam się zrobić parę zdjęć.

Image

Image

Po wyjściu z parku udaliśmy się na obiad do klasycznej już restauracji (na kilo). Tym razem udało nam się znaleźć restaurację, gdzie za 100 g jedzenia zapłaciliśmy jedynie 2,4 reale.Następnie wsiedliśmy do lokalnego autobusu, celem zobaczenia drugiej co do wielkości na świecie elektrowni wodnej, ulokowanej na granicy brazylijsko-paragwajskiej. Niestety po przyjeździe na miejsce okazało się, że wejście na tamę kosztuje 26 reali za osobę, co przy dokładnie wyliczonym budżecie wyjazdowym było zaporą nie do przejścia. W związku z tym wróciliśmy do naszego hosta, z którym wspólnie przygotowaliśmy kolację, a także kontynuowaliśmy rozpoczęte w przeddzień rozmowy. Nie mogliśmy się również doczekać następnego dnia, kiedy to czekała nas podróż do egzotycznego Paragwaju, o którym praktycznie nic nie wiedzieliśmy.


Image

Dzień 9

Następnego dnia zaraz po śniadaniu wybraliśmy się w kierunku paragwajskiej miejscowości Ciudad del Este, skąd mieliśmy mieć autobus do Asuncion. Aby dostać się na miejsce podjechaliśmy lokalnym autobusem pod granicę brazylijsko-paragwajską, skąd piechotą przeszliśmy przez most na rzece, stanowiący linię graniczną pomiędzy w/w państwami. Takie rozwiązanie wydawało się być najrozsądniejsze, ponieważ przejazd przez most zwykłymi środkami transportu trwa nieraz kilka godzin, ze względu na jego remont i ruch wahadłowy. Po odprawie paszportowej, wsiedliśmy do taksówki (warto targować się o cenę) i po kilkunastu minutach zameldowaliśmy się na międzynarodowym dworcu autobusowym. Tam przeanalizowaliśmy ceny wszystkich przewoźników na trasie Ciudad del Este - Asuncion, które w większości przypadków wynosiły 60 000 guarani. Z racji tego, że zależało nam na czasie zdecydowaliśmy się skorzystać z przejazdu autokarem firmy St. Louis, który miał odjechać w przeciągu 5 minut. Ciężko powiedzieć czy był to dobry wybór, ponieważ zamiast 5 h jechaliśmy ponad 8.. Na szczęście na pokładzie znajdował się bezpłatny dostęp do WIFI, dzięki czemu droga upłynęła nam stosunkowo szybko.

Po wyjściu na zewnątrz przeżyliśmy szok związany z temperatura, bowiem termometry wskazywały 36 stopni przy ogromnej duchocie. Po znalezieniu odpowiedniego autobusu pojechaliśmy w kierunku lokalnego szpitala, koło którego miało znajdować się mieszkanie Bruna oraz Luziane, u których mieliśmy spędzić 3 dni. W tym miejscu warto wspomnieć o poszukiwaniu noclegów na Couchsurfingu. Po umieszczeniu publicznej informacji o poszukiwaniu przez nas hosta otrzymaliśmy ponad 6 propozycji noclegowych, a także ... kilkanaście zaproszeń na spotkania. Zdecydowaliśmy się jednak zamieszkaę u Bruna i jego zony ze względu na sporo pozytywnych referencji na ich profilu, a także przez wzgląd na fakt, ze dziadek Bruna pochodził z ..Polski (nieprzypadkowo ma na nazwisko Slobodzian). Po przyjeździe na miejsce od razu nawiązaliśmy świetne relacje z gospodarzami, którzy zaprosili nas na kolację do tradycyjnej paragwajskiej restauracji. Po kolacji udajemy się do pubu, gdzie w przemiłej atmosferze wspólnie spędziliśmy wieczór. Lokal zrobił na nas ogromne wrażenie, ponieważ z zewnątrz wyglądał jak zwykła kilkupiętrowa kamienica, zaś w środku ... zobaczcie sami !
Picie paragwajskiego piwa pośród drzew i odkrytego nieba pełnego gwiazd bardzo nas zrelaksowało. Po powrocie do domu szybko położyliśmy się spać, ponieważ następnego dnia czekało nas odkrywanie uroków Asuncion.

Dzień 10

Następnego dnia przy wspólnym śniadaniu Bruno przyniósł wydrukowane mapy z zaznaczonymi miejscami, które powinniśmy zobaczyć. Warto wspomnieć, ze Asuncion nie jest miastem szczególnie odwiedzanym przez turystów, przez co ciężko o jakiekolwiek informacje, przewodniki czy mapy. Na szczęście Bruno przyszedł nam z pomocą i przy pięknej pogodzie (temperatura ponad 30 stopni) wybraliśmy się na 4 km spacer wzdłuż rzeki Paraguya.

Image

Po dotarciu do centrum udaliśmy się na zakupy do lokalnej galerii, ponieważ zewsząd słyszeliśmy o niezwykle przystępnych cenach w Paragwaju (szczególnie elektroniki). Nie wiemy jak sytuacja cenowa wygląda w innych miastach, jednak w Asuncion ceny są zbliżone do polskich. Przy jednym ze stoisk zostaliśmy zaczepieni przez przedstawicieli paragwajskiej telewizji, którzy przeprowadzili z nami.. wywiad, pytając o odczucia związane z Paragwajem, jak również o przyczynę przyjazdu do stolicy. Zdawaliśmy sobie sprawę i odczuwaliśmy na własnej skórze, ze stanowimy pewnego rodzaju atrakcję dla lokalnych mieszkańców, jednak nie spodziewaliśmy się, że nie spotkamy żadnego Europejczyka!

Stare miasto w Asuncion bardzo nam się spodobało. Najbardziej zdziwiła nas jednak wszechobecna bieda i ubóstwo, a warto podkreślić, że byliśmy w stolicy państwa.

Image

Image

Image

Obok zabytkowych budynków, należących do instytucji rządowych czy kulturalnych znajdowały się baraki. Najbardziej zdziwił nas jednak widok podkreślający kontrast społeczny: na przeciw nowoczesnego budynku Parlamentu w odległości ok. 5 metrów od głównego wejścia, pomiędzy barakami przechadzały się.. świnie.

Image

Image

Image


Następnie udaliśmy się pod Pałac Prezydencki, odwiedziliśmy dwa lokalne muzea, a na sam koniec wybraliśmy się do przepięknej dzielnicy Loma San Jeronimo, gdzie w celu odpoczynku usiedliśmy w kawiarni Mirador, rozkoszując się ciszą, spokojem oraz rewelacyjnym klimatem tego miejsca.

Image

Image

Image

Image

Image

Po ponad 2h relaksu postanowiliśmy wrócić do centrum, jednak wychodząc z kawiarni dobiegły do nas dźwięki muzyki. Okazało się, ze na lokalnym boisku sportowym odbywała się nauka tańca. Na trybunach panowała rewelacyjna atmosfera, także nie namyślając się długo zasiedliśmy wśród lokalnych mieszkańców, wywołując niemałe poruszenie wśród publiczności. Od razu podeszło do nas kilkoro paragwajskich dzieci, chcących poznać "dziwnych ludzi". Mieliśmy szczęście, ponieważ tego dnia zabraliśmy ze sobą polskie "krówki", które rozdaliśmy dzieciakom.

Image

Image

Po powrocie do domu, udaliśmy się na zakupy, ponieważ tego wieczoru postanowiliśmy przygotować dla naszych hostów polską kolację (na stole znalazły się kotlet schabowy z ziemniakami, a także mizeria).

Image

Wspaniała pogoda, przemili ludzie, nieziemska gościnność, a także specyficzny klimat Asuncion spowodowały, że był to prawdopodobnie nasz najciekawszy dzień podczas pobytu w Ameryce Południowej.


Ostatnio edytowany przez pawelgadek 26 Lut 2015 15:35, edytowano w sumie 3 razy
Góra
 Profil Relacje PM off
2 ludzi lubi ten post.
 
      
#6 PostWysłany: 24 Sty 2015 18:14 

Rejestracja: 12 Mar 2013
Posty: 44
Loty: 119
Kilometry: 307 051
Super relacja! Czekam na więcej , może i ja kiedyś skorzystam z Waszych wskazówek .
Pozdrawiam
Góra
 Profil Relacje PM off  
      
#7 PostWysłany: 27 Sty 2015 22:42 
Awatar użytkownika

Rejestracja: 31 Sty 2012
Posty: 123
Dzień 11

Następnego dnia postanowiliśmy wybrać się do oddalonej o 30 km miejscowości Aregua, gdzie zaprosił nas Fabian, uprzednio poznany na Couchsurfingu. Nie zdawaliśmy sobie jednak sprawy z tego, że tak krotki odcinek drogi może nam przysporzyć nam tylu problemow. Kiedy zasiedliśmy już w lokalnym autobusie i ruszyliśmy w trasę, pojawił się kłopot: gdzie wysiąść. Po krótkiej rozmowie z jednym z pasażerów opuściliśmy busa na wskazanym przez niego przystanku. Okazał się jednak, że nie jest to nasze miejsce docelowe. W związku z tym po krótkim oczekiwaniu ponownie złapaliśmy busa, który tym razem miał nas zawieźć pod wskazany adres. Cala trasa to istny cyrk: autobus jadący maksymalnie 30km/h zatrzymujący się co 30 metrów, kierowca w jednej ręce trzymający telefon, w drugiej herbatę, zaś trasa przypominała bardziej Rajd Dakar niż cywilizowany odcinek łączący stolicę państwa z podmiejskim ośrodkiem. W związku z tym na miejsce dotarliśmy dopiero po 2,5h, gdzie oczekiwał na nas nasz znajomy.

Image

Fabian miał 25 lat, pracował w lokalnej fundacji i aktywnie działał na Couchsurfingu, goszcząc u siebie ludzi z całego świata. Niestety dość słabo mówił po angielsku, mimo to miło spędziliśmy czas razem. Najbardziej zdziwiło nas jednak to, że Fabian przygotował dla nas własnoręczną mapę, która przedstawiała wszystkie najważniejsze punkty Aregua.

Image

Oprowadził nas po całej wiosce, opowiedział historię miasta, a także zaprowadził nas nad jezioro Yapakarai gdzie oficjalnie nie można było się kąpać, ze względu na bardzo zanieczyszczoną wodę. Pomimo zakazu miejscowa ludność, a zwłaszcza dzieci oddawała się kąpielom. Mieszkańcy Aregua żyją głównie z wytwarzania ceramiki i ozdób ręcznych, toteż na wszystkich większych ulicach znaleźć można osoby sprzedające tego typu wyroby.

Image

Zdecydowanie warto wybrać się do tej miejscowości i zobaczyć jak żyją ludzie poza stolicą. Następnie wróciliśmy do Asuncion, gdzie po spakowaniu bagaży zasiedliśmy do ostatniej już kolacji z Brunem i Luciane, bowiem o godzinie 22 mieliśmy ostatniego busa z centrum na lotnisko. Nasi hostowie postanowili zrobić nam niespodziankę i zaproponowali podwózkę na lotnisko. W drodze na terminal zatrzymaliśmy się w jednym z pubów, gdzie wspólnie wypiliśmy już ostatnie paragwajskie piwo. Na lotnisko przyjechaliśmy grubo po północy, gdzie po zajęciu idealnej miejscówki (na II pietrze było sporo wolnej przestrzeni, jak również żadnej żywej duszy), oglądnęliśmy film (rewelacyjny internet!), bowiem o 5 rano czekała nas pobudka oraz lot. Tym razem do Santiago, stolicy Chile.

Dzień 12
Po niezwykle spokojnej jak na lotniskowe warunki nocy, szybkim śniadaniu ruszyliśmy na odprawę bagażową. Docelowo wykupiliśmy bilet do Limy (stolicy Peru), mając prawie 11 godzinną przesiadkę w Santiago. W związku z tym postanowiliśmy udać się na zwiedzanie stolicy Chile, a przy dobrych wiatrach przepięknej (podobno) miejscowości Valparaiso. Niestety z racji tego, ze loty wykonywane były przez różnych przewoźników, byliśmy zmuszeni do odebrania bagaży w Santiago i ponownej odprawy na miejscu(koszt przechowania bagażu znacznie przerósł nasze możliwości finansowe, bowiem wynosił - 10 dolarów za bagaż).
Pierwszy lot trwał ok. 3 h i przebiegł nam bardzo spokojnie. Podczas lądowania mogliśmy podziwiać przepiękne góry otaczające Santiago ze wszystkich stron. Po wyjściu z samolotu okazało się, że jeden z naszych bagaży został pobrudzony nieznaną substancją, przypominającą miód. Za namową pracownika linii lotniczych złożyliśmy skargę i z niecierpliwością oczekujemy na miliony dolarów na koncie.
Po całodniowym oczekiwaniu postanowiliśmy zakupić coś jedzenia, ponieważ głód dawał nam się we znaki. Nie spodziewaliśmy się jednak, że przyjdzie nam zjeść najdroższe kanapki na świecie. Zdecydowaliśmy się jednak na taki krok, ponieważ nie przypuszczaliśmy, że otrzymamy cokolwiek do jedzenia i picia na pokładzie samolotu. Po wyjściu z samolotu, odebraniu bagaży ( w stanie nienaruszonym), udaliśmy się do biura informacji gdzie otrzymaliśmy niezbędne mapy oraz ulotki związane z Peru. Następnie zgodnie z sugestiami forumowiczów z Fly4free, skorzystaliśmy z usług "green taxi", która za 60 soli zawiozła nas do domu naszego hosta- Palomy, u której mieliśmy spędzić 3 noce. Podczas ok. 50 min podróży, anglojęzyczny taksówkarz kilkakrotnie kontaktował się z naszą znajomą, ponieważ mieszkała ona stosunkowo daleko od centrum (w Limie taksówkarze nie wiedzieć czemu nie używają nawigacji). Po przyjeździe na miejsce, przywitaniu z rodzina, a także wspólnej kolacji położyliśmy się spać. Po całodniowych wojażach musieliśmy odpocząć i zregenerować siły przed kolejnym dniem, kiedy to czekały na nas słynne dzielnice Barranco oraz Miraflores, bedące turystyczna wizytówka Limy.


Ostatnio edytowany przez pawelgadek, 26 Lut 2015 16:11, edytowano w sumie 1 raz
Góra
 Profil Relacje PM off  
      
#8 PostWysłany: 30 Sty 2015 23:12 
Awatar użytkownika

Rejestracja: 31 Sty 2012
Posty: 123
Dzień 13

Tego dnia podczas oprowadzania po mieście mogliśmy liczyć na pomoc naszego hosta- Palomy. Nie da się ukryć, że bez jej zaangażowania dostanie się w wyznaczone miejsca graniczyłoby niemal z cudem. Mowa oczywiście o dojazdach najtańszym środkiem transportu, czyli busem(koszt to ok. 0,50 sola za bilet), ponieważ zawsze istnieje możliwość skorzystania ze stosunkowo niedrogich taksówek. O ile w Brazylii na każdym autobusie napisana jest nazwa ostatniego przystanku, tak w Peru panuje istny chaos i nieporozumienie. Brak przystanków (autobus zatrzymuje się na wyraźny gest ręką pasażera), brak jakiegokolwiek rozkładu, zaś w każdym autobusie znajduje się, tzw. naganiacz, który zachęca ludzi do wejścia do busa, jak rownież informuje o trasie przejazdu. Celem naszego zwiedzania były słynne dzielnice Barranco oraz Milaflores. Pierwsze miejsce to dzielnica peruwiańskiej bohemy, charakteryzująca się kolorowymi budynkami z charakterystycznymi balkonami.

Image


Image


Image

Natomiast dzielnica Milaflores słynie z niezliczonej ilości parków, położonych na klifach opadających do Oceanu.

Image


Image

Znajduje się tam również słynny park miłości, wzorowany na Park Guell w Barcelonie, jednak dla nas była to tylko podróbka dzieła Gaudiego.

Image

Oba miejsce będące wizytówką Limy jakoś nas nie przekonały (w porównaniu do miejsc, które widzieliśmy w innych państwach. Szczególnie plaże w tych rejonach były wąskie, brudne, ogromnie zatłoczone, zaś Pacyfik zimny i zanieczyszczony.
Następnie udaliśmy się na wystawę znanego w świecie mody peruwiańskiego fotografa Mario Testino, a także zjedliśmy typowe peruwiańskie danie ceviche (tradycyjne ceviche przyrządza się zalewając surową, posiekaną rybę sokiem z limonki, z dodatkiem cebuli, papryki i soli, i pozostawiając do krótkiego zamarynowania). Warto spróbować, chociaż koszt 26 soli trochę odstrasza. Po całodziennym pobycie w centrum zrobiliśmy zakupy w supermarkecie, ponieważ zgodnie z tradycją postanowiliśmy przygotować polska kolacje dla goszczącej nas rodziny. Menu pozostało niezmienne, także na stole pojawił się schabowy, z ziemniakami i mizerią. W milej atmosferze spędziliśmy czas z Palomą oraz jej rodzicami.

Image

Natomiast po kolacji zakupiliśmy w cenie 110 soli od osoby bilety z Ica do Cusco, gdzie mieliśmy udać się 27.01.

Dzień 14

Kolejny dzień rozpoczęliśmy od wspólnego, peruwiańskiego śniadania. Z racji tego, że był to poniedziałek i nasz host musiał udać się do pracy, pomoc w oprowadzaniu po mieście zaoferowała nam koleżanka Palomy. Po dotarciu w wyznaczone miejsce (mama Palomy podrzuciła nas samochodem), ruszyliśmy w kierunku starszej części Limy. W miedzy czasie niemal w tym samym momencie byliśmy świadkami dwóch kolizji samochodowych na skrzyżowaniu. Stare miasto Limy zdecydowanie warto polecić- odwiedziliśmy bowiem takie miejsca jak: Plaza de Armas, Plaza San Martin ( przypominający centrum europejskiego miasta), katedrę z XVI wieku, zespół Pałacu Prezydenckiego oraz Kościół i Klasztor św. Franciszka. Zespół urbanistyczny starego miasta został w roku 1988 wpisany na listę światowego dziedzictwa UNESCO. Niestety nie wszystko udało nam się zobaczyć ze względu na jakiś strajk, przez co część ulic była pozamykana.

Image

Image

Image

Image

Image


Po obiedzie w chińskiej części miasta, udaliśmy się do lokalnej knajpy, gdzie skosztowaliśmy słynnego w całej Limie trunku Pisco.

Image

Następnie odwiedziliśmy kilka sklepów z pamiątkami, gdzie po stosunkowo niskich cenach zakupiliśmy plecak, sweter, pocztówki oraz magnesy na lodówkę.

Image

Około godziny 16 nasza znajoma musiała nas opuścić, także po wzięciu taksówki pojechaliśmy do Parque de la Reserva. To jedno z ulubionych miejsc spotkań mieszkańców stolicy Peru oraz turystów. Przez pięć dni w tygodniu odwiedzający gromadzą się tłumnie na 15 minut, aby podziwiać fantastyczny spektakl woda-światło-dźwięk. Oprócz samego pokazu atrakcją jest również trzynaście fontann wpisanych do Księgi Rekordów Guinnessa. Słup wody największej z nich sięga osiemdziesięciu metrów, co czyni ją najwyższą na świecie! Niestety okazało się, że tego dnia park jest nieczynny, także nie namyślając się długo pojechaliśmy do Parku Kennedyego, gdzie o godz.19 umówiliśmy się z Williamem, u którego mieliśmy zatrzymać się w Cusco. Jakie było nasze zdziwienie kiedy na spotkanie wraz z Williamem przyszedł..obywatel RP Tomek, pracujący dorywczo w Limie. We czwórkę poszliśmy do jednego z pubów gdzie milo spędziliśmy czas. William zaproponował nam możliwość noclegu w mieszkaniu jego mamy, jak również załatwił nam hotel praktycznie pod samym Machu Picchu za jedyne 35 soli od osoby (ceny zaczynają się od ..150 soli!). Ponadto powiedział, że na miejscu możemy liczyć na wsparcie jego siostry, która pomoże nam przy organizacji wyjazdu na Machu Picchu, co stanowi nielada wyczyn ze względu na problemy logistyczne(szerzej w kolejnych relacjach). Po powrocie do Palomy, spakowaliśmy nasze bagaże, ponieważ z samego rana mieliśmy wybrać się do miejscowości Ica, słynącej z pustyni, a także oazy Huacachiny.


Ostatnio edytowany przez pawelgadek 01 Mar 2015 18:36, edytowano w sumie 3 razy
Góra
 Profil Relacje PM off  
      
#9 PostWysłany: 01 Lut 2015 17:57 
Awatar użytkownika

Rejestracja: 12 Sie 2013
Posty: 113
Loty: 74
Kilometry: 301 095
Fajnie się czyta Twoją relację :)

Jestem tylko zszokowana warunkami, w jakich jechaliście z Rio do Foz. Ja wprawdzie nie przemierzałam tej trasy (do Foz dostałam się samolotem z Kurytyby), ale jestem zdziwiona, że na tak długiej trasie był taki fatalny autobus. Ja miałam szczęście wielokrotnie podróżować w komfortowych warunkach nawet na krótkich trasach, i to autobusem typu convencional (normalny).

A numer o którym wspominasz to zapewne CPF. Nie-Brazylijczycy i osoby niebędące rezydentami go nie mają i nie mogą skorzystać z niższych cen biletów. To samo dotyczy przelotów - inne ceny z CPF, inne bez niego.

Osobom podróżującym autobusami po Brazylii polecam wyszukiwarkę kursów, także po angielsku: http://www.buscaonibus.com.br/en
Bardzo dobrze się sprawdza.
_________________
www.caipiroska.pl - Portal o Brazylii
Góra
 Profil Relacje PM off  
      
#10 PostWysłany: 04 Lut 2015 19:18 
Awatar użytkownika

Rejestracja: 31 Sty 2012
Posty: 123
Dzień 15

Po porannym śniadaniu mama Palomy, z którą nawiązaliśmy świetny kontakt postanowiła odwieźć nas na odległy o ok. godziny drogi dworzec autobusowy. Po dotarciu na miejsce zakupiliśmy bilety w cenie 31 soli od osoby (najtańsza opcja była za 26, jednak w droższej wersji zagwarantowany był poczęstunek i bezpośredni kurs). Długość przejazdu trochę nas zaskoczyła, ponieważ na miejsce dotarliśmy po ponad 5h. Widoki z okna jednak robiły swoje - przed nami rozciągały się piaszczyste wzgórza i nieprzebrane horyzonty. Na trasie Panamericana minęliśmy zjazd do miast Pisco oraz Paracas, które postanowiliśmy odwiedzić następnego dnia. Pierwsze wrażenie po opuszczeniu autobusu w Ica? Taksówki, taksówki i jeszcze raz taksówki. Nie namyślając się długo wzięliśmy pierwszą lepszą taryfę i za 6 soli dotarliśmy do domu naszego hosta (jak się później okazało, przepłaciliśmy i to dość znacznie :)).

Miejsce, w którym przyszło nam mieszkać przez dwie noce przeszło nasze oczekiwania:ogromne mieszkanie, własny, duży pokój, a zaraz obok łazienka jedynie do naszej dyspozycji. Po krótkiej rozmowie z naszym hostem udaliśmy się do Oazy Huacachina, która miała być główną atrakcją podczas naszego pobytu w Ica. Po przyjeździe na miejsce od razu ruszyliśmy na poszukiwanie łazika (udało nam się wytargować cenę z 45 na 30 soli od osoby) i ruszyliśmy w dwu godzinną trasę po wydmach.

Image

Image

Image

Image

Image

Image

Image

Image

Image

Musimy przyznać, że do tej pory była to najlepiej zainwestowana kasa na wyjeździe (podczas planowania wyjazdu długo dyskutowaliśmy na temat tej atrakcji, jednak teraz zdecydowanie POLECAMY). Niesamowita adrenalina, ogromne wydmy, cudowne krajobrazy, przepiękny zachód słońca, a także trzykrotny zjazd z wydm na deskach do sandboardingu - jednym słowem bajka ! Po dotarciu do osady udaliśmy się do jednej z wielu restauracji, gdzie w ciszy i spokoju zajadaliśmy się najlepszymi hamburgerami ever ! Po powrocie do domu zaplanowaliśmy, że następnego dnia wybierzemy się do Narodowego Parku Parakas, a także Islas Ballestas. Postanowiliśmy również, że udamy się tam na własną rękę, pomimo tego, że sporo osób odradzało nam tą opcję. Jak się później okazało niesłusznie.

Dzień 16

Następnego dnia zaraz po śniadaniu pojechaliśmy na dworzec autobusowy i zakupiliśmy bilety na trasie Ica-Pisco w cenie 5 soli. Po dotarciu na miejsce wsiedliśmy do taksówki, która przewiozła nas w okolice Parku Narodowego za 20 soli. Pomimo tego, ze przejechaliśmy ok. 25 km za taryfę sporo przepłaciliśmy, gdyż w drodze powrotnej udało nam się wrócić za 5 soli (oczywiście za dwie osoby). Po przyjeździe na miejsce zostaliśmy zbombardowani ofertami przejazdu motorówką na wyspę (warto wspomnieć, ze nie można się na nią dostać na własną rękę). Z racji tego, że było już stosunkowo późno zdecydowaliśmy się na jedną z pierwszych opcji i zapłaciliśmy 40 soli za osobę. Była to cena dużo niższa w stosunku do cen zorganizowanych wycieczek, jednak i tak wydaje nam się, że mogliśmy trochę utargować. Po wejściu na motorówkę, ubraniu kapoków, ruszyliśmy w 40 minutowy rejs w kierunku Islas Ballestas. Wyspę tą określa się mianem "peruwiańskiego Galapagos". Żyją na niej lwy morskie oraz ponad ...150 gatunków ptaków( w tym pingwiny, kormorany, głuptaki), niekiedy w wodzie pojawiają się tez delfiny i wieloryby. Na miejscu zgodnie z oczekiwaniami mieliśmy możliwość naocznego spotkania z większością w/w zwierząt. Nie do opisania pozostaje natomiast kwestia ich liczebności, różnorodności, a także ..panującego smrodu.

Image

Image

Image

Image

Image

Image

Image

Image

Image

Po powrocie, udaliśmy się na obiad, a następnie na krotki spacer po Parku Paracas, który nas jednak niczym szczególnym nie zachwycił. Po powrocie do mieszkania kupiliśmy domowej roboty Pisco, będącej najsłynniejszym peruwiańskim trunkiem i z naszym hostem, a także przebywająca u niego Rosjanka miło spędziliśmy wieczór.

Dzień 17

Kolejnego dnia mieliśmy trochę problemów ze wczesnym wstaniem, dlatego zrobiliśmy, tzw. dzień wewnętrzny. W związku z tym udaliśmy się na krótki spacer po "centrum" Ica, a także odebraliśmy bilety na wieczorny autobus do Cusco, który uprzednio zakupiliśmy przez internet w cenie 110 soli. Na miejscu okazało się jednak, że bilety sprzedawane na dworcu są zdecydowanie tańsze od tych, które można zakupić w sieci. Dlatego na terminalu warto przejść się po wszystkich przewodnikach i wynegocjować najkorzystniejsza ofertę. Następnie udaliśmy się na obiad, wróciliśmy do naszego hosta, spakowaliśmy rzeczy i punktualnie o 17:30 wystartowaliśmy w kierunku Cusco, z niecierpliwością zbliżając się do głównego punktu wyjazdowego- Machu Picchu.


Ostatnio edytowany przez pawelgadek 01 Mar 2015 22:47, edytowano w sumie 2 razy
Góra
 Profil Relacje PM off
3 ludzi lubi ten post.
 
      
#11 PostWysłany: 11 Lut 2015 04:02 
Awatar użytkownika

Rejestracja: 31 Sty 2012
Posty: 123
Dzień 18

Po przyjeździe do Cusco o godzinie 12 zamówiliśmy taksówkę i ruszyliśmy w kierunku domu naszego hosta Williama. Tak jak pisaliśmy wcześniej William przebywał w tym czasie w Limie, dlatego w rolę gospodarzy wcieliła się jego mama oraz siostra . Po dotarciu pod wyznaczony adres niestety nie zastaliśmy nikogo w domu. W związku z tym zaczęliśmy się zastanawiać czy przypadkiem nie zostaliśmy wystawieni przez Williama- w końcu widzieliśmy się z nim tylko raz i wydawało się nam trochę dziwne, że chce nam udostępnić swoje mieszkanie zupełnie za darmo. Adrenaliny dodawał fakt, ze William nie posiadał żadnych referencji na portalu Couchsurfing. Z pomocą przyszedł nam jednak sąsiad z góry, który potwierdził, że pod wskazanym adresem mieszka rodzina Williama, jak również zaprowadził nas do budki telefoniczna, skąd skontaktowaliśmy się z siostrą. Na nasze szczęście była ona o wszystkim poinformowana i nakazała kilkominutowe oczekiwanie. Po ok. pól godziny pojawiła się Katia wraz z mamą, która przygotowała nam mieszkanie, zostawiła klucze..i nakazała zwrócić je dopiero za trzy dni.

W związku z tym, że kwestie związane z Machu Picchu znaliśmy jedynie teoretycznie (organizacja wyjazdu po kosztach to nie lada wyzwanie), o pomoc poprosiliśmy Katie, która jak się okazało pracowała w agencji turystycznej. W związku z tym zakupiliśmy u niej bilety z Cusco do miejscowości Hidroelectrica w cenie 40 soli za osobę w jedną stronę. Potwierdziliśmy również nocleg w jednym z hoteli w Aquas Calientes, który zabukował nam William. Następnie udaliśmy się do miasta, gdzie zakupiliśmy wejściówki na Machu Picchu (dobrze zrobić to dużo wcześniej ze względu na ograniczoną ilość biletów). Następnie zrobiliśmy zakupy w supermarkecie, po czym stosunkowo wcześnie wróciliśmy do mieszkania, ponieważ o 7 rano pod nasze mieszkanie miał podjechać bus, którym mieliśmy wybrać się do Hidroelectrica.

Dzień 19

Takiego scenariusza ostatnich dwóch dni w Peru nie powstydziłby się sam Hitchcock. Celem wyjazdu stało się Machu Picchu, czyli najlepiej zachowane miasto Inków. Jednym z problemow dotarcia na miejsce jest droga, bowiem do Aquas Calientes, miejscowości położonej u stop Machu Picchu nie można dojechać ani samochodem, ani busem. Istnieje opcja skorzystania z pociągu, jednak cena...100 dolarów trochę odstraszała. W związku z tym postanowiliśmy pojechać busem z Cusco do miejscowości Hidroelectrica. Zgodnie z ustaleniami z Katią o godzinie 7:00 pod nasze mieszkanie podjechał bus, który miał nas zabrać do w/w miejsca. Nie spodziewaliśmy się jednak, że odcinek ok. 100 km przyjdzie nam pokonać w... ponad 6 godzin, jadąc takimi trasami, o których nawet nie śniliśmy. Urwiska, przepaście, ciągłe zakręty, wąskie przejazdy, a przy tym crazy kierowca, dla którego przejazd na trasie przypominał bardziej rajd niż usługę turystyczna( jak się później dowiedzieliśmy z rozmów z turystami droga, którą przebyliśmy przez wielu uznawana jest za zdecydowanie trudniejszą i bardziej przerażającą od słynnej Drogi Śmierci w Boliwii). Nie sposób nie wspomnieć o tym jaka atmosfera panowała w busie: choroby lokomocyjne, a także krzycz szczególnie żeńskiej części pasażerów. Pikanterii dodawał fakt, że co kilkanaście metrów widzieliśmy krzyże, ku czci ofiarom wypadków. Kiedy już dojechaliśmy na miejsce mieliśmy do wyboru dwie opcje: jazdę pociągiem na odcinku 11 km (koszt ok.40 dolarów) lub spacer wzdłuż torów na tej samej trasie.. Oczywiście wybraliśmy opcję nr 2 i w strugach deszczu ruszyliśmy w kierunku Aguas. Spacer okazał się nad wyraz przyjemny, gdyż wokoło rozpościerały się niesamowite widoki: dzika roślinność, przepiękne góry, zaś obok nas przepływała rwąca rzeka, wraz z cudownymi, małymi wodospadami.

Image

Image

Image

Po ok. 2,5 h dotarliśmy na miejsce. Aguas Calientes to wioska zamieszkała przez ok. 2000 osób, zaś jej mieszkańcy w głównej mierze zajmują się turystyką. W związku z tym na miejscu można znaleźć ogromną ilość hoteli, restauracji oraz pubów. Po kilku minutach bez problemu znaleźliśmy nasz hotel, którym byliśmy zachwycenie: w cenie 35 soli od osoby mieliśmy do dyspozycji własny pokój z łazienką i ciepła wodą, zaś rano czekało na nas śniadanie. Jedynym minusem był brak dostępu do internetu (chociaż może to i lepiej).
Po zakwaterowaniu wybraliśmy się na kolację, jak również zwiedzanie wioski. Po powrocie do hotelu wcześnie położyliśmy się spać, ponieważ o 5 rano czekała nas pobudka i spacer na Machu Picchu. Dzień dwudziestu z pewnością zapamiętamy na bardzo długo...


Ostatnio edytowany przez pawelgadek 01 Mar 2015 23:31, edytowano w sumie 2 razy
Góra
 Profil Relacje PM off
dj3500 lubi ten post.
 
      
#12 PostWysłany: 13 Lut 2015 20:57 
Awatar użytkownika

Rejestracja: 31 Sty 2012
Posty: 123
Dzień 20

Po szybkim śniadaniu w Hotelu punktualnie o godzinie 5 ruszyliśmy w kierunku Machu Picchu. Pogoda tego dnia dopisywała: pomimo tego, że było jeszcze ciemno, na zewnątrz temperatura wynosiła ok. 14 stopni, a co najważniejsze: nie padało. Istnieją dwie możliwości dotarcia na szczyt: pierwsza to przejazd autobusem (koszt 22 dolary za osobę w dwie strony), zaś druga to bardzo męczące podejście pod górę po schodach. Oczywiście zgodnie z naszymi ekonomicznymi założeniami, wybraliśmy opcję numer 2. Po niezwykle wymagającym spacerze, ok. godziny 8 znaleźliśmy się na samym szczycie. Widoki z wysokości ponad 2000 metrów, a także idealnie zachowane ruiny miasta Inków spowodowały, że na górze spędziliśmy rewelacyjny czas, non stop zachwycając się urokami tego cudu świata.

Image

Image

Image

Image

Image

Image

Image

Image

Image


Po godzinie 11, ruszyliśmy w kierunku miejscowości Hidroelectrica, ponieważ o godzinie 14:30 miał czekać na nas bus. Pomimo tego, że w drodze powrotnej towarzyszyły nam opady deszczu, zejście z góry minęło stosunkowo szybko. Gorzej było z 11 kilometrowym odcinkiem Aguas Calientes- Hidroeletricta, gdyż tutaj pojawiły się oznaki zmęczenia i wycięczenia. Na szczęście na miejsce dotarliśmy ok. 14, gdzie wraz z kilkudziesięcioma innymi osobami oczekiwaliśmy na odjazd busów. Niestety tutaj rozpoczęły się nasze nieoczekiwane problemy.. Nikt nie był nam w stanie powiedzieć z jakim przewoźnikiem i jakim busem mamy udać się w drogę powrotną (na miejscu spotkaliśmy parę osób, które tkwiły w tym miejscu przez długi czas). Na szczęście zostaliśmy wywołani przez jednego z kierowców, zasiedliśmy wygodnie w busie i ..zabawa rozpoczęła się na dobre. Po przejechaniu kilkunastu kilometrów minęliśmy na trasie naszego wczorajszego kierowcę, który uszkodził busa. Dziękowaliśmy Bogu, że nie musimy przeżywać takiego koszmaru jak ostatnio, jednak nasze oczekiwanie i marzenia ni jak miały się do rzeczywistości. Nasz kierowca okazał się jeszcze lepszym rajdowcem niż kolega po fachu, przez co 6/14 osób w busie miało problemy żołądkowe. W związku z tym przez cala drogę w gronie polsko-francusko-chilijsko-japonskim pomagaliśmy wszystkim potrzebującym. Warto wspomnieć, ze głównym lekarstwem na wszelkie problemy zdrowotne w Peru jest rzucie liści koki;)

Mieliśmy nadzieję, ze koszmar jazdy już się zakończył, jednak ten dzień faktycznie miał być dla nas chyba niezapomniany. W połowie trasy... potrąciliśmy bowiem dość dużego psa. Kiedy już niemal byliśmy w miejscowości Cusco na jednym z zakrętów przy nadmiernej prędkości i panujących ciemnościach, otworzył nam się bagażnik, z którego wypadły nasze bagaże. Spowodowało to spore zamieszanie, ponieważ przy użyciu latarek i telefonów staraliśmy się odnaleźć nasze rzeczy. Przy samym dojeździe do minęliśmy naszego pierwotnego kierowcę, któremu tym raz zepsuł się bus i któremu udzieliliśmy pomocy.
Na szczęście około godziny 22 dotarliśmy do mieszkania i długo nie mogliśmy się otrząsnąć z przebytych wrażeń.

Dzień 21

Tego dnia obudziliśmy się stosunkowo późno, w związku z tym postanowiliśmy trochę odpocząć i wyczilować. Po śniadaniu ruszyliśmy na zwiedzanie Cusco, jak również odwiedziliśmy Kathię w agencji turystycznej i podziękowaliśmy jej za wszelaką pomoc. Tego dnia kończył się nasz pobyt w tym mieści, skąd mieliśmy udać się do Puno. Kilkugodzinny pobyt w mieście, upłynął nam w bardzo miłej atmosferze, w związku z czym w znakomitych nastrojach punktualnie o godzinie 22 wyruszyliśmy w kierunku miejscowości położonej nad jeziorem Titicaca.

Image

Image

Image

Image

Image

Image

Image

Image


Ostatnio edytowany przez pawelgadek 08 Mar 2015 23:24, edytowano w sumie 2 razy
Góra
 Profil Relacje PM off
olajaw lubi ten post.
 
      
#13 PostWysłany: 13 Lut 2015 21:07 
Awatar użytkownika

Rejestracja: 02 Paź 2011
Posty: 121
super relacja, czekam na więcej i zdjęcia.
_________________
siempre Canarias <3
http://mividaencholas.blogspot.com.es/ moje życie na Wyspach Kanaryjskich
Góra
 Profil Relacje PM off  
      
#14 PostWysłany: 13 Lut 2015 21:51 
Awatar użytkownika

Rejestracja: 28 Lis 2012
Posty: 1098
Loty: 137
Kilometry: 161 438
niebieski
Fajnie się to czyta ale będzie jeszcze fajniej, kiedy relację uzupełnicie już o zdjęcia ;)
_________________
Image
Góra
 Profil Relacje PM off  
      
#15 PostWysłany: 13 Lut 2015 22:47 
Awatar użytkownika

Rejestracja: 31 Sty 2012
Posty: 123
Cało i zdrowo wróciliśmy, także mamy już dostęp do lepszego sprzętu oraz zdjęć (pierwsze już dzisiaj), także na bieżąco będziemy uaktualniać:)
Na zakończenie podamy informacje praktyczne, a także podsumujemy wszystkie koszty :)
Góra
 Profil Relacje PM off  
      
#16 PostWysłany: 15 Lut 2015 12:30 
Awatar użytkownika

Rejestracja: 31 Sty 2012
Posty: 123
Dzień 22

Droga do Puno przebiegła nam stosunkowo szybko i tym razem bezproblemowo. Na terminalu zameldowaliśmy się już około godziny 5, skąd od razu poszliśmy do jednej z agencji turystycznych. Na nasze szczęście trafiliśmy na anglojęzycznego pracownika, który przedstawił nam wszystkie możliwe propozycje wyjazdu na wyspy. Z racji tego, że w międzyczasie (po kalkulacji finansów) zdecydowaliśmy pojechać na trzydniową wycieczkę na Salar de Uyuni, musieliśmy zweryfikować nasze plany i skrócić pobyt w Peru. W związku z tym po krótkiej dyskusji postanowiliśmy wybrać się na wyspę Amantani, spędzić tam noc,a następnego dnia odłączyć się od grupy i na własną ręką udać się z powrotem do Puno, skąd czekał nas wyjazd do boliwijskiej Copacabany.

Punktualnie o godzinie 7:30 rozpoczęliśmy naszą wyprawę po jeziorze Titicaca- będącym zarazem najwyżej położonym jeziorem żeglowym dla dużych statków i największym jeziorem wysokogórskim na Ziemi, położonym na wysokości ok. 3800 metrów. Po ok. 1,5 h dotarliśmy do pierwszego punktu wyjazdu, a mianowicie zbudowanych z trzciny pływających wysp Uros. Pomimo tego, że wiele osób zachwycało się nimi, tak u nas wywoływały one jedynie uśmiech na twarzy. O ile w przeszłości niektórzy mieszkańcy rzeczywiście egzystowali na wyspach, tak obecnie stanowią one jedynie pokazówę, zaś jej mieszkańcy żyją i pracują w głównej mierze w Puno.

Image

Image

Image


Następnym punktem była już oddalona od 4-5 h jazdy łódką wyspa Amantani zamieszkiwana przez ok. 4000 tysiące osób, której powierzchnia wynosi ok. 10 km2. Pierwsze wrażenie? Rewelacja! Bez prądu, internetu, telefonu, z dala od cywilizacji- bajka!
Po przyjeździe na miejsce zostaliśmy oddelegowani pod opiekę pani Walentiny, która miała czuwać nad naszym bezpieczeństwem przez cały pobyt na wyspie. Po zakwaterowaniu w dwuosobowym pokoiku (bardzo skromnym, lecz ładnym i schludnym), udaliśmy się na obiad przyszykowany przez naszego gospodarza. Na talerzu oprócz zupy znalazły się warzywa, żółty ser oraz ziemniaki (wszystko naturalne). Następnie punktem programu było zwiedzanie wyspy. Tego dnia szczęście nam dopisywało, ponieważ trafiliśmy akurat na święto Matki Boskiej Gromnicznej, przez co na wyspę zjechały się zespołu muzyczne z okolicznych miejscowości, przez co na miejscu panował istny karnawał. Wszystkie osoby były przebrane w najrozmaitsze stroje, zaś alkohol lał się strumieniami, przez co, m.in. straciliśmy naszego przewodnika, który skacowany odnalazł się dopiero następnego dnia.


Image

Image

Image

Image



Na wyspie znajdują się dwa górskie szczyty: Pachatata oraz Pachamama. Z racji dość sporych wysokości jak również ograniczonego czasu udało nam się zobaczyć tylko pierwszy szczyt, z którego rozciągał się niesamowity widok.

Image

Image

Image

Image



Po zejściu z góry wróciliśmy z powrotem do naszego gospodarza, gdzie zjedliśmy przepyszną kolację. Po posiłku zostaliśmy przebrani w typowe, peruwiańskie stroje i ... poszliśmy na lokalną dyskotekę.

Image

Niestety choroba wysokościowa (soroche), połączona ze sporym wysiłkiem dała się nam we znaki (okropny ból głowy), przez co byliśmy zmuszeni wrócić do pokoju i położyć się spać. Na zakończenie dnia nie zabrakło jednak cudownego lekarstwa- liści koki :)

Tak minął nam niezwykle udany dzień ! Wycieczkę na Amantani (stosunkowo tanią) polecamy każdemu !


Ostatnio edytowany przez pawelgadek 08 Mar 2015 23:46, edytowano w sumie 2 razy
Góra
 Profil Relacje PM off
wojtkow lubi ten post.
 
      
#17 PostWysłany: 15 Lut 2015 13:11 
Awatar użytkownika

Rejestracja: 01 Wrz 2012
Posty: 1868
Loty: 262
Kilometry: 438 549
srebrny
Super relacja! :) Sam wyruszam tam za miesiąc ;) w związku z tym mam 2 pytania, pisałeś o zamkniętej Maracanie, zamknięta była bo byliście o niewłaściwej porze czy po prostu nie można jej zwiedzać? Pytam bo to jeden z punktów mojego programu w Rio ;) Drugie pytanie dotyczy wejścia pod pomnik Chrystusa. Napisałeś, że można wejść pieszo, pytanie czy cała trasa jest możliwa do pokonania pieszo i czy wtedy pobierane są jakieś opłaty?
_________________
Image
Góra
 Profil Relacje PM off  
      
#18 PostWysłany: 15 Lut 2015 13:33 
Awatar użytkownika

Rejestracja: 31 Sty 2012
Posty: 123
Legion1 napisał(a):
Super relacja! :) Sam wyruszam tam za miesiąc ;) w związku z tym mam 2 pytania, pisałeś o zamkniętej Maracanie, zamknięta była bo byliście o niewłaściwej porze czy po prostu nie można jej zwiedzać? Pytam bo to jeden z punktów mojego programu w Rio ;) Drugie pytanie dotyczy wejścia pod pomnik Chrystusa. Napisałeś, że można wejść pieszo, pytanie czy cała trasa jest możliwa do pokonania pieszo i czy wtedy pobierane są jakieś opłaty?


Dzięki :)

Co do Maracany, to z nią jest zawsze problem, ponieważ nawet wśród lokalnych mieszkańców przyjęła określenie "wiecznie zamkniętej". Myśmy byli około południa i nie dało się wejść .. Chociaż prawdę powiedziawszy, to nie za bardzo jest co oglądać, ponieważ obecny stadion może pomieścić ok. 78 000 osób, więc jest jednym spośród wielu.

Co do drugiego pytania, to pod Corcovado można wyjść/wyjechać na 4 sposoby:
-piechotą (nie polecam),
-autobus miejski + spacer od około połowy trasy. Ostatni przystanek to chyba-> Cosme Velho,
-pociąg (spore kolejki, ale podobno mega widoki i ciut taniej),
-van

Analizując cały wyjazd doszliśmy do wniosku, że opcja vana jest najlepsza. Dlaczego? Ponieważ jest najszybsza, nie ma kolejek i jedziesz z samego dołu. Chcąc iść piechotą i tak musisz zapłacić wejściówkę w wysokości 34 reali ( w zależności od okresu w którym jedziesz). Dlatego lepiej dać te dwadzieścia parę złotych, wjechać i zjechać szybko i zaoszczędzić sporo czasu :)
Góra
 Profil Relacje PM off
Legion1 lubi ten post.
Legion1 uważa post za pomocny.
 
      
#19 PostWysłany: 15 Lut 2015 14:01 
Awatar użytkownika

Rejestracja: 01 Wrz 2012
Posty: 1868
Loty: 262
Kilometry: 438 549
srebrny
Może i stadion jak jeden z wielu, ale dla mnie punktem obowiązkowym praktycznie każdego wyjazdu jest zobaczenie lokalnego stadionu (meczu jak jest możliwość) i na nie jeden stadion wchodziłem po prostu na zasadzie szukania jakiejkolwiek luki gdzie można się przecisnąć na trybuny jeśli nie ma akurat możliwości zwiedzania ;) Będę w Rio pod koniec marca więc może turystów będzie już trochę mniej pod Chrystusem :) co do wejścia to rozważę każdą opcję, ale może faktycznie masz rację, że nie warto tracić zbędnie czasu ;)
_________________
Image
Góra
 Profil Relacje PM off  
      
#20 PostWysłany: 15 Lut 2015 14:20 
Awatar użytkownika

Rejestracja: 12 Sie 2014
Posty: 1
Świetna relacja! A zdjęcia po prostu zapierają dech ;) Czekam na więcej!
Góra
 Profil Relacje PM off  
      
Wyświetl posty z poprzednich:  Sortuj według  
Napisz nowy temat Odpowiedz  [ 36 posty(ów) ]  Idź do strony 1, 2  Następna

Wszystkie czasy w strefie UTC + 1 godzina (czas letni)


Kto jest na forum

Użytkownicy przeglądający to forum: Bing [Bot] oraz 1 gość


Nie możesz zakładać nowych tematów na tym forum
Nie możesz odpowiadać w tematach na tym forum
Nie możesz edytować swoich postów na tym forum
Nie możesz usuwać swoich postów na tym forum
Nie możesz dodawać załączników na tym forum

Przeszukaj temat:
  
phpBB® Forum Software © phpBB Group