Zobaczyć świat: Ma 76-lat i właśnie wróciła z autostopu po Kazachstanie
W pierwszą podróż autostopem wyruszyła w 1996 roku. Dotarła do Finlandii. Od tego się zaczęło.
Od czasu swej pierwszej wyprawy przemierzyła wzdłuż i wszerz całą Europę, lwią część Afryki, Bliski Wschód i prawie całą Azję. Spała w drążonych w skałach domach Berberów tuż obok Sahary i w namiocie nad brzegiem Nilu. Dwa lata temu dojechała autostopem do Japonii, w zeszłym roku odwiedziła Kubę – czytamy w dzienniku.pl.
Zobaczyć świat: wiek nie jest usprawiedliwieniem >>
Oczywiście nie wszystkie podróże to tylko autostop. Na Kubę poleciała samolotem, do Azji koleją transsyberyjską. Skąd pieniądze? Pomagają ludzie, na lot na Kubę dostała pieniądze od mieszkańców Bolesławca, i przedsiębiorczość, która rozbudziła się w pani Teresie. Plastyczka z wykształcenia, tworzy unikalne kartki pocztowe, na które poza farbą składają się wyklejane ozdoby. Gdy w obcym kraju zaczyna brakować jej budżetu,sprzedaje swoje małe dzieła za „co łaska”.
Jak wygląda ekwipunek tursytki? To 30-kilogramowy (sic!) plecak, a w nim:
od 8 do 10 kg płatków zbożowych i mleka w proszku (starcza na dwa posiłki dziennie przez dwa miesiące), 250 tabletek suchego denaturatu, którym pali pod puszką z dziurkami – kuchenką zrobioną przez syna Miłosza – kubek aluminiowy, śpiwór, namiot, kilka kilogramów kartek okolicznościowych, przybory higieniczne, ciepłe ubrania, łyżkę i nóż – zdradza „Wysokim Obcasom”.
Skąd pomysł na autostop? Tłumaczy w rozmowie z portalem naszemiasto.pl, że ma to we krwi od dziecka:
Furmankostop to jest taki autostop, ale zamiast samochodu są furmanki. Tak się jeździło przed wojną i tak jechałam jako czterolatka. Był rok 1937. Jakaś droga między Sosnowcem a Wilnem. Jechała wraz z mamą do Wilna – to była trzecia próba dotarcia do rodziny nieżyjącego już ojca Tereski, i lepszego życia.
Pani Teresa jest wciąż aktywna w listopadzie ubiegłego zakończyła podróż po Kazachstanie.
Zobacz film na YouTube o Teresie Bancewicz >>
Nie zapominam spotkań, przeżyć, ale wysokości góry czy nazwy pięknego budynku mogę nie pamiętać. Pamiętam to, czego nauczyłam się przez te dwanaście lat jeżdżenia. Nauczyłam się uśmiechu, pogodności. Nauczyłam się tego, że do ludzi wszędzie i zawsze trzeba się uśmiechać. Bo za uśmiech każdy się odwdzięcza – mówi w rozmowie z naszemiasto.pl
Niestety ikony „podróżników” to dla większości z nas takie osoby jak Martyna Wojciechowska a nie pani Teresa. A to właśnie o niej powinno być głośno, gdyż jej historia naprawdę potrafi zainspirować, wyrwać nas z objęć kanapy i wygonić w świat.