„Premium Club” co to takiego?
To kompromis między biznesem a economy. Produkt, którego powstanie prawdopodobnie jest odpowiedzią na kryzys ekonomiczny i oszczędności w firmach, pozwalający odbyć długą podróż w warunkach komfortowych, ale nie luksusowych (uwaga dla komentujących, którzy napiszą, że luksus to klasa first a nie biznes: z naszej perspektywy już biznes jest luksusem :)).
Po 10 godzinach lotu w premium, powinniśmy być na tyle wypoczęci, by być gotowymi od razu do pracy. Powinniśmy mieć też warunki, w których możemy pracować także w czasie podróży.
Jednak cena podróży w premium jest na tyle przystępna, że powinna interesować nie tylko firmy, lecz również zamożnych turystów indywidualnych, którzy na przykład z powodu wieku, potrzebują większego komfortu niż oferowany standardowo.
Kup bilet w klasie „Premium Club” w aktualnej promocji >>
Uwzględnić też trzeba oceniając ten produkt, że w tym przypadku warunki taryfy są bardziej elastyczne niż w zwykłej klasie ekonomicznej.
Na początek naszej relacji wideo promocyjne, czyli trochę teorii.
Testowaliśmy „Premium Club” w wersji okrojonej, czyli sam fotel, bez dodatków typu akcesoria dla pasażera (koc, zestaw kosmetyczny) i bez cateringu w wersji premium.
AKTUALIZACJA: Okazało się, że testowany przez nas system rozrywki występował w wersji demonstracyjnej, natomiast na regularnych rejsach interkontynentalnych dostępna będzie wersja pełna – bogatsza.
Ruszamy na pokład
Nasze miejsca to 6 D i E czyli środkowy rząd. Maszyna, w której byliśmy oznaczona jest literą B.
Przede wszystkim chcemy pozbyć się bagażu zajmującego ręce. Schowki bagażowe otwierają się i zamykają łatwo i wygodnie. Konstruktorzy przekonują, że oferują więcej miejsca niż spotykane obecnie. Jednak na nasze laickie oko ich pakowność nie jest dostateczna. Fakt, że na pokładzie byliśmy w zimę, gdy pasażerowie mają na sobie dużo ubrań, które później zajmują miejsce w schowkach.
Fotel, na którym za chwilę siądziemy jest wyraźnie większy od spotykanych w klasie ekonomicznej. Jak się za chwilę okaże siedzi się na nim dużo bardziej komfortowo. Kluczem do sukcesu jest oferowana szerokość siedziska.
Ewelina na fotelu mieści się ze sporym zapasem pozwalającym na dobieranie wygodnej pozycji w trakcie podróży. Zdecydowanie do czynienia mamy z czymś, co gdyby znajdowało się w naszych domach, nazywalibyśmy fotelem, a nie krzesłem. Komfortowy „mebel”. Każdy pasażer ma po bokach fotela własne podłokietniki, dzięki czemu nie przepychamy się łokciami z sąsiadem.
Pod podłokietnikiem po prawej stronie kryje się stolik, a po lewej stronie monitor z systemem rozrywki pokładowej. Użyte do wykończenia fotela materiały są z półki: przyzwoite.
Kolejnym akcesorium zwiększającym nasz komfort jest podnóżek, w pełni regulowany i znacznie szerszy niż w economy. Pozwala na wygodne układnie stóp tak, by nie drętwiały nam nogi w trakcie wielu godzin spędzonych na siedząco.
Zagłówek miły w dotyku można regulować w pionie, jak również wyginać tak, by odpowiednio dopasował się do naszej głowy. W dotyku przypomina twardą poduszkę
W prawym oparciu fotel zamontowane są przyciski, które dają nam sporo radości. Pozwalają na rozkładanie/składanie oparcia fotela i podpórki pod łydki. W pełnym rozłożeniu oferują pozycję podobną do tej, którą przyjmujemy w wygodnym leżaku. Przy odrobinie gimnastyki można położyć się na boku, jednak długo wytrzymać w tej pozycji będzie trudno.
Gdy już rozsiądziemy się w fotelu, czas sprawdzić co na nas jeszcze czeka. Zaczynamy od rozłożenia stolika. Tu lekkie rozczarowanie. Konstrukcja wykonana jest nieprecyzyjnie, bok stolika przeciwległy do mocowania wisi w powietrzu ponad krawędzią oparcia. Stolik przez to jest niestabilny. Na plus możliwość regulowania położenia stolika (odległości) względem naszego korpusu.
Wreszcie czas uruchomić system rozrywki pokładowej. Monitor wydobywamy spod podłokietnika, za pomocą dźwigni oznaczonej jako „lift”.
W bocznym oparciu fotela umocowany jest pilot do obsługi systemu rozrywki pokładowej. Uwalniamy go z uchwytu przyciskiem nad mocowaniem.
Za pomocą pilota włączymy oświetlenie nad fotelem, wezwiemy obsługę pokładową. Front panelu pilota jest taki sam, jak w urządzeniu zamocowanym w klasie ekonomicznej.
Jednak tylny panel pilota różni się od tego, z czego korzystamy w economy. Tam jest gładki, natomiast w premium urządzenia posiadają dodatkową klawiaturę i wyświetlacz. Pytanie tylko co z tego, skoro żadna z funkcji rozrywki pokładowej nie współpracuje z tym dodatkowym wyposażeniem?
W pilota wbudowany jest czytnik kart płatniczych. Na dzień dzisiejszy jednak jest to tylko gadżet, bowiem LOT na pokładzie Dreamlinerów nie oferuje dodatkowo płatnych usług.
Aby w pełni móc cieszyć się systemem rozrywki pokładowej dostajemy słuchawki. Wykonane są solidnie z dobrych materiałów, jakość dźwięku jest zadowalająca, jednak ich ergonomia pozostawia wiele do życzenia. Zdecydowanie bardziej wolelibyśmy w trakcie lotu korzystać z własnych słuchawek, ale… jest to niemożliwe, ponieważ w Dreamlinerze zastosowane są gniazda na dwie wtyczki. To nas dziwi, bowiem wydaje się rozwiązaniem co najmniej przestarzałym. Być może są jednak powody, które taką konstrukcję usprawiedliwiają.
Wreszcie czas na ekran. 12-calowy dotykowy panel prezentuje obraz dobrej jakości, jednak kąty widzenie są słabiutkie.
Nie przeszkadzało by to jednak w czerpaniu radości z rozrywki, gdyby zawartość systemu rozrywki była na odpowiednim poziomie. Niestety to najsłabsza część produktu premium, kompletnie naszym zdaniem przez LOT zaniedbana.
Dotykowy ekran jest fantastyczną możliwością komunikacji z maszyną. Jednak tylko wtedy, gdy taką możliwość komunikacji przewiduje oprogramowanie. Oczywiście poprzez panel możemy nawigować czy uruchamiać filmy, jednak w grach z dotykowego panelu nie skorzystamy. A szkoda, bo byłby to świetny sposób, by zająć młodych podróżników.
Oferta gier jest niezwykle uboga i ogranicza się do prostych gier logicznych, napisanych w czasach, które dla sporej części czytelników były wczesnym dzieciństwem :). Obsługujemy je pilotem.
Pozostałe funkcje rozrywki pokładowej również wypadają blado. Oferta filmów i programów TV jest skromna, a repertuar daleki od gustów „premium”. Zawodzi też bardzo opcja e-reader gdzie poza magazynem pokładowym „Kalejdoskop” możemy przeczytać jedną książkę w języku angielskim. Jest tyle klasycznej literatury z darmową licencją, że tego zaniedbania nie sposób wybaczyć.
Naszym zdaniem system rozrywki pokładowej LOT zaniedbał na całej linii i nie wykorzystuje potencjału urządzeń zainstalowanych w Dreamlinerze. Proponujemy naszemu narodowemu przewoźnikowi, aby zorganizował konkurs dla młodych deweloperów na aplikacje do systemu rozrywki, i wykorzystał potencjał tkwiący w naszych polskich programistach, do tego, by rozrywka na pokładzie B787 była na poziomie.
Oberwie się również projektantom B787. Zastanawiamy się czy w czasach wszechobecnych tabletów w jakikolwiek sposób uzasadnione jest w nowych maszynach instalowanie staroświeckich ekranów. Czy nie lepiej zaprojektować tylko wygodny, uniwersalny uchwyt z zasilaniem do tabletu, a pasażerom nie posiadającym takich urządzenia wypożyczać? Pewnie nie jeden producent sprzętu za taką formę podniebnej promocji byłby gotów jeszcze dopłacać, a sam koszt maszyn spadłby.
Najprawdopodobniej pokutuje tu czas realizacji projektu B787, kiedy zaczynano prace nad tą maszyną, tablety były daleko mniej popularne.
Kolejny minus to brak płatnego Wi-Fi. Jeśli lot zamierza walczyć o klienta biznesowego, zdecydowanie taką usługę powinien udostępnić.
Jednak w systemie rozrywki pokładowej jest jeden plus. To mapy, umożliwiające na wiele sposobów podgląd aktualnej pozycji samolotu, trasy, i parametrów lotu.
Znudzeni pokładową rozrywką, sprawdzamy wreszcie co znajduje się w kieszeni przed fotelem. Ta podzielona na dwie komory jest pakowna i przydaje się w podróży.
Jeśli zdecydujemy się na korzystanie z własnego sprzętu typu notebook, tablet, czy smartfon mamy do dyspozycji gniazdo USB i gniazdo zasilające. Ich obecność to wielki plus. Jednak umieszczenie USB w podstawie fotela jest mało wygodne, dużo lepiej jest to rozwiązane w zwykłej klasie ekonomicznej, gdzie port USB znajdziemy w oparciu fotela przed sobą, obok wieszaka na marynarkę.
Przyszedł wreszcie czas, aby odnieść się do najmocniejszych punktów Dreamlinera. Elektronicznie przyciemniane szyby działają fajnie, acz trzeba zauważyć, że dość długo zajmuje przejście do pełnego przyciemnienia. Poniższe zdjęcie to składak z dwóch fotografii, przed ściemnieniem i szyba zmatowiona.
Oświetlenie, jakość (wilgotność) powietrza w samolocie, ciśnienie w kabinie, wyciszenie wnętrza – faktycznie są o klasę wyżej niż w dotychczas spotykanych maszynach, jednak by w pełni skorzystać z tych zalet, trzeba się wybrać w dłuższą podróż. My z Dreamlinera wychodziliśmy czując się świeżo, w trakcie lotu zmiany wysokości mniej doskwierają niż w tradycyjnych maszynach, a cisza w kabinie przerywana komunikatami z głośników świetnej jakości jest bardzo relaksująca. Turbulencje w trakcie podróży były nieodczuwalne.
Niewątpliwie lot tą maszyną to przyjemność, a w „Premium Club” przyjemność i wygoda. W powyższym teście czepialiśmy się szczegółów, bo jak wiadomo w nich tkwi diabeł. Jednak naprawdę, są to aspekty poboczne podróży, a sam samolot, komfort podróży i fotele w „Premium Club” są na piątkę.
LOT ma przed sobą trochę pracy nad rozrywką pokładową, i jeśli chce oferować produkt naprawdę z wyższej półki, to aspekt konieczny do nadrobienia.
Pozostaje cieszyć się, że dzięki klasie premium na rynku jest większa różnorodność produktów i każdy może wybierać coś skrojonego na swoje gusta i portfel. Czy to economy, czy economy premium, czy też biznes.