Fly4free.pl

Podróżowanie… bez dostępu do internetu. Jesteście uzależnieni od sieci?

Foto: Boiarkina Marina, shutterstock
Podróże są fajne. Internet jest fajny. A co, jeśli podczas podróży nie mamy dostępu do sieci? 

Znacie to uczucie? Jesteście w pięknym miejscu, z dala od Polski. Sielankowa atmosfera, niezapomniane widoki. Ale zaraz, zaraz… coś jest nie tak. Czujecie niepokój, czegoś wam brakuje. I zamiast delektować się wyjazdem, nerwowo spoglądacie na swój telefon, tablet, laptopa. Czego tam szukacie? Działającej sieci WiFi, z dostępem do internetu…

Coraz więcej osób przyznaje się do tego, że nawet krótkotrwała przerwa w dostępie do internetu, powoduje u nich negatywnie funkcjonowanie w sferze fizycznej i psychicznej. Uzależnienie od internetu jest zjawiskiem stosunkowo nowym – ale dotyka już miliony ludzi na całym świecie. W tym także osoby, które często podróżują, latają samolotami, przemierzają świat. Czyli was.

Jak jest naprawdę?

Komentarze

na konto Fly4free.pl, aby dodać komentarz.
Wyzwanie, Czy jak to teraz mówią 'czelendż': Wyjedz gdzieś na urlop i postaraj się nie patrzeć na telefon/tablet itp przez kilka dni. Jeśli dasz rade, to nie jesteś uzależniony. Jeśli nie dasz rady, to ogarnij się i zacznij wreszcie dostrzegać piękno tego świata! ;-)
pk, 28 listopada 2016, 20:34 | odpowiedz
Ja nie dość że podróżuję bez internetu to nie zabieram także komórki ani żadnych oklepanych przewodników. Włóczę się po danej miejscówce lewo prawo i wtedy zawsze przytrafiają mi się najlepsze przygody. Kto tak nigdy nie zrobił ten nie wie co to prawdziwa przygoda.
Raz tu, raz tam, piękne życie mam..., 28 listopada 2016, 20:35 | odpowiedz
Jak dla mnie, internet jest elementarną drogą kontaktu ze światem. Nie mając do niego dostępu, zwyczajnie odcinam się od ludzi. Spokojnie przeżyję bez Facebooka czy Instagrama przez cały dzień, a nawet dłużej. Jednak gdy wieczorem się podłączę i mam ponad sto wiadomości, na które przez grzeczność czy z szacunku trzeba odpisać, a po czterech dniach offline trzeba nadrobić tyle, że przez kilka dobrych godzin trzeba pracować tylko nad wypełnianiem tego, co należało zrobić - robi się nieciekawie. Dlatego wolę być online. Wszystkie czynności wykonywać w krótkich momentach (np. podczas oczekiwania na bus czy okrutnej nudy w nocnej taksówce z lotniska). Ale wszystko w granicach rozsądku. Poza tym internet daje mi poczucie komfortu. Cokolwiek się nie stanie - poradzę sobie sam. Raz w życiu przez brak kontaktu postawiłem pół uczelni w Stambule na nogi, bo... się zgubiłem i pół dnia metodą prób i błędów starałem się na własną rękę wrócić. A oni mnie szukali: w hotelu, na policji, w szpitalu... był, zniknął, jest offline - coś się stało.
KyokoMai, 28 listopada 2016, 21:15 | odpowiedz
Ach znam ten ból. A ta kuba za 900zl.jakby się tak przytrafiła w lutym to by było coś. ...;)))
Karo, 28 listopada 2016, 21:16 | odpowiedz
Dostęp do Internetu zwalnia z planowania i przewidywania. Jeszcze 20 lat temu dało się tak żyć więc i teraz można, szczególnie w podróży. Na wyjazdy zabieram notesik i długopis. Oczywiście telefon też ale zdarzyło mi się zablokować kartę SIM na początku podróży i prawie miesiąc przeżyłam bez ...?.
Karaga, 28 listopada 2016, 21:19 | odpowiedz
W Torres del Paine nie ma zasięgu (poza nietanim wifi w schroniskach), polecam każdemu 5 dni bez kontaktu ze światem!
todos, 28 listopada 2016, 21:23 | odpowiedz
KyokoMai Jak dla mnie, internet jest elementarną drogą kontaktu ze światem. Nie mając do niego dostępu, zwyczajnie odcinam się od ludzi. Spokojnie przeżyję bez Facebooka czy Instagrama przez cały dzień, a nawet dłużej. Jednak gdy wieczorem się podłączę i mam ponad sto wiadomości, na które przez grzeczność czy z szacunku trzeba odpisać, a po czterech dniach offline trzeba nadrobić tyle, że przez kilka dobrych godzin trzeba pracować tylko nad wypełnianiem tego, co należało zrobić – robi się nieciekawie. Dlatego wolę być online. Wszystkie czynności wykonywać w krótkich momentach (np. podczas oczekiwania na bus czy okrutnej nudy w nocnej taksówce z lotniska). Ale wszystko w granicach rozsądku. Poza tym internet daje mi poczucie komfortu. Cokolwiek się nie stanie – poradzę sobie sam. Raz w życiu przez brak kontaktu postawiłem pół uczelni w Stambule na nogi, bo… się zgubiłem i pół dnia metodą prób i błędów starałem się na własną rękę wrócić. A oni mnie szukali: w hotelu, na policji, w szpitalu… był, zniknął, jest offline – coś się stało.
Żal mi Cię człowieku, naprawdę żal mi Cię, od siebie dodam że zapewne jesteś z pokolenia gimbazy...
Stary dziad, 28 listopada 2016, 21:39 | odpowiedz
w podróży potrzebuję internetu po to, aby sprawdzić pogodę na miejscu, rozkład autobusów/metra itp., ale przede wszystkim po to, aby mieć kontakt z rodziną. Żeby wiedzieli, że mam się dobrze i że ja też nie muszę się o nich martwić ;) reszta może nie istnieć - po to wyjeżdżam, żeby po 1... odpocząć, a po 2... po co mam siedzieć w necie, skoro tyle wokół się dzieje :D można coś przegapić!!!
bbnn, 28 listopada 2016, 21:48 | odpowiedz
KyokoMai Jak dla mnie, internet jest elementarną drogą kontaktu ze światem. Nie mając do niego dostępu, zwyczajnie odcinam się od ludzi. Spokojnie przeżyję bez Facebooka czy Instagrama przez cały dzień, a nawet dłużej. Jednak gdy wieczorem się podłączę i mam ponad sto wiadomości, na które przez grzeczność czy z szacunku trzeba odpisać, a po czterech dniach offline trzeba nadrobić tyle, że przez kilka dobrych godzin trzeba pracować tylko nad wypełnianiem tego, co należało zrobić – robi się nieciekawie. Dlatego wolę być online. Wszystkie czynności wykonywać w krótkich momentach (np. podczas oczekiwania na bus czy okrutnej nudy w nocnej taksówce z lotniska). Ale wszystko w granicach rozsądku. Poza tym internet daje mi poczucie komfortu. Cokolwiek się nie stanie – poradzę sobie sam. Raz w życiu przez brak kontaktu postawiłem pół uczelni w Stambule na nogi, bo… się zgubiłem i pół dnia metodą prób i błędów starałem się na własną rękę wrócić. A oni mnie szukali: w hotelu, na policji, w szpitalu… był, zniknął, jest offline – coś się stało.
Sto wiadomości? Widac ze chyba nie masz realnych znajomych. Powiem krótko, to juz powinno sie leczyć.
Opinia, 28 listopada 2016, 22:17 | odpowiedz
Opinia
KyokoMai Jak dla mnie, internet jest elementarną drogą kontaktu ze światem. Nie mając do niego dostępu, zwyczajnie odcinam się od ludzi. Spokojnie przeżyję bez Facebooka czy Instagrama przez cały dzień, a nawet dłużej. Jednak gdy wieczorem się podłączę i mam ponad sto wiadomości, na które przez grzeczność czy z szacunku trzeba odpisać, a po czterech dniach offline trzeba nadrobić tyle, że przez kilka dobrych godzin trzeba pracować tylko nad wypełnianiem tego, co należało zrobić – robi się nieciekawie. Dlatego wolę być online. Wszystkie czynności wykonywać w krótkich momentach (np. podczas oczekiwania na bus czy okrutnej nudy w nocnej taksówce z lotniska). Ale wszystko w granicach rozsądku. Poza tym internet daje mi poczucie komfortu. Cokolwiek się nie stanie – poradzę sobie sam. Raz w życiu przez brak kontaktu postawiłem pół uczelni w Stambule na nogi, bo… się zgubiłem i pół dnia metodą prób i błędów starałem się na własną rękę wrócić. A oni mnie szukali: w hotelu, na policji, w szpitalu… był, zniknął, jest offline – coś się stało.
Sto wiadomości? Widac ze chyba nie masz realnych znajomych. Powiem krótko, to juz powinno sie leczyć.
Podsumujmy: 100 maili dziennie, żeby przeczytać i odpisać z sensem to jakieś 10 minut na jeden czyli 1000 dziennie czyli 16,6 godz w ciągu doby . Do tego czas na jedzenie, sranie i spanie bo myć się chyba już nie ma czasu. Jednym słowem brednie do kwadratu.
Adi, 28 listopada 2016, 22:48 | odpowiedz
Stary dziad
KyokoMai Jak dla mnie, internet jest elementarną drogą kontaktu ze światem. Nie mając do niego dostępu, zwyczajnie odcinam się od ludzi. Spokojnie przeżyję bez Facebooka czy Instagrama przez cały dzień, a nawet dłużej. Jednak gdy wieczorem się podłączę i mam ponad sto wiadomości, na które przez grzeczność czy z szacunku trzeba odpisać, a po czterech dniach offline trzeba nadrobić tyle, że przez kilka dobrych godzin trzeba pracować tylko nad wypełnianiem tego, co należało zrobić – robi się nieciekawie. Dlatego wolę być online. Wszystkie czynności wykonywać w krótkich momentach (np. podczas oczekiwania na bus czy okrutnej nudy w nocnej taksówce z lotniska). Ale wszystko w granicach rozsądku. Poza tym internet daje mi poczucie komfortu. Cokolwiek się nie stanie – poradzę sobie sam. Raz w życiu przez brak kontaktu postawiłem pół uczelni w Stambule na nogi, bo… się zgubiłem i pół dnia metodą prób i błędów starałem się na własną rękę wrócić. A oni mnie szukali: w hotelu, na policji, w szpitalu… był, zniknął, jest offline – coś się stało.
Żal mi Cię człowieku, naprawdę żal mi Cię, od siebie dodam że zapewne jesteś z pokolenia gimbazy…
No,chyba gimbazą nie jest bo obdarzył się nickiem dziadowskim. Tak serio to typowy homo niby sapiens uzależniony od internetu. 100 maili dziennie dostaje? Przecież to proste:przed wyjazdem napisać:"wracam do sieci za dwa tygodnie." Sam zabieram ze sobą lapka ale staram się nie zaglądać na portale społecznościowe. Odwyk jest trudny ale inaczej nie byłby odwykiem. Z drugiej strony internet jest potrzebny np.do zabukowania biletu, miejscowej wycieczki czy do sprawdzenia bankowego konta. Pozdrawiam.
balajanek, 28 listopada 2016, 23:11 | odpowiedz
Ludzie skąd w Was tyle hejtu? każdy podróżuje jak chce. jeden sam, drugi ze znajomymi lub z netem czy bez. Dajcie żyć i nie uważajcie że Wasz sposób na podróż jest najlepszy
luki, 29 listopada 2016, 7:23 | odpowiedz
Musicie się leczyć bo internet zjada wasze mózgi, chociaż w niektórych przypadkach śmiem wątpić czy ma co jeszcze zjeść.
Sad but true, 29 listopada 2016, 7:57 | odpowiedz
Haha, kto by sie spodziewal. KyokoMai zostal gimbaza. I to jest wlasnie ograniczenie internetu. Zdecydowane opinie, o kims kogo w ogole nie znamy.
Grzegorz 40, 29 listopada 2016, 9:12 | odpowiedz
balajanek
Stary dziad
KyokoMai Jak dla mnie, internet jest elementarną drogą kontaktu ze światem. Nie mając do niego dostępu, zwyczajnie odcinam się od ludzi. Spokojnie przeżyję bez Facebooka czy Instagrama przez cały dzień, a nawet dłużej. Jednak gdy wieczorem się podłączę i mam ponad sto wiadomości, na które przez grzeczność czy z szacunku trzeba odpisać, a po czterech dniach offline trzeba nadrobić tyle, że przez kilka dobrych godzin trzeba pracować tylko nad wypełnianiem tego, co należało zrobić – robi się nieciekawie. Dlatego wolę być online. Wszystkie czynności wykonywać w krótkich momentach (np. podczas oczekiwania na bus czy okrutnej nudy w nocnej taksówce z lotniska). Ale wszystko w granicach rozsądku. Poza tym internet daje mi poczucie komfortu. Cokolwiek się nie stanie – poradzę sobie sam. Raz w życiu przez brak kontaktu postawiłem pół uczelni w Stambule na nogi, bo… się zgubiłem i pół dnia metodą prób i błędów starałem się na własną rękę wrócić. A oni mnie szukali: w hotelu, na policji, w szpitalu… był, zniknął, jest offline – coś się stało.
Żal mi Cię człowieku, naprawdę żal mi Cię, od siebie dodam że zapewne jesteś z pokolenia gimbazy…
No,chyba gimbazą nie jest bo obdarzył się nickiem dziadowskim. Tak serio to typowy homo niby sapiens uzależniony od internetu. 100 maili dziennie dostaje? Przecież to proste:przed wyjazdem napisać:”wracam do sieci za dwa tygodnie.”Sam zabieram ze sobą lapka ale staram się nie zaglądać na portale społecznościowe. Odwyk jest trudny ale inaczej nie byłby odwykiem. Z drugiej strony internet jest potrzebny np.do zabukowania biletu, miejscowej wycieczki czy do sprawdzenia bankowego konta.Pozdrawiam.
A pomyslales, ze moze te wiadomosci nie sa od jego wirtualnych znajomych a np. Klientow, kontaktow biznesowych? Urlop urlopem, ale sa zawody w ktorych czasem trzeba zostac podlaczonym i sluzyc wsparciem chociaz przez chwile dziennie, szczegolnie jak sie zyje na swoj rachunek. Poza tym, co z tego ze zyjecie bez internetu pare dni, skoro jestescie zatopieni w hejcie jakbyscie tu spedzali kazdy dzien, cale zycie na okraglo
Dj, 29 listopada 2016, 9:32 | odpowiedz
Dj
balajanek
Stary dziad
KyokoMai Jak dla mnie, internet jest elementarną drogą kontaktu ze światem. Nie mając do niego dostępu, zwyczajnie odcinam się od ludzi. Spokojnie przeżyję bez Facebooka czy Instagrama przez cały dzień, a nawet dłużej. Jednak gdy wieczorem się podłączę i mam ponad sto wiadomości, na które przez grzeczność czy z szacunku trzeba odpisać, a po czterech dniach offline trzeba nadrobić tyle, że przez kilka dobrych godzin trzeba pracować tylko nad wypełnianiem tego, co należało zrobić – robi się nieciekawie. Dlatego wolę być online. Wszystkie czynności wykonywać w krótkich momentach (np. podczas oczekiwania na bus czy okrutnej nudy w nocnej taksówce z lotniska). Ale wszystko w granicach rozsądku. Poza tym internet daje mi poczucie komfortu. Cokolwiek się nie stanie – poradzę sobie sam. Raz w życiu przez brak kontaktu postawiłem pół uczelni w Stambule na nogi, bo… się zgubiłem i pół dnia metodą prób i błędów starałem się na własną rękę wrócić. A oni mnie szukali: w hotelu, na policji, w szpitalu… był, zniknął, jest offline – coś się stało.
Żal mi Cię człowieku, naprawdę żal mi Cię, od siebie dodam że zapewne jesteś z pokolenia gimbazy…
No,chyba gimbazą nie jest bo obdarzył się nickiem dziadowskim. Tak serio to typowy homo niby sapiens uzależniony od internetu. 100 maili dziennie dostaje? Przecież to proste:przed wyjazdem napisać:”wracam do sieci za dwa tygodnie.”Sam zabieram ze sobą lapka ale staram się nie zaglądać na portale społecznościowe. Odwyk jest trudny ale inaczej nie byłby odwykiem. Z drugiej strony internet jest potrzebny np.do zabukowania biletu, miejscowej wycieczki czy do sprawdzenia bankowego konta.Pozdrawiam.
A pomyslales, ze moze te wiadomosci nie sa od jego wirtualnych znajomych a np. Klientow, kontaktow biznesowych? Urlop urlopem, ale sa zawody w ktorych czasem trzeba zostac podlaczonym i sluzyc wsparciem chociaz przez chwile dziennie, szczegolnie jak sie zyje na swoj rachunek. Poza tym, co z tego ze zyjecie bez internetu pare dni, skoro jestescie zatopieni w hejcie jakbyscie tu spedzali kazdy dzien, cale zycie na okraglo
I klienci biznesowi pisza na fb lub instagrama? Czytaj ze zrozumieniem i nie osmieszaj się. Odpisywanie na maila w pracy a wrzucanie fotek i odpisywanie nan WOW znajomych tp dwie różne sprawy.
Opinia, 29 listopada 2016, 10:18 | odpowiedz
Jeszcze do niedawna na wszystkich wyjazdach byłem bez internetu. Jak mówi druga połowa, "dopiero wtedy stawałem się człowiekiem". Ale wszystko to się psuje. Nie dość, że ona bierze tablet, a wszędzie jest to okropne wifi, to jeszcze mam nową taryfę w sieci komórkowej z darmowym pakietem, przez co mam internet nawet w mojej nokii. I tak normalność odchodzi do lamusa... A jeszcze rok temu spędziłem dwa tygodnie na Krecie bez dostępu do czegokolwiek i to było cudowne!
obibok, 29 listopada 2016, 10:25 | odpowiedz
Opinia
Dj
balajanek
Stary dziad
KyokoMai Jak dla mnie, internet jest elementarną drogą kontaktu ze światem. Nie mając do niego dostępu, zwyczajnie odcinam się od ludzi. Spokojnie przeżyję bez Facebooka czy Instagrama przez cały dzień, a nawet dłużej. Jednak gdy wieczorem się podłączę i mam ponad sto wiadomości, na które przez grzeczność czy z szacunku trzeba odpisać, a po czterech dniach offline trzeba nadrobić tyle, że przez kilka dobrych godzin trzeba pracować tylko nad wypełnianiem tego, co należało zrobić – robi się nieciekawie. Dlatego wolę być online. Wszystkie czynności wykonywać w krótkich momentach (np. podczas oczekiwania na bus czy okrutnej nudy w nocnej taksówce z lotniska). Ale wszystko w granicach rozsądku. Poza tym internet daje mi poczucie komfortu. Cokolwiek się nie stanie – poradzę sobie sam. Raz w życiu przez brak kontaktu postawiłem pół uczelni w Stambule na nogi, bo… się zgubiłem i pół dnia metodą prób i błędów starałem się na własną rękę wrócić. A oni mnie szukali: w hotelu, na policji, w szpitalu… był, zniknął, jest offline – coś się stało.
Żal mi Cię człowieku, naprawdę żal mi Cię, od siebie dodam że zapewne jesteś z pokolenia gimbazy…
No,chyba gimbazą nie jest bo obdarzył się nickiem dziadowskim. Tak serio to typowy homo niby sapiens uzależniony od internetu. 100 maili dziennie dostaje? Przecież to proste:przed wyjazdem napisać:”wracam do sieci za dwa tygodnie.”Sam zabieram ze sobą lapka ale staram się nie zaglądać na portale społecznościowe. Odwyk jest trudny ale inaczej nie byłby odwykiem. Z drugiej strony internet jest potrzebny np.do zabukowania biletu, miejscowej wycieczki czy do sprawdzenia bankowego konta.Pozdrawiam.
A pomyslales, ze moze te wiadomosci nie sa od jego wirtualnych znajomych a np. Klientow, kontaktow biznesowych? Urlop urlopem, ale sa zawody w ktorych czasem trzeba zostac podlaczonym i sluzyc wsparciem chociaz przez chwile dziennie, szczegolnie jak sie zyje na swoj rachunek. Poza tym, co z tego ze zyjecie bez internetu pare dni, skoro jestescie zatopieni w hejcie jakbyscie tu spedzali kazdy dzien, cale zycie na okraglo
I klienci biznesowi pisza na fb lub instagrama? Czytaj ze zrozumieniem i nie osmieszaj się. Odpisywanie na maila w pracy a wrzucanie fotek i odpisywanie nan WOW znajomych tp dwie różne sprawy.
tak, dużo ludzi prowadzi biznes za pośrednictwem instagrama i facebooka. WOW, XXI wiek!
dj, 29 listopada 2016, 10:47 | odpowiedz

porównaj loty, hotele, lot+hotel
Nowa oferta: . Czytaj teraz »