więcej okazji z Fly4free.pl

Podróż w wulkanicznym pyle (RELACJA CZYTELNIKA)

Foto: Fot. Piotr Freć
Na długi weekend zostawiam was z relacją nadesłaną przez naszego czytelnika - Piotra Fecia. Był w trasie, gdy chmura wulkanicznego pyłu spowiła niebo i zablokowała ruch lotniczy. W relacji opis hotelu pod milionem gwiazd, życie codzienne budżetowego podróżnika i chwile, w których ludzie pokazują się z najlepszej strony swojego charakteru. Zapraszam do lektury i do przeczytania 5 maja.

Autorem tekstu jest Piotr Feć

Czwartek

Pobudka oczywiście się przeciąga. Zamiast iść, prawie biegniemy na dworzec. Udało się. 5 zł z groszem i jedziemy już pociagiem w stronę krakowskich Balic. Na lotnisku sporo ludzi. Nasz pierwszy lot jest do Duseldorfu-Wezze. Z internetu wcześniej dowiadujemy się, że z Dusseldorfem niewiele ma to wspólnego. Linia Ryanair wykorzystuje tę nazwę wprowadzając w błąd klientów. Żeby dotrzeć do miasta z nazwy lotniska, trzeba z Wezze jechać około godzinę pociągiem (cena ~20 euro ). W Niemczech taka nazwa lotniska jest zabroniona i jest to po prostu Airport Wezze.

Dolatujemy z lekkim opóźnieniem. Lotnisko podobne do Balic. Mamy około 6 godzin do następnego lotu. W tym czasie zamierzamy zobaczyć Wezze.  Chcąc oszczędzić idziemy na nogach. Droga prosta, bo cały czas wiedzie ścieżką rowerową, aż do miasta. Po drodze mijamy opuszczone osiedle. Według nas swego czasu były to mieszkania dla wojska. Spacer do miasta trwa około godziny. Miasteczko spokojne. Kilka głównych uliczek. Po 2 godzinach widzieliśmy już wszystko. Co nas zaskoczyło, prawie wszyscy poruszają się tam na rowerze, bez względu na wiek.

Wracamy na lotnisko już autobusem (ok. 2 euro). Do odlotu jeszcze trochę czasu, więc jak większość osób rozkładamy się na trawie przed terminalem. Sprawdzając wcześniej nasz lot na tablicy odlotów, zauważyłem, że samoloty z Anglii zostały odwołane. Jednak nas to nie martwiło, bo nasz lot do Santander był o czasie.

Odprawa odbyła się szybko i sprawnie. Odlot jednak przeciągnął się,  jak informował kapitan ze względu na to, że dotankowują maszynę. W samolocie czekaliśmy blisko 40 minut, co już mogło świadczyć o problemach w przestrzeni powietrznej. Bingo, dostaję esemesa, że zamykane są lotniska w Europie,  ze względu na aktywność wulkanu. Nasz samolot już kołuje,  więc myślę sobie, że nas te kłopoty nie dotkną.

O godzinie 21 jesteśmy w Santander. Plan: nocleg na lotnisku i rano o 8 lot do Madrytu. Już po chwili w terminalu przekonujemy się o tym, że angielski nie jest mocną stroną Hiszpanów. Informacja lotniskowa obwieszcza nam, że terminal pasażerski jest zamykany o 23 a otwierany dopiero o 6 rano. Nici z noclegu. Do miasta nawet się nie pchamy. Zresztą nie znajdujemy żadnej informacji jak i czym dojechać do samego Santandera. Do 23 siedzimy na lotnisku, po czym wygania nas strażnik. Noc spędzmy w hotelu pod milionem gwiazd 🙂

Piątek

O 6 rano meldujemy się na lotnisku. Czekamy już w ciepłym holu na nasz lot. Około 10 lądujemy w Madrycie. Z samolotu jedziemy prawie 15 min autobusem do terminalu i następne 30 min szukamy naszego wejścia. W Madrycie mamy 3 godzimy na przesiadkę. Na lotnisku panuje totalny chaos. Już wiemy, że przez wulkan w Polsce i znacznej cześci Europy zamknięta jest przestrzeń powietrzna. Na pocieszenie – Hiszpania nie jest w tej strefie. Kolejka po zwroty za bilet lub zmianę terminu lotu w znacznym stopniu utrudnia poruszanie się po lotnisku.

O 14 jesteśmy w Alicante tu mamy czas do 6 rano w sobotę. Wystarczy, żeby zobaczyć miasto i główny cel podróży – zamek Castillo de Santa Barbara. Udajemy się do miasta autobusem (2,6 euro). Plaża, słońce, piękne widoki – czego chcieć więcej :). Znajdujemy tunel prowadzący do windy, która wjeżdża na zamek. Cieszy nas informacja, że nie trzeba wchodzić o własnych siłach. Przez następne godziny zwiedzamy miasto. o 22:40 jedzie ostatni autobus w stronę lotniska. Mamy nadzieję,  że można spać w terminalu. Jak się okazuje, nie jesteśmy sami. Pełno ludzi, którym odwołali połączenia lub takich jak my – czekających już na poranny lot. Nasz miał być o 6:30 ( pierwszy autobus z Alicante jedzie 6:20 a czas przejazdu to 30 min). Znajdujemy miejsce dla siebie i śpimy na karimatach.

Sobota

Budza nas odgłosy lotniska. Na tablicy odlotów nasz lot w dalszym ciagu aktualny. Kolejka do Ryanair’a wciąż rośnie ale my grzecznie czekamy. Około 6 pojawia się informacja CANCELED. Ustawiamy się w kolejce. Pracownica stanowiska Ryanair’a na szybie zawiesza wiadomość:  lotniska w północnej i centralnej Europie są zamknięte. Zastanawiamy się, co robić. W kolejce wypatrujemy Polaków, żeby dowiedzieć się  czegoś więcej. Pan, który stał sporo przed nami dowiaduje się w okienku, że piersze wolne loty są dopiero za tydzień. Rezygnujemy z kolejki.

Idziemy zobaczyć jak sytuacja wygląda z wypożyczeniem auta. Anglicy przed nami przecierają oczy, gdy dowiadują się o cenę jaką pani w Hertz zażyczyła za auto przy zwrocie w Lille we Francji – 1600 euro. Z uśmiechem pytamy się pani ile kosztuje do Polski. W odpowiedzi slyszymy „Poland. No way”. Zostaje nam tylko wrócić autobusem. Nie chcieliśmy przebukowywać biletów na inny termin, bo przecież nie wiadomo, kiedy wulkan przestanie być aktywny, a budżet na tę studencką wyprawę to tylko 25 euro.

Jesteśmy na dworcu. Spotykamy znajomą osobę z kolejki. Dominik miał lecieć jak my do Polski. Jest jednak w lepszej sytuacji niż my, bo mieszka w Walencji. Pomaga nam rozmawiając po hiszpańsku z panem z EuroLines. Okazuje się, że z Alicante do poniedziałku nie ma już żadnych biletów. Do Polski tym bardziej. No to jedziemy do Pragi, Wiednia, Berlina lub gdziekolwiek, byle bliżejzej Polski. Decydujemy się na Pragę w poniedziałek. I tu wielki smutek: bilet 150 euro już ze zniżką. Na szczęście każdy z nas ma kartę płatniczą. Rezerwujemy bilety od razu, bo już zostało tylko 15 miejsc. Niestety z mojej kart wyciagnąłem tylko 120 euro. Dominik okazał się być super gościem i powiedzial, ze mi pożyczy. Oczywiście wziąłem do niego kontakt i powiedziałem, żeby mi wysłał numer konta. Przy okienku poznaliśmy jeszcze Anię. Była w delegacji i miała podobną sytuację z powrotem. Wymieniliśmy z nią tylko kilka zdań na temat możliwości powrotu.

Resztę czasu aż do poniedziałku wykorzystaliśmy na zwiedzanie miasta.  Jako że pieniędzy nie było za dużo piliśmy tylko wodę i jedliśmy bułki, które wiedząc już o wulkanie, zostawiliśmy na później. Jak widać Polak jak chce, to potrafi. Najdrożej wyszły nas dojazdy do miasta z lotniska, na którym spaliśmy przez w sumie 3 dni.

Poniedziałek

O 7 stawiliśmy się swoisty autobusowy check-in. Ludzi chcących kupić bilet na nasz autobus nie brakowało.
o 7:30 był planowany odjazd. Mieliśmy pewną przewagę nad wsiadającymi, gdyż podróżowaliśmy tylko z bagażem podręczny i nie staliśmy w kolejce do oddania dużego bagażu. Dzięki temu w autokarze zajęliśmy dobre miejsca. W autobusie od naszej znajomej z kolejki dowiedzieliśmy się o przesiadce w Barcelonie. I własnie tam się zaczęło.

Totalny paraliż. Nikt nic nie wie. Ludzie przepychają się jak bydło w kierunku okienka, gdzie każdy miał dostać numer autobusu, do którego ma wsiąść. My dostaliśmy numer 19. Nie było jednak autokaru z takim oznaczeniem. Ania, z którą już się trzymaliśmy, mówiła perfekt po hiszpańsku i dowiedziała się, że numer 19 to jest trzeci autobus, który ma odjechać do Pragi. Miał jechać tylko jeden, ale ze względu na liczbę ludzi, którzy chcieli odbyć podróż, firma transportowa postanowila podstawić więcej autokarów. Po 3 godzinach opóźnienia przyjechał nasz autobus.

Już wcześniej się zorganizowaliśmy. Ja wkładam walizkę Ani do luku, a ona z moim kolegą zajmują miejsca. Było to bardzo dobre posunięcie, ponieważ ludzi którzy nie zajęli miejsc, po prostu wyprosili z autobusu. Jak się dowiedzieliśmy pojadą dopiero na następny dzień.

Kierowcy byli Czechami, którzy po angielsku mówili tylko „office problem, ticket, full”. O hiszpańskim nie było mowy. Niemcy i Fracuzi, którzy jechali z nami w kierunku Pragi, patrzyli na nas, żeby im tlumaczyć,  co kierowcy mówią po czesku. Wiadomo, połowy tego co mówili nie zrozumieliśmy. Było to jednak zabawne, bo my tlumaczyliśmy Niemcom, a Niemcy Francuzom. W końcu po godzinie, ruszyliśmy w 25-godzinną drogę.

Dzięki uprzejmości Ani, w trakcie podróży zjedliśmy pierwszy raz od kilku dni coś gorącego. Sama droga była dość przyjemna. Najzabawniejsi byli kierowcy. Pełen autobus Niemców i Francuzów, a oni puszają nam „czeski film” albo biesiady po czesku. W Pradze byliśmy we wtorek o 22. Ania poinformowała nas, że przyjedzie po nią tata i jej mąż, i bedzie dla nas miejsce w samochodzie. Starsznie się ucieszyliśmy. Podwiozła nas aż do Katowic.

W całym tym pechu spowodowanym pyłem z wulkanu, mieliśmy naprawdę dużo szczęścia. Chcielibyśmy bardzo podziękować Dominikowi, który pomógł nam kupić bilety i pożyczył nam pieniądze po może 30 minutach znajomości bez żadnej gwarancji na oddanie i Ani, która bardzo nam pomogła w Barcelonie i dostaniu się już z Pragi do Polski.

Chcesz opisać swoje wrażenia z podróży? Odezwij się na kontakt @ fly4free . pl

Komentarze

na konto Fly4free.pl, aby dodać komentarz.
hehe, tez leciałem w tych samolotach (kraków - weeze - santander), w tamtem czwartek kiedy pojawił się pył :) przyznam, że mieliśmy dużego farta bo był to ostatni odlot przed zamknięciem weeze :) pozdrawiam!
marek, 30 kwietnia 2010, 17:07 | odpowiedz
Piotrek, było sprawdzać Couchsurfing, nie nocowalibyście na lotnisku w Santander !!
Marcin, 30 kwietnia 2010, 17:46 | odpowiedz
W czwartek juz sie pojawialy komunikaty o pyle wulkanicznym, bo sam mialem leciec w sobote, ale tez juz zrezygnowalem w czwartek z latania bez wzgledu na to czy odwolaja lot samolotu Ryanair czy nie, najwyzej stracilbym kase za bilety, na szczescie nie tak duzo 80 zl bo moglbym zostac gdzies na lotniskach i wtedy bylby problem jak wyzej opisany.... Ale loty odwolali wiec kase maja wrocic. TAK ZE JAK SA JAKIE KOLWIEK WATPLIWOSCI ODNOSNIE POGODY, LOTNISKA, SAMOLOTU itp lepiej nie leciec zwlaszcza z Polski !!! Nawet majac bilet... Ja sprawdzam pogode jak jest zla wg mnie to nie lece nawet majac bilet.
Jurek, 30 kwietnia 2010, 19:49 | odpowiedz
No proszę, a podobno Polak Polakowi wilkiem na obczyźnie :) Miło, że takie rzeczy się zdarzają, oczywiście nie mam na myśli wulkanu :)
dzarek, 30 kwietnia 2010, 22:10 | odpowiedz
Jako ,że jestem owym nie wymienionym z imienia współpodróżnikiem Piotrka, potwierdzam że przygoda była 1 klasa. Co do wybuchu wulkanu dowiedzieliśmy się już jak wylecieliśmy więc o powrocie nie było mowa :) Jakby nie było Alicante piękna miejscowość wiec 3 dni na pewno nie zmarnowane :)
Bartek, 1 maja 2010, 0:54 | odpowiedz
opisy opisy - a jakieś ciekawe fotki ?
Observer, 1 maja 2010, 10:25 | odpowiedz
Super relacja, fajnie i lekko się czyta - gratulacje Tylko małe sprostowanie (lub duże:) Autor tekstu to Piotr Feć a nie Freć To tak na przyszłość jakby były kiedyś dalsze części Dziennika Podróżnika:) To kiedy Piotruś następna wyprawa?
Dominika, 1 maja 2010, 10:32 | odpowiedz
Dobra, mała szkoła życia. Piotrusiowi na pewno się przyda. :)
mama, 1 maja 2010, 10:37 | odpowiedz
Prosze:D http://picasaweb.google.pl/fecpiotr/100CANON#
feciu, 1 maja 2010, 10:38 | odpowiedz
spoko przygoda:D
marian, 1 maja 2010, 10:43 | odpowiedz
Ja nie polecialam...mialam przez wlochy do Maroka, start w pt 16....do katowic i powrot bo odwolany lot...ale zaraz...zupelnie nie rozumiem. Gdzie lecieliscie docelowo, na ile czasu? jaki byl plan podrozy? jak noclegi itd?
Olga, 5 maja 2010, 15:09 | odpowiedz
Napisz jeszcze proszę, jak wygląda sprawa zwrotu kasy za alternatywny środek transportu przy powrocie.
laki, 7 maja 2010, 15:29 | odpowiedz
O wulkanie dowiedziałam się dzień po tym jak wylądowałam w Norwegii. Oczywiście oficjalnie mój lot odwołali dopiero w dniu lotu. Profilaktycznie nie wracałam nawet do Oslo (zabunkrowałam się 500 km dalej). Z biletami był sajgon. Ceny ok 1000 kr (500 zł), co na studencką kieszeń było jakąś masakrą. Całe szczęście na forum Polaków w Norwegii udało mi się znaleźć Polaka, który jechał autem do Szczecina. Co prawda jechał tydzień później, ale i tak nie było żadnej innej opcji, ma najbliższe wolne terminy na autobusy i tak były w podobnych okolicach.
Ania, 9 maja 2010, 12:16 | odpowiedz

porównaj loty, hotele, lot+hotel
Nowa oferta: . Czytaj teraz »