„Mój dyrektor handlowy prawie zszedł na zawał”. Zobacz kulisy negocjacji polskich lotnisk z liniami lotniczymi
Trudno było namówić ludzi z branży do rozmowy o kulisach negocjacji. „Przecież to tajemnica”, „Nie chcemy podpaść”, „Dziękuję, ale nie mam w tej sprawie nic do powiedzenia” – słyszę kilka razy ze strony lotnisk. Czy można się dziwić tej nerwowej atmosferze?
– Negocjacje? To nie są żadne negocjacje. Mamy zachwianie rynku w całej Europie i nic nie działa na zasadach rynkowych. Linie lotnicze przebierają w ofertach, a my – prezesi zamieniliśmy się w komiwojażerów, chodzących po prośbie do przewoźników – mówi nam anonimowo prezes jednego z mniejszych lotnisk.
Czy faktycznie jest tak źle? Zapraszamy was na wędrówkę do świata branżowych, często bardzo trudnych negocjacji. I uwaga – wbrew obiegowej opinii, najgorzej wcale nie negocjuje się z Ryanairem.
Po tych ustaleniach rozmowy są kontynuowane. - Linia mówi nam, ilu pasażerów jest w stanie dowieźć, negocjujemy stawki i zastanawiamy się, ile możemy na takim pasażerze zarobić – mówi Danił.
Stawki są różne – obecnie Modlin bierze od linii lotniczej 6 PLN za każdego odlatującego pasażera (jeśli przewoźnik przekroczy granice 2,8 mln pasażerów przewiezionych w ciągu roku).
Ale zarabia na nim więcej – średniej wielkości lotniska (czyli takie jak Modlin) zarabiają na jednym pasażerze ok. 30-50 PLN. To głównie przychody z opłat parkingowych, restauracji i kawiarni, sklepów duty free, ale także współpracy z taxi, wypożyczalniami aut czy przewoźnikami autobusowymi.
Fot. Shutterstock






