Megalotnisko w Berlinie znów opóźnione. Największa klapa w historii Niemiec?
– Jestem przekonany, że lotnisko zostanie otwarte zgodnie z terminem, czyli w drugiej połowie 2017 roku – powiedział kilka dni temu szef portu Klaus Muhlenfeld w rozmowie z dziennikiem „Handelsblatt”.
Ale chwilę potem potwierdził krążące od dłuższego czasu informacje o kolejnym opóźnieniu na placu budowy. Po kilku kolejnych przesunięciach terminu ostatecznie wszelkie roboty na lotnisku miały kończyć się w marcu, ale kilka miesięcy temu termin przesunięto na 15 czerwca, teraz zaś szefostwo portu mówi już o wrześniu, co oznacza kolejny 4-miesięczny poślizg. – Ale to nie będzie miało wpływu na oddanie budynku do użytku – mówi Muhlenfeld.
Problem w tym, że w jakiekolwiek zapewnienia nikt już w Niemczech nie wierzy.
Lotnisko Berlin Brandenburg to flagowa i najbardziej wyczekiwania inwestycja w Niemczech – nowe lotnisko ma zastąpić dwa wysłużone i zapchane do granic możliwości stołeczne porty Tegel i Schonefeld, które pamiętają czasy zimnej wojny. Nowe lotnisko ma mieć znacznie większą przepustowość – początkowo ma obsługiwać do 30 mln pasażerów rocznie, a docelowo po planowanej za kilka lat rozbudowie jeszcze o 15 mln ludzi więcej.
6 lat poślizgu
Ale choć budowa lotniska rozpoczęła się w 2006 i praktycznie zakończyła w 2011 roku, port im. Willy’ego Brandta wciąż nie może zostać otwarty. Pierwotny termin otwarcia w październiku 2011 r., był przekładany już kilka razy. Najpierw na czerwiec 2012, potem na jesień 2012, marzec 2013, październik 2013, a potem 2015 rok. Obecny termin (podobno ostateczny) to połowa 2017 roku.
Czemu lotnisko nie jest jeszcze otwarte? Chodzi o błędy konstrukcyjne związane z urządzeniami oddymiającymi i przeciwpożarowymi, w związku z czym lotniska nie chce dopuścić do użytku m.in. straż pożarna.
Rozpoczęto więc pieczołowite testy, a w ramach poprawek rozebrano część ścian i zbudowano je od nowa. A po drodze napotykano na coraz nowe usterki, np. zbyt ciężkie wentylatory, które muszą być dodatkowo wspierane.
Niemieccy eksperci nie mają wątpliwości, że to najgorsza inwestycja w historii Niemiec. Aby się o tym przekonać wystarczy spojrzeć jak szybko rosły koszty budowy. Początkowo lotnisko miało kosztować 1,7 mld euro, ale w 2010 r. kwota wzrosła do 2,9 mld euro, a w 2014 r. do 5,4 mld euro. Obecnie nieoficjalny szacunkowy koszt budowy zbliża się do 6 mld euro.
Budowa kosztowała już posady nie tylko członków zarządu lotniska, ale też wielu prominentnych polityków. W 2013 r. do dymisji podał się premier landu Brandenburgia Matthias Platzeck (oficjalnie z powodów zdrowotnych), a w grudniu 2014 r. – burmistrz Berlina Klaus Wowereit. Ten z kolei przyznał, że rezygnuje z powodu opóźnień na budowie lotniska, które uznał za swoją największa porażkę w karierze. I to błyskotliwej karierze, bo polityk ten rządził Berlinem przez 13 lat i przez wielu ekspertów był wskazywany jako potencjalny następca kanclerz Angeli Merkel.
A to może być dopiero początek problemów obu polityków i innych ludzi odpowiedzialnych za budowę lotniska, bo kilka dni temu sprawą zainteresowała się prokuratura. To pokłosie 400 stronicowego raportu Landowej Komisji Kontroli Budżetowej na temat sytuacji portu w Berlinie. W raporcie skrytykowano władze lotniska, miasta i landu Brandenburgii za szereg niedociągnięć, jednak pozostał on tajny dla opinii publicznej. Prokuratura już otrzymała kopię raportu. – Chcemy sprawdzić czy są poszlaki wskazujące na dopuszczenie się przestępstwa – powiedział prokurator Horst Nothbaum