LOT planuje wielki powrót do regionów i nowe trasy. Ale te wymagania: „Znajdźcie nam taki point, żeby…”
– LOT faktycznie zaczął rozmawiać o trasach point-to-point do Europy z portów regionalnych, ale negocjacje w tych sprawach nie są łatwe. Przewoźnik chciałbym bowiem, aby to port lotniczy ponosił olbrzymią część ryzyka związanego z jego rentownością – mówi w rozmowie z Fly4free.pl Dariusz Kuś, prezes lotniska we Wrocławiu.
Dolnośląskie lotnisko jest akurat świetnym przykładem, bo rozmawia z LOTem na temat połączenia z Wrocławia do Zurychu.
– Jeśli chodzi o linie legacy, to byłaby dla nas i dla Wrocławia wymarzona trasa. Jest u nas wiele szwajcarskich firm i bardzo duży potencjał dla otwarcia takiej trasy. Z LOT zaczęliśmy rozmawiać o tym połączeniu, gdy negocjacje ze Swissem straciły rozpęd. Ale LOT ma z tą trasą problem ideologiczny, bo uważa, że otwierając takie połączenie zasiliłby hub swojego konkurenta. Moim zdaniem to nie do końca prawda, bo dziś pasażer z Wrocławia lecący do Zurychu rozkłada się po równo między LOT i Lufthansę. Kto otworzy bezpośrednie połączenie, ma zagwarantowaną premię w postaci odebrania ruchu swojemu rywalowi – mówi Kuś.
Wielki powrót do regionów?
Połączenia z regionów poszły pod nóż jako pierwsze, gdy narodowy przewoźnik wystąpił o pomoc publiczną, której warunkiem było wycięcie części tras. Wkrótce potem zakończył działalność Eurolot, co było kolejnym ciosem, zwłaszcza dla mniejszych portów regionalnych. Bo „odchudzony” po restrukturyzacji LOT postawił sprawę jasno: budujemy hub na lotnisku Chopina, a z regionów możemy latać co najwyżej do Warszawy, by dowozić tam pasażerów.
Ale ostatnie miesiące przyniosły duże zmiany w relacjach LOT z regionami. Zaczęło się od ogłoszenia startującej w lipcu dalekiej trasy z Krakowa do Chicago. W lutym zaskoczył zaś rynek, otwierając połączenia do Tel Awiwu z aż 4 lotnisk regionalnych: Gdańska, Wrocławia, Lublina i Poznania. Oczywiście, przewoźnik nie zrobił tego bezinteresownie, bo do biletów dopłaca ministerstwo turystyki Izraela, a loty są tak skorelowane w siatce połączeń, by dowozić LOT pasażerów transferowych z Tel Awiwu do Warszawy. Pokazuje to jednak pewną zmianę w filozofii przewoźnika, który chce mocniej wchodzić w regiony. Widać to zarówno po zwiększaniu częstotliwości lotów krajowych (na trasie Warszawa-Katowice), ale też i w zwracaniu się w stronę lotnisk, z których kiedyś latał, a potem z nich rezygnował. Tak jest choćby z Lublinem, gdzie prowadzone były rozmowy w sprawie wznowienia bezpośrednich lotów do Warszawy. Na dzień dzisiejszy tego połączenia nie ma, ale jak usłyszeliśmy od narodowego przewoźnika, „sytuacja jest dynamiczna”.
– Doceniam jakościową zmianę w LOT, od kilku lat nasza współpraca układa się bardzo dobrze. Weźmy choćby świetnie ułożone fale przesiadkowe w warszawskim hubie czy elastyczność przewoźnika, który widzi, kiedy zapotrzebowanie na miejsca jest duże i bez problemu podstawia na niektóre kursy większe samoloty – mówi szef lotniska we Wrocławiu.
„Znajdźcie mi taki point…”
Narodowy przewoźnik potwierdza, że jest otwarty na nowe trasy z regionów.
– Jeśli znajdą się dobrze rokujące połączenia typu point-to-point z lotnisk regionalnych, to jesteśmy otwarci na ich obsługiwanie. Nie zmieniamy jednak naszego modelu biznesowego – w dalszym ciągu naszym priorytetem jest budowa hubu w Warszawie. Jeśli, więc nasz samolot będzie mógł być wykorzystany w tym celu, będzie miał pierwszeństwo, przed trasami z lotnisk regionalnych – mówi w rozmowie z Fly4free.pl Adrian Kubicki, rzecznik LOT.
– Filozofię LOTu w sprawie point-to-point można skwitować następująco: „Otworzymy połączenie point-to-point, jeśli znajdziecie mi taki „point”, który nie będzie hubem i do którego nie będziemy dowozili pasażerów dla którejkolwiek konkurującej z nami linii lotniczej” – mówi Kuś. I podaje przykład z własnego podwórka.
– Zwróciliśmy się do LOT z pomysłem otwarcia bezpośredniego połączenia do Stuttgartu, w związku z otwarciem w regionie fabryki Mercedesa. LOT był bardzo zainteresowany i w końcu otworzył tę trasę… tyle, że z Warszawy. O tyle dobrze, że jest ono solidnie skomunikowane z Wrocławiem pod względem przesiadkowym – śmieje się Kuś.
Osobną sprawą jest kwestia rozkładania ryzyka za powodzenie trasy i tego, że LOT chciałby sobie zagwarantować zarobek niezależnie od tego, czy dane połączenie będzie zyskowne. Stąd w negocjacjach narodowy przewoźnik chciałby mieć warunki podobne do Ryanaira i innych przewoźników, a to oznacza dopłaty do biletów lub ustalenie progu rentowności, poniżej którego różnicę dopłacałoby przewoźnikowi lotnisko.
– LOT chciałby, żebyśmy dali im takie same warunki jak Ryanairowi. Tyle tylko, że Ryanair zapewnia mi grubo ponad połowę ruchu, a LOT da góra kilka-kilkanaście tysięcy rocznie – mówi nam anonimowo prezes jednego ze średniej wielkości polskich lotnisk.
– W przypadku otwierania nowych tras z portów regionalnych nie oczekujemy specjalnego traktowania. Chcielibyśmy jednak, aby oferty współpracy przedstawiane LOT były co najmniej tak samo atrakcyjne jak te prezentowane innym przewoźnikom, z którymi konkurujemy. Chcemy więc, aby ta konkurencja odbywała się na równych warunkach – mówi Kubicki.