To była pilnie strzeżona tajemnica, którą król wyjawił dopiero teraz w rozmowie z holenderskim dziennikiem. Bo choć w Holandii wiedziano, że Wilhelm Alexander, który został królem po abdykacji królowej Beatrycze, jest pilotem i co jakiś czas siada za sterami, by nie stracić licencji, to nikt nie przypuszczał, że robi to nadal po objęciu tronu.
– Latanie jest dla mnie po prostu fantastyczne – wyjaśnia krótko król Holandii.
Fot. Twitter / KLM
Jak się okazuje, przez cały czas król lata jako drugi pilot w liniach KLM i robi to regularnie – dwa razy w miesiącu. W „De Telegraaf” czytamy, że król lata holenderską maszyną Fokker 70 dla regionalnej odnogi przewoźnika KLM Cityhopper, który obsługuje połączenia biznesowe do kilku dużych europejskich miast.
Przez lata król latał incognito, choć przyznaje, że mimo iż nigdy nie przedstawiał się pasażerom swoim prawdziwym imieniem i nazwiskiem, to czasem był rozpoznawany w mundurze.
Najciekawszym punktem wywiadu jest fakt, że król nie tylko nie zamierza przestać latać samolotami, ale chce też rozszerzyć swoją licencję. Planuje m.in. wziąć udział w szkoleniu, dzięki któremu będzie w stanie pilotować Boeinga 737.