Akceptuję i chcę ukryć komunikat Fly4free.pl korzysta z technologii, takich jak pliki cookies, do zbierania i przetwarzania danych osobowych w celu automatycznego personalizowania treści i reklam oraz analizowania ruchu na stronie. Technologię tę wykorzystują również nasi partnerzy. Szczegółowe informacje dotyczące plików cookies oraz zasad przetwarzania danych osobowych znajdują się w Polityce prywatności. Zapoznaj się z tymi informacjami przed korzystaniem z Fly4free.pl. Jeżeli nie wyrażasz zgody, aby pliki cookies były zapisywane na Twoim komputerze, powinieneś zmienić ustawienia swojej przeglądarki internetowej.



Napisz nowy temat Odpowiedz  [ 30 posty(ów) ]  Idź do strony Poprzednia  1, 2
Autor Wiadomość
 Temat postu: Re: Tureckie impresje
#21 PostWysłany: 27 Maj 2015 17:19 
Site Admin
Awatar użytkownika

Rejestracja: 13 Sty 2011
Posty: 7791
Część 6 – czyli powrót na wschód

Jako że nieudana wyprawa do Syrii tylko narobiła mi smaku do ponownego odwiedzenia wschodnich rejonów Turcji – trzeba było po raz kolejny wyruszyć w drogę, tym razem jak trzeba – czyli bez Turka oraz autostopem ;)

Cóż to by była jednak za wycieczka jakby nie zacząć jej od przygody? Marna! Dlatego też nim udało nam się wyruszyć poza Adanę (tym razem w trzy osobowym składzie – z moją przyszłą narzeczoną i jej współlokatorką) na wjeździe na autostradę złapała nas policja! No cuż, to prawda że na autostradach zazwyczaj nie można łapać stopa (miejsce w którym próbowaliśmy tego dokonać tak po prawdzie nie było już wiazdem, a autostradą), Turcja jednak żądzi się swoimi własnymi prawami. Dlatego też policjanci którzy nas zatrzymali zafundowali nam najsurowszą karę z im dostępnego repertuaru - postanowili pomóc nam łapać samochody :D Jest to typowa "autostopowa przysługa", w moim osobistym słowniku synonim tej niedźwiedziej. Sami byśmy poradzili sobie z tym zadaniem w 30sek, oni zaś robili to na tyle nieporadnie że nikt nie chciał się zatrzymać :) Łapali poza tym TIR'y które najszybszym środkiem transportu nie są. Łapali i łapali aż w końcu złapali :)
Image
Kierowcy (bo było ich dwóch) okazali się przesympatyczni i nim przejechaliśmy kilkanaście kilometrów postanowili zatrzymać się i urządzić nam biesiadę ;)
Image
W tym tempie daleko byśmy nie zajechali, na szczęście nasz plan był mało ambitny i obejmował jedynie dotarcie do Kahramanmaraş (zwanego też czasem dawną nazwą - Maras). Czemu właśnie tam? Z kilku powodów, ale najważniejszym z nich były: dondurma, salep i wizyta u koleżanki studiującej w Maras na Erasmusie.

Koleżanka owa, jako jedyny obcokrajowiec w mieście, robiła w Kahramanmaraş furorę ;) Zapraszano ją na obiady, desery, spotkania – robili tak zarówno zwykli ludzie jak i uczelniani wykładowcy czy wręcz miejscy oficjele :D Nic dziwnego że dobrze znała miasto i zabrała nas do miejsca z najlepszą dondurmą na świecie :D (niestety nie pamiętam nazwy lokalu)

No właśnie, dondurma. Cóż kryje się za tą tajemniczą nazwą? Bywalcy Turcji prawdopodobnie wiedzą że chodzi o nic innego jak o tureckie lody. Tyle że nazywać dondurmę tureckimi lodami to tak jakby nazwać Himalaje azjatyckimi górami ;) Dondurma stanowi klasę samą w sobie! Swój niesamowity smak i konsystencję zawdzięcza dwóm niespotykanym zazwyczaj w lodach składnikom – salepowi i mastyksowi. Salep jest to proszek otrzymywany z bulw męskich storczyków. Rozpuszczony w gorącej wodzie tworzy smaczny napój, mający właściwości rozgrzewające, regenerujące, a nawet będący afrodyzjakiem! Niegdyś, nim kawa i herbata stały się popularne w Europie, można było salep spotkać na londyńskich salonach. Dziś uchodzi za specjał raczej tylko w Turcji. Salep dondurmie nadaje specyficzny smak. Jednak za jej sławną konsystencję odpowiada mastyks – żywica pozyskiwana z drzew pistacji kleistej. O co chodzi z konsystencją? Próbowałem znaleźć filmik który pokazali mi kiedyś tureccy znajomi – jak za pomocą dwóch kostek dondurmy dźwig podnosi samochód :D Niestety nie mogę go odnaleźć, musi Wam wystarczyć jedynie fakt że dondurmę je się nożem i widelcem - oczywiście z dodatkiem pistacji :)
Image
Najlepsza dondurma pochodzi właśnie z Maras, gdzie dodają do niej więcej salepu niż w innych regionach. My dodatkowo w gratisie dostaliśmy.. psikus?! Do dziś nie wiem za bardzo o co chodziło. Może Wy pomożecie zinterpretować mi to co się zdarzyło ;) A sytuacja wyglądała następująco:

W trakcie pałaszowania przez nas dondurmy do lokalu weszła duża grupa zachuszczonych kobiet. Zamówiły deser, zjadły go i wyszły rzucając coś na odchodnym. Po jakimś czasie, gdy płaciliśmy rachunek, podszedł do nas lekko zdenerwowany właściciel z pytaniem czemu nie płacimy za nasze znajome. Jakie znowu znajome? No tę grupę kilkunastu kobiet które przed chwilą wyszły nie płacąc :D Na szczęście udało nam się przetłumaczyć że autostopowicze z polski rzadko podróżują z własnym muzułmańskim haremem ;) więc w żaden sposób nie mogły być to nasze znajome, nie poczuwamy się więc do zapłaty za ich posiłek..

Pomijając tą dziwną sytuację, była to najlepsza dondurma w moim życiu :) Oczywiście jeśli nie lubicie słodyczy, możecie zamiast tego spróbować baranich łbów (ale z nich Maras raczej nie słynie ;) )
Image
Wychodząc poza gastroturystykę nie zdziwię Was pisząc że miasto to posiada swój własny zamek
Image
z ładnymi terenami parkowymi wokół, oraz ciekawy meczet Ulu, z pięknym minaretem.
Image
Podobno tutejszy kryty bazar również wart jest odwiedzenia, my jednak mieliśmy ambitniejszy plan, mianowicie odwiedzić następnego dnia tajemniczy szczyt góry Nemrut. Szybko złapaliśmy pierwszego stopa, z drugim ze względu na mało uczęszczaną drogę szło nam trochę gorzej. Dlatego gdy kierowca zaproponował nam wejście na pakę w pickupie – nie protestowaliśmy
Image
tym bardziej że nie było dane nam jechać jeszcze na monitorze komputerowym zamiast siedzenia :D
Image
Mijany krajobraz stawał się coraz bardziej górzysty
Image
i śnieżny!
Image
Warto dodać że wycieczkę tą urządziliśmy sobie pod koniec maja, zazwyczaj dojazd do Nemrutu bywa przejezdny dopiero od początku czerwca. Mimo wszystko udało nam się dotrzeć do celu.
Image
Potem czekało nas jedynie trochę wspinania,
Image
również po śniegu.
Image
Na wysokości 2134 m n.p.m pośród gór Antytauru znajdziemy jeden z zabytków światowego dziedzictwa UNESCO – królewski kurhan z I wieku p.n.e. Z trzech stron otaczały go niegdyś potężne 8-metrowe posągi przedstawiające króla Antiochus oraz mityczne bóstwa. Drogi do grobowca strzegły mniejsze rzeźby orłów i lwów. Wraz z upływem czasu boskie głowy, najprawdopodobniej w skutek trzęsienia ziemi, zaległy na ziemi.
Image
Image
Nie mniej imponujące od samych posągów są górzyste krajobrazy które rozciągają się wokół.
Image
Co to by była jednak za frajda wracać tą samą drogą którą się przyjechało? Żadna! Dlatego też wyruszyliśmy w kierunku Arsameia, dawnej stolicy królestwa Kommagena z III wieku przed Chrystusem. Liczyliśmy po cichu na stopa, droga ta ma bowiem 16km. No cóż, przeliczyliśmy się, 3h później zastała nas noc. Po negocjacjach przespaliśmy ją na podłodze pobliskiego lokalu (za drobną opłatą uwzględniającą śniadanie z pysznym dżemem z fig), by dopiero z rana popodziwiać pozostałości zamku (nic specjalnego) a także odwiedzić podziemną świątynię – jej tunel sięga w głąb ziemi 158m!
Image
Obok wejścia do świątyni znajdziemy płaskorzeźbę króla Mithridatesa I ściskającego dłoń Herkulesowi – jak widać umieszczanie się wśród mitycznych bogów było popularne swego czasu wśród okolicznych władców ;)
Image
Szkoda że z samej stolicy nie zostało za wiele..
Image
Starczy jednak dla nas już tych staroci, czas było wyruszyć do kolejnego celu jakim był dla nas Mardin, zwany też miodowym miastem. A wszystko to za sprawą starego miasta z jasnego kamienia usianego licznymi minaretami, rozpostartego na wzgórzu z górującą nad całością fortecą.
Image
Przez wiele lat niedostępny dla turystów z powodu trwającego konfliktu z Kurdami, dziś to miasto z jego piękną kamienną architekturą odwiedza coraz więcej osób. W Mardinie świat islamu miesza się z... chrześcijaństwem. Obok islamskich szkół koranicznych, medres
Image
Image
napotkamy ortodoksyjne asyryjskie kościoły i klasztory.
Image
Prawdziwy klimat poczujemy krążąc po prostu po wąskich uliczkach koloru dojrzałego żyta.
Image
Image
Był to najdalej wysunięty na wschód punkt naszej wycieczki, w drodze powrotnej mieliśmy się zatrzymać w dwóch już opisywanych przeze mnie miastach – Şanlıurfie (u znajomego koleżanki) oraz Gaziantepie. Jako że opisałem je w poprzednim wpisie, zamieszczę teraz tylko dodatkową porcję zdjęć na poparcie tego że warto było wracać, szczególnie do Urfy. Poprzednim razem przekonałem się że Gölbaşı pięknie wygląda w nocy, ale dopiero za dnia ukazuje je w całej okazałości :)
Image
Image
Można odwiedzić jaskinię Abrahama
Image
i znajdujący się przy niej meczet.
Image
Image
Widok z zamku też prezentuje się zupełnie inaczej
Image
tak samo jak spacer po okolicznych ogrodach.
Image
Image
No i w końcu mogłem zobaczyć słynne święte karpie.
Image
Dane mi było również wejść do jaskini Hioba
Image
oraz pobliskiego meczetu,
Image
Image
a także napić się raz jeszcze uzdrawiającej wody.
Image

W Gaziantepie z kolei
Image
znów mogłem zjeść najlepszą na świecie baklawę oraz zakupić u lokalnych kowali
Image
zestaw do parzenia cay'u dla rodziców :)

Wycieczka okazała się więc bardzo udana i zachęciła tylko do następnych wypraw autostopowych!
O którym już niebawem w kolejnych częściach.
_________________
Image
Góra
 Profil Relacje PM off
Juve lubi ten post.
 
      
Duży zbiór lotów z bagażem rejestrowanym do Azji z Budapesztu od 1875 PLN! Duży zbiór lotów z bagażem rejestrowanym do Azji z Budapesztu od 1875 PLN!
Zbiór lotów do Chorwacji: Zadar, Pula, Split i Dubrownik z Polski od 150 PLN Zbiór lotów do Chorwacji: Zadar, Pula, Split i Dubrownik z Polski od 150 PLN
 Temat postu: Re: Tureckie impresje
#22 PostWysłany: 27 Maj 2015 19:17 

Opowieść bardzo ciekawa ale forma trudna do czytania. Nie wiem dlaczego tak jest przecież są programy do edytowania i składu tekstu, a tutaj wychodzi takie seryjne przemieszanie tekstu i zdjęć. Taka forma potrafi popsuć najlepszy tekst.
Góra
 PM off
Washington uważa post za pomocny.
 
      
 Temat postu: Re: Tureckie impresje
#23 PostWysłany: 27 Maj 2015 19:30 
Awatar użytkownika

Rejestracja: 28 Lis 2012
Posty: 1098
Loty: 137
Kilometry: 161 438
niebieski
Narzekasz. Skup się ;)
_________________
Image
Góra
 Profil Relacje PM off  
      
 Temat postu: Re: Tureckie impresje
#24 PostWysłany: 27 Maj 2015 20:19 

Coś mi się wydaje, że ten program do pisania blogów jest jakiś taki przaśny.
Góra
 PM off  
      
 Temat postu: Re: Tureckie impresje
#25 PostWysłany: 27 Maj 2015 23:01 
Site Admin
Awatar użytkownika

Rejestracja: 13 Sty 2011
Posty: 7791
Higflyer napisał(a):
Opowieść bardzo ciekawa ale forma trudna do czytania. Nie wiem dlaczego tak jest przecież są programy do edytowania i składu tekstu, a tutaj wychodzi takie seryjne przemieszanie tekstu i zdjęć. Taka forma potrafi popsuć najlepszy tekst.


Hej, chodzi Ci o tekst na forum czy na społeczności?
Relacje zawsze piszę przez forum, od niedawna automatycznie przenoszą się na społeczność jako blog.

Nie wiem jak na społeczności (po pierwszych nieudanych próbach nie używam wcale) ale na forum mogę swobodnie decydować o tym gdzie w tekście zamieścić zdjęcia - wydawało mi się że umieszczanie ich czasem nawet w środku zdania pomoże związać obraz z słowem pisanym, jesteś pierwszą osobą która zwraca mi uwagę że w ten sposób tekst traci na przejrzystości.
Dzięki za uwagę!
_________________
Image
Góra
 Profil Relacje PM off  
      
 Temat postu: Re: Tureckie impresje
#26 PostWysłany: 29 Lis 2015 00:36 
Site Admin
Awatar użytkownika

Rejestracja: 13 Sty 2011
Posty: 7791
Część 7 – "Alles gut?" czyli Turcja Czarnomorska

Większość osób jadąc do Turcji jedzie wylegiwać się nad ciepłymi wodami Morza Śródziemnego. Choć mapę Turcji widzieli nie jeden raz, o tym że Turcja ma też drugie wybrzeże – nikt już nie pamięta. Morze Czarne stanowi dla turystów odwiedzających Turcję terrę incognitę. Czy to dlatego że tam nic ciekawego nie ma? Pewnego majowego dnia postanowiliśmy to sprawdzić. Oczywiście w podróż wybraliśmy się autostopem ;)

Czytanie o tej formie transportu w niniejszej relacji może powoli być już dla Was nudne, ale trudno – muszę dodać kolejny pochwalny akapit dla stopowania. Tylko stopując można mieć okazję zostać zatrudnionym w roli mechanika i dostać do pilnowania niemały majątek ;)
Image
Gdy podwożący nas kierowca złapał gumę okazało się że nie potrafi on zmienić opony. Oczywiście nie chciał się do tego przyznać, dlatego prośbę bym to ja zajął się wymianą wytłumaczył tym że ubrany jest w garnitur ;) Niestety posiadany przez niego lewarek okazał się popsuty, auta nie dało się podnieść. Jak kierowca rozwiązał problem? Złapał stopa! Zatrzymawszy inne auto powiedział nam że jedzie do najbliższego miasta po mechanika i zostawił nas samych z swym nowiutkim passatem z kluczykami w stacyjce :D Takie rzeczy tylko w Turcji :)

Naszym pierwszym przystankiem w drodze na północ była Ankara, nominalna stolica Turcji. Piszę nominalna, gdyż każdy kto odwiedzi Stambuł nie powinien mieć wątpliwości gdzie leży prawdziwe serce Turcji. Wróćmy jednak do Ankary. To drugie największe tureckie miasto liczy sobie ok 5mln mieszkańców. Stanowi administracyjne centrum państwa, mieszczą się tu też ważne ośrodki akademickie. Nie jest miejscem które każdy turysta powinien nanieść na swoją mapę miejsc do odwiedzenia. Stolica Turcji jest nowoczesna i wygodna by w niej żyć, brakuje jej jednak atrakcji turystycznych. Największą stanowi niewątpliwie mauzoleum Ataturka, Anıtkabir. W kraju gdzie w każdej toalecie czy każdym autobusie wisi portret Ataturka jego mauzoleum nie mogło by być inne niż monumentalne. I nie jest ;)
Image
Image
Image
Niektórzy na siłę do atrakcji turystycznych zaliczają dzielnicę historyczną Ankary – Ulus, oraz znajdujący się w pobliżu zamek. Na siłę bo okolice zamku to raczej biedna dzielnica gdzie po zmroku nie jest przyjemnie się kręcić, a i w dzień nie ma tam nic do zobaczenia. Zamiast tego (jeśli już trafiliśmy do Ankary) warto udać się od stacji metra w przeciwną stronę, na spacer do parku Genclik. Znajdziemy tam sympatyczny lunapark i sporo ładnie wykończonych terenów z pięknie podświetlonymi instalacjami wodnymi.
Image
Image
Image
Co wieczór odbywają się też tam pokazy światła i dźwięku na fontannach.
Image

Kolejnym naszym przystankiem było już miejsce które z czystym sumieniem polecę wszystkim. Safranbolu, miasteczko umieszczone na liście światowego dziedzictwa UNESCO za względu na bogate dziedzictwo kulturowe, nazwę swą zawdzięcza szafranowi, którego było centrum handlowym (do dziś zresztą niedaleko rosną plantacje krokusów, z których otrzymywana jest ta najdroższa na świecie przyprawa). Tutejsze meczety, hammamy, karawanseraj, grobowce i setki starych domów i rezydencji przeniosą Was w czasie wprost do imperium osmańskiego. Znaczną część obiektów można zwiedzić (m.in prywatne domy-skanseny czy karawanseraj w której obecnie mieści się luksusowy hotel), najbardziej polecam jednak po prostu pochodzić po rozległej starówce nieśpiesznym krokiem i chłonąć atmosferę.
Image
Image
Image
Na szczęście miasteczko to nie jest zbytnio znane i wciąż wyczuwa się w nim autentyczność. Warto usiąść na tradycyjny cay w jednej z knajpek i spróbować szafranowego lokum (mnie osobiście te galaretkowate tureckie smakołyki niezbyt smakują, w wersji szafranowej również ;) ).

Z Safranbolu dotarliśmy do Amasra, nad Morze Czarne. I tu dopiero zaczęły się przygody. Amasra to malutkie portowe miasteczko (raptem 6000 mieszkańców) które stanowi chyba najładniejszą miejscowość nad Morzem Czarnym w Turcji. Zawdzięcza to swemu przepięknemu położeniu (u podnóża wzgórz, z zamkiem rozpostartym na wcinającym się w wodę półwyspie i połączonej z nim wyspie) oraz piaszczystym plażom. A o te w tym rejonie dość trudno (zazwyczaj bywają złożone z drobnych kamyków). Dodajmy do tego małą ilość turystów i otrzymamy bardzo przyjemną kombinację :)
Image
Nocleg polecam oczywiście na plaży (choć doświadczeni w biwakowaniu zawodnicy z pewnością wiedzą że nocleg na pisku nie jest tak wygodny jakby się z początku wydawało - zdecydowanie przyjemniejsze są do tego łąki, tych niestety brakuje w okolicy).
Image
Miejscowi nie mieli z tym najmniejszego problemu, choć budziliśmy ciekawskie spojrzenia. To jednak było nic w porównaniu z naszym dalszym etapem podróży. Postanowiliśmy bowiem przejechać wzdłuż wybrzeża do Sinopu. Tyle że na tej liczącej 320km drodze nic nie jeździ! Najczęstszą formą transportu okolicznych mieszkańców pozostają osiołki ;)
Image
Jeśli nawet ktoś gdzieś jechał, to tylko w interesie kilka kilometrów dalej. Cóż było więc robić, podjeżdżaliśmy te kilka kilometrów, potem szliśmy pieszo z plecakami kilka następnych i znów coś łapaliśmy. I tak w kółko. Pierwszego dnia przemierzyliśmy w ten sposób.. 70km ;) Jeśli weźmiemy pod uwagę że w Turcji normalnie przejechanie kilkuset kilometrów w ciągu dnia nie jest specjalnym osiągnięciem (nasz rekord to 1200km) to odda to w pełni skalę beznadziejności sytuacji w której się znaleźliśmy :D
Nic dziwnego, że napotykani przez nas na drodze pośród niczego ludzie nie mogli się nadziwić na nasz widok. Całość idealnie oddaje komentarz jednej z zachuszczonych kobiet która robiąc wielkie oczy zapytała się nas: „Alles gut?” :D

To że trzy lata później piszę te słowa oznacza że mimo wszystko daliśmy radę jakoś się stamtąd wydostać, mimo że nie było łatwo ;) Jak jednak wygląda samo wybrzeże? Nie jest super ciekawe, plaże złożone są głównie z małych czarno-szarych kamyków, nie znajdziecie za to na nich żywej duszy :)
Image
Dodajmy do tego występujące co jakiś czas urokliwe krajobrazy i wodę która aż zachęcała do kąpieli :) (z czego nie jeden raz skorzystaliśmy)
Image
Morze Czarne nie jest najpiękniejszym z mórz, lecz w mojej subiektywnej opinii to właśnie w Turcji jest ono najładniejsze (porównując z Bułgarią, Rumunią, Ukrainą i Gruzją gdzie dane było mi plażować nad nim).

Z okolic Sinopu, gdzie nocowaliśmy nad ładnym jeziorem, wydostaliśmy się już bez dalszych problemów.
Image
Miasto to znane jako najbardziej wysunięty na północ punkt Turcji nam dało się poznać jako miejsce serwujące przepyszne lahmacuny (turecki odpowiednik pizzy z bardzo cienkiego ciasta z dużą ilością mięsa).
Image
Do Samsun zabrał nas kierowca rozwożący ciężarówką gazety, a że był zmęczony (rozwoził je nad ranem i wracał teraz do domu) powiedział bym to ja zasiadł za kierownicą :P (oczywiście posiadam prawo jazdy lecz tylko kategorii B - nie stanowiło to dla niego problemu ;) )
Image
W ten sposób zresztą dane było mi podczas stopowania po Turcji zasiąść m.in. za kierownicą mercedesa S klasy i paru innych ciekawych pojazdów :)

Koniec końców lądujemy jednak w miejscowości którą okazała się dla mnie wielkim zaskoczeniem. Nic nie mówiący mi punkt na mapie, który postanowiliśmy sprawdzić nieco od niechcenia, jako że wypadał po drodze. Nic nie znacząca dla turystów nazwa. Amasya. Przepiękne miasteczko które z czystym sumieniem umieścił bym w top 5 widoków Turcji. Położona w dolinie rzeki Yeşilırmak, otoczone strzelistymi górami, Amasya po prostu zachwyca. (niestety były to czasy gdy nie dysponowałem ani odpowiednim sprzętem ani umiejętnościami by oddać piękno tamtejszych krajobrazów)
Image
Głównie na sprawą swego spektakularnego położenia, ale również bogactwem dziedzictwa historycznego. To tu swą stolicę miało królestwo Pontu. Miłośnicy historii odnajdą w nim grobowce tamtejszych królów.
Image
Z kolei osoby pragnące zapoznać się z korzeniami kultury tureckiej znajdą tu świetnie odrestaurowane domy z czasów imperium osmańskiego.
Image
Wszystkim zaś bez wyjątku odbierze dech w piersiach widok rozpościerający się z ruin cytadeli bizantyjskiej górującej nad miastem!
Image
Był to ostatni punkt który odwiedziliśmy w okolicach Morza Czarnego. A przynajmniej ostatni podczas tej wycieczki. O tym jak dane było nam powrócić nad Morze Czarne, choć już zdecydowanie dalej na wschód – w kolejnej (i przedostatniej) części.
_________________
Image
Góra
 Profil Relacje PM off
2 ludzi lubi ten post.
Pabloo uważa post za pomocny.
 
      
 Temat postu: Re: Tureckie impresje
#27 PostWysłany: 04 Wrz 2016 14:40 
Awatar użytkownika

Rejestracja: 22 Kwi 2012
Posty: 1254
Loty: 69
Kilometry: 142 806
srebrny
@Washington
To kiedy te dalsze części? ;)
Świetna relacja!
_________________
Przez Bliski Wschód i Kaukaz - Relacja z wyprawy do Turcji, Iranu, Armenii i Gruzji
Góra
 Profil Relacje PM off  
      
 Temat postu: Re: Tureckie impresje
#28 PostWysłany: 04 Wrz 2016 15:12 
Site Admin
Awatar użytkownika

Rejestracja: 13 Sty 2011
Posty: 7791
Powoli zabieram się za kolejną (i w zasadzie ostatnią prawdziwą, 9 część będzie bonusowa) ale po tylu latach ciężej zebrać wspomnienia ;)
_________________
Image
Góra
 Profil Relacje PM off  
      
 Temat postu: Re: Tureckie impresje
#29 PostWysłany: 20 Lis 2016 20:53 
Site Admin
Awatar użytkownika

Rejestracja: 13 Sty 2011
Posty: 7791
Wild Wild East

Swój tytuł część ta zawdzięcza dzikim plemion zamieszkujących najbardziej oddaloną na wschód z części Turcji. W końcu nie od dziś wiadomo że daleki wschód Turcji jest miejscem konfliktu kurdyjskich separatystów z wojskami tureckimi. Przynajmniej tak twierdzą media, a one nie kłamią, prawda? Niestety podejrzewam, że mało który wylegujący się na śródziemnomorskich plażach dziennikarzy dotarł w te rejony i swoje opinie opierają oni jedynie na podstawie opinii kolegów po fachu którzy też tu nie byli. I choć ciężko mi się wypowiadać jak aktualnie wygląda sytuacja w tych regionach (wg brytyjskiej ambasady tak: https://assets.publishing.service.gov.u ... __WEB_.jpg ) to już w 2012 roku wszyscy odradzali nam taką podróż (nieważne że mieliśmy zamiar odwiedzić głównie północny wschód gdzie Kurda na oczy nie widzieli). Jak my zapamiętaliśmy Kurdów? Nieliczni napotkani podczas stopowania okazali się niezwykle sympatyczni, zaś nasze jedyne poczucie niebezpieczeństwa w tych regionach wynikało z dość dużej obecności wojsk i przekazywanych przez nich historii o strzelaninach.

Ale po co my właściwie pchaliśmy się w te odludzia? Bo nas tam jeszcze nie było :)
Najdalej na wschód dotarliśmy podczas naszych stopowych wycieczek do Mardin, zaś o północny wschód nawet nie zdołaliśmy zahaczyć. Tymczasem regiony te skrywają wiele przepięknych miejsc. Tylko jak już jechać tak daleko, to może najlepiej się nie ograniczać? Może od razu odwiedzić Gruzję, Armenię i Iran? W ten sposób powstał plan ponad miesięcznej podróży stopowo-namiotowej. Najpierw zwiedzenie północnego wschodu i wizyta w ambasadzie irańskiej w Trabzonie - jedynego w owym czasie miejsca gdzie wizę do Iranu dało się dostać od ręki (nikt wtedy jeszcze nie marzył nawet o VOA ). A następnie wybranie się do Iranu jedyną słuszną drogą – zwiedzając po drodze Gruzję i Armenię. Z Iranu oczywiście lądem przez południowo-wschodnie regiony Turcji. I choć to Gruzja, Armenia i Iran stanowiły główny cel tej wyprawy – zasługują one na odrębną opowieść. Ta będzie o wschodzie Turcji.

Na nasz pierwszy cel wybraliśmy dawną stolicę imperium hetyckiego wpisana na światową listę dziedzictwa UNESCO – Hattusa. Dotarliśmy tam przez Ankarę (gdzie zatrzymaliśmy się u znajomych Erazmusów) dzięki niesamowitej uprzejmości kierowcy jadącego do Yozgat który postanowił nadrobić dla nas 40km by podwieźć nas pod samą Hattus'ę – uczynność kierowców tureckich nie przestawała nas zadziwiać :) Ruiny położone w pobliżu miasta Boğazkale pochodzą sprzed ponad 4000 lat. I słowo ruiny dobrze oddaje to co zastaniemy na miejscu – niewyraźne kopczyki kamieni dające z grubsza wyobrażenie gdzie znajdowały się fundamenty poszczególnych budynków.
Image
Niezbyt porywające? Być może, gdyby nie fakt iż ruiny te rozpościerają się wśród wzgórz na terenie prawie 300 hektarów. Ogrom tego obszaru uzmysławia w pełni potęgi dawnego imperium, zaś rozległy teren stanowi miejsce na przyjemny spacer (o ile lubicie 10km spacery ;) ).
Image
Kolejnym celem naszej podróży było miasteczko Divriği z tamtejszym XIII wiecznym meczetem. Zainteresował on nas ponieważ również znajduje się na liście UNESCO. Kto by jednak zrozumiał w jaki sposób obiekty na tą listę trafiają.. Ten znalazł się tam podobno dzięki wybitnemu przykładowi geometrycznej sztuki anatolskiej, którą znajdziemy również w przyległym do meczetu szpitalu.
Image
Image
Nuda! Zważywszy że miejsce to znajduje się pośrodku niczego – polecam tylko prawdziwym koneserom sztuki.
Image
Na szczęście kolejne odwiedzone przez nas miejsce wynagrodziło nam wszystko. Tylko dla tych ruin warto wybrać się w podróż w najdalszy zakątek Turcji. Mowa oczywiście o pozostałości średniowiecznego miasta Ani, znajdującego się tuż przy Karsie.
Image
Image
Niech Was nie zmyli jednak jego położenie. Choć znajdują się po tureckiej stronie granicy z Armenią, niegdyś miasto 1001 kościołów było stolicą potężnego ormiańskiego królestwa. Jak potężnego? Otóż Divriği z którego przejechaliśmy ponad 600km na wschód również należało przez pewien czas do niego. U swego szczytu świetności Ani liczyło ponad 100 000 mieszkańców i stanowiło jedno z najświetniejszych w tamtym czasie miast na świecie.
Image
Niestety tak samo jak królestwo tak i stolica przez wieki ulegała kolejnym podbojom, ale również trzęsieniom ziemi i zwykłemu zapomnieniu. W XIX wieku miasto zostało na nowo odkryte i wydawało się że będzie miało swoją szansę. Lecz potem wybuchła I WŚ i nastąpiła jedna z największych tragedii XX wieku. Ludobójstwo Ormian – ponad 1,5miliona morderstw, wydarzenie do dziś oficjalnie rozpoznawane tylko przez 28 państw świata (na szczęście Polska jest wśród nich). Mimo przegranej Turcji w wojnie w 1920 roku zaatakowali oni republikę Armeńską i odbili na powrót Ani. W 1921 r. ministerialnym rozkazem postanowili wymazać Ani z powierzchni ziemi. Choć rozkaz nie został do końca wykonany, dalszą destrukcję zagwarantowało zamienienie Ani w poligon wojskowy.
Image
Chciało by się powiedzieć dawno i nieprawda. Niestety nawet dziś trudno znaleźć w Ani jakąkolwiek informację o prawdziwej (ormiańskiej) historii tego miasta. Zamiast o wspaniałych kościołach – przeczytamy o meczetach (w które kościoły te pozamieniano po podbiciu).
Image
Poza wielkim historycznym znaczeniem Ani to przede wszystkim dramatyczne krajobrazy – szczątki majestatycznych kościołów pośród pustkowi otoczonych stromymi dolinami.
Image
W Karsie zatrzymaliśmy się z CS, po raz kolejny przekonując się że to nie dla nas. Jedna cenimy sobie nieco więcej prywatności i przestrzeni decyzyjnej jak spędzać czas – no i ta przypadkowość czy natrafimy na kogoś fajnego czy kompletnego nudziarza. Dlatego z ulgą wyjechaliśmy dalej. Kierunek – zima :) Tylko gdzie można ją znaleźć w maju w Turcji? Niewątpliwie w górach Kaçkar. Już sam dojazd w tamte rejony okazał się obfitujący w piękne widoki.
Image
Naszym celem jest Yusufeli – do niedawna mekka raftingu. Zamierzamy zasmakować prawdziwej wodnej przygody. Dlaczego piszę do niedawna? Bo obecnie na odcinku między Artwin i Yusufeli stawiane są wielkie zapory-hydroelektrownie. Już podczas naszej wizyty przygotowywano teren pod budowę.
Image
Teraz jeśli wierzyć internetowi miejsce to wygląda tak.
Image
Gdy na przełomie 2018/2019 roku budowa zostanie zakończona i zacznie się spiętrzanie wody – Yusufeli znajdzie się pod wodą. My zaś już nigdy nie przekonamy się jak to jest na tutejszym raftingu. Bo wtedy nie było dane nam z niego skorzystać! Wszystko przez roztopy śniegu z tutejszych gór – rzeka okazała się tam gwałtowna że żadna z firm nie chciała nas na rafting zabrać.
Image
Dodatkowo jadąc do Yusufeli moja (wtedy jeszcze przyszła) żona zostawiła telefon komórkowy w aucie które nas podwoziło. Na szczęście kierowca wcześniej zostawił do siebie kontakt. Jako że nasz łamany turecki okazał się niewystarczający do umówienia się w celu odebrania telefonu musieliśmy wspomóc się tureckimi znajomymi. Przy ich pomocy ustaliliśmy że telefon będzie na nas czekał w Artvin na posterunku policji (gdzie pracował brat kierowcy). Ale czy to był koniec naszych kłopotów? Niestety nie.. Jakby było mało tego wszystkiego, mieliśmy również problem ze znalezieniem noclegu. Pensjonaty rzucały zaporowymi cenami, a namiotu nie było gdzie rozbić (miasteczko leży w końcu w wąwozie). W końcu zdesperowani rozbiliśmy się.. w cudzym ogródku. Za uszkodzony szczypiorek przepraszamy!
Image
Nie mogąc spłynąć rzeką postanowiliśmy wybrać się w góry. Kaçkar stanowi prawdopodobnie najlepsza destynację w Turcji dla wszystkich fanów trekingu. Wyglądem to pasmo górskie rozciągające się nad Morzem Czarnym przypomina Alpy. Niestety przez większość roku pozostaje niedostępne dla turystów (nic dziwnego - najwyższy szczyt Kaçkar Dağı sięga na wysokość 3932m n.p.m). Również maj to zdecydowanie za wcześnie by iść w góry pieszo. Dlatego my w góry zastopowaliśmy :) Napotkani przez nas turyści co prawda nie mieli miejsca w samym aucie, ale mieli go sporo w bagażniku ;)
Image
Dzięki temu odwiedziliśmy zarówno zapomniane górskie świątynie jak i mogliśmy napatrzeć się na odległe majestatyczne szczyty.
Image
Image
Nie mogliśmy jednak zostać w górach długo. Czas nas naglił (byliśmy umówieni ze znajomymi na wspólne wyrabianie wizy w Trabzonie) a ja zaś zaliczyłem jedną z moich największych wpadek podróżniczych. Mianowicie zapomniałem spakować na wyjazd.. kurtkę przeciwdeszczową! Wybierać się w góry (Kackar, później Kaukaz) i nie wziąć nic przeciwdeszczowego – co za wstyd.. Do czasu wizyty na bazarze w Trabzonie musiałem więc stanowić komiczny widok :D
Image
Komiczne w skutkach okazało się też nasze spotkanie z policją w Artvin. Najpierw karkołomne okazało się znalezienie brata kierowcy i wytłumaczenie na posterunku że nikt nam telefonu nie ukradł tylko jeden z policjantów miał go otrzymać od brata. Potem gdy okazało się że telefon jeszcze nie dotarł a my musieliśmy jechać już dalej. Ale najbardziej w momencie gdy policjanci uparli się że będą zatrzymywać auta by pomóc nam dostopować do Trabzonu – i zatrzymywali tylko ciężarówki, które dodatkowo ich ignorowały i zatrzymywać się nie chciały :D
(jeśli chodzi o telefon to koniec końców wysłany został on na nasz kampus w Adanie gdzie dotarł.. miesiąc po naszym wyjeździe do Polski ;) następnie był używany przez koleżankę ze studiów która zapomniała wspomnieć nam o tym fakcie i telefon oddała pół roku później po powrocie do Polski :P do tego czasu oczywiście żona zdążyła kupić sobie nowy telefon więc tamten zakończył swoją służbę u teściowej).

W Trabzonie na szczęście wszystko przebiegło zgodnie z planem. Spotkaliśmy znajomych i udaliśmy się z rana do konsulatu wyrobić wizę. Jako że miała być gotowa już po południu czas ten postanowiliśmy wykorzystać na odwiedzenie pobliskiego klasztoru – Sumeli.
Image
Zwisający ze stromego urwiska 1200 metrów n.p.m. grecki klasztor męski jest kolejnym miejscem, które warto odwiedzić we wschodniej Turcji. Kompleks powstał prawdopodobnie pod koniec IV wieku, uzyskując swój obecny kształt w wieku XIV. Wykuty w skale składa się z kościoła, kaplic, kuchni, biblioteki oraz miejsc mieszkalnych. Choć został opuszczony przez mnichów ponad 90 lat temu nadal stanowi miejsce pielgrzymek.
Image
Po powrocie z Sumeli w konsulacie czekała na nas w paszporcie nowa piękna wiza – niestety wystawiona na jedynie 14 dni. Można było więc rozpocząć naszą wielką blisko wschodnią przygodę. Którą zaczęliśmy od.. zgubienia się reszcie towarzystwa :) Gruzję, Armenię i Iran mieliśmy zamiar zwiedzać wspólnie. Niestety nie wyszło nam to, a wszystko przez nadmiar gościnności. Kierowca który miał zabrać nas na granicę, do Sarpi, zapytał się nas czy byliśmy już w Uzungöl. Gdy usłyszał że nie, nie mógł już nas po prostu podwieźć do Hopa – poczuł się w obowiązku pokazać nam najpierw to urocze górskie jezioro, stanowiące popularny cel dla turystów. A że do tego jego znajomy ma tam hotel z restauracją z przepysznymi pstrągami – ciężko było nam odmówić.
Image
Kiedy więc reszta grupy dotarła już do Batumi – my nadal próbowaliśmy wydostać się z Turcji. I nic by nawet się nie stało i udało by nam się spotkać z towarzyszami gdybyśmy po przekroczeniu granicy nie zapytali się wiozącego nas Gruzina gdzie tu można dobrze zjeść.. ale to temat na osobną opowieść :)

Grunt że gdy po prawie 4 tygodniach wracaliśmy do Turcji – mieliśmy już trochę wszystkiego dosyć ;) Marzył nam się prysznic, wygodne łóżko i odrobina luksusu. Dlatego regiony jeziora Van potraktowaliśmy po macoszemu. Na dłużej zatrzymaliśmy się tylko tuż przy granicy z Iranem, niedaleko miasta Doğubayazıt. Tam wśród gór położony jest przepiękny, na wpół zrujnowany pałac z czasów osmańskich - pałac Ishak Pasa.
Image
Jego budowę zaczęto pod koniec XVII wieku, służył zaś za centrum administracyjne władców prowincji. W unikalny sposób łączy w sobie style architektoniczne Seldżuków, Osmanów, Gruzinów, Persów i Ormian. Niestety nie mam dobrego zdjęcia z tego miejsca, ale jest to jedno z ładniejszym miejsc które odwiedziliśmy.
Image
Niewątpliwie uroku dodaje mu też otoczenie.
Image
Czasem przy dobrej widoczności można zobaczyć w tle najwyższą góra w Turcji – Ararat (5137 m n.p.m.). My ujrzeliśmy ją dopiero z miasta Doğubayazıt - ale nadal robiła wrażenie. To tu według biblii spoczywa legendarna Arka Noego.
Image
Nad samym jeziorem Van byliśmy tylko przejazdem, i prawdopodobnie dlatego nie zachwyciło nas. W przeciwieństwie do pysznej baklawy którą zostaliśmy poczęstowani w tym miejscu :P
Image
Zamiast tego postanowiliśmy pójść na rekord odległości przestopowanej jednego dnia i jeszcze tej samej doby znaleźliśmy się w Adanie (ponad 1000km!)

Koniec!

A właściwie powinniśmy w tym miejscu zakończyć nasze zwiedzanie Turcji, ale popełniliśmy błąd i postanowiliśmy odwiedzić riwierę turecką.. W końcu po pierwsze tysiące turystów nie mogą się mylić? No i żeby powiedzieć że znamy całą Turcję powinniśmy zapoznać się również z jej komercyjną stroną. Wszystko przez nasze zmęczenie namiotem, stopowaniem i ogromnym tempem zwiedzania. Gdy więc znalazłem błąd cenowy na noclegi w Oludeniz (które reklamowane jest jako najlepsze spośród wszystkich miejsc na riwierze) – raptem 20zł/noc/os w 4* hotelu – nie zastanawialiśmy się długo. I to był nasz drugi błąd. Co poszło nie tak? Wszystko! ;)
Otóż na miejscu zamiast takich widoków i przepięknej błękitnej laguny:
Image
Czekają na nas raczej takie widoki:
Image
Image
W (wcale nie krystalicznej) wodzie zamiast korali i ryb natknąłem się na martwego kraba..
Po drugie zamiast uśmiechniętych i życzliwych Turków którzy chcą ci za wszelką cenę pomóc na tych terenach spotkamy sztucznie uśmiechniętych Maj Friendów którzy za wszelką cenę chcą ci wszystko sprzedać. Ale ok, mogło by być to nawet dla mnie zrozumiałe, w końcu z czegoś muszą żyć (choć jest to niesamowicie uciążliwe i wkurzające) gdyby nie to że przy okazji chcą cię oszukać. I tak – hotel oferuje darmową plażę gdy zapłacisz za nią :D Jak próbowano nam wytłumaczyć – plaża jest darmowa, ale leżak nie, a nie można nie wykupić leżaka. Do tego hotel oferuje też darmowy transfer ale tylko w przypadku zapłacenia za darmową plażę. Jako że nieco inaczej pojmuję słowo darmowe – na plaży doszło prawie do rękoczynów. Był to pierwszy i ostatni raz gdy na plażę poszliśmy.
Ponadto sprzedawcy na bazarkach kuszą np. pysznymi arbuzami i melonami. Niestety nie zjesz ich na plaży – nie wolno, ani w hotelu – również nie wolno. Na ulicy nie próbowaliśmy – mogło by się okazać że również nie wolno. Ogólnie w hotelu mało co było wolno – wnosić jedzenia na pewno nie, w końcu kto będzie wtedy kupował w ich barze i restauracji. Gdy obsługa w hotelu postanowiła przeszukiwać nasze plecaki na wejściu czy nie przemycamy do hotelu jedzenia i picia – prawie że skończyło się rękoczynami po raz drugi. A na pierwszy rzut oka taki ładny hotel ;)
Image
Cały wyjazd uratowała jedna rzecz – i nie mówię to u opalaniu się przy hotelowym basenie, pluskaniu się w tymże basenie i nic nierobieniu poza oglądaniem filmów i czytaniem książek przez cały dzień (w ten sposób szybko można zwariować). Wyjazd uratował fakt znalezienia na ulicy 180 lir :) Przy ówczesnym kursie było to ponad 350zł i zapewniło całkowity zwrot kosztów wyjazdu. Dzięki temu nasz nieudany eksperyment pod tytułem „sprawdźmy jak bawią się masowi turyści” był przynajmniej darmowy :) Wyjazd ten stanowił doskonały kontrapunkt do wcześniejszych zachwytów nad walorami turystycznymi Turcji.

KONIEC
_________________
Image
Góra
 Profil Relacje PM off
2 ludzi lubi ten post.
 
      
 Temat postu: Re: Tureckie impresje
#30 PostWysłany: 09 Gru 2016 17:54 
Moderator forum
Awatar użytkownika

Rejestracja: 06 Kwi 2014
Posty: 4052
Ale było mi miło przeczytać tę relację zaczętą kawałek czasu temu. No, zmieniło się troszkę od tamtego czasu :lol:

Turcję zawsze traktowałam turystycznie po macoszemu, bo wiedziałam o Hetytach, imperium osmańskim, ale także o tym nachalnym tureckim nacjonalizmie. I nadal mam mieszane uczucia, bo chcę i nie chcę. Straszne też jest to, że tak bardzo zmieniają się miejsca, gdzie z roku na rok jest coraz bardziej niebezpiecznie, a brawura i poczucie bycia nieśmiertelnym z czasem się wytapiają. Kurcze, że też nie pojechałam tam w czasach studenckich. :(
_________________
Ιαπόνκα76
Góra
 Profil Relacje PM off  
      
Wyświetl posty z poprzednich:  Sortuj według  
Napisz nowy temat Odpowiedz  [ 30 posty(ów) ]  Idź do strony Poprzednia  1, 2

Wszystkie czasy w strefie UTC + 1 godzina (czas letni)


Kto jest na forum

Użytkownicy przeglądający to forum: Brak zarejestrowanych użytkowników oraz 3 gości


Nie możesz zakładać nowych tematów na tym forum
Nie możesz odpowiadać w tematach na tym forum
Nie możesz edytować swoich postów na tym forum
Nie możesz usuwać swoich postów na tym forum
Nie możesz dodawać załączników na tym forum

Przeszukaj temat:
  
phpBB® Forum Software © phpBB Group