Fly4free.pl

Tutaj http://www.jacdec.de/news/years/ALL2004.txt jest całkiem niezła baza incydentów. Na pewno nie jest pełna, ale możesz przejrzeć.

Avherald.com polecam

Wysłane z mojego GT-N7000 za pomocą Tapatalk

Znam, ale z tego co zauważyłem ta wyżej jest nieco obszerniejsza, tj zawiera bodaj wszystkie z avherald, plus niektóre z innych źródeł.

Pozwolę sobie reaktywować wątek...
Leciałem 22. stycznia Wizzairem CRL-DEB, niebo było przejrzyste, tylko nad samym lotniskiem pod Debreczynem zebrała się gęsta mgła. Zrobiliśmy 10 kółek nad lotniskiem i mgła nie ustąpiła (przynajmniej z punktu widzenia pasażera nie było widać żeby się przesunęła). Pilot postanowił spróbować wylądować, zniżamy się, wchodzimy w mgłę, lecimy tak we mgle, za oknem tylko mleko, nagle o k...! ziemia. Nie tylko było widać ziemię, ale naprawdę byliśmy na wysokości przerażająco małej. Nie znam się na lotnictwie, ale z takiej wysokości zazwyczaj w ciągu 5 sekund następuje przyziemienie. Ja pasa nie widziałem tylko łąkę, choć z flightradar wynika, że byliśmy nad pasem. W ułamku sekundy jak dało się zobaczyć ziemię pilot zareagował pełną mocą i odlecieliśmy na kolejne dwa kółka nad Debreczynem i polecieliśmy do Budapesztu. W Budapeszcie kto chciał to wysiadł, samolot został dotankowany i reszta wróciła znowu na lotnisko w Debreczynie.

Nie wiem czy często się coś takiego zdarza, za mało jeszcze latałem, ale co poniektórzy w samolocie mieli łzy w oczach.
http://www.flightradar24.com/data/fligh ... 6/#89aea03

O to i ja opisze. W zeszłym roku wracając z Turcji do poznania Enter air pilot mimo fantastycznej pogody dwa razy podnosil maszynę tuż z nad pasa startowego a podaż drugi juz po kontakcie z pasem... Jako ze lotnisko w Poznaniu znam jak własna kieszeń za każdym razem wydawało mi sie ze nad king crossem(kto z poznania ten wie) byl za wysoko. Pilot oczywiście powiedział ze to standardowa procedura, związana z silnym wiatrem, ktory mimo czystego nieba musiał przeszkadzać.... Jednak nie do konca mu uwierzyłem ?

_________________
Jeśli masz jakieś pytania o Poznań pomogę!
I klikamy "pomógł" jeśli tak faktycznie jest :) Status się sam nie zrobi...

U nas najbardziej trzęsło przy lądowaniu na maderze. 180 stopni z podejściem i bardzo dużymi turbulencjami. Dosłownie zrobiło się w mgnieniu oka cicho od razmów. Tylko maszyna cała latała. Wylądowaliśmy za pierwszym razem ale ponoć to tam normalne. Poza tym super widoki były: pod skrzydłem blisko w miarę widać było dachy domów.
Przy odlocie AF dwa razy podchodził do lądowania i za 3 razem usiadł.

Ja też najgorzej wspominam lądowanie na Maderze. Samolotem rzucało we wszystkie strony a z okna widać było tylko ocean i wystające z niego skały... Były krzyki pasażerów i ogólne przerażenie... Dlatego mimo iż Madera bardzo mi się podobała i chętnie bym wróciła to mam lekkie opory...

ladowania, no coz, przy ladowaniu na kosie strasznie trzeslo samolotem, ale spoko udalo sie za pierwszym razem.
raz mialem stracha przy ladowaniu w Bergamo, pewnie pamietacie jakis czas temu afera z ryanarem co latal
na oparach i kilka razy ze wzgledu na brak paliwa musial ladowac awaryjnie np. w valencii.
no wlasnie samolot ladowal w bergamo i... nagle poderwal sie ze wzgledu na mgle, na szczescie powisial kilka minut i
za drugim razem sie udalo, ale juz sie zastanawialem czy doleci np. do wenecji

Gwoli wyjaśnienia polecam ten post i cały temat:
http://www.fly4free.pl/forum/viewtopic.php?p=521317#p521317
Nie było żadnego latania na oparach.

_________________

To latanie na oparach to mity. Jakby tak było naprawdę, to EASA, albo irlandzki nadzór by Ryanaira z torbami puścili.

Ja o kilku hardkorach to tylko z opowiadań słyszałem np. lądowanie za 6 podejściem, na 3 lotnisku przy tragicznych warunkach w Irlandii, tak że generalnie już nawet nikt nie krzyczał przy tej 6 próbie, już tylko szmer modlitwy ponoć był w samolocie (to historia z najbliższej rodziny) albo historia kolegi, który na locie do Brazylii zaliczył dziurę powietrzną i efekt był taki, że nieprzypięte rzeczy/ludzie wylądowali na suficie, kogoś nawet karetka zgarniała po tym jak dolecieli, szczęśliwie akurat nie trwał serwis i większość spała.

Moja osobiste najgorsze doświadczenie to chyba grudzień 2013 i orkan Ksawery, lądowanie na TXL. Wiało piekielnie, jak czekaliśmy na pickup z parkingu to stojąca wielką walizkę koleżanki przewracał wiatr, a mała walizka kolegi była na 4 kołkach i ustawiona bokiem do wiatru odjeżdżał i to lekko pod górkę. Była zamieć śnieżna i mgła lekka, także droga powrotna autem do Wrocławia zajęła nam 6 godzin, podczas gdy normalnie ta sama trasa to ok. 3,5 godzin jazdy, ze względu na słabe warunki na autostradzie, ale i paraliż na drogach Berlina. Generalnie byliśmy zdaje się jednym z ostatnich samolotów tego dnia, które lądowały, bo potem większość była przekierowana albo odwołana. O tym, że miotało nami na prawo i lewo już nie wspominam nawet, kilka osób opuszczało samolot z pełnymi torebeczkami. Ale generalnie najgorzej było już na odcinku na minutę przed przyziemieniem, siedzę sobie, jesteśmy już nisko, z trudem dostrzegam jakieś zabudowania i nagle tak nas zawiało, że widzę autostradę, która biegnie pod nami, a w drugim oknie tylko niebo. Pilot wyrównał, jesteśmy dosłownie 10s od przyziemienia i drugi raz prawie to samo, ale samo posadzenie samolotu na pas ostatecznie w miarę spokojne i łagodne.

2008, popołudniowy lot A3 z LCA do ATH. Krótko po starcie wleciał do silnika flamingo z pobliskiego jeziora. Szybkie opróżnienie paliwa i awaryjnie lądowanie do LCA beż silnika.

Jako ze musiałem wracać tego samego dnia do ATH, bo rano do pracy, to starałem się żeby lecieć wieczornym CY. I tutaj szlak trafił, bo w trakcje kołowania do startu, zakochany Grek z Cypryjką otworzył wyjście ewakuacyjne (dosłownie parę metrów przed pasem) i biegał do niej.

Poleciałem porannym CY do ATH, tym razem beż niespodzianek.

To u mnie może nie aż tak spektakularnie, za to- co ciekawe- dość powtarzalnie.

Dość nieduże i "kurnikowate" (zwłaszcza wówczas, bo to było ładnych kilka lat temu- teraz patrzyłem i lata stamtąd znacznie więcej linii a i odbyła się modernizacja) lotnisko w Iasi, Rumunia (IAS). Każde jedno podejście, a lądowałem tam parę razy, było... truuudne. Samolotem trzęsło na wszystkie strony a manewry, jakie musiał samolot dokonywać, żeby radzić sobie z podmuchami wiatru- niesamowite. Gwałtowne, szybkie. I nieporównywalne z żadnym innym podejściem na innym lotnisku. Samo przyziemienie dość typowe.

I za każdym razem widać było przerażenie w oczach niektórych współpasażerów- było wiadomo, że to ich pierwsze lądowanie w IAS.

Swoją drogą, polecam to miasto zarówno samo w sobie- jak na Rumunię, z całym szacunkiem, bardzo ładne. A także niezła baza wypadowa do Mołdawii.