Akceptuję i chcę ukryć komunikat Fly4free.pl korzysta z technologii, takich jak pliki cookies, do zbierania i przetwarzania danych osobowych w celu automatycznego personalizowania treści i reklam oraz analizowania ruchu na stronie. Technologię tę wykorzystują również nasi partnerzy. Szczegółowe informacje dotyczące plików cookies oraz zasad przetwarzania danych osobowych znajdują się w Polityce prywatności. Zapoznaj się z tymi informacjami przed korzystaniem z Fly4free.pl. Jeżeli nie wyrażasz zgody, aby pliki cookies były zapisywane na Twoim komputerze, powinieneś zmienić ustawienia swojej przeglądarki internetowej.



Napisz nowy temat Odpowiedz  [ 15 posty(ów) ] 
Autor Wiadomość
#1 PostWysłany: 30 Wrz 2013 18:55 

Rejestracja: 17 Lut 2013
Posty: 14
Cześć,

to moja druga relacja, choć tym razem będzie niestandardowa. Widzę, że pojawiły się ostatnio ciekawe relacje z wypraw po Włoszech, jak i z innych miejscach, dlatego w tym natłoku (przynajmniej na razie) odstępuję od sztampowej pisanej relacji i przedstawiam Wam klip z wyprawy stopem (i nie tylko) po Włoszech. Miłego oglądania:



w liczbach:
loty - 2, kilometry w trasie (bez lotów) - ponad 1400 km, czas - 14 dni (wrzesień), koszt - ok 170 Euro + 240zł (loty), namiot - 1
PRZYGODY - BEZLIKU !!!

w najbliższym czasie napiszę jak wygląda podróżowanie "na bogato" po Włoszech, bo przed wyjazdem przeczytałem dużo mitów i faktów, więc pewnie są osoby, które są ciekawe tego jak jest na prawdę :)

POZDRAWIAM SERDECZNIE!!

EDIT: dodaje relacje w postach niżej
_________________
studenciaki przez świat po taniości. sprawdźcie! :)

https://www.facebook.com/Cebulane.podroze


Ostatnio edytowany przez kamasan 06 Paź 2013 20:07, edytowano w sumie 2 razy
Góra
 Profil Relacje PM off  
      
Zbiór lotów do Chorwacji: Zadar, Pula, Split i Dubrownik z Polski od 150 PLN Zbiór lotów do Chorwacji: Zadar, Pula, Split i Dubrownik z Polski od 150 PLN
Boże Ciało w Egipcie: tydzień w 5* hotelu z all inclusive od 2105 PLN. Wyloty z 3 miast Boże Ciało w Egipcie: tydzień w 5* hotelu z all inclusive od 2105 PLN. Wyloty z 3 miast
#2 PostWysłany: 30 Wrz 2013 19:53 

Rejestracja: 06 Lip 2011
Posty: 3562
złoty
Po obejrzeniu mogę się zgodzić, iż jest niestandardowa.......
Góra
 Profil Relacje PM off  
      
#3 PostWysłany: 30 Wrz 2013 20:42 
Awatar użytkownika

Rejestracja: 15 Kwi 2012
Posty: 57
Świetnie!!!!!!!! Kocham Włochy!!!! Będę za 3 tygodnie ;)
Góra
 Profil Relacje PM off  
      
#4 PostWysłany: 30 Wrz 2013 21:00 
Awatar użytkownika

Rejestracja: 29 Lip 2011
Posty: 828
srebrny
Co kto lubi :) Dobra muzyka i relacja, chociaż nie zawiera zbyt wielu szczegółów, jak najbardziej udana :)
_________________
Image

http://mamasaidbecool.pl/
Góra
 Profil Relacje PM off  
      
#5 PostWysłany: 06 Paź 2013 17:36 

Rejestracja: 17 Lut 2013
Posty: 14
Okej, jest weekend, więc zebrałem się do napisana kilku słów. Będę pisał w formie dziennika, który prowadziłem w trakcie podróży. Nie wiem czy w dzisiejszych czasach są osoby mające czas na takie rozległe relacje, ale piszę to, żeby kiedyś na starość przeczytać i aby buzia się uśmiechnęła na chwilę :) ..a może przy okazji ktoś, w te jesienne, długaśne wieczory ma ochotę odpłynąć w podróż po Italii.
Parę słów wstępu. Wybrałem się z kumplem na wyprawę, która zawsze chodziła mi po głowie. Autostopowanie, spanie pod namiotem, ciągle w drodze... I tak, przez 14 dni przemierzyliśmy kawał lądu (i morza) coś ponad 1400 km (dodając szwędanie się po miejscowościach, jazdy komunikacją miejską, błądzenie - co było naszą specjalnością itp. wyszłoby dużo, dużo więcej). Żyliśmy jak włóczędzy, uzależnieni od natury, od innych ludzi, wszystkiego w koło, czyli wstawanie skoro świt i spanie po zmroku, ciągłe przebieranie się z krótkich gaci na te dłuższe etc. śniadania jedliśmy w centrach handlowych, 'prysznice' braliśmy w zlewach w toaletach w przeróżnych miejscach, a obiadokolacja (jeśli takowa była) wieczorem na spokojnie, najczęściej na plaży. Miał być to totalny lowcost.
Człowiek zauważa, że bez zapewnienia sobie wspomnianych wyżej, podstawowych potrzeb nie może się delektować chwilą, ale spełnienie owych potrzeb w niełatwych warunkach sprawia, że chwile smakują po tysiąckroć bardziej. Także zapraszam do lektury..

Dzień 1
Czwartek, 05.09.13r. „CIAO!”
Wylądowaliśmy! Czas na przepakowanie plecaków z trybu „bagaż podręczny” na tryb „bagaż podróżny”. Oznacza to, że przytroczyliśmy śpiwory oraz namioty do plecaków, a także ubraliśmy się zgodnie do panującego klimatu. Odświeżyliśmy się w lotniskowej toalecie. Tu jednak wyszła mi słoma z butów. Włosi, jako ludzie cywilizowani opracowali tajny sposób mycia rąk bez potrzeby dotykania kranów, które potencjalnie są pełne bakterii. Mianowicie do polania wody z kranu służy pedał! Po tej lekcji higieny ruszamy do przodu!
Podjechaliśmy miejskim autobusem z lotniska na gapę aż do Citta Alta. Obchodzimy je wzdłuż i wszerz. Piękne, gwarne pod osłoną nocy... większość ludzi to Włosi, więc nie czuje się typowego turystycznego natłoku. Napotykamy dużo źródeł z wodą pitną, ale nie mamy pustej butelki, żeby napełnić. Wąskie uliczki i widok panoramy miasta robią na nas wrażenie. Jest późno, odchodzimy mocno od ścisłego centrum w poszukiwaniu miejsca na robicie namiotu. Kierujemy się na północny-zachód, gdzie w okolicach końcowej stacji Funicolare poszukujemy skrawka zieleni. Wybór pada, jak się później okaże, w pobliżu kościoła. Mamy tu trochę prywatności, bo jesteśmy sporo niżej od wysokości drogi, a dodatkowo rozciąga się świetny widok na Bergamo. Rozstawiamy namiot. Okazuje się, że drewniany substytut szpilek zabranych z Polski sprawdza się fatalnie. Parę uderzeń kościelnego dzwona i kładziemy się spać. Dzwon na szczęście milknie aż do świtu.

Image
'nasz pierwszy nocleg!'

Dzień 2
Piątek, 06.09.13r. „Czas zacząć”
Budzi nas nieoczekiwanie dość chłodny poranek. Trzeba się jednak zbierać i ruszać. Plan na dziś – kupić gaz, znaleźć wodę do picia i taką nieco bardziej słoną, żeby się zamoczyć. Dużo? Więc czas zacząć! O poranku Citta Alta wydaje się leniwe. Miejscowi zmierzają do codziennych obowiązków. Nieśmiałe pary turystów spacerują po labiryntach Wysokiego Miasta. Zjeżdżamy zabytkową kolejką w stronę stacji kolejowej – koszt niecałe 2 Euro. Tu zaczynamy naszą długą podróż. Jedziemy do Mediolanu, który chcemy zobaczyć tylko przelotem. Kupujemy bilety w automacie i kasujemy je jeszcze na peronie – koszt 5 Euro. Wysiadamy na dworcu głównym, a stamtąd na piechotkę przemierzamy centrum z północy na południe. W jednej z piekarni kusi nas pizza, więc załapujemy się na nią po kawałku (2 Euro). Zwiedzamy Katedrę Narodzin św. Mari, która przygniata nas swoim ogromem i mistycznością wewnątrz (wejście za darmo). Następnie docieramy metrem do stacji Famagosta - bilet 2 Euro. Według hitchwiki.org znajdziemy tu stację benzynową przed wjazdem na autostradę, z której łapiemy okazję do Genui. Hitchhiking we Włoszech nie jest popularny, ale z tabliczką z wypisaną nazwą celu i nadzieją czekamy w piekącym, południowym słońcu 10 minut.. 30.. 50.. aż w końcu zatrzymuje się Stefano. Student, sam mówi, że podróżował w przeszłości, więc chętnie nas weźmie, bo akurat wraca na weekend do domu. Generalnie wariat z niego na drodze, ale dowozi nas do miasta całych i zostawia nieopodal jakiegoś centrum handlowego.

Image
'A tu pizza, która stała się naszym ulubionym daniem.'

Na miejscu dopada nas kryzys. Nie przygotowaliśmy się na poruszanie się po Genui. Nie mamy mapy, nie wiemy gdzie spać, nie mamy gazu, a jest już popołudnie.. do tego jesteśmy brudni i głodni. Kupujemy żarcie i w poczekalni promowej ładujemy nasze akumulatory. Decydujemy się spróbować znaleźć gaz niezbędny do przygotowania ciepłego posiłku. Napotkana grupa dziewczyn chętnie nas zabiera do Decathlonu. Na miejscu jednak porażka, gazu nie zdobyliśmy. Udało nam się jedynie kupić metalowe szpilki do namiotu (4 Euro). W sąsiadującym Leroy Merlin dowiedzieliśmy się, gdzie ewentualnie jutro możemy poszukać. Jest godzina 21.00, późno, ale dziewczyny w konsultacji z kierowcą autobusu kierują nas na plażę miejską - Voltri, gdzie będziemy mogli się rozbić z namiotem. Przemierzamy miasto busem i lądujemy nad samym morzem! Jeszcze sporo ludzi spaceruje promenadą, ale zauważamy rozbite inne namioty, więc bez przeszkód rozbijamy się nieopodal. Potem pierwsza kąpiel w Morzu Liguryjskim i spać. Cel? Niemal osiągnięty.

Image
'plaża Voltri w Genui i nasz namiot po nocy'

Dzień 3
Sobota, 07.09.13r. „rest day”
Z rana próbujemy się dostać na drugi koniec Genui, kupujemy po bilecie i wsiadamy w autobus (1,5 Euro). Szukamy tam nieszczęsnej butli z gazem. Mając wskazówki docieramy do sklepu Fai Da Te na Via San Vincenzo bez problemu, problemem okazuje się gaz, który tam znajdujemy! Sprzedawca stwierdza, że końcówka palnika nie pasuje do butli.. Zrezygnowani odwiedzamy jeszcze inny sklep, lecz bezskutecznie. Wracamy jednak do tego pierwszego nie mogąc się pogodzić z porażką. Na hasło „bombola di gaz, importante!” oraz przy samodzielnej próbie przymocowania palnika do butli – sukces, pasuje jak ulał (cena 7 Euro)! W podskokach radości zmierzamy na Piazza De Ferrari, gdzie z bagietką i dżemem wkraczamy w tę lepszą część dnia...

Dalsza część wkrótce :) na zachętę powiem, że to dopiero rozgrzewka, a kolejne dni momentami były niewiarygodne. Kolejny etap, czyli całą Ligurię dodam na dniach! W między czasie zachęcam do odpalenia klipu, do którego podałem link w pierwszym poście. Ciao!
_________________
studenciaki przez świat po taniości. sprawdźcie! :)

https://www.facebook.com/Cebulane.podroze


Ostatnio edytowany przez kamasan 07 Paź 2013 14:57, edytowano w sumie 2 razy
Góra
 Profil Relacje PM off  
      
#6 PostWysłany: 07 Paź 2013 13:53 

Rejestracja: 07 Sty 2011
Posty: 465
niebieski
kamasan napisał(a):
(cały czas na gapę rzecz jasna)

Mi nie zaimponowałeś.
Góra
 Profil Relacje PM off  
      
#7 PostWysłany: 07 Paź 2013 14:04 

Grazie za relacje :)
Bardzo fajnie się czyta. Również uwielbiam Włochy, są doskonałe na takie eskapady jak Wasza. Pisz dalej!
Góra
 PM off  
      
#8 PostWysłany: 07 Paź 2013 14:48 

Rejestracja: 17 Lut 2013
Posty: 14
Dzień 3 CD
sobota, 07.09.13r. "Rest day."

…jedziemy do niewielkiej miejscowości Sestri Levante. Dwie plaże, słońce, będzie dobrze. Wyczytaliśmy w Internecie, że na kursach pociągów regionalnych rzadko sprawdzane są bilety, więc ich nie kupowaliśmy w ogóle, bo są drogie – potwierdzamy to! Po wyjściu z pociągu zaczepia nas pewna kobieta, Silvia. Widząc nas Polaczków-cebulaczków nieogarniętych, pomaga nam. Świetnie mówi po angielsku (co nie jest częste u Włochów) i zna dobrze miasto. Idziemy wspólnie na granitę, którą nam funduje, a następnie na plaże. Piasek parzy, woda gorąca, słońce wysoko.. to będzie rest day. Nie ruszamy się już stąd nawet na krok! Nasza nowa znajoma opowiada nam o okolicy, o Włoszech i pomaga nakreślić plany na następne dni. My prezentujemy jej jak najlepiej potrafimy Polskę i jej uroki! Kąpiemy się, wylegujemy, wakacje pełną parą.. a my gadamy, gadamy..
Słońce powoli ucieka, więc wybieramy się na spacer, na jednej z ulic smakujemy lokalne wina, jedzenie, niestety nasz fundusz nie przewiduje zakupów. Silvia zaprasza nas na pizzę. Zakłopotani ogromem gościnności przekonuje nas argument, że to co dajesz, kiedyś wróci do Ciebie <ważna lekcja, zanotujcie to!> Idziemy więc przez gwarne, zatłoczone weekendowymi turystami uliczki do restauracji. W pizzerii czuć typową włoską atmosferę (tak ją sobie wyobrażałem). Trochę hałasu, dużo rozmów, śmiechu, słychać życie.. i nagle jest! Przyszła. Prawdziwie włoskie pizzy zawitały na naszym stole. Zachwycamy się smakiem, ciastem i psioczymy na te polskie. Do tego Birra Moretti, włoskie piwo (już nie takie super). Rozmawiamy o obyczajach, zwyczajach, o tym „co i jak” wygląda na tym naszym świecie. Wieczór (i nastrój) dopełnia parę kieliszków Grappy – wódy z lokalnych winogron. Parę toastów i czas się zbierać. Odprowadzamy Silvię na pociąg, a potem błogi sen w namiocie na plaży. Tak, to był dzień odpoczynku.

Dzień 4
Niedziela, 08.09.13r. „Cinque Terre”

Po dniu lenistwa czas się ruszyć. Podjeżdżamy parę stacji pociągiem i znajdujemy się w pierwszym z pięciu miast na, jak ja to nazywam ‘tarasach’ – cyplach wysuniętych w głąb morza. Jest lekko pochmurnie, co jest błogosławieństwem dla naszej wędrówki. Cinque Terre to park narodowy wpisany na listę dziedzictwa narodowego UNESCO. Wchodzimy zapewniając pana ‘na bramce’, że nie mamy więcej niż 18 lat i wchodzimy za połowę ceny, czyli 3,5 Euro za osobę.

Image
'uprzejmie, ale konkretnie :)'

Podążamy więc szlakiem po stokach południowo-wschodniej Ligurii, zachwycamy się widokami otwartego morza, a także klimatycznymi wioskami rybackimi, które niestety zamieniły się w wielkie kolejki Niemców, Anglików i innych niezdefiniowanych turystów (Polaków malutko). Ceny oczywiście idą w parze z zainteresowaniem, więc zadowalamy się wcześniej zakupioną bułką i wędliną. Ze wszystkich miasteczek najbardziej uracza nas Vernazza ze świetną plażą, na którą żeby się dostać trzeba przejść przez jaskinię.

Image
'Vernazza i słup (ups!)'

Nocy tu nie możemy spędzić, więc uciekamy koleją do La Spezii. Jest to miasto portowe, a także jeden z głównych ośrodków militarnych we Włoszech, więc odbijamy trochę dalej autobusem wzdłuż wybrzeża do Lerici. Kolejny lokalny kurort, gdzie znacznie przeważają włoskie rodziny. Wieczorem błądzimy po gwarnych, przyjemnych uliczkach. Chwila oddechu i po zmroku rozbijamy namiot, jak zwykle ‘na przypale’ na plaży i spać!

Dzień 5
Poniedziałek, 09.09.13r. „Zmiany”

Opuściliśmy z żalem Lerici, a pogoda już nas opłakuje. W nocy trochę kropiło, a z rana wiał silny wiatr. Wyjeżdżamy z Ligurii pełnej słońca, plaż, morskiego klimatu, a zagłębiamy się w Toskanię. Zza pociągowych szyb rozciąga się widok na Alpy Apuańskie, gdzie pozyskiwany jest słynny włoski marmur.

Image
'o to i wspomniane marmury w naturze

Na początku postanowiliśmy zobaczyć rozsławioną krzywą wierzę w Pizie. Samo miasto jest niespecjalnie atrakcyjne, przynajmniej na drodze z dworca kolejowego na Campo dei Miracoli, na którym wszyscy przesiadują. Tak też zrobiliśmy i my. Na trawce w obliczu budowli wzniesionych ku chwale nowego tysiąclecia (tego pierwszego rzecz jasna) jemy nasz lancz. Potem wysyłamy kartki z pozdrowieniami do naszych rodzin z dalekiej i kochanej Polski (znaczek 85 Eurocentów). Wizytę w mieście Krzywej Wieży wieńczymy gałką lodów – pysznych dodam.

Image
'nasze śniadanie mistrzów na trawce Campo dei Miracoli'

Nocleg chcieliśmy zrobić nad morzem, dlatego udaliśmy się do Livorno (zamiast do pobliskich miasteczek nadmorskich, bo zależało nam, żeby jechać pociągiem, a nie autobusem - sami wiecie dlaczego ;) Przemierzamy całe miasto autobusem. Zbliżamy się do przystanku końcowego, a tu znienacka kontrola biletów. Stajemy na baczność i szykujemy się do wysiadania, ale trwa to chwilę. Z niewyjaśnionych do dzisiaj powodów, dwójka kontrolerów omija nas Jednak tego dnia wiał niemiłosierny wiatr od morza. Szukamy więc miejsca w pobliskich parkach, ale tutaj mnóstwo ludzi biega, co uniemożliwia nam rozbicie namiotu bez wzbudzania zainteresowania. Z pogodą robi się co raz groźniej, chcemy więc poszukać kościoła lub miejsca, gdzie nas przygarną. Lokalni mówią, że jest w okolicy takie miejsce, gdzie dodatkowo nakarmią strudzonych wędrowców, ale 20 minut autem – odpada, na szczęście zapewniają nas, że ten wiatr nie przyniesie burzy. Mocno późnym wieczorem, w punkcie wyjścia odkrywamy niewielki park, osłonięty od ulicy biegnącej wzdłuż wybrzeża wysokim żywopłotem. Co prawda jeszcze parę osób stwierdziło, że to idealna pora na wyprowadzenie psa, ale udaje nam się rozbić namiot w całkowicie zacienionym miejscu. Mimo silnego wiatru, hałasu z ulicy i gwaru z pobliskiej kluborestauracji (?!) zasypiamy.

Dzień 6
Wtorek, 10.09.13r. „Wzgórza Chianti”

W nocy wiatr hulał ze wszech stron. Opuszczamy mało gościnne Livorno. Bułka z piekarni i jogurt w plecak na długą drogę, bo dzisiaj pragniemy rzucić się w samo serce Toskanii. Jesteśmy już w pociągu do Empoli. Spotyka nas tutaj (nie)miła niespodzianka, czyli kontrola. Na słowa „no money” Pan spisuje nasze dane z dowodów (nie chcieliśmy płacić, ach my biedaczki) i mówi, że wyśle nam bilety do domu. Cóż za miły człowiek. Z Empoli jedziemy do Sieny niezrażeni wpadką i podziwiamy widoki wzgórz Chianti.
Serce Toskanii przyjmuje nas ciepło. Krążymy po uliczkach starego miasta i dostajemy się do sławnego Piazza del Campo. Kładziemy się na tym prawdopodobnie najlepiej zachowanym średniowiecznym placu i oczyma wyobraźni oglądamy legendarne już wyścigi koni wokół rynku. Na pożegnanie obchodzimy dokoła piękną katedrę na zachód od Campo. Zafascynowani tym co do tej pory widzimy postanawiamy zagłębić się w toskański krajobraz. Przewodnik podpowiada, że już oddalona o ok. 20 kilometrów Castellina in Chianti pochłonie nas całkiem. Próbujemy łapać stopa, ale trudno o kawałek pobocza. 40 minut drogi od Siena Stazione znajdujemy zatokę autobusową i tam próbujemy szczęścia. Zatrzymują się dwa auta. W pierwszym Signore jedzie tylko do pobliskiej wioski, w drugim dwie urocze kobiety, ale mają tylko jedno wolne miejsce, a nas dwóch przecie! Jest i trzecie. Podwiezie nas gość, ale tylko do połowy trasy, bo wraca po pracy do domu. Lądujemy w ‘centrum’ malutkiej wioseczki. Miejsce dobre, przystanek autobusowy, a obok Giornale z gazetami, który prowadzi przemiła starsza pani. Ucina z nami pogawędkę. Zatroskana naszym losem, chce sprzedać nam bilety na autobus. Nas nie stać na takie luksusy. Jednak aż do przyjazdu autobusu nie udaje nam się zatrzymać nic, więc załapujemy się na przejazd – rzecz jasna na krzywo.

Image
'snująca się mgła o świcie po toskańskim stoku, czyż nie piękne?'

Castellina to urocze miejsce z wieloma restauracjami wzdłuż jednej drogi. Zupełnie kameralne, spokojne, jakby w niej przebywali jedynie wyselekcjonowani turyści. Oczywiście włóczęg z tobołem na plecach nie zaobserwowaliśmy, ale nie przeszkodziło nam to w zakochaniu się w tym miejscu. W jednym z lokali, gdzie skosztowaliśmy wszelkie możliwe rodzaje tutejszych win, decydujemy się na zakup! Wybieramy nasz ulubiony gatunek wina, czyli to najtańsze. Próbujemy zrobić sobie jedzenie, ale zaczyna padać i grzmieć. Przenosimy się szybko do jednej z XV-wiecznych piwnic i tu rozpalamy gaz, czym wzbudzamy niemałe zainteresowanie innych chroniących się przed deszczem. Spożywamy makaron z sosem bolonese i zakupione wcześniej wino. MNIAM! W dobrych humorach postanawiamy spróbować znaleźć nocleg w plebanii w pobliskim kościele. Bez żadnych problemów dostajemy miejsce na podłodze w świetlicy. Genialnie! Po kilku dniach tułaczki doceniamy dach nad głową, prąd i łazienkę. Ładujemy kamerę, telefony, myjemy się i spać!

Image
'obiad w XVwiecznych piwnicach? czemu by nie'
_________________
studenciaki przez świat po taniości. sprawdźcie! :)

https://www.facebook.com/Cebulane.podroze
Góra
 Profil Relacje PM off  
      
#9 PostWysłany: 07 Paź 2013 15:06 
Awatar użytkownika

Rejestracja: 04 Lip 2012
Posty: 3700
srebrny
kandydaci do złotej cebuli jak nic ;)
_________________
"Ten, kto znalazł się za drzwiami, pokonał najtrudniejszy etap podróży" - przysłowie duńskie
Image
Góra
 Profil Relacje PM off
Gaszpar lubi ten post.
 
      
#10 PostWysłany: 07 Paź 2013 20:58 

Rejestracja: 17 Lip 2012
Posty: 57
Genialna relacja :D W sam raz na jesienne wieczory.
Z niecierpliwością czekam na więcej ;)
Góra
 Profil Relacje PM off  
      
#11 PostWysłany: 08 Paź 2013 19:40 
Awatar użytkownika

Rejestracja: 24 Wrz 2013
Posty: 4
Zbanowany
Dość odważnie ale właśnie podczas takich wyjazdów można liczyć na największe przygody.
Góra
 Profil Relacje PM off  
      
#12 PostWysłany: 09 Paź 2013 20:31 

Rejestracja: 17 Lut 2013
Posty: 14
Dodaje przedostatnią część relacji. Po słonecznej Ligurii i klimatycznej Toskanii czas na Elbę, miłego czytania:

Dzień 7
Środa, 11.09.13r. „kryzys?”

Po spokojnej nocy na plebani pobudka o 6. Podziwiamy jeszcze wschód słońca i mgły płynące po toskańskich stokach. Zwiedzamy piwnice, gdzie przed sześcioma wiekami wino leżakowało, tym razem kulturalnie bez kulinarnych ekscesów. Następnie zabieramy się z miejscowymi autobusem do Sieny. Większość osób jedzie do pracy, obowiązków, znużona patrzy w okno, a my przeżywamy swoją przygodę dalej! Mamy zamiar przedostać się dzisiaj z powrotem nad morze, aby jutro przepłynąć na Elbę – wyspę Napoleona. Próbujemy łapać okazję. Spot idealny, pogoda dobra, słoneczko na niebie. Tylko sukcesu brak.. Zatrzymuje się naprawdę wiele aut ku naszemu zaskoczeniu, ale wszystkie w innych kierunkach niż nasz cel! Kierowcy zapewniają nas jednak, że to dobra droga na Grosseto. Mija sporo czasu i tracimy nadzieję, zmieniamy jeszcze na chwilę miejsce, ale nic nie pomaga – kryzys. Dawno mija południe, a my nie ruszyliśmy z miejsca. Plan B? pociąg.. Długi kurs nas czeka, więc decydujemy się kupić bilety. Cała trasa kosztuje nas za dużo, więc kupujemy bilety tylko na część drogi poprzedzając to długą dyskusją na temat tego, gdzie może nas spotkać ewentualna kontrola ( i tak naruszamy nasz budżet na niebagatelne 9 euro na osobę). Kurs jednak przebiega bardzo spokojnie, a wręcz nudno. W pociągu mało ludzi, słońce za oknem ‘muli’ nas, humory ratujemy smakiem Toskanii za 1 Euro, czyli tanim winem. Późnym popołudniem docieramy do Piombino - miasta z którego odpływają promy na Elbę. A tam… fabryki, kominy, żurawie, port. Jednym słowem (albo trzema) ‘beton, beton everywhere’. Droga ucieczki? Prom na Elbę, ale jesteśmy zupełnie nieprzygotowani, jest późno, nie wiemy nic o wyspie, gdzie można rozbić namiot, gdzie iść. Mimo to wsiadamy. Koszt biletu - 13 Euro, dzisiaj wydaliśmy połowę tego co do tej pory...
Zachód słońca, wiatr i myśli, że Napoleon pokonywał te samą drogę parę ładnych lat temu. Na miejscu jest już ciemno. Po krótkim spacerze stwierdzamy, że Portoferraio jest całkiem zabudowane – kryzys. Zmęczeni długim dniem szukamy kościoła licząc na powtórkę, ale bez powodzenia. Jedna ze spotkanych kobiet podpowiada, żeby spróbować na pogotowiu – nic. Na jedynej plaży w pobliżu jest zbyt wietrznie, fale zalewają cały niewielki brzeg. Rozpatrujemy opcję spania na ławce – hmm, nawet wygodnie się leży. Spanie w nierozstawionym namiocie? (nawet jak znaleźliśmy wolną przestrzeń, to grunt tutaj jest zbyt twardy na wbicie szpilek). Na szczęście od tej niedoli ratuje nas zbieg wydarzeń. Rozmawiamy z gościem, który odsyła nas od innego gościa i tak lądujemy w parku, który zamykają o 23. Czekamy więc, ale przedłuża się to zamknięcie, zniszczeni więc idziemy na pobliską plażę, która jest cała kamienista. Jest! Znajdujemy miejsce z jakimś wiórami czy trocinami i to osłonięte murem notabene za nim znajduje się posterunek Carabinieri, hihi, przynajmniej bezpiecznie. Spać!

Image
'Castellania in Chainti'

Dzień 8
Czwartek, 12.07.13r. „Oaza.”

To był najwygodniejszy nocleg do tej pory, co za przewrotność! Śpimy długo, budzi nas jednak deszcz. Dość mocne porywy wiatru sprawiają, że musimy zbierać się stąd. Jednak chwilę później wracamy do gry! Odwiedzamy miejscowy sklep Coop, a tam zakupy, zepsute humory odbijamy sobie słusznym śniadaniem i deserem. Na taśmie kasowej pojawia się nawet kiełbasa, a mięso we Włoszech horrendalnie drogie! Szaleństwo. Później ‘prysznic’ w toalecie, a za oknem już żadnej chmury nie ma. Zupełnie zregenerowani wybieramy się do Marina di Campo na południe wyspy, gdzie mamy znaleźć piaszczyste plaże. Jest to zatoka pełna hoteli i restauracji, ale kilkanaście minut drogi za miastem jest bardzo kameralna plaża. Decydujemy się jeszcze na wizytę w kafejce internetowej, żeby sprawdzić coś o tej plaży i dodatkowo poszukujemy informacji o miejscach do łapania stopa w stronę Rzymu (10 minut 2 Euro). Jemy wypaśne lody i chwilę później docieramy do naszej oazy. Pierwszy raz jest jeszcze jasno, a już mamy miejsce na noc. W zaciszu paru kszaczorów rozbijamy nasz dom. Ustawiamy miejsce na kuchnię, suszymy rzeczy po porannym deszczu. Nasza ziemia obiecana. Danie dnia to kluski z mięsem w sosie pomidorowym (prawie jak ravioli) i wino Chianti ze Sieny. Robi się chłodno, słońce zachodzi za wzgórzami. Wieczorem załapujemy się na refleksje nad życiem. I tak w spokoju kładziemy się spać!

Image
'plaża Galenzana, Marina di Campo

Dzień 9
Piątek, 13.09.13 r. „Jak Napoleon.”

Rozbudza nas przenikliwy chłód i niezrozumiała dotąd wilgoć. Niebo bezchmurne, a namiot mokry. Udaje się dotrwać do świtu, dla którego warto było tu dotrzeć. Może specjalnie zostajemy zbudzeni? Świetnie widoczny wschód słońca nieśmiało budzi jeszcze senną okolicę swoją łuną. Po takiej pobudce lenimy się na plaży. Wracamy do miasta, gdzie ciągle na zwolnionych obrotach wcinamy pizze i postanawiamy wracać do Portoferraio, żeby na spokojnie tym razem spotkać się z Napoleonem.
Na miejscu łazimy, oglądamy, to co mijaliśmy dwa dni temu w popłochu. Jednak mimo początku weekendu, już popołudniu forteca wodza jest już zamknięta. Na szczęście dziura w bramce wyraźnie pokazuje sprzeciw turystów (tubylców?) wobec tej zasady. Spoglądamy na całą zatokę z wysokości.
Schodzimy do portu, gdzie jesteśmy świadkami dziwnej metody połowu stworzeń morskich. Dwoje starszych mieszkańców tej zwariowanej wyspy, przy pomocy sznurka z przynętą kusi owego stwora, a gdy ofiara podpływa dostatecznie blisko brzegu zostaje pochwycona podbierakiem. Te emocjonujące chwile wieńczymy kawą w barze i poszukiwaniem informacji o Rzymie, a zwłaszcza o spaniu na dziko. W Internetach pojawiają się takie perełki jak spanie na samym forum romanum. Zobaczymy.
Po zmierzchu wracamy na miejsce naszego wspaniałego i pamiętnego noclegu. Tam zbieramy siły na kolejne dni, bo czeka nas dług droga. Chcemy dotrzeć do Monte Cassino z przystankiem w Orbetello.

Image
'fascynujący połów, który faktycznie kończy się sukcesem'

Dzień 10
Sobota, 14.09.13r. „W drodze.”

Image
'widok na Piombino, miejsce, w którym planowaliśmy nocować parę dni wcześniej...'

Nabieramy mocy w Coopie – sklepie, który do swoich usług powinien dopisać ‘odnowa biologiczna’. Wracamy na kontynent za 10 Euro. Elba nieco nadszarpnęła nasz budżet, ale było warto. Nie udaje nam się zabrać z żadnym z wyjeżdżających z promu aut, więc musimy podjechać pociągiem do drogi Via Aurelia prowadzącej do samego Rzymu. Tam na stacji benzynowej zaczynamy nasze polowanie. Idzie szybciutko, po 20 minutach jedziemy z Włochami do Grosseto. W takcie podróży zostajemy ugoszczeni słodziutki owocami. Kolejna stacja paliw i równie szybko zaczepiony przez nas klient jedzie dokładnie na tę plażę przy Monte Argentario. W aucie rozmawiamy z rodowitą Rzymianką co i jak, a na miejscu zdejmujemy toboły z pleców i plażing, smażing etc.. Zajmujemy leżaki i parasol, gdyż sądzimy, ze skoro wszyscy na nich leżą nie mogą być płatne. Raz nas co prawda przenoszą kilka miejsc dalej, gdyż zajęliśmy parasol akurat taki zarezerwowany na całe lato, ale po usłyszeniu mimochodem ceny 25 euro na dzień nie protestujemy ;). Mierzeja, na której się znajdujemy jest ułożona prostopadle do brzegu, co sprawia, że słońce na bezchmurnym niebie grzeje idealnie cały dzień. Musimy się poddać nieróbstwu.


Image
'w drodze do wioski Etrusków'


Po południu w poszukiwaniu wody błądzimy po uliczkach willowego miasteczka na wzgórzu, z którego widok na otwarte morze jest całkowicie beztroski. Później odkrywamy tajemniczą wioskę Etrusków zbudowaną jeszcze przed erą imperium Rzymskiego. Zaglądamy pod każdy kamień, żeby przenieść się w czasie. Wracamy na plażę przez mocno nietypowy dla tutejszego klimatu las iglasty. Jest to rezerwat, głównie słynie z wielu gatunków ptactwa zamieszkującego ten teren. Bardzo przyjemne miejsce na spacer po wyczerpującym promieniami słońca dniu.
Rozbijamy się na plaży pod płotem rezerwatu. Ach grzeczni my! W świetle niemal pełni księżyca snujemy plany na następny dzień. Cel – Monte Cassino, około 300 kilometrów do pokonania. Spać!

Image
'cebulaczki na leżaczkach. pożegnanie z morzem'

Image
'wspomniany przeze mnie rezerwat'

Podczas ostatniego etapu pod tytułem "Wszystkie drogi prowadzą do Rzymu" działy się rzeczy bardzo przyjemne. W relacji z tego typu podróży, gdzie przede wszystkim liczy się sama droga i sytuacje z nią związane, poznani ludzie oraz miejsca, do których przeciętny turysta nie zagląda, ciężko opisać to takim jakie było, ale mam nadzieję, że doczekacie do końca, bo miała tam miejsce historia z gatunku science-fiction. Amatorów tego rodzaju powieści zapraszam :)

PS. Daje link do klipu z wyjazdu, który po przeczytaniu części relacji może wyda się nieco bardziej zrozumiały :) nie jest to filmik podróżniczy czy kulinary, a ma na celu jedynie oddać klimat wyprawy. pozdrawiam :)

_________________
studenciaki przez świat po taniości. sprawdźcie! :)

https://www.facebook.com/Cebulane.podroze
Góra
 Profil Relacje PM off  
      
#13 PostWysłany: 09 Paź 2013 21:21 

Rejestracja: 23 Wrz 2012
Posty: 65
Loty: 217
Kilometry: 353 534
Czytając Waszą relację sam mam ochotę się wybrać na taki wypad, gdzie przede wszystkim liczy się droga. Czekam na część 3...
Filmik specyficzny, aczkolwiek bardzo dobrze się ogląda :)
_________________
Image
Góra
 Profil Relacje PM off  
      
#14 PostWysłany: 13 Lis 2014 18:18 

Rejestracja: 17 Lut 2013
Posty: 14
Jeżeli komuś przypadł do gustu nasz sposób podróżowania to odwiedźcie nas na facebooku:
http://www.facebook.com/Cebulane.podroze

Niedawno wystartowaliśmy, z czasem pojawi się więcej zdjęć, filmów i cebulanych historii z naszych wypraw, bo było ich sporo. Pojawi się też zakończenie naszej podróży do Włoch. :)
Pozdrawiam. K
_________________
studenciaki przez świat po taniości. sprawdźcie! :)

https://www.facebook.com/Cebulane.podroze
Góra
 Profil Relacje PM off
Washington lubi ten post.
 
      
#15 PostWysłany: 14 Lis 2014 00:52 
Awatar użytkownika

Rejestracja: 15 Maj 2012
Posty: 852
Loty: 249
Kilometry: 471 990
niebieski
Po prostu mistrzostwo :D Logo fan pejdża cebulandia :D Kupa śmiechu, powodzenia! :)
_________________
Image
Góra
 Profil Relacje PM off
Gaszpar lubi ten post.
 
      
Wyświetl posty z poprzednich:  Sortuj według  
Napisz nowy temat Odpowiedz  [ 15 posty(ów) ] 

Wszystkie czasy w strefie UTC + 1 godzina (czas letni)


Kto jest na forum

Użytkownicy przeglądający to forum: Brak zarejestrowanych użytkowników oraz 2 gości


Nie możesz zakładać nowych tematów na tym forum
Nie możesz odpowiadać w tematach na tym forum
Nie możesz edytować swoich postów na tym forum
Nie możesz usuwać swoich postów na tym forum
Nie możesz dodawać załączników na tym forum

Przeszukaj temat:
  
phpBB® Forum Software © phpBB Group