Akceptuję i chcę ukryć komunikat Fly4free.pl korzysta z technologii, takich jak pliki cookies, do zbierania i przetwarzania danych osobowych w celu automatycznego personalizowania treści i reklam oraz analizowania ruchu na stronie. Technologię tę wykorzystują również nasi partnerzy. Szczegółowe informacje dotyczące plików cookies oraz zasad przetwarzania danych osobowych znajdują się w Polityce prywatności. Zapoznaj się z tymi informacjami przed korzystaniem z Fly4free.pl. Jeżeli nie wyrażasz zgody, aby pliki cookies były zapisywane na Twoim komputerze, powinieneś zmienić ustawienia swojej przeglądarki internetowej.



Napisz nowy temat Odpowiedz  [ 32 posty(ów) ]  Idź do strony 1, 2  Następna
Autor Wiadomość
#1 PostWysłany: 14 Lip 2014 12:22 
Awatar użytkownika

Rejestracja: 26 Gru 2011
Posty: 265
Loty: 140
Kilometry: 285 616
niebieski
Witajcie!

Miło mi przedstawić Wam moją kolejną relację na łamach forum Fly4Free :-) Relacja ta opisuje niespełna dwutygodniową podróż do Indii, która miała miejsce w lutym 2013. Pisana była na bieżąco, dlatego nie ręczę, że wszystkie zawarte w niej informacje są aktualne, ale mogę ręczyć że półtora roku temu jeszcze były ;-) Życzę miłej lektury i mam nadzieję, że Wam się spodoba:

Tym razem zwiedzimy część Indii. Będzie to podróż lotniczo-kolejowa z udziałem mojej mamy i trójki jej znajomych. Jak zwykle w moich relacjach spodziewajcie się opisów zarówno lotniczej strony tego wyjazdu, jak i opisów tego co zobaczyłem. Nie zabraknie też dużej ilości zdjęć. Relację będę próbował uaktualniać możliwie często, na ile warunki internetowe mi stąd pozwolą to czynić. Nie bójcie się zadawać pytań i komentować - na każde pytanie postaram się odpowiedzieć.

Poprzednie moje relacje, które znalazły się na forum Fly4Free możecie znaleźć w następujących wątkach:
Japonia: http://www.fly4free.pl/forum/japonia-ae ... ,215,17096
Nowa Zelandia i Australia: http://www.fly4free.pl/forum/nowa-zelan ... ,217,40249
Islandia: http://www.fly4free.pl/forum/dookola-is ... ,209,50471

Wstęp
Pierwotnie miałem nie brać udziału w tej eskapadzie, znalazłem się w grupie wyjazdowej trochę "na doczepkę" - znajomi mojej mamy planowali wyjazd od jakiegoś czasu i kupili bilety powrotne na trasie WAW-KBP-DEL w Aerosvicie. Ci z kolei kilka miesięcy przed swoim upadkiem zrezygnowali z trasy do Delhi, co zbiegło się w czasie z promocją Qatar Airways. Kilka dni później byliśmy już w posiadaniu biletów open-jaw WAW-DOH-DEL; BOM-DOH-WAW zakupionymi poprzez stronę katarskiego przewoźnika.

Nasza trasa przedstawia się następująco:
Dzień 1 i 2 - Delhi
Dzień 3 i 4 - Varanasi
Dzień 5 - Agra
Dni 6-8 - Jaipur
Dzień 9 i 10 - Jaisalmer
Dzień 11 - Jodhpur/Mumbai
Dzień 12 - Mumbai

Podróże między miastami jak już wspomniałem odbywają się zarówno lotniczo, jak i pociągowo. Oto mapka naszych lotów:

Image

W sumie do pokonania mamy 8825 mil. Pozostałe podróże odbywać się będą słynnymi kolejami indyjskimi. Nie zabraknie też w tej relacji wątku kolejowego, gdyż tego nie może zabraknąć.
Powiem Wam szczerze, że obawiam się trochę tej relacji, gdyż kultura indyjska jest mi całkowicie obca - znam kultury azjatyckie, ale indyjska jest dla mnie czymś zupełnie nowym - mam nadzieję, że ilość zaskoczeń jaka czeka mnie na tej trasie wyjdzie tylko na plus O każdym z nich będziecie mogli tu trochę poczytać.

Koszty

Koszt całego wyjazdu z lotami i biletami kolejowymi szacuję na 5000-5500 zł, na nie składają się:
- Bilet Qatar Airways - 2600 zł
- Przelot DEL-VNS SpiceJet - 224 zł
- Przelot JDH-BOM Jet Airways - 390 zł
- Bilety kolejowe (gdzie możliwe klasa AC2) - 180 zł
- Hotele 782 zł/os.
Jedzenie w Indiach jest tanie, o czym będę pisał sukcesywnie w relacji. Kurs rupii indyjskiej w uproszczeniu to 100 INR = 6 zł.

Pora zaczynać właściwą relację: WAW-DOH-DEL

Spotykamy się w hali odlotów lotniska Chopina. Co prawda odprawiłem się na lot online, jednak nie udało mi się wydrukować z jakiegoś powodu wszystkich kart pokładowych. Przy odprawianiu kolejnych pasażerów trzeba było cały czas przeciągać przez czytnik kartę kredytową, którą zostały zakupione bilety - bez tego byśmy nie polecieli.

Chwilę później dostajemy komplet kart pokładowych: na rejs do Dohy i na rejs docelowy do Dehli. Karta pokładowa na rejs późniejszy zostaje mi przekazana w żółtej obwolucie - jej kolor jak się okazuje ma znaczenie, gdyż do momentu otwarcie nowego lotniska w Doha pasażerowie są segregowani wg kodu kolorystycznego. Prosi się, by w Doha obwoluty były cały czas widoczne. Bagaże podręczne także dostają przywieszki - w kolorze takim samym jak wspomniana wcześniej obwoluta. (nowe lotnisko w Doha jest już otwarte, więc informacja jest nieaktualna ;-) )

Image

Dziś do Doha polecimy świerzutkim, bo 3-letnim Airbusem A320 o rejestracji A7-AHB.

Image

Jeżeli dobrze zrozumiałem, naszym kapitanem w dzisiejszym rejsie jest Pan Sławomir Brzostowski. W samolocie w klasie ekonomicznej zainstalowane są bardzo wygodne fotele z zagłówkami, których wysokość można regulować, natomiast "rogi" nie wyginają się jak w innych fotelach na których siedziałem. Są one ustawione na stałe w pozycji wychylonej, co poczytuję na plus, gdyż w moim przypadku w tych "ustawialnych" fotelach moja głowa prawie zawsze powodowała, że zagłówki po oparciu się o nie wracały do normalnego ustawienia.

Image

Samolot wyposażony został w system IFE z dużymi ekranami dotykowamy. Nie znajdziemy w nim pilota.

Image

Aplikacja pokazująca trasę lotu staje się już powoli standardem wśród linii lotniczych. Jest taka sama jak w Aeroflocie, 787 LOT-u oraz w China Eastern.

Image

Przed startem wszyscy pasażerowie dostali po cukierku, a tuż po każdy otrzymał wilgotną chusteczkę, szkoda że paczkowaną, a nie gorący ręczniczek będący standardem w azjatyckich liniach lotniczych. Chwilę później przez samolot przejechały wózki z napojami, w tym alkoholami różnej maści.

System rozrywki Qatar nazywa Oryx i reklamuje go jako "multiplex in the sky". Biblioteka filmowa urządzenia to ponad 140 pozycji. Gdy główny serwis miał się rozpocząć załoga ogłosiła, że menu zostanie wyświetlone na ekranie monitorów celem ochrony środowiska. Mi się jednak wydaje, że chodzi o oszczędności, ale bycie zielonym lepiej brzmi...

Do wyboru jagnięcina, baramundi lub wegetariańskie danie indyjskie, którego nazwy nie pamiętam (przepraszam ;) ). Wszyscy sobie ostrzyliśmy zęby na tę pierwszą pozycję menu, ale chyba nie różniliśmy się zbytnio od większości samolotu. Gdy serwis dotarł do naszego rzędu tej już nie było. Skończyło się na tym, że moja mama wybrała rybę...

Image

...a ja curry

Image

Muszę przyznać, że curry było bardzo dobre, jednak na całej tacce jedzenia było jakoś mało. Sztućce w dodatku plastikowe - powiem szczerze, że po 5-cio gwiazdkowym przewoźniku spodziewałem się trochę więcej, na pewno nie zasłużył on w moim mniemaniu na tytuł najlepszej linii lotniczej Świata - może w wyższych klasach jest inaczej, ale w economy Emirates jest moim zdaniem lepsze.

Moim zdaniem A320 niestety nie nadaje się na trasę tej długości zwłaszcza w połączeniu z tak obfitym cateringiem. W klasie ekonomicznej dla pasażerów dostępna jest tylko jedna tylna toaleta, co przełożyło się na kolejkę o stałej długości 7-8 osób, która utrzymywała się aż do zniżania do Doha.

Lotnisko w Doha nie jest najprzyjemniejszym miejscem z punktu widzenia pasażera klasy ekonomizcnej. Ten wożony do samolotu jest zawsze autobusami. W moim przypadku podróż do terminalu zajęła prawie 10 minut, bo autobus musiał okrążyć całe lotnisko objeżdżając pas startowy. Mieliśmy przy tym świetny widok na stojące w okolicach hangaru dwa uziemione 787 Qatar Airways. Pierwszy przystanek jest tylko dla pasażerów kończących podróż w Doha (dostali niebieskie okładki na karty pokładowe), drugi dla pasażerów transferowych, czyli zdecydowanej większości osób w autobusie (okładki żółte). Wszyscy pasażerowie muszą przejść ponownie kontrolę bezpieczeństwa, w trakcie której usuwany z bagażu jest cały alkohol (nie wolno go wwozić do Kataru), tak więc uwaga na zakupy w sklepach bezcłowych! Pasażerowie z szybkimi przesiadkami otrzymali żółto-pomarańczowe okładki kart pokładowych, co upoważnia ich do skorzystania z preferencyjnej kolejki do kontroli bezpieczeństwa. Pasażerowie mogą mieć jeszcze dwa rodzeje okładek na karty pokładowe: zielone, czyli transfer z terminalu-satelity oraz burgundowe (ciemnoczerwony kolor loga Qatar) oznaczający pasażerów wyższych klas, którzy to mogą skorzystać z dobrodziejstw terminalu premium - zostaną tam zawiezieni z pod samolotu luksusowym mikrobusem lub limuzyną. Jak tam jest - nie wiem ;)

Lotnisko wygląda jak jeden wielki sklep bezcłowy. Alkohol jest jak najbardziej dostępny.

Image

Katarskie sklepy organizują loterie w których można m.in. wygrać takie cacko:

Image

Obejrzawszy cały niewielki terminal usiadłem przy swojej bramce. Co jakiś czas z głośników wygłaszane jest przypomnienie, że lotnisko w Doha jest "cichym lotniskiem" i należy samemu sprawdzać stan boardingu do swojego samolotu na ekranach. Efekt jest taki, że byłem świadkiem jak para młodych Rosjan nie poleciała do Male, bo się zagapili na duty free i przybyli do bramki dwie minuty po zamknięciu lotu. Co dalej mogą zrobić w Katarze? Nie mam pojęcia, ale miny mieli nietęgie, bo obsługa gate'a była nieugięta. Inna sprawa, że pani agent chodziła w okolicach bramki i szukała pasażerów krzycząc "Male, Male!". Ci się niestety nie znaleźli na czas. Nie mam przekonania czy pomysł "cichego terminala" jest do końca trafiony.

Po zeskanowaniu kart pokładowych zjeżdża się schodami ruchomymi w dół na poziom płyty lotniska, gdzie czeka się ściśniętym z wieloma innymi pasażerami w szklanym pomieszczeniu na właściwy autobus jadący do konkretnego samolotu. Nasz jak się okazało stał nieopodal A320, którym przylecieliśmy więc podróż autobusem znowu stosunkowo długa. Wysiadając z autobusu nie byłem pewny czy to nasz samolot - A330-200 nie ma przecież czterech silników... A tu niespodzianka - nastąpiła zmiana typu na A340-600, co oznaczało dla mnie nowy typ w kolekcji ;)

Rozmiary, a szczególnie długość tej maszyny robią wrażenie. Niestety, żadne zdjęcie z płyty mi nie wyszło. Tu jest zdjęcie wnętrza:

Image

Moje miejsce to 35K, to które wybrałem w A330, niestety oznaczało to lot na skrzydle - marne widoki. Fotele dość standardowe z regulowanymi zagłówkami:

Image

Niestety łapała mnie jeszcze dwoistość czasowa między Warszawą, a Australią więc nie bardzo byłem przytomny i nie rejestrowałem za dobrze szczegółów. Oczywiście były po kolei: cukierki, wilgotne chusteczki i serwis z napojami. Opcje cateringu na dziś to ryba i potrawa hinduska na "g", której pełnej nazwy nie pamiętam. Wyjątkowo hinduska dla mnie ta podróż Qatarem. Ryby nie lubię, więc spróbowałem tę drugą opcję:

Image

Danie było bardzo smaczne, z wyraźnym smakiem, lekko ostre - takie nietypowe jak na lotniczy catering. Zaserwowano je z sałatką z niezidentyfikowanych drobnych warzyw strączkowych i kukurydzy oraz z musem truskawkowym na bazie białej czekolady.

Później zasnąłem i obudziłem się już na zniżaniu do Delhi. Lądowanie było całkiem twarde, po czym długo kołowaliśmy do terminalu wykonując koło po całej płycie (przejeżdżaliśmy dwa razy w tym samym miejscu). Z okna widziałem trzy uziemione dreamlinery Air India.

Dzień 1 - Delhi

Do hotelu położonego obok głównej stacji kolejowej New Delhi jedziemy metrem linii Airport Express. Pierwsze wrażenia z miasta to szok kulturowy - dosłownie. Nie wiedziałem co ze sobą zrobić i jak się zachowywać. Wszędzie hałas klaksonów, pełno ludzi nagabujących do różnych usług, wszechobecne riksze i tuk-tuki (motoriksze), ulice przez które nie da się przejść nie ryzykując. Bałem się wyciągnąć aparat, nie czując się pewnie. W końcu jednak zacząłem się przystosowywać.

Image

Image

Nie miałem czasu się dobrze przygotować do tego wyjazdu, gdyż wcześniej skupiony byłem głównie na Australii i Nowej Zelandii. Zaplanowałem trasę zwiedzania Indii i środki transportu, jednak same atrakcje turystyczne zostawiłem moim towarzyszom podróży, więc wycieczka miała potencjał na dostarczanie kolejnych szoków kulturowo-poznawczych. Pierwszy cel to Czerwony Fort. Jedziemy tam oczywiście tuk-tukiem.

Image

Kierowcy tych trójkołowych pojazdów są mistrzami we wciskaniu się między samochody, riksze i rowerzystów. Idealnie też manewrują między mającymi nietęgie miny pieszymi próbującymi przejść przez jezdnię. Po drodze mieliśmy między innymi takie widoki:

Image

Image

Sam fort prezentuje się w ten sposób:

Image

Jego nazwa wywodzi się od koloru piaskowca z którego został wybudowany. Abyy wejść do środka należy kupić bilet - dla obcokrajowców stawka wynosi 250 INR. Co ciekawe hindusi płacą tylko 10, jednak muszą oni odstać kilka godzin w długaśnej meandrującej po całym placu kolejce. Na szczęście jak się okazało osoby zza granicy mogą kolejkę pominąć. Hindusi bardzo poważnie traktują sprawy bezpieczeństwa - w wejściach do miejsc gdzie przebywa dużo ludzi na ogół rozstawione są skanery bagażu i wykrywacze metali. Każdy jest też przeszukiwany. Co ciekawe - panie zawsze za parawanem.

Image

Wnętrze fortyfikacji oprócz bazaru z pamiątkami skrywa park i zabudowania w których niegdyś żyli władcy Indii. Fort został wybudowany po przeniesieniu stolicy z Agry do Delhi, a dziś jest symbolem niepodległości Indii. Stacjonowali tu żołnierze brytyjscy, których miejsce w 1947 roku, po wyzwoleniu Indii spod władz królestwa, zajęli żołnierze hinduscy.

Image

Image

Image

Są też wszechobecni mali mieszkańcy - tutaj wiewiórki są szare:

Image

Spacer w okolicach fortu oznacza przejście przez niezliczoną ilość bazarów. Lokalni sprzedawcy kuszą smakołykami ulicy, które w większości można nabyć za 10 rupii (około 60 groszy). Z resztą sami zobaczcie moją małą galerię smaków miasta z tego dnia:

Poniżej kanapki i trójkątne tosty z zawartością z masy ziemniaczanej podawane z ostrym sosem:

Image

Image

Image

Image

W wielu miejscach spotkać stragany przy których sprzedaje się kulfi - charakterystyczne przypominające z wyglądu lody na patyku smakołyki, jednak nie próbowałem ich jeszcze.

Image

Image

Image

Image

Ulice cały czas wypełnione są niezliczoną ilością tuk-tuków i pieszych:

Image

W Indiach wszystko sprawia wrażenia prowizorki, nie wiem czy istnieją zasady BHP - instalacje elektryczne w większości miejsc wyglądają podejrzanie, a rusztowania tak:

Image

Spacer po tej dzielnicy prowadzi nas do największego w Delhi meczetu:

Image

Image

Pamiętajcie by trzymać swój bilet, gdyż kontrolowane są one zarówno przy wejściu, jak i przy wyjściu z terenu świątyni.

Image

Ostatni na dziś punkt programu to wizyta w kultowej restauracji Karim's, która została wpisana przez magazyn Times na listę najlepszych autentycznych restauracji w całej Azji. Tutaj panowie przyrządzają placki "nam" podawane do dań:

Image

Moje curry choć nie wyglądało za specjalnie było rewelacyjne! Pełne smaku, jednak jego ostrość i wielkość nie pozwoliła ani mi, ani żadnemu ze współtowarzyszy dokończyć naszych dań. Nie dziwię się, że nasz kelner śmiał się z nas pod nosem.

Image

Dzień zakończył się szybko w łóżku, w którym musieliśmy odespać zmęczenie po całonocnej podróży.

Dzień 2 - Delhi cd.

Dzień drugi w Delhi oddalał nas trochę od zgiełku starego centrum miasta - dziś zwiedzamy nowsze części Delhi i południowe przedmieścia. Zaczynamy spacerem do potrójnego ronda. Potrójnego, gdyż są to trzy jednokierunkowe okeągłe ulice ze wspólnym środkiem, różniące się od siebie promieniem. Po drodze mijamy między innymi uliczny "zakład fryzjerski".

Image

Spacer ulicami Indii dla osób, które mają migrenę musi być koszmarem - dla lokalnych kierowców samochód tutaj żeby jeździć nie musi mieć ani świateł, ani pasów bezpieczeństwa. Najważniejsze jest by miał klakson. Za jego pomocą kierowcy informują się o swojej pozycji i chęci wyprzedzania. Jest to istotne, gdyż boczne lusterka są na ogół w tutejszych samochodach złożone na stałe - w końcu tylko utrudniają manewrowanie między innymi użytkownikami drogi ;) Co ciekawe linia środkowa na jezdni jest tylko wskazówką - tu nie wyprzedza się raczej na trzeciego, bardziej na piątego lub szóstego. Klaksony słychać cały czas z różnych miejsc - w Delhi nie da się w ciągu dnia policzyć do 10 bez usłyszenia choćby jednego.

Image

Mnie zaciekawiła taka oto mieszcząca się przy stacji benzynowej stacja kontroli czystości spalin samochodowych:

Image

Jeżeli kogoś by to interesowało, to za 1000 rupii (około 60 zł) można zatankować 20 litrów oleju napędowego. Niestety cen benzyny nie widziałem. Na osłodę od "echów" jaka u nas benzyna jest droga mam dla Was inną formę trójkącika z indyjskim ostrym nadzieniem ziemniaczanym ;) :

Image

My wsiadamy do tuk-tuka i jedziemy na krótki objazd miasta, gdyż jak się okazało kierowca nie zrozumiał, że chcemy jechać do Bramy Indii i nas wysadził prawie pod hotelem.

Image

Do kolejnych miejsc na liście "do zwiedzenia" udajemy się przez ulicę Janpath, która miała być wg. przewodnika jedną z ważniejszych, bardziej ekskluzywnych ulic handlowych Dehli. Okazała się tylko kolejnym targiem ze straganami w lokalach.

Image

Docieramy do parku Jantar Mantar, w którym w połowie XVIII wieku zbudowano kompleks wielkich przyrządów astronomicznych służących do pomiaru czasu i pozycji ciał niebieskich na niebie.

Image

W centrum kompleksu znajduje się wielki gnomon - wskazówka zegara słonecznego.

Image

Image

Image

Image

Image

Z parku idziemy kawałek dalej by złapać tuktuka, po drodze mija nas taki pan niosący kosz warzyw:

Image

Jedziemy do Bramy Indii, monumentu ku czci wszystkich hindusów poległych w wojnach. U jego stóp znajduje się pomnik nieznanego żołnierza. Ten mierzący 42 metry łuk budowano przez 10 lat począwszy od roku 1921.

Image

Niestety jesteśmy przy niej 28 stycznia, między obchodami Święta Proklamowania Republiki Indii, a ceremonią Beating Retreat (nie znam polskiej nazwy). Przez to nie ma bezpośredniego dostępu do monumentu.
Udajemy się do mieszczących się po drugiej stronie deptaka budynków rządowych, które także są odcięte od świata policyjnymi barierkami...

Image

Za to spotykamy naszą pierwszą indyjską małpę.

Image

Budynków rządowych nie ma za bardzo jak fotografować, bo są obudowane trybunami zainstalowanymi na imprezę, która odbędzie się tu następnego dnia. Udaje mi się uwiecznić tylko róg budynku.

Image

Na pobliskiej stacji wsiadamy do metra. Mała uwaga do tych, którzy będą pytać o drogę w Dehli. Metro to "metro". Słowo "subway" tutaj oznacza zwykłe przejście podziemne i nie zostanie przez lokalnych mieszkańców zrozumiane. Jedziemy na tereny wykopalisk archeologicznych Qutub Minar znajdujących się na przedmieściach Delhi. Najważniejszą częścią wykopalisk jest najwyższy w Indiach minaret mierzący 72,5 metra.

Image

Cały kompleks dookoła samego minaretu zaczął powstawać w 1192 roku. Oprócz wieży znajdują się tutaj między innymi grobowiec Iltumisza, rządzącego tymi terenami na początku XIII wieku oraz kompleks świątyń.

Image

Image

Image

[IMG]http://i1356.photobucket.com/albums/q724/tygrysm/indi2/IMGP0185Kopiowanie_zps160591fc.jpg[/IMG

Co ciekawe, w kompleksie rozpoczęto budowę Alai Minar, który miał być dwukrotnie wyższy od Qutub Minar, jednak budowę porzucono.

Image

Dziewczyny pozują, to też im zrobiłem zdjęcie ;) Jedne z ładniejszych Hindusek jakie widziałem, zdecydowana większość mi się nie podoba w ogóle

Image

Na zakończenie dnia udajemy się w okolice Świątyni Lotosu. Przypomina ona z wyglądu operę w Sydney. Niestety jej teren jest szczelnie zamknięty - zdjęcia robimy zza płotu szukając przerwy w krzakach.

Image

Świątynia położona jest w parku. Wielu gra tutaj w jedną z ulubionych w Indiach gier zespołowych - w krykieta.

Image

Okazuje się, że obok znajduje się duża świątynia Krishny, o której nie wiedzieliśmy. Nie ma najmniejszego problemu z wejściem do środka.

Image

Image

Tym samym kończymy zwiedzanie stolicy Indii. Następnego dnia pierwsza krajowa podróż samolotem do Varanasi.

-- 14 Lip 2014 12:03 --

Dzień 3: DEL-VNS i Varanasi

Na lotnisko w Delhi najprościej dotrzeć jest kolejką Airport Express, niestety jej bieg kończy się przy międzynarodowym terminalu T3, aby dostać się do terminalu T1D z którego operuje na lotach krajowych SpiceJet należy skorzystać z kursującego między tymi budynkami shuttle busa. Autobus jeździ co 20 minut, a podróż trwa niespełna 10. Niestety darmowy jest tylko dla osób przesiadających się z lotu międzynarodowego na krajowy, aby dostać voucher na przejazd, trzeba pokazać kartę pokładową z lotu którym się przyleciało do Delhi i plan dalszej podróży. Jeżeli się tego nie ma, bus kosztuje 25 rupii za osobę.
Ciekawostka na temat lotnisk w Indiach: Żeby wejść do budynku terminala należy pokazać wartownikowi plan podróży – każdy wchodzący jest sprawdzany z dokumentu tożsamości. Odprowadzający podróżnych mogą nabyć w kasie wejściówkę na teren terminalu międzynarodowego.

Terminal T1D jest nowym budynkiem – korzystają z niego oprócz SpiceJet’a IndiGo oraz Go India. Stanowiska odprawy Spicejet zajmują całą wyspę:

Image

Mimo, że Spicejet jest linią niskokosztową, odprawa na lotnisku jak i bagaż rejestrowany jest wliczony w cenę biletu, a miejsca w samolocie są normalnie przydzielane. Przy odprawie sprawdzana jest karta kredytowa którą płaciło się za bilety. Szybka kawa i idziemy do kontroli bezpieczeństwa. Ta mimo krótkiej kolejki idzie potwornie wolno – znowu kontrola dokumentów. Każdy jest szczegółowo przeszukiwany. Kontrola kończy się przybiciem pieczątek na karcie pokładowej:

Image

Do samolotu zawiezie nas autobus z bramki numer 12:

Image

W bramce oprócz agentów skanujących karty pokładowe czeka wartownik, który sprawdza czy na karcie pokładowej widnieją odpowiednie pieczątki oraz czy takie same są na przywieszkach bagażowych na bagażu podręcznym… No właśnie… My takich nie mieliśmy, bo nikt na kontroli bezpieczeństwa nie zwrócił uwagi, że takowe są potrzebne. Tak więc kazano nam wrócić do skanera bagażu i jeszcze raz go prześwietlić. 5 minut później przywieszki już były na swoim miejscu, a my w drodze do autobusu, a tam… kolejne przeszukanie. Czy to nie jest przesada?
Nasz dzisiejszy samolot to VT-SPS, Boeing 737-800 o nazwie „musztarda”.

[IMG]http://i1356.photobucket.com/albums/q724/tygrysm/indi3/IMGP0253_res_zps980d4850.jpg[/IMG

Samolot ma typowo lowcostową konfigurację foteli, z bardzo małą ilością miejsca na nogi. Nawet mi przy moim niewielkim wzroście to przeszkadzało. Fotele za to całkiem wygodne.

Image

Lot to króciutki 45-minutowy skok. W międzyczasie skorzystałem z płatnego serwisu i kupiłem całkiem smaczną lemoniadę. Podejście dość niestabilne, z bardzo twardym lądowaniem zakończonym kangurem. Varanasi to malutkie lotnisko z budynkiem terminalu 4 razy większym od Modlina. Drogę do niego pokonuje się na piechotę idąc między wózkami wypełnionymi bagażem na kolejne loty. Chwilę po nas przyleciał A319 Air India. Nikomu nie przeszkadzało, że stoję na środku płyty i robię mu zdjęcia ;) . Air India nie dość, że jest droga jak na indyjskie warunki to na Airliners.net ma opinię linii, której należy unikać jeżeli jest tylko jakaś alternatywa. Moim zdaniem mają też jedne z brzydszych malowań jakie latają po niebie:

Image

Na koniec jeszcze jedno zdjęcie naszej maszyny w pełnym Słońcu:

Image

Lotnisko w Varanasi oddalone jest o 25 km od samego miasta, więc warto wziąć taksówkę. Za te płaci się tutaj na zasadzie przedpłaty w okienku na lotnisku. Kurs do centrum dużą taksówką kosztował nas 1080 rupii. Oto nasza Mahindra z plecakami i panem taksówkarzem na dachu:

Image

Zwróćcie uwagę na samochód obok ;)

Nasz hotel o nazwie Palace on Steps mieści się w starej części Varanasi, co oznacza, że czeka nas 1 km spacerkiem wąskimi uliczkami z plecakami na plecach, by dotrzeć do zakwaterowania, ale czego się nie robi by mieć widok z pokoju na świętą rzekę – Ganges.

Image

Varanasi to święte miasto poświęcone bogini Shiva – jest tutaj pełno świętych krów na ulicach, a ludzie przyjeżdżają z całych Indii, by się tu modlić i kąpać w oczyszczającej (choć na pewno nie czystej) rzece. Mówi się tutaj, że Varanasi jest stare jak czas – naukowcy twierdzą, że jest to jedno z najstarszych skupisk ludzkich na Świecie i ma na pewno ponad 6000 lat, jednak nie do końca wiadomo ile dokładnie. Na drugim brzegu rzeki widać stado krów kąpiących się w Gangesie:

Image

Po rzece co chwila przepływają łodzie pełne turystów. Jeżeli jesteś tu, to warto wynająć łódź z przewodnikiem, by lepiej zrozumieć co tu się dzieje.

Image

Stara część miasta to raj dla wszechobecnych tu małp. Należy na nie uważać siedząc w restauracjach, gdyż potrafią podejść i ukraść jedzenie i małe aparaty fotograficzne. W naszej hotelowej restauracji mieszka owczarek niemiecki nauczony szczekać na małpy i przeganiać je.

Image

Image

Łodzie najlepiej wynajmować przed zachodem i o wschodzie słońca – tak też zrobiliśmy i my. Wynajęcie łodzi kosztowało 250 INR za godzinę, co jak się później okazało nie odbiegało za bardzo od normalnej ceny „na mieście”, jednak myśmy mieli dobrze mówiącego po angielsku przewodnika, który wtajemniczył nas trochę w indyjską religię. Po drodze do łodzi:

Image

W Indiach psy są postrzegane zupełnie inaczej niż u nas. Bardzo rzadko widuję, by były traktowane jako pupile, na ogół są albo bezdomne albo wykorzystywane do konkretnego celu np. do przeganiania małp. Pora wypływać…

Image

Miasto od strony brzegu rzeki zabudowane jest wysokimi nabrzeżami zwanymi ghatami, na których budowane były domy oraz pałace. Jest tu także wiele pałacy dawnych władców Indii, którzy przybywali do Varanasi w poszukiwaniu spokoju. Taki pałac właśnie jest miejscem w którym usytuowany jest nasz hotel.

Image

Image

Bogini Shiva przedstawiana jest w ten sposób:

Image

Ma naszyjnik z kobry, a w jej głowie ma źródło rzeka Ganges. Shiva jest jedną z trzech postaci Boga w wierzeniach indyjskich. Oprócz tego każda z tych postaci kilkakrotnie przechodziła reinkarnacje, stąd wrażenie dla Europejczyków, że Hindusi wierzą w wielu bogów. Hindusi wierzą natomiast w karmę, czyli możliwość wkupienia się do nieba. Karmy nie da się prosto zdefiniować – dobre uczynki dają dużo karmy, a ta jest przepustką do raju. Najwięcej karmy daje kąpiel w Gangesie właśnie w Varanasi, a to jest najbardziej rozpoznawalne do tego miejsce:

Image

W mieście znajduje się kilka świątyń – przed jedną z nich namalowana jest ogromna swastyka, symbol słońca i szczęścia.

Image

Tradycją tutaj jest wypuszczanie na rzekę szczęśliwych świeczek. Można je kupić od handlarzy na łodziach za 10 rupii.

Image

Świeczkę należy położyć na wodzie Gangesu prawą ręką myśląc życzenie. To powinno się spełnić.

Image

Świeczka położona jest na rozpuszczającym się kartoniku, więc unosi się na wodzie tylko przez kilkanaście minut, po czym idzie na dno.

Image

Varanasi to święte miejsce także ze względu na obrzędy związane ze zmarłymi. Co szokujące dla nas ciała zmarłych według religii hinduskiej powinno się spalić w obrzędzie spalania. Waranasi jest najlepszym do tego miejscem, dlatego też wielu starych i schorowanych ludzi dociera tu na ostatnie swoje dni. Wierzy się, że stąd idzie się prosto do nieba. Oficjalnie ciał poza Varanasi nie wolno palić, jednak robi się to w całych Indiach po cichu, w miejscach w których nie ma ludzi. W świętym mieście są dwa miejsca nad rzeką w których dokonuje się tego obrzędu, tzw. małe i duże. Ciała palą się niemal przez całą dobę.

Image

W obrzędzie tym uczestniczy cała męska część rodziny zmarłego. Kobiety nie mają wstępu na tę ceremonię. Najpierw zmarły jest golony, a następnie wnoszony przy dźwiękach bębnów do rzeki, by go po raz ostatni obmyć w świętej wodzie. Później układany jest na stosie i przykrywany dodatkową warstwą drewna – to jest ponoć specjalnym gatunkiem, dzięki czemu nie czuć zapachu palącego się ciała. Ogień też nie jest byle jaki – spalenia dokonuje się wiecznym ogniem podtrzymywanym w Varanasi bez przerwy od ponad 3000 lat. Palony może być każdy dorosły poza kobietami w ciąży, trędowatymi i osobami ugryzionymi przez kobrę (naszyjnik Shivy). Ci powinni zostać odwiezieni łodzią na środek Gangesu i w do niej wrzuceni. Samego palenia dokonuje osoba nie mająca nic wspólnego z rodziną należąca do specjalnej zamkniętej grupy, wyjętej spod kast.
Dopłynęliśmy na duże miejsce paleń i zostaliśmy oprowadzeni po nim przez jedną z takich osób – wrażenia były co najmniej dziwne. Dla nas był to chyba największy szok kulturowy do tej pory w całej tej wyprawie.
Koszt palenia dla rodziny nie jest niski, bo wynosi około 30 tysięcy rupii, ale uważa się że przynosi to ogromną karmę, co umożliwia wejście od razu do nieba. Należy dodać, że dla rodzin hinduskich ceremonia palenia nie jest ceremonią smutną. Wręcz przeciwnie, wszyscy się cieszą, że zmarły pójdzie teraz do nieba. Kolor symbolizujący śmierć jest tu także odwrotny niż u nas. Wszyscy biorący udział w ceremonii muszą być ubrani na biało. Wdowy także powinny ubierać się w tych barwach.
Następnego dnia z samego rana następuje sprzątanie paleniska. Ludzie, którzy to czynią szukają w popiołach srebra i złota, gdyż cała biżuteria zmarłego zostaje przy nim w trakcie palenia. Niedługo później ceremonie rozpoczną się na nowo.

Pora wracać do hotelu płynąc między światełkami unoszącymi się na rzece.

Image

Na koniec przepływamy jeszcze obok świętujących tłumnie zgromadzonych dookoła odprawiających obrzędy mnichów.

Image

Image

Zwróćcie uwagę, na ilość zgromadzonych przy Ghat’cie łodzi

Image

Po powrocie szybko do łóżka. Noc nie była spokojna ze względu na bicie w bębny i śpiewy w środku nocy. Cóż – święte miejsce, ale najgorsze były małpy, które były przekonane, że u mnie w pokoju muszą być ciekawe rzeczy i przez dobrą godzinę próbowały utworzyć drzwi pokoju wydając z siebie różne dziwne dźwięki. Wiedziały, że aby się dostać do środka muszą pociągnąć za klamkę, ale nie wiedziały, że zamknąłem się od środka na zasuwkę… przynajmniej tak myślałem, bo rano się okazało, że zostawiłem jednak drzwi otwarte. Na szczęście klamka okazała się zbyt mocnym przeciwnikiem dla małp ;)

Dzień 4: Varanasi cd.

Dzień rozpoczynamy od zapowiadanego rejsu łodzią po Gangesie. Ganges nie jest jedynie świętą rzeką, służy też codziennym sprawom – wzdłuż rzeki usytuowane są specjalne kamienne stanowiska do prania ubrań.

Image

Pytanie tylko czy ubrania wyprane w rzece będą faktycznie czystsze. Na rzece o tej godzinie gwałtownie rośnie ilość łodzi – wszyscy czekają na wschód Słońca. To w końcu się pojawia za mgłą.

Image

Gdy pierwsze ciepło promieni słonecznych pada na wilgotne tereny, niemal natychmiast pojawia się gęsta mgła.

Image

Świt to dla wielu najlepsza godzina do rytualnej kąpieli w rzece

Image

Image

Nasza łódź dopływa do położonej nad rzeką Świątyni Shivy. Wiele osób siedzi w jej cieniu i medytuje.

Image

Image

Image

Co ważne, w świątyniach w Varanasi nigdzie nie znajdzie się posągu przedstawiającego Shivę. Najważniejszym obiektem kultu są stupy wyglądające w ten sposób:

Image

Do hotelu wracamy spacerkiem z naszym przewodnikiem po wąskich uliczkach starego miasta. Nie sposób tu nie zabłądzić idąc samemu. Należy też zwracać baczną uwagę na to gdzie się stawia nogi, gdyż całe miasto usłane jest krowimi g… odchodami Krowy są święte i mogą robić w mieście co chcą. Gdyby krowa położyła się na środku ulicy to nie wiele dałoby się z tym zrobić – najwyżej można je zachęcać do wstania. Hindusi uważają bowiem, że krowa jest matką wszystkich żywych istot na Ziemii. Jest to ostatnie 65-te wcielenie człowieka po reinkarnacjach.

Image

Po drodze mijamy lokalny bazar pełny przypraw i owoców. Oto kilka zdjęć (na pierwszym akurat barwniki):

Image

Image

Image

Image

Do odjazdu naszego pociągu do Agry zostało jeszcze kilka godzin, więc wypożyczamy w hotelu duży samochód wraz z kierowcą, by nas zabrał do miasta Sarnak, gdzie oprócz buddyjskiej świątyni znajduje się wielka stupa – jedna z dwunastu rozsianych po całych Indiach. Droga była potwornie zatłoczona – 13 kilometrów, które mieliśmy do pokonania zajęło nam niemal 1,5 godziny. Na pierwszy ogień idzie świątynia buddyjska umieszczona w nieco kiczowato urządzonym parku:

Image

Image

Image

Image

Pięć minut jazdy samochodem dalej znajduje się jedno z ważniejszych dla Hindusów miejsc: wielka stupa, mająca wliczając fundamenty 42,6 metra wysokości. Upamiętnia ona miejsce w którym Lord Budda wygłosił swoje pierwsze przemówienie. Przy stupie znaleziono pisma religijne datowane na XI-XII wiek naszej ery. W jej okolicach odkryto pozostałości całego kompleksu religijnego.

Image

Image

Pociąg 1: Varanasi Junction – Agra Fort

Pora na pierwszą wycieczkę pociągiem!

Bilety na pociągi w Indiach można kupić w Internecie za pomocą np. cleartrip.com, jednak jest to trochę skomplikowane, bo trzeba się zarejestrować najpierw w systemie rezerwacyjnym indyjskich kolei. Aby to uczynić należy podać hasło wysłane SMS-em na numer, który może być tylko indyjski. Można to obejść kontaktując się mailowo z biurem obsługi pasażera i wysyłając skan swojego paszportu. Tak też zrobiłem i w ciągu 48 godzin od założenia konta miałem już dostęp do systemu rezerwacyjnego.

Koleje indyjskie mają największy komputerowy system rezerwacji pociągów na Świecie. Jest on dla nieznającego tutejszych zasad na kolei bardzo skomplikowany – wystarczy wspomnieć, że jest tu aż 7 (???) klas rezerwacyjnych. Najwyższe trzy to AC1, AC2, AC3 oznaczające klimatyzowane wagony sypialne z odpowiednią do numerka gęstością łóżek. Później jest nieklimatyzowana klasa Sleeper. Na wszystkie powyższe obowiązuje ścisła rezerwacja miejsc. Oprócz tego w indyjskich pociągach można spotkać kilka klas wagonów z miejscami siedzącymi, a są to:
Gdy już wiemy jaką klasą chcemy jechać należy jak najszybciej kupić bilet, gdyż Hindusi kupują bilety na wszelki wypadek, by później ewentualnie z nich rezygnować z potrąceniem niewielkiej opłaty. Najlepiej jest, gdy bilety są od razu dostępne i otrzymują z systemu status potwierdzony (CNF, Confirmed). Pasażer z takim biletem od razu otrzymuje numer łóżka/fotela. Jeżeli bilety nie są dostępne, otrzymuje się bilet RAC (reservation against cancelation) z odpowiednią cyferką. Np. RAC-1, RAC-2 oznaczającą miejsce w kolejce. Taka osoba może wejść na pokład pociągu i dostaje łóżko na spółkę z inną osobą z biletem RAC. Jeżeli ktoś z potwierdzoną rezerwacją się nie pojawi w pociągu to łóżka są przydzielane wg. kolejności w kolejce RAC.
Skomplikowane? No to patrzcie dalej. Kolejną listą po RAC jest lista oczekujących WL. Tutaj także każdy otrzymuje swój numer w kolejce, np. WL-1, WL-2 itd. Są to osoby, które nie mogą wejść do pociągu, jednak w razie gdyby ktoś z potwierdzoną rezerwacją zrezygnował z podróży osoba z najwyższym numerem z listy RAC wskakuje na jej miejsce otrzymując bilet CNF, a osoba z najwyższym numerem WL wskakuje na najniższe miejsce RAC. W ten sposób osoba z waitlisty może jechać pociągiem, choć niekoniecznie mając pełne łóżko dla siebie. To tak w skrócie, bo jeszcze są różne inne niuanse tego systemu typu listy RemoteWL dla pasażerów wsiadających na stacjach innych niż główne.

Powyżej omówione listy są prowadzone oddzielnie dla każdego pociągu, oddzielnie w każdej klasie. System rezerwacyjny na dobę przed odjazdem pociągu ze stacji początkowej układa tzw. listę rezerwacji która jest wiążąca. Po jej sporządzeniu każdy może sprawdzić na bieżąco w Internecie w statusie swojej rezerwacji czy pojedzie czy nie, jednak jeżeli miało się status RAC lub WL, który zamienił się na CNF nie widać w Internecie numeru łóżka, bądź fotela w którym odbędzie się swoją podróż. Finalna lista rezerwacji jest także wywieszana na peronie na kilka godzin przed odjazdem danego pociągu, ta już jest kompletna – z numerami miejsc dla każdego pasażera.

Ufff… mam nadzieję, że nadążyliście ;)

Około 16:30 docieramy na dworzec, który prezentuje się iście indyjsko:

Image

A teraz jak trafić do swojego pociągu? Każdy jest oznaczony tak:

Image

Na lewej tablicy są stacje końcowe oraz numery pociągów. Na środku znajduje się numer wagonu w danej klasie. Np. ten wagon to klasa AC3

Image

Numery kolejnych wagonów to B1, B2, B3, ale wagony klasy AC2 (A1, A2, A3) mogą być zarówno przed nimi, jak i po nich, więc trzeba obserwować pociąg wjeżdżający na stację ;)

Nasz pociąg prowadzony jest przez taką oto lokomotywę spalinową:

Image

W ramach naszej wycieczki większość czasu spędzimy w wagonach klasy AC2, chyba że nie były dostępne – na jeden pociąg mamy rezerwację w klasie AC3, a na inny część z naszych biletów jest na waitliście, więc być może ktoś będzie musiał jechać zwykłym Sleeperem.

Wagon AC2 prezentuje się w ten sposób:

Image

Łózka ułożone są z jednej strony korytarza wzdłuż kierunku jazdy, a z drugiej prostopadle do osi torów. Przypominają raczej nasze kuszetki, z tym że jest ich po 2 w pionie. Do każdego otrzymuje się komplet pościeli i koc. Zdjęcie trochę przekłamuje rzeczywistość, gdyż flash aparatu spowodował, że wagon wygląda troszkę świeżej

Image

Ja mam tym łóżko górne boczne, z którego mam taki widok:

Image

Zapewne wielu z Was ciekawi jak wyglądają standardy higieniczne w takim wagonie. Specjalnie dla takich osób zrobiłem zdjęcie toalety:

Image

Zwracam uwagę na przyczepiony łańcuchem do ściany metalowy garnuszek. Co ciekawe tu panują nieco inne zwyczaje niż w Polsce – z toalety mimo wszelkich napisów korzysta się na stacjach, a nie między nimi. Nic dziwnego, że jak na sąsiednim peronie w Delhi jeden z pociągów ruszył i odsłonił tory zrobiło się na peronie zapachowo całkiem „swojsko”…
Jeżeli chodzi o standard podróży to nic strasznego się nie wydarzyło. Nie ma przepełnienia – każdy ma swoje łóżko, chociaż z tego co zauważyłem Hindusi czasami rezerwują jedno łózko i dzielą je z kimś innym kto ma zwykły bilet bez rezerwacji na inną klasę. W nocy zaprzyjaźniłem się z myszą Stefanem (tak, sam go tak nazwałem ), który sobie ochoczo po mnie biegał gdy pisałem tę relację. Nie był duży – miał jakieś 6 centymetrów długości do ogona - później sobie gdzieś poszedł. Ale nie martwcie się, Stefan był tylko jeden, więcej żadnej myszy nie znalazłem. Za to podobno Polacy, którzy jeszcze leczyli się z pierwszego szoku kulturowego po lądowaniu w Indiach dzień wcześniej, mający łóżka nieopodal naszych widzieli w pociągu karaluchy. Ja osobiście na żadnego nie trafiłem ;) Pozdrowienia dla nich!

Pociągi niby mają jakiś rozkład, ale nie bardzo ma zastosowanie na stacjach innych niż początkowa. Do Agry dojechaliśmy z opóźnieniem około 4 godzin.

cdn :)
_________________
Image
Góra
 Profil Relacje PM off
5 ludzi lubi ten post.
 
      
Okołoweekendowy city break w Weronie od 1176 PLN. Loty Lufthansą z 4 miast + apartament Okołoweekendowy city break w Weronie od 1176 PLN. Loty Lufthansą z 4 miast + apartament
Wczasy w Grecji: tydzień w 4* hotelu z all inclusive na Zakintos za 2299 PLN. Wyloty z 2 miast Wczasy w Grecji: tydzień w 4* hotelu z all inclusive na Zakintos za 2299 PLN. Wyloty z 2 miast
#2 PostWysłany: 14 Lip 2014 13:29 
Awatar użytkownika

Rejestracja: 26 Gru 2011
Posty: 265
Loty: 140
Kilometry: 285 616
niebieski
Dzień 5 - Agra

Do Agry mieliśmy dojechać o 5:55, jednak o 6:00 pociąg przyjeżdża na stację i okazuje się, że nie dość, że to nie jest Agra, to na tej stacji miał być dwie godziny wcześniej, tak więc poszliśmy spać na dodatkowe dwie godziny. Finalnie na miejscu byliśmy o 8:55, więc z dokładnie 3-godzinnym opóźnieniem. Oficjalna przyczyna - mgła. Niestety w Indiach nie zawsze widać dobrze oznaczenie stacji na której się jest - to na ogół jest na początku i na końcu peronu, a na większych stacjach jest tylko jedno przy głównym budynku. Dla obcokrajowców to zmora, bo ciężko się zorientować w spóźnionym pociągu czy już wysiadać, czy może jeszcze czekać. Hindusi niemówiący po angielsku (czyli znaczna większość) też nie pomagają - system rezerwacyjny rozdzielił naszą wycieczkę na dwie mniejsze grupy, a drugiej niż tej w której byłem powiedziano, że Agra Fort to kolejna stacja. Dobrze, że pociąg stał tam wyjątkowo długo, bo trzeba się było szybko zebrać z pociągu.

Agra niegdyś była stolicą państwa dziś znanego jako Indie, miała wówczas 750 tyś mieszkańców i była jedną z największych metropolii Świata. Dziś jest głównie ośrodkiem turystycznym. Wszyscy moi znajomi mówili, że trzeba tu przyjechać, ale nie poświęcać na to miasto więcej niż jeden dzień - zgadzam się z tym w pełni, ale po kolei. Do Agry przyjeżdża się, by zobaczyć dwie rzeczy: sławny Taj Mahal i Czerwony Fort.

Zaczynamy od tego pierwszego. Wejść można jedną z trzech bram, które fizycznie znajdują się blisko siebie, jednak drogi są tak poprowadzone, że przejście z jednej do drugiej oznacza nadrabianie długiego dystansu. Uważajcie na bilety przy bramie wschodniej, gdyż kasa znajduje się prawie kilometr od bramy (!), łatwiej przejść wąskimi uliczkami do bramy południowej, niż się cofać ulicą do kasy. Bilety dla obcokrajowców kosztują aż 750 rupii, należy zachować bilet, gdyż opłaca on "podatki" na cały dzień i tego samego dnia można kupić bilety na inne atrakcje Agry taniej. Dość szczegółowa kontrola bezpieczeństwa, po której wita nas brama Taj Mahal:

Image

Za którą widok, na który wszyscy czekali

Image

Taj Mahal można zwiedzać w środku, znajduje się tam miejsce pochówku żony cesarza Indii Mumtaz Mahala, która w 1631 roku zmarła podczas porodu jego czternastego dziecka. Ten przyrzekł jej, że nie znajdzie kolejne żony, zaopiekuje się dziećmi i postawi na jej cześć budynek, który ją upamiętni. Budowa zajęła dwadzieścia dwa lata, ukończono ją w 1654 roku.

Image

Zbudowano go z marmuru, jednak nie jest on do końca biały jak by mogło się wydawać z daleka. Marmur ze względu na zanieczyszczenie środowiska ciemnieje w czasie, dlatego żeby tego uniknąć wprowadzono zakaz budowania ośrodków przemysłowych w promieniu 50 km od Taj Mahal. Pomnik przyciąga codziennie tysiące turystów. Obiekt został ogłoszony w 2007 roku jednym z 7 nowych cudów Świata.

Image

Popularny jest on zarówno wśród turystów zagranicznych, jak i Hindusów. Robimy tu trochę za małpy w ZOO, każdy chce sobie z nami robić zdjęcia – niektórzy robią zdjęcia z ukrycia. Dzieciaki same proszą, byśmy im robili zdjęcia

Image

Drugi punkt programu to Czerwony Fort, zbudowany z czerwonego piaskowca, pełniący niegdyś siedzibę władców kraju. Mury budowli ciągną się przez ponad 3 kilometry.

Image

Image

Image

Wnętrze to połączenie przestrzeni parkowej i reprezentatywnych budowli cesarzy.

Image

Image

Image

Nie zabrakło też wiewiórek parkowych, które można nakarmić drobnymi okruszkami.

Image

Wyczerpując listę rzeczy do zobaczenia w Agrze zapada decyzja o powrocie w okolice Taj Mahal, by zjeść obiad w jednej z restauracji na dachach.

Image

Zanim wsiądziemy do tuktuka, odbywamy spacerek po lokalnym bazarze.

Image

Image

Image

Image

Obiado-kolację jemy zgodnie z zapowiedzią w jednej z wielu restauracji na dachu. Niestety ta okazuje się dość słaba – kelnerzy pokręcili nasze zamówienie. Ostrzeżenie dla tych, którzy jak nasza znajoma nie jedzą ostrego. W Indiach hasło „not spicy” oznacza „ostre”. Słowo „spicy” odnosi się z kolei do „bardzo, ale to bardzo ostre”. Moim zawodem było dodatkowo to, że Taj Mahal w ogóle nie jest oświetlony w nocy. Mieliśmy na niego świetny widok, ale po ciemku budowla dosłownie znika. Poniższe zdjęcie zostało wykonane z czasem naświetlania 30 sekund.

Image

Wracając do hotelu słyszymy dźwięki muzyki wydobywającej się z kolorowego namiotu, postanawiamy zajrzeć do środka, a tam chyba impreza dla dziewczynek (sądząc po braku chłopców). Muzyka oczywiście na żywo. Pan prowadzący imprezę byłby niezłym raperem ;)

Image

Po drodze spotykamy jeszcze byka na kolacji.

Image

Dzień 6: Jaipur dzień 1

Dzień rozpoczął się o nieprzyzwoitej godzinie, gdyż musieliśmy zdążyć na pociąg do Jaipuru odjeżdżający o 6:20. Oczywiście wiedzieliśmy, że ten się spóźni ale do końca nie było wiadomo o ile. Stan jadącego pokoju można w miarę na bieżąco śledzić w Internecie, jednak jak się okazało strona Kolei Indyjskich nie doszacowała opóźnienia, które w końcu wyniosło jedną godzinę. Indyjskie dworce spowite poranną mgłą wyglądają jak plany filmowe horrorów.

Image

W oczekiwaniu na pociąg zacząłem się zastanawiać nad zależnością między gęstością zaludnienia, a brakiem instynktu samozachowawczego. Od ogłoszenia, że nasz pociąg wjedzie za moment na peron, do faktycznego wjazdu minęło co prawda 10 minut, ale w międzyczasie po torach między peronami przebiegło kilka osób i przeniesionych zostało kilkanaście sztuk bagażu.

Image

Tym razem nasz pociąg, Marudhar Express prowadzi lokomotywa elektryczna.

Image

Co ciekawe, transport towarów pociągami osobowymi kwitnie – ktoś z jednej strony składu upychał styropian do ocieplania budynków, a na peronie obok na załadowanie czekały worki pełne przypraw – pies w gratisie

Image

Korzystając z tego, że jest to nasz jedyny dzienny pociąg, nie mogłem się powstrzymać przed stanięciem w drzwiach i zrobieniem kilku zdjęć z drogi…

Image

Na jednym z nich uchwyciłem wszechobecne tu sprasowane krowie odchody, które przyklejane są tu do murów. Na pewno jednym z zastosowań jest ocieplanie budynków, ale w tym wypadku nie wiem jaki jest sens ich ułożenia tu… Inne zastosowanie tych placków to palenie nimi w piecach - ten sam kucharz lewą ręką wrzuca to do pieca, a prawą przygotowuje potrawę - czyli zasady hinduskiej higieny zostały zachowane ;)

Image

Dotarcie do hotelu okazało się bezproblemowe dla kierowców tuktuków, co jak się później okaże nie koniecznie będzie regułą. Chwila przerwy i ruszamy w miasto! Po drodze próbujemy ulicznego smakołyku, który okazał się kotletem kartoflowym z czymś na kształt grochówki.

Image

W Jaipurze, niewielkiego miasta wzdłuż głównej ulicy budowane jest metro – pewnie raczej naziemne, ale BHP na pewno na budowie przestrzegają.

Image

Miasto słynie między innymi z otaczających je hodowli słoni indyjskich, to pierwszy którego spotkaliśmy, ale o słoniach będzie jeszcze dużo więcej w tej relacji :D

Image

Oprócz słoni jak się okazało w Jaipurze mieszka dużo więcej zwierząt, które u nas zamieszkują tereny wiejskie, sami popatrzcie:

Image

Image

Image

Image

Spacerkiem docieramy do jednej z wystawnych bram otoczonej murami miejskimi starej części Jaipuru. Miasto to nazywane jest różowym miastem, wg. przewodnika stało się różowe dlatego, że kolor ten oznacza tu gościnność. Nasz kierowca tuktuka miał inne zdanie na ten temat – powiedział, że jest różowe, bo ostatni panujący tu maharadża zapytał swojej ukochanej jaki lubi kolor – ta powiedziała, że różowy, więc władca kazał przemalować miasto na tę barwę. Tak naprawdę to bardziej to miasto jest ceglasto-rude, ale co ja się znam…

Image

Image

Dzisiaj w zasadzie urządzamy sobie tylko luźny spacerek po mieście, bo po 17.00 wszystkie atrakcje są już pozamykane. Widoki są dość typowe jak na Indie:

Image

Image

Image

Popatrzcie na kopyta tego konia, będzie on dziś jeszcze gwiazdą czyjegoś wieczoru ;)

Image

Przy głównym placu miasta znajduje się targ kwiatowy. Można na nim oprócz samych kwiatów zaopatrzyć się w zapachy.

Image

Image

Nieopodal stoi zaparkowany mały Hyundai gotowy na wesele

[img]Nieopodal%20stoi%20zaparkowany%20mały%20Hyundai%20gotowy%20na%20wesele[/img]

Jeśli ktoś by chciał zobaczyć jaki hałas towarzyszy zwiedzaniu hinduskich miast to zapraszam do obejrzenia filmików z codziennego ruchu ulicznego :) :




Image

Nie mogąc wejść do żadnej atrakcji idziemy zobaczyć Hawa Mahal, czyli budynek o 1000 oknach, chyba najbardziej rozpoznawalny obiekt w mieście.

http://i1356.photobucket.com/albums/q72 ... e4a85e.jpg

http://i1356.photobucket.com/albums/q72 ... aca738.jpg

Tutaj po raz pierwszy dopadli nas wszechobecni tu polujący na turystów handlarze różnego rodzaju szmat, skór i biżuterii. Od biedy przypraw. Próbują oni na różne sposoby zaciągnąć białych do sklepu, a później zaczyna się pokaz wszystkiego co mają w sklepie, byle coś „opchnąć”. Metody są różne, najczęstsze to:

- „Sir! Sir! Come, no buy, no buy, just look. Look is free”
- „Are you interested in seeing my art galery? Its just here”
- „There is a great photo view there. Come, come, next to my shop”

Po dziurki w nosie miałem słuchania o super jakości szalach, które mogłem kupić na każdym rogu – ogólnie nie jestem fanem robienia wyjazdowych zakupów, tak jak i żadnych innych. A jeszcze mniejszym fanem jestem konieczności targowania się o każdą rzecz. Zwłaszcza, że ma się wrażenie, że ludzie tu nie chcą się targować jak np. w Chinach, raczej są oporni i ma się wrażenie, że chcą cię oszukać, bo biały ma kasę. To samo tyczy niemal wszystkiego tutaj – weźmy takie tuktuki: normalnie w Delhi za początek trasy wg. taksometru płaci się 19 rupii, w tym są wliczone pierwsze 2 km. za trasę około 5 kilometrów taksometr pokazał około 40 rupii. Problem polega na tym, że konia z rzędem temu kto znajdzie kierowcę tuktuka, który przewiezie turystę z włączonym taksometrem. Należy zawsze ustalić cenę przed drogą, bo będą próbowali oszukać. Negocjacje na taką trasę zaczną na ogół od 200 rupii i powiedzą, że za mniej niż 80 nie opłaca im się jechać. Dlatego najlepiej negocjować na miejscach postojowych riksz, gdzie kilku kierowców będzie się kłóciło o klienta. Realna cena jaką da się z trudem wynegocjować to 50-80 rupii za motorikszę, ale nie liczcie na to że zejdziecie cokolwiek poniżej stawki z taksometru.
Wróćmy jednak do sklepikarzy - czasami wywieszają oni ceny na zewnątrz sklepu, lub negocjują na zewnątrz cenę, która w magiczny sposób rośnie po wejściu do sklepu. Podstawowe powody to: „koszulka na wystawie jest mniejsza, niż ta którą chcesz kupić”, „tu jest nadruk z dwóch stron, to musi być droższe niż z jednej”, „bo tamto na wystawie jest gorszej jakości niż to tu, mam takie samo, ale lepsze”.

Ci sprzedający, którzy sprzedają poza sklepami uciekają się do innych prymitywnych z naszego punktu widzenia sztuczek, typu negocjuje cenę, a na końcu mówi że „US Dolars” nie wiadomo na co licząc.

Image

Odpowiadając cały czas na zaczepki „no, thank you” idę dalej. Po drodze mijamy ciekawy sklep z barwnikami używanymi m.in. podczas indyjskiego święta Holi, obrzędu radości obchodzonego na w okolicach lutego-marca, podczas którego obrzuca się przyjaciół tymi proszkami-barwnikami.

Image

Na koniec dnia udaliśmy się do lokalnej knajpy i wybraliśmy pierwsze pozycje z menu na chybił-trafił. Wyglądało to tak:

Image

Napoje oczywiście lokalne – Thumbs up to zmodyfikowana na rynek indyjski coca-cola, jest bardziej rozwodniona i bardziej nagazowana. Obok maaza – napój z mango.

Image

Hindusi używają dużej ilości różnego rodzaju pieczywa uformowanego w placki – najbardziej popularne naan przypominają znaną w Europie pitę. Ludzie jedzą tu głównie rękoma, albo zanurzając pieczywo w sosie. Jedzenie sztućcami jest zarezerwowane raczej tylko dla restauracji.

Wracając do hotelu okazało się, że kierowca tuktuka zabłądził – nie miał zielonego pojęcia gdzie jest nasz hotel. Po 40 minutach jazdy w okolicach hotelu w motorikszy skończyła się benzyna. Wkurzeni wyszliśmy i trafiliśmy na jedno z wielu wesel, jakie odbywają się w mieście w każdy piątek.

Image

Pamiętacie białego konia? Na tradycyjnym indyjskim weselu pan młody usadowiony na białym koniu wraz z całym orszakiem weselnym przechodzi spod domu panny młodej pod swój dom. Kolumnie gości weselnych towarzyszy muzyka, ale tańczą raczej tylko panie. Pan młody w czasie ceremonii wydaje się w ogóle odizolowany od zabawy i sztywno cały czas trzyma się z tyłu. Goście idą otoczeni niesionymi przez obsługę imprezy żyrandolami zasilanymi z małego agregatu znajdującego się na przyczepce.

Na szczęście okazało się, że jesteśmy tuż pod hotelem tylko rikszarz uparcie unikał skrętu w małą uliczkę przy której się on znajdował. Cóż… dobrze, że się znalazł. Wymyśliliśmy, że należy zapytać ile będzie kosztował kurs na Powiśle i stargować do 100 rupii - wtedy jedziemy ;)

-- 14 Lip 2014 12:57 --

Dzień 7 – Jaipur cd.

Kolejny dzień na zwiedzanie Jaipuru to przede wszystkim najsłynniejsza atrakcja tego miasta, czyli Bursztynowy Fort (Amber Fort). Dojazd do niego to 13 km z centrum miasta, więc kierowcy tuktuków nie są zbyt chętni na tanią jazdę w tym kierunku. Po drodze dołączamy kolejne zwierzę do kolekcji jaipurowych mieszkańców:

Image

Fort nie ma wiele wspólnego z kolorem bursztynu, raczej nazwałbym go piaskowym, ale bursztynowy lepiej brzmi

Image

Na górę można się dostać albo pieszo, albo na grzbiecie słonia.

Image

Wycieczka na górę to z góry ustalony koszt 900 rupii za jedno zwierzę. Na grzbiecie jadą maksymalnie dwie osoby. Pod podjazdem do fortu czeka cała „flota” słoniowa gotowa do usług. Wszędzie dookoła wiszą ostrzeżenia, by nie dawać prowadzącemu słonia napiwków - ci oczywiście kombinują jak mogą opowiadając

Image

Na zapleczu jest nawet hangar dla słoni

Image

Sam fort to wreszcie odmiana od poprzednich, nie dość, że jest ładny to jeszcze pięknie położony. Zobaczcie widoki z góry:

Image

Image

Główny plac fortu wypełniony jest turystami

Image

Image

Amber Fort to pierwsze napotkane miejsce w Indiach, które honoruje zniżki studenckie, tak więc jeżeli jesteś studentem i wybierasz się w te okolice nie zapomnij zabrać swojej karty ISIC. Sam fort składa się z 4 dziedzińców, każdy z nich został wybudowany z zachowaniem innego charakteru.

Image

Image

Image

Jednym z najbardziej znanych miejsc w forcie jest Mirror Palace (pałac luster), którego wszystkie ściany wyklejone są małymi lusterkami.

Image

Fort oczywiście wybudowany został na wzgórzu, z jednej strony otacza go jezioro z wybudowanymi nad nim ogrodami…

Image

… z drugiej zaś mury obronne przypominające nieco Mur Chiński ;)

Image

Kolejny punkt programu to zachwalany na Tripadvisorze Elefantastic, czyli miejsce prowadzone przez Rahula, lokalnego przedsiębiorcę, posiadacza 24 słoni indyjskich. Turyści mogą tu zapoznać się z tymi zwierzętami, spędzić z nimi cały dzień lub nawet całą noc poznając na czym polega opieka nad nimi. Do Elefantastic jedziemy rikszą Piaggio – są nieco większe od normalnych riksz i mają bagażnik, który staje się moim ulubionym miejscem podróżowania. Niektórzy rikszarze próbowali nam wmówić że w 5 osób nie da się jeździć, bo w dowodzie rejestracyjnym mają wpisanych mniej pasażerów i próbują wcisnąć dwie riksze zamiast jednej (oczywiście za podwójną stawkę ;) ). Jakoś jak jadą Hindusi to im nie przeszkadza, że mają upchniętych po 7-8 osób do takiej rikszy plus kierowca.

Image

Upewnijcie się, że wasz kierowca wie dokąd jedzie, bo nasz oczywiście dał najniższą cenę za przejazd i zabłądził. Niestety większość rikszarzy nie ma pojęcia gdzie jest Elefantastic – można się kierować na Elephant Village, stamtąd to już nie daleko.

Za 3-godzinną przygodę ze słoniami płacimy 3100 rupii, czyli 180 zł. Pierwszy etap to zapoznanie ze słoniem. Słonie mają bardzo słaby wzrok, widzą tylko na 20 metrów więc swój kontakt ze światem zewnętrznym zawdzięczają głównie słuchowi i węchowi. Gdy tylko się zbliższysz, słoń na pewno obniucha Cie całego swoją trąbą.

Image

Słonie należy głaskać utrzymując cały czas kontakt wzrokowy – bardzo wrażliwe miejsce znajduje się na górnej części trąby. Dla kogoś kto nie widział słonia z bliska zaskoczeniem może być, że cała skóra zwierzęcia pokryta jest grubymi włosami.

Image

Każdy słoń potrzebuje codziennie zjeść do 150 kg trawy. Dla lepszego trawienia miesza się ją z wysuszoną trawą, jednak słonie są sprytne i potrafią sobie oskubać porcję jedzenia z suchych liści umiejętnie uderzając nią o ziemię.
W zwyczaju Hindusów jest malowanie słoni, gdyż pomalowany słoń uchodzi za bardziej eleganckie i dostojne zwierzę. Maluje się je przy pomocy naturalnych, intensywnych barwników nie powodujących alergii ani u słoni, ani u ludzi. Farbę nakłada się bambusowym pędzelkiem. Na początku farba jest niewyraźna, ale po kilku minutach kolor zyskuje na intensywności.

Image

Ostatni punkt najkrótszej dostępnej przygody ze słoniami to godzinny spacer na słoniu. Jest to jedyne miejsce w okolicy, gdzie można jechać „na oklep”. Na słoniu siedzi się całkiem wygodnie – najlepiej na szyi, bo dalej są barki, co bardzo utrudnia utrzymanie się na zwierzęciu, gdy ono idzie.

Image

Na koniec jeszcze napoiliśmy „nasze” cztero-i-pół-tonowych przyjaciół. Dziennie słoń indyjski pije około 150 litrów wody. Wodę wlewa się do trąby, a gdy ta jest już pełna, słoń wlewa sobie wodę do pyska.

Image

Image

Słonia prowadzi się dość łatwo – wystarczy złapać go pod trąbę i iść. Oswojone słonie indyjskie to bardzo posłuszne zwierzęta. W Elefantastic wszystkie słonie to samice, gdyż Rahul nie ma pozwolenia na trzymanie samców. Nie do końca zrozumiałem dlaczego, ale wygląda na to że na rozmnażanie słoni trzeba mieć specjalną, drogą licencję. Wszystkie słonie z którymi mieliśmy dziś do czynienia miały kilkanaście lat. Przeciętna długość życia tych zwierząt w warunkach domowych to około 70 lat.
I tak dobiegła końca moja przygoda ze słoniami – pora zmienić zwierzęta ;) Z Elefantastic udajemy się do Świątyni Małp, czyli de facto wzgórza z kilkoma świątyniami poświęconymi tym zwierzętom. Wzgórze to słynie z tego, że zamieszkuje je około 5000 makaków.

Image

Przed wejściem na wzgórze warto wyposażyć się w kilka paczek z orzechami, żeby zwabić małpy chociażby do zdjęć. Jedna paczka kosztuje 10 rupii (ok. 60 groszy). Zasady są proste:

1. Małpy chętnie zjedzą wszystko
2. Jedzenie należy bezwzględnie trzymać zamknięte w torbie bo jak małpa je zobaczy to nie odpuści.
3. Cola i słodkie napoje to też jedzenie i małpy chętnie je wypiją – schować!
4. Małpie należy podawać jedzenie na otwartej dłoni – weźmie sobie je ręką. Jedne robią to spokojnie, inne wyrywają jedzenie z ręki, ale celem małpy nigdy nie jest dłoń człowieka, lecz jedzenie.
5. Niektóre małpy jak widzą jedzenie stają się agresywne. Należy zignorować taką małpę i iść dalej nie dając jej jedzenia.

Image

Małpy oczywiście nie mają oporów przed niczym, więc w każdym kącie można zobaczyć jakieś kopulujące ze sobą dwie. Nic dziwnego, że jest tu ich aż tyle.

Image

Image

Idąc na górę jeszcze robię zdjęcie widokowi na miasto o zachodzie Słońca:

Image

Małpy są znane z tego, że kradną wszystko co można ukraść – nie tylko jedzenie. Kilka miało nawet swoje ciuchy.

Image

Same świątynie na wzgórzu to raczej nic ciekawego – jeżeli chcecie tu przyjeżdżać to tylko i wyłącznie dla małp. Dodatkowo wrażenie psuje wszechobecność żebrzących dzieci, od których ciężko się opędzić.

Image

Na koniec dnia wracamy do miasta, to jak już wspomniałem jest dla turystów zakupowym rajem – o ile ktoś lubi zakupy…

Image

Na koniec dnia chcąc odpocząć od hinduskiej kuchni każemy rikszarzowi zawieźć nas do McDonald’a, gdzie sprawdzamy jak sobie radzą tu bez wołowiny. Otóż ichni BigMac jest zrobiony na bazie kurczaka i nazywa się „Chicken Maharaja Mac”. Większość jedzenia jest serwowana oczywiście na ostro, ale da się znaleźć wyjątki (na szczęście dla naszej koleżanki, która w ogóle nie je ostrego ;) ). Ja ze swojej strony jak kogoś tu zagoni polecam frytki z przyprawą piripiri.

Image

Wychodząc kupiłem sobie jeszcze lody, te jednak zostały mi natychmiast po wyjściu zabrane przez stado dzieciaków-żebraków. Po prostu rzuciły się na mnie. Miejcie to na uwadze – w lokalnych McDonaldach przy wejściu zawsze stoi ochrona, która nie wpuszcza żebraków do środka, jednak po wyjściu jesteście niczym rybka otoczona przez ławicę piranii.

Dzień 8 - Jaipur cd.

Dzień rozpoczynamy od zwiedzenia lokalnego Jantar Mantar. Pamiętacie Jantar Mantar z Delhi? Tutaj jest podobne, tylko że większe. Tak na prawdę największe w Indiach ;) W Indiach można znaleźć kilka takich parków-obserwatoriów - są oprócz dwóch już nam znanych m.in. w Varanasi i Ujjain. Wszystkie są dziełem władcy Sawai Jai Singh'a II. Jantar Mantar w Jaipurze rozpoczęto budować 1728 roku i powoli je udoskonalano dodając kolejne jantry (przyrządy). Obserwatorium składa się z 14 głównych przyrządów - polecam skorzystanie z audio-przewodnika by lepiej zrozumieć jak one działają.

Największym ze wszystkich przyrządów jest Samrat Yantra, czyli wielki zegar słoneczny. Jego gnomon (wskazówka) ma wysokość 27 metrów, dzięki czemu cień na skali przesuwa się w tempie 1 mm na sekundę. Niestety pogoda nie pozwoliła nam na odczyt godziny.

Image

Image

Poniżej widać małe przyrządy służące do obserwowania indywidualnych konstelacji danych znaków zodiaku. Każda działa przez 1/12 roku.

Image

Bardziej standardowy zegar słoneczny:

Image

Najbardziej skomplikowanym przyrządem w Jantar Mantar jest Jai Prakash Yantra. Służy ono do bardzo dokładnego śledzenia pozycji słońca lub innych ciał niebieskich na niebie. Dla wygody obserwatora przyrząd składa się z 6 kamieni oddzielonych przejściami. Z tego powodu zbudowano dwa takie przyrządy, które są "wycięte" w taki sposób, by razem obejmowały całe niebo.

Image

Kolejnym miejscem do którego idziemy jest pałac miejski, po drodze spotykamy jednego z kilku zaklinaczy węży

Image

Pałac miejski (City Palace) składa się tak na prawdę z dwóch pałaców. Pierwszy to Mubarak Mahal. Zbudowany został w XIX wieku jako miejsce przyjęć gości przez maharadżę Maidho Singh'a II

Image

Image

Najważniejszym i najbardziej reprezentatywnym budynkiem jest Chandra Mahal, w którym do dziś mieszkają potomkowie władców Jaipuru.

Image

Na placu między pałacami znajduje się Diwan-I-Khas, czyli kolejne miejsce audiencji.

Image

W środu eksponowane są największe na świecie srebrne naczynia. Każde ma 1,60 wysokości, waży 340 kg i zostało zrobione z przetopionych 14 tyś. srebrnych monet.

Image

Pamiętacie Hawa Mahal? Budynek z prawie tysiącem okien? Tym razem udało nam się wejść do środka - wewnątrz znajduje się duży dziedziniec.

Image

Image

Image

Dziewczyny same nam pozują do zdjęć ;)

Image

Jako, że nasz pociąg odjeżdża około północy decydujemy się na wieczorną wycieczkę do prawdziwego kina Bollywood. W Jaipurze znajduje się słynne kino Raj Mandir, które stanowi lokalną atrakcję turystyczną. Zagraniczni turyści przychodzą tu, by wczuć się w klimat, po czym po kilkudziesięciu minutach wychodzą nie rozumiejąc filmu

Image

Dziś grają lokalną superprodukcję "Race 2", coś pomiędzy Jamesem Bondem, a naszym Vabank. Tu macie trailer:



Jeżeli planujecie pójść do kina, pamiętajcie by kupić bilety wcześniej, bo natkniecie się na podświetlony napis "house full" i nie wejdziecie. Bilety sprzedawane są na kilka rodzajów foteli - my dostajemy środkową klasę "emerald" za 60 rupii (ok. 3 zł). Fotele się rozkładają do pozycji prawie leżącej. Ale zobaczcie samo kino wewnątrz:

Image

Sala kinowa też jest "odjechana":

Image

Światło gaśnie i się zaczyna... to nie jest zwykłe kino - ludzie wiwatują na widok głównych bohaterów, biją brawo gdy uda się ukraść miliony euro, buczą na widok złych charakterów. To sto razy lepsze od kin typu "4D"

Sam film jest dziwny ;) Widać, że pełna rozmachu superprodukcja, ale nieco kiczowata. Jak będziecie mogli obejrzeć, zwróćcie koniecznie uwagę na prywatnego animowanego A380 ;)

Piosenek i tańców nie było tak dużo jak w stereotypowym filmie Bollywood, ale nie mogło kilku zabraknąć:





A tak wygląda scena seksu w bollywoodzkim filmie. Z gościnnym udziałem kwartetu smyczkowego:



Niestety do końca trzygodzinnego filmu nie dotrwaliśmy, bo pora była się zwijać na dworzec.

Dzień 9 - Jaisalmer

Kolejny dzień - kolejny pociąg. Jedziemy do Jaisalmer, miasta które się odwiedza ze względu na fort oraz bliskość pustyni.

Image

Po drodze ciekawy widok:

Image

No i dojechaliśmy - tak wygląda widok z restauracji na dachu naszego hotelu:

Image

Mieszkamy w hotelu Mystic Jaisalmer, który mogę śmiało wszystkim polecić. Właściciel hotelu organizuje wycieczki na pustynię, koszt takiej to około 1000 rupii (60 zł). Jedziemy od razu tego samego dnia.

Po drodze przejeżdżamy przez lokalną świątynię.

Image

Image

Image

Image

Na wycieczkę po pustyni udajemy się oczywiście na wielbłądach. Jako, że nikt z naszej wycieczki nie jest fanem jazdy na tych zwierzętach wybieramy krótszą trasę. Mój wielbłąd bardzo nie lubi leżeć i postanowił wstać zanim usiadłem na nim co spowodowało całkowite rozdarcie moich sztywnych spodni :/

Image

Pustynia nie przypomina tej znanej niektórym z Tunezji, nie ma tu wydm po horyzont - raczej jest to kilka piaskowych pagórków, ale da się znaleźć takie miejsca do robienia zdjęć, że tego nie widać ;)

Image

Image

Po drodze musiałem się oczywiście nasłuchać jakie to życie prowadzącego wielbłądy jest ciężkie i jak mało zarabia i dlaczego mu są potrzebne napiwki. Taaaak, to takie indyjskie :/ Nie lubię tego, wywołuje to u mnie efekt wręcz odwrotny od zamierzonego... A to mój środek lokomocji "psuja" po spacerze:

Image

Pustynia porusza się cały czas dzięki wiatrowi...

Image

...i ma też małych mieszkańców:

Image

U celu naszej wielbłądziej wycieczki czekamy na zachód Słońca. Obok podąża duża karawana turystów zmierzająca na sąsiednią wydmę.

Image

No i doczekaliśmy się...

Image

Niestety na wydmie obok, "po drodze" do Słońca ustawili się inni turyści, ale do zdjęć dało się ich jakoś wykorzystać

Image

Ostatnim punktem programu pustynnej wycieczki była impreza w klasycznym indyjskim stylu z grą na instrumentach i śpiewami. Nie jestem fanem arabskich i indyjskich rytmów, więc ciężko mi było wytrzymać...

Na koniec dnia hinduska kolacja - oczywiście ostra Niektórzy w naszej wycieczce nie byli w stanie jej zjeść. Na szczęście ja nie miałem takich problemów. Mam wrażenie, że po kilku dniach organizm się przyzwyczaja do tego jedzenia i można jeść je coraz swobodniej.

Image

Dzień zakończył się ucieczką przed burzą, która nawiedziła pustynię. Nie była to burza piaskowa, lecz normalna znana nam ulewa z piorunami. Podobno widok to bardzo rzadki, nasi gospodarze śmieją się, że na pewno przywieźliśmy ją z Polski.
_________________
Image
Góra
 Profil Relacje PM off
8 ludzi lubi ten post.
 
      
#3 PostWysłany: 14 Lip 2014 16:43 

Rejestracja: 13 Kwi 2011
Posty: 57
Świetna relacja!
Góra
 Profil Relacje PM off
tygrysm lubi ten post.
 
      
#4 PostWysłany: 14 Lip 2014 18:14 

Rejestracja: 10 Lip 2014
Posty: 95
Loty: 69
Kilometry: 168 562
Kolejna luks relacja :D
Góra
 Profil Relacje PM off
tygrysm lubi ten post.
 
      
#5 PostWysłany: 14 Lip 2014 19:14 
Awatar użytkownika

Rejestracja: 02 Lip 2012
Posty: 829
Loty: 187
Kilometry: 302 324
Zbanowany
Cytuj:
Za 3-godzinną przygodę ze słoniami płacimy 3100 rupii, czyli 180 zł. Pierwszy etap to zapoznanie ze słoniem. Słonie mają bardzo słaby wzrok, widzą tylko na 20 metrów więc swój kontakt ze światem zewnętrznym zawdzięczają głównie słuchowi i węchowi. Gdy tylko się zbliższysz, słoń na pewno obniucha Cie całego swoją trąbą.
To cena od osoby ? Dobra relacja ;)
_________________
Image
Góra
 Profil Relacje PM off
tygrysm lubi ten post.
 
      
#6 PostWysłany: 14 Lip 2014 19:17 
Awatar użytkownika

Rejestracja: 26 Gru 2011
Posty: 265
Loty: 140
Kilometry: 285 616
niebieski
Dzień 10 - Jaisalmer cd.

Kolejny dzień wycieczki to dalsze zwiedzanie Jaisalmeru. Tym razem idziemy zwiedzić fort, tak dla odmiany ;) Budowla jest jednym z największych fortów na Świecie i datuje się ją na rok 1156. Jaisalmer stanowił ważny ośrodek handlu z Persją, Arabią, Egiptem i Afryką.

Image

Po drodze mijamy sporo sklepików z jakże chwytliwymi hasłami reklamowymi:

Image

Image

Fort w Jaisalmer jest wyjątkowo ładny. Nie jest to typowy zabytek tak jak poprzednie forty, lecz normalnie zamieszkałe miejsce.

Image

Image

Image

Sklepiki są tu wszędzie - widać, że miasto bardzo mocno jest nastawione na turystów.

Image

Będąc w forcie należy zwiedzić świątynię Laxminath, która z zewnątrz wygląda tak:

Image

Image

Image

Dziedziniec świątyni zakryty jest prętami rzucającymi ciekawe cienie na zabytek.

Image

Image

Cała świątynia jest niesamowicie pieczołowicie zdobiona rzeźbami i figurkami

Image

Niecały fort jest taki ładny, ale wszędzie utrzymuje swój klimat.

[IMG]http://i1356.photobucket.com/albums/q724/tygrysm/indi10/IMGP2336_res_zps20b04722.jpg[/IMG

W kilku miejscach fortu można znaleźć zakamarki z których świetnie widać okolicę, oczywiście pełno tam naganiaczy czekających na napiwek za pokazanie tego miejsca ;)

Image

W forcie znajduje się kilka haweli (nie mylić z fawelami ;) ), czyli bogato zdobionych budynków należących niegdyś do bogatych kupców zamieszkujących fort. Idąc do jednej z nich napotykam się na walkę dwóch byków - lepiej do nich się nie zbliżać i poczekać aż skończą.

Image

Hawele wyglądają tak:

Image

Image

Image

Pod jedną z nich odpoczywała sobie krowa. Oczywiście świąta ;)

Image

Mieszka tu także właściciel najdłuższych wąsów w Indiach, który za 20 rupii chętnie je pokaże...

Image

I to tyle z Jaisalmeru, dzień zakończył się zakupami w lokalnych sklepach, następnie udaliśmy się na stację kolejową, by złapać nocny pociąg do Jodhpuru, gdzie znajduje się najbliższe lotnisko. Z niego polecimy samolotem Jet Airways do Mumbaju.

Dzień 11 - Jodhpur, JDH-BOM, Mumbai

Dzisiejszy dzień będzie długi... bardzo długi. Rozpoczynamy nocnym pociągiem z Jaisalmer do Jodhpuru. Na miejscu mieliśmy wylądować około 5.25 rano i nawet stwierdziliśmy, że nie mielibyśmy nic przeciwko gdyby pociąg przyjechał spóźniony o kilka godzin. Na złość przyjechał prawie godzinę przed czasem. Wrrr... Na miejscu postanowiliśmy znaleźć pokój na dzień, by móc się przespać choć trochę. Nie było z tym na szczęście większego problemu. Mnie zmogło jakieś choróbsko i postanowiłem nie iść zwiedzać miasta, ale oddałem swój aparat fotograficzny, więc mam dla Was zdjęcia nie mojego autorstwa :D

Co można zwiedzić w Jodhpurze? Oczywiście fort! Mehrangarh Fort zbudowany jest na wzgórzu, znajduje się 122 metry nad poziomem Jodhpuru i otoczony jest robiącymi wrażenie grubymi murami.

Image

Image

Image

Jodhpur jest drugim co do wielkości miastem w stanie Jarahstan, większy jest tylko Jaipur. Ze względu na pogodę nazywany jest "Miastem Słońca" lub "Niebieskim miastem", ta druga nazwa nie jest przypadkowa:

Image

Wróćmy jednak do fortu...

Image

W uliczkach widać pana, który zakładał sobie turban. Nie jest to zadanie jednoosobowe.

Image

Ze szczytu fortu można podziwiać okoliczne widoki.

Image

Image

Jako, że zbliża się godzina o której musimy się zbierać na nasz lot do Mumbaju, wycieczka wraca do hotelu podziwiając ostatnie widoki na fort.

Image

Przejmuję już aparat i dołączam do wycieczki. Na dziedzińcu naszego hotelu znajduje się nowy dla nas typ tuktuka. Motoriksze w Jodhpurze są dostosowane do wąskich uliczek tego miasta, są więc wyraźnie mniejsze i węższe od tych spotykanych w innych hinduskich miastach.

Image

Na lotnisko zabierają nas dwie motoriksze. Samo port lotniczy robi dziwne wrażenie - jak często wjeżdżacie na lotnisko przez strzeżoną przez strażników bramę? Gdy ci zobaczyli białych w rikszy, od razu podnieśli szlaban - innych kontrolowali dużo bardziej szczegółowo. Lotnisko nie przypomina żadnego innego na jakim byłem:

Image

Oczywiście przed wejściem do budynku obowiązkowa kontrola dokumentów i wydruku rezerwacji. W środku należy od razu włożyć bagaż rejestrowany do maszyny, która go prześwietla. Mając odpowiednią przywieszkę ze stemplem pana od kontroli bezpieczeństwa można odprawić swój bagaż. Krótki rzut oka na "FIDS":

Image

Stanowiska check-in nie odbiegają standardem od reszty lotniska. Linie do wyboru są tylko dwie - Air India lub Jet Airways. My oddajemy nasz bagaż na niebieskich stanowiskach, ten dostaje standardową naklejkę i ląduje w "sortowni"... znaczy się pan go wrzuca na odpowiednią stertę.

Image

Lotnisko jest malutkie, jednak znalazła się tam mała kawiarnia i sklep.

Image

Przechodzimy przez kontrolę bezpieczeństwa, gdzie oczywiście każda sztuka bagażu podręcznego musi dostać przywieszkę ze stempelkiem. Tym razem o tym wiedzieliśmy i dokładnie tego pilnowaliśmy. Na szczęście po stronie airside miejsca do siedzenia jest dostatecznie dużo dla wszystkich pasażerów naszego Boeinga 737-800. Niestety ogłoszono, że nasz wylot opóźni się o 30 minut, ale jestem w stanie im to wybaczyć, zwłaszcza po tym jak zobaczyłem co po nas przyleciało ;)

Image

Boarding w formie spacerku po płycie lotniska, a to nasz odrzutowiec:

Image

Niestety chwilę po zrobieniu kilku zdjęć przybiegł pan mówiący, że to lotnisko wojskowe i nie można na nim robić żadnych zdjęć, kilka musiałem skasować, ale dwa mi pozwolił zostawić. Tu jest to drugie:

Image

Nasza maszyna to Boeing 737-800 o rejestracji VT-JFA, niespełna półroczny egzemplarz wyposażony w nowe, zapożyczone z Dreamlinera wnętrze Sky Interior. Już leciałem samolotem z takim wnętrzem w Brazylii, jednak jest ich na tyle mało w Europie, że zamieszczę więcej zdjęć wnętrza niż zwykle. Jak ze względu na wnętrze na ogół wolę latać Airbusami A32x niż B737, to Sky Interior jest dla mnie najładniejszym wnętrzem samolotu jakie na razie lata.

Na początek mijamy prawdziwą klasę biznes:

Image

A następnie idziemy w kierunku naszych miejsc:

Image

Fotele są dość standardowe - wygodne, ale nic szczególnego

Image

Górny panel w 737 Sky Interior prezentuje się następująco:

Image

Co ciekawe jest kilka rzędów, które nie mają okna. między innymi jest to rząd 16 po stronie A. Okna nie ma też w rzędzie 17 od strony miejsca F.

Image

Przed startem kabina zmienia kolor na biały

Image

Po starcie od razu startuje serwis pokładowy. Jedzenie dostają wszyscy, którzy kupili bilety na lot Jet Airways. Bilety można było też nabyć w ramach nisko-kosztowego wariantu Jetlite, jednak różnica w cenie z bagażem rejestrowanym była minimalna, a nie otrzymuje się wtedy posiłku. Dostajemy kanapki i ciasto oraz wodę. Wodę każdy możne brać w dowolnych ilościach.

Image

Chwilę po głównym serwisie przejeżdża wózek z ciepłymi napojami. Pod koniec lotu chętni dostają także słone przekąski.

Image

Lądowanie w Mumbaju z "kangurem". Za taksówkę do centrum miasta należy zapłacić w budkach prepaid na lotnisku. Koszt takiej taksówki to około 500 rupii. Dużo, ale należy pamiętać że jest to około godzina drogi. Panuje bezwzględny zakaz dawania napiwków, ale najpierw będą je próbowali wymusić panowie wrzucający bagaż na dachy taksówek, a później sami taksówkarze dojeżdżając do hotelu.

Nasz hotel znajduje się przy samym Morzu Arabskim, na "Naszyjniku Królowej", czyli półkolistego nadmorskiego deptaku którego nazwa wywodzi się od regularnie rozmieszczonych latarni, które z morza przypominają perłowy naszyjnik.

Image

Wieczorem postanawiamy, że zrobimy sobie nocny spacerek do Gateway of India. Oczywiście korzystam z okazji i robię kilka nocnych zdjęć.

Image

Image

Po drodze mijamy park w którym znajduje się taka oto rzeźba:

Image

Niektórzy z naszej wycieczki dobierają się wody kokosowej, którą można wypić w wielu lokalnych budkach. Ja za nią nie przepadam ;)

Image

No i docieramy w końcu do Gateway of India (nie mylić z India Gate, którą widzieliście w Delhi). 26-cio metrowy monument skończono budować w 1924 roku. Został wybudowany na nabrzeżu przez Brytyjczyków jako miejsce. które mieli widzieć wszyscy ważni pasażerowie przybywający do Indii.

Image

Dzień 11 Mumbai

Pierwszą rzeczą jaką robimy jest wycieczka statkiem na wyspę Elephanta, która słynie ze swoich jaskiń. Na wyspę można dopłynąć jednym ze stateczków "luxury boat" (taaa... jasne ;) ) za 130 rupii w dwie strony. Łodzie są dwupiętrowe, jeżeli chcecie się cieszyć słońcem, wyjście na górne niezadaszone piętro kosztuje dodatkowe 10 rupii. Łódki wypływają z przystani pod Gateway of India i pływają od 9:00 do 14:00, więc planujcie wycieczkę raczej na rano.

Image

Trasa zajmuje trochę ponad jedną godzinę. Na miejscu pierwsze co zobaczycie ten pociąg:

Image

Cena malutka, chyba 30 rupii ale nie dajcie się zwieźć. Pociąg zawiezie Was jakieś 200 metrów na koniec molo. Co ciekawe, podróż w drugą stronę kosztuje już tylko 10 rupii - czyżby dlatego, że wtedy już turyści wiedzą jak długa jest trasa? ;) Polecam zaopatrzenie się na jednym ze straganów w kolbę kukurydzy za 20 rupii. Podaje się ją podpieczoną na węglowym piecyku, lekko posoloną. Sekretem jest wtarcie w nią ćwiartki cytryny. Mniaaam!

Po drodze do jaskiń musimy pokonać około 150 łagodnych schodów. Droga jest całkiem szeroka, schowana pod brezentowym niebieskim dachem rozwieszonym między systemem rozwieszonych między drzewami sznurków. Ścieżka otoczona jest z obu stron ciągnącymi się przez całą jej długość straganami z różnymi indyjskimi pamiątkami. Nie brakuje też małp, które śmigają w tę i z powrotem po dachu. Jedna zdołała mi zabrać moją kolbę kukurydzy, na szczęście już była praktycznie zjedzona.

Image

Na szczycie schodów znajduje się wejście do samych jaskiń. Należy do nich kupić oddzielny bilet. Panowie z obsługi znowu próbowali nam zabrać bilety, ale się nie daliśmy i dostali same kupony kontrolne. Idziemy do jaskiń!

Image

Kompleks tutejszych jaskiń od kilkuset lat służył jako świątynie, zarówno Buddyjskie, jak i Hindu. Wypełnione są one rzeźbami datowanymi na okres pomiędzy V, a VIII wiekiem naszej ery. W jaskini istniały także malowidła, ale dziś zostały po nich tylko ślady. Świątynia Hindu poświęcona jest znanemu już nam bogowi Shiva.

Image

Małpy są tu wszędzie i gwarantuję Wam, że jeżeli nie będziecie uważni stracicie co macie na wierzchu - pilnujcie zwłaszcza jedzenia oraz świecących przedmiotów. Małpy podobno bardzo lubią obiektywy do aparatów fotograficznych, nie wiem dlaczego.

Image

Jeżeli chodzi o poczucie czystości i potrzeby jej zachowania, mam wrażenie że hindusi sami w sobie nie mają w ogóle żadnych potrzeb w tym zakresie. Jedyne miejsca, gdzie jakiekolwiek standardy są zachowane to miejsca w których się tego od nich wymaga - restauracje wyższego standardu oraz hotele, ale też powyżej pewnego standardu. Popatrzcie na plażę w czasie odpływu na wyspie - ludzie nie mają tu żadnych problemów z wyrzucaniem śmieci ze statku prosto do wody.

Image

Pora wracać do miasta, oczywiście statkiem. Połączcie razem te rzeczy: chrupki, kilku facetów i mewy. Wynik: zabawa! W życiu nie widziałem tak dużej ilości dorosłych facetów bawiących się jak w przedszkolu.

Image

Niesamowite wrażenie zrobił na mnie sternik naszego statku - nie dość, że nie widział nic, to zacumował idealnie. Wszystko za pomocą komend wystukiwanych przez dzwonek na suficie.

Image

Idziemy spacerem przez miasto, po drodze mijamy bibliotekę w Mumbaju. Doskonale oddaje klimat tego miasta, jakże inny od Delhi, czy pozostałych miast jakie widzieliśmy.

Image

Po drodze mijamy swojego rodzaju uliczny targ. Napotkaliśmy na nim na takie coś:

Image

Lokalni nazywają to "Ram Kandmul", jest to roślina która smakuje całkiem nieźle. Ciężko mi ją jest do czegoś porównać.

Image

Kandmula popijamy napojem świeżo "wyciskanym" z trzciny cukrowej na jednym z wielu straganów to oferujących. Łatwo je znaleźć, gdyż prawie zawsze na ich dachu czeka sterta trzciny cukrowej gotowej do przetworzenia. Sprzedawca kilkakrotnie przeciska trzcinę przez jej zęby, a napój wypływa do szklanki. Normalnie są to zwykłe szklanki, specjalnie dla nas znalazły się jednorazowe kubki. Po powrocie dowiedziałem się, że picie napoju z trzciny cukrowej w budkach tego typu obarczone jest bardzo dużym ryzykiem złapania ameby... no cóż. Na szczęście nam się nie trafiła ;)

Image

Napój jest rewelacyjny! Jak bardzo nie lubię napoju z kokosa, tak bardzo ten uwielbiam. Jedna przestroga - zabraliśmy trochę napoju do butelek, jednak ten po około godzinie stracił swój kolor i popsuł się jego smak. Idziemy dalej, mijamy jedną z kilku pięknych fontann...

Image

...aby dotrzeć do ostatniego punktu dzisiejszej wycieczki, czyli dworcu Victoria Terminus, a raczej Chhatrapati Shivaji Terminus (musiałem zajrzeć do Wikipedii, by to poprawnie napisać ;) ), bo wcześniejsza nazwa była niepoprawna politycznie. Budynek wzniesiono na cześć Królowej Wiktorii w 1887 roku. Stanowi on mieszankę stylu neogotyckiego z indyjskim.

Image

Dworzec obsługuje największą ilość pasażerów w całych Indiach, człowiek porusza się tu cały czas w ogromnym tłumie. Nawet jak na hinduskie warunki.

Image

Image

Po drugiej stronie ulicy znajduje się budynek, który wydawał mi się być kościołem. Dopiero po powrocie wyczytałem, że jest to siedziba lokalnego samorządu.

Image

Niektórzy nazywają Mumbaj karykaturą XIX-wiecznego Londynu, dlaczego? Może przez te autobusy

Image

Mumbaj jest zdecydowanie najnowocześniejszym z miast jakie widziałem w Indiach, jest całkiem czysty na tle innych aglomeracji. Centrum ma spójną architekturę zachowująca styl jaki widać powyżej. Opinię tę jednak bazuję na niewielkim wycinku Bombaju jaki widziałem, pamiętajcie że jesteśmy w najdroższej dzielnicy miasta.

Odlot naszego samolotu do Doha zapalnowany jest na 4:00 rano, dlatego nie mieliśmy pokoju hotelowego na tą noc. Na koniec dnia postawiamy pójść do kina, by zapełnić czas. Nie obejrzeliśmy ostatnio do końca Race 2, więc pora to nadrobić. Niestety multipleks do którego trafiamy przypomina zdecydowanie bardziej nasze kina, niż kino z Jaipuru. Nie dość, że drogo to na stanowisku security check zostały nam zabrane baterie do naszych aparatów fotograficznych. Nie miałem planu nic z nim robić, ale miałem w torbie jeszcze zapasową, która nie została znaleziona. To tylko dowodzi bezsensowności tej procedury. Koleżanka wyciągnęła swój aparat Olympusa do kontroli, pani nie mogła znaleźć baterii. Zbiegło się kilku pracowników - też nie znaleźli. Koleżanka powiedziała, że w tym aparacie nie ma baterii i ją przepuścili. Dodam, że płaska bateria w tym aparacie schowana jest tuż obok karty pamięci, pod klapką . Czujny pan ochroniarz jeszcze tylko się upewnił, że wiemy że to film w Hindi. Wiemy, ale musimy się spieszyć bo już jesteśmy spóźnieni i film trwa!

Niestety, reakcja publiczności w ogóle nie jest zbliżona do tej z Jaipuru. W kinie cisza jak makiem zasiał. Ciekawe, że połowie filmu pojawił się napis że Race 2 wróci po przerwie. Światła się zapaliły i natychmiast wbiegła na salę obsługę kina z menu w rękach - to dla tych, którzy mogli zgłodnieć.

Jako, że nasz hotel oferował taksówki na lotnisko w strasznie wysokich cenach (1600 rupii za kurs), umówiliśmy się z jednym z taksówkarzy, którzy nas dziś wozili po mieście, że nas zawiezie na lotnisko o północy za 700 rupii za samochód. Świetnie. Problem w tym, że rozmawialiśmy o tym samym także z innym taksówkarzem, który dał nam swoją wizytówkę i powiedział, byśmy zadzwonili jak się zdecydujemy. Ten też przyjechał i stwierdził, że przecież się umówiliśmy na kurs, co na pewno miało miejsca. Dawał nam do zrozumienia, że powinniśmy mu zapłacić, ale nic z tego - rozstaliśmy się w niesmaku. Godzinę później byliśmy już na lotnisku. Zgodnie z radą użytkowników innego forum odnośnie lotniska w Mumbaju - na ponad 3 godziny przed odlotem.

Image

-- 14 Lip 2014 18:25 --

Powrót BOM-DOH-WAW

Byliśmy przygotowani, na to że na lotnisku mogą się dziać rzeczy dziwne, więc podjechaliśmy na nie na 3 godziny przed odlotem. Dobrze się stało, bo widok olbrzymiej w żaden sposób niezorganizowanej kolejki ciągnącej się niemal pod kolejne drzwi terminala robił niemiłe wrażenie. Oczywiście nie dość, że kolejka była jaka była to Hindusi kombinowali jak mogli, by się wepchnąć blisko wejścia. O tym nie było jednak mowy, bo wszyscy byli wkurzeni i "cięci" na takie zachowania.

Image

Między nami co jakiś czas przechodziły panie zbierające z kolejki pasażerów statutowych, jednak w tym wypadku jestem całkowicie przeciwny takiemu przesuwaniu ich. Jeżeli mają być osoby preferowane, to trzeba dla nich zorganizować osobną kolejkę, bo prowadzenie ich za rękę między ludźmi wprost do wejścia powoduje tylko jeszcze większe zdenerwowanie pozostałych czekających. Przy wejściu do terminala stało dwóch na oko żołnierzy, którzy bardzo niespiesznie sprawdzali czy osoby wchodzące są na wydrukowanej rezerwacji. Przejście całej kolejki zajęło około 40 minut.

W środku kolejna kolejka - do check-inów, na szczęście szła bardzo szybko. Każdy przy ustawianiu dostawał od pani kartę emigracyjną z wydrukowanym numerem lotu. Ja swoją zgubiłem w okolicach stanowisk odprawy biletowo-bagażowej, więc po raz drugi musiałem ją wypełniać.

Image

Kontrola paszportowa - kolejna kolejka. Bardzo wolna kolejka... Wszyscy z zagranicy są już ewidentnie zdenerwowani na to w jaki sposób tu wszystko funkcjonuje. My też. Smutni państwo ze straży granicznej ruszali się w żółwim tempie. Nie inaczej było na stanowiskach kontroli bezpieczeństwa. Dla mężczyzn otwarte były 4 stanowiska, dla kobiet kilka kolejnych - Panie przechodziły przez kontrolę błyskawicznie, ale faceci to inna para kaloszy. Pod bramką znalazłem się na godzinę przed odlotem. Bardzo współczuję komukolwiek, kto wpadnie na pomysł przesiadki na hinduskim lotnisku. Jak mawiał klasyk: Nie idźcie tą drogą!

Samolot to Airbus A340-600 A7-AGD. Standardem nie odbiegał od maszyny, która nas przywiozła do Indii.

Image

Image

Do wyboru tym razem były trzy opcje śniadaniowe: naleśniki z truskawkami, omlet i danie rybne. Nie rozdano żadnego menu, ale to krótki lot - można wybaczyć. Na mój stolik trafia omlet w takim ładnym opakowaniu:

Image

Oprócz niego na tacy znalazła się sałatka owocowa, muffin, sok pomarańczowy i masło. Całość dopełnia podawany na ciepło croisant.

Image

Do zbliżania w Doha załoga naszego samolotu zgłosiła się nad ranem lokalnego czasu. Tym razem obeszło się bez kręcenia się w kółko w holdingu.

Image

Niebo w Doha nabiera porannych barw.

Image

Ostatnie zdjęcie naszego A340.

Image

Od razu po powrocie do Warszawy muszę lecieć do pracy do Katowic, więc postanowiłem pójść do Oryx Lounge, do którego wstęp zapewnia karta Priority Pass.

Image

Salonik jest całkiem duży i przyjemny, jednak ciężko znaleźć wolne miejsce. Wybór przekąsek nie powala. Im dłużej siedziałem, tym bardziej salonik się wyludniał - widać lot do Warszawy znajduje się pod koniec porannej fali odlotów z Doha. Gdy dotarłem pod bramkę, prawie wszyscy mieli już zeskanowane karty pokładowe. Chwila czekania na autobus i jedziemy.

Image

W bramce obok odprawiano lot do Zagrzebia, jednak nie wszyscy zdążyli. Ktoś przez zagapienie został w stolicy Kataru - po raz kolejny wychodzi na to, że ciche lotnisko to nie jest za dobry pomysł.

Do Warszawy lecimy A320 A7-AHD dowodzonym przez tego samego polskiego kapitana, który przywiózł nas do Doha. Załoga miała wyraźny problem z wymówieniem jego nazwiska, więc mówili "captain Svavomir"

Image

Jeszcze rzut oka na Doha z góry:

Image

Lotu do Warszawy nie bardzo pamiętam ;) na pewno się odbył i na pewno większość przespałem.
Tym razem menu nie wyświetliło się na ekranach, ani nikt nie dostał drukowanej wersji. Ja wybrałem parówkę z daniem jajecznym:

Image

Oprócz tego zestaw całkiem podobny do tego poprzedniego lotu.

Dzięki sprzyjającym wiatrom miękkie lądowanie w Warszawie miało miejsce pół godziny przed czasem rozkładowym.

Podsumowanie

W ten sposób pora zakończyć moją trzecią forumową relację. Czy Indie mi się podobały? Nie napiszę przecież moich "ulubionych" tekstów z cyklu "to kraj, który można kochać albo nienawidzić", albo że Indie to "kraj kontrastów". Nie kocham Indii, ani nie nienawidzę. Wystarczy, że stwierdzę że nie lubię Indii. Nie znalazłem tu kontrastów do brudu, cwaniactwa i kombinowania mieszkańców tego kraju. Oczywiście były wyjątki, ale byli to głównie ludzie obyci i tacy, którzy widzieli już trochę Świata. Hindusi na obcokrajowca reagują jak na worek z pieniędzmi, który jakimś niekoniecznie wyrafinowanym sposobem należy otworzyć, najlepiej naciągając go. Przeżyłem za to swojego rodzaju kontrast osobisty (o ile można tak to nazwać) po niesamowicie przyjaznych ludziach, których poznawałem na każdym kroku w Australii. Może to dobiło Indie w moim subiektywnym odczuciu. Najgorsze jest to, że starałem się dać temu krajowi szansę, ale z każdym dniem pobytu tam, gdy się uczyłem przystosowania do lokalnych warunków i poznawałem je moje zdezorientowanie przechodziło w rozdrażnienie. Gdy usiadłem wczoraj do pisania relacji z ostatniego dnia zwiedzania na prawdę zastanawiałem się pisząc kolejne zdania, czy nie piszę zbyt negatywnie o tym co widziałem patrząc z perspektywy po powrocie do Warszawy. Wydaje mi się, że mimo wszystko nie.

Czy wrócę? Nie, na pewno nie :) Ale wiecie, w sumie to dobrze, że nie chcę wracać wszędzie tam gdzie byłem - przecież by mi czasu nie starczyło :)

Podziękowania
Jak zwykle dziękuję Wam za to, że dotarliście do tego momentu. Dzięki za wszystkie polubienia i pozytywne komentarze, a przede wszystkim za cierpliwość w czekaniu na zakończenie tej relacji. Jeżeli ta relacja przypadła Wam do gustu, lajkujcie i komentujcie - to bardzo motywuje do pisania kolejnych. Jeżeli macie pytania - pytajcie :)

Pozdrawiam :)
tygrysm

-- 14 Lip 2014 18:28 --

beyond, Fiki, dzięki! :)

wntl, tak, to była cena od osoby ;)
_________________
Image
Góra
 Profil Relacje PM off
14 ludzi lubi ten post.
Arekkk uważa post za pomocny.
 
      
#7 PostWysłany: 14 Lip 2014 22:43 
Awatar użytkownika

Rejestracja: 20 Sty 2012
Posty: 4146
Loty: 1
Kilometry: 282
platynowy
tygrysm; relacja 1sza klasa !
Widać dużo włożonej pracy, dzięki za słowa podsumowania.
_________________
Image
Góra
 Profil Relacje PM off
tygrysm lubi ten post.
 
      
#8 PostWysłany: 14 Lip 2014 23:03 
Awatar użytkownika

Rejestracja: 17 Lut 2013
Posty: 1402
Loty: 494
Kilometry: 1 102 778
Zbanowany
Super relacja, akurat za parę godzin lecę do Delhi, dzięki!
_________________
Image
Góra
 Profil Relacje PM off
tygrysm lubi ten post.
 
      
#9 PostWysłany: 16 Lip 2014 06:43 
Awatar użytkownika

Rejestracja: 24 Paź 2012
Posty: 480
Loty: 53
Kilometry: 142 596
niebieski
Super, dużo zdjęć. Klasa :D
_________________
Image
Góra
 Profil Relacje PM off
tygrysm lubi ten post.
 
      
#10 PostWysłany: 16 Lip 2014 09:49 
Awatar użytkownika

Rejestracja: 25 Wrz 2013
Posty: 45
dzięki za relacje :D robimy bardzo podobną trasę już we wrześniu, rozszerzając ją jedynie o kilka dni na Goa :))
_________________
Babskie zapiski z podróży: http://babska-robinsonada.blogspot.com/

Image
Góra
 Profil Relacje PM off
tygrysm lubi ten post.
 
      
#11 PostWysłany: 16 Lip 2014 10:31 
Awatar użytkownika

Rejestracja: 15 Kwi 2013
Posty: 137
Loty: 49
Kilometry: 99 772
Naprawdę dobra relacja! Choć pokuszę się o jeden grymas:) ale nie tylko w stosunku do kolegi, który ogólnie odwalił kawał dobrej roboty ale i innych relacji z tym samym mankamentem. Od razu zastrzegam, że to moje subiektywne przeświadczenie z czytanych relacji. Może innych nie drażni. A więc: Jak dla mnie kompletne zbędne jest dodawanie szeregu zdjęć przedstawiających wnętrza samolotów (monitorki, tłum ludzi itp.), bramki na lotnisku czy nawet jedzenie w samolocie. Wiem, że to portal o tanim lataniu ale w relacjach nie tego oczekuje:) wręcz czasami psuje mi to ostateczne wrażenie
Góra
 Profil Relacje PM off  
      
#12 PostWysłany: 16 Lip 2014 11:48 
Awatar użytkownika

Rejestracja: 12 Wrz 2013
Posty: 495
Loty: 35
Kilometry: 111 384
relacja super, na pewno warta dotrwania do końca;)
jednak syf jaki tam panuje zniechęca mnie do tego kierunku, no i informacje o gwałtach, które podobno niestety ale sa dość częste....

relacja jeszcze raz powiem na świetnym poziomie kolego!
_________________
Image
Góra
 Profil Relacje PM off
tygrysm lubi ten post.
 
      
#13 PostWysłany: 16 Lip 2014 12:00 

Rejestracja: 03 Kwi 2012
Posty: 343
niebieski
orodruin2 napisał(a):
A więc: Jak dla mnie kompletne zbędne jest dodawanie szeregu zdjęć przedstawiających wnętrza samolotów (monitorki, tłum ludzi itp.), bramki na lotnisku czy nawet jedzenie w samolocie. Wiem, że to portal o tanim lataniu ale w relacjach nie tego oczekuje:) wręcz czasami psuje mi to ostateczne wrażenie

To jest forum o lataniu.
Jesli takie zdjecia nie maja trafic do relacji z podrozy, to gdzie wg Ciebie mialyby sie znalezc?
Góra
 Profil Relacje PM off
tygrysm lubi ten post.
 
      
#14 PostWysłany: 16 Lip 2014 12:07 
Awatar użytkownika

Rejestracja: 15 Kwi 2013
Posty: 137
Loty: 49
Kilometry: 99 772
guest napisał(a):
orodruin2 napisał(a):
A więc: Jak dla mnie kompletne zbędne jest dodawanie szeregu zdjęć przedstawiających wnętrza samolotów (monitorki, tłum ludzi itp.), bramki na lotnisku czy nawet jedzenie w samolocie. Wiem, że to portal o tanim lataniu ale w relacjach nie tego oczekuje:) wręcz czasami psuje mi to ostateczne wrażenie

To jest forum o lataniu.
Jesli takie zdjecia nie maja trafic do relacji z podrozy, to gdzie wg Ciebie mialyby sie znalezc?


zakopać na dysku komputera :) mówiłem że to moje odczucie :)
Góra
 Profil Relacje PM off  
      
#15 PostWysłany: 16 Lip 2014 12:13 
Awatar użytkownika

Rejestracja: 09 Mar 2011
Posty: 6416
Loty: 171
Kilometry: 188 843
srebrny
Warto po pamiętać, że o kształcie relacji decyduje autor ;) nie chcesz nie czytaj jest tu sporo fanów lotnictwa zatem ta część niektórym się spodoba

pozdrawiam Gaszpar
Wysłane z mojego C6903 przy użyciu Tapatalka
_________________
Image
Góra
 Profil Relacje PM off
tygrysm lubi ten post.
 
      
#16 PostWysłany: 16 Lip 2014 12:15 
Awatar użytkownika

Rejestracja: 16 Lip 2013
Posty: 28
Loty: 109
Kilometry: 193 212
Dzięki za tak szczegółową relację! Jeszcze bardziej nakręciła moją ciekawość, nawet mimo pesymistycznego podsumowania. We wrześniu idziemy w Twoje ślady (tak jak pisała Marta - podobna trasa, inna kolejność + Goa). Już wiem, że muszę nastawić się na walkę z natarczywym wymuszaniem kasy (ludzie) i jedzenia (małpy). To już wyższy level "asertywności" niż ta, której potrzeba w krajach arabskich ;).
_________________
http://citybreakpopolsku.blogspot.com
Smakowanie Świata miasto po mieście
Góra
 Profil Relacje PM off
tygrysm lubi ten post.
 
      
#17 PostWysłany: 16 Lip 2014 15:17 
Awatar użytkownika

Rejestracja: 26 Gru 2011
Posty: 265
Loty: 140
Kilometry: 285 616
niebieski
Dzięki wielkie wszystkim za miłe słowa :)
orodruin2, cieszę się, że część nielotnicza relacji Ci się podobała. Jestem fanem lotnictwa i uwielbiam czytać zarówno relacje stricte z podróży, jak i relacje z samych przelotów samolotami, więc piszę jak piszę i mam nadzieję, że na tym forum znajdują się i tacy, których ciekawi co dane linie lotnicze oferują. Wszystkich gustów nie da się zaspokoić na raz i mam nadzieję, że jesteś w stanie w razie czego pominąć nieinteresujące Cie fragmenty :)
_________________
Image
Góra
 Profil Relacje PM off  
      
#18 PostWysłany: 16 Lip 2014 18:12 
Awatar użytkownika

Rejestracja: 14 Kwi 2013
Posty: 336
niebieski
Nigdy nie byłem w miejscach gdzie jest tak syf. Najbardziej syfiastym miejscem jakie widziałem była Bolonia we Włoszech :) Kiedy wróciłem z niej do Warszawy poczułem się jakbym wrócił z jakiegoś trzeciego świata do kulturalnego, czystego miasta na poziomie :) To jak czowiek musi się czuć w takich Indiach :D
_________________
LUKASZBOGUSZ.COM
Góra
 Profil Relacje PM off  
      
#19 PostWysłany: 16 Lip 2014 21:18 

Rejestracja: 25 Paź 2012
Posty: 1022
niebieski
Ja też dziękuję za relację :) Dobrze i szczegółowo napisana-z gatunku takich, co pomogą następnym podróżującym :) Do tego kraju nie wybiorę się na pewno, ale pooglądać zdjęcia i poczytać miło. Życzę nastepnych wojaży i relacji z nich :)

-- 16 Lip 2014 21:19 --

Ja też dziękuję za relację :) Dobrze i szczegółowo napisana-z gatunku takich, co pomogą następnym podróżującym :) Do tego kraju nie wybiorę się na pewno, ale pooglądać zdjęcia i poczytać miło. Życzę nastepnych wojaży i relacji z nich :)
Góra
 Profil Relacje PM off
tygrysm lubi ten post.
 
      
#20 PostWysłany: 16 Lip 2014 22:53 
Awatar użytkownika

Rejestracja: 08 Lis 2012
Posty: 1365
Loty: 246
Kilometry: 399 411
srebrny
tygrysm napisał(a):
Dzięki wielkie wszystkim za miłe słowa :)
orodruin2, cieszę się, że część nielotnicza relacji Ci się podobała. Jestem fanem lotnictwa i uwielbiam czytać zarówno relacje stricte z podróży, jak i relacje z samych przelotów samolotami, więc piszę jak piszę i mam nadzieję, że na tym forum znajdują się i tacy, których ciekawi co dane linie lotnicze oferują. Wszystkich gustów nie da się zaspokoić na raz i mam nadzieję, że jesteś w stanie w razie czego pominąć nieinteresujące Cie fragmenty :)

To ja dla kontrastu napiszę, że uwielbiam Twoje zdjęcia samolotów z zewnątrz i wewnątrz oraz jedzenia. Dla mnie są ważną i ciekawą częścią relacji. Muszę przyznać, że po przeczytaniu Twojej relacji z Australii sam zacząłem robić takie zdjęcia na moim pierwszym locie długodystansowym :D
Góra
 Profil Relacje PM off
tygrysm lubi ten post.
 
      
Wyświetl posty z poprzednich:  Sortuj według  
Napisz nowy temat Odpowiedz  [ 32 posty(ów) ]  Idź do strony 1, 2  Następna

Wszystkie czasy w strefie UTC + 1 godzina (czas letni)


Kto jest na forum

Użytkownicy przeglądający to forum: Brak zarejestrowanych użytkowników oraz 2 gości


Nie możesz zakładać nowych tematów na tym forum
Nie możesz odpowiadać w tematach na tym forum
Nie możesz edytować swoich postów na tym forum
Nie możesz usuwać swoich postów na tym forum
Nie możesz dodawać załączników na tym forum

Przeszukaj temat:
  
phpBB® Forum Software © phpBB Group