Był to nasz drugi rejs interkontynentalny na pokładzie Aerosvitu. Poprzednio, również do Bangkoku, lecieliśmy ukraińską linią półtora roku temu.
Podróż na bilecie sprzedanym nam przez Aerosvit rozpoczynamy ze skutej lodem i przysypanej śniegiem Rygi (-22 st. C). O ile terminal przylotów w Rydze nie robi na nas żadnego wrażenia, o tyle terminal odlotów jest bardzo sympatyczny, nowoczesny i przyjazny podróżnemu, acz dość kameralny. Nasze bagaże zostają nadane do Bangkoku, a my otrzymujemy dwie karty pokładowe na dwa pierwsze odcinki podróży.
Tu uwaga odnośnie bagażu. Przy dalszych trasach mamy w zwyczaju swoje bagaże zafoliować metodą „partyzancką”. Służą do tego plastikowe, grube, czarne worki na śmieci o pojemności 100+ litrów. W nich lądują plecaki, a tak powstały pakunek oklejamy szeroką taśmą klejącą. Po zakończeniu pracy nasze plecaki wyglądają jak worki ze zwłokami.
Dlaczego stosujemy tę metodę? Bo jest sporo tańsza od foliowania lotniskowego, a pozwala zabezpieczyć bagaż przed ciekawskimi tego co jest w środku, przed wodą (deszcz na lotniskach), a także przed niechcianymi dodatkami.
Do samolotu jedziemy lotniskowym autobusem i tu nasze pierwsze, bardzo duże zdziwienie. Otóż trasę z Rygi do Kijowa pokonamy samolotem Dniproavia. Okazuje się, że ta nieznana nam ukraińska linia od września 2010 roku dołączyła do sojuszu z Aerosvitem i Donbassaero. Na pokładzie małego Embraera 145 witają nas pogodne stewardessy.
Samolot po odlodzeniu startuje punktualnie. W trakcie krótkiego przelotu otrzymujemy smaczny poczęstunek śniadaniowy (sok, herbarta, kanapka). Lecimy na wysokości około 6000 metrów przy doskonałej widoczności nad zimową Ukrainą.
Humorystycznym akcentem z podróży jest karta z instrukcją bezpieczeństwa, gdzie odnajdujemy napis po polsku. Miły akcent. Jeszcze milsza jego treść: „Prosimy o pozostawienie instrukcji w samolocie”.
Do Kijowa docieramy o czasie. To dla nas ważne, bo stosunkowo mało mamy czasu na przesiadkę. Kilka miesięcy po zakupie biletów dostaliśmy maila od Aerosvitu z informacją o zmianie godziny lotu z Kijowa do Bangkoku. Po kolejnych kilku tygodniach dostaliśmy kolejnego maila (w języku ukraińskim), z kolejną zmianą godziny, tym razem lotu z Rygi do Kijowa. Suma tych zmian zredukował czas naszej przesiadki do niespełna godziny.
Z jednej strony to dobra wiadomość, terminal wylotów na lotnisku Kijów Borispol jest jednym z najbardziej niesympatycznych (nowy w budowie). Jest mały, zatłoczony i ciągle trwa w nim remont. W wyznaczonych miejscach można palić papierosy, a dym roznosi się wszędzie. Kartą można zapłacić tylko w jednej kawiarence, a uzyskanie informacji o locie graniczy tu z cudem. Czuć ducha ZSRR.
Przy poprzednim locie Aerosvitem do Bangkoku przez opóźnienia w obie strony (remont pasa) spędziliśmy tu ładnych kilka godzin i gdyby nie sympatyczna i towarzyska grupa podróżników w wieku naszych rodziców z Bielska Białej, pewnie byśmy się zanudzili.
Przy krótkim czasie przesiadki wąskim gardłem, w którym można utknąć na Borispolu, jest ścieżka dla pasażerów tranzytowych. Co prawda jest to droga bardzo krótka, ale ślamazary z ukraińskiej obsługi kontroli bezpieczeństwa potrafią skutecznie ją utrudnić. Kontrola nie jest drobiazgowa lecz powolna. Tym razem jednak wyrobiliśmy się bez problemu, a jak się okazało w Bangkoku, przesiąść się zdążyły również nasze bagaże.
Do samolotu tu również dowozi nas lotniskowy autobus. Na płycie czeka na nas Boeing 767-300. Pierwsze wrażenie po wejściu do samolotu – jest lepiej niż półtora roku temu. Aerosvit do niedawna miał w swojej flocie trzy Boeingi 767, prawdziwych emerytów, gdzie fotele oklejone były „ceratą” a w poręczach znajdowały się popielniczki. Teraz do służby w tej linii wkracza sześć boeingów odkupionych od Royal Brunei. To też nie młodzieniaszki (w większości z 1993 roku), ale różnicę widać gołym okiem.
Na fotelach pasażerów witają zestawy mające uprzyjemnić podróż. Polarowe kocyki z logo Aerosvit i jednorazowe poduszki. Niestety nie wszystkich pasażerów. Brak zgłaszam stewardowi. Okazuje się, że niestety co mieli to rozłożyli, jak potrzebuję, to mogę sobie wziąć z innego fotela, bo nie wszyscy pasażerowie jeszcze dotarli na swoje miejsca. Potrzebować nie potrzebuję, pytałem z ciekawości ;).
Przymierzamy się do foteli, w których spędzimy następne 9 godzin. Są wygodne, miejsca na nogi nie brakuje. Miłą (pozornie) niespodzianką jest system rozrywki pokładowej w postaci małego telewizorka w oparciach foteli przed nami. Samolot Aerosvitu, którym na tej trasie podróżowaliśmy poprzednio, nie był weń wyposażony. Jednak na ekranie widnieje informacja „Proszę czekać, system nie jest jeszcze dostępny”. Dziewięć godzin oczekiwania okazało się zbyt krótkim czasem, by system osiągnął gotowość i pokazał na swoim ekranie coś innego niż powyższy komunikat.
Więcej szczęścia mieliśmy w czasie rejsu w drugą stronę. System działał! Załoga pokładowa po starcie rozdała pasażerom słuchawki i można było uprzyjemniać sobie podróż grając w gry z lat 90. albo oglądając filmy (względnie świeże) i na szczęście po angielsku. Mnie jednak najbardziej i tak cieszyła mapa a w szczególności kompas wskazujący… Mekkę!
Samolot odkupiony został jak wspomnieliśmy wcześniej od narodowego przewoźnika z sułtanatu Brunei, państwa muzułmańskiego. Nic więc dziwnego, że na pokładzie takie udogodnienie dla wiernych. Zaskaujące jednak, że pod ukraińską banderą nadal kompas był uznawany za atrakcję wartą prezentowania. Równie zaskakujące jak napisy w samolocie w języku bahasa. Może na zmianę nie starczyło czasu, a może nie ma jej w planach. Stawiam na to drugie.
Niestety położenie Mekki względem samolotu, którym podróżowaliśmy mogło sprawdzać tylko jedno z nas, bowiem drugi ekran miał chwilowo wolne. Od stewarda dowiedzieliśmy się, że niestety, ale… Cóż, strawę dla ducha można odpuścić, byle by strawy dla ciała nie brakowało. A tu w Aerosvicie nie ma na co narzekać.
W trakcie lotu są serwowane dwa poczęstunki: śniadaniowy i obiadowy, oba w towrzystwie ciepłych i zimnych napojów. Posiłki był obfite, zjadliwe, stojące półkę wyżej niż jedzenie dla kosmonautów. Gorzej jeśli ktoś miał zachcianki. Cytryna do herbaty? Niestety, skończyła się. Może wino? Niestety… Może po posiłku do toalety? Niestety te z tyłu zepsuły się, ale w połowie samolotu działają bez zarzutu.
Dzięki takim to atrakcjom podróż w obie strony nie dłużyła nam się. Jak w każdy dobrym scenariuszu najlepsze powinno nadejść na koniec i tak też było tym razem, a końcem było podejście do lądowania w Bangkoku. Gdy samolot zmienił kąt nachylenia z luków bagażowych nad głowami pasażerów w kilku miejscach zaczęła się… lać strumieniami woda. Nie mam pojęcia skąd pochodziła, ale widać to nie pierwszy już raz, bowiem personel pokładowy sprawnie ruszył do pasażerów, którzy nie mogli już przecież opuszczać foteli, z chusteczkami jednorazowymi. Tu jednak bardziej na miejscu byłby parsol.
Zamoczeni pasażerowie nie wykazywali jednak oznak istotnego zdenerowania, w końcu przed chwilą kapitan informował, że w stolicy Tajlandii mimo wczesnej godziny (5 rano) temperatura powietrza zbliża się już do 30 stopni celsjusza. Lądowanie przebiegło bez najmniejszych zakłóceń, a przejście z samolotu do terminala odbywało się przez „rękaw”. Lotnisko w Bangkoku to już zupełnie inny świat, prawdziwy XXI wiek.
Aerosvit wybraliśmy tylko z jednego powodu – dla ceny. Loty odbyły się punktualnie i bez najmniejszych zakłóceń, nasze bagaże dotarły razem z nami do celu w stanie nienaruszonym. Na pokładzie nie byliśmy głodni, komfort podróży był odpowiedni do oczekiwań. Nie mieliśmy okazji sprawdzić jak wypada Aerosvit przy kłopotach: opóźnieniach, odwołaniach, czy wykazuje odpowiednią troskę o pasażera. Jeśli macie doświadczenia z takich sytuacji, podzielcie się relacjami z nami w komentarzach.
Mankamentem Aerosvitu jest obsługa pokładowa. Realizuje swoje obowiązki ale czyni to w sposób znany nam z okienka pocztowego. Minuesem są też wszelkiego rodzaju drobne fuszerki/braki opisane wyżej, co prawda nieszkodliwe, ale wpływają na wizerunek linii jako takiej.
Orgaznizacja Skytrax klasie ekonomicznej Aerosvitu na długich trasach daje 3 gwiazdki. W pełni się z tą oceną zgadzamy przy cenie biletu do Bangkoku poniżej 2000 zł. Jeśli mielibyśmy jednak zapłacić więcej, zdecydowanie szukalibyśmy alternatywy.
PS. Obecnie za 612$ można kupić na stronie aerosvit.com bilety do Tajlandii z Polski na końcówkę stycznia, cały luty i początek marca 2012 roku. To dobra cena, jeśli ktoś planuje podróż w tym okresie.




















